Bóg gości u Abrahama (Rdz 18, 1-15). Komentarz do Księgi Rodzaju, cz. 26.

poprzedni wpis

2.4. Gościna u Abrahama
Pan ukazał się Abrahamowi pod dębami Mamre, gdy ten siedział u wejścia do namiotu w najgorętszej porze dnia. Abraham spojrzawszy dostrzegł trzech ludzi naprzeciw siebie. Ujrzawszy ich podążył od wejścia do namiotu na ich spotkanie. A oddawszy im pokłon do ziemi, rzekł: «O Panie, jeśli darzysz mnie życzliwością, racz nie omijać Twego sługi! Przyniosę trochę wody, wy zaś raczcie obmyć sobie nogi, a potem odpocznijcie pod>drzewami. Ja zaś pójdę wziąć nieco chleba, abyście się pokrzepili, zanim pójdziecie dalej, skoro przechodzicie koło sługi waszego». A oni mu rzekli: «Uczyń tak, jak powiedziałeś».
Rdz 18,1-5

Zacznijmy od celu tej wizyty. Wcześniejszy rozdział opisuje obietnicę potomstwa i przymierze z tym związane. Abraham już wiedział, że będzie miał syna innego niż Izmael i jak wielka przyszłość go czeka. Ledwo co się obrzezał. Nie ma żadnego wtrącenia typu „po pewnym czasie”, „w tym a tym roku życia…”. Co więcej, sam początek wersu 18,1: „I ukazał mu się JHWH pod dębami Mamrego” (por. przyp. 1) wskazuje na kontynuację poprzedniego zdania. Tak, jakby chodziło o kontynuację wątku. Mimo tego, rozdział 18. wydaje się powtórzeniem, wciśniętym w ramy bardziej przyjaznego opowiadania. Jednak, gdy się wczytamy zrozumiemy głęboki sens takiej a nie innej formy.

Abrahama widzimy w miejscu najmniej wskazanym – przed wejściem do namiotu. To ocienione wnętrze pozwalało odpocząć od skwaru i duchoty, więc siedzenie przed nim musiało być podyktowane na przykład lepszą wentylacją. A przecież i namioty nomadów nie są szczelne. Abraham nie miał z tego żadnej korzyści, więc siedział, bo czuł taki obowiązek.

Motyw gości i ich przyjęcia wskazuje na sens: patriarcha oczekuje na wędrowców, przechodzących obok jego obozowiska. Kto podróżuje w najgorętszej porze dnia musi mieć naprawdę pilną sprawę, albo być pozbawiony możliwości odpoczynku. Może coś mu groziło? Stąd i powitanie i oferta posiłku wskazują na troskę Abrahama o obcych ludzi i pewność, że nic mu z ich strony nie grozi.

Czy Abraham wiedział, że „trzej mężczyźni” (שְׁלׂשָה אֲנָשִׁים, šᵉlōšāh ᾽ǎnāšȋm, szelosza anaszim) to JHWH? Możliwe, że rozpoznał Go, jednak potraktował nieco tylko lepiej niż potraktowałby innego, zwykłego podróżnika. Trudno, by dla każdego zabijał najlepsze sztuki ze stada. Już sama forma tego „widzenia” jest nieco dziwna. Otóż pojawiają się trzy postaci, z których żadna nie jest wyróżniona, nie ma wskazania że to „JHWH i dwaj aniołowie”, czy „trzej aniołowie”. Razem przyjmują zaproszenie Abrama, razem też pytają o jego żonę. Dopiero w zapowiedzi potomstwa pojawia się pierwsza osoba, ale nie jest wskazane nawet który z nich to mówi. Oczywiście, trzech gości dla chrześcijan stanowi zapowiedź nauki o Trójcy Świętej, która objawiona w pełni zostanie dopiero w nauce Chrystusa (por. Mt 28, 19).

Ponadto, nigdzie w Rdz 18 nie ma powiedziane, że to ONI są JHWH. Pan ukazuje się Abrahamowi, rozmawia z nim i Sarą, jednak trudno orzec, na ile czynności te są elementem Jego działań podczas widzenia („słyszenia”?) a na ile działaniem „reprezentantów”. W wersie 18,22 ludzie ci zwracają się w stronę Sodomy, gdzie dociera dwóch (por. Rdz 19, 1), trzecim miałby być Bóg rozmawiający z Abrahamem. Zauważmy, że jak dotąd nigdzie nie widziano Boga w postaci ludzkiej – Hagar spotkała posłańca (por. Rdz 16, 7), Abram widział słup dymu (por. Rdz 15, 17). Wydaje się, że trzej wędrowcy nie tyle stanowili Bożą postać, co byli orszakiem Stwórcy, który także należało odpowiednio przyjąć.

„Odpowiednio”, czyli jak? Zacznijmy od samego powitania. Abraham podnosi oczy i widzi trzech mężczyzn stojących przy nim (נִצָּבִים עָלָיו, niṣṣāḇȋm ‘ālȃw, niccawim alajw). Przy kim oni stali? Raczej nie przy Abrahamie, bo on musiał biec od wejścia do namiotu, by do nich dotrzeć. Czasownik רוּץ, rȗṣ, ruc pojawia się często przy spotkaniach, gdy jedna ze stron wybiega drugiej naprzeciw. Tu mamy raczej sugestię, że ᾽ǎnāšȋm jedynie przechodzili (pada tu wszak czasownik תַעֲבׂר, ṯa‘ǎḇōr, ta’awor, „przechodzisz”), a zaproszenie wyraźnie wskazuje na czynność ciągłej podróży, którą przerywa gospodarz wymuszając niejako gościnę grzecznością.

Abraham uważa, że świadectwem nieprzyjaźni byłoby nieskorzystanie z możliwości zostania u niego na chwilę. Wszak tylko osoba podejrzewająca podstęp nie skorzystałaby z możliwości odsapnięcia na chwilę. A nawet pośpiech wynikający z pilnych spraw nie powinien mieć wpływu na odrzucenie propozycji gospodarza. Abraham nie oferuje wszak uczty. Mówi o odrobinie wody (מְעַט־מַים, mᵉ‘aṭ-majim, meat-majim), kromce chleba (פַת־לֶחֶם, ṗaṯ-leḥem, fat-lechem) i zachęca do pokrzepienia serc (סַעֲדוּ לִבְּכֶם, sa‘ǎḏȗ libḵem, sa’adu libchem). Nie jest to wiele, ale wystarczy, by wywiązać się z powinności wobec gościa.

Tym bardziej, że tu można i nogi obmyć i odpocząć w cieniu drzewa. Patriarcha zachwala swoje domostwo lepiej niż najlepszy hotelarz. Goście mówią: „zrób jak powiedziałeś”, więc Abraham robi wszystko inaczej.

Abraham poszedł więc spiesznie do namiotu Sary i rzekł: «Prędko zaczyń ciasto z trzech miar najczystszej mąki i zrób podpłomyki». Potem Abraham podążył do trzody i wybrawszy tłuste i piękne cielę, dał je słudze, aby ten szybko je przyrządził. Po czym, wziąwszy twaróg, mleko i przyrządzone cielę, postawił przed nimi, a gdy oni jedli, stał przed nimi pod drzewem.
Rdz 18, 6-8
Powiedzenia „zastaw się a postaw się”, czy „gość w dom, Bóg w dom” mogłyby być ilustrowane tym widokiem Abrahama krzątającego się jak szalony, zarządzającego domem, by jak najgodniej podjąć trójkę przechodniów.

Po pierwsze, nie każe Sarze zrobić chleba, tylko עֻגוֹת, ‘ugȏṯ, ugot, czyli podpłomyki. Ten typ potrawy pojawia się w Biblii tylko siedem razy. W Torze o עֻגָּה, ‘uggāh, ugga czytamy w opisie wyjścia z Egiptu, gdy Izraelici robili placki z niezakwaszonego ciasta (por. Wj 12, 39), tak samo w opisie przyrządzania manny (por. Lb 11, 8). Słowo to wraca dwukrotnie w historii Eliasza – raz każe on wdowie sporządzić mały podpłomyk najpierw dla siebie a dopiero potem dla głodującej gospodyni i jej syna (por. 1 Krl 17, 12-16), po czym w 1 Krl 19, 6, tuż przed słynną sceną o Bogu przychodzącym w lekkim powiewie, podpłomyk i woda czekają na pogrążonego w depresji proroka, uciekającego przed prześladowaniami Izebel. Ostatnie dwa razy to zapowiedzi prorockie. Najpierw dziwaczny czyn Ezechiela, który przez ponad rok (trzysta dziewięćdziesiąt dni) leżał na boku i jadł chleb z pszenicy i jęczmienia, bobu i soczewicy, prosa i orkiszu upieczony na paliwie z ludzkiego kału jako zapowiedź wygnania i spożywania między poganami nieczystego pokarmu (por. Ez 4, 9-17). Do nieodwróconego podpłomyka Ozeasz porównuje północne królestwo Izraela, wiążące się z poganami w sojusze polityczne i zapominające o Bogu (por. Oz 7, 8).

Nie był to więc ot, taki sobie chleb, ale wspominanie go w sytuacjach albo symbolicznych (Ezechiel, Ozeasz) albo powiązanych z opieką Boga nad swoimi wybranymi (wyjście, manna, rozmnożenia mąki i oliwy wdowy) wskazuje na swoiste kultyczne zastosowanie. Specyficzny rodzaj ciasta wykorzystywany w celach religijny nie byłby czymś nowym dla Izraela (maca!) ani dziwnym na Bliskim Wschodzie – ludy Kanaanu zapewne używały w tym celu potraw z rodzynkami, stąd np. opis Izraela w Oz 3, 1:

Pan rzekł do mnie:
«Pokochaj jeszcze raz kobietę,
która innego kocha, łamiąc wiarę małżeńską».
Tak miłuje Pan synów Izraela,
choć się do bogów obcych zwracają
i lubią placki z rodzynkami».

Dalej mamy opis jak to Abraham wybiera z trzody בֶּן־בָּקָר, ben-bāqār, ben baqar, czyli młode cielę, zapewne wołu, delikatne i dobre i przekazuje je słudze (dosł. chłopcu, הַנַּעַר, hanna‘ar, więc może tu chodzić też o Izmaela) by ten je przyrządził. Izmael pasowałby tu tym bardziej, że wtedy w przygotowania włączona byłaby rodzina objęta błogosławieństwem, czy to wynikającym z obietnicy danej Abrahamowi, czy to z tej danej Hagar.

To wszystko ma być zrobione szybko. Abraham spieszy do namiotu, każe Sarze szybko upiec podpłomyki, a słudze szybko sprawić cielę. Pojawia się tu wciąż czasownik מָהַר, māhar, mahar, czyli właśnie spieszyć się, działać szybko – zupełnie jakby gospodarz bał się, że goście mu uciekną. W końcu kładzie przed nimi śmietanę czy też masło (חֶמְאָה, ḥem᾽āh, chema) i mleko (חָלָב, ḥālāḇ, chalaw), a gdy spożywają pieczeń stoi przy nich jak sługa, gotowy do działania.

Z tej perspektywy początek spotkania wydaje się oderwany od jego przebiegu. Wydawało się, że Abraham odkroi pajdę chleba, poda wody ze studni i porozmawia o bieżących sprawach. Nie podał on jednak ani odrobiny chleba, ani nie podał bukłaka, ale przetrzymując gości zaserwował ciasto z najczystszej mąki, sute mleko i pieczone mięso.

Zapytali go: «Gdzie jest twoja żona, Sara?» – Odpowiedział im: «W tym oto namiocie». Rzekł mu [jeden z nich]: «O tej porze za rok znów wrócę do ciebie, twoja zaś żona Sara będzie miała wtedy syna». Sara przysłuchiwała się u wejścia do namiotu, [które było tuż] za Abrahamem. Abraham i Sara byli w bardzo podeszłym wieku. Toteż Sara nie miewała przypadłości właściwej kobietom. Uśmiechnęła się więc do siebie i pomyślała: «Teraz, gdy przekwitłam, mam doznawać rozkoszy, i mój mąż starzec?» Pan rzekł do Abrahama: «Dlaczego to Sara śmieje się i myśli: Czy naprawdę będę mogła rodzić, gdy już się zestarzałam? Czy jest coś, co byłoby niemożliwe dla Pana? Za rok o tej porze wrócę do ciebie, i Sara będzie miała syna». Wtedy Sara zaparła się, mówiąc: «Wcale się nie śmiałam» – bo ogarnęło ją przerażenie. Ale Pan powiedział: «Nie. Śmiałaś się!»
Rdz 18, 9-15
Pytanie o żonę wydaje się naturalne, grzecznościowe. Skoro nie uczestniczy w uczcie, nie stoi obok męża, gdzież się podziała pani domu? Tym bardziej, że (pomimo swoich la) Sara była piękna i zapewne słynna przez swą przygodę z Faraonem. Czemuż więc kryje się w namiocie? Zwłaszcza, że usługiwanie przy stole było raczej domeną kobiet. Oczywiście, można było się wymówić kobiecą przypadłością, czy zwykłym zmęczeniem. Mimo to Sara po prostu podsłuchuje z bezpiecznego miejsca.

Goście to wiedzą. Pytają najpierw razem, po czym jeden z nich (nie wiadomo który, po prostu pada czasownik „i powiedział”, וַיּׂאמֶר, wajjōmer, waj-jomer) składa obietnicę skierowaną głównie do Sary, choć zwraca się z nią do Abrahama. Poczucie, że adresatem był mąż wzmocnione jest wskazaniem na to, czyją żoną jest przyszła matka. Znajdziemy taki akcent i w historii o Hagar i w przymierzu połów. Jest to wskazanie, że cudowne macierzyństwo nie jest zasługą Sary, ale efektem błogosławienia Abrahamowi.

Obietnica jest dwuczęściowa. Pierwszy element to pewny powrót wyrażony zbitką „wrócić wrócę”, שׁוׂב אָשׁוּב, šȏḇ ᾽āšȗḇ, szow aszuw. Drugi – to istne dziecko-niespodzianka. וְהִנֵּה־בֵן לְשָׂרָה, wᵉhinnēh-ḇēn lᵉŚārāh, we-hinne wen le-Sara – „A oto syn u Sary”. Prawdziwy. Nie „zrodzony z niewolnicy”, nie „adoptowany”, nie „spadły z nieba”. A przecież „wygasła już dla Sary droga kobieca”, czyli nie mogła już rodzić. Więc się zaśmiała w swoim wnętrzu (וְתִּצְחַק שָׂרָה בְּקִרְבָּה, wᵉtiṣḥaq Śārāh bᵉqirbāh, we-ticchaq Sarah be-qirba) i nie ma się co dziwić. Raz, nie dziwmy się, że tylko we wnętrzu, bo nawet zwykła gościnność nie pozwalała zaśmiać się w plecy gościowi, a tu byli tak niezwykli przybysze. Dwa, że myśl że staruszka, żona starca ma zaznawać rozkoszy (עֵדֶן, ‘ēḏen, por. przyp. 2) macierzyństwa musiała zostać uznana za śmieszną.

Bóg (bo tu już pada wskazanie, że mówi JHWH) zdradzając szpiegowskie zapędy gospodyni zwraca się do Abrahama, parafrazując jej słowa, po czym pyta: „Za trudna dla JHWH sprawa?”. Pada tu nifal, bierna forma czasownika פָעַל, pā‘al, czyli być niezwykłym, przekraczającym możliwości. Był on używany na przykład na określenie cudów podczas wyjścia z Egiptu (Wj 3,20; 34,10).

Zaczyna się przekomarzanie Sary z Bogiem, gdy patriarchini za wszelką cenę stara się przekonać gościa, że nie zaśmiała się, a ten jej mówi „nie, bo się śmiałaś”. Motywacja kobiety jest prosta: strach. Wie, kogo obraziła (swoim zdaniem) swym śmiechem i chce to zatuszować, albo chociaż odciąć się od tej postawy. Mimo to nie widać gniewu Boga. Obietnica zostaje podtrzymana. Wszak i Abraham nie został wygnany, gdy się roześmiał. Tu widać raczej

Opowieść ta jest bardziej rodzinna, cieplejsza i weselsza niż opis przymierza zawierającego ciemność, przechodzenie między przerąbanymi połowami zwierząt, zapowiedź cierpienia wybranego narodu, potomków Abrahama. Nie oddaje jednak równie mocno jak ono etymologii imienia Jicchaq. Wydaje się, że autor natchniony znał i historię rodową z perspektywy wizyty w cieniu dębów Mamre i legendę zawierającą elementy rytuału, zawarł więc obie, w sprytny sposób. Najpierw Abraham śmieje się słysząc obietnicę, potem robi to Sara. Najpierw imię poznaje ojciec, wszak do nieco należało nadanie imienia, potem matka (po. przyp. 3).

Tu kończy się kurtuazyjna część wizyty. Zaczynają się sprawy mniej przyjemne, gdyż przechodzimy do losów Sodomy i Gomory.

kolejny wpis

spis treści

1Hebr. וַיֵּרָא אֵלָיו יְהוָה בְּאֵלׂנִֵי מַמְרֵא, wajjērā᾽ ᾽êlȃw bᵉ᾽ēlōnê mamrē᾽, majjera ejlaw be-elonej Mamre.
2Dokładnie tak, jak miejsce, gdzie Bóg zasadził ogród Eden, por. Rdz 2, 8.
3Nieco inaczej jest w przypadku Chrystusa, którego imię jest objawione najpierw matce przy Zwiastowaniu (Łk 1,31) a dopiero gdy ciąża Maryi zostaje odkryta przez Józefa, Anioł nakazuje mu nadać odpowiednie imię (Mt 1,21). Zresztą i tam syn starej Elżbiety, Jan Chrzciciel, był zwiastunem mocy Boga, dla którego nic nie jest niemożliwe.

3 myśli na temat “Bóg gości u Abrahama (Rdz 18, 1-15). Komentarz do Księgi Rodzaju, cz. 26.

Dodaj komentarz