Czas rozliczeń. Podsumowanie roku na blogu.

 

Na koniec roku zamieszczam listę najpopularniejszych postów w roku 2018. Irytuje mnie Chojecki na szczycie listy. Cieszy zaś, że znalazło się miejsce aż na trzech pozycjach dla komentarza do Księgi Rodzaju.

Teologia fekalna pastora Chojeckiego, czyli duży chłopiec z małym Kościołem. Cz II.: KUPA!!! dinozaura i kupa nieścisłości

CHOJECKI1B

Przywłaszczając miano kreacjonistów sobie i innym zwolennikom Teorii Młodej Ziemi Chojecki raz, że nie wie co mówi, dwa – insynuuje, że każdy kto uważa, że Bóg stworzył świat musi się z nim zgadzać.

[Ewolucjoniści] twierdzą, że między trawami a śmiercią ostatniego dinozaura (ostatniego!) – ile czasu upłynęło? Walą ostro, jak ten dinozaur kupę. Nie wiem, czy by się zmieściła w tym pokoju taka kupa dinozaura. Walą ostro: dziesięć milionów, mówią, niewyjęte. Wygrajcie w totolotka dziesięć milionów, to zobaczycie, ile to jest. Ja sobie tego już nie wyobrażam, to są za wielkie liczby dla mnie. Nawet pomimo waszej aktywności finansowej w wpieraniu nad to jeszcze do dziesięciu milionów nie dobiło. To jest jakaś ogromna przepaść. [cięcie] Dziesięć milionów lat. Dziesięć milionów lat to sporo nawet my się z tym zgodzimy. Takie usanie[?]. Czyli inaczej mówiąc, żaden dinozaur nie mógł posmakować trawki. No tak czy nie? No bo dziesięć milionów! Lata świet… kosmos dzieli ostatniego Mohikanina w skórze dinozaura od pierwszych traw. Nie mógł zjeść trawy. No i oni tak dźgali kreacjonistów przez długi czas. Ha! Ho! Widzicie! To jest dowód, że my mamy rację. No, dobrze. My czekamy, tylko spokojni. Bóg zareaguje. I w 2007 roku lub 2006, nie pamiętam dokładnie, Bóg zareagował. W jaki sposób? Ktoś wie? Znalazła się KUPA!!! KUPA DINOZAURA!!! A! W Indiach! Jest!!! [… – Chojecki psuje coś, zapowiada audycje o Chinach] W każdym razie znalazła się ta wielka kupa. No, wszyscy ewolucjoniści już mają brudne kalesony, bo ich teza może teraz zostać zweryfikowana. Rozumiecie, kreacjoniści mówili: «źarł wszystko, trawa musi być w kupie dinozaura! Bo wszystko zostało stworzone od razu.» A ewolucjoniści; «Nie, nie możliwe, bo dziesięć milionów lat później.» Haha! No to grzebiemy w kupie, naukowcy. Ja się do tego nie biorę… Ale jacys paleontocośtamlodzy khukhamh [zatykanie nosa i udawanie grzebania w stercie łajna rodem z pierwszego „Jurrasic Parku”] Co jest w kupie dinozaura? Trawa! Ile gatunków? Pięć! CBDO. Wśiuuu, teorio ewolucjonistów. [i kop] Powiedziałem, że załatwię, no to załatwiam.”

I oczywiście, że nie załatwił. Nauka ma to do siebie, że jedne teorie powstają, inne upadają. Naukowiec wie na pewno tylko to, że jeszcze nie wie wszystkiego, nie wszystkie puzzle ma przed oczami i wie, że za jego życia układanka nie zostanie ułożona. Biolog ma świadomość, że nawet jeśli rozwiąże jakiś problem, to w efekcie pojawi się jeszcze więcej pytań. Weźmy inną naukę, tym razem humanistyczną, historię. Hetyci, benej Het, synowie Heta. Lud dość aktywny w Starym Testamencie. Na przykład w Rdz 23,10 mamy Efrona Hahiti, który po namowie szanujących patriarchę benej Het oddaje pieczarę Machpel na grób Sary, a w wypisie bohaterów Dawida 1 Krn 11,41 – Uriasza Hahiti, tego samego, którego żonę Dawid ujrzał gdy kąpała się na dachu i który przypłacił pragnienie króla życiem. Do XX w. twierdzono, że Hetyci, synowie Heta to wymysł Biblii, dowód na jej nieprawdziwość. A tu dochodzi do odkrycia miasta Hatussy, stolicy imperium hetyckiego. I pojawiają się pytania – jaki byli zorganizowani, kto nimi władał, gdzie są pozostałe ich miasta, jak kształtował się ich język? Jedna ruina daje nowe obszerne pole do badań.

Zaś pastor Chojecki ma Biblię – gotowy obrazek. I na tej podstawie twierdzi, że jeśli jakiś element teorii naukowej mu nie pasuje do Biblii, to cała teoria musi być błędna. Co więcej, jeśli okazuje się, że nowe odkrycie rzuca nowe światło na poprzednie ustalenia, to dowodzi, że wszystkie ustalenia były nieprawidłowe. Najwyraźniej pastorowi nigdy nie zdarzyło się układać puzzli, czy chociażby rozwiązywać sudoku bo wiedziałby, że czasem się zdarza zmienić koncepcję.

Księga Rodzaju. Cz. 2.: Mit żydowski

RdzKomnagl2

Przez długie wieki nie widzieliśmy tych podobieństw, gdyż nawet o mitologii tak ważnego ośrodka jak Egipt nie wiedzieliśmy zbyt wiele, głównie z powodu skupienia na północnych wybrzeżach Morza Śródziemnego (Grecja, Rzym), ale także skutkiem bariery językowej: języki tak zwane „klasyczne” przetrwały za sprawą prób zachowania ciągłości po Imperium Romanum, a także za sprawą chrześcijaństwa, które kultywowało grekę z powodu zapisania w niej Nowego Testamentu i dzieł wielkich teologów wschodnich, a nawet hebrajski z powodu czci do Starego Testamentu był lepiej znany niż egipski czy sumeryjski. Stąd, o ile znane były pewne zniekształcone przez hellenizację czy romanizację imiona władców, bogów, czy na przykład lokalizacje, to jednak wiedza nasza pochodziła od Żydów, Greków i Rzymian, a co za tym idzie nie oddawała dobrze ducha ani nawet literalnego tekstu wierzeń.

Ten brak wiedzy chrześcijan z jednej strony chronił Biblię przed zarzutami, jakie pojawiły się później, a z drugiej: sprawiał, że była ona niejako zawieszona w próżni, a jej prawdomówność oparta była głównie na autorytecie Boga. Gdy XIX w. przyniósł odświeżenie w dziedzinie badań nad kulturą i tekstami sumeryjskimi, babilońskimi czy egipskimi, z jednej strony zauważano podobieństwa między wierzeniami mezopotamskimi (choćby mit o potopie), z drugiej zaś drastyczne różnice między wizją dziejów ich a choćby Tory.

Nie znaczy to bynajmniej, że przed tym okresem starożytność nie znała alternatywnych opisów wydarzeń znanych z Pisma. Znała też zwyczaj dorabiania przeciwnikom politycznym czy ideowym możliwie najgorszej możliwej wersji historii powstałej poprzez wypaczenie tego, co adwersarze sami o sobie twierdzili. Tak, jak w starym dowcipie:

– Czy to prawda, że w Moskwie na Placu Czerwonym rozdają samochody?
– No, prawie. Nie w Moskwie, tylko w Leningradzie, nie na Placu Czerwonym, tylko targowym, nie samochody a rowery i nie rozdają, a kradną.

Na przykład w wersji Exodusu według Tacyta zawartej w V księdze jego „Historii”, Żydzi wypędzeni z Egiptu tułali się po pustyni, a ocaleni przez stado dzikich osłów odtąd czcili złotą głowę tego zwierzęcia w swym najświętszym sanktuarium w Jerozolimie. Jednak w Europie czy w Stanach XIX w. nikt nie widział w tych wersjach czegoś poza złośliwą propagandą, tak jak nie uznawano za prawdziwą antyewangelii przekazanej choćby w dziełach z serii Toledoth Jeszu. Ponowne odkrycie świata epoki nie tyle klasycznej (jeśli ograniczyć jej geograficzny zasięg do świata hellenistycznego i Imperium Romanum), co epoki brązu czy wczesnego żelaza i zapoznanie się z Babilonią, Egiptem czy Filistynami u źródła, nakazało spojrzeć inaczej na dzieje świata. O ile świat rzymski zaczynał się legendarnie w roku 753 przed Chr., o tyle tabliczki gliniane kazały spojrzeć na tysiące lat przed Chrystusem, ukazując nam lepiej świat, w jakim przyszło żyć choćby Mojżeszowi, czy pierwszym zamieszkującym podbity Kanaan Izraelitom.

Księga Rodzaju. Cz. 4.: Dzień drugi (Rdz 1,6-13)

A potem Bóg rzekł: «Niechaj powstanie sklepienie (rāqȋa‘) w środku wód i niechaj ono oddzieli jedne wody od drugich!» Uczyniwszy to sklepienie, Bóg oddzielił wody pod sklepieniem od wód ponad sklepieniem; a gdy tak się stało, Bóg nazwał to sklepienie niebem. I tak upłynął wieczór i poranek – dzień drugi.
Rdz 1, 6-8

Zapewne gdy czytamy „sklepienie” mamy na myśli pospolity kopulasty strop, coś, co jest nad nami – zresztą stąd się wziął nasz „sklep”, od czeskiego słowa oznaczającego „piwnicę”, gdyż dawniej placówki handlowe znajdowały się w podziemnych częściach budynku, z najczęściej wysklepionym stropem, podtrzymującym wyższe kondygnacje. W tym rozumieniu występuje to w wizji świata zwolenników płaskiej ziemi: mamy ad sobą kopułę. Tymczasem, jeśli chodzi o słowo rāqȋa‘, ma ono bardzo jasno określone znaczenie. Bierze się ono od czasownika rāqa‘, wyrażającego deptanie, tupanie czy uderzanie. Gdy Bóg każe Ezechielowi głosić Izraelowi rychłą zagładę, mówi w wersie 6,11: „Klaskaj w dłonie i tupaj nogą (ȗrᵉqa‘ bᵉraḡlᵉkā), i wołaj: Biada z powodu wszystkich obrzydliwości domu Izraela, który padnie od miecza, głodu i zarazy”. Dawid w hymnie pochwalnym dla Boga mówi o swych wrogach: „Jak proch na wietrze ich rozrzucę, zdepczę (᾽erqā‘ēm) jak błoto uliczne” (2 Sm 22,43).

Rāqȋa‘ pojawia się w Piśmie 17 razy: 9 razy w 1. rozdziale Księgi Rodzaju, następnie w:

– Ps 19,2: „Niebiosa głoszą chwałę Boga, dzieło rąk Jego nieboskłon (hārāqȋa‘) obwieszcza”;
– Ps 150,1: „Alleluja. Chwalcie Boga w Jego świątyni, chwalcie Go na wyniosłym Jego nieboskłonie (birqȋa‘ ‘uzzȏ)!”;
– 5 razy w wizji Ezechiela w Świątyni (w rozdziale 1 w wersetach 22,23,25,26 i w wersecie Ez 10,1) – tu wyraźnie widać, że sklepienie jest elementem tronu Boga, gdyż: „Ponad sklepieniem, które było nad ich głowami, było coś, o miało wygląd szafiru, a miało kształt tronu, a na nim jakby zarys postaci człowieka” (w. 26, por. Mt 5,34);
– w wizji zmartwychwstania opisanej przez Daniela: „Mądrzy będą świecić jak blask sklepienia (kᵉ-zōhar hārāqȋa‘), a ci, którzy nauczyli wielu sprawiedliwości, jak gwiazdy przez wieki i na zawsze” (Dn 12,3).

Sklepienie jest więc płaszczyzną, czymś płaskim i rozciągniętym (Biblia Gdańska używa na rāqȋa‘ słowa „rozpostarcie”) ale która jest przede wszystkim pod stopami Boga, a w drugiej kolejności: nad głowami ludzi, co pojawia się głównie w wizjach prorockich i tekstach poetyckich. Nie znamy z Biblii jego kształtu: czy jest kopułą okrągłą, czy może kwadratem? Nie zostało to opisane, jednak pozorny ruch gwiazd dookoła Ziemi kazał szukać wśród kształtów kolistych.

Rdznagl4

Księga Rodzaju. Cz. 7: Szabat. Dzień siódmy (Rdz 2,2-3)

Gdy weźmie się tak pojętą świętość pod uwagę, gdy uzna się, że rzeczy boskie są inne od rzeczy ludzkich, wtedy też dzień święty wymaga oderwania od spraw przyziemnych. To czas na kontemplację, który winien być (nomen-omen) poświęcony Bogu. To czas na spojrzenie na dzieło całego tygodnia i swoisty rachunek sumienia. Żydowski szabat wymagał całkowitej niemalże bezczynności – wszystko powinno być przygotowane zawczasu, nawet ognia nie można było rozpalić w domu w ten dzień (por. Wj 35,3). Tradycja żydowska rozbudowała nakazy biblijne. Dla przykładu: uznano za element prawa szabatowego wers Wj 16,29:

„Patrzcie! Pan nakazał wam szabat i dlatego w szóstym dniu dał wam pokarm na dwa dni. Każdy przeto z was pozostanie w domu! W dniu siódmym żaden z was niech nie opuszcza swego miejsca zamieszkania!”

W czasach Ezechiela był on interpretowany jako zakaz noszenia ciężarów poza miasto:

„To mówi Pan: Strzeżcie się – jeśli wam życie miłe – by nie nosić rzeczy ciężkich w dzień szabatu ani nie wnosić ich przez bramy Jerozolimy. Nie wynoście żadnych ciężarów ze swych domów w dzień szabatu ani nie wykonujcie żadnej pracy, lecz raczej święćcie dzień szabatu, jak nakazałem waszym przodkom.” Ez 17,21-22

Tak restrykcyjne przepisy zostały przez niektórych rabinów złagodzone: niektórzy dopuszczają praktykę łączenia domów za pomocą systemu słupów granicznych, zwanych ‘ĕrȗḇȋn (lp: ‘ĕrȗḇ). Łączą one kilka działek, prywatnych i stanowiących na przykład własność lokalnego samorządu w jedną, wielką prywatną (jedynie w sensie rytualnym) przestrzeń, w ramach której dozwolone jest przenoszenie przedmiotów, ale już nie otwieranie parasola. Co więcej, zwyczaj stawiania ‘ĕrȗḇȋn zapewne był też dodatkową motywacją do powstawania wydzielonych dzielnic żydowskich.

Gdy spojrzymy na Ezechiela, wtedy zrozumiemy, że to uświęcenie, niezwykłe oddzielenie szabatu, dnia świętego, od życia doczesnego ma swój konkretny cel. Jest nim uświęcenie życia ludzkiego przez skupienie na tym, co niejako jest oderwane od codzienności. W Ez 20,12 Bóg wskazuje, że celem szabatów jest bycie znakiem (᾽ȏṯ) tego, że Pan uświęca Izraela. Zachowanie przepisów szabasowych ma służyć odkryciu prawdziwej natury i celu człowieka, czyli bycia podobieństwem Boga.

RdzKomnagl7

Czy chrześcijanie powinni wierzyć w skuteczność przekleństw? W odpowiedzi na błędne poglądy redakcji Miesięcznika „Egzorcysta” i o. Aleksandra Posackiego

Egzorcysta2

Jeśli diabeł miałby władzę nad światem materialnym, to tylko na podstawie dopustu Bożego. Tak pisze o tym o. Salij w książce „Wiara poddawana próbom”:

Owszem, w tej właśnie perspektywie — jako jeden z przejawów bałwochwalstwa — w Starym Testamencie postrzega się wróżby oraz różne praktyki magiczne. Toteż Biblia nie neguje jakiejś realnej skuteczności tego rodzaju praktyk. Podkreśla tylko — po pierwsze — że ich moc działa jedynie w takim stopniu, w jakim Bóg to dopuści; nie ma bowiem takich ciemnych sił, które mogłyby w najmniejszym stopniu zagrozić Bożemu panowaniu nad światem lub je przyćmić. Przypomnijmy sobie choćby historię czarownika Balaama, który okazał się niezdolny do zaszkodzenia ludowi Bożemu, mimo że właśnie w tym celu został sprowadzony przez swojego króla; co więcej, Bóg swoją mocą przymusił go do wygłoszenia nad tym ludem błogosławieństwa (Lb 22—23)5.

Paradoksalnie tekst ten zaczerpnąłem z artykułu, jaki udostępniła na fb… redakcja „Egzorcysty” na poparcie swoich tez. Dlaczego więc Bóg dopuszcza diabłu dostęp do materii? By umocnić wiarę słabych, tych, którzy potrzebują strachu przed zarazą, by wreszcie zacząć się myć. A i wielu będzie takich, co przestanie się kąpać, by uniknąć zarażenia1. Tak samo wielu będzie takich, co w strachu przed profanacją Najświętszego Sakramentu zacznie go przyjmować tylko duchowo, nie chcąc doprowadzić do kontaktu z Ciałem Chrystusa bezbożnego języka, który zaczął rzucać bluzgami, gdy młotek trafił w palec zamiast w gwóźdź. O ile należy chwalić wyrzucenie ze swego życia bluźnierstwa, spowodowane czymkolwiek, dla zachowania zasady pragnienia dobra dla wszystkiego co żyje, o tyle tym bardziej należy odrzucić myślenie oparte na ucieczce przed złem do większego dobra, bo to nie wiara i miłość do Boga, ale chłodna kalkulacja. Gdy szatan chłodno kalkulował, uznał, że postawienie na kawałek gliny, w którego tchnięto ducha to poroniony pomysł, skoro w zasięgu ręki jest on – idealny twór czysto duchowy. Bóg z miłości do człowieka stworzył świat, by był mu on poddany. Jak ogród ogrodnikowi.

Kto wie, może diabeł wyzwala w człowieku taką znajomość stworzenia, że to, co nieosiągalne dla „szeregowego wiernego”, dumnego z tego, że co niedziela widać go w pierwszej ławce, jest dostępne dla opętanego? A może to zwykła inteligencja szatana pozwala wpływać na świat?

Diabeł, jako byt duchowy atakuje przez duszę. Nie przez pokarm, nie przez amulet, a przez duszę, przez myśli i intelekt, choć pokarm i amulet mogą być tu środkiem o tyle skutecznym, o ile mocny będzie wpływ na duszę. I tak dieta może być szkodliwa dla wiary, jeśli na przykład odrzuci się jedzenie mięsa z powodu wiary w reinkarnację – kto jednak powiedział, że szkodliwe jest jedzenie tylko warzyw w ramach protestu przeciwko okrucieństwu w rzeźniach czy na fermach drobiu? Ba, można by to nawet podciągnąć pod odpowiedzialność człowieka za stworzenie! Amulet noszony tylko z powodu ładnego kształtu czy koloru kamienia nie czyni szkody dla duszy noszącego – jakkolwiek jeśli powszechnie jest uznawane, że nosi się takie amulety dla ściągnięcia szczęścia, może to być uznane przez osoby trzecie za praktykę magiczną i tym samym doprowadzić otoczenie noszącego do wniosku, że i chrześcijanie nie widzą w podobnych staraniach nic zdrożnego. Jednak gdy ani noszący ani jego otoczenie nie rozumieją antychrześcijańskiego wydźwięku symbolu, nikomu nie dzieje się krzywda. Co więcej, Kościół wiele symboli już „ochrzcił”, narzucając im katolicką interpretację. Uznanie, że sam kształt wpływa na duszę jest absurdem, a jednak absurdem spotykanym w środowisku charyzmatycznych. Demon osacza duszę, a jeśli robi to także z ciałem, to tylko przez duszę ludzką, która dała mu przyzwolenie na działania na resztę człowieka, czyli ciało.

Teologia fekalna pastora Chojeckiego, czyli duży chłopiec z małym Kościołem. Cz. 1: KNP vs rzeczywistość

Dlaczego używam tak ostrego słowa? Ponieważ to, co robicie i to dotyczy zarówno ateistów, którzy wierzą właśnie, że powstali w wyniku wielkiego wybuchu, a potem mieszania jakichś gazów, z tego wybuchu, czyli z tego wielkiego pierda, w jakiejś zupie, i z tego pierwsza komórka i później oni tam powstali z tego, że w rzeczywistości jesteście złodziejami.”

Streszczając dalszy wywód: Wielki Wybuch ma odzierać Boga z godności Stwórcy. Tymczasem katolicy i inni chrześcijanie przyjmujący wiarygodność teorii Wielkiego Wybuchu i teorii ewolucji nie negują tego, że mogą to być metody działania Boga i czczą Go jako tego, który właśnie takimi narzędziami stworzył piękny świat. Wiara nam odpowiada na pytanie „kto?”, nauka na pytanie „jak?”. Zresztą, to ksiądz katolicki opracował teorię ekspansji wszechświata od jakiegoś punktu zerowego. Zresztą, tak spektakularne i starannie zaplanowane działanie – rozłożone na miliardy lat, by stworzyć zaledwie okruszek w kosmosie zamieszkały przez człowieka nadaje Bogu znacznie większą chwałę niż stworzenie tegoż okruszka i okalających go wód.

Naprawdę nie wymaga to wielkiej akrobatyki umysłowej. A jakie argumenty ma pastor Chojecki na potwierdzenie swojej tezy? Czy jakiś astrofizyk twierdzi, że według niego nasze Słońce ma najwyżej 7000 lat? Nie. Jak sam twierdzi w komentarzach, podaje tylko rzeczy trudne do znalezienia, a argumenty przeciwko Big Bangowi łatwo znaleźć w Internecie. Problem w tym, że teorię młodej ziemi łatwo znaleźć. Drugiego tak wulgarnego kaznodziei – oj, trzeba trochę poszukać, więc może o to pastorowi Chojeckiemu chodzi. Zresztą, o edukacji pastor nie ma najlepszego zdania. Powołuje się na cytat z Ap 4,11.

CHOJECKI1B

Turbosłowianizm protestancki. „Sekrety Biblii” kompromitują się dalej

„ps. Jeżeli ta teoria byłaby prawdziwa, to byłoby to zgodne z relacja ST Księgą Sędziów 15:9 w którym to wspomina się o Wielkiej Lechi. Jest to tylko hipotetyczna teoria jednak wielu historyków uważa, że Lechia kiedyś naprawdę istniała.
Dla niewtajemniczonych w Internety: Wielka Lechia to państwo, które według Janusza Bieszka miało zostać założone przez Ariów i istnieć na terenach wschodniej Europy, wojować z Aleksandrem Macedońskim i Juliuszem Cezarem, być spadkobiercą Imperium Gobi (założonego przez kosmitów 70 000 lat temu – tak, tych zer ma tam tyle być), ale z powodu spisku zostało zniszczone i teraz siedzi pod butem Watykanu. Nie pomogły technologie dziś niewyobrażalne – w tym atomowa. Jak pogodzić to z promowaną przez „Sekrety Biblii” teorią młodej Ziemi? Nie wiadomo. Nie jest to jednak pierwszy raz, gdy ten fanpage sięga po dzieła twórców widzących wszędzie kosmitów – twórca teorii, że 666 to tak naprawdę „przemoc w imię Allaha” też tropił spisek Watykanu i obcych, ufologią parał się też odkrywca rzekomych piramid w Chorwacji.

I w Biblii nie ma nic o Wielkiej Lechii. Gdy czytamy Biblię Tysiąclecia przywołany fragment Księgi Sędziów brzmi tak:
„Wybrali się następnie Filistyni, aby rozbić obóz w Judzie, najazdy zaś swoje rozciągnęli aż do Lechi.”
Nazwa „Lechi” pisana przez jedno „i” na końcu nie jest efektem błędów ortograficznego wydawcy Tysiąclatki, ale transkrypcją hebrajskiego „Lehi” – zapisywanego jako spółgłoski lamed-het-jod. Dopełniacz w tłumaczeniu brzmi tu tak samo jak mianownik. W oryginale hebrajskim słowo to może oznaczać także szczękę – w tym sensie LHI jest użyte w Sdz 15,15, gdzie przy użyciu „lehi-chamor”, szczęki osła, Samson Filistynów bije. Różnica między miejscowością Lehi a żuchwą kłapoucha to właściwie jedna samogłoska, która ulega zmianie ze względów fonetycznych.
W Biblii Gdańskiej tak:
„Przyciągnęli tedy Filistynowie, a położywszy się obozem w Juda, rozciągnęli się aż do Lechy.”, co mogło być podporą dla turbosłowianizmu protestanckiego.

SekretyBibliiBN bzdura.png

Dlaczego nadszedł haMabbul, czyli jak uniknąć wielkiego spłukania. I Niedziela Wielkiego Postu

Biorąc pod uwagę, że aby dopłynąć statkiem do Niniwy Jona musiałby opłynąć całą Afrykę był to niezbyt fortunny wybór środka podróży – pod warunkiem, że zakładamy, że prorok szedł tam, gdzie wskazał Bóg. On jednak chce od Boga uciec. Tarszisz w Rdz 10,4 jest jednym z potomków ludności popotopowej, jednym z kuzynów Kittim, jak język hebrajski określa Greków. Ogólnie chodzi o lud na dalekim zachodzie, a wielu homiletów i komentatorów Pisma łączy Tarszisz z Hiszpanią, która była wtedy najdalszym zachodnim krańcem świata.

Ogólnie, Jonasz uznał, że do Niniwy nie pójdzie. Dlaczego? Bo przecież Bóg nie kazał mu iść i tryumfalnie ogłosić: „a teraz patrzcie na ten deszcz ognia i siarki, który was zniszczy!”, ale głosić nawrócenie. Bóg kazał: „qum, leka u-qera aleha” – „wstań, idź i wołaj do niej”. Tak więc Jonasz już wie, co będzie dalej: grzesznicy nawrócą się i zamiast kary otrzymają jedynie pokutę. Tak być nie może! Więc Jonasz ucieka na morze, wychodząc z założenia, że tam go Pan, Bóg ludu żyjącego na pustyni, niezwiązanego z morzem, nie dorwie.

Pomylił się mocno. Nawet jeśli Bóg siedzi dalej w Jeruzalem, to ma możliwość rzucenia wielkiego wiatru na morze, a także posłania wielkiej ryby. Podobnie omylił się Ben-Hadad, król Aramu, gdy po porażce w górach, uznał że wyda Achabowi bitwę na równinie, na co Bóg zapowiedział przez proroka: «Tak mówi Pan: Ponieważ Aramejczycy powiedzieli: „Pan, Bóg Izraela, jest Bogiem gór, a nie jest On Bogiem równin”, dam całe to wielkie mnóstwo w twoje ręce, abyście wiedzieli, że Ja jestem Panem». (1 Krl 20, 28).

Dlaczego chrześcijanie (i inni) nie lubią homoseksualizmu?

Są dwa bardzo wyraźne wersety, z Nowego i Starego Testamentu, które mówią o prawnym zakazie relacji z osobami tej samej płci (a właściwie „między mężczyznami”). Pierwszy to „Nie będziesz obcował z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą. To jest obrzydliwość!” (Pwt 18,22), drugi to „Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego” (1 Kor, 6,9-10). Nie czas tu i miejsce, by analizować dokładnie, czy na 110% mowa tu o homoseksualizmie (a chyba taka pewność jest wymagana przez stronnictwo chrześcijan „postępowych”, by przekonać ich, że coś jest niezgodne z ich myślą). Mojżesz wymienia obcowanie mężczyzn w długim wyliczeniu grzechów przeciwko szóstemu przykazaniu, zaraz przed zoofilią. Paweł zaś także wspomina ten czyn w szerszej perspektywie. Nie było to więc zjawisko tak powszechne, jak niektórzy by chcieli twierdzić, a na pewno nie na tyle, by uznać, że należy mu poświęcać więcej uwagi niż na przykład plotkowaniu.

Nie oznacza to oczywiście, że w tych prawnych wypowiedziach zamyka się relacja Biblii na temat homoseksualizmu. Istotną wzmianką jest historia Sodomy i Gomory, gdy mieszkańcy miast domagają się od Lota wydania dwóch młodzieńców (zapewne aniołów), którzy byli u niego w gościnie. Zorganizowany atak na dom dowodzi organizacji i braku szacunku dla przybysza, jakim dla sodomitów i gomorytów był bratanek Abrahama. Weźmy pod uwagę, że nawet obietnica wydania córek w zamian za gości nie zrobiła wrażenia na oblegających dom – chcieli mężczyzn. Podobny przypadek widzimy w rozdziale 19. Księgi Sędziów, gdy mieszkańcy Gibea żądają wydania Lewity w tym samym celu, gospodarz zgodnie ze świętym prawem gościnności oferuje im swoją córkę i żonę gościa (tu przekraczając to prawo, dysponując nie swoimi domownikami), zgadzają się na takie warunki (por. TNM 1). 

lot-sodom
Mieszkańcy Sodomy oślepieni przez aniołów.

Opowieść o zatwardziałym proroku, czyli Jonasz kontra El-Hannun

Jonaszowi nie podobało się to, więc zaczął modlić się do Boga (JHWH), wyrzucając mu miłosierdzie. W brzuchu ryby chwalił ocalenie, jakie sprawił mu miłosierny Bóg (El-Hannun), teraz o to miłosierdzie Boga oskarża. Uważa wręcz, że śmierć jest lepsza dla niego niż życie. Bóg pyta, czy prorok uważa swój gniew za słuszny. Nie ma odpowiedzi – Jonasz idzie na wschód od miasta, tam się zatrzymuje (jeszew), robi sobie szałas i siada (jeszew), by oglądać, co się stanie w mieście. Może miał nadzieję, że to, że szedł tyko jeden dzień, a nie trzy sprawi, by zło wyrządzane przez nienawróconych Niniwitów wystarczyło do zagłady miasta. Bóg (JHWH-Elohim) sprawia, że wyrasta krzew, co Jonasz mógł uznać za znak akceptacji. Potem jednak ten Bóg (haElohim) sprowadza także robaczka, którego celem jest zniszczenie krzewu. Bóg (Elohim) sprowadza gorący wiatr, który wraz z palącym słońcem doprowadza Jonasza niemalże do udaru. Znów pojawia się postawienie śmierci nad życiem, znowu pytanie: „Czy słusznie się gniewasz?” i znowu odpowiedź „tak”. I tu się kończy cierpliwość Boga, bo prorok nie rozumie symbolu, trzeba go więc wytłumaczyć: Jonasz ma problem z powodu uschnięcia jednego krzaczka, a nie rozumie starań Boga o ocalenie wielkiego miasta pełnego ludzi i zwierząt.

Niektórzy preferują inny układ księgi, gdy Jonasz idzie do miasta, ale nie wchodzi i nie głosi, ale siada pod miastem i czeka na zagładę i dopiero historia z krzakiem zmusza go do realizacji swej misji. W tej wersji, w której bohaterem pozytywnym jest ludność Niniwy, kończy się happy endem w wersecie Jon 3,10.

Wersja kanoniczna nie jest opowieścią o nawracających się poganach, ale o zatwardziałym proroku. Jonasz reprezentuje te postawy, których spodziewa się po Niniwie: nieposłuszeństwo Bogu, symulowane nawrócenie, radość z cudzej krzywdy. Okazuje się, że poganie, którzy nie znają prawa, nie odróżniają swojej lewej ręki od prawej są bardziej podatni na orędzie Boga niż człowiek, do którego Pan przemawia bezpośrednio. To właśnie Jonasz, którego imię niewinnie oznacza dosłownie „gołębicę” okazuje się negatywnym bohaterem księgi, nawet pomimo pięknej pieśni ułożonej w brzuchu wielkiej ryby.

Jonzopisem

Dodaj komentarz