Ekologia, ekonomia, czy Ewangelia?

W związku z ostatnimi pożarami w Australii, ale też wypowiedziami abp. Jędraszewskiego na temat niebezpiecznego ekologizmu, rozumianego jako ideologia skupiająca się na zachowaniu Ziemi w nienaruszonym stanie kosztem ludzkości.

Można odnieść wrażenie, że z ekologią i ekonomią jest jak z astronomią i astrologią. Próby nadawania naukowej otoczki wróżbiarstwu odczytującego przyszłość z ruchu gwiazd powodują, że niektórzy naprawdę wierzą w ich fachowość. Fakt, że sami ekolodzy to w dużej mierze propagandziści i działacze jest ignorowany, bo w końcu co jakiś czas powołują się oni na analizy i badania. Ale tworzą je inni – biolodzy, klimatolodzy… Tak samo mapy gwiazd tworzone są przez astronomów.

Dlaczego powołuję się tu na ekonomię? Gdyż ekonomia to sztuka zarządzania domem (dosł. „mierzenie domu”) zaś ekologia oznacza naukę o domu (dosł. „słowa o domu”). Ekologia i ekonomia są tu doskonale uzupełniającymi się sferami.

Wyobraźcie sobie, że dostajecie w spadku dom. Zaniedbany i brudny. W paru miejscach nieuwaga poprzednich właścicieli spowodowała poważne usterki. Dodatkowo obserwowany jest potężny przechył fundamentów, a jeden z domowników twierdzi, że to efekt ogólnego złego stanu technicznego budynku. Co więcej, osoba ta uważa, że w ogóle problemem jest fakt, że dom jest zamieszkany, bo powoduje to zużycie podłóg, zbieranie kurzu, zużywanie zapasów. Ludzie powinni opuścić dom, a jeśli już muszą w nim być, to tylko w najmniejszej możliwej ilości.

Tak rozumiana ekologia, czy wręcz ekomania jest absurdalna, gdyż stawia środek (miejsce do życia) nad sens (życie ludzkie).

Ekonomia wymaga, by starannie zarządzać domem, wykorzystywać go możliwie jak najefektywniej, jednocześnie dbając, by wnukom po nas nie pozostała jedynie sterta cegieł. Problem w tym, że rozumiana jako dom planeta nie ma jednego zarządcy – to, co na rękę rozwiniętym państwom północy niekoniecznie odpowiada krajom rozwijającym się. W grę wchodzą interesy i biznesy.

Państwa niemogące wyprodukować energii z ropy czy węgla będą musiały zainwestować w zielone technologie, czyli będą musiały je kupić choćby w formie usług firm z doświadczeniem czy podzespołów do produkcji elektrowni wiatrowych czy słonecznych. To tak, jakby ktoś powiedział, że mieszkańcy domu nie mogą już korzystać ze starej, śmierdzącej instalacji wodno-kanalizacyjnej, ale mogą kupić u niego nowe rury, a jego wujek Staszek nawet je zamontuje. Czy to oznacza, że rur nie trzeba wymieniać? Skoro wszyscy czują smród i posmak miedzi w kranówce, a prowadzone podtynkowo instalacje grożą rozszczelnieniem, trzeba. Ale to nie znaczy, że ludzie polubią obrotnego Staszka, który wyciągnie od nich pieniądze.

Tak samo nie można też patrzeć przychylnie na próby neokolonizacji świata. Czym jest kolonia? Dawniej było to miejsce, gdzie na nowej ziemi osiedlali się „nasi”. Wraz z odkryciami geograficznymi zaczęło to oznaczać „miejsce, gdzie wysyłamy naszych, by z ziemi i ludzi uzyskali jak najwięcej bogactwa dla nas”. O ile zmiana władzy w królestwie mogła pomóc ciemiężonym tubylcom, o tyle w czasach korporacji nie jest to takie proste. Minie sporo czasu nim od decyzji demokratycznej dojdzie do autokratycznej decyzji ucinającej handel z niewolniczym państwem Dodajmy do tego systemu teatralne, z wierzchu demokratyczne, od środka zarządzające każdą korporacją (chodzi tu o Chiny). W efekcie nadal trwa drenaż z dóbr naturalnych wielu krajów, zwłaszcza skorumpowanych. To tak, jakby ktoś nagle podłączył się do licznika prądu czy wody sąsiada i wprowadził do jego mieszkania własnego syna.

To rodzi bunty i niepokoje, a to prowadzi do wojen. Wojny prowadzą do głodu, głód do zarazy. ISIS, które sterroryzowało Syrię i resztę Bliskiego Wschodu nie powstało znikąd. Tak samo nigeryjskie Boko Haram, czy setki partyzantek Ameryki Południowej.

Zarządcy mają problem, muszą się dogadać, by dom zachować dla przyszłych pokoleń. Ale jest jeszcze jedna kwestia: wszyscy kiedyś umrą i przyjdzie zdać klucze i spisać protokół zdawczo-odbiorczy właścicielowi.

W chrześcijaństwie ostatecznym właścicielem świata jest Bóg i dlatego wątpię, by to jak poczynamy sobie z Ziemią było Mu obojętne. Człowiek (hebr. ᾽adam) został stworzony, by nad ziemią (hebr. ᾽adamah) władać (hebr. radah), ale i by jej służyć (hebr. ‘awad). Zawiódł w Edenie, a potem było tylko gorzej. Po Potopie dostał błogosławieństwo, by się mnożyć, ale tylko niektóre rękopisy przyjmują ponownie nakaz, by władać – wstawiają nakaz bycia licznym (hebr. rabah). Pisałem o tym w komentarzu do Księgi Rodzaju.

Człowiek ma prawo czerpać z zasobów naturalnych, ale nie może się to wiązać z krzywdą drugiego człowieka. Nie można pozwolić, by ktoś z powodu moich decyzji konał z głodu, bo zakazałem hodowli mięsa (choć to ekologiczne), ani nie jest po Bożemu, bym żerował na czyimś dobrobycie (choć to ekonomiczne). Nie dziwmy się, że Kościół podnosi ekologiczne tematy w swoim nauczaniu. Gdy szerzyły się nacjonalizmy i komunizm wydawał stosowne encykliki (w językach narodowych było to to Non abbiamo bisogno o włoskim faszyzmie i Mit brennender Sorge o niemieckim narodowym socjalizmie, a po łacinie Divini Redemptoris szukających nowego kształtu państwa). „Nie możemy pozwolić” miało wskazać błędy i pochwalić to, co dobre w ruchu narodowym. „Z palącą troską” miało wypunktować błędy nazizmu, ale i jego przyczyny (problemy powojenne), z kolei „Boski Zbawiciel” wskazać, że choć wiele jest niesprawiedliwości, nie osiągnie jej się gwałtem. Zapewne najgorętsi krytycy danego systemu nie byli zadowoleni, że zbyt słabo, że przyznaje się mu choćby częściową rację.

Nie dziwmy się, że abp Jędraszewski mówi o genderyzmie i ekologizmie jako niebezpiecznych ideologiach, bo na pewno nie mówi tego losowo. Tworzy program mający ustrzec wiernych przed niebezpieczeństwem. O ile będą oni go słuchać. Z kolei Franciszka wszyscy chcą widzieć lub być z nim widzianymi, zaś niewielu chce słuchać, co ma on do powiedzenia. Mam wrażenie, że nawet zakładając pewne rażące błędy („i nie wódź nas na pokuszenie”!), więcej ludzi słyszy, co chce słyszeć niż rzeczywiście analizuje nauczania Franciszka.

Szukając źródeł, czyli: co powiedział abp Gądecki?

Mamy więc zbiór wypowiedzi arcybiskupa Stanisława Gądeckiego i bp. Krzysztofa Zadarko, które miały paść na konferencji prasowej z okazji Dnia Migranta i Uchodźcy. Zbiór jednak w nie każdym medium miał szansę się przebić w pełnym składzie. Okazuje się, że od pytania „kto, co i jak mówi” dużo ciekawsze jest: „kto, co i jak podaje dalej?”.

Pomijam oburzenie „prawicy” na fakt, że polski Episkopat nie ma tej samej linii co partia rządząca czy grupka nacjonalistów. Ciekawa jest już sama sprawa leadów, czyli wytłuszczonych wstępów do artykułów, gdyż to właśnie z ich powodu zdecydowałem się popełnić ten wpis. Otóż trafiłem na dyskusję, gdy dwie osoby kłóciły się, czy abp Gądecki powiedział „Troska o zachowanie własnego bezpieczeństwa nie może przeważać nad postawą, która powinna być ukierunkowana na pomoc innym osobom” czy „Schronienie nie zostanie udzielone temu, kto stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa”. Pierwszy tekst był leadem w informacji od polskieradio.pl, drugi pochodził ze strony Episkopatu. Nie oglądałem konferencji, więc może zaplanowane do powiedzenia słowa tam nie padły. Interesuje mnie, co z tekstem źródłowym zrobiły media podające go dalej. Najczęściej było to kopiuj-wklej z pierwotnego źródła, więc postanowiłem w doborze kryterium ograniczyć się do szerszych cytatów, bo to, które przeszły też pokazuje zamysł dziennikarza.

I tak zaczynamy od informacji Polskiej Agencji Prasowej, która podaje najpełniejszy zbiór, co stanowi punkt wyjścia i dla wPolityce.pl i dla wiara.pl. Jest to wyważona wypowiedź, wskazująca na konieczność pomocy uchodźcom i migrantom, w granicach zdrowego rozsądku, jako punkt wyjścia biorąca jednak nie interes grupy (narodu), czy organizacji (państwo) ale indywidualnego człowieka. Stąd wsparcie „na miejscu”, „korytarze humanitarne” i zaznaczenie, że Episkopat bierze pod uwagę niechęć Polaków do imigrantów i uchodźców, ale nie kieruje się nią, gdyż ważniejsze od zadowolenia Polaków jest to, by kierowali się oni Ewangelią.

Media zaś podawały informację dalej raz bardziej wiernie, raz mniej. To jest istotne, gdyż najpewniej dziennikarze skopiowali tekst PAP, a potem go edytowali, usuwając „niepotrzebne” (czytaj: niezgodne z linią redakcji) cytaty. Chce dziennikarz oderwanych od życia biskupów? Ciach-ciach i ma! Chce popierających hurtowe przyjmowanie migrantów na złość PiS? Ciach-ciach i ma! Załączam tu grafikę z informacją kto i co sobie wyciął.

GadeckiZadarkovsmdia

Jak widać nawet wPolityce, za którym osobiście nie przepadam, podało wiernie informację, wybierając do tytułu inny niż inne agencje kwestia bezpieczeństwa narodowego. Polskie Radio i Dziennik.pl z kolei wycięły słowa o prawie państw do walki z nielegalną imigracją, a także słowa bp. Zadarki o potrzebie racjonalnego podejścia do sprawy imigracji, zostawiając za to informacje o korytarzach humanitarnych. Dziennik.pl ponadto wyciął słowa o braku możliwości powrotu niektórych Syryjczyków do ojczyzny.

Takie wybiórcze cytowanie prowadzi do wyrobienia w czytelniku wrażenia, że Episkopat popiera imigrację niekontrolowaną, ignorując nie tylko interes przyjmujących i ich bezpieczeństwo, ale także prawo do pozostania we własnym kraju.

Fenomenem i szczytem wybiórczości na tym tle jest Gazeta Wyborcza, która pomija praktycznie wszystkie informacje o korytarzach humanitarnych, prawie do regulowania nielegalnej imigracji, czy skuteczności pomocy na miejscu, a sporo miejsca poświęca wywodowi autora artykułu, że nieoglądanie się na sondaże jest niemalże na złość PiS. Jedynie GW podaje nieobecny w tekście PAP, choć w linku ze strony Episkopatu go znajdziemy, cytat:

Sytuacja imigrantów ubiegających się o azyl i uchodźców wymaga, aby zapewniono im bezpieczeństwo osobiste i dostęp do podstawowych usług. W imię fundamentalnej godności każdej osoby należy podjąć wysiłki, by opowiadać się za środkami alternatywnymi wobec pozbawienia wolności osób, które bez pozwolenia wkraczają na terytorium państwa”.

Cały artykuł z GW jest więc mocno stronniczy, wskazujący na konieczność przyjęcia imigrantów, jednak bez wskazania alternatywnych źródeł czy rozwiązań, na które abp Gądecki i bp Zadarko zwracali uwagę.

Tak więc, zawsze warto szukać źródła tekstu, zwłaszcza w czasach, w których dziennikarz jest często agitatorem.

Episkopat: http://episkopat.pl/abp-gadecki-schronienie-nie-zostanie-udzielone-temu-kto-stanowi-zagrozenie-dla-bezpieczenstwa-panstwa/
PAP: http://www.pap.pl/aktualnosci/news,1246183,abp-gadecki-bezpieczenstwo-narodowe-mniej-wazne-niz-pomoc-uchodzcom.html
polskieradio.pl: https://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/1992050,Abp-Stanislaw-Gadecki-pomoc-uchodzcom-jest-wazniejsza-niz-bezpieczenstwo-narodowe
wiara.pl: https://info.wiara.pl/doc/4455355.Abp-Gadecki-Bezpieczenstwo-uchodzcy-ktory-potrzebuje-pomocy
Gazeta Wyborcza: http://wyborcza.pl/7,75398,22902764,przewodniczacy-episkopatu-bezpieczenstwo-narodowe-mniej-wazne.html
wPolityce.pl: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/376598-abp-gadecki-po-swiatowym-dniu-migranta-i-uchodzcy-wraca-do-sprawy-korytarzy-humanitarnych-do-pewnych-idei-trzeba-dorosnac
Dziennik.pl http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/566696,abp-gadecki-bezpieczenstwo-uchodzcy-wazniejsze-niz-bezpieczenstwo-narodowe.html

Granica tolerancji, czyli o bp. Pieronku i prywatności wypowiedzi

Po samospaleniu Piotra S. w Warszawie punktem honoru różnych mediów stało się uczynienie z niego symbolu walki z dobrą zmianą o lepszą Polskę. Można zrozumieć to ze strony Gazety Wyborczej, której główne akcje (Konstytucja, czarne marsze, LGBT, Puszcza Białowieska) streszczone zostały w liście samobójcy i której redaktorów sumienie musi ostro piec. Jeśli ktoś ma jego krew na rękach, to ludzie, którzy stworzyli mu ten matrix, gdzie całe zło pojawiło się po stronie PiS, gdy doszedł on do władzy, a wcześniej państwo kwitło, szanowano prawa każdego człowieka, a politycy byli aniołami. Nie waham się tu powiedzieć, że Adam Michnik jest winien tego samobójstwa. Nie dziwi próba zarobienia na samobójcy ze strony Soku z Buraka, który gdy wychodzi z poziomu metra mułu poniżej dna zaczyna mieć alergię na przyzwoitość i natychmiast zakopuje się jeszcze głębiej.

Źródło: https://wiadomosci.wp.pl/portret-piotra-s-na-okladce-wyborczej-wzbudza-kontrowersje-6184076343302273a
Źródło: https://wiadomosci.wp.pl/portret-piotra-s-na-okladce-wyborczej-wzbudza-kontrowersje-6184076343302273a

Nikt nie włączył programu żadnej partii do Katechizmu, żaden z aktywnych polityków nie jest kanonizowany. Każdy wierny ma prawo do popierania różnych partii politycznych tak długo, jak ich idee i metody nie kłócą się z wiarą chrześcijańską. W obecnej sytuacji politycznej mamy dwie wielkie partie, których spór rzutuje na media i w efekcie – na opinię o sytuacji w kraju.

Pierwsza, PO, to partia władzy, elitaryzmu i postępu. Z tym, że jest to postęp wynikający z niezdrowych kompleksów, przekonania, że Polak powinien we wszystkim naśladować Niemca czy Francuza. Obecne odchylenie lewicowe Platformy i jej pociotka, .N wynika z chęci przeciwstawienia się PiS. Partia Kaczyńskiego jest zaś partią władzy, populizmu i wartości. Przede wszystkim jest to partia władzy, co pokazała gdy ze strachu przed utratą społecznego poparcia wypięła się na wartość, jaką jest życie ludzkie.

Tak więc, wbrew opinii betonu obu partii – katolik ma prawo podchodzić krytycznie do przedstawicieli sił politycznych, ich działań i wypowiedzi. Ponadto biskupi, jak to osoby publiczne mają kontakty po jednej i po drugiej stronie, mają też swoje sympatie i konflikty osobiste, które przenoszą, choć nie powinni na grunt duszpasterski. Nieraz polityk, który wymagałby zganienia za same wypowiedzi w mediach jest jednocześnie hojnym sponsorem działalności charytatywnej, którą on sam traktuje jako element inwestycji w PR. To dotyczy szeregowego proboszcza, związanego remontem w Kościele z lokalnym przedsiębiorcą i przez to łagodniej podchodzącego do niego w sprawie przygotowania do małżeństwa. Jest błąd, jednak nie herezja.

Herezja i wielki problem pojawiają się, gdy księża zaczynają chwalić zachowanie nie do pogodzenia z chrześcijańską nadzieją, a tak zaczęli robić, dopasowując się do linii programowej mediów, które zaczęły kreować Piotra S. na istnego mesjasza walki z PiSem.

Oto dwa przykłady:

O. Grzegorz Kramer napisał o Piotrze S.: „Dziękuję za odwagę”. Potem jednak usunął wpis i przeprosił. Krótka piłka.

Ks. Adam Boniecki – w lipcu zdjęto mu zakaz wypowiedzi medialnych. Po wypowiedziach w GW o Piotrze S., że samobójcę Polska „bolała bardziej” otrzymał upomnienie.

Bp Tadeusz Pieronek. W programie „Kropka nad i” Moniki Olejnik chwalił samobójcę uznając, że miał on jasny i czysty umysł, a także odwagę, by się zabić. Biskup wyraził też wątpliwość, czy sam na taki akt odwagi by się zdobył.

Po stanowisku Episkopatu, że była to wypowiedź prywatna, twitter zawrzał. Biskup jest osobą publiczną, jak więc może wypowiadać się prywatnie? Stanowisko @episkopatnews jasno wskazuje, że nie należy uznawać opinii jednego biskupa za głos całego polskiego Kościoła, gdyż Katechizm Kościoła Katolickiego w kwestii samobójstwa jest jasne. Było to ewidentne zabezpieczenie przed tytułami z serii „Kościół uznaje męczeństwo Piotra S.”.

Wyraziłem opinię, że za dwa-trzy dni zobaczymy od bp. Pieronka te same słowo, jakie usłyszeliśmy od o. Kramera: „przepraszam”. Pomyliłem się. W wywiadzie dla Super Expressu nie odciął się od poprzedniego stanowiska, ale stwierdził, że choć „samo podpalenie się jest czynem w pewnym sensie niegodnym”, to akt Piotr S. różni się od działania samobójcy z 2011 r., który podpalił się w proteście przeciwko układom w urzędach skarbowych, bo „wartości, których bronił” Piotr S. „w jakimś sensie usprawiedliwiają, że tak to zrobił”.

Nie, nie jest czymś zgodnym z duchem sprawiedliwości chrześcijańskiej, by zabić się w imię jakiejkolwiek wartości. Czymś innym jest przyjąć śmierć z ręki oprawcy a czym innym własnoręczne zadanie jej sobie. Doskonale wiedzieli redaktorzy z Czerskiej, jaka jest siła postaci męczennika. PiS miał Smoleńsk, miał Marka Rosiaka. POwska strona sceny politycznej i mediów krytykowała grę trumnami, ale zaraz po podpaleniu się Piotra S. Hartman chwalił tę „ofiarę z życia”, a Jacek Żakowski pochwalił je jako akt patriotyzmu.

Bp Pieronek w tym momencie nie tylko włącza się w te peany na cześć samobójstwa, ale przyjmuje za obiektywne stanowisko człowieka, którego stan wynikł w dużej mierze z ostrej propagandy antyrządowej GW i pozostałych mediów. Także stwierdzenie o jasności umysłu (pomimo depresji, o której samobójca sam pisze) stanowi raczej dodatkowe obciążenie moralne, gdyż mamy tu człowieka, który zapewne zabił się w imię antychrześcijańskich wartości: „praw kobiet” – czyli prawa do aborcji, „praw LGBT”. List też, nawiasem mówiąc, wskazuje na silne zaangażowanie emocjonalne po stronie PO, której liderka, Ewa Kopacz mówiła o miesięcznicach smoleńskich, że to „seanse nienawiści” – używając tego samego sformułowania, jakiego Jerzy Urban używał na określenie Mszy odprawianych przez ks. Popiełuszkę!

Takiej postawy nie można popierać! Raz, że to grzech przeciwko sobie samemu. Dwa, że zaczął się efekt Wertera, mamy już naśladownika – nawet jeżeli nie było to podpalenie z przyczyn politycznych, to jednak ewidentnie jest to ktoś, kto uznał, że samobójstwo jest sposobem rozwiązywania problemów. Tak, ta krew też ciąży na tych, którzy doprowadzili Piotra S. do takiego stanu.

Teraz piłeczka jest po stronie innych biskupów oraz prymasa Polaka, a także nuncjusza apostolskiego abp. Salvatore Pennacchio. Nie spodziewajmy się fajerwerków. Celem hierarchii nie jest rozpalanie atmosfery politycznych konfliktów czy przenoszenie ich na grunt kościelny. Miejmy jednak nadzieję, że jednak – choć z opóźnieniem – przeprosin od bp. Pieronka się doczekamy.

pieronek vs katechizm
bp Pieronek vs KKK

Paintowa lekcja analizy tekstu

Więc tak: nie jestem fanem Nowoczesnej, nie jestem zwolennikiem aborcji, nie jestem zwolennikiem budowy meczetów na każdym rogu. To tak słowem wstępu. Ale nie jestem też fanem nawoływania do przemocy. A do tego nawoływał ksiądz Międlar w swoim wpisie o działaczce .N, Joanna Scheuring-Wielgus. Nie dziwi mnie, że postanowiła zgłosić ten wpis do prokuratury. Ja rozumiem – ks. Międlar i wielu jego zwolenników woleliby załatwić to po męsku, bez mieszania tych sprzedajnych, prześladujących za salut rzymski sądów… Dziwi mnie jednak upór niektórych, by nie widzieć w tym ćwierku niczego złego, co najwyżej wezwanie do modlitwy.

Jeżeli w parku w środku Katowic idzie trzech dresów z kijami bejsbolowymi i żaden z nich nie ma piłeczki, za to okładają tymi kijami okoliczne śmietniki i grożą przechodniom, to można podejrzewać, że nie idą oni na mecz bejsbola. Jeżeli ksiądz wskazuje konkretną osobę płci żeńskiej, przywołuje choćby metaforycznie powszechnie znaną praktykę, konkretną praktykę skierowaną przeciwko zdrajcom i donosicielom płci żeńskiej, a ma świadomość, że obserwuje go grono nie tylko ludzi radykalnych czy ekstremistycznych z powodu trzeźwego osądu, ale też popędliwych i niepokornych, wtedy nie ratują go nawet słowa o prawdzie i modlitwie.

Dlaczego? Otóż musimy brać pod uwagę kontekst. Ksiądz Międlar to fan „starych, dobrych czasów”, gdy wybierało się zachowania radykalne. Nawet krytykując papieża, użył do tego cytatu z jednego z żołnierzy II Wojny Światowej. Kościołowi posoborowemu zarzuca liberalizm, brak jawnego potępienia grzechu, herezji i wchodzenie w dialog ze światem. Czy taki kapłan, zaatakowany swoim zdaniem przez „zdrajczynię narodu”, będzie namawiał do modlitwy. jest to wątpliwe tym bardziej, że modlitwa i prawda poprzedzają pytajnik, który wprowadza element powątpiewania w skuteczność tych mało radykalnych metod.A jednak są tacy, którym się zdaje, że wpis ks. Międlara był łagodnym wezwaniem do miłości bliźniego. Dla tych osób krótka paintowa analiza tekstu w łączności z kontekstem.

 

 

Międlar
Paintowa analiza tekstu rafagrowiec.blog.pl

Ewangelizacja a multikulti, czyli Kościół przeciw chrystianizacji

O. Józef Puciłowski w wywiadzie dla Gazety Wyborczej zarzucił polskiemu Kościołowi nieumiejętne i sprzeczne z Ewangelią podejście do szerzenia wiary. Zamiast otworzyć się, jak Kościoły zachodnie, straszymy się Zachodem i multikulti. Po pierwsze, muszę przyznać częściową rację o. Puciłowskiemu. Kościół w Polsce dręczony jest syndromem oblężonej twierdzy i pewnym nacjonalizmem. Wielu katolików nie zastanawia się, co zrobić, by być bardziej chrześcijańskim, ale co zrobić, by być jak najmniej lewackim. Po drugie, muszę się z nim nie zgodzić w większości spraw. Choćby dlatego, że w jego odbiorze postaci papieża Franciszka, który w jego ujęciu jest Franciszkiem mediów, z GW na czele – lewicującym, progresywnym, otwartym na grzech jak urzędnik na łapówki.

Ewangelizacja to przeciwieństwo multikulti. Multikulti to wyjście z założenia, że każda kultura jest dobra i można stworzyć społeczeństwo patchworkowe, złożone z pozszywanych ze sobą grup lub, że osoby pochodzące z wielu kultur są w stanie stworzyć społeczeństwo jednolite, respektujące niemieckie/francuskie/polskie prawo. Multikulti zakłada, że politeia (gr. sposób życia, cywilizacja) europejska (bo nie chrześcijańska, spytajcie się we Francji, czy ich civitas to civitas Christiana!) będzie na tyle atrakcyjna, by ktoś, kto żył w politei islamskiej czy innej bliskowschodniej przyjął jej standardy, zwłaszcza te dotyczące wyższości prawa demokratycznego nad szariatem. Nie łudźmy się, laicka, oderwana od chrześcijańskich korzeni Europa nie ma siły, by przekonać swoich własnych obywateli co do słuszności swojego kursu, a ma nadzieję, że ludzie, którzy mają proste odpowiedzi na egzystencjalne pytania w Koranie zechcą zabawiać się w malowanie chodników w ramach żałoby. Ktoś, kto od najmłodszych lat był uczony tego, że kobieta jest od garów i powinna zakrywać się szczelnie burką czy hidżabem nie wpadnie nawet na pomysł, by dać córce wolność wyboru męża.

Ewangelizacja zaś to doprowadzenie ludzi do przyjęcia politei, sposobu życia wyznaczonego przez Chrystusa. To wyrwanie człowieka z dotychczasowej kultury, o czym przekonują się wierni, którzy są nieraz prześladowani przez własne rodziny czy to w Pakistanie czy Indiach za odejście od sposobu życia przodków. Politeia Chrystusa nie da się pogodzić nawet z politeią europejską, gdyż są one wzajemnie zbuntowane wobec siebie. Chrześcijaństwo to bunt wobec realiom świata pogańskiego. Europa w wydaniu UE to pogański bunt przeciwko Bogu chrześcijan.

Należy przy tym surowo oddzielić europeizację i chrystianizację od ewangelizacji. Europeizacja to chęć wymuszenia na ludziach w każdej kulturze, by budowali takie same kościoły, jak my, nosili takie same ubrania jak my i stawiali takie same szopki, jak my. Oczywiście, pewny poziom inkulturacji musi być. Z tym, że chrześcijaństwo nie jest czysto europejskie. Jest tak naprawdę zakorzenione w realiach Bliskiego Wschodu, przez Ojców Kościoła czerpie ze skarbca Konstantynopola. Kto chciałby zmusić Kongijczyka, by myślał jak Niemiec, nie zyska nic, poza tym, że Chrystusa obrzydzi i sprawi, że Bóg zacznie się kojarzyć z pruskim oberlojtnantem.

Kościół nie chce też chrystianizacji. Chrystianizacja to przyjęcie Chrystusa nominalnie, mające sens tylko wtedy, gdy idzie za tym też przyjęcie realne. Chrześcijanin nominalny nie zmienia swego stylu życia, a jedynie zaczyna go tłumaczyć poprzez odniesienie do wartości chrześcijańskich. Jeden pobije geja, aby bronić „cywilizacji chrześcijańskiej”, drugi będzie bronił rozwodów, powołując się na zasady chrześcijańskiego miłosierdzia. W społeczeństwie TYLKO schrystianizowanym jest wielu ochrzczonych, ale mało takich, co czczą prawdziwie swym życiem Boga. Istnieje pokusa, by chrystianizować multikulti, jednak jest to błąd, gdyż nadaje pseudochrześcijańską motywację pod czysto laicki, próżny projekt socjotechniczny.

Celem Kościoła jest ewangelizacja, czyli przeniknięcie całego człowieka Dobrą Nowiną, nadanie jego życiu nowej jakości, nowego stylu. Musi się to wiązać z narzuceniem pewnych standardów, oraz porzuceniem starego człowieka (por. Kol 3,9). Chrześcijanie mają tworzyć jedną politeję, opartą na solidnym fundamencie, a nie zlepek, pozszywanych różnorako grupek połączonych  jedynie wspólną przeszłością. Jeśli chrześcijanie mają być jednym, Mistycznym Ciałem Chrystusa, muszą wierzyć, że to Chrystus ich łączy. Ten prawdziwy – nie lewicowy miły rabbi, ani nie prawicowy pogromca grzeszników i lewactwa. 

W duchu chrześcijańskim jest przyjmować potrzebujących. Ale też powiedzenie tym, którzy jawnie odrzucają Chrystusa, że się mylą.

Ewolucja to nie zawsze dobra rzecz

Sprawa Agaty ewoluuje. W programie Gość Radia Zet Monika Olejnik przepytywała Stanisława Karczewskiego o postawę w sprawie kobiet, które poczęły dziecko w wyniku gwałtu. Rozmowa jak rozmowa, typowa gadka polityczna: „nie uwalimy projektu jak PO, ale podejdziemy do niego poważnie”. Czyli jak się uda, to zmielą projekt i wyjdą na ludzkich. Tak samo zresztą jeśli chodzi o projekt „Solidarności” zakazujący handlu w niedzielę – projekt zakłada nawet 2 lata więzienia za otwarcie sklepu w co ważniejsze święta i niedziele, chyba, że za ladą stanie właściciel. Wystarczy, że PiS usunie ten zapis i już wyjdzie na „ludzkiego pana”. O tych dwóch sprawach chciałbym dziś napisać.

Więc po pierwsze, łgarstwa Gejzety Aborczej na temat Agaty i jej zabitego z pomocą Ewy Kopacz dziecka staje się powoli mitem założycielskim polskiego lobby proaborcyjnego. I jak bogowie olimpijscy za pierwowzory mieli może jakiś dwór króla Dzeusa, po czym po wiekach dorobiono im różne legendy, tak i sprawa Agaty nabiera coraz bardziej oderwanego od rzeczywistości i historii charakteru. Oto redaktor Rzeczpospolitej o pseudonimie „guu” tak przedstawił stanowisko Karczewskiego: „Marszałek Senatu zadeklarował też, że jako minister nie pomógłby zgwałconej 12-latce, która była prześladowana przez działaczy pro-life, którzy uniemożliwiali jej przeprowadzenie legalnej zabiegu aborcji po gwałcie. W sprawę zaangażowała się wówczas minister zdrowia Ewa Kopacz, która osobiście dopilnowała, aby nastolatka usunęła ciążę”. Jak mniej-więcej każdemu wiadomo, o ile czyta on coś więcej poza natemat.pl i Gejzetę Aborczą, 14-letnia „Agata” zaszła w ciążę ze swoim rówieśnikiem, w czasie dobrowolnego, jednak zakazanego przez polskie prawo współżycia. Wystarczy zajrzeć na bynajmniej nie „Prawicowe” ani „prolajferskie” ani nawet „kościelne” medium, jakim jest wirtualnapolska.pl. Ksiądz Krzysztof Podstawka towarzyszył młodej matce na własne życzenie, a ona sama wielokrotnie zmieniała zdanie na temat aborcji, stąd i personel szpitala nie chciał działać. Nie było więc ani prześladowania, ani gwałtu. Ani 12-latki. Artykuł guu na rp.pl to jedna wielka manipulacja. Szkoda, że Rzepa schodzi do takiego poziomu.

Sprawa druga, handel w niedzielę. A raczej: jego zakaz. Oczywiście, złośliwi już śmieją się, że spadnie sprzedaż Gościa niedzielnego. Ale to za chwilę. Twardy, odgórny zakaz handlu w niedzielę, połączony z wyliczeniem świąt katolickich, gdy handel byłby zakazany, moim skromnym zdaniem, jest niedźwiedzią przysługa wyświadczoną Kościołowi przez nadgorliwych polityków i związkowców. Powinno zacząć się od niedziel, jako jednego dnia w tygodniu, gdy pracownik powinien odpocząć, co jest jego prawem człowieka, do tego kilka świąt państwowych, ewentualnie jedno-dwa święta kościelne najgłębiej zakorzenione w polskiej tradycji. Dopiero, gdy ludzie zauważą, że można zrobić nieco większe zakupy w sobotę, że można spędzić niedzielę w parku, kinie, czy choćby po prostu w domu z rodziną, gdy handlarze zobaczą, że nie wpłynie to znacząco na obroty, zwiększać ilość dni wolnych od handlu. Prawdziwym sukcesem Kościoła nie będzie zamknięcie sklepów w niedziele i święta przez polityków, ale to, że właściciele zamkną je, bo i tak wtedy mają pustki.

Dlaczego popieram odgórny zakaz aborcji, a co do zakazu handlu jest sceptyczny? Z prostej przyczyny. W wyniku aborcji zabijani są ludzie. To jest fakt, który wynika choćby z dwóch przesłanek: embrion ludzki żyje, więc przerwanie jego rozwoju jest zakończeniem życia, czyli śmiercią oraz embrion ludzki od początku jest człowiekiem i, poza niektórymi schorzeniami, wyrośnie z niego człowiek. Ustawa, która zakazuje zabijania ludzi, która poszerza prawo do życia LIBERALIZUJE obecny kodeks karny, zaś ta, która daje państwu prawo do zabijania ludzi go ZAOSTRZA. Czy prawo zakazujące posiadania niewolników zaostrza postępowanie wobec tej kategorii ludzi, czy też je liberalizuje? Z punktu widzenia tych, którzy zarabiają na niewolnictwie – zaostrza. I ci, którzy zarabiają na aborcji zawsze będą mówić o zaostrzaniu prawa aborcyjnego, gdy rzetelnie podchodzi się do ochrony życia ludzkiego, bez tworzenia jakiś wydumanych grup, których ta ochrona nie obejmuje. Prawo do odpoczynku i godnego wynagrodzenia, jak wszystkie prawa dotyczące pracy są niejako poniżej w hierarchii praw. Choć są ważne, nie muszą podlegać takiej ochronie jak prawo do życia.

I ty możesz zostać krytykiem! Tylko pochwal gniota.

Pewien wykładowca na Wydziale Teologicznym UŚ zwykł mawiać widząc studentów z „metrem” w ręku:

O czyta pan/pani „metro”. To obraza dla rozumu!

Tak się składa, że muszę przyznać mu rację. Jednak prawdziwą obrazą dla rozumu jest piątkowa reklama doczepiana od co najmniej dwóch tygodni do tej gazetki, sygnowana nazwa portalu „tylkohity.pl”. Za jego pośrednictwem wkład do kuwety „metro” już tydzień temu uraczył nas wielką reklamą „50. twarzy Greya”, dziś zaś twierdzi stanowczo, że opinie krytyczne są jedynie efektem zblazowania krytyków. Niby teraz ważne są oceny widzów. Stąd tylkohity.pl przytacza niektóre cytaty:

Sorry, hejterzy! Film miażdży.” – Angela z twittera

Brawo! Brawo! Brawo!!!” – wrr z onetu.

To ja przytoczę cytaty z Filmweba:

Dziś byłam na filmie z narzeczonym. On nie czytał książki, więc zapytałam jakie były jego odczucia i niestety muszę się z nim zgodzić, że film był nudny.” – OneOfEveryone, http://www.filmweb.pl/film/Pi%C4%99%C4%87dziesi%C4%85t+twarzy+Greya-2015-655761/discussion/Narastaj%C4%85ca+irytacja,2599671

Dwugodzinny seans wypełniają więc atrakcje w postaci wymiany infantylnych myśli, spacerów w pięknych okolicznościach przyrody albo romantycznych przelotów nad miastem.” – Łukasz Muszyński, http://www.filmweb.pl/reviews/R%C4%99ce+na+ko%C5%82derce-17002#.

Fabuła filmu w jednym zdaniu: Stary, bogaty sadol znęca się nad nieświadomym dzieckiem.” – Marcy_May, http://www.filmweb.pl/film/Pi%C4%99%C4%87dziesi%C4%85t+twarzy+Greya-2015-655761/discussion/Co+za+tragedia…,2599636

 

I co, vox populi już nie tak oczywisty? Paradoksem jest, że na opinie internautów ktoś chce się powoływać w czasach, gdzie wystarczy minuta, by stworzyć fikcyjne konto. W ten sposób broni się czegoś, co według 95% opinii jest gniotem opartym na gniocie. Tak można obronić wszystko, byleby tylko mieć dostęp do kilkunastu kont, albo z masy krytycznych komentarzy wybrać 2-3 pozytywne. Ba! Wystarczy odpowiednio okroić cytat użytkownika i zadbać o jego anonimowość (skracając nazwisko do pierwszej litery). I tak z np. „Brawo! Brawo! Brawo!!! Co za totalny gniot, szczyt gniotowatości” zostawiamy pierwszą część. Kto będzie się zastanawiał widząc reklamę, czy Adam N. to ten nasz znajomy, czy może ktoś spod Kalisza?

Naprawdę strach pomyśleć, że są ludzie, którzy nabierają się na coś takiego. Tanie połechtanie czytelnika odniesieniem do krytyków, wychwalających „kino irańskie”, czyli nieznających się tak naprawdę na filmach to tylko odwrócenie relacji. Jeśli tamci chwalą dramaty socjologiczne rodem z Bliskiego Wschodu, bo są niszowe, to teraz i ty możesz być niszowa elitą: wystarczy, że wbrew hejterom będziesz chwalił „50 twarzy Greya”. Tak, jak niezrozumiałe jest 50 minut o życiu seksualnym porostów, tak niezrozumiane jest 120 minut o tym, jak fajnie jest być bitą i poniżaną. Tak, idź tym tropem! A wtedy możesz zostać wyróżniony jeszcze bardziej i twój nick znajdzie się na drugiej stronie piątkowego wydania „metra”.

Metro szaleje: reklamuje przemoc wobec kobiet i kaleczy czytanie ze zrozumieniem

Oj, postarało się metro, postarało. Bezpłatna przybudówka Gazety Wyborczej, walcząca z tymi złymi biskupami tolerującymi bicie kobiet dziś była nie do poznania. A to głównie dlatego, że pierwsza stronę w całości poświęciła reklamie filmu „50 twarzy Greya”. Tak, tego filmu, gdzie młoda studentka odkrywa jak to fajnie, kiedy facet ją wiąże, leje i traktuje jak swoją własność. Co na to konwencja antyprzemocowa? Nie wiadomo. Prawdopodobnie mamy tu przypadek, gdy idea zysku zwyciężyła nad ideą walki o godność kobiet. Tak więc, teraz biskupi mogą szaleć, skoro nawet darmowe GW bierze kasę za promowanie ekranizacji fanficku Zmierzchu”.

Ale to pikuś, bo równie niezawodny jest Jan Turnau, który w swoim felietonie pt. „Zabobony” chce rozprawić się z zabobonem, jakoby poza Kościołem nie było zbawienia. Powołuje się na Konstytucję Dogmatyczną o Kościele „Lumen Gentium”, gdzie wyczytał, że pewne osoby mogą być zbawione pomimo braku przynależności formalnej do Kościoła. Wysnuł jednak błędny wniosek, że dotyczy to także tych osób, które po prostu nie chcą się przyłączyć. Jest to błąd jak z Chittaway do Syracuse. Poczytajmy, co mówi Lumen Gentium o takich osobach w numerze 16.

Ci bowiem, którzy bez własnej winy nie znając Ewangelii Chrystusowej i Kościoła Chrystusowego, szczerym sercem jednak szukają Boga i wolę Jego przez nakaz sumienia poznaną starają się pod wpływem łaski pełnić czynem, mogą osiągnąć wieczne zbawienie. Nie odmawia też Opatrzność Boża koniecznej do zbawienia pomocy takim, którzy bez własnej winy w ogóle nie doszli jeszcze do wyraźnego poznania Boga, a usiłują nie bez łaski Bożej, wieść uczciwe życie. Cokolwiek bowiem znajduje się w nich z dobra i prawdy, Kościół traktuje jako przygotowanie do Ewangelii i jako dane im przez Tego, który każdego człowieka oświeca, aby ostatecznie posiadł życie.”

A co pisze Jan Turnau?

Czy mój rzymskokatolicki Kościół grozi wiecznym piekłem komuś spoza jego wiernych tylko dlatego, że się do nich nie chce zaliczać?”

Otóż tak – grozi. Jeśli ktoś NIE CHCE. Lumen Gentium pkt. 16 mówi o ludziach, którzy nie wiedzą, czym jest chrześcijaństwo, czym jest Kościół, że Jezus jest Zbawcą świata. Albo wiedzą, że chrześcijanie to ci, co przychodzą, palą wioskę i wszystkich polewają wodą w niewiadomym celu. Kto jednak Kościół i Ewangelię poznał ma obowiązek wiarę przyjąć. I nie, nie można z tego wysnuć wniosku, że LG 16 pozwala

na uznanie wartości duchowej ludzi z całkiem innych ideowych parafii, różnych moralnych bohaterów, pozakościelnych świętych, mędrców ze Wschodu i Zachodu, uczących nas, chrześcijan, tego, co jest w istocie Ewangelią”.

Przypomnę: Kościół szanuje to, co jest dobre i prawdziwe, a nie wszystko jak leci. A i patrząc na felietony Turaua można dojść do wniosku, że praktycznie wszyscy mogą nas uczyć czym jest Ewangelia, tylko nie Kościół. A to właśnie Mistyczne Ciało Chrystusa jest «powszechnym sakramentem zbawienia» (LG 48), a niechrześcijanie zbawiają się nie POMIMO jego istnienia, ale DZIĘKI jego istnieniu.

Co ciekawe, te wnioski można wysnuć z cytowanego przez Turnaua dokumentu, a nawet fragmentu. Czyżby więc problemy polskiej oświaty były aż tak głęboko zakorzenione w historii, że publicysta, który szkolne progi opuścił dawno temu miał problemy z czytaniem ze zrozumieniem? A może jedynie liczył na to, że jego czytelnicy cierpią z powodu postępu edukacji?