Monety papieżycy Joanny? Szwajcar na antypodach logiki

Powraca sprawa papieżycy Joanny, tym razem za sprawa odkopania przez Twoją Historię artykułu z września 2018 r. na temat prac Michaela Habichta z Uniwersytetu w Adelajdzie (w Australii). Urodzony w Zurychu historyk twierdzi, że znalezione w Rzymie monety, srebrne dinary, wskazują na to, że papieżyca Joanna istniała. Monogram na nich jest inny niż ten używany przez papieża Jana VIII, a styl wykonania wskazuje na maksymalnie 858 r.

Archeolog mówi, że podczas gdy niektóre deniry posiadały monogram należący do papieża Jana VIII, wcześniejsze miały znacznie różniący się monogram. „Monogram, który może być przypisany do późniejszego Jana VIII ma dobitne różnice w umieszczeniu liter i całościowym wizerunku” – twierdzi Habicht – „Te inne monety mogły należeć do innego papieża Jana – Johannesa Anglicusa, możliwej papieżycy Joanny”, powiedział Habicht. Odnotował kilka historycznych źródeł wskazujących, ze papież Jan rządził od 856 do 858 r. Dla przykładu, kronikarz Konrad Botho przekazał, że papież Jan koronował Ludwika II Włoskiego na Cesarza Świętego Imperium Rzymskiego w 856 r.
„Monogram był poprzednikiem dzisiejszego podpisu” – mówi Habicht – „Więc, możemy mieć nawet coś jakby podpis papieżycy Joanny”1.

W efekcie Habicht proponuje zamiast uznanej datacji:

Leon IV 847-855
Benedykt III 855-858
Mikołaj I 858-867

własną:
Leon IV 847-853
Benedykt III 853-855
Jan Anglik 856-858
Mikołaj I 858-867

Twoja Historia powołuje się na inny artykuł, z serwisu antient-origins.net, gdzie pada stwierdzenie, że:

Monety zostały podpisane imieniem Johannesa Anglicusa2.

Artykuł, mimo że sam jest naciągany (o napisach na monetach za chwilę), zawiera też skany z książki Habichta, gdzie moneta będąca powodem całego zamieszania jest opisana jako… datowana stylistycznie na 856-858 r. Stylistyczne datowanie tak dokładne? Taki zabieg ewidentnie związany jest z historycznym osadzeniem rzekomego pontyfikatu Jana Anglika przez australijskiego badacza. Tym bardziej, że opierając się na rysunkach stwierdził on tak „istotne różnice” jak bardziej podłużna, prostsza i lżejsza forma monogramu na „nowszych” monetach. Najwyraźniej próbował zastosować zasady grafologii do numizmatyki, zapominając, że być może były one bite w innej mennicy. Co więcej, o ile w wywiadach się hamuje używając zwrotów „może” i „prawdopodobnie”, to w książce jasno stwierdza, że monogram zapisywany od dołu do góry jest monogramem „Jana Anglika żeńskiego papieża”.

The-evidence-presented

Two-coins-were-found

Cała teza opiera się na tym, że moneta datowana po stylu na max. 858 r. – ale tylko rzekomo! – ma monogram pisany z góry do dołu, a ta z 875 r. od góry do dołu. Moneta z jednej strony ma napis SCS PETRUS i monogram IOHS (SanCtuS PETRUS i IOHanneS) na odwrotnej stronie ma napis LUDOUVICUS IMP, zapewne imię króla Ludwika. Było w tym okresie dwóch karolińskich (frankońskich) władców Francji o tym imieniu: Ludwik I Pobożny (rządził do 840 r., a więc za wcześnie na komiczną datację monety) i Ludwik II Jąkała (877-879, przez cały ten czas rządził papież Jan VIII – 872-882) i jeden król Włoch: Ludwik II 844-875, którego okres rządów pokrywa się z Pontyfikatem Jana VIII. Co więcej, Ludwika II Jąkałę w Troyes, w 878 r., papież ten koronował na króla, a nawet miał w planach nadanie mu tytułu cesarskiego, co jednak nie spodobało się władcy (lub też Ludwik czuł, ze nie podoła: zmarł rok później). Mimo to, takie wydarzenie to świetna okazja do wybicia okolicznościowych monet, może nawet przygotowanych na wyrost.

Chwila, ale przecież Konrad Botho miał uznać za datę koronacji 856 r! I to od razu na CESARZA! Dobra. Conradus Botho a.k.a. Cord Bote żył w XV wieku, 600 lat po opisywanych wydarzeniach. Trudno go uznać za nieomylne źródło z epoki. Jeśli inne źródła, na jakie powołuje się autor są równie „mocne”, to książka może być ciekawą rozrywką. Tak więc daleko idące tezy, że mamy do czynienia z monetami Jana Anglika, a więc z „podpisem papieżycy Joanny” są raczej naciągane.

Podobnie jak i sama historia o papieżycy, która początek ma w XIII-wiecznych kopiach starszych kronik, a im starsza kopia, tym mniej istotna wzmianka – w najstarszych zachowanych egzemplarzach nie ma jej wcale, w średnich jest na marginesie, w najnowszych zaś – staje się obszernym tekstem. Ponadto – wyobrażacie sobie, jakie używanie mieliby prawosławni czy nawet muzułmanie, gdyby papież urodził dziecko? Jak odbiłoby się to w świecie? A jednak dopiero późna legenda pozwoliła na ataki na katolików ze strony Greków (gdzie miała uczyć się Joanna) i protestantów (choć ci na początku głównie podważali prawdziwość legendy).

Sam Habicht nie jest badaczem bezstronnym: bardzo dużo mówi o tym, jak wiele jego odkrycie zmienia w debacie o kapłaństwie kobiet. Dzieli tych, którzy reagują na jego badania na tych co przyjmują je i szukają więcej dowodów na kapłaństwo kobiet we wczesnych wiekach i na tych, co robią raban w mediach.

1 The archaeologist said that while some deniers possessed a monogram belonging to Pope John VIII, earlier ones had a significantly different monogram. „The monogram that can be attributed to the later John VIII has distinct differences in the placing of letters and the overall design,” Habicht said.
These other coins may have belonged to a different Pope John — Johannes Anglicus, the potential Pope Joan, Habicht said. He noted several historical sources that suggested a Pope John reigned from 856 to 858. For example, the chronicler Conrad Botho reported that a Pope Johannes crowned Louis II of Italy as Holy Roman Emperor in 856, Habicht said.
„The monogram was the forerunner of today’s signature,” Habicht said. „Thus, we probably might even have a kind of signature of Pope Joan. Za https://www.livescience.com/63598-female-pope-joan-medieval-coins.html

2The coins had been inscribed with the name of Pope Johannes Anglicus. Za https://www.ancient-origins.net/news-history-archaeology/female-pope-0010644.

Benedykt XVI kontra imigranci? Nie, Młodzież Wszechpolska kontra czytanie ze zrozumieniem

I znowu wyprodukowana w kręgach narodowych grafika, mająca dowodzić, że wszyscy lubiani przez Polaków papieże byli wrogami imigracji, a obecny rozdźwięk między nauką Kościoła a podejściem Młodzieży Wszechpolskiej czy ONR do napływu obcokrajowców to skutek działań podejrzanie wybranego liberała.

BXVI migranci

I co? I trzeba szukać oryginału. Nietrudno było znaleźć orędzie papieża Benedykta XVI na Dzień Migranta i Uchodźcy w 2013 r., tak samo jak cytatu:

Jednakże, w aktualnym kontekście społeczno-politycznym, przed prawem do emigracji trzeba realizować prawo do nieemigrowania, to znaczy do możliwości pozostania na własnej ziemi, powtarzając za bł. Janem Pawłem II, że «podstawowym prawem człowieka jest prawo do życia we własnej ojczyźnie.”

Nie, ten brak zamknięcia cudzysłowu ostrego nie jest moim błędem, bo tu nie kończą się zacytowane przez Benedykta XVI słowa Jana Pawła II. Dalszy ciąg jest taki: „Prawo to staje się realne tylko wówczas, gdy nie występują czynniki zmuszające do migracji»”. Już nie takie mocne, prawda? Dalej:

„Liczne migracje są konsekwencją niepewności ekonomicznej, braku podstawowych dóbr, klęsk naturalnych, wojen, niepokojów społecznych.

To krótkie opisanie wielu regionów świata, gdzie lokalna lub państwowa władza jest chwiejna na przykład w wyniku bezmyślnej dekolonizacji, gdzie wprawdzie wycofały się urzędy, ale wielkie biznesy dalej pociągają za sznurki. Chiny dokonują kolonizacji gospodarczej Afryki, wzorując się na tym, co robią korporacje europejskie. Każdy kraj subsaharyjski w praktyce podlega pod wspomniane przez papieża-Polaka kryteria.

Przytoczona wypowiedź Jana Pawła II pochodzi z przemówienia na IV Światowym Kongresie Duszpasterstwa Migrantów i Uchodźców z 9. września 1998 r. W nim, jako przyczynę migracji wskazuje się nierówności społeczne, klęski naturalne, ale też pogoń kapitału za coraz tańszą siłą roboczą. Innymi słowy: kraje rozwinięte wykorzystują rozwijające się i stąd potrzebna jest ogólnoludzka solidarność i zrównoważony rozwój. Papież-Polak odrzuca też ideę walki z migracją przez zamknięcie na kłódkę granic:

Niemniej o migracjach mówi się teraz więcej niż kiedyś i z coraz większym niepokojem, nie tylko dlatego, że zamknięcie granic wzmogło niekontrolowany przepływ nielegalnych migrantów, a tym samym także wszystkie zagrożenia i obawy związane z tym zjawiskiem, ale również dlatego, że trudne warunki bytowe, będące źródłem narastającej presji migrantów, zdają się jeszcze bardziej pogarszać.”

Czyli papież przewidział tu to, co widzimy we Francji na przykład: kraje północy, zwłaszcza te uwikłane w kolonializm jawią się mieszkańcom dawnych posiadłości zamorskich jako:
– raj na ziemi, gdzie nawet na socjalu można nieźle wyżyć, a prawo pozwala sprowadzić rodzinę;
– kraje winne cierpienia; które dorobiły się na ich krzywdzie, a więc zobowiązane moralnie do przyjęcia gości (tym bardziej, że obywatelom krajów post-kolonialnych łatwiej jest o uzyskanie obywatelstwa, a potem ściągnięcia rodziny);
– piekło moralne, wymierające z powodu niemoralności i ateizmu (por. TNM 1).

Nic, tylko jechać i domagać się swojego, a ja się da, to nawrócić. Nic dziwnego, że w taką podróż oprócz rodzin wyruszyła też ogromna rzesza awanturników, młodych mężczyzn – w sumie rozsądnie, gdyż oni mają przetrzeć szlaki i na podstawie wyżej wspomnianej praktyki ściągnąć rodziny. Transport organizują przemytnicy, w drodze panuje prawo dżungli, tylko osoby bezmyślne czy zdesperowane ruszają w taką podróż z dziećmi. Przypomnijmy sobie choćby historię o chrześcijanach wyrzuconych za burtę przez muzułmańską resztę (choć ciężko to zweryfikować – por. TNM 2).

I nagle zamiast w raju taki 30-letni mieszkaniec Afryki Subsaharyjskiej z paszportem 14-latka ląduje w Calais, polując na ciężarówki, albo w Berlinie próbując wyżyć za socjal. I tu pojawia się jakiś imam, dający wykład najbardziej radykalnej opcji islamu, jeszcze mocniej wskazujący na demoralizację Zachodu i na jeszcze pilniejszą potrzebę prowadzenia dżihadu lub prezentujący szariat jako wybawienie dla Europy. Także w wielkiej fali imigracji łatwiej mogą się ukryć islamiści z Bliskiego Wschodu.

Te mechanizmy znane, choć na przykład w formie radykalizacji muzułmanów w gettach, były na długo przed arabską wiosną i nie były niczym nowym.

Dalej Jan Paweł II mówił, wskazując na problem z polityką dezinformacyjną: „W dzisiejszym świecie opinia publiczna stanowi często najważniejszy wskaźnik, jakim kierują się przywódcy polityczni i prawodawcy. Istnieje jednak ryzyko, że informacja, odpowiednio selekcjonowana w taki sposób, aby dotyczyła wyłącznie żywotnych problemów danego kraju, dotrze do odbiorców w formie tak bardzo ograniczonej, iż nie będzie absolutnie w stanie ukazać im całej dramatyczności sytuacji migrantów.”

I ten problem widzimy tak po stronie antyimigranckiej i proimigranckiej. Przykładem dla pierwszej jest właśnie na przykład obrazek, który był podstawą dla komentarza, ale też staranne wyłapywanie i nagłaśnianie wszystkich przestępstw popełnianych przez imigrantów, tworzenie obrazu złowrogiej inwazji, doskonale zaplanowanej i realizowanej przy pomocy najgorszych mętów, przed która należy się bezpardonowo ronić. Z drugiej strony: idealizowanie rozwiązania otwartych granic, przemilczanie przestępstw i incydentów. Obie strony nakręcają się wzajemnie, co tworzy zamęt i polaryzację społeczeństwa.

Na te problemy papież Benedykt proponuje „właściwe zarządzanie migracją, które nie będzie sprowadzone do samego szczelnego zamykania granic, do zaostrzania sankcji wobec nielegalnych imigrantów i stosowania środków, mających zniechęcać następnych przybyszów”, które jeśli chodzi o najnowsze trendy w dyskusji nad migracją powinno przywoływać hasło „korytarze humanitarne”. Cały czas papieże mówią nie o „uchodźcach” a o „migrantach”!

Jednak narodowcy korytarzy humanitarnych nie chcą, bo nie poczuwają się do obowiązku pomocy cierpiącym poza Polską. Polacy za granicą, wygnańcy z czasów Stalina: może być. Ale Syryjczycy? Niech siedzą w zrujnowanej ojczyźnie, odbudują ją, szpitale, drogi i tak dalej, a niech nie uciekają ani nie zmuszają nas do opłacania leczenia swoich chorych. Przecież Polacy swoją stolicę odbudowali (fakt, pod czujnym okiem Rosjan, często z „cegły wrocławskiej”, kosztem innych miast, zostawiając na Zachodzie wielu emigrantów dla których powrót do kraju równał się z kulą w łeb – ale przynajmniej dzięki czystkom i wywózkom mamy jednolita etnicznie Polskę).

Podsumowując, obrazek przedstawiający wypowiedź Benedykta XVI jest właściwie wyciągniętym z kontekstu fragmentem, który przy zacytowaniu nawet nieco szerszego fragmentu wypowiedzi Jana Pawła II zmienia mocno wymowę. Nie służy to dostosowaniu się do nauki Kościoła, ale stworzeniu fałszywego przekonania o tym, że jest ona tożsama z dogmatami herezji polskiego nacjonalizmu katolickiego. Obaj następcy św. Piotra zauważają, że migracje nie są najlepszym rozwiązaniem, ale nie zalecają egoizmu, ale właśnie uniwersalna ludzka solidarność i uznanie w migrantach braci.

B16JP2MW

Tak Na Marginesie:
1) Paradoksalnie, to właśnie punkt wspólny opinii Franciszka i muzułmańskich radykałów: Europa nie ma szans na przetrwanie jeśli dalej będzie szła za ideą, że każdy pogląd jest dobry, byleby nie mieszał Boga i wiary do moralności czy prawa.
2) Tak naprawdę, kto nie zna włoskiego/francuskiego/niemieckiego może mieć problem z dotarciem do relacji z pierwszej ręki na temat imigrantów – a i one mogą być zmanipulowane.

Jak nie polemizować z islamem. Wersja z obrazkami

 Jak powiedział Benjamin Franklin, nie należy wierzyć we wszystko, co się znajdzie w Internecie. Sieć www jest wylęgarnią różnych teorii i pomysłów, które najczęściej są po prostu bezsensowne, a czasem po prostu głupie. Niekiedy jednak są kłamliwe i wtedy warto się sprawie przyjrzeć bliżej, żeby zrozumieć proces, w jakim kłamstwo się szerzy i zdobywa zwolenników. Mam tu dwa ciekawe przypadki.

Pierwszy, świeższy to grafika ze zdjęciem Benedykta XVI z cytatem: „Pokaż mi, co przyniósł Mahomet, co byłoby nowe, a odkryjesz tylko rzeczy złe i nieludzkie, takie jak jego nakaz zaprowadzania mieczem wiary, którą głosił”. Wskazano, że miało to pochodzić z wykładu w Ratyzbonie z 12.09.2006 r.

Źródło: twitter
Źródło: twitter

I tu mamy półprawdę. Rzeczywiście, słowa te podczas wspomnianego przemówienia padły, ale jako cytat z Manuela II Paleologa, cesarza bizantyńskiego, spisane zapewne na przełomie wieków XIV i XV w czasie oblężenia Konstantynopola na bazie odbytej wcześniej dyskusji władcy z mędrcem perskim. Dialog był znacznie obszerniejszy. Cały wykład papieża dotyczył zaś relacji rozumu i wiary, a przywołanie pracy prof. T. Khoury’ego, który opisał rzeczony dialog miało na celu wykazanie różnicy między rozumieniem chrześcijańskim, gdzie wiara musi być w większości aspektów zgodna z ludzkim rozumem a rozumieniem muzułmańskim, gdzie Bóg jest tak transcendentny, tak ponad człowiekiem, że nie podlega logice.

Zaznaczmy, fundamentalnym błędem jest podawanie cytatu jako słów cytującego i uznawanie automatycznie, że zgadza się on z tym, co cytuje w całej rozciągłości. Równie dobrze możemy wyciągnąć dowolny tekst apologetyczny Ojców Kościoła czy G.K. Chestertona i twierdzić, że Justyn napisał: „Czyż nie czytaliście, że duch będzie odjęty ludziom, którzy nie zostali obrzezani ósmego dnia?”, choć jest to argument, jaki autor dialogu włożył w usta Żyda Tryfona (Dialog z Żydem Tryfonem, pkt 10).

Sam Benedykt XVI w wywiadzie-rzece z Peterem Seewaldem z 2010 r. zaznaczył, że z Manuelem II Paleologiem zgadza się tylko co do relacji wiary i rozumu w chrześcijaństwie i islamie, jakkolwiek wyznawcy Mahometa muszą sprecyzować swój stosunek do przemocy. Nie jest to zresztą wielka rewolucja. Islam nie jest monolitem, część muzułmanów odrzuca dżihad, a także inne radykalne postulaty. Ale lepiej atakuje się monolit.

Podsumowując punkt pierwszy, mamy cytat przypisany niewłaściwej osobie, wykorzystywany by powołując się na autorytet papieża podbudować swoje przekonanie o tym, że islam to religia szatana.

Drugi przypadek to obrazek, który znalazłem na profilu „Sekrety Biblii” na facebooku. 8 sierpnia post wyglądał tak (podkreślenie moje):
„Ciekawostka: czy wiedziałeś o tym że w Apokalipsie Jana jest opis ,,Bestii,, wychodzącej z wody która przejmie władze nad Światem, bestia ta będzie mordować ludzi posłusznych Barankowi (Jezusowi Chrystusowi) oraz nakłaniać ich na zmianę wiary i przyjęcia znaku Bestii a liczba jej imienia wynosi 666. Czy wiedziałeś że imię allah po grecku oznacza liczbę 666 ? Islam to religia szatana.”

A 30 sierpnia zmieniono na:
„Czy wiedziałeś że ,,Jihad w imię Allaha,, po grecku oznacza liczbę 666 ?Nich Łaska Pana Jezusa będzie z wami. Udostępniajcie.

Źródło facebook.com
Źródło facebook.com

Grafika miała uzasadniać na podstawie rękopisów, że arabski zapis „dzihad w imię Allaha” przypomina do bólu zapis liczby Bestii, czyli 666. W Apokalipsie św. Jana jest mowa o χξς, czyli chi (600) – ksi (60) – sigma (6). Grecki nie zna zapisu cyfrowego, więc stosowany jest podobny do łacińskiego system literowy.

en-greek-letters-numbers

A i „Allah” po arabsku pisze się inaczej, o czym za chwilę. W każdym razie admin nie zauważył, że obrazek, który wrzucił nie mówi o o tym, że „Allah” = 666, a że „W imię Allaha” (bi-ism-Allahi) = 666.

Skomentowałem post półżartobliwie, wskazując, że alfabet arabski nie jest alfabetem ideograficznym (jeden znak=jedna idea) tylko fonetycznym (jeden znak = jedna głoska). W efekcie to, co ma znaczyć „w imię” jest to zapewne spółgłoska alif, która wraz ze ze znakiem samogłoski daje „a”, a reszta to podwojone lam (l, jedno w formie początkowej, drugie środkowej, samogłoska „a” przypominająca w z apostrofem i h w formie końcowej).

Arabic_components_(letters)_in_the_word_-Allah-

Szukanie szatana warto zacząć od samego Internetu, bo w gematrii żydowskiej litera waw (w) ma wartość 6, zatem www można zapisać jako 666 i tak wyczuleni na szatańską obecność admini powinni zamknąć stronę i z sieci (szatańskiej) wiać. Zaraz potem została mi zablokowana możliwość komentowania, a admin dorzucił komentarz filmowy (właściwie kilkusekundowy statyczny obraz) wyjaśniający jak z arabskiego „Allah” zrobić „przemoc w imię Boga stylizowane na χξς”.

Jak to się odbywa? Więc tak. Arabskie „bismi” skraca i zapisuje się tylko jego końcówkę jak sigmę z wydłużona górną częścią. Zbitką „llah” po usunięciu początkowego alif należy kręcić i tworzyć jej lustrzane odbicia do uzyskania czegoś na podobę greckiej ksi. Czasem alif pozostawia się, przerzuca na druga stronę „llah” jako odpowiednik kreski z greckich rękopisów wskazujących, że chodzi o zapis cyfrowy, albo że alif znaczy w „imię” (spotyka się rożne warianty). Niektórzy zamiast wstawiają końcowe „h” ze znacznie dłuższego słowa bismallah (w-imię). Na końcu dodaje się krzyżyk stylizowany na dwa miecze, co niby ma być zaczerpnięte z godła Arabii Saudyjskiej i ma być symbolem całego islamu. Dlaczego ten ostatni znaczek? Kto go mianował symbolem islamu? Mianował autor obrazka, bo tak pasuje pod tezę. Filmik instruktażowy poniżej.
https://www.youtube.com/watch?v=uxkVleveW58

Kto jako pierwszy się wysilił na ten karkołomny pokaz ignorancji? Wiadomo – protestanci. Kilku co najmniej pastorów zaczęło ją głosić w latach 90. Dowodzili oni, że w Ap 13,18 nie chodzi o liczbę, a właśnie o ukazane Janowi Ewangeliście w Bożym objawieniu napisy arabskie.

Podsumowując punkt drugi – mamy nietrzymająca się kupy teorię zaczerpniętą z odmętów amerykańskiego ruchu biblijnego wykorzystywaną także przez katolików do uderzania w islam.

Islam nie jest najlepszą religią świata, Koran daje podstawy do szerzenia wiary w Allaha poprzez rozlew krwi. Należy bronić wiary chrześcijańskiej, ale z sensem, z rozumem, bo inaczej dwa tysiące lat katolickiej apologetyki będą się kurzyć podczas gdy apologeta będzie biegał w kółko jak kurczak z urżniętym łbem cytując wyrwane z kontekstu hasła i siejąc idiotyczne tezy.

Franciszek niewygodny? Tak i nie.

 Kilka dni temu kard. Nycz w rozmowie z Vatican Insider poruszał różne tematy: ŚDM, zagrożenia terrorystycznego w ich trakcie, encykliki „Amoris Laetitia”, problemów wynikających z jej nadinterpretacji, a na końcu kwestię przyjmowania imigrantów i kwestii islamizacji mogącej być skutkiem tej migracji. Ostatnie pytanie poruszyło kwestię odbioru papieża Franciszka przez duchownych w Polsce. Dosłownie pytanie brzmiało:

„Mówi się, że niektóre z apeli Papieża Franciszka, szczególnie dotyczące duszpasterzy, nie są dobrze przyjmowane w Kościele w Polsce. Czy to prawda?”

Początek zaś odpowiedzi kard. Nycza wygląda tak:

„Myślę, że generalnie tak nie jest”.

Nie przeszkodziło to Gazecie Wyborczej dać tytułu: „Kard. Nycz: Franciszek kłopotliwy dla polskich księży”.Ale do rzeczy. Kard. Nycz wskazuje, że jest pewna różnica w przyjmowaniu Franciszka przez duchownych i świeckich, porównując to do sytuacji z czasów początków pontyfikatu Jana Pawła II, gdy południowoamerykański Kościół był podobnie podzielony pod wpływem teologii wyzwolenia.

Przypomnijmy, jak wyglądała sytuacja na początku tego pontyfikatu. Przede wszystkim, wyjaśnijmy, czym jest teologia wyzwolenia. Jest to ogólnie rzecz ujmując ruch w Kościele, który chce spojrzeć na Ewangelię przez pryzmat ludzi odrzuconych, ubogich, cierpiących, wyzyskiwanych. Odwołując się do ideałów pierwszych wieków chrześcijaństwa (lub też idealistycznego spojrzenia na ten okres), teolodzy wyzwolenia tworzyli wizję „preferencyjnej opcji dla ubogich”, która zwycięstwo Chrystusa nad grzechem widzi przede wszystkim w sferze doczesnej, jako usunięcie źródła niesprawiedliwości już teraz, na ziemi. Stąd nic dziwnego, że taką teologię chętnie łączono z walką biednych o godny byt w duchu marksistowskim. Część hierarchii popierała ten ruch, część słusznie zauważała zagrożenia z niego płynące (niektórzy jego zwolennicy sugerowali, że usunięcie grzechu niesprawiedliwości społecznej odbywać się może na drodze rewolucji zbrojnej). Kard. Ratzinger potępił teologię wyzwolenia za zmienianie teologicznego pojęcia Ludu Bożego zgodnie z wytycznymi „marksistowskiego mitu”. W 1984 r. spotkanie Kongregacji Nauki Wiary i CELAM (Rada Biskupów Ameryki Łacińskiej) zakończyło się odrzuceniem tez ważnych dla teologii wyzwolenia: 1) że walka klas jest fundamentem historii świata; 2) nawet pojęcia teologiczne Exodusu czy Eucharystii mogą być ujmowane w czysto polityczny sposób.

Mieliśmy więc w praktyce dwa Kościoły Ameryki Południowej – jeden zachwycony tym polityczno-religijnym nurtem, drugi odrzucający go, po części także z przyczyn politycznych. Jan Paweł II socjalizm wcielany w praktyce, także w Kościele, znał i podejrzewam, że niezbyt rozpaczał, gdy kard. Ratzinger katokomunizm krytykował. Słowa kard. Nycza sugerują, że papież był lubiany wśród świeckich, ale duchowni już byli bardziej ostrożni. Dziwi to, gdyż teologia wyzwolenia nie była przychylna hierarchii, traktując ją jako element późny, puzzel w układzie sił tępiącym ubogich od czasów Pizarra, a skupiać Kościół miały małe, niezbyt ściśle powiązane wspólnoty lokalne – co nie oznacza, że nie miała swoich zwolenników wśród księży i biskupów. Być może niektóre działania papieża sprawiały, że był on kojarzony z teologią wyzwolenia. Trudno orzec.

O co mogło chodzić? Może o to, że część polskich świeckich i duchownych odrzuca papieża Franciszka lub część jego nauczania na fali podobnego konfliktu, co w Ameryce Południowej. Polak, jeśli czegoś nie zmiesza z polityką, choruje na migreny, wymioty i biegunkę. Także w sprawach Bożych.

Pierwsza część odrzucających to ci, którzy odrzucają całokształt tego pontyfikatu, wybierając spośród papieskich wypowiedzi smaczki, często będące efektem typowego dla Franciszka „ogólnego” czy wypowiadania się. Tak zagarnia się papieża dla strony liberalnej, ukazując go jako jakiegoś wielkiego reformatora Kościoła w duchu postępu lewicowego. Tak robi na przykład natemat.pl, który włączenie się Franciszka w ciągnący się od JP2 szereg zmian mających na celu zwalczanie pedofilii i karanie tych, którzy ją kryją, dał tytuł sugerujący, że dopiero obecny papież wprowadził przepisy obejmujące hierarchię. Jednocześnie media Lisa czy Agory stanowczo milczą na temat konserwatywnych wypowiedzi Franciszka. Drugi nurt jest poniekąd powiązany z pierwszym. Skoro lewica zawłaszcza papieża, to prawica skrajna papieża odrzuca jako liberała, masona, zwolennika islamizacji, protestantyzacji… I tak dalej. Tyle jeśli chodzi o świeckich.

Problem z papieżem, jaki mają polscy duchowni wynika też zapewne z tego, jaki jest nasz Kościół, a jaki Kościół zna Franciszek choćby z Argentyny. W Polsce przywykliśmy do tego, że katolicyzm w sumie nie ma konkurencji, zwłaszcza na prawicy. Sekty i inne ruchy religijne były marginalne, nawet Świadkowie Jehowy, gdyby nie ich stoiska, byliby ledwo zauważalni. Protestantów i prawosławnych straciliśmy w imię repatriacji (czyli wymuszonych migracji) po II wojnie światowej. Problemem był strukturalny ateizm, wprowadzany przez komunę, a po niej popierany przez lewicę. Polscy duchowni często ulegają fobii popularnej wśród wiernych, zwłaszcza tych, których ulubione media informują o imigrantach tylko wtedy gdy kogoś oni zgwałcą czy zabiją i często widzą we wszystkich imigrantach zagrożenie, bo niejeden proboszcz nie jest przyzwyczajony do nawracania innowierców. Nawet troska o to, by ludzie z Kościoła nie odchodzili nie burzy spokoju niektórych księży, wychodzących z założenia, że jak ktoś nie przychodzi na Mszę i kolędy nie wpuszcza to sam sobie szkodzi. Polski Kościół jest leniwy, zaniedbał wychowanie religijne Polaków i teraz, gdy papież apeluje o większą troskę, o odejście od swoistego zasklepienia w samozachwycie, że „oto ostoja polskości w czasach zaborów i komunizmu, że Jan Paweł II, że 90% katolików” rodzi się oburzenie.

W ten sposób papież jest, owszem, niewygodny dla polskiego duchowieństwa, także ze względu pewnego zastoju oraz zideologizowania wiary, przesiąknięcia jej przez polityki, ale też z powodu strategii informacyjnej niektórych mediów, podważających zaufanie tradycjonalistów do Franciszka.