Ostatnimi czasy zauważyć można zwiększone zainteresowanie zagrożeniami ze strony duchów nieczystych, a co za tym idzie – poszukiwanie dróg, jakimi te zyskują dostęp do duszy, by się przed tym zabezpieczyć. Na niebezpieczeństwo kładzenia aspektu na tę demonologiczną część nauki chrześcijańskiej zwrócił uwagę ks. Grzegorz Strzelczyk, duszpasterz Oazy, w wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej. Wywiad ten zaś był pochodną prostego wpisu stanowiącego krytykę uznawania za wiarygodne tego, co diabeł mówi w czasie egzorcyzmów.
Zacznijmy od tej kwestii. W czasie rytuału egzorcyzmu kapłan nakazuje ojcu kłamstwa pozostawienie w spokoju stworzonego na obraz i podobieństwo Boga człowieka, mając wsparcie Boga, Kościoła i Aniołów. Tekst rytuału ukazuje Boga jako Pana człowieka, jego władcę, a wszelką władze demona jako uzurpację. Rytuał, jakim posługuje się Kościół Chrystusowy w wypędzaniu diabła nie przewiduje ani dopytywania się o jego imię, specjalizacje, czy historię relacji z opętanym. To wszystko jest własną inicjatywą egzorcysty, który uważa, że bez podparcia przez Kościół (to, co robi jest jego własnym pomysłem), powołując się na imię Jezusa Chrystusa zmusi diabła do mówienia prawdy i zdradzenia arkanów opętania.
Jest to działanie nie tylko na pograniczu posługi, do jakiej wyznaczył egzorcystę Kościół, ale też na pograniczu zaufania do Kościoła, skoro działania przez niego nakazane każą mówić diabłu: „milcz i wyjdź”, a dochodzi do wypytywania o jakieś detale. Sługi Bożego nie obchodzi, jak nazywa się zły duch i czym się interesuje – demon ma się wynieść i już nie szkodzić. Metody, jakimi działa demon Kościół rozpoznaje z doświadczenia, gdyż ma dwa tysiące lat posługi i wie dobrze, w jakiej ideologii czy filozofii kryje się zagrożenie dla relacji człowieka z Bogiem i tym samym, jakie myślenie może doprowadzić człowieka do owładnięcia przez szatana.
Mimo wszystko, są pewne grupy, które chętnie karmią się tym, co diabeł na egzorcyzmie powie. Paradoksalnie, często takie słowa są zachętą do nieposłuszeństwa Kościołowi. I tak, na przykład podobno jeden z wypędzanych diabłów miał powiedzieć, że papież Franciszek to „ich człowiek”. Egzorcysta, gdy staje naprzeciw złego ducha w czasie egzorcyzmu musi mieć niezachwianą wiarę w Boga i Kościół. Dlatego do tej posługi wybierani są ludzie nieskazitelni i doświadczeni, gdyż wypędzający sam też staje się obiektem ataku wypędzanego, a taka agresja zawsze będzie skierowana ku temu, by zasiać zwątpienie, które (nawet jeśli nie przerwie rytuału), to może zaowocować w przyszłości..
Nie dziwi więc, że Kościół nie tylko nie przewiduje dochodzenia w czasie rytuału, ale też trzyma przebieg odbywających się wypędzeń złego ducha w tajemnicy, by nie dawać pożywki tropicielom sensacji i nie rozpowszechniać słów diabła. Są jednak wydawnictwa, które z egzorcyzmów uczyniły niszę na rynku prasy, poświęcając całe numery wszelkim niezwykłościom, jak na przykład materializacjom w czasie obrzędu wypędzenia złego ducha. Mowa tu oczywiście o miesięczniku Egzorcysta, którego redakcja wyjątkowo żywiołowo zareagowała na wywiad ks. Strzelczyka.
Powód? Ks. Strzelczyk poruszył kwestię nastawienia na prywatne doznania ponad Kościół:
„To nie jest kwestia czy ktoś ma wykształcenie teologiczne, czy nie ma, tylko jak bardzo bazuje na swoim prywatnym doświadczeniu. Parę dni temu pewien poważny i szanowany w Polsce rekolekcjonista opublikował w mniej poważnym i szanowanym piśmie własne proroctwo, którego treść delikatnie mówiąc budzi wątpliwości”.
Nie trzeba długo szukać, by dojść do wniosku, że chodzi o artykuł „Proroctwo o. Pelanowskiego dane mu przez Pana”, opublikowany na stronach Egzorcysty 18.04.2018.
Na reakcję nie trzeba było długo czekać.
08.05.0218 na profilu fb czasopisma pojawił się jej własny komentarz:
Błędy, które szerzy ks. dr Grzegorz Strzelczyk w ostatnio udzielonym wywiadzie:
– „Całe nauczanie o tzw. zagrożeniach duchowych jest nauczaniem ostatecznie odwracającym uwagę od grzechu.”
– „Bo czary nie działają. Przekleństwo nie działa”
– ” My nie powinniśmy się cieszyć, że mamy taką wielką wiarę, że ludzie wierzą u nas w działanie szatana, tylko martwić, że mają taką marną, iż wierzą w czary…”
Nasuwa się pytanie czyje nauczanie o zagrożeniach duchowych odwraca uwagę od grzechu?
Przekleństwa, czary i magia są jak najbardziej realne i działają.
„Co stoi za przekonaniem, że przekleństwo albo czary działają? Żeby modlitwa albo błogosławieństwo zadziałały, prosimy Boga, o pożądany skutek. Jeżeli wierzymy, że działa przekleństwo, to na jakim mechanizmie? Że nasz dobry Bóg sprawia skutek, kiedy przeklinam? Wątpię. Że skutek sprawia Szatan? Wtedy on jawi się jako skuteczniejszy od Boga. Bo modlitwa wstawiennicza nie zawsze działa, a przekleństwo miałoby działać zawsze – taki sakrament na odwrót, tylko z lepszym ex opere operato, bo nie potrzeba nawet intencji. I mnie się w takich momentach zapala czerwona lampka. Mamy tu myślenie w kategoriach dualistycznych, w których szatan zostaje zrównany z Bogiem.”
Za przekonaniem, że przekleństwo i czary działają stoją demony czyli realne, inteligentne byty duchowe. To one sprawiają, że przekleństwo, magia i czary mogą być i są rzeczywiście skuteczne. To jest ten mechanizm. Demony szkodzą ludziom. To nie oznacza, że będą skuteczne z automatu, za każdym razem. Nie. Nikt ze znawców tematu tak nie twierdzi. Z tego, że przekleństwo czy magia są skuteczne, nie można wyprowadzić uprawnionego wniosku, że diabeł jest skuteczniejszy od Boga. Bóg dopuszcza zło i grzech pomimo tego, że ma moc nie dopuszczenia do nich. Dlaczego przekleństwa i magia raz są skuteczne, a raz nie, to szersze zagadnienie. Bóg dopuścił działanie szatana na Hioba, ale dopust ten był kontrolowany przez Boga, za Jego zgodą.
Zaraz potem podano dalej pogardliwy wobec ks. Strzelczyka wpis o. Posackiego, zatytułowany „CZAS POGARDY”
Polecamy wypowiedź ks. prof. Aleksandra Posackiego, eksperta w dziedzinie demonologii, dotyczącą wywiadu z ks. dr. Grzegorzem Strzelczykiem i jego błędnych poglądów.
„CZASY POGARDY
Wpadł mi w ręce wywiad pewnego księdza-teologa, nie wiadomo dlaczego rozpowszechniony na wielu portalach, który twierdzi arbitralnie i dogmatycznie, że czary i czarna magia („przekleństwo”) nie działaja i nawet proponuje upominanie księży, którzy rozpowszechniają taką wiedzę.
Proponuję raczej coś przeciwnego, żeby raczej upominać, tych, co nie wierzą (a właściwie nie wiedzą), że czarna magia istnieje i działa z pomocą złych duchów, o czym przypomniał (odwieczną i zgodną w tej kwestii opinię Ojców Kościoła) dokument Biskupów włoskich na temat magii i demonologii z 1994, który w swoim czasie przetłumaczyłem na język polski i wydałem w 1996 (wydawnictwo M).
Ale zostawmy może jednak zabawę w upominanie, a raczej skłaniajmy księży do uzupełnienia brakującej wiedzy.
Arbitralne (dogmatyczne) odrzucanie istnienia i działania czarów i magii to nie tyle brak wiary, co „ignorancja zawiniona” – szczególnie dla teologa i duszpasterza, ponieważ wielu nie otrzyma wtedy adekwatnej pomocy duchowej.
O tym KARYGODNYM ZANIEDBANIU w tej kwestii mówił i przestrzegał przed nim także ks. Gabriel Amorth, WIELKI i uznany na świecie egzorcysta, także pośród hierarchów Kościoła, który polecał egzorcyzmy także w przypadku czarów i magii.
Magia bowiem istnieje i działa (1), jest grzeszna (2), jest niebezpieczna dla duszy (może zagrażać Zbawieniu wiecznemu) i ciała (może zagrażać życiu i zdrowiu) [3].
O tym samym pisał też ks. Francesco Bamonte, aktualny Przewodniczący Światowej Asocjacji Egzorcystów, uznanej niedawno przez Watykan,
W świetle powyższego, ów ksiądz-teolog (zresztą tylko dr, co też ma znaczenie i częściowo usprawiedliwia brak horyzontów) wyraźnie nadużywa swoich kompetencji, a nawet jawnie i publicznie OKAZUJE pogardę i arogancję wobec doświadczenia i wiedzy egzorcystów oraz demonologów, którzy także czesto są utytułowanymi teologami. Na przykład słynny demonolog Coraddo Balducci, dopuszczał istnienie „malocchio’ i innych form czarnej magii.
Istnienie oraz działanie magii i czarów dopuszcza także parapsychologia, dziś nauka uniwersytecka, choć po swojemu wyjaśnia te zjawiska.
Ze wspomnianego wywiadu, jak i kilku innych PODOBNYCH, widać jasno, że owi księża nie zadali sobie trudu, by dokładnie, UCZCIWIE i rzetelnie przeanalizować wieloletnie doświadczenie (1) i bogatą i wszechstronną (czesto interdyscyplinarną) wiedzę (2) wielu wspaniałych i ofiarnych egzorcystów.
Ukazali oni raczej raczej karygodny (właśnie!) BRAK SZACUNKU, POGARDĘ I AROGANCJĘ POMIESZANĄ Z IGNORANCJĄ.
Jest to oczywisty brak UCZCIWOŚCI INTELEKTUALNEJ, niegodny teologa-naukowca!!
NIE ZACHOWALI SIĘ WIĘC – WBREW DEKLARACJOM – JAK Prawdziwi TEOLOGOWIE, ALE JAK DYLETANCI, przejawiwszy INGNORACJĘ, POŁACZONA Z AROGANCJĄ.
Czy to nie jest może jakaś antypersonalistyczna POLSKA CHOROBA DUSZY?
TO SAMO może dotyczyć osób, które przyjmują podobne, chaotyczne wywiady na swoje portale (ów chaos dotyczy zresztą pomieszania pojęc także w innych kwestiach, do czego jeszcze wrócę na innym miejscu).
Zupełnie inaczej – i właściwie – zachował się ŚWIATOWEJ SŁAWY, wielki teolog francuski Rene LAURENTIN (na zdjęciu), który podszedł z największą uwagą i najgłębszym szacunkiem do doświadczenia egzorcystów (które takze uznał za formę teologicznego poznania!), dokonując pewnej trafnej syntezy w ksiażce „Szatan. Mit czy rzeczywistość” (Warszawa 1997), a której zapewne nie przeczytali uważnie (choćby nawet krytycznie) wspomniani, dogmatyczni krytycy Egzorcystów.
Ale to jest na pewno zła dogmatyka i zła teologia.
I kto tu się powinien wstydzić?”.
Po pierwsze, redakcja czasopisma postanowiła uderzyć w pewne treści, jakie pojawiały się w wywiadzie, nie rozumiejąc, że nie jest to tyle zarzut wobec ich linii, czy w ogóle działania szatana w świecie, a pewnych błędów, jakie zdarzają się wśród ludzi, z którymi jako duszpasterz miał do czynienia ks. Strzelczyk. Po drugie, redakcja stojąca na stanowisku, że czary są skuteczne (przynajmniej w pewnym stopniu) stwierdza, że „[z]a przekonaniem, że przekleństwo i czary działają stoją demony czyli realne, inteligentne byty duchowe”. Może i celem redaktorów nie jest przekonanie czytelników o tym, że skierowane przeciwko innemu człowiekowi przekleństwo na pewno się spełni, jednak zaobserwowane przez duszpasterzy końcowe poglądy właśnie takie są: nie pójdę do chińskiej restauracji, bo pewnie jedzenie przygotowywał kucharz-taoista, więc pewnie modlił się do pogańskich bożków, co zaszkodzi mojej wierze przez zjedzenie takiego pokarmu.
Nigdzie ks. Strzelczyk nie twierdzi, że szatan nie działa, czy że jest zawsze nieskuteczny. Takie insynuacje będą dalej się trafiać w rozmowach moich z redakcją Egzorcysty jeszcze nieraz, bo nie ma lepszego argumentu niż wmówienie dziecka w brzuch. Gorąco zaprotestowano przeciwko stwierdzeniu, że „czary nie działają. Przekleństwo nie działa”, jednak nie zadano prostego pytania: w jaki sposób te czary miałyby się odbywać – do czego za chwilę wrócimy. Od wywiadu wymaga się starannego doprecyzowania pojęć, a niektórzy komentatorzy chcieliby i odniesienia do tych, co żyją tak, jakby diabła nie było, choć wypowiedź dotyczyła patologii innej.
Załóżmy jednak dwa (poza działaniem z dopustu Bożego) rodzaje działania złego ducha:
a) wpływ na dusze poprzez pokusy, a następnie za ich pośrednictwem człowieka na świat materialny i
b) wpływ na świat materialny przez własną moc diabła.
Drugi rodzaj musimy jak najbardziej odrzucić. Szatan, jako stworzenie czysto duchowe nie ma wpływu na świat materialny! A nawet „!!!”. Gdy Szatan kusił w swej pysze Syna Bożego i chciał się ukazać jako władca, któremu warto oddać pokłon pokazał królestwa, a więc zbudowane najczęściej na żądzy władzy i bogactwa twory ludzkie, ale nie był w stanie zmienić kamienia w chleb, bo nie ma wpływu na ciało, a jedynie na ducha. Owszem, w czasie egzorcyzmów diabeł atakuje ciało, ale dlatego, że atakuje duszę, a ta stanowi z ciałem jedność, która nawet po śmierci rozdziela się tylko czasowo, do zmartwychwstania. Szatan nie ma prawa sprowadzić choroby, gradobicia, śmierci, bo ciało nie leży w jego kompetencjach i dlatego stanowi obiekt jego nienawiści i zakusów.
Jeśli diabeł miałby władzę nad stworzeniem, na pewno bardzo chętnie by z niej korzystał. Jako grafoman-fantasta powiem tylko, że na potrzeby uniwersum „Kronik Białogórskich” wykreowałem świat, gdzie upadłe Anioły mają moc zmieniania stworzeń. Dzięki temu mogłem zasiedlić dwa i jedną trzecią tomu wszelkiej maści kreaturami, których podstawą mentalności i sensem istnienia jest nienawiść do stworzenia, odziedziczona po tych, które je potworzyli. Nie żyjemy w świecie, gdzie wszelkiej maści strzygi, upiory, wampiry i wilkołaki mają rację bytu, gdyż Bóg stworzył dobry świat. To całe bestiarium w ludowej wyobraźni to pozostałości po pogańskich czasach, czasem lekko ochrzczona.
Jeśli diabeł miałby władzę nad światem materialnym, to tylko na podstawie dopustu Bożego. Tak pisze o tym o. Salij w książce „Wiara poddawana próbom”:
Owszem, w tej właśnie perspektywie — jako jeden z przejawów bałwochwalstwa — w Starym Testamencie postrzega się wróżby oraz różne praktyki magiczne. Toteż Biblia nie neguje jakiejś realnej skuteczności tego rodzaju praktyk. Podkreśla tylko — po pierwsze — że ich moc działa jedynie w takim stopniu, w jakim Bóg to dopuści; nie ma bowiem takich ciemnych sił, które mogłyby w najmniejszym stopniu zagrozić Bożemu panowaniu nad światem lub je przyćmić. Przypomnijmy sobie choćby historię czarownika Balaama, który okazał się niezdolny do zaszkodzenia ludowi Bożemu, mimo że właśnie w tym celu został sprowadzony przez swojego króla; co więcej, Bóg swoją mocą przymusił go do wygłoszenia nad tym ludem błogosławieństwa (Lb 22—23).
Paradoksalnie tekst ten zaczerpnąłem z artykułu, jaki udostępniła na fb… redakcja „Egzorcysty” na poparcie swoich tez. Dlaczego więc Bóg dopuszcza diabłu dostęp do materii? By umocnić wiarę słabych, tych, którzy potrzebują strachu przed zarazą, by wreszcie zacząć się myć. A i wielu będzie takich, co przestanie się kąpać, by uniknąć zarażenia1. Tak samo wielu będzie takich, co w strachu przed profanacją Najświętszego Sakramentu zacznie go przyjmować tylko duchowo, nie chcąc doprowadzić do kontaktu z Ciałem Chrystusa bezbożnego języka, który zaczął rzucać bluzgami, gdy młotek trafił w palec zamiast w gwóźdź. O ile należy chwalić wyrzucenie ze swego życia bluźnierstwa, spowodowane czymkolwiek, dla zachowania zasady pragnienia dobra dla wszystkiego co żyje, o tyle tym bardziej należy odrzucić myślenie oparte na ucieczce przed złem do większego dobra, bo to nie wiara i miłość do Boga, ale chłodna kalkulacja. Gdy szatan chłodno kalkulował, uznał, że postawienie na kawałek gliny, w którego tchnięto ducha to poroniony pomysł, skoro w zasięgu ręki jest on – idealny twór czysto duchowy. Bóg z miłości do człowieka stworzył świat, by był mu on poddany. Jak ogród ogrodnikowi.
Kto wie, może diabeł wyzwala w człowieku taką znajomość stworzenia, że to, co nieosiągalne dla „szeregowego wiernego”, dumnego z tego, że co niedziela widać go w pierwszej ławce, jest dostępne dla opętanego? A może to zwykła inteligencja szatana pozwala wpływać na świat?
Diabeł, jako byt duchowy atakuje przez duszę. Nie przez pokarm, nie przez amulet, a przez duszę, przez myśli i intelekt, choć pokarm i amulet mogą być tu środkiem o tyle skutecznym, o ile mocny będzie wpływ na duszę. I tak dieta może być szkodliwa dla wiary, jeśli na przykład odrzuci się jedzenie mięsa z powodu wiary w reinkarnację – kto jednak powiedział, że szkodliwe jest jedzenie tylko warzyw w ramach protestu przeciwko okrucieństwu w rzeźniach czy na fermach drobiu? Ba, można by to nawet podciągnąć pod odpowiedzialność człowieka za stworzenie! Amulet noszony tylko z powodu ładnego kształtu czy koloru kamienia nie czyni szkody dla duszy noszącego – jakkolwiek jeśli powszechnie jest uznawane, że nosi się takie amulety dla ściągnięcia szczęścia, może to być uznane przez osoby trzecie za praktykę magiczną i tym samym doprowadzić otoczenie noszącego do wniosku, że i chrześcijanie nie widzą w podobnych staraniach nic zdrożnego. Jednak gdy ani noszący ani jego otoczenie nie rozumieją antychrześcijańskiego wydźwięku symbolu, nikomu nie dzieje się krzywda. Co więcej, Kościół wiele symboli już „ochrzcił”, narzucając im katolicką interpretację. Uznanie, że sam kształt wpływa na duszę jest absurdem, a jednak absurdem spotykanym w środowisku charyzmatycznych. Demon osacza duszę, a jeśli robi to także z ciałem, to tylko przez duszę ludzką, która dała mu przyzwolenie na działania na resztę człowieka, czyli ciało.
Demon jednak, upadły Anioł, jest elementem wiary chrześcijańskiej, którego odrzucić nie można, ale też nie można z niego robić drugiego boga. Popatrzmy więc, co o czarach i przekleństwach mówi Pismo Święte.
Czary i przekleństwa w Biblii
Pierwsza wzmianka o jakichś praktykach magicznych pojawia się w Biblii w historii pasterza, który oszukany przez teścia, Labana, postanowił wyłudzić od niego możliwie największą ilość drobnego bydła. Miał on obiecane, że dostanie wszystkie kozy „cętkowane i pstre” oraz czarne owce. „Nazbierał [on] sobie świeżych gałązek topoli, drzewa migdałowego i platanu i pozdzierał z nich korę w taki sposób, że ukazały się na nich białe prążki. Tak ostrugane patyki umocował przy korytach z wodą, czyli przy poidłach, aby je widziały trzody, które przychodziły pić wodę. Gdy bowiem zwierzęta przychodziły pić wodę, parzyły się. I tak parzyły się zwierzęta z trzód przed tymi patykami i wskutek tego dawały przychówek o sierści prążkowej, pstrej i cętkowanej”. Pasterz ten przemyślnie „oddzielił więc owce białe i pędził je przodem przed pstrymi i czarnymi, jako stada Labana; dla siebie zaś trzymał stada osobno, nie łącząc ich ze stadami Labana”, a także „umieszczał owe ponacinane patyki na widocznym miejscu przy poidłach tylko wtedy, gdy miały się parzyć sztuki mocne; gdy zaś owce były słabe, patyków nie kładł. W ten sposób sztuki słabe miały się dostać Labanowi”. Pasterzem tym był patriarcha Jakub, a wszystkie cytaty pochodzą z Księgi Rodzaju, z rozdziału 30, z wersetów 31-43. Była to jednak Boża odpowiedź na niesprawiedliwość ze strony teścia, który zamiast Rebeki, dał za żonę patriarsze Leę.
Wyjaśnieniem snów, czynnością w świecie starożytnym uznawaną za magiczną, zajmował się Józef Egipski i to na tyle dobrze, że gdy faraon miał sen o krowach chudych i tłustych podał wykładnię wizji zesłanej przez Boga, której nie podołali kapłani pogańscy (Rdz 41). Mojżesz na dworze faraona musiał dowodzić wyższości mocy danej przez Boga nad sztuczkami „mędrców i czarowników”, jednak ich skuteczność można równie dobrze tłumaczyć dopustem Bożym, zatwardzeniem serca faraona (por. Wj 7,3 i 7,22). Dwie plagi udało się kapłanom egipskim powtórzyć: zmianę wody w krew i wylęgnięcie się żab (sztuki takie przypisywał św. Tomasz magikom w swojej „Sumie przeciw narodom”, co może być echem biblijnej opowieści). Gdy jednak doszło do plagi komarów, mogli jedynie powiedzieć „Palec to Boży” (por. Wj 8,15).
Prawo Mojżeszowe atakuje tych, którzy praktykują magię, jednak nie wspomina o żadnych jej skutkach. Zakazuje wzywania imienia Bożego do rzeczy błahych (por. Wj 20,7), co mogło być także przestrogą przed wciąganiem Boga w sferę czarów – a takie zakusy były zawsze widoczne wśród nie tylko chrześcijan (którzy dostali od wróżbiarzy różne anielskie taroty), żydów (o kabale można napisać dłuuugą rozprawę), ale też pogan (np. pewien Aleksandryjczyk wezwał Iao, a więc zapewne JHWH, by sprowadzić nieszczęście na handlarza warzywami, Babylasa). Jeśli zaś chodzi o bardziej szczegółowe przepisy, to tych dotyczących postępowania z agresywnym wołem, a co dopiero o ofiarach czy trądzie jest znacznie więcej niż tych dotyczących czarów.
Magia w Prawie Mojżeszowym przede wszystkim jest rozumiana jako część kultu pogańskiego, bez wspominania nakładania kar np. na kogoś, kto magią spowodowałby śmierć, czy szkodę w dobytku. To świątynie pogańskie obfitowały we wszelkiej maści wróżów i proroków, którzy z różnych czynników mieli przewidywać przyszłość. Było to np. w Grecji powiązane z pojęciem fatum, czyli zapisanego przez bogów losu, ale też swoistą cyklicznością świata, która poza porami dnia, czy roku obejmowała też bardziej długoterminowe okresy, w tym cykliczne zagłady całej ludzkości. W Kpł 18,21 mamy zakaz ofiar z ludzi – co było rozumiane jako swoisty deal z bożkiem pogańskim: ja ci oddaję pierwsze dziecko, a ty gwarantujesz, że kolejnych będzie więcej. Nie ma jednak informacji, by to rzeczywiście było skuteczne, a jedynie, że taka praktyka obraża Boga Izraela. Czary, zasięganie rady zmarłych i wróżbiarstwo są uznane za obyczaje pogańskie w Kpł 19, 26-31 na równi z nacinaniem ciała w ramach żałoby, goleniem boków brody i oddawaniem córki do pracy jako prostytutka (co może być odniesieniem do funkcji nierządnic sakralnych rozpowszechnionych na Bliskim Wschodzie, por. Rdz 38,15, ale także na przykład w Grecji, gdzie „córy Koryntu”, hierodule, służyły w świątyni Afrodyty).
Jednym z najsłynniejszych przypadków magów i wróżów jest kobieta wróżąca z Endor, która wywoływała duchy oraz jej odpowiedniczkę z Filippi, gdzie niewolnica z duchem wróżącym była źródłem dochodu dla swoich panów, którzy po egzorcyzmie zaciągnęli św. Pawła przed sąd z powodu utraty potencjalnych zysków (Dz 16, 16-24). W obu tych wypadkach nie mamy do czynienia z działaniem szatana na materii, a raczej na jakimś wpływie złego ducha na osobę poprzez przekazanie jej jakiejś wizji, czy wiedzy. Nawet duch Samuela nie ukazuje się Saulowi. To wróżka przedstawia wyklętemu królowi wygląd widma (por. 1 Sm 28,14), a czy dalej słowa ducha proroka są słyszalne dla wszystkich, czy też są przekazywane za pośrednictwem medium – nie wiemy. Możliwe, że wyjątkowo Bóg wkroczył w domenę działania złego ducha, by jasno przedstawić swemu byłemu wybrańcowi przyczynę odrzucenia.
W Nowym Testamencie pierwszymi pojawiającymi się magami są magoi apo anatolon, czyli… mędrcy ze wschodu, którzy idąc za wskazaniem jakiegoś zjawiska udali się do Jerozolimy, gdzie wypytali o nowo narodzonego króla żydowskiego, a potem za radą mędrców żydowskich udali się do Betlejem, gdzie znów ujrzeli „Jego gwiazdę”. Jednak „magoi”, a takiego słowa użył Mateusz Ewangelista w Mt 2,1, oznacza członka perskiej kasty mędrców, wysoko postawionych w hierarchii społecznej ze względu na wysokie urodzenie, ale też znajomość astrologii. Oto więc Bóg posłużył się jakoś wiedzą tajemną, by oznajmić światu, ale przede wszystkim Herodowi i całej Jerozolimie (por. Mt 2,3) że Jezus był królem żydowskim.
Kolejnym jest Szymon Mag, który w Samarii wsławił się za pomocą sztuk magicznych, a gdy popularna stała się Ewangelia, przystąpił do uczniów Jezusa, został jednak zrugany za próbę zyskania za pieniądze mocy nakładania rąk i udzielania Ducha Świętego (por. Dz 8,9-24). Nie wiemy z Biblii, jakiej natury była magia Szymona: czy były to jakieś akty władzy nad naturą, czy raczej przepowiadanie przyszłości. Pisma Ojców Kościoła wskazują na magię wynikającą z udziału złego ducha w wiedzy magika, a więc w pewnym stopniu przepowiadanie przyszłości, czy dzielenie się wiedzą na temat teraźniejszości czy przeszłości (kto co ukradł, czy gdzie znajduje się dana osoba, a więc wróżby o przeszłości, czy teraźniejszości, do których ograniczał wiedzę aniołów – także padłych – św. Tomasz z Akwinu, co będzie wykazane dalej). Kolejny był Elimas, członek świty prokonsula Sergiusza Pawła – mag, jednak bez wskazania, czy zajmował się on wróżeniem, czy innymi sztukami (por. Dz 13,6-12). O tym, że wielu porzucało magię i paliło swoje księgi pod wpływem Ewangelii mówi wers Dz 19,19. I tyle. Ezoteryka nie leży w obszarze zainteresowań Ewangelistów i autorów listów. Znacznie więcej (podobnie jak w Starym Testamencie) uwagi jest poświęconych życiu moralnemu i czystości wiary, po których rozpoznaje się chrześcijanina.
Czary w Piśmie Świętym przedstawiane są więc jako grzech, zajęcie nie do pogodzenia z wiarą w Boga Jedynego. Nie ma jednak potwierdzenia magii panowania nad przyrodą w wykonaniu czarowników. Wszystkie „skuteczne” czary, jakie mogły mieć miejsce mogą być wyjaśnione bądź przez niewiedzę obserwatorów co do prawdziwej natury zjawiska (jak wylęganie żab z ziemi), bądź przez wpływ złego ducha na osobę wróżącą poprzez dzielenie się wiedzą czy przedstawianie pewnych wizji.
Co w takim razie z czarną magią i przekleństwami?
W powszechnym rozumieniu „przekleństwa” są formułą wypowiadaną przez człowieka, która skutkuje nieszczęściem, chorobą czy śmiercią przeklinanego: „A żeby ci wszystkie krowy padły”, czy „A żeby cię pokręciło”, czy „A niech cię cholera weźmie” (formuła groźna zwłaszcza w czasie fali cholery). Słownik języka polskiego PWN definiuje je jako «wyrażone przez kogoś życzenie, aby kogoś innego spotkało coś złego». W naszej rozprawie musimy rozważyć możliwość skuteczności takich formuł w odniesieniu do angażowania złych duchów poprzez wyznaczenie im celu. Cóż więc o przekleństwach mówi Biblia?
Przede wszystkim Biblia nie zna tego znaczenia słowa „przekleństwo” w odniesieniu do praktyk czy to żydowskich, czy to chrześcijańskich. Przekleństwo jako wskazanie bóstwu, czy innej sile duchowej celu do eliminacji było domeną pogańską, typową dla starożytności, gdy prorocy i wieszcze obu stron nie tylko zasięgali rady niebios za pomocą różnorakich metod przepowiadania przyszłości, ale też prosili je o pomoc w pogrążeniu wroga. Istnieli bogowie uznawani za bardziej skutecznych w sprawach domowych (np. Westa) i ci uznawani za bogów złych czarów (Orkus). W celu typowych przekleństw wojennych Balak wzywa Balaama, proroka JHWH (por. Lb 22,18). W pierwszej kolejności, w żydowskim i chrześcijańskim rozumieniu, biblijne przekleństwo jest Bożym wyrokiem na grzesznika. Po raz pierwszy pojawia się w Księdze Rodzaju w wersie 3,14, gdy Bóg stwierdza dosłownie „Ponieważ uczyniłeś to przeklęty (hebr. „arur”) ty” i jest stwierdzeniem stanu węża (zresztą niemal wszystkie „kary” w tym rozdziale mogą być interpretowane jako proste skutki złamania Bożego zakazu spożywania owoców z Drzewa Poznania Dobra i Zła). Poza tym przekleństwa występują w Przymierzu Synajskim jako ostrzeżenie przed karą ze strony Boga w przypadku jego złamania przez Izraela. Podobnie i Jezus poza „błogosławionymi” wymienił też tych, nad którymi można jedynie zawołać „ołaj” – „biada”. Specyficzną formą klątwy jest herem, czyli skazanie na zagładę ludności podbitego miasta.
Specyficzne przekleństwo mamy w historii proroka Elizeusza, który wyszydzony przez grupę małych chłopców (lub też „pomniejszych sług”) przeklina ich w imię Pańskie, czym sprowadza dwa niedźwiedzie (por. 2 Krl 2,23-25). Przypomina tu się historia z Łk 9, gdy synowie Zebedeusza, Jan i Jakub chcieli zrzucić ogień na niegościnne miasto samarytańskie. Przekleństwa takie były jednak właśnie karą za atak na autorytet proroka, a co za tym idzie: Boży.
Żaden z czarnych charakterów Biblii nie był w stanie szkodzić za pomocą czarów. Posuwali się jak Jezebel do zabójstwa sądowego, czy do skrytobójstwa, ale nigdy do jakiegoś działania złego ducha, który sprowadziłby śmierć na ofiarę.
Czy Tradycja Kościoła akceptuje działanie czarnej magii?
Pierwszym wielkim człowiekiem Kościoła, na jakiego powołała się redakcja i admini fanpage’a Egzorcysty był św. Tomasz:
Św. Tomasz z Akwinu vs. ks. dr Grzegorz Strzelczyk
Św Tomsz z Akwinu, Summa Contra Gentiles:
Księga III, Rozdział 105: „SKĄD POCHODZI SKUTECZNOŚĆ DZIAŁANIA MISTRZÓW MAGII
[..] Jest zatem jasne, że skuteczność sztuk magicznych, posługujących się tymi figurami, by wywołać pewne skutki, nie pochodzi od czynnika działającego z konieczności natury, lecz od jakiejś substancji intelektualnej, działającej przez intelekt. Okazuje to samo i nazwa, którą tym figurom się nadaje, nazywając je symbolami. Symbol bowiem jest to znak. Przez to rozumiemy, że posługują się tymi figurami tylko jako znakami, okazywanymi jakiejś naturze obdarzonej intelektem. […] Tymi słowami Porfiriusz opisuje dostatecznie jasno niegodziwość szatanów, z których pomocy korzystają sztuki magiczne. I tylko tego nie można przyjąć, że mówi, iż ta niegodziwość jest dla szatanów naturalna.
Rozdział 108 „Jeśli w szatanach niegodziwość nie płynie z natury, a wykazaliśmy [III, 106], że szatani są źli, musi stąd wynikać, że zła jest ich wola.”
Ks.dr Grzegorz Strzelczyk:
„Bo czary nie działają. Przekleństwo nie działa”
– ” My nie powinniśmy się cieszyć, że mamy taką wielką wiarę, że ludzie wierzą u nas w działanie szatana, tylko martwić, że mają taką marną, iż wierzą w czary…” (Ta marna wiara św. Tomasza…)
„Przecież jako teologowie mamy sporą odpowiedzialność za czystość doktryny…” (No właśnie, gdzie ta odpowiedzialność u ks. Strzelczyka, kiedy wypowiada się nieodpowiedzialnie w temacie, na którym się nie zna i sieje zamęt wśród wiernych?)
„Problem polega na tym, że my funkcjonujemy w świecie, w którym absolutnym priorytet ma doświadczenie indywidualne i jego prywatna interpretacja.” (właśnie, głoszenie swoich prywatnych poglądów zamiast odwołania się do nauki Kościoła)
„Benedykt XVI próbował zdiagnozować jeden z wymiarów kryzysu współczesności mówiąc o tym, że jeśli odrzucimy element racjonalny w wierze, to się nie pozbieramy. A my mamy do czynienia z antyracjonalnym podejściem stosowanym w sposób wręcz heroiczny.” (Biedny, antyracjonalny św. Tomasz)
„Mnóstwo ludzi boi się wejść do chińskiej restauracji, bo się do nich diabeł przyklei” (Mnóstwo? Ktoś zna taką osobę?)
„Co stoi za przekonaniem, że przekleństwo albo czary działają? Żeby modlitwa albo błogosławieństwo zadziałały, prosimy Boga, o pożądany skutek. Jeżeli wierzymy, że działa przekleństwo, to na jakim mechanizmie? Że nasz dobry Bóg sprawia skutek, kiedy przeklinam? Wątpię. Że skutek sprawia Szatan?” (Odsyłamy do św. Tomasza po wyjaśnienia)
Módlmy się za wszystkich kapłanów, aby zawsze wiernie głosili jedyną, prawdziwą naukę.
Pomijam personalne przytyki, którymi wypełnił swój wpis admin profilu, bo świadczy to tylko o tym, że nie zapoznał się z tekstem, z biografią i posługą ks. Strzelczyka, który tezy, że „Mnóstwo ludzi boi się wejść do chińskiej restauracji, bo się do nich diabeł przyklei” nie wyssał z palca, tylko spotkał się z nią właśnie przez kontakt z ludźmi. A już zarzuty o to, że interpretacja słów św. Tomasza w wykonaniu adminów Egzorcysty jest ortodoksyjna, więc ks. Strzelczyk porywa się z motyką na słońce są absurdalne. Można zauważyć wiele pewności siebie w wypowiedziach redakcji „Egzorcysty”, choć nie trzeba wiele, by dowieść, że stanowiska Akwinaty nie jest tak prosto zinterpretować na korzyść zwolenników skuteczności magii, przekleństw czy innych „zagrożeń duchowych”.
Weźmy choćby kwestię przepowiadania przyszłości różnego rodzaju. Czy demon, upadły anioł może znać przyszłość? Akwinata dowodzi, że znajomość przyszłych wydarzeń przez diabła wynikać może tylko i wyłącznie ze znajomości rzeczywistości.
„W dwojaki sposób można poznawać rzeczy przyszłe: Pierwsze, w swojej przyczynie. W ten sposób wiedzą pewną bywają poznawane te fakty przyszłe, które z konieczności pochodzą od swoich przyczyn; np. że jutro wzejdzie słońce. Te zaś fakty, które pochodzą od swoich przyczyn w większości wypadków ale nie [zawsze], bywają poznawane nie w sposób pewny, ale na sposób przyposzczenia czy prawdopodobieństwa. Tak to np. lekarz przewiduje wyzdrowienie chorego. I ten to właśnie sposób poznawania przyszłości przysługuje aniołom; a przysługuje im tym doskonalej niż nam, im lepiej, doskonalej i ogólniej poznawają przyczyny rzeczy. Tak jak lekarze: im dokładniej poznają przyczyny choroby, tym lepiej przewidują jej koleje przyszłe. Te zaś faktyn które pochodzą od swoich przyczyn w mniejszości wypadków, zgoła są nieznane – tak jak rzeczy przypadku i losu.
Drugie, rzeczy przyszłe bywają poznawane same w sobie. I tak poznawać fakty przyszłe jest rzeczą li tylko samego Boga: i to nie tylko te, które pochodzą z konieczności lub w większości wypadków, lecz także to, co jest rzeczą przypadku i losu; jest tak dlatego, że Bóg widzi wszystko w swojej wieczności, która – ponieważ jest niezłoźona – jest obecną przy całym czasie i zawiera go; i dlatego Bóg jednym spojrzeniem obejmuje wszystko, co dzieje się przez cały czas jako stojące obecnie przed Nim i widzi wszystkie rzeczy tak, jak istnieją same w sobie; mówiliśmy już o tym, rozprawiając o wiedzy Boga.
Myśl zaś anielska – jak i każdego stworzenia – nie dociąga do wieczności Bożej; i dlatego żadna myśl stworzenia nie może poznawać rzeczy czy zdarzeń przyszłych tak, jak się mają w swoim bycie”.
Innymi słowy: anioł nie może przewidywać rzeczy przyszłych inaczej niż poprzez analizę przyczynowo-skutkową, a jeśli posiada inną, to tylko z Objawienia Bożego. Magia polegająca na przepowiadaniu przyszłości ma więc sens o tyle, o ile upadły anioł dzieliłby się z człowiekiem wiedzą na temat teraźniejszości i wynikających z niej skutków. A o jakiej magii pisze św. Tomasz? A właśnie o takiej „intelektualnej”, gdy magik pomaga znaleźć zgubę i wskazuje winnego:
Przez sztuki magiczne bowiem ludzie nie czynią postępu w dobrach rozumu, takich jak nauka i cnota, lecz w dobrach najmniej tego wartych, jak w wynajdywaniu rzeczy skradzionych, i chwytaniu złodziei i tym podobnych.
W sposób zaskakujący koreluje to z Tradycją na temat Szymona Maga, który miał dokonywać rzeczy dotyczących przepowiadania przyszłości, ale niewiele wiadomo na temat innych sztuk. Co zaś do uzdrowień, to można uznać, że diabeł wie, co jest przyczyną złego samopoczucia człowieka, usuwa ją pod wpływem uzdrawiania pogańskiego (od którego należy jasno odróżnić leczenie wynikłe ze znajomości praw natury, odbywające się w świątyniach pogańskich, choć nie zawsze jest to możliwe – sam Hipokrates w swoją przysięgę wplótł Asklepiosa, boga medycyny).
Redakcja „Egzorcysty” w jednym ze swoich wpisów po publikacji wywiadu ks. Strzelczyka, chcąc dowieść, że do depozytu wiary Kościoła należy wiara w skuteczność działania czarów i przekleństw przywołała artykuł ks. Pawła Wygralaka „Zło magii w pastoralnych wskazaniach Ojców Kościoła” z tomu 59. serii Vox Patrum. Tekstem tym zainteresowałem się już jakiś czas temu, podczas pisania magisterki o obrazie Żydów w homiliach św. Jana Chryzostoma – kaznodzieja oskarżał Synagogę o bycie siedzibą szatana, gdzie uprawia się magię.
Zapewne wiecie, jak to również i za naszych czasów, kiedy to rozszalał się Julian przewyższający wszystkich swą bezbożnością, /Żydzi/ łączyli się z poganami i naśladowali ich obyczaje. Jeśli zatem teraz, jak się wydaje, nieco przycichli, to zachowują się spokojnie ze strachu przed cesarzami, tak że gdyby nie to, odważyliby się na rzeczy o wiele gorsze niż zdarzały się dawniej. Prześcigają swych przodków w innych niegodziwościach, którym nadmiernie się oddają, na przykład w zabobonach, w sztukach czarnoksięskich, w rozpuście. A często burzyli się również w innych sprawach, mimo że zostali okiełznani takim wędzidłem, powstawali przeciwko cesarzom, tak że popadali w najcięższe nieszczęścia.
Było to po części związane z praktykami leczniczymi, jakie miały miejsce w znanej podantiocheńskiej miejscowości uzdrowiskowej, Dafne, gdzie też mieściła się synagoga.
Nigdy jednak nie spotkałem się z fragmentem, by Złotousty kaznodzieja przyznawał jakimś czynnikom zewnętrznym rangę podobną do współcześnie popularnych „zagrożeń duchowych” – a więc takich czynników, które nawet jeśli odbywają się nieświadomie, to jednak w jakiś sposób działają negatywnie na duszę. Jeśli już coś takiego dopuszczał to na zasadzie „tolerancji dla grzechu” – uznania, że skoro inni dopuszczają się praktyk magicznych, to jako tolerowane i uświęcone, powinny być one zachowane i zapewne są skuteczne. A krytykował wiele: od pasjonowania się sportem po nieokazywanie miłości brzydkiej żonie. Osoba nosząca amulet, nie wiedząc o jego pogańskiej symbolice powinna zostać pouczona, ale nie ma od Złotoustego żadnej informacji, by należałoby to czynić z powodu zagrożenia dla jej duszy. Dla Chryzostoma pochodzenie człowieka, czy wszelkie ataki złego ducha nie są zagrożeniem dla duszy, gdyż ważne jest jak dany wierny zachowuje naukę Chrystusa. Dużo bardziej groźne od wszelkich amuletów były brak miłosierdzia wobec ubogich, czy sierot, a już oglądanie kobiet tańczących w teatrze… Chryzostom był radykalnym i rygorystycznym moralistą, nie mistykiem, który straszyłby diabłem, siedzącym w jakimkolwiek jedzeniu czy talizmanie, bo diabeł siedział w obżarstwie i zbytku.
Złotousty neguje skuteczność działania demonów (bogów pogańskich) w przepowiadaniu przyszłości, wyśmiewa tych, którzy udają się do magów właśnie dlatego, że o radę i pomoc proszą tych, których bóstwa nie uchroniły swoich domostw i skarbców.
Jeśli zaś coś wiedzą [wróżbici – dop. Piotr Szczur] powinni raczej mówić o swoich sprawach: w jaki sposób skradziono liczne dary ofiarowane bałwanom? W jaki sposób stopiono z nich dużo złota? Dlaczego tego nie przepowiedzieli swoim kapłanom? Bo nic nie wiedzą, lecz nawet dla pieniędzy nie zdołali powiedzieć, gdy bałwochwalcze ich świątynie się paliły i wielu ludzi naraz zginęło?.
To przede wszystkim nie zawsze jest prawdą, lecz śmiechem i kłamstwem, gdyż oni [magowie – P.SZ.] nic nie wiedzą.
Także jeśli chodzi o kwestię horoskopów, Złotousty widzi ich „skuteczność” w tym, że ofiara diabelskiego podstępu tak interpretuje zdarzenia, jak je diabeł przedstawia:
Jeńcem cię swoim uczynił [wróżbita – P.Sz.], jest panem twego życia, rządzi nim, jak chce.
Zło magii leży w zaufaniu w moc zabobonu, jak na przykład wieszaniu medalionów Aleksandra Wielkiego na czole, czy świętowaniu nowego roku na zasadzie „szczęśliwe Kalendy, szczęśliwy cały rok”, gdyż wtedy odwraca się uwagę od troski o własną duszę i moralność, nawet jeśli te zabobony używają chrześcijańskich imion, czy towarzyszą życiu chrześcijan w czasie narodzin czy ślubu.
Tyle na temat św. Jana Chryzostoma. A pozostali wymienieni w artykule ks. Wygralaka Ojcowie? Wszyscy potępiają magię jako wynalazek diabła, odciągający ludzi od Boga, gdy jednak mowa o zniewoleniu mowa przede wszystkim o zmuszeniu człowieka do przestrzegania swoistych magicznych rytuałów:
Podobnie zniewalają człowieka wszelakie przesądy. Wiara w nie sprawia, że człowiek przestaje zachowywać się racjonalnie. Augustyn opisuje zachowania człowieka, który w obawie przed czekającym go bliżej nieokreślonym nieszczęściem czuje się zmuszony wejść powtórnie do łóżka tylko dlatego, że wkładając obuwie kichnął albo też wraca «do domu, gdy przy wyjściu człowiek się potknie» (Augustinus, De doctrina christiana, II 20, 31, PL 34, 50, tłum. Sulowski, s. 83) Można sobie wyobrazić, jak osaczony wewnętrznie i zniewolony musi być człowiek, który wierzy w takie i tym podobne przesądy.
Ks. Wygralak wskazuje na to, że pewne sytuacje wspominane przez Ojców Kościoła mogą być interpretowane jako opętanie wskutek magii, z tym że ta argumentacja jest co najmniej mówiąc ryzykowna, jednak bardzo miła sercom redakcji „Egzorcysty”. Dlaczego? Przeczytajmy ten fragment (w nawiasach źródła podane w przypisach).
Również Cezary z Arles wskazuje w kazaniu poświęconym świętowaniu kalend styczniowych na przypadek, który można uznać za opętanie. Do swoich wiernych mówił: «Przez takie praktyki wciska się ów mistrz zła, by zwolna opanowawszy umysły pod pozorem zabawy, sprawować nad nimi władzę». Istotne jest użyte przez biskupa sformułowanie jasno mówiące o opanowaniu umysłów przez „mistrza zła”, aby „sprawować nad nimi władzę”. Mając na uwadze klasyczną definicję opętania sformułowaną przez R. Garrigou-Lagrangea (Por. R. Garrigou-Lagrange, Trzy okresy życia, Niepokalanów 1998, 894), jak również tezę współczesnego egzorcysty O.A. Posackiego, który uważa, że opętanie może być także efektem uprawiania magii (Posacki, Encyklopedia zagrożeń, s. 178.), można stwierdzić, że przypadek opisany przez Cezarego jest przykładem opętania człowieka przez diabła. Biskup Arles stykał się, jak to opisują autorzy jego żywota, z osobami opętanymi. Brak jest jednak świadectw, iż opętania te były efektem uprawiania magii.
Cezary z Arles krytykuje zabawy we wróżby w czasie „rzymskiego nowego roku”, gdyż w ten sposób uczestnicy święta poddają się działaniu diabelskiemu – jednak podobne zdanie mają także ci Ojcowie, którzy nie wspominali o możliwości opętania, mając jednak na myśli podejmowanie życiowych decyzji według interpretacji znaków wróżebnych podpowiadanych przez złego ducha wróżbicie. Jedyne, co pozwala podpiąć opisaną przez Cezarego z Arles sytuację pod opętanie to definicja ukuta przez naczelnego neotomistę pierwszej połowy XX w. i teoria o. Posackiego. W patrologii jest to niewybaczalny błąd anachronizmu, nakładania na naukę pierwszych wieków pojęć i teorii ukutych później. Ks. Wygralak dodatkowo zakłada, że na pewno mają one zastosowanie do konkretnego przypadku.
Także kolejne przypadki, zaczerpnięte z „Historii Franków” św. Grzegorza z Tours wymienione na stronach 312-313 artykułu (egzorcyzmowana przez biskupa Ageryka wróżka, opętana przez „demona południa” wieszczka, człowiek opętany, a dysponujący darem przepowiadania przyszłości i uzdrawiania po oszołomieniu przez rój much) wykazują pewne powiązanie między czarami a opętaniem, jednakże w pierwszych dwóch z nich nie wiadomo, co było przyczyną, a co skutkiem, a w ostatnim: czary były skutkiem opętania.
Podobnie „pod tezę” komentowane są postanowienia synodów zawarte w części „Czarna magia i jej skutki”. O ile Synod w Elwirze (I poł IV w.) rzeczywiście nakładał kary na tych, którzy dopuścili się zabójstwa poprzez „maleficium”, to jednak podaje, że dotyczy to „tego, który bez idolatrii zbrodni dokonać nie mógł” („eo quod sine idolatria perficere scelus non potuit”), nie precyzuje też jak miałoby się to dokonać: przez sprowadzenie śmierci w sposób nadprzyrodzony, czy na przykład przez truciznę. XVII Synod w Toledo (694 r.) nakłada kary na księży odprawiających Eucharystię w intencji żywych z formularza Mszy za zmarłych celem ich zgonu, ale nie wskazuje na ryzyko skuteczności takiej świętokradczej praktyki. Tekst angielskiego tłumaczenia kanonów nie wspomina też o tym, by zgonowi miała towarzyszyć wspomniana przez ks. Wygralaka „śmierć wieczna”: „Some priests hold Masses for the dead, on behalf of the living, that these may soon die.” Tłumaczyć to można więc: „Niektórzy kapłani odprawiają Msze za zmarłych w intencji żywych, tak by ci wkrótce umarli”. Nic o śmierci wiecznej!
Ponadto synody toledańskie budzą zainteresowanie badaczy historii kościelnej przede wszystkim z powodu czasu, w jakim powstawały. To okres przejściowy, gdy kultura ludów napływowych mieszała się z chrześcijaństwem, gdy łacina nie była już zbyt dobra, a myślenie germańskie wypierało klasyczne.
Kanon IV synodu w Rouen stwierdza, że:
Jeśli jakikolwiek świniarz, oracz czy myśliwy czy ktokolwiek tego rodzaju śpiewa diaboliczne pieśni nad chlebem, czy nad ziołami, czy nad kimś haniebne opatrunki i to czy to w lesie ukrywa czy na rozdrożach dwóch czy trzech dróg rzuca, aby swe zwierzęta uwolnić od zarazy i nieszczęść a innym zaszkodzić Że to wszystko jest idolatrią, żaden wierzący nie wątpi, i w związku z tym w najwyższy sposób jest zakazane.
Jest to więc zakaz pewnych praktyk ludowej magii, typowych dla wsi, z jednej strony obronnych, z drugiej skierowanych przeciw innym ludziom. Zakaz nie wynika z zagrożenia, jakie stwarza ta praktyka dla zdrowia i życia, z powodu uznania ich za bałwochwalstwo.
Wymienione przypadki można więc interpretować różnie, a przypisanie im miana stanowiska Ojców Kościoła za skutecznością czarów czy opętaniem, jako niemalże pewnym skutkiem magii jest co najmniej naciągane. Sam ks. Wygralak w ramach podsumowania stwierdza, że
Tylko nieliczni Ojcowie Kościoła wspominają o możliwości opętania maga i jego klientów przez diabła. Nieliczni też poświadczają praktykowanie tzw. czarnej magii, której celem było zadanie cierpienia, pozbawienie zmysłów, a nawet życia upatrzonej ofiary. Nie zmienia to jednak ostatecznej oceny magii.
Tropienie zagrożeń duchowych zagrożeniem dla duszy
Nie przeszkodziło to adminom fanpage’a „Egzorcysty” najpierw powołać na omówiony powyżej artykuł, ale także podać dalej wpis powołującego się na tekst ks. Wygralaka o. Posackiego.
Polecam szczególnie ten tekst teologom i duszpasterzom, którzy arbitralnie i bezprawnie NEGUJĄ NIEBEPIECZEŃSTWO MAGII I JEJ ŚCISŁY ZWIĄZEK Z ISTNIENIEM I DZIAŁANIEM SZATANA!
Odrzucanie tej rzeczywistości i przeszkadzanie EGZORCYSTOM w ich ciężkiej duszpasterskiej pracy naraża WIERNYCH na wielkie niebezpieczeństwo, także z tej racji, że będą wówczas zwracać o pomoc do okultystów i magów, co tylko pogłębi ich cierpienie i zniewolenie, jak ostrzegał przez tym wielkokrotnie wielki Egzorcysta ks. GABRIEL AMORTH!
MAGIA – według odwiecznej i niezmiennej NAUKI KOŚCIOŁA – istnieje realnie (1), jest w najwyższym stopniu grzeszna (grzech idolatrii)[2], jest też śmiertelnie NIEBEZPIECZNA dla duszy (zagrożenie dla Zbawienia wiecznego) i ciała (zagrożenie dla zdrowia i życia biologicznego)[3].
ZAJMOWANIE SIĘ OKULTYZMEM I MAGIĄ naraża zarówno dawcę, jak biorcę owych „usług” także na NIEBEZPIECZEŃSTWO OPĘTANIA DIABELSKIEGO I INNYCH ZNIEWOLEŃ DEMONICZNYCH, które mogą szybko mogą zaistnieć (1) i są trudne do uleczenia czy uwolnienia (2)
WSZYSCY OJCOWIE KOŚCIOŁA spierali się między sobą o różne teologiczne kwestie, ale w tej materii byli zadziwiająco ZGODNI!!.
Pomijam jakieś dziwne przypisy, zapewne pochodzące ze znanej fanom rekolekcjonisty książki. Ad rem. Jak bardzo tekst, który poleca o. Posacki rozmija się z ideą wpisu, łatwo zauważyć. Po drugie, o. Posacki demonizuje tych, którzy uważają, że magia jest nieskuteczna. Jako jeden z głównych promotorów „zagrożeń duchowych” w Polsce nie może przejść obojętnie, gdy teolog i duszpasterz środowisk oazowych, bo to są funkcje ks. Strzelczyka, zauważa, że promocja ta prowadzi do patologii wiary, gdy człowiek bardziej boi się diabła ukrytego w chińskim jedzeniu niż kocha Boga ukrytego w Najświętszym Sakramencie. O. Posacki uważa, że jeśli ludzie nie będą wierzyć w zagrożenia duchowe, rzucą się w ramiona diabła, co jest przedstawieniem posługi egzorcystów nie jako swoistego nadzwyczajnego środka działania, ale jako standardowe i niezbędne do normalnego życia Kościoła działanie. Egzorcyzm większy, zarezerwowany dla egzorcystów, jest jak chemioterapia. Jeśli lekarz twierdzi, że nie wszyscy jej potrzebują, to nie znaczy że jest ona nieskuteczna czy niepotrzebna w medycynie, ani tym bardziej, że ludzie zaczną masowo zapadać na raka, jeśli nie będą się o nią upominać. Tak, jak medycyna zaleca codzienne starania o zachowanie zdrowia i unikania czynników rakowych, a w przypadku choroby zaleca standardowe leczenie tak Kościół zaleca życie pobożne, a dla odpędzenia złego ducha stosuje stosuje egzorcyzmy mniejsze na przykład podczas błogosławienia domostw, ludzi i zaleca unikanie magii jako niezgodnej z wiarą.
Tym, co różni czynniki rakotwórcze od „zagrożeń duchowych”, to fakt, że o ile wdychanie palonych opon przez kilka lat może doprowadzić do choroby płuc mimo woli wdychającego, o tyle kontakt z ideologią sprzeczną z katolicyzmem czy jakąś praktyką magiczną sam przez się nie spowoduje utraty łaski. Co Bóg dał, tego szatan nie ma prawa tknąć! Człowiek może zatracić cnoty moralne, może zmarnować łaskę, powierzając talenty na służbę demonów, ale kto troszczy się o swoją duszę nie musi się obawiać tak zwanych „biernych” zagrożeń duchowych. Dopiero jeżeli ulegnę tym trendom, jeżeli uznam, że horoskop jest bardziej godny zaufania niż Opatrzność Boża, a lekiem na moje problemy jest hipnoza, a nie rachunek sumienia, wtedy otwieram się na działanie bytów, które są zdolne choćby podkusić mojego psychoterapeutę, by oddziaływał na moją podświadomość. Jednakże zwolennicy polowania na diabła gdzie tylko się da wskazują na praktyki, które mogą wpłynąć na człowieka z zewnątrz i doprowadzić do udręczenia demonicznego i nawet opętania. Innymi słowy: nawet jeśli nie ma twojej osobistej słabości, szatan może mieć nad tobą władzę, bo ktoś rzucił na ciebie urok, czy też dlatego, że nosisz wisiorek, który został poświęcony jakiemuś bożkowi. Absurd? A jednak strony zajmujące się „zagrożeniami duchowymi” wymieniają wśród nich:
– „Przebywanie w miejscach, gdzie odbywały się rytuały satanistyczne i pogańskie”,
– „Nieświadome (np. w dzieciństwie) poddanie się” praktykom operowania energiami,
– „Przebywanie w miejscach, gdzie odbywały się seanse spirytystyczne i wymienione wyżej praktyki” (np. próby nawiązania kontaktu z UFO, „medumizm”, cadomba),
– „Przechowywanie talizmanów, amuletów, przedmiotów z różnych kultów lub poddawanych rytuałom (fattura)”,
– „Zażycie mikstur przygotowywanych przez szamanów i uzdrawiaczy (energetyzowane zioła, proszki Sai Baby); spożywanie pokarmów poświęconych jakiemuś bóstwu (jak posiłki wyznawców Kryszny)”.
Inna, krążąca w komentarzach pod wpisami o zagrożeniach duchowych lista wskazuje na niebezpieczeństwo płynące z takich źródeł jak „biżuteria z Egiptu, Indii, Chin, Japonii ,Afryki, Indonezjii.-z różnymi znakami, napisami” czy nawet „Książki Coelho” (podobno otwierają na panteizm).
Biorąc pod uwagę tę listę, zagrożenie stanowi praca muzealnika, wszak ma on kontakt nie tylko z wykopanymi spod ziemi amuletami, ale także z posągami bóstw, czy z pogańskimi tekstami. Ach, ci papirolodzy, na jakie zagrożenie dla duszy wystawiają się, składając do kupy okruchy poematów ku czci olimpijskich bogów!
Na poważnie, jeśli ktoś się zastanawiał skąd się bierze opisana w wywiadzie przez ks. Strzelczyka fobia, to tu ma wyjaśnienie. Może o. Posacki wyjaśnia to dobrze, jakkolwiek w wypowiedziach osób mających niemalże obsesję na punkcie wyszukiwania zagrożeń duchowych jego nazwisko powraca jak mantra i gwarancja prawdziwości nauki. Ale nie jest jedynym rekolekcjonistą w Polsce. Są inni, mniej ostrożni (choć po wpisie wyżej zacytowanym autora nie posądzałbym choćby o prosty dystans do siebie). Skutek jest jednak inny:
Problemem jest i to, że w tych wspólnotach lądują także ludzie o słabej konstrukcji duchowej i psychicznej. Wpadają potem np. w nerwicę natręctw, bo zanim cokolwiek zjedzą, to muszą sprawdzić skąd co jest. Kto się ujmie za tymi ludźmi, którzy lądują u psychiatrów i psychologów z głębokimi nerwicami, po tym, jak byli uformowani w takiej wykrzywionej teologii? Kto się ujmie za ludźmi, którzy się boją wyjechać za granicę, bo nie wiadomo, co tam będą mogli zjeść? Albo wyjść na ulicę, bo cień Buddy na nich padnie, albo cień przechodzącego Chińczyka? Mnóstwo jest ludzi, którzy zostali poharatani przez takie wspólnoty. Katolickie.
Co więcej, gubi się nauczanie Ojców Kościoła o „Słowie zasianym”, „Logos spematikos”, które ukryte pośród plew wyrasta ponad chwasty i daje dobre owoce. Nie wiem, na ile jest silne w środowisku „egzorcystycznym” przekonanie, że jeśli coś nie jest „chrześcijańskie” po europejsku, to jest pogańskie, a więc demoniczne. Wiem, że po tym, jak napisałem powieść o ludziach, obciążonych przekleństwem wynikłym z decyzji przodków i starających się z niego wyzwolić, kolega ze studiów z kręgów Mamre uznał, że to dobrze, że prowadzę blog biblijny, nie widząc, że między jednym a drugim nie ma różnicy innej niż ta, jaka wynika między uznaniem nauczania Kościoła a tworem fantastycznym, między tym, co jako katolik uznaję za realność, a między uniwersum, gdzie zastosowałem ubzdurane przez siebie prawa. Problem nie wynika z zastosowanych przez autora przedsądów, bo przecież mroczna inkwizycja Jacka Piekary nie jest tożsama z Hiszpańską czy papieską Inkwizycją (choć zdradza objawy podobieństwa do tej świeckiej). O Ekskwizycji z „Pomniejszych bogów” nawet nie ma co wspominać..
Na profilu „Egzorcysty” odezwały się głosy, że twierdzenie ks. Strzelczyka o tym, że magia nie działa, a trzeba samemu dbać o relację z Bogiem i walkę z pokusami, a nie zwalać wszystkich niepowodzeń i grzechów na skutki działania złego ducha działającego przez przedmioty czy działalność innych, sprawia, że człowiek nie czuje się „zaopiekowany” przez Kościół. Mam jednak pytanie: czy Kościół to wspólnota wolnych ludzi, czy przedszkole pełne nieświadomych niczego dzieci, które nie mogą mieć dostępu do gniazdka, bo na pewno wetkną w nie widelec, bo na pewno skończy się porażeniem? Jeśli trzymać się tego porównania, gdzie grzech zastępuje elektryczność, a porażenie – opętanie, to absurdem, do którego prowadzi prowadzi skupienie na zagrożeniach duchowych jest stwierdzenie, że wszystko jest pod prądem. Jeśli mamy walczyć z grzechem, a nie z jakimiś swoimi obsesjami na jego punkcie, musimy zrozumieć naturę grzechu.
Grzech praktycznie nigdy nie wynika z pragnienia zła. Jeśli tak się dzieje mamy do czynienia z satanizmem czystej wody – nie tym, który w szatanie szuka spełnienia pragnień, czy przyjemności, ale tym, który wbrew ludzkiej naturze szuka na siłę zła i cierpienia i czyni z nich wartość samą w sobie. Gdy przeanalizujemy listę siedmiu grzechów głównych, żaden z nich nie wynika z woli czynienia zła, a z pragnienia dobra. Zerwanie owocu z drzewa poznania dobra i zła nie wynikało także z pragnienia poznania zła, ale z woli zapanowania nad nim (także samo pragnienie poszerzania wiedzy nie jest grzeszne), a zło stało się gdyż najpierw Ewa skłamała w odpowiedzi na dwuznaczne pytanie węża, by obronić Boży zakaz, a potem złamała go, urzeczona kłamstwem węża.
Pycha wynika z wezwania człowieka do wielkości i panowania nad stworzeniem, które jeśli połączone jest z brakiem cnoty prowadzi do nadętości i fałszywego pojęcia o swoich zaletach i możliwościach. Chciwość jest rezultatem pragnienia zapewnienia sobie dobrobytu, który sam z siebie nie jest zły (nikt nie chce, by jego żona, mąż czy dzieci głodowali). Nieczystość z jednej strony jest pragnieniem fizycznej przyjemności, z drugiej skutkiem zaszczepionej w istotach żywych misji rozmnażania się i czynienia sobie poddaną ziemi, ale misji pozbawionej kontroli, jakiej wymaga się od istoty rozumnej. Zazdrość jest niepokojem spowodowanym dobrem widzianym u kogoś innego, ale niedostrzeganym u siebie (nawet jeśli realnie występuje). Obżarstwo i opilstwo to unikanie zła (głodu) lub pogoń za dobrem (za dobrym smakiem czy jakością jedzenia czy nawet jego ceną). Gniew budzi się w nas, gdy dostrzegamy brak dobra, najczęściej własnego, ale też cudzego, jednak zamiast szukania sposobu tworzenia dobra znajdujemy szybką destrukcję. Lenistwo jest praktyczną realizacją tęsknoty za czasami, gdy człowiek w raju nie musiał pracować, gdy ziemia nie rodziła mu ostu i cierni.
Grzech, nawet ciężki, nie jest (poza ekstremalnymi przypadkami) nienawiścią do idei dobra, ale szukaniem go w złu, co powoduje odrzucenie prawdziwego dobra na rzecz złudnych korzyści. Ktoś pragnie dobra materialnego, więc aby je pozyskać stawia pasjansa, by wiedzieć, kiedy puścić totka, nie zastanawiając się, dlaczego używana przez innych do pokera talia kawałków kartonu kart miałaby tym razem wskazać zwycięskie numery. Kto inny zabija żonę, uważając, że tylko w ten sposób będzie mógł w spokoju spędzić resztę życia u boku innej kobiety, albo też zdradza małżonkę twierdząc, że tylko w ramionach kochanki czuje się szczęśliwy.
Problemem współczesnego katolicyzmu jest brak wyważonego marketingu. Wydaje się, że albo katolicyzm przedstawiany jest jako droga przez ciernie, ale bez nadziei w życiu doczesnym, albo instant hapiness – szybka i prosta recepta na życie bez bólu. Pierwsza metoda jest przegrana w świecie tysiąca metod instant hapiness, druga zaś gubi się w tłumie guru, sprowadzonych ze Wschodu i Zachodu (lub importowanych przez Zachód ze Wschodu).
Czasopisma pokroju „Egzorcysty” świetnie znajdują się na rynku, niezależnie od swojego nacechowania ideologicznego. Działają na ludzi zagubionych, zdolnych wydać kilka złotych miesięcznie na poradnik, mówiący jak żyć, by być szczęśliwym. Paradoksalnie, zamiast walki o człowieka działalność redakcji posiadającego imprimatur miesięcznika przypomina walkę o udział w rynku i oburzenie, że ktoś śmie podważać sens istnienia tak opłacalnej inicjatywy.
Spodobało się? Wpis jest dostępny także w formie e-booka za jedyne 2 zł.