Rywalizacja na płodność. Komentarz do Księgi Rodzaju. Cz. 46 (Rdz 29,31-30,24).

poprzedni wpis

spis treści

2.4. Rywalizacja na płodność

Gdy Pan widział, że Lea została odsunięta, otworzył jej łono; Rachela zaś była niepłodna. Lea poczęła więc i urodziła syna, i dała mu imię Ruben mówiąc: «Wejrzał Pan na moje upokorzenie; teraz mąż mój będzie mnie miłował».
Rdz 29, 31-32

Dopiero tu widzimy interwencję Boga, który wstawia się za niewinną ofiarą działań Labana – Leą. Ona jest שְׂנוּאָה, śᵉnȗ᾽āh, senua – od czasownika שָׂנַא, śāna᾽, sana, czyli „(z-)nienawidzić, nie lubić, odczuwać niechęć”. Więc nawet jeśli Jakub kochał ją, choć trochę, na początku, szybko jednak główną emocją, jaką czuł do niej stał się wstręt. To nawet łatwo zrozumieć – Lea musiała być wtajemniczona w spisek, została jego żoną wbrew woli męża, a on sam był dla niej najlepszą partią, na jaką nie mogłaby liczyć w normalnych warunkach. Nawet, jeśli założymy, że Rachela wiedziała o spisku, nie korzystała na nim tak, jak jej siostra i ojciec.

Pan (יהוה, JHWH), reagującego na tę emocjonalną reakcję przez wyróżnienie Lei i… niejako ukaranie Racheli. Bóg niejako wyrównuje krzywdę niechcianej małżonki przez danie jej pierwszeństwa w płodności. Najpierw otwiera On łono Lei (וַיִִּפְתַּח אֶת־רַחְמָהּ, wajjiṗtaḥ ᾽eṯ-raḥmāh, waj-jiftach et-rachmah), potem Rachela jest nazwana niepłodną (עֲקָרָה, ‘ǎqārāh, aqara) – tak, jak Sara przed narodzeniem Izaaka.Najstarszy syn Jakuba jest synem Le

Syn ten nazwany zostaje Reuben (רְאוּבֵן, Rᵉȗḇēn, Reuwen), co oznacza „Patrz, syn!”. Zupełnie jakby Lea chciała na zawsze zachować swój tryumf nad siostrą. Mówi, że Pan wejrzał na jej ucisk (רָאָה יְהוָה בְּעָנְיִי, rā᾽āh JHWH bᵉ‘ānᵉjȋ, raa JHWH be-anji, gdzie עֱנִי, ‘ĕnȋ, ejni pojawiło się wcześniej w opowieści o Hagar, gdy Anioł Pański mówi do niej: „słyszał Pan, gdy byłaś upokorzona” w Rdz 16,11). Więc widzimy tu podobne działanie, jak dwa pokolenia wcześniej, choć tu jest inna kolejność działań. Najpierw żona odrzucona zostaje wydana za mąż, potem ta umiłowana. W opowieści o Abrahamie, Sarze i Hagar najpierw mamy niepłodną żonę, która zmęczona oczekiwaniem na dziecko wydała ze swego majątku niewolnicę, by z niej otrzymać potomka, którego otrzymuje, ale zniszczyła tym samym hierarchię w rodzinie.

Tu mamy od początku dwie równorzędne żony, ale pierwsza jest już niemal od początku niekochana, gdyż mąż jej nie chciał, druga, ta chciana, jest uzupełnieniem układu i nie ma wspomnianej interwencji Boga, gdy został on złamany. Teraz wkracza On dopiero, gdy Jakub odrzuca Leę i jest to reakcja na niesprawiedliwość, jaka ją spotkała. Co ciekawe, to świeżo upieczona matka tak interpretuje narodziny potomka i liczyła, że teraz, gdy dała mężowi syna, dostrzeże on jej wartość i ją pokocha.

A gdy znów poczęła i urodziła syna, rzekła: «Usłyszał Pan, że zostałam odsunięta, i dał mi jeszcze to dziecko»; nazwała więc je Symeon. Potem znów poczęła i urodziła syna, i rzekła: «Już teraz mąż mój przywiąże się do mnie, bo urodziłam mu trzech synów»; dlatego dała mu imię Lewi. I jeszcze raz poczęła, i urodziwszy syna rzekła: «Tym razem będę sławić Pana»; dlatego dała mu imię Juda. Po czym przestała rodzić.
Rdz 29, 33-35

Kolejny syn nazwany jest zgodnie z zasadą, że na pewno płodność jest darem od Boga. On usłyszał (שָׁמַע, šāma’, szama), więc dziecko otrzymuje imię שִׁמְעוֹן, Šimᵉ‘ȏn, Szimeon. Następny potomek ma sprawić, że Jakub przywiąże się (יִלָּוֶה, jillāweh, jillawe od czasownika לָוָה, lāwāh, lawa, czyli „przyłączyć się, być złączonym”) do Lei, więc chłopak zostaje nazwany לֵוִי, Lēwȋ, Lewi. Najwyraźniej tak się nie stało, skoro przy czwartym potomku postanowiła po prostu, że będzie chwalić Pana, więc od czasownika יָדָה, jādāh, jada, nadaje mu imię יְהוּדָה, Jᵉhȗḏāh, Jehuda.

Zauważmy, że (choć oczywistym jest, że miał udział w poczęciu) Jakub nie nadaje imion, ani nawet nie wyraża na nie zgody, jest tu jakby bierny lub rzeczywiście tu całość ceremonii leży po stronie matki. Widzimy reakcję Lei na każdego kolejnego potomka, jej nadzieje i emocje. A ich ojciec? Zaraz go zobaczymy, ale w relacji z Rachelą. Wydaje się, że spał on regularnie z jedną i z drugą siostrą, ale łaskę Boga znajdowała tylko starsza. Czemu więc przestała rodzić?

Tradycja rozwiązuje ten problem bardzo prosto – Rachela zażądała od męża zaprzestania na jakiś czas współżycia z Leą1. Nadal jednak był problem: była bezpłodna, więc takie działanie mogło być podyktowane jedynie zazdrością o szczęście rywalki, a zwłaszcza o szczęście, które starsza siostra dawała mężowi, a którego młodsza nie mogła dać.

Rachela zaś widząc, że nie może dać Jakubowi potomstwa, zazdrościła swej siostrze i rzekła do męża: «Spraw, abym miała dzieci; bo inaczej przyjdzie mi umrzeć!» Jakub rozgniewał się na Rachelę i odparł: «Czyż to ja, a nie Bóg, odmawiam ci potomstwa?»
Rdz 30,1-2

Zauważmy, że nie widzimy tu otwartego sporu między siostrami. Rachela zazdrości siostrze. Wyraża to słowo וַתְּקַנֵּא, wattᵉqanē᾽, watteqane, pochodzące od czasownika קָנָא, qānā᾽, qana, czyli „zazdrościć, rozpalić się zazdrością”. Nadzieje, jakie liczne potomstwo rodziło w Lei u niej odbijały się lękiem, że teraz to ona zostanie porzucona. Bała się, że teraz to ona zostanie tą niechcianą przez nikogo siostrą – tak jak wcześniej (może z powodu swoich oczu?) niechciana była Lea. Groziła jej nie tylko utrata statusu, ale co gorsza – utrata ukochanego mężczyzny.

Sięgnęła więc po typowo kobiecą broń. Szantaż emocjonalny. Zrzuciła winę za własną niepłodność na Jakuba i wskazała na siebie jako faktyczną ofiarę bezpłodności i potencjalną ofiarę…

Właśnie? Czego? Braku starań Jakuba? Czemu wymagała od niego synów? Wszak mówi do niego: הָבָה לִי בָנִים, hāḇāh lȋ ḇānȋm, hawa li wanim, „Dajże mi potomków!”, gdzie słowo ostatnie oznacza dosłownie „synów”, to liczba mnoga od בֵּן, bēn, ben, czyli właśnie syn i dopiero w szerszym znaczeniu potomka płci dowolnej lub ucznia. Nie chciała po prostu urodzić dziecka, ale konkretnie chłopca, choć wydaje się, że nawet urodzenie córki byłoby dla niej równie ważne, jako przełamanie niepłodności.

Szantaż nie byłby szantażem, gdyby nie groźba, w tym wypadku śmierci Racheli. Dlaczego miałaby umrzeć? Nie byłaby to kara Boża z powodu nie spełnienia obowiązku żony, czyli dania mężowi potomka, wszak sam Bóg jej to uniemożliwiał. Może chodziło o śmierć ze smutku albo w najgorszym wypadku – samobójstwo, by uniknąć hańby.

Jakub nie wnikał w szczegóły, ale od razu wpadł w gniew2. Wskazał że problem nie leży po jego stronie, co jest logiczne – wszak miał już czterech synów. Skoro nie tak atrakcyjna Lea rodziła ich niemal rok za rokiem (nie wiemy, czy rodziła córki!), to ewidentnie niepłodna jest Rachela i jego wysiłki nic nie dadzą.

Wygląda to jak zapis jednej rozmowy, choć zapewne podobnych kłótni odbyło się wiele na przestrzeni lat, a na pewno intensyfikowały się one wraz z kolejną ciążą Lei. Dlaczego ona urodziła pierwsza? Czemu syna?

Co ciekawe, nie widzimy tu Labana, nie miesza się on w te spory, więc najprawdopodobniej redaktor postanowił się skupić na relacji między mężem i żonami oraz na pochodzeniu nazw kolejnych pokoleń Izraela, a więc na kolejnych patriarchach, którzy mają się narodzić. O tym, na ile ta genealogia oddaje rzeczywistość za chwilę.

Wtedy ona powiedziała: «Mam niewolnicę Bilhę. Zbliż się do niej, aby urodziła dzieci na moich kolanach; chociaż w ten sposób będę miała od ciebie potomstwo».
Rdz 30, 3

Tu wraca instytucja znana nam z relacji Sary i Hagar, czyli podręczna służka, ale tym razem nie pada tu słowo שִׁפְחָה, šiṗḥāh, szifcha, jak w chwili oddania jej przez Labana Racheli ale אָמָה, ᾽āmāh, ama, będące synonimem na określenie tej funkcji i pojawiające się też trzykrotnie na określenie Hagar (21,10; 21,12, 21,13). Oba te słowa jednak w pierwszym znaczeniu oznaczają po prostu niewolnicę czy służącą płci żeńskiej i były używane nieraz jako element samoupokorzenia wobec osoby o wyższym statusie, by coś u niej wybłagać – na przykład przebaczenie3.

Niezależnie od nazewnictwa jej roli w rodzinie, to Bilcha ma urodzić syna w imieniu swej pani, dosłownie na jej kolanach, czy raczej na „jej kolana”, jakby po porodzie tą, która przytuli dziecko nie będzie rodzona matka, a prawna, czyli właśnie Rachela. Co ciekawe, ten zwrot w takim kontekście pojawia się tylko tu i… może odzwierciedlać to, jak wyglądał poród. Jak wskazuje Ephraim Landau tekst z Księgi Hioba sugeruje, że czyjeś kolana przyjmowały nowo-narodzone dziecko4:

Dlaczego nie umarłem po wyjściu z łona,
nie wyszedłem z wnętrzności, by skonać?
Po cóż mnie przyjęły kolana
a piersi podały mi pokarm?

Hi 3, 11-12

Albo były to kolana matki, na które kładziono dziecko po obmyciu albo kolana akuszerki, którą mogła być służka. Może więc tu chodzić o to, że noworodek po odcięciu pępowiny i umyciu nie był obejmowany przez tę, która go urodziła ale przez jej właścicielkę lub, że to ona była akuszerką, klęczącą między nogami rodzącej i dbającą o to, by jej dziecko urodziło się zdrowe i dalej przejmującej rolę matki.

Mogło to też oznaczać, zgodnie z tekstami huryckimi włączenie w rodzinę, choć raczej kładziono noworodka wtedy na kolanach ojca, jak w Pieśni o Ullikummi, gdzie ojciec tytułowego bohatera dostaje go na swoje kolana od bogini przeznaczenia (która je podnosi), nadaje mu imię i wskazuje, że przeznaczone mu będzie walczyć z innym bogiem. Potem ojciec przekazuje dziecko na kolana Enlila, który potwierdza to i potem dziecko jest przekazane do wychowania5.

Wydaje się więc, że to ojciec przyjmował dziecko na kolana w tym rytuale i to on nadawał mu imię. Pod tymi samymi wpływami kulturowymi mogli być domownicy Labana, mieszkający w Haranie, ale nie musiało to oznaczać wiernego naśladownictwa. Tym bardziej, że Rachela mogła tu na szybko reinterpretować tradycję na swoją korzyść. Zastępowała boskiego ojca (jej ojciec wierzył w politeizm, może wpisany w hurycki krąg religino-kulturowy!) w jego obowiązkach akceptacji nowego członka rodziny. Wchodziła więc w kompetencje Jakuba, jednak musimy pamiętać, że ona była nadal panią Bilhy, a nie dochodziło do przeniesienia własności, jak w przypadku opowieści o Hagar i Sarze. Była niejako przełożoną swojego majątku, w skład którego wchodziły też niewolnice, stanowiące jakby jej „przedłużenie”6.

Dała mu więc swą niewolnicę Bilhę za żonę, i Jakub zbliżył się do niej. A gdy Bilha poczęła i urodziła Jakubowi syna, Rachela rzekła: «Bóg jako sędzia otoczył mnie opieką; wysłuchawszy mnie dał mi syna». Dlatego nazwała go Dan.
Rdz 30, 4-5

Choć mamy tu podobną sytuację jak w wypadku Sary i Hagar, niewolnica zostaje żoną męża swej Pani, nie widzimy w całej tej historii konfliktów na linii służąca-właścicielka. Nie ma wygnań, nie ma walk o status. Najwidoczniej albo Bilcha i inne występujące w tej narracji matki zastępcze były bardziej uległe, albo po prostu nawet jeśli znał takie takie tradycje, redaktor nie chciał ich tu umieszczać, bo głównym tematem jest relacja głównie między siostrami, pobocznie zaś Lei i Racheli z Jakubem.

Rachela, działając tu jako prawna matka dziecka mówi

דָּנַנִי אֱלׂהִים וְגַם שָׁמַע בְּקׂל

dānanȋ ᾽Ĕlōhȋm wᵉḡam šāma‘ bᵉqōlȋ

danani Elohim we-gam szama beqoli.

Popatrzmy na te słowa w innych przekładach. Według ks. Wujka: Przysądził mi Pan i wysłuchał głos mój. Biblia Gdańska: Skazał za mną Bóg, i usłyszał głos mój. Biblia Warszawska: Oddał mi Bóg sprawiedliwość i wysłuchał głosu mego. Tu więc tłumacz Tysiąclatki zbytnio upiększył tekst, zbytnio rozciągając sens czasownika דִּין, dȋn,dinsądzić, prawować się, używanego w tym tłumaczeniu w sensie „obrony” jedynie w słowach Lemuela, syna Massy z Prz 31, 8-9:

Ty usta otwórz dla niemych,
na sąd dla godnych litości,
rządź uczciwie i usta swe otwórz,
obroń
(וְדִין, wdȋn, we-din)uciemiężonych i biednych!

Dla porównania wers 9. u ks. Wujka brzmi: otwórz usta swoje, skaż, co jest sprawiedliwego, a sądź nędznego i ubogiego. Możliwe, ze zastosowano tu pojęcie obrony po to, by uniknąć negatywnego rozumienia pojęcia „osądzenia kogoś” jako od razu skazania go, czyli, w wypadku Racheli i ubogich z Księgi Przysłów – ukarania niewinnych.

A przecież tu właśnie Rachela wypowiada się jako ta osądzona i uznana za niewinną. Skoro wcześniej Jakub wskazywał, że to jej winą jest, że mają synów, to tu mają potwierdzenie ze strony Boga, że zapadł wyrok uniewinniający. Stąd imię syna: דָּן, Dān, Dan.

Niewolnica Racheli, Bilha, znowu poczęła i urodziła Jakubowi drugiego syna. Wtedy Rachela rzekła: «Nadludzką walkę wiodłam z siostrą moją i zwyciężyłam!» Przeto dała mu imię Neftali.
Rdz 7-8

Rachela nie poprzestaje na jednym synu, więc zapewne nadal Jakub sypiał z Bilchą po narodzinach Dana. I przy tym imieniu się robi ciekawie. Jak tłumaczy przyrodnia i prawna matka imię dziecka?

נִפְתּוּלִו אֱלׂהִים נִפְתַּלְתִּי עִם־אֲחׂתִי גַּם־יָכׂלְתִּי

niṗtȗlȋ ᾽Ĕlōhȋm niṗtalᵉtȋ ‘im-᾽ǎḥōṯȋ gam-jāḵōlᵉtȋ

niftuli Elohim niftaleti im-achoti gam-jacholti

Słowo נִפְתּוּל, niṗtȗl, niftul wywodzi się od rdzenia פתל, ṗ-ṯ-l, oznaczającego coś pozornie dalekiego od walki. Mianowicie wskazuje on na bycie przebiegłym, podstępnym, fałszywym, plecenie się i wicie. Ma to jednak sens, gdy myślimy o tradycyjnych zapasach, gdy zawodnicy rzeczywiście w walce wiją się chcąc pochwycić przeciwnika lub mu się wywinąć. Stąd w niektórych przekładach angielskich znajdziemy tu słowo „wrestling”.

Przy czym przebiegłość sama w sobie nie jest jednoznacznie czymś złym. Czasownik פָּתַל, pāṯal, patal pojawia się np. w wersie 2 Sm 22,27, w hymnie pochwalnym Dawida, powstałym po wojnach z Filistynami:

względem czystego okazujesz się czysty,
względem przewrotnego jesteś przebiegły
(תִּתַּפָּל, tittapāl, tittapal).

Czy dziwi nas zatem, że jako określenie tej rywalizacji, gdzie źródłem był jeden podstęp, określenie tych walk o miłość męża i szacunek społecznych pada określenie, że były to „walki Elohim”. Nie wiemy, po prawdzie, czy chodzi tylko o to, co akcentuje tłumaczenie Tysiąclatki – niezwykły trud z nimi związany, czy może rozgrywały się one w obliczu Boga, niejako na jego chwałę, jak igrzyska olimpijskie, organizowane np. ku czci Zeusa.

Oczywiście tu Rachela nieco przesadza. Cała jej walka to oddanie innej kobiety mężowi, ewentualnie opieka nad nią w czasie ciąży (zapewne Bilcha nie pracowała tak ciężko jak zwykle), ale nie miała wszelkich negatywnych objawów ciąży: nie bolały jej plecy, nie miała huśtawki nastrojów, nie przeżyła porodu (który, jak potem mogła się przekonać na własnej skórze, bywał śmiertelnym zagrożeniem przy prymitywnej medycynie). Do tego uznaje się za zwyciężczynię rywalizacji, jednak jak na razie wręcz było przeciwnie – Lea sama z siebie dała Jakubowi czterech synów, ona musiała użyczyć swojej niewolnicy. Ale przede wszystkim przełamała swoją niepłodności i to nie jednorazowo, ale aż dwa razy.

Ale i Lea widząc, że przestała rodzić, wzięła swą niewolnicę Zilpę i dała ją Jakubowi za żonę. Zilpa, niewolnica Lei, urodziła Jakubowi syna. Wtedy Lea zawołała: «Szczęśliwie!» i dała mu imię Gad.
Rdz 30, 9-11

Odpowiedzią Lei, która chwilowo nie była w stanie dać mężowi syna, na te dwa porody jest zastosowanie tej samej metody, jaką zastosowała Rachela. Co ciekawe, nie ma tu mowy o tym, że brak potomków wynika z kary Bożej czy Jego niełaski. Może uznała to za naturalne, że nie da się rodzić cały czas? Może jednak imiona synów siostry dały Lei do myślenia i uznała, że rzeczywiście teraz niebiosa przychylniej patrzą na Rachelę? Co zrobiła młodsza siostra, gdy starsza urodziła czwartego syna? Oddała Jakubowi niewolnicę za żonę. Więc gdy doszło do odwrócenia sytuacji zastosowała tę samą metodę, jednak nie wiemy, czy wcześniej jej nie pochwalała czy po prostu czuła się lepsza, bo nie musiała jej stosować, choć wiedziała, ze taka opcja istnieje.

Co ciekawe, Zilpa jest ostatnią kobietą w Biblii pełniącą ewidentnie funkcję matki zastępczej dla swej właścicielki. Możliwe, że między dziejami Jakuba a powrotem z Egiptu doszło do wymarcia tego zwyczaju w sposób naturalny lub odgórnego odcięcia się od niego jako dziedziny związanej z rytuałami pogańskimi lub zbyt matriarchalnymi (uznawanie i włączenie dziecka do rodziny dziecka przez matkę, nie zaś ojca).

I tu jest problem, jeśli chcemy traktować to jak podanie. Zapewne jego źródłem jest redaktor, który mógł dobrać te wersje zarówno dziejów Hagar, jak i Bilchy i Zilpy, które mu odpowiadały. Trudno jednak stwierdzić, by lubił unikać powtórzeń, znając trzy wersje opowieści o patriarsze oddającym żonę obcemu władcy.

Ponownie jednak to matka prawna nadaje imię dziecku, wskazując na szczęśliwość w okrzyku גָד, gāḏ, gad. To samo brzmienie jednak przypisane także do kolendru, ale i do pogańskiego semickiego bożka, wspomnianego w Iz 65,11-127:

Lecz was, którzy porzucacie Pana,
zapominacie o mojej świętej górze,
nakrywacie stół na cześć Gada
i napełniacie czarkę wina na cześć Meniego,
was przeznaczam pod miecz;
wszyscy padniecie w rzezi,
ponieważ wołałem, a nie odpowiedzieliście,
przemawiałem, a nie słuchaliście.
Dopuściliście się zła w moich oczach
i wybraliście to, co Mi się nie podoba.

Możliwe więc, że Gad był jakimś bogiem szczęścia czy dobrego losu. Imię dziecka mogło być teoforyczne, zawierające imię boga. jak Jednak tym razem został tak nazwany syn Lei, zapewne na pamiątkę kolejnej zmiany. Może był to rzeczywiście przypadek, choć raczej jeśli rzeczywiście prawdziwa jest teoria o tym, że Izrael jest zbitką plemion, do której potem dorobiono rodzinną legendę, plemię (pokolenie) Gada mogło wcześniej powoływać się na ochronę tegoż bóstwa.

A gdy Zilpa, niewolnica Lei, urodziła Jakubowi drugiego syna, Lea powiedziała: «Na moje szczęście! Bo kobiety będą mnie zwały szczęśliwą». Dała więc mu imię Aser.
Rdz 30, 12-13

Po raz kolejny mamy ciekawą sytuację z pogranicza politeizmu. Lea mówi:

בְּאָשְׁרִי כִּי אִשְּׁרוּנִי בָּנוֹת

bᵉ᾽āšᵉrȋ kȋ ᾽iššᵉrȗnȋ bānȏṯ

be-aszeri ki iszszeruni banot

Dziecko zostaje nazwane אָשֵׁר, ᾽āšēr, Aszer. Ale jakby urodziła się córka? Mogłaby się nazywać אֲשֵׁרָה, ᾽ǎšērāh, Aszera. Tak, dokładnie tak jak pogańska bogini, zwana też Asztarte/Astarte lub Aszirat, utożsamiana z planetą Wenus, będąca w Ugarit żoną Baala i której kult zwalczali prorocy. Imię Aszer mogło więc być teoforyczne, formą uczczenia tego bóstwa. Może jednak też wywodzić się od rdzenia אשׁר ᾽-š-r, ‘-sz-r, oznaczającego czynność chodzenia prosto, postępowania, lub prowadzenia, ganienia, w formie intensywnej piel wskazuje na oznaczanie szczęśliwym, błogosławienie a w intensywnej i zwrotnej (pual) bycie błogosławionym lub szczęśliwym. Jednak od tego rdzenia wywodzi się właśnie imię Astarte, której ugarycki tytuł brzmi „rabat Atirat yammi”.

Pewnego razu Ruben, wyszedłszy na pole, gdy żęto pszenicę, znalazł mandragory i przyniósł je swej matce, Lei. Wtedy Rachela rzekła: «Daj mi mandragory syna twego». A na to Lea: «Czyż nie dość, że mi zabrałaś mego męża, i jeszcze chcesz zabrać mandragory mego syna?» Rachela zawołała: «Niechaj więc śpi z tobą tej nocy za mandragory twego syna!»
Rdz 30,14-15

Od narodzin Rubena musiało kinąć sporo czasu, skoro może on wychodzić w pole w czasie żniw i pomagać. Mógł zbierać ścięte zboże, mógł nosić posiłki lub wodę żniwiarzom. W każdym razie wypatrzył w polu דוּדָאִים, ḏȗḏā᾽ȋm, dudaim, co jest liczbą mnogą od דּוֹדַי, dȗḏaj, dudaj. Słowo to oznacza mandragorę. Czemu ją wypatrzył? Gdyż mandragora była bardzo cenna. Wynikało to ze znaczenia symbolicznego korzenia, który często układa się w nieco ludzki kształt, ale też z mechanizmu obronnego tej rośliny, powodującego śmiertelne zagrożenie dla wyrywającego ją. Powodowały one wyzwolenie toksyn, które – poza wywoływaniem wrażenia krzyku antropomorficznego korzenia – powodowały duszności i zgon. Jak pisze Robert Graves:

Pliniusz w Historii naturalnej odnotowuje, że gwałtowne wyrwanie tej rośliny jest niebezpieczne. Tym, którzy ją wykopują, radzi obrócić się twarzą na zachód, tyłem do wiatru i przy pomocy miecza wyznaczyć trzy koła wokół niej8.

Józef Flawiusz w „Wojnie Żydowskiej” pisze o roślinie o podobnych właściwościach, ale polskie tłumaczenie nazywa ją „rutą”9.

Byłą ona też używana w ugaryckich rytuałach płodności 1500 lat przed Chr., gdy nazwą rośliny była zbitka ddym, bliska hebrajskiemu דוּדָאִים, ḏȗḏā᾽ȋm, dudaim10, zwłaszcza gdy użyjemy angielskiej transkrypcji spółgłosek dwd᾽ym.

Czemu jednak Rachela zapragnęła tych roślin? Pamiętajmy: sama z siebie nie dała Jakubowi synów. Zrobiła to Bilcha, jej niewolnica. Byli to jej raczej adoptowani synowie, sama była drugą żoną, więc nie była w najlepszej sytuacji. Połączenie mandragory z rytualną płodnością (ale zapewne i z magiczno-biologicznym zagrożeniem, związanym z jej zebraniem) czyniły z tego korzenia gwarancję przyszłego potomstwa:

Roślina [ta], znana uprzednio lekarzom w starożytności i starożytnych Chinach z powodu ich narkotycznych i anestetycznych wartości, szanowana była przez magików i czarnoksiężników przez pobudzanie miłości, ze względu na właściwość afrodyzjaku i z powodu leczenia bezpłodnościu kobiety11.

Nie możemy się więc dziwić: Rachela liczyła, że te mandragory uleczą jej słabość – bezpłodność. Chciała osobiście dać syna, z własnego łona i miała nadzieję że te rośliny niejako usuną przeszkodę, która powodowała, że nie mogła rodzić. Był jeden mały problem. Znalazł je jej siostrzeniec.

Czyli były to formalnie mandragory Lei. Rachela musiała je wykupić i zrobiła to… Jakubem. Najwyraźniej siostry i ich wspólny mąż mieli układ, obejmujący harmonogram ewentualnego zapładniania, czyli kiedy żony miały prawo sypiać z mężem. Jakub albo uważał to za mało istotne, z kim sypia, albo układ był ponad nim, nie miał on na niego wpływu i jak wskazuje Żychniewicz: „I poszedł jak niewolnik”12, gdy Lea zgłosiła się po swe prawa.

Nieco bardziej szczegółowo dramatycznie opisują to wydarzenie legendy żydowskie, wskazując, że Ruben był wtedy jeszcze bardzo mały, miał ledwo trzy lata, i gdy Rachela zabrała mu mandragory, skarżył się matce „Ona ukradła moje małe ludziki!”, a złodziejka stwierdziła, że skoro ona nie mogła mieć dzieci, to te ludziki je zastąpią13. Sugeruje to jasno korzeń. Z kolei apokryficzny Testament Issachara, zebrany w Testamentach Dwunastu Patriarchów mówi o dwóch owocach, wydanych jeden po drugim, by Rachela mogła urodzić dwóch synów: Józefa i Beniamina. W efekcie zamiast ośmiu synów (z dwunastu) Lea urodziła tylko sześciu. Dwa odjęto od wyniku jednej siostry, dwa dodano do drugiej14.

A gdy Jakub wracał wieczorem z pola, wyszła Lea naprzeciw niego i rzekła: «Do mnie przyjdź, bo nabyłam cię za mandragory mego syna». I spał z nią owej nocy. Bóg zaś spełnił pragnienie Lei: poczęła i urodziła Jakubowi piątego syna. I mówiła: «Dał mi Bóg nagrodę za to, że oddałam moją niewolnicę mężowi». Nazwała więc go Issachar. A gdy Lea znów poczęła i urodziła szóstego syna Jakubowi, rzekła: «Obdarował mnie Bóg wspaniałym darem, teraz będę już miała pierwszeństwo u mego męża, gdyż urodziłam mu sześciu synów!» Dała więc synowi imię Zabulon. Wreszcie urodziła i córkę, którą nazwała Dina.
Rdz 30,16-21

Jakub wydaje się tu całkiem bierny, czynna jest Lea. Mówi do wspólnego z siostrą męża „nabyć nabyłam cię” (שָׁכׂר שְׁכַרְתִּיךָ, šāḵōr šᵉḵartȋḵā, szachor szecharticha), co oznacza poprzez podwojenie rdzenia gwarancję zakupu. Tak, Jakub dostał w tym momencie informację, że zamiast z ukochaną Rachelą, musi spać z Leą, którą może kochał, ale nie tak, jak jej siostrę. I pogodził się z tym dziwnym targiem.

Syn spłodzony tej nocy ma na imię Issachar (יִשָּׂשׁכָר, Ȋśśāšḵār, Jissaszchar). Jego imię jasno nawiązuje do czasownika, którego użyła Lea – שָׂכַר, śāḵar, sachar15, czyli nająć, przekupić i tylko tu użytego w sensie nabycia, zakupu. Jednak ten sam rdzeń ma słowo שָׂכָר, śāḵār, sachar – zapłata. To chyba logiczne.

Lea mówi przy narodzinach potomka נָתַן אֱלׂהִים שְׂכָרִי אֲשֶׁר־נָתַתִּי שִׁפְחָתִי לְאִישִׁי, nāṯan Ĕlōhȋm śᵉḵārȋ ᾽ǎšer-nāṯati šiṗḥātȋ lᵉ᾽ȋšȋ, natan Elohim sechari aszer natati szifchati le-iszi – „dał Elohim zapłatę, gdyż dałam służącą moją mężowi mojemu”. Czyli uważała te narodziny za wynagrodzenie poświęcenia, jakim było zastosowanie zabiegu siostry. Oddanie niewolnicy jako matki zastępczej było dla niej stratą, nie zaś tak, jak dla Racheli – inwestycją i aktem desperacji. Wszak sama mogła dać Jakubowi dzieci. Ale nie teraz. Za to poświęcenie została wynagrodzona Issacharem.

Co na to wszystko Jakub? Był na obczyźnie, ożeniony wbrew swej woli z siostrą ukochanej kobiety. Co by nie zrobił, zdenerwowałby jedną albo drugą. A pasterstwo, żeby się dorobić? Podstępny teść pewnie zwaliłby każde niepowodzenie na jego kark, by wyolbrzymić dług.

Po Issacharze przyszedł czas na kolejnego syna Lei. I tu zachodzi ciekawostka lingwistyczna, bo mamy w tej historii dwa rdzenie. Pierwszy – zain-bet-dalet (זבד) oznaczające obdarowanie – jak w czasowniku זָבַד, zāḇaḏ, zawad – obdarować. Ale jak to ma się do imienia patriarchy i plemienia Izraela, gdzie raczej pasowałby rdzeń zāwal, zain-bet-lamed (זָבַל), oznaczające uhonorowanie, lepsze traktowanie. I rodzi to pytanie – czy podobieństwo liter jest przypadkowe? Wystarczyło przeciągnąć górę litery dalet ד, by uzyskać lamed ל.

Lea mówi: זְבָדַנִי אֱלׂהִים אׂתִי זֵבֶד טוֹב הַפַּעַם יִזְבְּלֵנִי אִישִׁי כִּי-יָלַדְתִּי לוֹ שִׁשָּׁה בָנִים, zᵉḇāḏanȋm Ĕlȏhȋm ᾽ōṯȋ zēḇeḏ ṭōḇ hap-pa’lēnȋ jizbᵉlēnȋ ᾽ȋšȋ kȋ-jālḏᵉtȋ lȏ šišāh bānȋm, zewadani Elohim oti zewed tow hap-paam jizbeleni jiszi ki jaladti lo szisza banim). Liczyła, że kolejny syn będzie odpłatą za poświęcenie, ale i darem dla męża, który w końcu powinien zrozumieć, którą z sióstr powinien pokochać i które z jego małżeństw Bóg błogosławi. Dlatego nazwała go Zabulon (זְבֻלוּן, Zᵉḇulȗn, Zewulun).

W sumie, historia Lei jest tak smutna, jak tylko się da. Wyszła za mężczyznę, którego pragnęła jej siostra, bo jej ojciec miał inne plany. Starała się jak mogła, by dać mu szczęście, ale on nadal wolał Rachelę.

Czy synowie Jakuba mieli siostry, niewspomniane tutaj? Może Rachela rodziła równie hurtowo, ale córki… Może cierpiała nieraz, wypychając na świat dzieci…

Ale – to rywalizacja na synów! Oni mają zostać patriarchami pokoleń Izraela. Tylko przez tragiczny epizod z Sychemem wspomniana jest jedna panna Jakubówna, Dina (דִינָה, Dȋnāh, Dina)16. Rachela mogła rodzić córki hurtowo, ale to synowie się liczyli. Inną opcją jest to, że spośród całkiem licznego potomstwa Jakubowi rzeczywiście urodziła się jedna córka. Nic dziwnego, że była córeczką tatusia: miała wyjątkowe względy u ojca, ale też – że bracia bronili jej, a w razie zniewagi bili znieważającego. Zwłaszcza, że była z tej niekochanej żony, więc opieka tatusia była wątpliwa. Co zresztą za chwilę wyjdzie.

A Bóg zlitował się i nad Rachelą; wysłuchał ją Bóg i otworzył jej łono. Gdy więc poczęła i urodziła syna, rzekła: «Zdjął Bóg ze mnie hańbę!» Dając mu zaś imię Józef, westchnęła: «Oby Pan dodał mi jeszcze drugiego syna!»
Rdz 30, 22-24

Wreszcie! Może to rzeczywiście zasługa mandragor, może to własne poświęcenie, ale wreszcie Bóg zadziałał i wysłuchał (וַיִזכֹּר, wayyizkōr, waj-jizkor), dając jej urodzić. Dziecko zostaje nazwane Józef (יוֹסֵף, Yȏsēṗ, Josef) na pamiątkę tego, że matka mówi: יֹסֵף יְהוָה לִי בֵּן אַחֵר, yōsēṗ JHWH bēn ᾽aḥēr, josef JHWH ben acher – „Niechże da mi PAN syna kolejnego”. W tym wersie, w którym zamiast tradycyjnego imienia Elohim jest użyty tetragram, wykorzystano inny czasownik – יָסַף, yāsaṗ, jasaf – „dodać”.

Druga opcja: imię pochodzi z poprzedniego wersu i innej tradycji. Tu Rachela miała powiedzieć: אָסַף אֱלׂהִים חֶרְפָּתִי, ᾽āsaṗ ᾽Ĕlōhȋm ḥerpātȋ, asaf Elohim herpati – „Cofnął Bóg hańbę moją” (חֶרְפָּה, ḥerpāh, cherpa oznacza dosłownie znieważanie, pośmiewisko, więc i hańbę).

W sumie to niedziwne, że Józef Egipski doczekał się takich tradycji o pochodzeniu swego imienia. Był kluczową postacią w dziejach Żydów, zwłaszcza w kwestii tego, jak wylądowali w Egipcie, z którego potem musieli uciekać przez Morze Czerwone. Ciekawa jest przeciwstawność יָסַף, yāsaṗ, jasaf – dodać i אָסַף, ᾽āsaṗ, asaf – cofnąć, od których to imię ma się wywodzić. Zwykle ma to miejsce w propagandzie – wymyślanie źródłosłowu upokarzającego, odwrotnego do pierwotnego. Tu mamy zachowane obydwa. Dlaczego?

Może rzeczywiście bracia nie lubili Józefa i mu dokuczali, przekręcając jego imię. Może – jeśli rację mają ci, co widzą w synach Jakuba-Izraela plemiona, będące koalicji, ale nieraz rywalizujące ze sobą – przeinaczanie źródłosłowu miało na celu upokorzenie „pokolenia” Józefa.

Dla Racheli jednak musiało to być przełomowe wydarzenie. Nie tylko z powodu mechaniki porodu. Po raz pierwszy dała Jakubowi syna nie z niewolnicy, ale własnego. Na pewno kochał go bardziej niż tych urodzonych z Bilchy. A i późniejsze wydarzenia udowodnią nam, że i Jakub kochał Józefa bardziej.

Co na to Lea? Nie wiemy. Wiadomo, że Jakub poczuł, że wreszcie może odejść od teścia.

1Por. R. Graves, R. Patai, Mity hebrajskie. Księga rodzaju…, s. 215.

2Dosłownie „rozpalił się jego nos” (וַיִּחַר־אַף, wajjiḥar-᾽aṗ, wajjichar af) Jakuba. Jest to typowe dla Bliskiego Wschodu określenie gniewu, który przy szczelnie osłonionej twarzy widać zwłaszcza na wystającym spod zawoju nosie.

3Nawet matka Samuela, Anna w krótkim odstępie, w rozmowie z Helim raz nazywa się tak, a raz tak: «Nie uważaj swej służebnicy (אֲמָתְךָ, ᾽ǎmāṯᵉḵā, amatecha) za córkę Beliala, gdyż z nadmiaru zmartwienia i boleści duszy mówiłam cały czas». Heli odpowiedział: «Idź w pokoju, a Bóg Izraela niech spełni prośbę, jaką do Niego zaniosłaś». Odpowiedziała: «Obyś darzył życzliwością twoją służebnicę (שִׁפְחָתְךָ, šiṗḥātᵉḵā, szifchatecha)!» I poszła sobie ta kobieta: jadła i nie miała już twarzy tak [smutnej] jak przedtem (1 Sm 1, 16-18).

4Por. https://jbqnew.jewishbible.org/assets/Uploads/484/jbq_484_landaugivingbirth.pdf

[odczyt z 11.07.2023 r.]

5 Por. https://jbqnew.jewishbible.org/assets/Uploads/484/jbq_484_landaugivingbirth.pdf [dostęp 12.07.2023 r.].

6Por. R.E. Brown i in. (red.), Katolicki komentarz biblijny…, s. 30.

7Za P. Briks, Podręczny słownik hebrajsko-polski i aramejsko-polski Starego Testamentu

8Por. R. Graves, R. Patai, Mity hebrajskie. Księga rodzaju…, s. 221.

9„W obrębie pałacu rosła ruta, zdumiewającej wielkości, gdyż wysokością i obwodem nie ustępowała wcale drzewu figowemu. […] niełatwo jednak można ją pochwycić, jeśli się do niej zbliżyć i chciec ją ująć, gdyż uchyla się i tylko wtedy zachowuje się spokojnie, gdy polać ją moczem lub krwią miesięczną niewiast, ale i wtedy dotykającym jej grozi niechybna śmieć, chyba, że komuś uda się tak wzią roślinę, żeby korzeń zwisał z reki. Można ją bezpiecznie zdobyć jeszcze innym sposobem, a mianowicie takim: podkopuje się całą roślinę wokoło, aby tylko sam koniuszek korzenia tkwił w ziemi. Następnie przywiązuje się do niej psa. Gdy ten popędzi za osobą, która go przymocowała, z łatwością roślinę wyrwie, ale natychmiast sam pada martwy, jakby w zastępstwie za tego, który chciał ją wyrwać. Ale potem można ją już chwytać bez żądnej obawy. Mimo że grozi tak wielkim niebezpieczeństwem, ma pewna moc, która czyni ją bardzo pożądaną. Mianowicie wypędza natychmiast tak zwane demony – są to duchy złych ludzi, które wstępują w ciała żyjących i tych zabijają, gdy nie da się im pomocy – jeśli tylko zbliżyć ją do chorych”. Wojna żydowska VII, VI, 3.

10Por. R. Graves, R. Patai, Mity hebrajskie. Księga rodzaju…, s. s. 220.

11 „The plant, which was already known to doctors in antiquity and ancient China for its narcotic and anaesthetic qualities, had the reputation among magicians and sorcerers of arousing love due to its aphrodisiac characteristics and of curing sterility in women” – Th. Zarcone, The Myth of the Mandrake, the ‘Plant–Human’.

12T. Żychniewicz, Stare Przymierze – Genesis., Znak 1977, s. s. 278.

13Por. R. Graves, R. Patai, Mity hebrajskie. Księga rodzaju…, s. s. 216.

14Por. Apokryfy Starego Testamentu, s. 61.

15Innym czasownikiem o podobnym brzmieniu jest שָׁכַר, šāḵar, szachar, oznaczające picie do syta, upicie się lub bycie odurzonym. Nie najlepsze źródło do imienia syna. Wystarczy przestawić kropkę nad ש.

16Miałem psa o tym imieniu. 🙂

I nastał Potop na ziemi… Czy „na Ziemi”? O Potopach, zagładach i psach słów kilka…

Niemal każda cywilizacja ma opowieści o wielkiej powodzi, która niemal zniszczyła ludzkość. Babiloński Utnapisztipm, hebrajski Noe, grecki Deukalion, aztecki Tata jej umknęli w swoich kręgach kulturowych. Rodzi to pytania.

A jeśli Biblia mówi prawdę i Potop Noego zalał ziemię i zniszczył świat, a ocalały tylko nędzne niedobitki? A może to były lokalne kataklizmy? A co jeżeli Potop był światowy, albo wyznaczał granicę między wielką cywilizacją ludzką albo ludzko-kosmiczną i prymitywnymi koczownikami?

Problem rodzi sama mitologia aztecka, zawierająca cykle Słońc, gdy kolejne pokolenia ocalałych ludzi były zmienianie jak nie w małpy, to w psy (przez doszycie tyłka do szyi), po kosmicznym kataklizmie wiatru, ognia czy wody. Tak, po kolei były to kataklizmy wiązane z żywiołami.

Apokalipsa po aztecku to raczej pospolite danie.

Bardzo często problem z tropicielami teorii spiskowych polega na tym, że mają rację po części. Bo tak, całkiem prawdopodobnym jest, że tereny Bliskiego Wschodu doznały jakiegoś zalewu wód, ale niekoniecznie było to zalanie po szczyty Himalajów. Było jednak tak druzgoczące, że ludzie je zapamiętali i zachowali w wielu tradycjach, które rozbiegły się w szczegółach.

Co jednak mogło tak wstrząsnąć regionem, że ludzie zapisywali to na tabliczkach glinianych albo przekazywali to ustnie, z ojca na syna?

Zróbmy sobie szybki przegląd małych potopów, które mogły przyczynić się do powstania mitu o tym wielkim Potopie.

1) Doggerland

Kiedyś z Niemiec do Anglii dało się dojść pieszo. Wynikało to z uwięzienia maaasy wody w lądolodzie i obniżeniem poziomu morza. Ten teren nazywa się Doggerlandem. Fakt, nie była to zapewne miła wędrówka, bo ląd był równinny, więc pewnie bagnisty, a topnienie lodowców powodowało potem jego zalanie. Trwało to długo, ale pewnie utrata całego władztwa wskutek zmian klimatycznych musiała zaboleć i zostać zapamiętana.

Ludzie z Doggerlandu rozchodzili się po świecie, pamiętając wielkie zalanie, może je nieco ubarwiając, na przykład przez skrócenie okresu, w jakim ich ziemie zostały zalane. Po prostu ich ziemie są obecnie pod wodą. Smutne. I nic z tym nie zrobisz.

Noe pewnie czuł się podobnie.

2) Jezio… Morze! Czarne

Wersja ekstremalna wariantu pierwszego. Kojarzycie Konstantynopol? Stambuł? Istambuł? Leży on na takiej przecince między Morzem Śródziemnym a Morzem Czarnym. Morze Czarne ma połączenie z oceanem światowym tylko przez Morze Śródziemne, a jedyną granicą jest ta przecinka w miejscu, gdzie leży Stambuł.

Według pary naukowców, Williama B.F. Ryana i Waltera C. Pitmana, Jezioro Czarne leżało 120 metrów niżej niż Morze Śródziemne, Krym nie był nawet półwyspem – a raczej wyżyną. Więc zbiornik wyglądał jakoś tak. Jednak lodowce topniały i albo grobla konstantynopolska zaczęła przeciekać lub powoli erodować – albo po prostu wzięła była i pękła. Miało to mieć miejsce 5 600 lat temu, przynajmniej według tej teorii.

Za: https://www.floodmap.net/

W efekcie żyzne tereny, głównie na północy zbiornika zostały zalane. Co więcej – słodkowodna fauna i flora Jeziora Czarnego nie mogła przetrwać przemiany akwenu w Morze Czarne. Nim doszło do zasiedlenia przez gatunki słonowodne, rybacy nie mieli co robić, słona woda wdzierała się do rzek i niszczyła plony.

Całość procesu miała trwać kilkadziesiąt lat. Ludzie uciekali z zalewanych ziem, opowiadając o tym, jak morze zajęło na stałe ląd. Stały. Żart nieudany. W efekcie rodził się mit o niszczycielskiej mocy morza.

3) Tsunami, w dwóch wersjach.

Wielkie fale znane były ludom starożytnym w obrębie Morza Śródziemnego. . A wiecie, jak działają wielkie fale? Ich urok tkwi w tym, że im cieńsza zatoka, tym większe są. Na morzu tsunami m morze mieć metr i lekko zachwiać statkiem. Ale gdy woda jest płytsza, dzieje się zniszczenie. W efekcie ścieśniona fala osiąga duże rozmiary i lepiej się sprawdza w roli walca.

A popatrzcie na Bliski Wschód skupiając się na wschodnich wybrzeżach… Fala powstała na Oceanie Indyjskim mogła wedrzeć się w Zatokę Perską, rosnąc i zmiatając osady, przenosząc lokalne miasta w przyszłość, ale niekoniecznie chcianą, bo w jesień dupy średniowiecza.

Jak do tego mogło dojść?

a) wersja oddolna

Japońska nazwa tuszuje nam fakty. Jak masz rów tektoniczny i morze – to masz gwarantowane wielkie fale. I takie zatrzęsienie ziemi miało spowodować zabójczą falę.

Tak na Marginesie

Ma to sens, bo w końcu Posejdon był bogiem morza I trzęsień ziemi.

W 426 r. przed Chr., latem (jakby to kogoś obchodziło), fala spowodowana trzęsieniem ziemi rzuciła trójrzędowcem o mury miejskie, a samo zdarzenie opisał Tukitydes. Trójrzędowiec to statek o trzech rzędach wioseł. Duży. Tukitydes zaś to facet mający na tyle rozumu, by powiązać trzęsącą się ziemię z wielką falą. Albo był wyznawcą Posejdona. 🙂

b) wersja odgórna

W tej wersji mamy do czynienia z wydarzeniem kosmicznym. Bolid kosmiczny – w sensie asteroidy albo meteorytu – uderzył w Ocean Indyjski i spowodował poruszenie wody, które ostatecznie spowodowało tsunami, wdzierające się w Zatokę Perską.

Jako miejsce zderzenia wskazywany jest Krater Burckle, ulokowany na wschód od Madagaskaru. Gdyby tam spadła mała asteroida, fala tym spowodowana śmiałoby dotarła do Bliskiego Wschodu, a może i Australii.

4) Wersja nudna

Hebrajczycy byli ludem pustynnym. Woda była istotna dla życia – ale woda słodka, morze było be! Wyobrażali sobie świat jako bańkę – ziemia (hebr. adamah) była z góry otoczona wodami górnymi (z których padał deszcz), a z dołu wodami dolnymi (źródłami i studniami). Gdy nastaje potop świat zalewa woda z góry i z dołu – tryska z nieba i ze źródeł w ziemi.

Tu mowa o zagładzie tym jednym żywiołem… Potopem wody, bo jak możecie nie wyłapać, hebrajski zna zniszczenie wodą i zniszczenie ogniem. I Sodomę dotknęło to drugie.

Wersja ciekawa.

Bóg miał kruczek prawny. Obiecał On Noemu, że nie zniszczy całej ziemi potopem wód, więc konkretny obszar zostaje zniszczony potopem ognia. Czy więc przymierze zostało przez Niego złamane? Pamiętajmy, że była to odpowiedź na łamanie bardzo prostych warunków przez sodomitów i gomorczyków (gomorian?, gomorrytów?) które nie wymagały niczego poza niezabijaniem ludzi.

Bycie ludziem jest trudne – prawda?

Wyróżnione

Oszust oszukany. Komentarz do Księgi Rodzaju. Cz. 45 (Rdz 29,1-30).

Drabina Jakubowa. Komentarz do Księgi Rodzaju (Rdz 28,10-22)
Komentarz do Księgi Rodzaju. Spis treści

2.3. Oszust oszukany

Jakub, wyruszywszy w dalszą drogę, powędrował do ziemi synów Wschodu. Tam ujrzał studnię w polu i trzy stada owiec wylegujących się wokół niej; z tej bowiem studni pojono stada. Wielki zaś kamień przykrywał jej otwór. Toteż gromadzono tu wszystkie stada i wtedy dopiero odsuwano kamień znad otworu studni, a po napojeniu owiec przesuwano go znów na dawne miejsce nad otwór studni.
Rdz 29,1-3

Nasz bohater rusza dalej, do אַרְצָה בְּנֵי-קֶגֶם, ᾽arṣāh bᵉnê qeḏem, arca benej qedem – ziemi synów Wschodu, czyli zapewne do ziemi syryjsko-arabskich plemion na wschód od Kanaanu1. Przy czym słowo qedem oznacza nie tylko kierunek geograficzny przeciwny zachodowi, ale też to, co jest na przedzie, czy to, co było wcześniej, odwieczne, od najdawniejszych czasów2. Może to być więc po prostu kraina, w której mieszkali jego przodkowie, wszak Abraham stąd ruszył w nieznane zostawiając w Haranie sporą część rodziny, kontynuując pielgrzymkę swego ojca, Teracha, rozpoczętą w Rdz 11,31.

Nie wiem, czy zauważyliście, ale mamy studnię i przyszłe małżeństwo. Rebeka spotkała sługę Abrahama przy studni. Potem nieraz będziemy widzieć takie powiązania. Mojżesz spotkał żonę u studni. Nawet Jezus rozmawiał z Samarytanką o jej mężach przy studni (Por. J 4). Widzimy tu ładny kontrast. Najpierw widzimy drabinę do nieba i zapowiedź boskich planów, a potem studnię, kopaną najpewniej w miejscu nisko położonym, gdzie fizyka sprawia, że w gruncie łatwiej zbiera się woda. Jest tu jakaś dychotomia: sanktuarium-wzgórze, kobiety-studnia. Zapewne wspólnoty mnisze miały na ten temat wiele do powiedzenia.

Studnia (בְאֵר, bᵉ᾽ēr, be’er) była bardzo ważna dla pasterzy, bo krowy, owce i kozy lubią pić. Nie była to zapewne znana nam z obrazków cembrowina z daszkiem i wiaderkiem na kołowrotku, ale raczej szerszy otwór, z żurawiem i korytkami. Zapewne był to niejako punkt zborny, skoro czekały już trzy stada. Prawdopodobnie był to element sąsiedzkiej umowy, metoda zażegnania sporów nim wybuchną. Czekano na przybycie wszystkich okolicznych stad, by potem ocenić komu, w jakiej kolejności i ile wody się należy, aby stada były napojone, ale bez szkody dla sąsiadów. Taka wymuszona komuna. Woda w studni kumuluje się powoli. Nie mogło dojść do sytuacji, gdy inne stada się zejdą, ludzie odsłonią źródło, a tu jest tylko muł, bo ktoś wcześniej zainwestował w swoje dojne kozy.

Wielki kamień zakrywający szczyt studni miał potrójną funkcję zabezpieczającą. Samotny pasterz nie mógł go sam usunąć. Odsunięcie tej zatyczki było wysiłkiem społecznym, elementem spędu stad. Ponadto przy niskiej cembrowinie kamień zapobiegał wpadnięciu do studni postronnego pasterza czy choćby wędrowca – takiego jak Jakub. Nie chodziło tylko o względy humanitarne, ochronę wracającego po ciemku do swoich stad pastuszka, przypadkowego przechodnia czy anonimowego włóczęgi. Pływający w studni trup szkodził jakości wody i zmieniał ją w truciznę. Po trzecie kamień mógł ukrywać studnię przed obcymi.

Mamy trzy wyróżniające się z daleka stada, więc należą one do trzech innych posiadaczy, więc pasterze dbali, by nie doszło do mieszania się ich trzód. Trzeba było pilnować, by zwierzęta się nie przemieszczały między stadami, nie rozsiewały genów, ale także by nikt ich nie podkradał. Do tego, gdyby jakiś kozioł pokrył kozę albo baran owcę mielibyśmy spór o potomstwo – jesli kozioł byłby silny i płodny, jego właściciel rościłby sobie prawa do potomstwa, zaś gdyby kozioł był słaby, to właściciel matki byłby pokrzywdzony, bo zamiast mieć dzieci z jednym z jego rozpłodowców, koza czy owca wybrała gorszy materiał genetyczny.

Niekoniecznie miało to przełożenie na relacje między pasterzami. Możliwe, że spory rozchodziły się po kościach nim doszły do uszu pracodawców. Ci mogli rezydować w obozach czy nawet w miastach (jak Lot, który mając za majątek stada, rezydował w Sodomie). Całkiem możliwe, że najemnicy pilnujący stad znali się, ufali sobie, a gdyby przyszło do oświadczyn jednego z nich z siostrą drugiego, chętnie zostaliby szwagrami, niezależnie od tego czyje stada pasali.

To nam pokazuje, że Laban nie był monopolistą na rynku pasterskim. Ale ciekawe rzeczy dopiero przeczytamy. W każdym razie, albo ojciec dyktował warunki dla potencjalnych zięciów albo córki były wybredne. Zobaczmy, jak weszła na karty Biblii Rachela.

Jakub rzekł do czekających tam pasterzy: «Bracia moi, skąd jesteście?» Odpowiedzieli mu: «Jesteśmy z Charanu». On zaś pytał ich: «Czy znacie Labana, syna Nachora?» Oni na to: «Znamy». I jeszcze zapytał ich: «Czy dobrze się miewa?» Odpowiedzieli: «Dobrze. Ale oto jego córka, Rachela, nadchodzi z trzodą».
Rdz 29,4-6

Jakub wita przypadkowo napotkanych pasterzy zwrotem אַחַי, ᾽aḥaj, achaj – „bracia moi!”. Może rzeczywiście myslał, że tak wielkie stada muszą należeć do jego krewniaka. Pasterze nie podzielają tej wylewności, nie nazywają go bratem (ani nijak) – tylko odpowiadają: מֵחָרָן אֲנָיְנוּ, mēḤārān ᾽ǎnājᵉnȗ, me-Charan anajenu. „Z Charanu jesteśmy” co może także oznaczać „Od Charana my [pochodzimy]”. Dalej Jakub nie używa też tytulatury formalnej, może ze względów stylistycznych narracji, może wyczuwszy charakter rozmówców. Oczekiwali oni prostych pytań i prostych udzielali odpowiedzi. Znają tego Labana? Znają. Pokój u niego? Pokój”.

I tu są dwie opcje.

Pierwsza, dla nich to typowy przechodzień, co wypytuje o nowiny, więc go zbywają. Chce pogadać, niech będzie, damy tu jak najmniej informacji i niech idzie strzępić twarz gdzieś indziej Druga: pytał o Labana i pasterzom włącza się tryb bezpieczeństwa. Znają Labana, syna Nachora i… Wiedzą, że znalazł się frajer na co najmniej jedną z jego córek. Sami wiedzieli, jaki z Labana przechera i nie mieli na taki mariaż ochoty.

Co ciekawe idealnie, jak na zawołanie, na scenę wchodzi Rachela ze swoimi owcami. Czy jest w tym coś dziwnego? Tak, gdyż wiemy, że Laban miał synów (por. Rdz 31,1), a pasterstwem dziewczęta zajmowały się tylko wtedy, gdy nie było w rodzinie mężczyzn. Nie widzimy, by Laban posiadał pola, które wymagałyby pracy mężczyzn, a jedynie że posiadał stada. To bracia Racheli powinni narażać się na ryzyko spotkania z bandytami albo drapieżnikami. Albo byli to niezbyt dobrzy pasterze, albo właśnie wypasanie stad przez Rachelę miało na celu znalezienie sobie męża, skoro nie zjawiał się nikt z domu Abrahama3. Ale jeśli tak, to czemu nie pasała Lea, starsza siostra, która szybciej powinna brać ślub? Może był to element zaplanowanego z dawna podstępu, którego ofiarą padł potem Jakub.

Wtedy [Jakub] rzekł: «Ponieważ jeszcze jest jasny dzień i nie czas zapędzać trzody, napójcie trzodę i idźcie ją paść». Oni zaś powiedzieli: «Nie możemy poić, dopóki nie spędzą wszystkich stad i nie odsuną kamienia znad otworu studni, wtedy będziemy poić owce».
Rdz 29,7-8

Ta dobra porada, choć wynika z niej jasno, że Jakub nie znał układu panującego przy studni a może też nie spotkał się nigdy z taką sytuacją, by studnią trzeba było się dzielić. Zresztą było o nim powiedziane, że mieszkał w namiotach i nawet jeśli podobne zwyczaje były praktykowane w Beer Szebie, to nie znał ich, bo właśnie siedział głównie w domu, przy matce. Możliwe, że Izaak miał na tyle monopolistyczną pozycję, że w jego stadach odbywało się to inaczej i na przykład kolejność pojenia wyznaczał najstarszy pasterz.

Możliwe też, że pasterze czekali właśnie na ostatnie stado, czyli stado Labana, pod opieką Rebeki i to ich irytowało. Dlaczego dziewczyna miałaby się spóźniać? Może właśnie po to, by jak najwięcej pasterzy, a więc potencjalnych narzeczonych, było świadkami jej przybycia.

Gdy Jakub tak z nimi rozmawiał, Rachela, która była pasterką, nadeszła ze stadem owiec swego ojca. A gdy Jakub ujrzał Rachelę, córkę Labana, brata swej matki, i trzodę tegoż Labana, zbliżył się, odsunął kamień znad otworu studni i napoił trzodę Labana. A potem ucałował Rachelę i rozpłakał się w głos.
Rdz 29, 9-11

Hebrajski ma tu nieco inny szyk, który można oddać: „A wtedy, gdy mówił z nimi Rachela nadeszła z bydłem, które było jej ojca, gdy pasała je.” Nie pada tu konkretnie nazwa zawodu czy zajęcia „pasterka”, a czasownik רׂעָה, rō‘āh, roa – „pasała”. Ta forma pojawia się tylko tu, co dobrze obrazuje rzadkość występowania pasterek.

Ciekawe, że nie ma mowy o przymiotach fizycznych Racheli, a dwukrotnie podkreślone jest to, kim jest Laban: אֲחִי אִמּוׂ, ᾽ǎḥȋ ᾽immȏ, achi immo, „bratem matki jego”. Powtórzenie stylistycznie jest zastąpione przez „tegoż”. Prawdopodobnie Jakub nie pokochał swej przyszłej drugiej żony za samo pochodzenie z konkretnego rodu, ale zatrzymajmy się na tym.

Ktoś ten tekst napisał i dla niego nawet nie było ważne to, że Rachela jest córką z rodu Teracha, ale to, że była z rodziny matki. Więc fragment ten pisał ktoś, dla kogo ważne było, by zachować matrylinearne myślenie, chęć utrzymania genetycznej więzi z rodziną matki, nie zaś ojca. Może kiedyś był tam opis pięknych oczu Racheli, ale w wersji, jaką my znamy najwyraźniej to pokrewieństwo zauroczyło Jakuba na tyle, że zrobił coś bardzo ryzykownego.

Po pierwsze, przesunął kamień, który zapewne był zaprojektowany tak, by pojedynczy pasterz nie mógł go sam odsunąć. Może chciał się popisać przed dziewczyną, z którą miał zamiar się ożenić? Tradycja żydowska mówi, że zrobił to wręcz jedną ręką4, dodatkowo od kiedy odsunął kamień, wody w studni podniosły się od razu i utrzymywały się tak długo, jak Jakub służył Labanowi5.

Po drugie – wszedł w tym momencie w układ, jaki zapewniał pokojowe współistnienie kilku właścicieli stad. Nie wiemy, czy stado Racheli były ostatnim, na które czekano. Jakub po prostu nagle odsunął kamień i napoił stada jej ojca (hebrajski oryginał powtarza tu przypomnienie, że był był bratem jego matki), pomijając kolejkę. Ale tu wszyscy pasterze znikają z narracji, a skupia się ona na głównych bohaterach. Może rzeczywiście nie chcieli zadzierać z kimś, kto był zdolny sam odsunąć tak ciężki kamień6.

Następnie Jakub ucałował (וַיִּשַּׁק, wajjiššaq, wajjiszaq, od czasownika נָשַׁק, nāšaq, naszaq, czyli „ucałować, pieścić”) Rachelę, co było standardowym powitaniem między krewnymi:

„Tradycyjną formą pozdrowienia stosowaną przez przyjaciół i krewnych na Bliskim Wschodzie jest serdeczny uścisk i pocałunek w oba policzki. Pozdrawiają takimi gestami wszyscy krewni, zarówno mężczyźni, jak i kobiety”7.

Nie było to więc powitanie, jakiego można oczekiwać od obcego. Tym bardziej jeśli on był rzeczywiście znużony drogą, w czasie której nie za bardzo jak miał zadbać o higienę, a Rachela właśnie szukała męża, więc była wystrojona. Nie znamy jej reakcji, może czekała na wyjaśnienie. Następnie Jakub podniósł głos i zapłakał (וַיִּשָּׂא אֶת־קׂלוֹ וַיֵּבְךְּ, wajjiśśā᾽ ᾽eṯ-qōlȏ wajjēḇᵉk, waj-jissa et-kolo wajjiwek), co można rozumieć albo jako pierwszy wybuch emocji, a następnie ich rozładowanie lub jako po prostu jako jedną czynność, głośny szloch.

Zrozumiałe, że docierając do celu po tak długiej podróży, zapewne w nędzy i spotykając kobietę, która spełniała wymagania jego rodziców, wiedząc, że jej rodzina nie żyje w biedzie i sama Rachela raczej jest panną na wydaniu (skoro pasała trzodę) Jakub poczuł ulgę i radość. Przecież zawsze mogło coś się wydarzyć w międzyczasie.

Kiedy zaś powiedział Racheli, że jest siostrzeńcem jej ojca, synem Rebeki, pobiegła i opowiedziała o tym swemu ojcu. Gdy Laban usłyszał nowinę, że to jest Jakub, jego siostrzeniec, wybiegł mu na spotkanie, uściskał go i ucałował, i wprowadził go do swego domu. Wtedy to Jakub opowiedział Labanowi o wszystkim. Laban rzekł do Jakuba: «Przecież jesteś moją kością i ciałem».
Rdz 29, 12-14a.

I znowu będziemy mieli przypominanie, że Laban i Jakub są spokrewnieni. Rachela niejako tu schodzi na drugi plan. Ona jedynie dostaje informację, kim jest przybysz, Jakub najpierw przedstawiony zostaje jako jej kuzyn, dosłownie „brat jej ojca” (אֲחִי אָבִיהָ, ᾽ǎḥȋ ᾽āḇȋhā, achi awicha) i syn Rebeki. Potem znowu Laban biegnie na spotkanie wiedząc, że to Jakub, syn Rebeki. Sam Laban mówi potem do Jakuba: אַךְ עַצְמִי וּבְשָׂרִי אָתָּה, ᾽aḵ ‘aṣmȋ ȗ-ḇᵉśārȋ ᾽āṯtah, ach acmi ubesari attah. Oba te słowa, עֶצֶמ, ‘eṣem, ecem i בָּשָׂר, bāśār, basar użyte zostały przez Adama na określenie świeżo stworzonej kobiety w Rdz 2,23: „.Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała!”, więc oznacza to naprawdę bliskie pokrewieństwo.

Oczywiście, powtarzanie pokrewieństwa może mieć cel praktyczny – to ten Jakub, który był jego krewnym. Z tym, że imię syna Rebeki wywodziło się od tego, że wyszedł trzymając brata za piętę (por. Rdz 25,26). Trudno, by było to popularne imię. A może Laban nie miał informacji zwrotnej o tym, jak przedstawia się sytuacja rodzinna Rebeki i Izaaka? Zauważmy, że nie mamy tu ani takiego fragmentu jak w Rdz 22,20-24, gdy Abrahamowi doniesiono o tym, że jego krewna ma córkę imieniem Rebeka ani też nie ma podanego imienia Racheli ani Lei, gdy Izaak jest wysyłany w drogę. Mogło to więc działać w dwie strony – potomkowie Betuela nie wiedzieli, co się działo u Abrahama, a dalej u Izaaka.

Nie mamy też takiego powtórzenia, jakie zaserwował nam sługa Abrama w rozdziale 24, wiemy tylko, że Jakub opowiedział Labanowi o wszystkich tych sprawach, czy też rzeczach. Co mógł powiedzieć? Przede wszystkim musiał uzasadnić, czemu to on jest pierworodnym i pobłogosławionym przez ojca spadkobiercą Abrahama, a nie Ezaw, który nie może rościć sobie do tego tytułu prawa, za to może żywić urazę. Mógł wyjaśnić, czemu nie ma jak zapłacić wiana od razu. Zresztą nawet nie ma na razie mowy o małżeństwie, choć Laban pewnie podejrzewał, jaki był cel podróży, poza uniknięciem gniewu brata.

A gdy Jakub przebywał u Labana miesiąc, rzekł do niego Laban: «Czyż dlatego, że jesteś moim krewnym, masz mi służyć za darmo? Powiedz mi więc, jaką mam ci dać zapłatę?» – Miał zaś Laban dwie córki; starsza nazywała się Lea, a młodsza Rachela. Oczy Lei były jakby zgaszone, Rachela zaś miała piękną postać i miłą powierzchowność.
Rdz 14b-17

Mija miesiąc, a więc stosunkowo krótki okres, jednak możemy się domyślać, że już wtedy Jakub pracował dla wuja za wikt i opierunek, bez wskazanego wynagrodzenia. Być może rzeczywiście został przyjęty jako wygnaniec z rodzinnego domu, który musi przeczekać gorący okres. Z inicjatywą wychodzi Laban, może zaniepokojony tym, że ktoś z jego rodziny, wychowany tak, jak on – w duchu umiłowania podstępu, kręci się wokół jego stad (i córek). Może rzeczywiście była to rodzinna troska, jednak metoda realizacji zapłaty raczej nie wskazuje na to. Laban raczej chciał sobie zapewnić utrzymanie, wygodnego dla niego, status quo na kolejnych kilka lat, a w efekcie kilkanaście lat.

Zadaje pytanie: הַגִּידָה לִּי מַה־מַּשְׂכֻּרְתֶּךָ, haggȋḏāh lȋ mah-maśkurteḵā, haggida li maskurtecha, czyli po prostu „Podaj mi zapłatę twoją”, czyli mamy tu początek rozmowy jak przy zatrudnianiu najemnika.

Tu pojawia się wtrącenie o córkach Labana, jakby jako zapowiedź. Starsza jest Lea (לֵאָה, Lē᾽āh, Le’a), której oczy są „zgaszone”, רְכּוֹת, rᵉkȏṯ, rekot. Dlaczego to zaznaczono? Przymiotnik ten oznacza bycie delikatnym, łagodnym, ale też kruchym czy lękliwym. Takie oczy uważano raczej za atrakcyjne8. Ks. Wujek tłumaczy to „Ale Lija była ciekących oczu”. Tradycja żydowska mówi o tym, że siostry były bliźniaczkami, a oczy „starszej” po prostu straciły blask, gdy dowiedziała się jakim zbrodniarzem jest Ezaw, któremu była obiecana9, z kolei Rachela dowiadując się o cnotach Jakuba wypiękniała tym bardziej10. Może jednak ta delikatność i tłumaczenie ks. Wujka mogą się połączyć. Jeśli Lea miała wrażliwe oczy, może też cierpiała na jakąś chorobę, przez którą była mniej atrakcyjna dla mężczyzn. Graves podejrzewa trachomę, czyli jaglicę, zapalenie oczu przenoszone przez muchy, powodujące straszliwe blizny, a na którą (aż do niedawna) nie było lekarstwa11. To by też mogło tłumaczyć, dlaczego nie zajmowała się pasterstwem. Józef Flawiusz w swoim stylu pisze o tym, że Lea była „zgoła nieurodziwa”12. Ciekawiej opisuje ją Księga Jubileuszów, wskazując, że oczy Lei były bardzo przygaszone, mimo iż była ładna, natomiast Rachela miała piękne oczy o ona sama była bardzo piękna”13.

Sama Rachela jest określona jakoיְפַת־תּׂאַר וִיפַת מַרְאֶה, jᵉṗaṯ tō᾽ar wȋṗaṯ mar᾽eh, jefat toar wifat mar’eh, gdzie toar oznacza ogólny wygląd, aparycję, podczas gdy mer’eh, choć o podobnym znaczeniu, może odnosić się także do twarzy.

Ponieważ Jakub pokochał Rachelę, rzekł do Labana: «Będę ci służył przez siedem lat za twą młodszą córkę, Rachelę». Laban powiedział: «Wolę dać ją tobie niż komu innemu. Pozostań więc u mnie».
Rdz 29, 18-19

Użyty jest tu czasownik אָהַב, ᾽āhaḇ, ahaw, czyli kochać, miłować, jednak nie wiemy, czy Jakub pokochał Rachelę od pierwszego wejrzenia, czy może uczucie rozwinęło się przez ten miesiąc. Wiemy za to, że przyszły zięć wskazuje nie tylko cenę, ale i konkretną zapłatę.

Zacznijmy od okresu służby, jaki ma odbyć Jakub u swego wuja. Standardowa opłata za rok pracy najemnika wynosiła 10 szekli srebra, zaś przyszły mąż płacił za prawo do poślubienia kobiety wiano w wysokości od 30 do 40 szekli, jednak wyższy status społeczny czy uroda dziewczyny mogły podnosić tę kwotę14. Było to zabezpieczenie jej bytu i mogło zostać jej zwrócone na wypadek śmierci męża, oddalenia lub rozwodu15.

Dlaczego jednak Jakub zaproponował tak wysoką cenę? Oczywiście, przez miesiąc mógł się dowiedzieć, jakiego wiana oczekiwał Laban, ale mógł też od razu zaproponować coś, co przebije wszelkie inne potencjalne oferty. Nie liczył nawet na to, że jako syn jego siostry będzie miał taryfę ulgową i będzie mógł zaproponować mniej niż inni. Może bał się, że jeśli zaproponuje za mało Laban zerwie od razu negocjacje i, wykląwszy od nierobów, wygna siostrzeńca, albo będzie podbijał stawkę.

Może jednak rzeczywiście był to zachwyt nad urodą Racheli – Jakub wskazał liczbę symboliczną, siedem lat, czyli liczbę pełni i chodziło o wyrażenie w wianie idealnej wartości i piękna oblubienicy. Przy czym wskazał tę oblubienicę precyzyjnie. Racheli mogło być wiele, córki Labana były dwie. Młodsza była więc tylko jedna. Trudno tu o większe zawężenie interpretacji. A jak zgodnie uznają komentatorzy – Jakub wiedział, że musi tak przedstawić sprawę, by nie dostać innej Racheli albo innej córki.

Laban odpowiada, że Jakub jest najlepszym z kandydatów, jednak rodzi się pytanie: czy gdyby nie zaproponowane wiano reakcja byłaby taka sama? Czy samo pochodzenie z jednej rodziny zapewniłoby takie same względy przyszłego teścia? Czy może uznał, że nikt inny nie bezie tak naiwny, by zaproponować taką cenę. Ponadto już teraz, wiedząc choćby o tym, że Jakub jest zakochany w Racheli Laban mógł knuć plan, który wkrótce wcielił w życie. Im wyższą cenę podał teraz oblubieniec, tym więcej można było dostać za kolejną wydaną za niego córkę.

I tak służył Jakub za Rachelę przez siedem lat, a wydały mu się one jak dni kilka, bo bardzo miłował Rachelę.
Rdz 29,20

Trzeba przyznać, że nie było to chwilowe zakochanie, ale mocne uczucie, zapewne podsycane przez codzienny kontakt i odliczanie. Nawet biorąc pod uwagę wydłużone życie patriarchów siedem lat to szmat czasu. Pamiętajmy, że to był czas ciężkiej pracy, z której Jakub nie miał nic – poza prawem do ślubu z Rachelą. Zapewne, aby pracownik nie umarł z głodu czy zimna, Laban zapewniałby wikt i opierunek nawet zwykłemu najemnikowi, a tu jeszcze był to jego siostrzeniec. Raczej więc Jakub ani nie przymierał głodem, ani nie chodził w łachmanach. W tym przypadku rzeczywiście te lata mogły mu upłynąć dość szybko.

Wreszcie rzekł Jakub do Labana: «Ponieważ czas już upłynął, daj mi córkę twą za żonę, abym się z nią połączył». Wtedy Laban, zaprosiwszy wszystkich mieszkańców tej miejscowości, wyprawił ucztę. A gdy był wieczór, Laban wziął córkę swą Leę i wprowadził ją do Jakuba, i ten zbliżył się do niej.
Rdz 29, 21-23

Wreszcie mija siedem lat i Jakub upomina się u Labana o wynagrodzenie. Najwyraźniej ten nie kwapił się z podliczeniem pracy siostrzeńca, zapewne licząc, że w tym uniesieniu przepracuje on choćby kilka dni więcej. W samym upomnieniu jest ciekawa kwestia.

Popatrzmy na oryginał hebrajski:

הָבָה אֶת־אִשְׁתִי כִּי מָלְאוּ יָמָי וְאָבוֹאָה אֵלֶיהָ

hāḇāh ᾽ēṯ-᾽išṯȋ kȋ mālᵉ᾽ȗ jāmāj wᵉ᾽āḇȏ᾽āh ᾽ēlêhā

hawa et-iszti ki maleu we-awoa elejcha

„Daj [mi] [tę] żonę moją, gdyż wypełniły się dni moje, bym wszedł do niej”.

Czyli traktował już Rachelę jak swoją żonę i teraz chodziło tylko o dopełnienie małżeństwa, przypieczętowanie kontraktu poprzez wypłatę wynagrodzenia – czyli wspólne zamieszkanie i oczywiście rozpoczęcie pożycia małżeńskiego poprzez wejście oblubieńca do namiotu oblubienicy. Rachela czekała i nie można było jej wydać za mąż ani nawet zaręczyć. Nie pada tu w oryginale imię wybranki ani wskazanie, że ma to być córka Labana. Powinien on dobrze wiedzieć, jaka była cena służby Jakuba i kogo miał ten na myśli, gdy mówił „żonę moją”.

Znowu znika nam coś w tłumaczeniu: ci „mieszkańcy” to אַנְשֵׁי, ᾽anšê, anszej, czyli „mężowie, mężczyźni”. Zgromadzenie i towarzysząca mu uczta (מִשְׁתֶּה, mišteh, miszte – od czasownika שָׁתָה, šaṯah, szata, czyli „pić”16) było wymagane, gdyż małżeństwo było finalizacją kontraktu, a także wydarzeniem publicznym. Możliwe, że wspomnienie tylko mężczyzn oznaczało wezwanie głów rodzin lub męską część celebracji. Uczta jednak na pewno wiązała się z dużą ilością alkoholu, zgodnie z etymologią, a samo zawarcie małżeństwa – ze stresem, czym większość komentatorów tłumaczy to, co stało się potem.

Wieczorem Laban realizuje swój plan. Wprowadził do namiotu Leę, zapewne korzystając tego, że była ona szczelnie okryta szatą weselną. Do pewnego momentu mogło to działać, ale tu młodzi działają na poziomie, na którym ciężko nie rozpoznać głosu czy figury. A do tego dochodzą oczy Lei.

Ważnym czynnikiem jest tu zaciemnianie namiotu nowożeńców, mające być zwyczajem właśnie wyróżniającym Synów Wschodu – sąsiadów Labana, a także Medów i Persów, mającym służyć zachowaniu skromności17. W sumie, to logiczne. Nie chodziło tylko o to, by ktoś nie podejrzewał młodych o grzech (wszak wszyscy wiedzieli, co miało się tam wydarzyć i niekoniecznie miało to być widowiskowe), ale i także, by oni za bardzo nie dali się ponieść, gdy wokół ich namiotu zgromadziła się cała rodzina, znajomi i sąsiedzi. I nie było w okolicy ścian ze zwykłej choćby cegły, czy nawet podwójnej warstwy solidnego płótna. A i młodym mogło to być na rękę, minimalizując stres.

Cel Labana jest tu prosty – gdyby nie wystarczyło spić i zmęczyć przyszłego zięcia, ciemność stanowiła dodatkowe zabezpieczenie, by sprawa się nie wydała. Tylko pytanie, co z Rachelą? Czy nie mogła zainterweniować, ostrzec Jakuba, albo publicznie wyrzucić ojcu oszustwo – zwłaszcza, że najwyraźniej kochała przyszłego męża. Czy może nie wiedziała, może Laban poinformował ją już po fakcie, gdy ? A może była wtajemniczona i akceptowała podstęp – na przykład: dla dobra siostry? Co więcej, czy Jakub nie wiedział, że będzie musiał zważać na podstępnego wuja? Co myślała o tym Lea?

W przypadku Racheli mamy dwie zasadnicze opcje. Po pierwsze, może o niczym nie wiedziała, po wydaniu się spisku była równie nieprzyjemnie zaskoczona, co Jakub. Z drugiej strony, mogła kochać Leę i chcieć oszczędzić jej wstydu, jakim było staropanieństwo. Lub mogła być realistką i wiedzieć, że Jakub nie miał w tym momencie żadnego majątku, w Beer-Szebie czekał na niego wściekły brat, więc i tak byliby na łasce Labana.

Tradycja dość chętnie rozpisuje się o tym, że i Rachela i Jakub spodziewali się czegoś podstępnego ze strony ojca dziewczyny, więc umówili system znaków, po których mieli się rozpoznawać w komnacie małżeńskiej: kobieta miała pociągnąć kolejno za wielki palec prawej nogi, prawy kciuk i małżowinę prawego ucha partnera. W trosce o honor siostry, która miała zostać wszak ośmieszona przed wszystkimi weselnikami, gdyby Jakub odkrył podstęp i wyciągnął niedoszłą oblubienicę przed namiot, Rachela jednak wyjawiła te znaki Lei18.

Dał też Laban tej córce swej niewolnicę Zilpę19.
Rdz 29,24

Po raz kolejny (po opowieści o Hagar) pojawia się tu instytucja służącej czy też niewoilnicy, podległej kobiecie, jako jej przedłużenie niejako i którą mogła rozporządzać ona niezależnie od męża, czyli שִׁפְחָה, šiṗḥāh, szifcha. Po raz kolejny jest to bardzo ważna postać, jednak tym razem nie zrodzi ona po prostu drugorzędnego syna, jak było z Izmaelem, ale dwóch patriarchów, Gada i Asera, czym dorównała samej Racheli, która też urodziła tylko dwóch synów.

Laban zadbał o swoją córkę, dając jej pomoc, jakiej nie miał Jakub, który nie miał najwyraźniej żadnego własnego sługi. Dawało to jej ekonomiczną przewagę nad własnym mężem. Zresztą potem zobaczymy, że ten nie miał za wiele do powiedzenia w wielu kwestiach, w tym łóżkowych.

Rano Jakub zobaczył, że ma przed sobą Leę. Rzekł więc do Labana: «Cóż mi uczyniłeś? Czyż nie za Rachelę ci służyłem? Czemu mnie oszukałeś?» Laban odpowiedział: «Nie ma tu u nas zwyczaju wydawania za mąż [córki] młodszej przed starszą».
Rdz 29, 25-26

Hebrajski oryginał jest znacznie prostszy, wręcz zabawny. וַיְהִי בַבּׂקֶר וְהִנֵּה־הִוא לֵאָה, wajhȋ ḇabbōqer wᵉ-hinnēh hȋ Lē᾽āh, wajhi wabboqer wa-hinne Lea.„I nadszedł ranek, a oto – to była Lea!”

Nie przejmując się reakcją Lei, Jakub biegnie do jej ojca i wyrzuca mu niedotrzymanie umowy. Przypomina warunek, precyzyjny wszak – poślubienie Racheli. „Oszukałeś mnie” po hebrajsku wyrażone jest czasownikiem רִמִּיתָנִי, rimmȋṯānȋ, rimmitani, biorącym się od słowa רָמַה, rāmah, rama czyli „strzelać z łuku, rzucić”, ale w formie intensywnej (piel) także „oszukać”. Coś jak strzał w plecy. Uniknął strzał Ezawa, by paść od własnej broni – podstępu.

Laban odpowiada tak, jakby nie czuł się w obowiązku przepraszać. Po prostu informuje, że nie robi się u nich tak, że młodsza córka wychodzi za mąż przed starszą. I nie chodzi tu o rodzinę Abrahama, a o to, że tak się nie robi w tym miejscu (בִּמְקוֹמֵנוּ, bimqōmēnȗ, bimqomenu), czyli w kraju, gdzie mieszkał.

Może jednak była to forma wybiegu, próba obrony przed atakiem. On też musiał się poddać lokalnemu zwyczajowi. Mogło być to wyśmianie Jakuba, który mieszkał siedem lat w Haranie, musiał więc poznać tradycje tego ludu. Powinien zauważyć, że Laban jest im wierny i dziwić się, czemu wydaje Rachelę za mąż przed Leą.

Nie jest to dziwna tradycja. Wiele ludów, aż po dziś, preferuje kolejność wydawania córek od najstarszej do najmłodszej z przyczyn ekonomicznych. Kobieta była na utrzymaniu ojca aż do zamążpójścia, a im dłużej nie znajdował się kandydat na męża, tym gorzej nie tylko dla niej, ale też dla młodszych sióstr, które mogły być oceniane przez pryzmat tego, „na co wyrosną”, gdyż starsza siostra mogła oddawać cechy genetyczne, ale też i wychowanie stosowane w rodzinie.

W przypadku choroby i w starszym wieku, gdy nie mogła już pracować, jedna stara panna była obciążeniem, a ich grupka byłaby wielce kosztowna20. Gdy Jakub – którego zapewne Laban opisywał sąsiadom jako wspaniałego, idealnego zięcia, pobłogosławionego przez Boga21 – wziął za żonę Leę (mimo jej braku uroku), tym bardziej wzrosła wartość Racheli jako potencjalnej partnerki. Ojciec pozbył się problemu starszej, chorej lub nieatrakcyjnej córki i jednocześnie wiedział, że jego bratanek zrobi wszystko, by jednak ożenić się z ukochaną.

Nieco szerzej, bo jako nakazaną całej ludzkości, zasadę wydawania córek według wieku, od najstarszej poczynając, traktuje Księga Jubileuszów, wkładająca w usta Laban nie tylko twierdzenie, że to zasada zapisana na „niebieskich tablicach” i że sam Jakub powinien przekazać „dzieciom Izraela”22 tę zasadę, gdyż postępowanie inaczej byłoby „wielkim złem”23. I ciężko tu powiedzieć, czy jest to akcent nadany przez hołdującego tej dziwnej zasadzie autora apokryfów czy może chęć usprawiedliwienia Jakuba i Labana – pierwszego, gdyż zostawszy oszukanym nie popełnił grzechu, drugi, gdyż postępował według świętych praw, jakich powinien przestrzegać także Izrael.

«Bądź przez tydzień z tą, a potem damy ci drugą, za którą jednak będziesz u mnie służył jeszcze siedem następnych lat». Jakub przystał na to i był przez tydzień z tą. Potem Laban dał mu córkę swą, Rachelę, za żonę. Racheli dał Laban również niewolnicę Bilhę, aby jej usługiwała. Jakub więc zbliżył się do Racheli i kochał ją bardziej niż Leę. I pozostał na służbie u Labana przez siedem następnych lat.
Rdz 29, 27-30

Ciężko uwierzyć, że nie była to wcześniej przemyślana oferta. Gdyby Jakub się zgodził, miałby darmową siłę roboczą na kolejne siedem lat. Gdyby odmówił – bratanek był bez grosza, sługi czy choćby poparcia w okolicznych mieszkańcach, których zwyczaje podobno złamał24. Nie mógł porwać Racheli siłą, a przynajmniej nie bez zbytniego ryzyka. Najlepszym dla niego rozwiązaniem było kolejne przepłacenie. Już i tak Laban dał mu rabat. Siedem lat służył za niechcianą kobietę, targowanie się i przytaczanie argumentów tylko przedłużałoby czas służby za ukochaną.

Siedem dni to standardowy czas trwania nie tyle uroczystości weselnych, co czas dla samych młodych, w czasie którego nie musieli pracować, co sprzyjało szybkiemu pojawieniu się potomstwa25. Po tym czasie odbyło się kolejne zaślubiny, choć już bez udziału gości – a przynajmniej nie wspomniano, by Laban kogokolwiek zapraszał. Rachela też dostała podręczną służkę – Bilchę (בִּלְהָה, Bilhāh, Bilha od בָּלַהּ, bālah, balah, być przerażonym, zakłopotanym). Więc i kolejna żona miała o dwie ręce do pracy więcej niż Jakub.

Ten jednak i tak zachował dawne uczucia i choć kochał jakoś Leę, to jednak dla Racheli pozostał przy Labanie kolejne siedem lat. Razem to daje już czternaście lat, jeden miesiąc i jeden tydzień. A to tylko zapłata za żony. Z którymi Jakub nie miał spokoju, oj nie miał.

Komentarz do Księgi Rodzaju. Spis treści

1Por. R.E. Brown i in. (red.), Katolicki komentarz biblijny, Warszawa 2021, s. 50.

2Por. P. Briks, Podręczny słownik hebrajsko-polski i aramejsko-polski Starego Testamentu, Vocatio 1999.

3Por. J.H. Walton, V.H. Matthews, M.W. Chavalas, Komentarz historyczno-kulturowy do Starego Testamentu. Księgi Protokanoniczne…, s. 45.

4Por. R. Graves, R. Patai, Mity hebrajskie. Księga rodzaju…, s. 210.

5Por. Ibid., s. s. 210.

6Por. M.J. bin Gorion, Żydowskie legendy biblijne. Część 1., s. 237.

7J.H. Walton, V.H. Matthews, M.W. Chavalas, Komentarz historyczno-kulturowy do Starego Testamentu. Księgi Protokanoniczne…, s. 45.

8Por. R.E. Brown i in. (red.), Katolicki komentarz biblijny…, s. 45.

9Por. M.J. bin Gorion, Żydowskie legendy biblijne. Część 1., s. 238. To zresztą dość typowe dla narracji żydowskiej i nie tylko, by demonizować postaci które zaledwie schodzą na drugi plan lub choćby chwilowo były wrogie wybrańcom.

10Por. R. Graves, R. Patai, Mity hebrajskie. Księga rodzaju…, s. 211.

11Por. Ibid., s. 215.

12Por. Józef Flawiusz, Dawne dzieje Izraela, tłum. Z. Kubiak i J. Radożycki, Poznań-Warszawa-Lublin 1979 I, XIX, 6.

13Apokryfy Starego Testamentu, s. 310.

14Por. J.H. Walton, V.H. Matthews, M.W. Chavalas, Komentarz historyczno-kulturowy do Starego Testamentu. Księgi Protokanoniczne…, s. 51.

15Por. Ibid., s. 45.

16Nic dziwnego, że w Kanie Galilejskiej problemem był brak wina, a nie pieczywa.

17Por. R. Graves, R. Patai, Mity hebrajskie. Księga rodzaju…, s. 214. Jako czyn typowy dla nieskromności wskazany jest czyn Absaloma, wchodzącego do namiotów żon Dawida, wystawionych na widok publicznych. Dla jasności – Absalom był synem Dawida i zapewne Batszeby. Zbuntował się przeciw ojcu, mając solidną podstawę moralną i poparcie ludu, a po zajęciu Jerozolimy dokonał aktu przejęcia „domu Dawida” w tej formie, że „Rozpięto więc Absalomowi namiot na tarasie. Absalom wszedł (וַיָּבׂא, wayyāḇō᾽, ­waj-jawo) do nałożnic swego ojca na oczach całego Izraela” (2 Sm 16,22).

18Por Ibid., s. 212.

19זִלְפָּה, Zilpāh, Zilpa.

20Por. J.H. Walton, V.H. Matthews, M.W. Chavalas, Komentarz historyczno-kulturowy do Starego Testamentu. Księgi Protokanoniczne…, s. 47.

21Nawet jeśli nie wierzyli, że JHWH to jedyny realny Bóg, to jednak wsparcie jakiegokolwiek bóstwa było mile widziane.

22Choć na tym etapie to imię nie zostało ani razu użyte w Biblii! Widać więc tu jasny anachronizm opowieści apokryficznej.

23„|Laban rzekł do Jakuba: „Nie ma w zwyczaju naszego kraju wydawać za mąż córki młodszej przed starszą. Byłoby to niezgodne z prawem, ponieważ tak jest postanowione i napisane na niebieskich tablicach, iż nikt ie powinien wydawać za mąż młodszej córki przed starszą. Najpierw należy wydać za mąż starszą córkę, a następnie młodszą. A będzie to policzone za grzech w niebie temu, kto tak postępuje. Kto tak czyni nie będzie uznany za sprawiedliwego, gdyż ten czyn jest złym przed Panem. Nakaż dzieciom Izraela, aby tego nie czynili. Niech nikt nie bierze lub nie wydaje za mąż młodszej kobiety przed starszą, która powinna być wydana wcześniej, byłoby towielkim złem”, Jub 28,6-7, [w:] Apokryfy Starego Testamentu, s. 311.

24Pamiętajmy, że w narracji biblijnej to twierdzenie, że lokalni mieszkańcy wydają za mąż zawsze starszą córkę przed młodszą pochodzi tylko i wyłącznie od Labana.

25Por. J.H. Walton, V.H. Matthews, M.W. Chavalas, Komentarz historyczno-kulturowy do Starego Testamentu. Księgi Protokanoniczne…, s. 46.

Drabina Jakubowa. Komentarz do Księgi Rodzaju (Rdz 28,10-22).

2.2. Drabina Jakubowa

poprzedni wpis

Kiedy Jakub wyszedłszy z Beer-Szeby wędrował do Charanu, trafił na jakieś miejsce i tam się zatrzymał na nocleg, gdy słońce już zaszło. Wziął więc z tego miejsca kamień i podłożył go sobie pod głowę, układając się do snu na tym właśnie miejscu.
Rdz 28,10-11

Opis tej wędrówki wyraźnie wskazuje na pojedynczego, pieszego wędrowca, który nie posiada namiotu, a nawet zapasowego płaszcza, by podłożyć go pod głowę i musi skorzystać z kamienia. Ponadto najprawdopodobniej nie jest to planowany postój, po prostu było to miejsce w którym zastał go zachód słońca i dalsza podroż była niemożliwa. Zdarza się, nawet przy dobrze zaplanowanej wędrówce. Ot, raz źle skręcić, pomylić szczyty, zostać źle pokierowanym (nawet w dobrej wierze kierującego). Mogło to być więc stosunkowo odludne miejsce i nie było szans, by dotrzeć do jakiegoś miasteczka czy wioski.

Użycie kamienia jako podgłówka nie było też bardzo niewygodne, zwłaszcza że dodatkową poduszką mógł być płaszcz. Może ciepła noc pozwalała zrezygnować z okrycia się, by otulić nim kamień i wygodniej ułożyć głowę? Kamień płaski i owalny świetnie by zrekompensował problemy z niewygodnym podłożem. A i w innym zastosowaniu taki kształt byłby przydatny – łatwiej owinąć kocem podłużny kamień.

Z drugiej strony, wnuk człowieka, który mógł posłać na poszukiwania żony dla syna sługę z wielbłądami, mógłby liczyć choćby na kilka koców i jednego osła na własnej wyprawie. Chyba, że to Ezaw zarządzał wszystkim i całe to błogosławieństwo odbyło się bez jego wiedzy lub zgody. W efekcie Jakub mógł skorzystać jedynie z minimalnych środków na sfinansowanie całkiem ambitnej podróży. Wędrował zapewne środkowym pasmem górskim z Beer-Szeby do Hebronu, dalej do Luz (nazwanego potem Betel), Sychem i Bet-Szean (późniejszego Scytopolis), by tam wkroczyć na tak zwany Wielki Pień, główny szlak komunikacyjny, wiodący na północ jako odnoga Via Maris1 (drogi łączącej północną Afrykę, w tym Egipt, z krajami północnymi, w tym z Aramem Dwurzecza). Via Maris, znana też jako דֶּרֶך הָיָּם, dērēḵ hājjām, derech haj-jam, czyli „Droga morska” była znana od wieków i troszczono się o nią – była ubita i oznaczona. A więc i ceny w miastach przy niej były zapewne wyższe.

Nie, żeby Jakub z założenia był biedny. Załóżmy, że w (porównaniu z wyprawą Eliezera) czasy stały się niebezpieczne, więc wędrował po cichutku, bez wielbłąda, osła czy sług, miał jednak przy sobie przynajmniej standardowe wiano. Mówimy tu o niebagatelnej kwocie przewyższającej kilkukrotnie roczny zarobek robotnika w źródłach z epoki, gdyż za oblubienicę płaciło się 30-40 syklów srebra, podczas gdy roczny zarobek robotnika wynosił 10 sykli2. Sykl ważył około 11,40 g. 35-45 g, co przy gęstości 10,49 g/cm3 dawałoby niewielką, wygodną sakiewkę. Gdyby ścisnąć to w kostkę, miałaby ona bok około 1,5 cm3.

Nie powinno więc dziwić, że jeśli Jakub podróżował samotnie i lekko z własnego wyboru, nie obnosił się z bogactwem, jakie miał przy sobie. Dodajmy do tego środki zabezpieczające podróż na trasie 850 kilometrów. Wielu za możliwość przejęcia takiego bogactwa zabiłoby przypadkowo napotkanego wędrowca. Przydałaby mu się ochrona, choćby jednoosobowa, albo chociaż wielbłąd, aby przyspieszyć podróż.

Czemu potem nie widzimy po nich śladu i Jakub musiał pracować dla Labana? Czemu nie miał choćby zaufanego sługi? Do tego dojdzie potem przysięga Jakuba przy namaszczaniu steli. Wszystko to wskazuje na ucieczkę w pośpiechu, że Ezaw jest wybrańcem, a Jakub zwykłym oszustem, który nie miał szans w sytuacji bezpośredniej konfrontacji, gdy przeciwnik używał innych metod niż podstępu.

Co ciekawe, właśnie wrogością brata legenda tłumaczy brak funduszy na wiano. Ezaw miał posłać w pościg swojego syna, Elifaza (znanego łucznika) wraz z wujami. Ubłagany przez Jakuba, w końcu stryja, ścigający ograniczył się tylko do obrabowania go do naga. A więc pozostawiony nagi i bez grosza przy duszy uciekinier nie miał nawet co szukać w Luz, a do tego musiał zboczyć ze szlaku, by uniknąć ewentualnego pościgu samego Ezawa, niezadowolonego z miłosierdzia syna4.

Więc tradycja idzie tu za linią, że nie jest to typowa wyprawa matrymonialna, ale właśnie ucieczka przed zagrożeniem. Jakub nie był do niej przygotowany, zaś po przybyciu na miejsce nie miał szans na zaskarbienie sobie łask rodziny potencjalnej żony. Byłby drugim synem, przybywającym w dziczy, wydanym na pastwę bandytów i zwierzyny mając do obrony tylko skórę. Wcale nie wyglądał na dobrego kandydata na męża.

To pozwoli nam zrozumieć, jak ważna była wizja, którą ujrzał Jakub we śnie. To było potwierdzenie wybraństwa, dotąd opierającego się jedynie na przepowiedni uzyskanej przez matkę i udanych próbach oszustwach reszty członków rodziny. Więc co takiego ujrzał Jakub, że do dziś Ezaw jest uważany za idiotę, który oddał najcenniejszy dar ojcowski – pierworództwo, za miskę soczewicy?

We śnie ujrzał drabinę opartą na ziemi, sięgającą swym wierzchołkiem nieba, oraz aniołów Bożych, którzy wchodzili w górę i schodzili na dół.
Rdz 28,12

Hebrajski oryginał wskazuje, że czynność śnienia jest elementem ciągu czynności. Jakub przybył – i został, i wziął kamień, i podłożył go pod swoją głowę, i śnił. Ten ciąg przerywa zwrot וּהִנֵּה, ȗhȋnnēh, u-hinne, poprzedzający opis drabiny. Wprowadza on nową rzecz, nowy czynnik. Znaczy tyle co „i oto” albo „a oto”. Po – być może, jeśli była to podroż piesza – kilkudniowej intensywnej podroży, dodatkowo obardzonej troską o swe przyszłe losy i to, co go czekać będzie w domu po powrocie, Jakub dotarł na miejsce. Jakieś miejsce, leżące w pobliżu średniej rangą osady Luz i nie mogąc liczyć nawet na bezpieczny nocleg na placu (na co powoływali się Aniołowie wysłani do Sodomy, gdy Lot zaprosił ich do siebie) musiał wybrać miejsce odludne. Po takim wysiłku, nawet w warunkach niewygody, łatwo zapaść w ciężki i obfity w widzenia sen. W tej sytuacji mogło się przyśnić wiele rzeczy.

Co się przyśniło? סֻלָּם, sullām, sullam, czyli słowo pochodne od czasownika סָלַל, sālal, salal. Pojawia się on w Biblii tylko jeden raz, właśnie we śnie Jakuba. Salal oznacza „narzucić, wyrównać, wybudować lub usypać drogę, zrzucić coś w jedno miejsce”. Sullam więc wskazuje na pewną konstrukcję, która zbierała materiał w jedno miejsce i tworzyła drogę z dołu na górę i na odwrót. Było to ułatwienie dostępu tworzone przez kogoś zdolnego to zrobić.

A trzeba było nie lada zasobów, by zbudować starożytną autostradę do nieba. Czasowniki użyte w jej opisie wskazują na jakąś konstrukcję opartą na ziemi i sięgającą niebios. Stąd przez wyznaczenie dwóch końców, bez opisu reszty szczegółów, przyjęła się drabina. Aniołowie pewnie żałowali, że Jakub nie wyśnił schodów ruchomych. W każdym razie, gdy w Mezopotamii władcy chcieli odtworzyć ten koncept „schodów do nieba”, potrzebowali solidnego nasypu. Tak samo po drugiej stronie oceanu – Aztecy w celach kultycznych składali ofiary na naturalnych lub sztucznych wzgórzach.

A co jeśli to, co ujrzał Jakub to jednak droga, wyznaczony i zabezpieczony szlak komunikacyjny? Drogę przez łatwy teren może wydeptać tłum zachęconych zyskiem kupców czy uciekinierów, szukających bezpiecznej strefy. Drogę przez teren trudny, niedostępny musi ktoś wyznaczyć, dostosować projekt do możliwości technologicznych, zbudować, utrzymywać i w ramach możliwości unowocześniać ktoś z pieniędzmi, a więc i z władzą. Drogę taką budował król, by usprawnić poruszanie się gońców, wojsk, kupców, towarów (te dwa ostatnie, by mieli po co się poruszać poborcy podatkowi) po szlakach, na których mu zależało i które naturalnie nie sprzyjały przemieszczaniu się.

O ile można zrozumieć połączenie drogowe między miastami za mniej lub bardziej ciekawe wyzwanie technologiczne, to połączenie ziemi i nieba wymagało gigantycznych zasobów i sporej ilości naiwności lub symboliki. Nic dziwnego, że ta idea zrodziła skojarzenie, że drabina Jakubowa była ucieleśnieniem zigguratu5.

Według rozumienia babilońskiego to ziggurat był bramą bogów (to oznacza słowo Bab-ilani, zgrecczane na Babilon, po hebrajsku zaś בָּבֶל, Bāḇel, Bawel) – mostem między niebem a ziemią. Było miejscem, gdzie kapłani i kapłanki, królowie i królowe wstępowali do nieba i wracali z powrotem. Paradoksalnie była to realizacja nieudanego projektu z rozdziału 11. Księgi Rodzaju, gdy to ludzie chcieli z cegieł zbudować drogę do nieba.

Kto po tej drodze się poruszał? Byli to מַלְאֲכֵי אֱלׂהִם, malǎḵê ᾽êlōhim, malachej elohim, Aniołowie (a więc posłańcy) Boży. Była to więc droga komunikacji między niebem a ziemią. Co więcej, jako że miasta (a tym bardziej ostatnie punkty obrony – twierdze i pałace) wznoszono w nieraz w miejscach obronnych, położonych wyżej i raczej dobrze skomunikowanych, drogi tam prowadzące wznosiły się. Okej, w Babilonie najpierw trzeba było zejść w niżej położone, żyzne tereny, ale w realiach żydowskich? Także tam raczej rozproszeni posłańcy byli znacznie częściej widywani tam, gdzie przebywał władca niż z dala od stolicy. Tak więc działający po całym świecie Aniołowie wychodzi z nieba i wracali do niego właśnie przez bramy nieba, których szczytem było o miejsce.

A oto Pan stał na jej szczycie i mówił: «Ja jestem Pan, Bóg Abrahama i Bóg Izaaka. Ziemię, na której leżysz, oddaję tobie i twemu potomstwu. A potomstwo twe będzie tak liczne jak proch ziemi, ty zaś rozprzestrzenisz się na zachód i na wschód, na północ i na południe; wszystkie plemiona ziemi otrzymają błogosławieństwo przez ciebie i przez twych potomków. Ja jestem z tobą i będę cię strzegł, gdziekolwiek się udasz; a potem sprowadzę cię do tego kraju. Bo nie opuszczę cię, dopóki nie spełnię tego, co ci obiecuję».
Rdz 28, 13-15

Jakub nie przekazał nam jak wyglądał Pan (יהוה), jednak na pewno wiedział, kto do niego przemawia sponad szczytu drabiny. Przedstawia się On jako יְהוָה אֱלׂהֵי, Jᵉhwāh Êlōhê, Jehwa Elohej, Pan Bóg i wskazuje na powiązanie z Abrahamem i Izaakiem, nazywając się Bogiem Abrahama i Izaaka. Nie ma mowy o Ezawie ani Rebece, więc błogosławieństwo jasno i klarownie jest przekazywane w konkretnej linii. Skoro Izaak pobłogosławił Jakuba, nawet w efekcie oszustwa, to układ pozostawał w mocy.

Jest to błogosławieństwo bardzo podobne do tego, jakie otrzymywał Abraham, jednak pojawia się tu nowy czynnik – zajęcie czterech stron świata. Jest też nowy czasownik, opisujący to jak to rozprzestrzenienie się dokona. פָּרַץ, pāraṣ, parac oznacza „przedrzeć się, wedrzeć się, zrobić wyłom, rozprzestrzeniać się, rozchodzić się, rozrastać”. Od tego czasownika pochodzi imię Peresa – syno-wnuka Judy, który to wnuk przedarł się na świat przed swym bratem, Zarą (por. Rdz 38,29). Skojarzenie jest więc w pierwszej kolejności związane z raczej agresywnymi działaniami. Pamiętajmy, że w tym momencie to Jakub był ofiarą (mniej lub bardziej uzasadnionej) agresji swojego brata.

Powtarza się tu motyw swoistego promieniowania skutków błogosławieństwa na wszystkie ludy ziemi znany z Rdz 12,3, nie ma jednak charakterystycznego zwrotu zakładającego przekleństwo wobec nienawidzących Jakuba i błogosławieństwa dla tych, którzy mu sprzyjają. Wydaje się on zastąpiony właśnie obietnicą ekspansji terytorialnej. W sumie, byłoby to logiczne, skoro Ezaw zawarł przymierze matrymonialne i z Izmaelitami i z Kananejczykami. Jakub zaś szedł sprzymierzyć się z własną rodziną, bardzo odległą geograficznie i niekoniecznie liczną. Rodzina Betuale mogła zostać zdziesiątkowana w ciągu kilkunastu lat zwykłą zarazą. Jakub był bezżenny i samotny w morzu (co najmniej neutralnych) ludzi. Jednak, w odróżnieniu od Abrahama, był młody i silny.

Co jednak z resztą? Bóg nie mógł (rabini, brońcie!) przekląć potomstwa ani Izmaela, ani Ezawa (zwanego Edomem). Było to dopuszczalne wobec Ammonitów i Moabitów, potomków Lota – bratanka Abrahama. Tym bardziej wobec potomków Chama i Kanaana. Potomkom Abrahama, nawet oddzielonym od pierwotnego błogosławieństwa należał się udział w dobrodziejstwach. Więc Żydzi jakoś mogli ścierpieć panowanie edomickiej dynastii herodiańskiej. Tak, tej z której wywodził się Herod Wielki od rzezi niewiniątek (i masy własnych krewnych krewnych, znanych głównie analitykom psychologii postaci historycznych6) i Herod Antypas, ten uczestniczący w procesie Chrystusa.

Obietnica końcowa zawiera sprowadzenie Jakuba do הָאֲדָמָה הַזּׂאת, hā᾽ǎḏāmāh hazz᾽ōṯ,ha-adama hazzzot,a więc „tejże ziemi” w sensie całej zamieszkanej powierzchni ziemi. To nie הָאָרֶץ, hā᾽reṣ, ha-arec „Ziemia Izraela” w rozumieniu tradycjonalistów. Ha-adama to cała zamieszkała przez rodzaj ludzki powierzchnia ziemi. Albo po prostu ziemia. W sumie, ostatecznie Jakub-Izrael został pochowany w ziemi kanaanejskiej, choć zmarł w Egipcie, gdzie można było skończyć pod ziemią, jednak nadal w oddzielającej od niej sarkofagu.

A gdy Jakub zbudził się ze snu, pomyślał: «Prawdziwie Pan jest na tym miejscu, a ja nie wiedziałem». I zdjęty trwogą rzekł: «O, jakże miejsce to przejmuje grozą! Prawdziwie jest to dom Boga i brama nieba!»
Rdz 28, 16-17

Zbudzenie ze snu nie jest przerwaniem wizji sennej, ale po prostu przebudzeniem się. Śnienie jako doznawanie pewnej wizji określa czasownik חָלַם, ḥālam, chalam, wizję senną zaś rzeczownik חֲלוֹם, ḥǎlȏm, chalom. W tym wersie na sen jako spoczynek użyto rzeczownika שֵׁנָה, šēnāh, szenah. Rdzeń שׁנה, š-n-h, sz-n-h* jest dość wieloznaczny. W podstawowym znaczeniu oznacza zmienić się, inaczej się zachowywać, być odmiennym, innym, drugim i jest powiązany z liczebnikiem „drugi”. Wyraża powtarzanie się, ale też zmianę, zniekształcenie.

Sny nieraz odnoszą się do naszej rzeczywistości, ale niedoskonale – niczym krzywe zwierciadło. Jakub wychował się zapewne w duchu przepowiedni uzyskanej przez matkę (por. Rdz 25,25-26), czyli to on miał być wybrańcem, spadkobiercą Abrahama. Zawsze jednak ważniejszy był Ezaw. Trzeba było dwóch oszustw, by uzyskać błogosławieństwa, a jednak teraz był sam, w drodze na wygnanie, bez szans na szybkie zdobycie żony, z mizerną nadzieją na bezpieczny powrót. Nawet gdyby powrócił po śmierci brata, na razie był bezdzietnym kawalerem, podczas gdy jego brat miał już trzy żony.

Sen o Bogu, który zapewnia Jakuba o wybraństwie mógł ukoić nerwy, skołatane ucieczką i wędrówką przez dzikie tereny. W sensie psychologicznym jest zrozumiały. W sensie teologicznym także. Było to potwierdzenie, że nawet w niezbyt sprzyjającej sytuacji, gdy wszystko co miał – pierworództwo i błogosławieństwo ojcowskie – było kradzione, to złodziej został spadkobiercą Abrahama. Bóg autoryzował niejako oszustwa dokonane przez Jakuba i Rebekę i potwierdzał ważność przepowiedni.

Mimo tego Jakub nie jest spokojny. Dobrze, jego pierwszą wypowiedź można uznać za myśl budzącego się człowieka, który rozpędzającym się z wolna po przebudzeniu umysłem, powoli ogarnia po której stronie granicy snu i jawy się znajduje. Jego słowa, że „prawdziwie Bóg jest/bytuje na tym miejscu” (אָכֵן יֵשׁ יְהוָה בָּמָּקוֹם, ᾽āḵēn jēš JHWH bāmmāqȏm, achen JHWH jesz bam-maqom) to stwierdzenie faktu. Potem zaczyna rozumieć konsekwencje.

Kolejne zdanie jest wprowadzone słowami וַיִּירָא וַיּאׁמַר, wajjȋrā wajjōmar, waj-jira waj-jomar – „przeraził się i powiedział”. Dopiero teraz następuje przestrach, bo skoro tu jest Bóg, to miejsce jest נוֹרָא, nȏrā᾽, nora, czyli przerażające. Nora to imiesłów od jara, więc w tekście Tysiąclatki mamy upiększenie stylistyczne.

Dalej Jakub nazywa to miejsce dwoma terminami „domem Bożym” (בֵּית אֱלׂהִים, bêṯ ᾽Ĕlōhȋm, bejt Elohim) i „bramą niebios” (שַׁעַר הַשָּׁמָיִם, ša’ar haššāmājim, szar hasz-szamajim). Pewnie nikogo nie zaskoczy to, że uciekają tu wieloznaczności słowa „dom”, które może oznaczać też pałac. Jeśli czytacie od początku ten komentarz wiecie też pewnie, że końcówka -im w hebrajskim wskazuje liczbę mnogą. Może też wiecie, że to, kto pisał dany tekst biblijny rozpoznaje po tym, czy używał imienia Bożego (JHWH – tradycja jahwistyczna) czy tytułu (Elohim – tradycja elohistyczna).

Tu we śnie Jakub widzi JHWH, nazywa go tak w pierwszym zdaniu wypowiedzianym po przebudzeniu, po czym przemiennie używa tych zwrotów. Ale sens doskonale pokazuje jego przysięga. Najpierw jednak przejdźmy do kamienia, który Jakub podłożył sobie pod głowę.

Wstawszy więc rano, wziął ów kamień, który podłożył sobie pod głowę, postawił go jako stelę i rozlał na jego wierzchu oliwę. I dał temu miejscu nazwę Betel. – Natomiast pierwotna nazwa tego miejsca była Luz.
Rdz 28,18-19

Bohaterem tych dwóch wersów ewidentnie jest kamień, służący Jakubowi za poduszkę. Jakub ustawia go jako מַצֵּבָה, maṣṣēḇah, maccewa*. Ktoś powie, że macewa to żydowski nagrobek, czasem z całym życiorysem wyrytym w słowach i symbolach. Jak na ironię, tu oznacza miejsce święte, podczas gdy nagrobek w tradycji żydowskiej miał oznaczać miejsce, które kapłan powinien omijać, by nie zarazić się nieczystością7. Rdzeń מצב, m-ṣ-ḇ, m-c-w wskazuje jednak przede wszystkim na coś osadzonego.

Jeśli Jakub chciał na szybko oznaczyć miejsce, mógł wykopać dziurę w ziemi i postawić na sztorc kamień, po czym może podeprzeć go innymi dla pewności, że się nie przewróci. Nie musiał ryć w nim, by opisać zdarzenie, które tu nastąpiło. Może nawet nie myślał o tym w chwili, gdy ustawiał tę stelę. Stela była właśnie płytą kamienia, znaną powszechnie w kultach Bliskiego Wschodu od dawna w czasach Jakuba. Od jak dawna? Jakub urodził się w XX wieku przed Chr. Stelle znane były od od 4 000 lat przed Chr., czyli od CL wieku przed Chr. Były standardowym elementem kananejskich budowli kultowych. Znajdowane przy nich baseny wskazują, że służyły do libacji, czyli wylewania płynnej ofiary8. Stella jest namaszczona od góry tłuszczem czy też oliwą (שֶׁמֶן, šemen, szemen*), zapewne jako akt poświęcenia.

Jakub nie był więc nowatorem. Ważne jest jednak to, jak nazywa to miejsce, zwane do tej pory uporczywie „tym miejscem”. Od teraz to בֵּית־אֵל, Bêṯ-᾽Ēl, Bejt-El, Dom Boga. Wcześniej ta okolica była znana jako Luz (לוּז, Lȗz, Luz). Prawdopodobnie Luz było miastem istniejącym niedaleko Betel lub Betel było jego dzielnicą, czymś jak Jasna Góra dla Częstochowy: ośrodkiem religijnym niebędącym tożsamym z miastem. Całkiem jednak możliwe, że osiedle czerpało zyski z pielgrzymek i pielgrzymów, a granica między miejscowościami była co najwyżej umowna. W toku historii miasto-matka tak bardzo zaczęło kojarzyć się z pielgrzymkową miastem-córką albo z dzielnicą, że zaczęto je pomijać. Albo, co gorsza, gdy Izraelici zajęli Kanaan biedne Luz odeszło w zapomnienie, bo nie kojarzyli go ze swoim patriarchą. Zostawili jedynie krótką notkę o tym, jak dawniej nazywało się Betel.

Luz pojawia się w Księdze Jozuego w opisie granic. Zachodzi ciekawa zmiana między rozdziałem 16. i 18. W 16, 2 autor podaje, że granica pokolenia Efraima „po czym prowadziła od Betel do Luz i skręcała ku posiadłościom Arkijczyków w Atarot”. W 18,13 czytamy w opisie granic ziem Beniaminitów „Stąd biegła granica do Luz, na południe przełęczy górskiej Luz, czyli Betel”. Wydaje się więc, że Betel było rzeczywiście miejscem powiązanym z Luz, miejscem na przełęczy, ale było „Betel koło Luz”.

Oczywiście, mogło być tak, że pozbawiony dobytku w tej czy inny sposób wędrowiec zaszedł w okolice Luz, w pewnym miejscu miał wizję i nazwał je Betel. Była to nazwa znana jego rodzinie i gdy ta wróciła (znacznie liczniejsza) kamień dalej tam stał, czego po chwili nie można było powiedzieć o ludności najbliższego miasta.

Inną wersję przedstawia Księga Sędziów:

Z kolei i pokolenie Józefa udało się ku Betel, a Pan był z nim. Pokolenie Józefa posłało najpierw wywiadowców do Betel – a nazwa tego miasta brzmiała niegdyś Luz. I spotkali wywiadowcy człowieka wychodzącego z miasta. «Wskaż nam wejście do miasta – powiedzieli do niego – a okażemy ci łaskę». Ten wskazał im wejście do miasta, a oni wycięli ostrzem miecza miasto, tego zaś człowieka wraz z całą jego rodziną wypuścili na wolność. Udał się więc ten człowiek do ziemi Chetytów, gdzie zbudował miasto, któremu dał nazwę Luz, i nazwa ta istnieje aż do dnia dzisiejszego9.

Nie wnikając w szczegóły, mamy tu historię, gdy miasto nazywało się Luz, zostało przemianowane na Betel, ale człowiek, który znał je jako Luz, nazwijmy go „luzytą” , uciekł w czasie podboju przez trzecią siłę – Izraelitów, wcześniej wydając „betelczyków” na rzeź i założył miasto, nazywając je Luz. Może był ofiarą opresji z rąk Kananejczyków, którzy zajęli miasto wiele lat temu i uparli się nazywać je „Betel”? Nie jest to dziwna metoda nazywania miast. Europejczycy nazwali wiele miejsc w Ameryce mianami swoich ukochanych miast, z dodatkiem „Nowy”. Gdyby nasz „luzyta” był Holendrem, nazwałby to nowe osiedle Nowy Amsterdam i pozwoliłby Anglikom przemianować je na Nowy York.

Wróćmy do Jakuba.

Po czym złożył taki ślub: «Jeżeli Pan Bóg będzie ze mną, strzegąc mnie w drodze, w którą wyruszyłem, jeżeli da mi chleb do jedzenia i ubranie do okrycia się i jeżeli wrócę szczęśliwie do domu ojca mojego, Pan będzie moim Bogiem. Ten zaś kamień, który postawiłem jako stelę, będzie domem Boga. Z wszystkiego, co mi dasz, będę Ci składał w ofierze dziesięcinę»
Rdz 28,20-22

Namaszczeniu betylu, czy też steli towarzyszy נֶדֶר, neḏer, neder – ślub, przysięga. Nawet jeśli w tym momencie Jakub był samotny, to zapewne jej wypełnienie odbywało się potem publicznie, niejako nadając rangę sanktuarium. Czymże byłaby Jasna Góra bez ślubów jasnogórskich? Jakub nie jest tu najwspanialszym przykładem bezinteresowności. Fakt, może stawia Bogu drobne wymagania.

Rozbijmy je sobie na warunki teologiczny, socjalny i psychologiczny. Warunek teologiczny jest ciekawy w kontekście końcówki. Brzmi on, w streszczeniu, „jeśli będzie Bóg ze mną i będzie strzegł mnie” (אִם–יִהְיֶה אֱלׂהִים עִמָּדִי וּשְׁמָרַנִי, ᾽im-jihjeh ᾽ĕlōhȋm ‘immāḏȋ ȗšᵉmāranȋ,im-jihje Elohim immadi u-szemarani).Nie jest to nic wielkiego, zwykłe uznanie, że to ten byt nadprzyrodzony ma chronić wędrowca i być niejako koło niego. Ciekawostką jest to, że wcześniej w tym rozdziale, w wersie 13., Bóg przedstawił się jako יְהוָה אֱלׂהֵי, Jᵉhwāh Êlōhê, Jehwa Elohej. Gdy porównacie to z zapisem z poprzedniego wersu w samogłoskach doprowadzimy do przeciągnięcia kreski w drugim jod, by drastycznie zmienić znaczenie (z יהיה, jhjh do יהוה, JHWH). Jednak zastępy zmieniły też swoją formę gramatyczną, więc może to element mnemotechniki – metody używania pamięci, w tym wypadku podobnych w zapisie i fonetycznie, ale wciąż odrębnych od siebie zwrotów.

Drugi, socjalny warunek jest niejako zbiorczy – to chleb do jedzenia (לֶחֶם לֶאֶכׂל, leḥem le᾽eḵōl, lechem le-echol) i odzienie do noszenia (וּבֶגֶד לִלְבּׂשׁ, ȗḇeḡeḏ lilbōš, u-weged lilbosz). To są rzeczy, o które mógł prosić jedynie ktoś w naprawdę skrajnej biedzie, nastawiony na realizację celu minimum utylitarysta albo prawdziwie miłujący prostotę filozof. W sumie to zabawne, że człowiek, który oszukał brata potrawą, a ojca – przebraniem teraz nie ma najwyraźniej ani co jeść, ani czym się okryć.

Może więc to dla Jakuba moment przełomowy w jego historii? Zrozumiał swe błędy, był odtąd szczery i brzydził się kłamstwem? Jeśli tak myślicie, weźcie głęboki wdech. Zróbcie powolny wydech. Głęboki wdech, powolny wydech. Głęboki wdech, powolny wydech. Uspokójcie się, moralizatorzy biblijni. Daleko do tego, by Jakub przestał widzieć drogę do spełnienia Bożej wizji.

Warunkiem psychologicznym, czy może socjologicznym jest to, że Jakub wróci do domu swojego ojca „w pokoju” (בְּשָׁלוֹם, bᵉšālōm, be-szalom). Niezależnie od tego, czy zakładał po prostu, że Ezawowi przejdzie gniew i wróci po jakimś czasie do Beer-Szeby jakby nic się nie stało, czy może liczył na powrót z armią lub wielkim majątkiem – liczył na święty spokój, że będzie bezpieczny i że nadal będzie to dom jego ojca. Ten drugi warunek jest logiczny, gdy weźmiemy pod uwagę, że jego brat był silny i już może miał dzieci w drodze, ich ojciec był stary, a matka podpadła spadkobiercy. Po powrocie Jakub mógł wrócić do domu swojego brata i mieć w nim tyle do powiedzenia, co Stańczyk – może cwany i wygadany, ale jednak bez szans na przewodzenie na arenie międzynarodowej.

Co ciekawe, Jakub nie prosi o znalezienie szybko żony i zdobycie licznego potomstwa. Może to wynikać z dwóch czynników. Głodny i nagi człowiek nie snuje planów matrymonialnych. Chce dożyć jutra. Ponadto Bóg obiecał potomstwo w ramach błogosławieństwa danego Abrahamowi i Izaakowi, przechodzącemu na ich potomka, więc błagalnik mógł uznać to za zagwarantowane. Nie ulega jednak wątpliwości, że opieka bóstwa bardzo się w tym temacie przyda.

Warunki są godne żebraka, uciekiniera. Nie chce umrzeć z głodu, czy z zimna i chce wrócić do domu. Skromnie, ale też nieco bezczelnie. Bóg przedstawił się ze szczytu niebiańskiej drabiny jako Bóg Abrahama i Izaaka, zapewne w ten sposób wskazując na ich sukces jako na swoje dzieło. I teraz Jakub mówi, że jeśli dożyje bezpiecznego powrotu do domu, to Jahwe będzie jego bogiem i dostanie dziesięcinę ze wszystkiego co dostanie. Jedna dziesiąta z majątku czy zysku to wygodny w naszych realiach system podatkowy – nie wiem jak jest z Anglosasami i ich galonami. Często był też stosowany właśnie jako wyznacznik podatku na rzecz króla albo świątyni. Skoro na razie nie ma w Betel żadnego sanktuarium, gdzie można by złożyć tę daninę u kapłana, zapewne chodziło o ofiarę ze zwierząt w tym konkretnym miejscu10.

Nie wiemy czy i jak Bóg zgodził się na te warunki. Może były to warunki minimum, powszechnie uznawane, rodzaj zwyczajowego kontraktu z bóstwem w chwili niedoli. Wiemy, co stało się dalej. Przejdźmy więc z Jakubem, najwyraźniej bez przygód i wartych wzmianki postojów do spotkania z jego ukochaną, a na razie „nie-tak-przyszłą żoną”.

Następny wpis: Oszust oszukany. Komentarz do Księgi Rodzaju. Cz. 45 (Rdz 29,1-30).

1Por. Komentarz do Starego Testamentu. Księgi Protokanoniczne, John. H. Walton, Victor H. Matthews, Mark W. Chavalas, VOCATIO 2019, s. 44.

2Jakub pracował siedem lat za Rebekę i siedem lat za Leę, jego praca miała więc wartość 140 sykli srebra, więc w obu wypadkach sporo przepłacił.

3Dokładnie 1,48 cm dla 30 sykli i 1,68 cm dla 40 sykli. Choć pewnie metal miał nieco inną konsystencję, zależna od czystości rudy, jednak nadal wiano dało się w miarę łatwo upchnąć w kieszeni.

4Za: R. Graves, R. Patai, Mity hebrajskie. Księga Rodzaju, Kraków 2020, str. 206. Oczywiście tradycja pomija tu postanowienie Ezawa, by poczekać z zabiciem Jakuba do śmierci ojca.

5I będzie miała wpływ na popkulturę przez to, że jedna kapela nagra piosenkę ”Schody do Nieba”, a inna ”Autostrada do piekła”.

6Choć, jak się pomyśli i ograniczy masakrę do konkretnej daty urodzin Mesjasza w konkretnej okolicy (niezbyt bogatej), do której sam Herod wysłał Mędrców ze Wschodu – wizja wysłania specjalnej ekipy dzieciobójców zbierających dane i pozorujących wypadki… nie byłaby wyobrzymiona.

7Nagrobek [w:] A. Unterman, Encyklopedia tradycji i legend żydowskich, tłum. O. Zienkiewicz, Warszawa 2000, s. s.196.

8Por. J.H. Walton, V.H. Matthews, M.W. Chavalas, Komentarz historyczno-kulturowy do Starego Testamentu. Księgi Protokanoniczne, Warszawa 2019.

9Sdz 1,22-26.

10Por. Komentarz historyczno-kulturowy do Starego Testamentu. Księgi protokanoniczne, J.H. Walton V.H. Matthews, M.W. Cavalas, Warszawa 2019, s. 17.

Krokodyl, król wszystkich stworzeń, czyli jak z Lotana przez obrzezanie zrobić Lewiatana, a przez ochrzczenie go – Beliara?

Wiele mitologii ma swoje potwory, kreatury, dziwolągi i ostatecznych niszczycieli świata. Mamy harpie, chimery i sfinksy w regionie Morza Śródziemnego. Mamy wymyślonego całkiem niedawno pana Hyde’a. Mamy znacznie starsze japońskie stopy spadające przez dach i domagające się mycia (Ashiarai Yashiki). Mamy Fenrira, wilka z mitologii nordyckiej.

Czy Biblia takich stworów nie posiada? Oczywiście, że posiada! Mamy wszak olbrzymiego Goliata, potomka Refaim – z tych normalniejszych. Obraziłby się na zrównanie ze sfinksem? MOŻE… To dwie bardzo wyróżniające się istoty, w dodatku złączone Księgą Hioba. Ale co z Behemotem i Lewiatanem? Zacznijmy od Lewiatana, bo to ciekawy przypadek.

Po raz pierwszy, gdybyście wzięli do ręki Biblię i przewertowali ją, pojawia się w Księdze Hioba. W trzecim rozdziale jej tytułowy bohater przeklina dzień w którym się narodził, a nawet noc, gdy się począł:

Niech ją przeklną złorzeczący dniowi,

którzy są zdolni obudzić Lewiatana.

Hi 3,8

Lewiatan jest tu tajemniczą siłą, którą ludzie wrodzy rzeczom dobrym, a takim niewątpliwie jest dzień, uważają za coś, co trzeba zbudzić, by dzień zdusić, a więc związaną z nocą, mrokiem, ciemnością. Może tu chodzić o pogan, albo ludzi, którzy nienawidzą świata.

Potem mamy obszerny opis, opisujący niepokonanego zwierza. Jednak na początek zacznijmy od imienia. Jego imię pochodzi od לֵוְיָה, liwjāh, liwja, czyli „wieniec”. To powiązanie z wieńcem wskazywać będzie na na wężowatość, krętość Lewiatana, która wraca za niedługo w rozdziale 26., gdy mowa o mocy Boga:

12 Potęgą wzburzył pramorze,

roztrzaskał Rahaba swą mocą,

13 wichurą oczyszcza strop nieba

i Węża Zbiega (נָחָשׁ בָּרִיחַ, nāḥāš bārȋaḥ, nachasz bari’ach) niszczy swą ręką.

Hebrajskimi słowami na węża lądowego są nachasz i szaraf i z takimi gadami spotykali się Izraelici. Znali je dobrze, jednak morze skrywało tajemnice, sekrety i było strefą obcą. Pamiętajmy, że mówimy o bardzo lądowym narodzie, a myśl, że istnieje ogromna, przepastna głębia, którą może zamieszkiwać cokolwiek – budziła lęk nawet w zawodowych marynarzach.

Jednak kim jest wspomniany tu Rahab? Jest to, co ciekawe też potwór morski czy też wodny, co chyba niekoniecznie odpowiadało dawnym tłumaczom. Ksiądz Wujek tłumaczy to na „Mocą jego nagle się morza zebrały, a roztropność jego poraziła hardego”, zaś Biblia Króla Jakuba tą samą logiką oddaje jego imię na „proud”. Kochanowski wolał „wieloryba”.

Wspomnienie pramorza zaś wskazuje na dość powszechny na Bliskim Wschodzie motyw kosmicznej walki, powodującej powstanie świata lub utrzymywanie go w ładzie. Zazwyczaj to najwyższy Bóg toczył tę walkę z jakimś prabogiem, a także z jego potworami. Co więcej, to „morze” w hebrajskim nazywa się יָם, jām, jam, czyli tak samo, jak jeden z bogów lokalnych, tożsamy dla Semitów z morzem. Możliwe że ten fragment jest przypisaniem Bogu Izraela zwycięstwa nie tylko nad Rahabem i Lewiatanem, ale też bogiem sąsiedniego ludu. O tym szerzej w części mitologicznej.

Prawdziwie porażający obraz Lewiatana dostajemy jednak w rozdziałach 40. i 41. Księgi Hioba, gdzie Bóg, by wytłumaczyć przyjaciołom Hioba swą własną moc daje obszerny opis tego stwora.

25 Czy krokodyla chwycisz na wędkę
lub sznurem wyciągniesz mu język,
26 czy przeciągniesz mu powróz przez nozdrza,
a szczękę hakiem przewiercisz?
27 Może cię poprosi o łaskę?
czy powie ci dobre słowo?
28 Czy zawrze z tobą przymierze,
czy wciągniesz go na stałe do służby?
29 Czy pobawisz się nim jak z wróblem,
czy zwiążesz go dla swych córek?
30 Czy towarzysze go sprzedadzą,
podzielą go między kupców?
31 Czy przebijesz mu skórę harpunem,
głowę mu dzidą przeszyjesz?
32 Odważ się rękę nań włożyć,
pamiętaj, nie wrócisz do walki.

41,1Zawiedzie twoja nadzieja,

bo już sam jego widok przeraża.

2 Kto się ośmieli go zbudzić?

Któż mu wystąpi naprzeciw?

3 Kto się odważy go dotknąć bezkarnie? –

Nikt zgoła pod całym niebem.

4 Głosu1 jego nie zdołam przemilczeć,

o sile wiem – niezrównana.

5 Czy odchyli kto brzeg pancerza

i podejdzie z podwójnym wędzidłem?

6 Czy otworzy mu paszczy podwoje? –

Strasznie jest spojrzeć mu w zęby.

7 Grzbiet ma jak płyty u tarczy,

spojone jakby pieczęcią.

8 Mocno ze sobą złączone,

powietrze nawet nie przejdzie.

9 Tak jedna przylega do drugiej,

że nie można rozluźnić połączeń.

10 Jego kichanie olśniewa blaskiem,

oczy – jak powieki zorzy:

11 z ust mu płomienie2 buchają,

sypią się iskry ogniste.

12 Dym wydobywa się z nozdrzy,

jak z kotła pełnego wrzątku.

13 Oddechem rozpala węgle,

z paszczy tryska mu ogień.

14 W szyi się kryje jego potęga,

przed nim skacząc biegnie przestrach,

15 części ciała spojone,

jakby ulane, nieporuszone.

16 Serce ma twarde jak skała,

jak dolny kamień młyński.

17 Gdy wstaje, mocni drżą ze strachu

i przerażeni tracą przytomność.

18 Bo cięcie mieczem bez skutku,

jak dzida, strzała czy oszczep.

19 Dla niego żelazo – to plewy,

brąz – niby drzewo zbutwiałe.

20 Nie płoszy go strzała z łuku,

kamień z procy jest źdźbłem dla niego.

21 Dla niego źdźbłem maczuga,

śmieje się z dzidy lecącej.

22 Pod nim są ostre skorupy,

ślad jakby wału zostawia na błocie.

23 Głębię wód wzburzy jak kocioł,

na wrzątek ją zdoła przemienić.

24 Za nim smuga się świeci na wodzie,

topiel podobna do siwizny.

25 Nie ma mu równego na ziemi,

uczyniono go nieustraszonym:

26 Każde mocne zwierzę się lęka

jego, króla wszystkich stworzeń»4.

Opis pancerza, ale także pewne elementy zachowania kazały tłumaczom Tysiąclatki nazwać Lewiatana „krokodylem”. Chodzi tu oczywiście o pancerne ciało, ziemno-wodną naturę (skoro zostawia ślady w błocie), prychanie (a także zionięcie ogniem – tłumaczone rozbłyskiem światła w kropelkach wody). Może też wskazywać na to zwierzę burzenie wody, które łączy się z tym, jak krokodyle rozrywają ofiarę – poprzez obroty całego ciała wokół własnej osi. Ta czynność ma nawet swoją angielską nazwę, „death roll”. To też tłumaczy, czemu jego siła spoczywa w szyi.

Czy jednak to proste rozwiązanie ma sens? Teoretycznie tak, krokodyle znane były Izraelitom z Egiptu, gdzie były czczone w związku z bogiem Sobkiem na przykład w Szedet, znanym też jako Krokodilopolis. Czy nie było logiczne, by takiego przerażającego zwierza uznać za potwora? Raczej uznałbym, że krokodyl był podstawą, mocno wyolbrzymioną, dla tego obrazu choć sama wizja Lewiatana jako potężnego stwora morskiego była od niego niezależna.

Oczywiście ukazanie mocy Lewiatana ma tu na celu wskazanie, że choć sam Lewiatan jest straszliwy i niepokonany, Bóg ma nad nim władzę, jest znacznie mocniejszy i gdyby chciał, to upolowałby go, albo potraktowałby Lewiatana, jak pupilka, niegroźne zwierzątko dobre dla małych dziewczynek. Wróbelka.

Ty, człowieku, choćbyś użył potężnej broni, nie zarysujesz jego pancerza. A Bóg…? Złapie go i ujarzmi, albo zabije. I o czymś takim wspomina Psalm 74:

„Ty zmiażdżyłeś łby Lewiatana, wydałeś go na żer potworom morskim”

Hebrajski wyraźnie wskazuje na to, że głów było więcej niż jedna. Czy zatem było więcej Lewiatanów, a więc może „Lewiatan” oznacza jakąś grupę czy gatunek? Rozwiązanie podsuwają nam pieczęcie cylindryczne, gdzie widzimy morskiego węża z siedmioma głowami. Nadal jednak pozostaje problem czasu przeszłego.

Czy Lewiatan był dla autora tego psalmu martwym, wymarłym stworzeniem – jak dinozaury dla nas? O tym w części o tradycji, ale teraz zajmijmy się tymi, którzy tego Lewiatana zjedli, choć ten temat i tak w tej tradycyjnej sekcji wróci. W Tysiąclatce to „potwory morskie”. U ks. Wujka – „ludzie Murzyńskie”. W Biblii Warszawskiej „zwierzęta pustyni”. W Biblii Ekumenicznej „lud pustyni”. Po hebrajsku עָם לְצִיִים, ‘ām lᵉṣijȋm, am lecijim, lud mieszkający w dziczy.

To, że Lewiatan jest powiązany z morzem widać w kolejnym wspominającym Lewiatana Psalmie czyli Ps 104.

25 Oto morze wielkie, długie i szerokie,

a w nim jest bez liku żyjątek

i zwierząt wielkich i małych.

26 Tamtędy wędrują okręty,

i Lewiatan, którego stworzyłeś na to,

aby w nim igrał.

Autor tego Psalmu wykazuje niezwykłą jak dla Żyda fascynację morzem, a zwłaszcza mnogością form życia, jakie w nim mieszkają, a także okrętami. Nieźle jak na naród, którego najsłynniejszy marynarz odbył podróż w brzuchu ryby. Wśród istot morskich jest i Lewiatan, ale co ważniejsze mamy podaną jego funkcję – ma „igrać” w morzu. Tę czynność oddaje czasownik שָׂחַק, śāḥaq, sachaq, oznaczający zabawę, rozrywkę, śmiech.

TAK NA MARGINESIE, widać tu ewolucję języka, bo czasownik צָחַק, ṣāḥaq, cachak jest składową imienia יִצְחָק, Jiṣḥāq, Jicchaq, czyli „Izaak”, biorącego się od tego, że słysząc zapewnienie Boga o tym, że Sara urodzi syna Abraham upadł na twarz i zaśmiał się: וַיִּצְחָק, waj-jiṣḥāq, waj-jicchaq).

Więc ten autor uważał Lewiatana za stworzenie Boże, całkowicie mu podległe i będące uzupełnieniem piękna stworzenia. Celem istnienia Lewiatana jest to, żeby się bawił w morzu… Ot, igrzysko Boże. Czy autor uznawał, że stwór powstał z tym (jakże ambitnym!) zadaniem i potem został ubity, by nakarmić… Nakarmionych zostawmy na potem.

Ale widzimy tu rolę Lewiatana, niewyobrażalnej potęgi, przeciw której człowiek nie może się równać – sprowadzonej do zwierzątka, boskiej maskotki wobec potęgi Boga.

Dalej mamy Izajasza i jego zapowiedź:

W ów dzień Pan ukarze swym mieczem

twardym, wielkim i mocnym,

Lewiatana, węża płochliwego,

Lewiatana, węża krętego;

zabije też potwora morskiego1.

A więc śmierć Lewiatana ma nastąpić później, co tłumaczy opowieści o jego potędze, widocznej dla śmiertelnych, jak Hiob. Ma on tu przydomki: „Wąż Płochliwy” (נָחָשׁ בָּרִיהַ, nāḥāš bārȋah, nahasz bari’ah) i „Wąż Kręty” (נָחָשׁ עֲקַלָּתוֹן, nāḥāš ‘ǎqallāṯȏn, nachasz aqallaton). I, jeśli założymy wyjątkowość tej istoty, ten fragment także przeczy opowieściom o zabiciu Lewiatana z Psalmu 74.

Co więcej, „potwór morski” (הַתַּנִּין אֲשֶׁר בַּיָּם, hattannȋn ᾽ǎšer bajjām, hat-tanin aszer baj-jam) to wąż, który jest w morzu. Gdy w Wj 7,9 Bóg mówi: „«Jeśli faraon powie wam tak: „Uczyńcie cud na waszą korzyść”, wtedy powiesz Aaronowi: Weź laskę i rzuć ją przed faraonem, a przemieni się w węża (יְהִ֥י לְתַנִּֽין, jᵉhȋ lᵉṯannȋn, jehi le-tannin)”. Tysiąclatka ma tu nawet w przypisie, że słowo „wąż” oznacza „smoka”.

Ale czy smok i Lewiatan nie są z sobą tożsame? Tożsami? Jeśli uznamy ich za osoby, czyli byty anielskie. W Apokalipsie mamy „smoka czerwonego wielkiego” (δράκων πυρρός μέγας, drakon pyrros megas) z siedmioma głowami i siedmioma diademami (Ap 12). W wersie 14 tego rozdziału jest jednak nazwany ὄφις, ofis, czyli po prostu „Wąż”. Jej sługa, Bestia (θηρίον, Terion) z identyczną ilością głów, ale siedmioma koronami na niewskazanej liczbie rogów pokazuje się w kolejnym rozdziale wraz z inną bestią (także θηρίον, Terion), z dwoma rogami jak baranek i mówiącą jak smok (κέρατα δύο ὅμοια ἀρνίῳ, καὶ ἐλάλει ὡς δράκων, kereta duo homoja arion kai elalei hos drakon).

Możliwe, że problematyka przetłumaczenia wszystkich terminów z hebrajskiego i bardzo symboliczny język greckojęzycznej, acz spisanej przez Żyda, Apokalipsy św. Jana poskutkowały daleko idącymi wnioskami, o których później. Dość, że łączono każdego smoka z bytem złym, diabłem i szatanem zgodnie z wersem 9. 12. rozdziału:

I został strącony wielki Smok (‘ό δράκων μέγας, ho drakon megas),

Wąż starodawny (όφις ο αρχαιος, ofis ho archaios)

który się zwie diabeł (Διάβολος, Diabolos) i szatan (Σατανας, Satanas),

zwodzący całą zamieszkałą ziemię,

został strącony na ziemię,

a z nim strąceni zostali jego aniołowie.

Więc tu Smok Wielki jest przedwiecznym wężem, tożsamym z diabłem i szatanem, a więc zapewne przywódcą złych duchów. Co ciekawe padają tu dwa terminy: grecki diabolos i semicki satanas wskazujące inne cechy. Diabolos dzieli zgodnie ze znaczeniem przedrostka δια-, dia- zaś hebrajski שָׂטָן, śāṭān, satan bycie przeciwnikiem, oskarżycielem.

To apokaliptyczne rozumienie przełoży się na znaczenie imienia „Lewiatan” we współczesnej chrześcijańskiej kulturze. Jak pisze Bartłomiej Grzegorz Sala:

„Do dziś jednak Lewiatana jako demona postrzegają wokółchrześcijańskie sekty, uporczywie wypatrujące znaków jego obecności w świecie2”.

Ale wróćmy do korzeni. Skąd pomysł na Lewiatana, morskiego potwora wrogiego ludzkości?

1. Mityczne korzenie Lewiatana

Lewiatan nie wziął się znikąd. Znany był ludom sąsiadującym z Izraelem, jednak pod innym imieniem i w innej funkcji. Nie był jedynie stworzeniem, ale raczej niszczycielską, straszliwą siłą na niemal boskim poziomie. Nie jest to dziwne. Najpotężniejsze okręty, a nawet pałace były niczym wobec potęgi morza, która wszak potrafiła wystąpić ze swych granic w ramach tsunami.

Tak Na Marginesie

W sumie, dziwne, że teraz – wiedząc, że podobny kataklizm mógł dotykać wszystkie nadbrzeżne kultury – używam nazwy japońskiej.

Żeglarze mogli wyobrażać sobie straszliwe węże, niszczące okręty i pożerające marynarzy i pasażerów. Morze wszak jest niezwykle głębokie i wielkie, a nawet najwspanialsze korabie jedynie ślizgają się po jego powierzchni. Chyba że zabawią w Titanica.

W starożytności nie mieliśmy nawet dokładnych map raf, wiele zależało od prądów, wiarygodności lokalnych przewodników (najbardziej zaufani wprowadzali okręty do portów za spora kasę). Gdy okręt wypłynął z macierzystego portu, ale nie dotarł do portu docelowego wytłumaczenie mogło być różne. Mogli się rozbić na skałach, fale mogły zalać pokład, mogli zostać zaskoczeni przez ciszę morską i umrzeć z głodu. Mogli ich napaść piraci. Oczywiście mógł też ich pożreć potwór.

To lepsze niż rozciągnięta na wiele dni katorga po tym, jak zapuścili się na nieżeglowne wody albo wylądowali na bezludnej wyspie, albo list z żądaniem okupu zatonął wraz z jego dostawcą. Tak więc choćby Grecy mieli Krakena, całą masę syren, hydrę, Scyllę, Charybdę… Nawet cyklop Polifem jest powiązany z Posejdonem! A Grecy nie byli przecież jedynym ludem zamieszkującym brzegi nawet samego Morza Śródziemnego.

Wiele cywilizacji starszych od Homera istniało w tym regionie. Niektóre z tych ludów znajdziemy w Biblii, jak Hetytów, na których pieczęciach cylindrycznych są widoczne wielogłowe smoki, utożsamiane z Lewiatanem. W Babilonie znana była Tiamat, pramatka, ucieleśniająca słone wody – wyobrażana w postaci węża o pięciu głowach, a ostatecznie zabita została przez Marduka. Z jej przepołowionego ciała, poprzez podział na wody słone i słodkie, powstały niebo i ziemia.

W Ugarit siedmiogłowy Lotan był członkiem dworu boga morza, Jama, z którym walczył bóg urodzaju – Baal. Byli oni jednak bóstwami pośrednimi wobec najwyższego boga, Ela. I to ten pierwszy, Jam, był jego ulubieńcem. Semickie słowo יָם, jām, jam oznacza „morze” i nie tylko w tym semickim języku Jam jest tożsamy lingwistycznie z morzem, choć był też bogiem rzeki. Co ciekawe, tegoż boga mieszkańcy Ugarit za złą istotę – nie tylko Lotana. Jako lud rolniczy, ale jednak nadmorski widzieli w morzu zagrożenie, z którego strony nadchodziły burze, które mogły powodować powodzie i tym samym zniszczenie plonów.

Za: https://thestrangemythworld.files.wordpress.com/2015/09/lotan-2.jpg

Stąd ważny był bóg płodności, Hadad-Baal, chroniący swój lud przed zachłannym i niebezpiecznym Jamem i jego potworami – takimi jak Lotan, którego zabił. Fragment o tym mówiący brzmi:

Gdy zabiłeś Ltn, żmiję prędką,

Zniszczyłeś żmiję krętą

Potężną z siedmiu łbami.

A także opis wydarzeń między Baalem a Mot, bogiem podziemi:

Przypomnijmy tu sobie wers Iz 27,1:

W ów dzień Pan ukarze swym mieczem

twardym, wielkim i mocnym,

Lewiatana, węża płochliwego,

Lewiatana, węża krętego;

zabije też potwora morskiego.

Widzimy tu uderzające podobieństwo, jednak w innym epizodzie Baal musi odpocząć po tym boju i przyjmuje zaproszenie od boga podziemi, Mota (hebr. מות, m-w-t wskazuje na czynności umierania), który go podstępem więzi:

Mot zwraca się do Gapana i Ugara, wysłanników, którzy przynieśli mu orędzie Baala, przekazuje im to, co maja powtórzyć swemu panu. Sławi przy tym Baala za to, że zsyłając gromy i deszcz pokonał Lotana, siedmiogłowego smoka, potwora morskiego. Sam zaś żaląc się na swe nędzne położenie, gdyż umiera z wycieńczenia, zapraszam Baala, by przybył do niego, zasiadł do uczty i ugasił swe pragnienie3.

Jak się domyślacie, Bóg Izraela nie musiał odpoczywać.

Jak widzimy, zapewne Żydzi oczywiście przejęli Lotana i jego wrogi charakter, ale zmienili jego rolę – z towarzysza jednego bóstwa (Jama) i pośredniego przeciwnika innego (Baala) na jedno ze stworzeń Jedynego Boga, co najwyżej zbuntowane. Nadal jest on straszliwym i niepokonanym stworem, zwiastunem końca świata, ale nie jest groźny dla Stwórcy, który może go zabić ot, tak.

3. Apokryfy

Jeśli coś pojawia się w Biblii krótko i pobieżnie, ale jest straszliwie ciekawe i można z tego zrobić fajne elementy zdobnicze, to na pewno jest tego więcej w apokryfach. I tak w Apokalipsie Abrahama patriarcha rozmawia z Jaelem, aniołem, który o sobie mówi: „Zostałem ustanowiony do poskramiania Lewiatanów, gdyż to ja oddalam ataki i groźby wszelkiego smoka” (ApAbr 10,10). Więc jest tu jasne wskazanie na liczbę mnogą. Czy zatem „lewiatan” był gatunkiem, a nie imieniem własnym? Możliwe, że jak sugeruje Bartłomiej Grzegorz Sala, jest to efekt tłumaczenia, które pierwotnie zawierało odniesienie do הַתַּנִּינִם הַגְּדֹלִים, hatanȋnim hag-gᵉdōlȋm, hataninim haggedolim z Rdz 1,21, tłumaczonego w Tysiąclatce na „wielkie potwory morskie”.

Dalej Abraham ma objawienie o naturze świata i gdy patrzy pod swoje stopy widzi nie tylko „armię ludzi i niegodziwości ich dusz”, ale też:

„Morze i jego wyspy, jego zastępy i jego sługi, Lewiatana i jego królestwo, jego łoże i jego groty, świat spoczywający na nim i trzęsienia jego i poruszenia ziemi z jego powodu”. (ApAbr 21,4).

Choć morze jest tu raczej pewnym elementem stworzonego świata, mające nie tylko swoje wyspy, ale też „zastępy” i „sługi”. Co może wskazywać na anioły, ale też czcicieli. W połączeniu z ugaryckim bogiem Jamem-Morzem, może to wskazywać na pewne uporządkowanie, w ramach którego Lewiatan przemierza świat podwodny jako element jego podwalin.

Co ciekawe, ten fragment pozwala nam zrozumieć, czemu Lewiatan był taki groźny. A także widzimy, jak świetnie wpisuje się w znane ludom nadmorskim powiązanie trzęsień ziemi z władzą nad morzem. Lekki wstrząs odczuwalny pod nogami mógł być powiązany z epicentrum ulokowanym pod powierzchnią wód, a więc z nadchodzącą falą, która za jakiś czas uderzy w nabrzeże, a jeszcze wcześniej – w statki będące już na morzu, w trasie, a więc może i w ich bliskich.

Wyobraźcie sobie potężną istotę, której jesteście w sumie obojętni. Ona się przeciąga i zabija setki ludzi. Albo jest na rozkazy Boga, ale i tak może was zniszczyć bez większego wysiłku.

To coś jak Godzilla przechodząca przez miasto, by spotkać Ghidorę, w nosie mając to, że właśnie ogonem rozwaliła wieżowiec pełen ludzi. Może więc Lewiatan był takim semickim kaiju?

Kolejna wzmianka znajduje się w Pierwszej Księdze Henocha, inaczej zwaną Księgą Henocha Etiopską. Tam w opisie końca świata, czy to chwilowego (Potopu) czy to trwałego rozdzielone są dwa potwory.

„W owym dniu zostaną rozłączone od siebie dwa potwory: żeński potwór, któremu na imię Lewiatan, zamieszka głębokości morza nad źródłami wód, natomiast [potwór] męski o imieniu Behemot zajmie swoją piersią ogromną pustynię zwaną Dendain [leżącą] na wschód od ogrodu, gdzie mieszkają wybrani i sprawiedliwi, gdzie mój pradziad został przyjęty, będący siódmy od Adama, pierwszego człowieka, którego stworzył Pan Duchów.” (HenEt 60,7-8).

I to nawiązuje nieco do opisu biblijnego: wszak Behemot został opisany w kanonicznej Księdze Hioba nieco wcześniej niż Lewiatan. Czy nie byłoby więc czymś ciekawym powiązanie ich ze sobą nie tylko jako najpotężniejszych istot świata? Po czym rozdzielenie ich przez wysłanie jednego w najmokrzejszą część świata, dolne źródła ziemi (te z których wydobyły się słone wody Potopu, te pochodzące z Wielkiej Otchłani – por. Rdz7,11) i drugą w najsuchszą – na pustynię.

IV Księga Ezdrasza (6, 49-52) tak opisuje piąty dzień stworzenia, gdy powstawały istoty morskie:

Wtedy zachowałeś dwie dusze, z których jedną nazwałeś Behemotem, a drugą nazwałeś Lewiatanem. Oddzieliłeś je jedną od drugiej; nie mogła ich bowiem objąć część, gdzie zebrana była woda. I dałeś Behemotowi jedną część, która została osuszona trzeciego dnia, aby w niej zamieszkał, gdzie są tysiące gór. Lewiatanowi zaś dałeś siódmą część mokrą. I zachowałeś je na pokarm dla tych, których chcesz i kiedy chcesz.

I Lewiatan i Behemot są tu unikalnymi, jednorazowymi egzemplarzami, istniejącymi w tej liczbie od zarania dziejów, a ich ogrom wymaga rozdzielenia stworów od siebie i wyznaczenia dwóch różnych obszarów zamieszkania. Wraca idea przeznaczenia ich na jakąś ucztę w przyszłości.

Jako, że ten apokryf, powstały zapewne w I w. po Chr. skupia się na losie wybrańców i potępieńców – motyw uczty, w czasie której nagradza się zwycięzców i przeklina pokonanych jest tu zrozumiały. Ewidentnie stanowi przykład żydowskiego poczucia wybraństwa i jako goje nie powinniśmy mieć nadziei posmakować lewiataniny.

Poprzez połączenie z janowo-apokaliptycznymi bestiami i wielkim smokiem Lewiatan nie miał takiego znaczenia w chrześcijańskiej tradycji, jak miało to miejsce w judaizmie. Bardzo charakterystyczny motyw możemy znaleźć w Zapytaniach Bartłomieja (I-II w. po Chr., język grecki), w opisie Beliara, trzymanego w Piekle przez sześciuset sześćdziesięciu aniołów i związanego ognistymi łańcuchami:

„Miał on tysiąc sześćset łokci wysokości i czterdzieści łokci szerokości. Jego oblicze było jak błyskawica ognia, ale oczy miał ciemne, a z jego nozdrzy wydobywał się śmierdzący dym. Jego pysk był jak otwarta przepaść o stromych ścianach, jego jedyne skrzydło miało siedemdziesiąt łokci”4.

Wężowaty kształt (miał proporcje szerokości do długości 1:40, jego wzrost był szerokością do drugiej potęgi), zwrócenie uwagi na niebezpieczne zianie i wspomnienie o ogniu budzi skojarzenia z Lewiatanem i tak rozumie to redakcja, wskazując na to w przypisie.

Mając but Apostoła na karku potwór tłumaczy, że nazywał Satanael, czyli „Anioł Boga”, potem zaś po buncie został nazwany „Szatanem”, czyli „Aniołem przełożonym Tartaru”. był ukształtowany jako pierwszy z Aniołów z garści ognia, dopiero potem był Michał, Gabriel, Uriel, Rafał, Natanael i sześciu innych, którzy trzymają go w ryzach5 (ZapBar 4,25-29).

Z Lewiatanem Beliara łączy także groźba, że gdyby zostałby uwolniony zniszczyłby ziemię w ciągu trzech dni, co koresponduje z tekstem z Księgi Hioba o tych, którzy są zdolni zbudzić Lewiatana. W wersie 46 „Rzecze Bartłomiej: „Zamilknij, wężu głębiny”. W wersach 52-60 Szatan-Beliar opowiada jak upadł, nie chcąc pokłonić się nowo stworzonemu człowiekowi i chcąc być równy Bogu, a także jak zwiódł Ewę. Wspomina, że dawniej obiegał ziemię, podobnie jak Szatan w Hi 2,2. Jako anioł zemsty miałby ku temu powód – szukałby krzywd, którym trzeba zadośćuczynić.

Istota ta więc łączy w sobie cechy Lewiatana, Szatana i Węża Rajskiego, świetnie więc opisuje chrześcijańskie podejście do tego pierwszego. Jednocześnie jest tu jakieś połączenie z żydowską tradycją o tym, że Lewiatan miał domagać się pozycji równej Bogu.

4. Tradycja żydowska

Zacznijmy od Michy Jozefa Ben Goriona, gdyż ten krytyk irracjonalizmu, zbiera te najpikantniejsze legendy i tradycje. I tak opisuje stworzenia morskie, powstałe w piątym dniu stworzenia, wskazując, że te wielkie miały być pokarmem Lewiatana. A raczej, w tym wydaniu językowym: „Liwjatana”, potężnego smoka. Jego siedziba znajduje w wodach dolnych, czyli w morzach (wody górne to otchłań nad sklepieniem niebieskim). Gdy przychodzi pora karmienia Liwjatan rozdziera paszczękę, a wszelkie próby ucieczki kończą się tylko i wyłącznie trafieniem w gardziel bohatera odcinka6.

Wyobraźmy sobie wir, porywający statki, ale i stworzenia morskie, które znalazły się za blisko. Żeglarze na statku wciąganym przez coś takiego mogli czuć się bezsilnymi, ale i pobocznymi ofiarami strasznej istoty, która miała pochłonąć jedynie największego w okolicy wieloryba. Wydostawszy się, choćby na desce z wraku statku, zmiażdżonego przez prądy zamykającego się wiru woleli myśleć, że to celowe działanie wielkiego stwora, niż po prostu prąd morski czy zawalenie podmorskiej jaskini.

Liwjatan miał też samicę, ale przez swój ogrom gatunek był niebezpieczny, więc samiec został wytrzebiony (czyli wykastrowany) a samica zabita. Jej mięso, podobnie jak mięso samicy „wielkiego byka reem” lub też Behemota lub oddzielnej istotyzostało zasolone i stanie się posiłkiem sprawiedliwych u końca czasu7.

Zatrzymajmy się tu na chwilę. Ta tradycja ukazuje nam nie tylko nieidealny świat, posiadający przynajmniej jednego wielkiego drapieżnika (a raczej mięsożernego potwora), dokarmianego przez Boga. Co gorsza Bóg sam nie wiedział, co tworzy, skoro co najmniej dwa z Jego stworzeń (Behemot, Reem i Lewiatan), gdyby się rozmnożyły – zniszczyłyby świat. Musiał on, w tej wersji, naprawiać swój błąd. Ewentualnie – stworzył istoty, których celem po wielu wiekach życia było zostanie upieczonymi przez zbawionych na końcu czasów. Z drugiej strony, ta idea, że Bóg zapewnia pokarm Lewiatanowi równie świetnie koresponduje z tekstem o tym, że został on stworzony jako ozdoba świata, by igrał w morzu z Psalmu 104 jak z tym, że to po prostu tucznik. Pozostałe zwierzęta są tu niejako karmą dla tego karpia w stawie hodowlanym czy też w oceanicznym akwarium świata.

Tak Na Marginesie

Jest tu problem z legendami, gdyż przez swój ludowy charakter są one niespójne z teologią tego nurtu, który stanie się potem ortodoksją. Mamy różne drogi podejścia do takich legend. Pierwsza to zignorowanie – udawanie, że nigdy się takich nie słyszało. Druga to wyśmianie, wykpienie, bo to „nie nasza wersja”. Trzecia próbuje je pozbierać i uspójnić, rozsypane po różnych szkołach, źródłach i tradycjach mity zebrać w mitologię, zbiór mitów. Czwarte podejście to próba racjonalizacji, połączenia z ortodoksją. Piąte – odrzucenie ortodoksji na rzecz ślepego zawierzenia legendzie. Szóste – zrównanie najwiarygodniejszej ortodoksji z najgłupszą legendą. Siódme – zrównanie najgłupszej legendy z najwiarygodniejszą ortodoksją.

Ciekawe są tu przypisy tłumacza. Liwjatan miał obrażać Boga, twierdząc, że sam stworzył morza a Stwórca nie miał tu żadnego udziału. Wskazuje on też, że Bóg nie mógł zabić bezczelnego stwora, a jedynie okaleczyć tak, że zdechnie on od tych ran w dniu sądu8. Sugeruje, że Lewiatan miał dwie głowy, albo na gatunek dwa osobniki o imionach: Płochliwy i Kręty, co pasuje do Iz 27,1, ale też informacji o głowach stwora w liczbie mnogiej.

Akcentowano nie tylko ogrom, ale też piękno Lewiatana, powodujące, że Bóg bawi się z nim przez trzy godziny dziennie. Według Księgi Henocha Etiopskiej dzień miał w ciągu roku do 12 godzin w 18-godzinnym cyklu, więc poświęcanie nawet do 1/4 na zabawę ze zwierzątkiem tłumaczyłoby wiele z paradoksu zła w świecie. Późniejsze systemu mówiły o 24-godzinnym cyklu dnia i nocy, ale to nadal

Oczywiście, przeznaczeniem Lewiatana na końcu czasów także się zajął tłumacz – poza zostaniem daniem głównym, resztki będą sprzedawane na ulicach Jerozolimy, a jego skóra posłuży do zbudowania namiotów dla ucztujących – pozostałość z niej posłuży do okrycia miasta wspaniałym, błyszczącym baldachimem. Pamiętajmy, że ta Jerozolima miała mieć epickie rozmiary, a więc epicką ilość mieszkańców, z których każdy chętnie naje się lewiataniny nawet za epicką kasę – bo go będzie stać. A więc i baldachim był epicki. Robert Graves jednak tłumaczy to tak, że skóra Lewiatana ozdobi mury – więc może miały to być sztandary na ich bokach. Tańsze i wydajniejsze niż zadaszenie nad całym miastem.

Encyklopedia tradycji żydowskich i legend Untermanna nazywa Lewiatana królem wszelkiego morskiego stworzenia, ponawia wątek z celowym zabiciem samicy, ale też wskazuje dwie ciekawe wersje śmierci samca lub bez Lewiatana traktowanego indywidualnie. W pierwszej, gadzinę ubije na końcu świata archanioł Gabriel, w innej zetrze się Lewiatan z Behemotem. Lewiatan umrze od rogów Behemota, zaś Behemot od ostrych płetw Lewiatana. Skutkiem będzie budowa baldachimów ze skóry i główne danie z mięsa dla sprawiedliwych, ale z Lewiatana.

Być może ten pierwszy wątek powodował, że Lewiatana kabała utożsamiła z symbolem Samaela, skazanego na zagładę, księcia zła. Inną sławną postacią zamieszaną w losy bestii był Jonasz – ten od Niniwy, wezwania, ucieczki na morze, potem psalmów gastrologiczno-ichtiologicznych, a którego według połknęła ryba przeznaczona na pokarm dla Lewiatana. Prorok, w końcu słynący z odwagi (choć raczej głupiej), bo przeciwstawił się Bogu – zagroził stworowi, że jeśli zje jego środek transportu, to na końcu dziejów sam przyjdzie i… go upoluje. Więc Lewiatan odpuścił.

A Jonasz nie był najwybitniejszym prorokiem. Był wrogiem sprawiedliwych Niniwitów i uciekał przed Bogiem. Może stąd skojarzenie z Wężem Płochliwym.

Jak duża mogła być taka ryba, czy też wieloryb? Robert Graves przytacza taki cytat:

Lecz raz raw Safra, podróżując statkiem, ujrzał dwurożną bestię, wystawiającą łeb z wody. Przeczytał wyryte na jej rogach słowa:

«To drobne stworzenie morskie, mierzące zaledwie trzysta mil, wkrótce posłuży Lewiatanowi za pożywienie.»9

Coś jak z opisem, do kogo należy pojemnik z jedzeniem w firmowej lodówce. Albo jak tablica z literkami do badania jakości wzroku.

Lewiatan miał mieć także władzę nad wszelkim stworzeniem morskim, a nawet posiadać tron na wyniosłej skale w głębinach10.

Całkiem sprytne zastosowanie znalazła też tradycja dla skóry samicy tego gatunku. Kojarzycie, jak Adam i Ewa wyszli z Raju w sporządzonych przez Boga skórzanych odzieniach? W każdym razie miała to być skóra pani Lewiatanowej. Ale i to można pogodzić z tym, że Samael był wężem rajskim, a więc i Lewiatanem. Po nakazie pełzania w prochu ziemi, w pobliżu leżało kilka niepotrzebnych nikomu nóg, a na nich skóra.

Ciekawy wątek dotyczy ciernika, czyli rybki chalkis, która jako jedyna pośród stworzenia ma moc poskromienia Lewiatana, gdyż jest tak mała, ale i na tyle silna, że wciska się pod jego łuski. Jeśli kiedykolwiek mieliście drzazgę pod paznokciem albo ziarnko piasku pod powieką – albo jesteście perłopławem – znacie ten ból. Chalkis została podobno stworzona po to, by trzymać Lewiatana w ryzach.

1Iz 27,1.

2B.G. Sala, W. Ostoja-Lniski Wydawnictwo Bosz, Bestie i potwory biblijne: istoty fantastyczne dziel kanonicznych i apokryfów, Olszanica 2019, s. 48.

3W. Tyloch, Odkrycia w Ugarit a Stary Testament, Warszawa 1980, s. 47.

4Zapytanie Bartłomieja 4,13 [w:] Apokryfy Nowego Testamentu Ewangelie apokryficzne. Tom 1, część 2 Św. Józef i św. Jan Chrzciciel, Męka i Zmartwychwstanie Jezusa, Wniebowzięcie Maryi, t. 1, Kraków 2021, s. 768.

5Przy czym tekst wersu 29. gubi tu albo jedno imię z pozostałych karzących Beliara-Szatana aniołów, bo pięciu ma imiona a sześciu nie albo zalicza go także do aniołów zemsty.

6Por. Micha Ben Gorion, Żydowskie legendy bilijne, część 1, przekł Robert Stiller, Uraeus, s. 24.

7Por. tamże, s. 25.

8Por. tamże s. 302.

9R. Graves, R. Patai, Mity Hebrajskie. Księga Rodzaju, przekł. R. Gromadzka, s. 44.

10Tamże.

Wyprawa po żonę. Komentarz do Księgi Rodzaju cz. 43 (Rdz 27,41-28,9)

Wyróżnione

Po wykradzeniu błogosławieństwa Ezaw na pełno nie był zachwycony i raczej niechętnie widywał Jakuba. Jak długo mieszkali razem? Czy może potem Jakub trzymał się swoich stad, a Ezaw zarządzał domostwem albo chodził na polowania? Jak do sprytniejszego brata odnosili się rodzice? O ile Rebeka niewątpliwie była zachwycona udanym fortelem – sama w końcu go zaplanowała, sam Izaak już mógł być zirytowany tym, że to, co zostało mu skradzione czyni złodzieja nietykalnym. Pobłogosławiony Jakub nie mógł zostać przeklęty bez surowej kary. Powiedzmy sobie szczerze: miłość do syna-oszusta ma swoje granice, zwłaszcza, gdy jednak bardziej kocha się tego drugiego, także oszukanego. Błogosławieństwo nie zakładało wszak choćby szacunku ze strony otoczenia.

W końcu Ezaw musiał nie wytrzymać, tym bardziej, że pewnie też i wśród domowników dochodziło powoli do zmiany sympatii. Lepiej było trzymać z pobłogosławionym następcą niż potencjalnie przeklętym rywalem. Musiał panować stan niepokojącego napięcia i ktoś musiał zadać cios, a jeśli by do tego doszło, Jakub byłby bez szans.

2.1. W poszukiwaniu żon(y)

Ezaw znienawidził Jakuba z powodu błogosławieństwa, które otrzymał od ojca, i taki powziął zamiar: «Gdy nadejdą dni żałoby po moim ojcu, zabiję mojego brata Jakuba».
Rdz 27, 41

Najwidoczniej już w tym momencie pojawiły się dwa obozy wśród rodziny i powinowatych: jeden, „Jakubowy” i drugi, „Ezawowy”. Starszy z bliźniaków miał wszelkie powody, by czuć niechęć do młodszego – o czym wiedzieli wszyscy domownicy. Owszem, ktoś naiwny mógł wierzyć, że Ezaw, człowiek (choć żywiołowy) prosty, pokornie pogodzi się z losem, jednak ktokolwiek (znający tylko lekko ludzką psychologię) musiał wiedzieć, że pod pozornym posłuszeństwem woli ojca i tradycji kłębiły się myśli, które mogły znaleźć ujście nie tylko w słowach, ale i w czynach.

Zapewne więc oba obozy się wzajemnie szpiegowały, wszak podział nie mógł być ścisły i jasny, zresztą pewnie starano się przeciągnąć niezdecydowanych na swoją stronę, a to idealna przestrzeń, by przemycić „swoje” uszy i oczy. Choćby niewyrażająca głośno swej opinii żona słuchająca tyrad męża ”ezawity” i przekazująca je zaprzyjaźnionym „jakobitom”. Ponadto ktoś szczerze oburzony na postępek Jakuba, niechętny Rebece i sprzyjający Ezawowi jako okradzionemu, mógł uważać słowa o planowanym zabiciu brata jako jeszcze gorszą rzecz i nie zgadzać się na większą niesprawiedliwość. Więc nie musiało chodzić o podsłuchanie rozmowy Ezawa z żonami czy sługą, ale mamy szersze pole dla wyobrażenia sobie tej sceny na inne sposoby.

Oczywiście, mogło być tak, że w obecności rodziców, albo samej Rebek,i Ezaw powiedział, że nie chce sprawiać przykrości ojcu, ale gdy ten odejdzie, Jakub szybko dołączy do niego.

Ciekawą rzeczą jest tu, dlaczego Ezaw postanowił wybrać taki, a nie inny termin na zabicie młodszego brata, a konkretnie dni żałoby po ojcu. Możliwe, że szło nie tylko o czysto rytualne okazanie czci, ale też synowską miłość. Pamiętajmy – Izaak faworyzował starszego brata, podczas gdy młodszy go oszukał podstępnie, korzystając z jego słabości, ślepoty.

Takiego zdrajcę należało ukarać, ale przecież choćby wygnanie Jakuba spowodowałoby żal, świadomego wszak bliskości śmierci ojca. Stąd zapewne planowane odsunięcie brata od władzy (i życia) Ezaw zaplanował na czas, gdy ojca to nie zabije ani nie zasmuci, a gdy ukaranie zdrajcy byłoby całkiem honorowym aktem.

Oczywiście mówimy tu o dość ograniczonej grupie czterech członków rodziny głównej (Izaak, Rebeka, Jakub, Ezaw), ale i Izmaelu, wolącym zapewne by stada brata przejął jego izmaelowy zięcio-bratanek. Zięć Ezawa-Edoma. jako mąż jego córki, bratanek jako syn brata, łączył te role, więc i zapewne jego wnukowie i wnuczki szukaliby małżonków wśród Ezawitów – tak, jak potem Jakub szukał potomstwa wśród swoich krewnych, potomków Charana.

Kiedy Rebeka dowiedziała się o tym, co mówił Ezaw, jej starszy syn, kazała zawołać Jakuba i rzekła mu: «Ezaw, twój brat, zamierza cię zabić. Posłuchaj więc mnie, synu mój: przygotuj się i uchodź do brata mego, Labana, do Charanu. Pozostań tam przez jakiś czas, dopóki nie uśmierzy się gniew twego brata. A gdy już przestanie on gniewać się na ciebie i zapomni, co mu uczyniłeś, wtedy dam ci znać i sprowadzę cię stamtąd. Czemu miałabym was obu jednocześnie stracić?»
Rdz 27, 42-45

Co ciekawe, w pierwszej kolejności1, Rebeka kieruje się nie do Izaaka, a do Jakuba, do tego nie bezpośrednio. Musi go wezwać i zawołać przez zapewne sługę. Padają tu słowa tu słowa וַתִּשְׁלַה וַתִּקְרָא, wattišlah wattiqrā᾽, wat-tiszla wat-tiqra – „i posłała i zawołała”. Dlaczego dwa czasowniki? Czemu najpierw posłała, a potem zawołała, tak jakby wezwanie ustami sługi pozostało bez odpowiedzi, po czym ona sama musiała interweniować?

Może Izaak nie ufał służbie i bał się podstępu ze strony brata, który mógłby go wyciągnąć przez swojego szpiega z bezpiecznego otoczenia? A może czuł się już na tyle pewnie, że nie rozumiał pilności wezwania lub wpierw zignorował matkę, reprezentowaną przez innego domownika?

W każdym razie Jakub w końcu przychodzi do matki i znowu to ona gra pierwsze skrzypce, mówi mu co robić, jak działać. Nie ma narady, nie ma własnej inicjatywy. Ze strony syna nie słyszymy ani jednego słowa. Nadal jest on biernym uczestnikiem zdarzeń, może czerpiącym z nich korzyści, ale nawet postawiony przed realnym zagrożeniem, grzecznie słucha, co mu powie matka.

Może to element zaufania dla starszego pokolenia, ukochanej matki, objaw szacunku, ale też uczenia się pewnego, typowego dla rodziny Betuela, przebiegłego sposobu myślenia. Jak kowal uczył synów kowalstwa, żeglarz żeglarstwa, córki uczyły się od matki tkactwa, piwowarstwa czy gotowania tak teraz Rebeka na szybko uczyła syna forteli.

Załóżmy, że Ezaw jednak dopiąłby swego i skutecznie usunąłby Jakuba z rodziny? Co miałoby się wtedy stać z Rebeką? Pamiętajmy, może i była głową całej tej intrygi, ale też była matką Ezawa, choć była ona mu niechętna, a na pewno mniej przyjazna niż wobec Jakuba. Czy zabiłby ją, czy tylko skazałby na życie na odludziu, a może trzymał blisko, by nie mogła szkodzić? W każdym razie, znana z miłości do Jakuba, Rebeka nie mogła mieć łatwego życia gdyby Ezaw spełnił swój zamiar. Nie leżało to tylko w interesie Jakuba, ale też dla niej najlepszą opcją było utrzymać pobłogosławionego syna jak najdłużej przy życiu.

Nie mogła tego zrobić bez błogosławieństwa ojca, który nadal żył i chyba był zdolny wydawać polecenia – jak zaraz zobaczymy. Choć kto decydował, jakie to będą polecenia? Spójrzmy na te słowa.

Rebeka mówiła do Izaaka: «Sprzykrzyło mi się życie z tymi Chetytkami. Jeżeli jeszcze Jakub weźmie sobie za żonę Chetytkę, czyli jedną z tych kobiet, które są w tym kraju, to już nie będę miała po co żyć!»
Rdz 27,46

Pretekst został starannie dobrany przez Rebekę. Przecież ona sama została wybrana jako żona dla Izaaka z powodu pokrewieństwa i podobieństwa poglądów, wynikającego z podobnego wychowania. Na pewno nie cierpiała swoich synowych po stronie Ezawa, inaczej niż ona myślących „córek Heta” (בָּנוֹת־חֵת, bānȏṯ Ḥēṯ, banot Chet). Zwrot „z córek tej ziemi tej ziemi” (מִבְּנוֹת הָאָרֵץ, mibbᵉnȏṯ hā᾽ārēṣ, mib-benot ha-arec) jasno wskazuje, że Rebeka nie lubi lokalnych kobiet, nie chce, by któraś została jej synową, ale też wskazuje ważny termin – הָאָרֵץ, hā᾽ārēṣ ha-arec, czyli TA ziemia, Ziemia Obiecana, Ziemia Izraela. Dla niej „ta ziemia” to po prostu najbliższa okolica, zamieszkana przez obcy lud. Taki argument musiał być mocny dla Izaaka, bo na pewno znał on obietnicę daną Abrahamowi, że z tej ziemi jego potomkowie wyprą wielu jej mieszkańców, w tym Hittytów.

Zarówno tekst polski, jak i hebrajski sugerują, że nie była to jedna rozmowa, ale dłuższa perswazja – nie pada tu słowo „powiedziała”, „rzekła” czy inne sugerujące jednorazowe i szybkie przekonanie męża do swoich racji synonimy. Zagrożenie mogło nie być tak palące, wszak Ezaw obiecał zabić Jakuba dopiero po śmierci ojca, więc jeśli ten trzymał się dobrze, był czas na działanie i urabianie.

A na polu rodzinnym? Bez religijnych motywacji? Czy był to dziwny argument? Nie, wszak nie jest wskazane nigdzie, że Izaak pochwalał w pełni życiowe wybory Ezawa w kwestii partnerek. Może było to motywowane narzekaniem Rebeki, bardzo aktywnej bohaterki tego epizodu. Może ta antypatia udzielała się też jej mężowi, ale liczył on na pozytywny wpływ Ezawa, jako męża ,na żony i dzieci, jednak ten był dla matki Jakuba niewyobrażalny – dla niej to żona wpływała na męża i na dzieci.

Rebeka znała siłę wpływu tradycji i wiedziała, jak wychowała Jakuba, ale czemu wykluczyła z tego wpływu Ezawa? Może wpływa na tę narrację na mizoginia i przypisanie kobietom popadanie w zabobony. Skoro wróżka powiedziała, że dziedzicem będzie drugi syn, to pierwszy niech przeżyje gdzieś indziej, na uboczu. Matka bliźniaków wiązała swój los z tym, którego wskazała przepowiednia.

W wychowaniu synów Ezaw (myśląc po myśliwsku, czyli adaptując się do lokalnych standardów), na pewno uległby żonie, na co Rebeka nie mogła pozwolić, gdyby wpadł on w łapy Chetytki. Możliwe, że Izaak znał ją na tyle, że wolał odesłać Jakuba do dalekiego kraju na poszukiwania żony idealnej niż ryzykować, że Rebeka stanie jeszcze mniej pewna siebie. Człowiek niepewny siebie, ale zdolny do planowania intrygi staje się niebezpieczny. Syn Abrahama mógł więc troszczyć się o Ezawa, który już raz zjadł (podany przez brata) zgubny posiłek.

Wtedy Izaak zawołał Jakuba, pobłogosławił go i dał mu taki rozkaz: «Nie bierz sobie żony spośród mieszkanek Kanaanu. Idź do Paddan-Aram, do rodziny Betuela, ojca twej matki, i weź sobie tam za żonę jedną z córek Labana, twego wuja. A Bóg Wszechmocny będzie ci błogosławił. Uczyni cię płodnym i da ci liczne potomstwo, tak że staniesz się praojcem wielu szczepów. Błogosławieństwo, [otrzymane przez] Abrahama, da również tobie i twojemu potomstwu, abyś posiadł na własność kraj, w którym przebywasz, a który Bóg oddał niegdyś Abrahamowi». Po czym Izaak wyprawił Jakuba w drogę i ten poszedł do Paddan-Aram do Labana, syna Betuela Aramejczyka, brata Rebeki – matki Jakuba i Ezawa.
Rdz 28,1-5

Ciekawostka, tutaj Izaak musiał tylko raz zawołać Jakuba do siebie, a potem go posłać w nieznane. Nie było tegoż, wprowadzonego przeze mnie, podręcznego sługi, nie było dwóch wezwań. Skąd różnica w podejściu? Może rzeczywiście Jakub czekał na wezwanie od ojca, by ostatecznie zostać głową rodziny, albo był wtajemniczony w spisek matki. Biorąc pod uwagę jego wcześniejszą beztroskę, która wymagała dwóch wezwań od niej – jednego pośredniego i jednego bezpośredniego – zakładałbym raczej, że Jakub szedł do namiotu ojca z wizją wyjścia stamtąd jako naczelnik klanu.

Zauważalna jest tu różnica w nazewnictwie. Rebeka mówiła o wyborze żony spośród córek Cheta, Izaak o wyborze spośród córek Kanaanu (מִּבְּנוֹת כְּנָעַן, mibbᵉnȏṯ Kᵉnā‘an, mib-benot Kenaan). Przy czym Kenaan może oznaczać zarówno kraj, ziemię Kanaanu, jak i syna Chama, potomka Noego, od którego kraj wziął swą nazwę. To echo obietnicy danej Abrahamowi, że ziemia Kanaan zostanie dana jego potomkom. Zamiast konkretnej miejscowości, którą wskazała Rebeka (Charan) Izaak mówi o Paddan Aram (פַּדַּן אֲרָם, Paddan ᾽Ǎrām, Paddan Aram, „Pole Arama”), czyli całym regionie Górnej Mezopotamii.

Ukazuje to inne myślenie męża i żony choćby w temacie tego, jak mobilne jest życie. Rebeka, jako kobieta przywykła do raczej osiadłego trybu, życia wspomniała jedną miejscowość, region. Izaak wskazał całą okolicę, bo przywykł do wędrówek za lepszymi pastwiskami i może podświadomie zakładał, że Laban mógł po prostu się przenieść w inne miejsce. Poza tym wiąże problematyczność lokalnych kandydatek na żonę z ich pochodzeniem od Kanaana, nie zaś z ziemią, jaką zamieszkują.

A Ezaw zobaczył, że Izaak dał błogosławieństwo Jakubowi i wysłał go do Paddan-Aram, aby sobie tam wybrał żonę a błogosławiąc go dał mu rozkaz: «Nie bierz sobie żony spośród mieszkanek Kanaanu!» i że Jakub usłuchał ojca i matki, i udał się do Paddan-Aram. Gdy więc uznał, że mieszkanki Kanaanu nie podobają się jego ojcu, Izaakowi, poszedł do Izmaelitów i oprócz żon, które już miał, wziął sobie za żonę Machalat, jedną z córek Izmaela, syna Abrahama, siostrę Nebajota.
Rdz 28,6-9

Najwyraźniej błogosławieństwo miało charakter albo rodzinny albo publiczny, bo starszy brat jest tego świadkiem i działa zapewne inaczej niż chciałaby Rebeka. Ezaw na pewno nie był zwolennikiem monogamii. Gdy zauważył działanie brata, zdecydował, że też weźmie sobie żony z rodziny ojca. Na razie jedną.

Machalat (מַחֲלַת, Maḥǎlaṯ, Machalat) nie została wymieniona w wykazie potomków Izmaela w 25. rozdziale Genesis, ale pada tam imię Nebajota, pierworodnego syna tego patriarchy (por. Rdz 25, 13), który jest jej bratem. Wraca on, gdy mowa o drugiej żonie Ezawa, Basmat (בָּשְׂמַת, Bāśmaṯ, Bosmat) w Rdz 36,3 – także jego siostrze. Możliwe więc, że więcej do powiedzenia w kwestii wydawania córek Izmaela za mąż miał jego syn, Nebajot. Mogło to wynikać z podeszłego wieku głowy rodu (ale i dalszego pokrewieństwa) albo z chęci wykazania pokrewieństwa matek dzieci Ezawa z pierworodnym, więc najlepszym w domyśle synem Izmaela.

Co do Machalat, jej imię nie ma hebrajskiego tłumaczenia, więc jest bardzo możliwe, że nie pochodzi z mowy hebrajskiej, a właśnie od matki, wychowanej z dziada-pradziada w okolicach dębów Mamre. Może jednak imię córce nadał Izmael, czerpiąc z języka swej matki, Egipcjanki?

Mądrzej pod względem genetycznym postępował Ezaw czy Jakub? W obu wypadkach pokrewieństwo żon z mężami jest podobne. Dla związków Ezawa pierwszym wspólnym przodkiem jest Abraham (czwarte pokolenie) – ojciec Izaaka i Izmaela, zaś w związkach Jakuba jest to Betuel, ojciec Rebeki i Labana (piąte pokolenie). Jednak Hagar była Egipcjanką, była obca, podczas gdy w czwartym pokoleniu po stronie „labanowej” Milka była spokrewniona z Abrahamem jako jego (i swego męża) bratanica.

Paradoksalnie bliższe pokrewieństwo jest tu niewiele gorsze, bo gdyby liczyć od Teracha2, potomstwo Ezawa z Izmaelitkami zawierało 79% (19/24) jego genów, zaś Izaaka z córkami Labana „jedynie” 75% (18/24). Jednak dzieci Ezawa z Kananejkami, córkami Cheta oraz dzieci Jakuba z niewolnicami Labanównych miały tylko 33% (8/24) wspólnych genów ze swoim prapradziadkiem. Dla porównania – przy wyborze całkowicie niespokrewnionej żony za każdym razem wynik ten w pokoleniu praprawnuków wyniósłby 6,25% (1/16) pokrewieństwa z prapradziadem.

Musimy jednak pamiętać, że w tej opowieści nie chodzi o genetykę, ale o kwestię dziedziczenia terachowego błogosławieństwa i misji. O długość nosa wygrywa tu linia Izaaka, która traktuje jednak Izmaela i Ezawa jako intruzów w linii od Teracha do Izraela. Pierwszy to efekt ludzkiej ingerencji w Boże plany, drugi jest praprzodkiem Edomitów, zawziętych wrogów Izraela – ale przede wszystkim dla doczesnych korzyści, miski soczewicy, odrzucił błogosławieństwo pierworodnego. Połączenie linii izmaelickiej i edomickiej sugeruje, że one obie łączą te niepożądane cechy, od których wolny powinien być Izrael.

Jednak bez tego klimatu małżeństwo Ezawa z krewną wzmacniało jego prawa do roszczenia sobie pretensji do dziedzictwa, zwłaszcza gdyby Jakub zaginął (lub „zaginął”) w czasie podróży i nie pozostawił po sobie potomków. Poza tym, szukając żony wśród bliżej żyjących krewnych Ezaw miał szansę szybciej doczekać się potomków. Brak potomstwa u chytrego brata nawet umacniałby w potomstwie Ezawa przekonanie o tym, że sprzedaż pierworództwa i wykradzenie błogosławieństwa ojcowskiego były wbrew woli Boga. Dodajmy, że dobre stosunki z lokalnymi mieszkańcami, wynikające z małżeństw z Hetytkami zapewne nie były dobrze przyjmowane przez czytelników.

A pamiętajmy, że – gdyby nie Laban i jego knowania – wcale się na liczne potomstwo nie zapowiadało. Rachela, ukochana żona Jakuba, dała mu tylko dwóch synów, Józefa i Beniamina. Pozostałych dziesięciu pochodziło z drugiej, niechcianej żony i dwóch niewolnic. Bardziej pobłogosławiony wydawał się więc Ezaw.

Dodajmy do tego, że Ezaw podjął decyzję o poślubieniu nowych żon, gdyż chciał zadowolić ojca, a to jego potomstwa dotyczyła obietnica – nie synów Rebeki. Decyzja Jakuba, jak i poprzedzająca ją decyzja Izaaka, są podyktowane zmęczeniem żony synowymi hetyckimi. Wcześniej jednak dowiadujemy się, że ten wybór był powodem zgryzoty obojga rodziców (por. Rdz 26,34). Więc nawet jeśli i Rebece nie podobała się metoda doboru małżonek przez Ezawa, to decydująca była wola ojca. Zresztą, to spośród jego najbliższej rodziny starszy brat dobrał partnerki idąc po linii męskiej i pomijając Labana.

Jakub więc wybrał się na ryzykowną wędrówkę. Jakby tego było mało, nie wiemy, czy ktoś wybrał się z nim. Teoretycznie było to logiczne, by towarzyszył mu choć jeden sługa, ale nie widzimy takiej osoby. Syn głowy rodu nagle udaje się w nieznane sobie okolice, szukając konkretnej rodziny, by ewentualnie znaleźć tam żonę. Na miejscu zostaje brat mający liczne potomstwo i sympatię patriarchy.

Wygląda to raczej na dolę wygnańca, który musi szukać żony wśród obcych. Owszem, jego losy są znane z narracji żydowskiej, faworyzującej jego linię genealogiczną, więc dla Żydów Jakub nie był wygnańcem, ale raczej bohaterem na początku swej przygody.

1Pomijając to, ze redaktor uznał, ze trzeba przypomnieć kim jest Ezaw – starszym synem Rebeki. Po pierwsze, nie jest nazwany ani pierworodnym dziedzictwa po Abrahamie, ani starszym synem Izaaka.

2Przy założeniu, że każda nieznana z imienia żona jest niespokrewniona z Terachitami, a więc tym samym nie ma z nim wspólnych genów.

Czemu Apostołowie mają pospolite imiona?

Krąży po sieci mem, pytający, czemu ludzie z Bliskiego Wschodu nazywali się tak pospolicie: Łukasz, Marek, Mateusz, Jan? Przecież tam spodziewamy się wszelkiej maści Abdulów, Ismaelów, czy Ahmedów.

Odpowiedź jest bardzo prosta. Język, historia i kultura.

Zacznijmy od samego imienia Jezus. Nie jest to imię brzmiące żydowsko. Jozue też nie. Jehoszua? O, jak najbardziej! I tak, Jozue syn Nuna i Jezus z Nazaretu noszą po hebrajsku to samo imię – יְהוֹשׁוּעַ Jᵉhȏšȗa‘ (tu dziękuję za uwagę Piotrowi Janikowi – koryguję), Jehoszua. I w greckich przekładach, na przykład Septuagincie, znajdziemy historie o podboju Kanaanu za Jezusa syna Nuna.

W Ewangeliach jednak mamy zapis imienia Chrystusa zgodny z zapisem imienia Jozuego w Septuagincie: Ἰησοῦς, Iesous i takie imię się przyjęło. W efekcie w językach współczesnych często Jezus syn Nuna ma swoje własne imię, jak angielskie „Joshua” czy „Josué” w hiszpańskim.

Z imionami starotestamentalnymi jest tak, że często znamy je jedynie z wersji greckich, które mają nieco inną formę niż oryginał. Przykładowo starego człowieka, czy nawet stare drzewo nazwiemy z grecka „Matuzalemem”, ale ten najdłużej żyjący człowiek nazywa się w V wydaniu Biblii Tysiąclecia „Metuszelach” ( מְתוּשֶׁלַח, Mᵉtȗšelaḥ, Metuszelach).

Biblia trafiła do nas przez zgrecczonych mieszkańców Bliskiego Wschodu, którzy nieraz byli zmuszeni pogodzić się z tym, że dla oficera nie będą mieli na imię „Johannan”, ale „Joannes”, ani też Matatjahu, tylko Matheos. Dobrze, że spisujący dokumenty nie poznali Grzegorza Brzęczyszczykiewicza.

Marek z kolei to polska wersja imienia rzymskiego „Marcus” (por. Marek Aureliusz, vel. Marcus Annius Aurelius Verus – kojarzy ktoś?), wszak Ewangelia według Marka została spisana przez ucznia św. Piotra, który też nazywał się „bardzo” hebrajsko – Szymon – co jest wersją całkiem popularnego imiena żydowskiego (שִׁמְעוֹן, Šimᵉ‘ȏn, Szimeon). Jezus zmienił mu imię na Petros, czyli „Skała” po grecku a Petrus po łacinie, ale znamy tez inną wersję: Kefas (por. J 1, 42), czyli „Skała”, כֵּף, kēṗ, kef, po hebrajsku z grecką końcówką -ας, -as (tu kolejne korekty po komentarzu Piotr Janika).
Za merytoryczny komentarz dziękuję w poście, bo komentarzy nikt nie czyta.

Widzicie już mechanizm?

Dodajmy, że sytuacja nie była taka prosta, że byli Żydzi i okupant rzymski. Lingua franca, czyli odpowiednikiem dzisiejszego angielskiego była greka, ale nie taka klasyczna, ale greka koine, uproszczona, wykorzystywana w codziennym życiu i w handlu. Do popularyzacji greckiego przyczynił się też fakt, że przez wiele lat nie tylko Palestyna, ale cały basen Morza Śródziemnego był pod władaniem jak nie jednej, to innej dynastii hellenistycznej, czyli takiej powstałej po śmierci Aleksandra Wielkiego.

Źródło: https://digitalmapsoftheancientworld.com/digital-maps/the-hellenistic-world/

Nie powinno nas więc dziwić, że ktoś w tym rejonie nazywał się Φίλιππος, Philippos – jak ojciec Aleksandra.

Dodajmy do tego, że wiele współczesnych imion pochodzi z Biblii. Tradycyjnie nadawane imiona, właśnie imiona świętych czy błogosławionych często pochodzą z Pisma Świętego. W efekcie bardzo często imię po dziadku było imieniem Apostoła czy innej ważnej postaci z Pisma – jak Stefan, czyli inna forma imienia „Szczepan”, które po grecku (Στέφανος, Stephanos) oznacza dosłownie „wieniec, laur zwycięstwa”.

Więc przyczyna, czemu Apostołowie nazywają się jak chłopaki spod bloku jest strasznie nudna i prozaiczna.

6130% normy, czyli o przykazaniach judaistycznych

Same przykazania to temat na osobny, dłuugi materiał, ale ciekawe jest podejście do nich w samym judaizmie rabinicznym gdyż po tych twardych negocjacjach Mojżesza Żydzi wyrobili sobie tych przykazań sześćset trzynaście! Dobrze słyszeliście i tekst z zajawki nie jest pomylony.

Skąd się ich tyle wzięło? Jak brzmią? I czy zawsze są przestrzegane? A może są jakieś wytrychy?

Wersja filmowa:

1. Skąd 613?

Judaizm zna sześćset trzynaście przykazań, które regulują życie pobożnego judaisty i wspólnoty. Oczywiście, są one wywiedzione z Pisma, gdzie mamy wiele przepisów poza samym dekalogiem, mając w nim swoją podstawę.

Musimy pamiętać, że wiele przykazań w dekalogu nie jest podanych jasno i klarownie, z wyliczeniem sytuacji granicznych czy teoretycznych. Nie dowiemy się z „Nie będziesz pożądał żony bliźniego swego”, czy ewentualni kosmici to też bliźni i ewentualnie, która z pięciu ich płci to kobieta. Nie ma też jasnego wskazania, gdzie jest rozgraniczenie między zdrową a niezdrową czcią okazywaną ojcu lub matce. A gdy przykazania stają naprzeciwko siebie – okazać nieposłuszeństwo Bogu czy ojcu? Złamać zasady szabatu, czy pozwolić komuś umrzeć?

Pamiętajmy, że to nie jest zalecenie, porada czy jakaś filozoficzna „złota zasada”, która ma być światłem przewodnim – to jest nakaz. PRAWO. To jest micwa, od czasownika cawah – „rozkazać, zarządzić, polecić, ustanowić, wysłać z rozkazem/poleceniem”. Micwa oznacza też dobry uczynek, jaki wynika z wypełnienia tego prawa.

Bycie dobrym Żydem oznaczało więc przestrzeganie pewnego zbioru zasad, przestrzeganie zasad Przymierza, swoistej umowy. Co gorsza, spora część tej umowy dotyczyła jeśli nie Świątyni Jerozolimskiej czy Przybytku, to Erec Jisrael, Ziemi Izraela. No i co robić, jak przestrzegać umowy, jak się mieszka w takim Berlinie czy innym South Parku, a na miejscu Świątyni muzułmanie postawili sobie meczety? Olbrzymie, święte meczety, których nie oddadzą za nic.

Jak egzekwować zapisy Tory w sytuacji, gdy prawo w kraju, gdzie się mieszka stanowią goje? Więc wiele mądrych głów szukało praktycznego zastosowania dla przepisów kultycznych, społecznych czy religijnych, tworząc szerokie komentarze do zapisów Pięcioksięgu.

I nie uwierzycie! Jeden rabin mówił, że micwy są takie, a inny coś usuwał, coś co uważał za mało ważne i coś z własnej listy ulubionych dodawał.

Ale musiało to być sześćset trzynaście. Coś jak z ze sporem o Dekalog po Reformacji, gdy wiele wyznań miało własne listy, ale wszyscy wiedzieli ile ma być części. Można było więc uznać pożądanie żony bliźniego swego za równe z pożądaniem wołu bliźniego swego, ale wtedy miałeś tylko dziewięć przykazań. I coś musiałeś dodać. Albo rozbiłeś jedno przykazanie wyciągając dodatkowo zakaz czynienia podobizn i oddawania im czci i coś musiałeś ująć, bo przykazań ma być dziesięć a nie jedenaście.

Dlaczego judaizm postawił na sześćset trzynaście? Wartość liczbowa słowa „Tora”, czyli „Prawo” to 400 za taw, 6 za waw, 200 za resz i 5 za he, czyli sześćset jedenaście i tyle przepisów miał otrzymać Mojżesz na samej górze, do czego należy dodać dwa, nadane przed jego wejściem na Synaj (ustanowienie ludu kapłańskiego i nakaz przygotowania się do święta).

Inni wskazują na trzysta sześćdziesiąt pięć dni roku słonecznego, odpowiadających liczbie zakazów i dwieście czterdzieści osiem nakazów, odpowiadających liczbie kości, czy też części ciała ludzkiego.

Z tego powiązania liter z liczbami wynika też nazwa zestawienia micwot: תריג, tarjag, gdyż taw to 400, resz 200, jod 10 a gimel 3. Tarjagi tworzyli liczni autorzy, układając je bądź to tematycznie, bądź według kalendarza czytań synagogalnych (Tora jest dzielona na 54 parsziot a każda kolejna parsza jest czytana jest w kolejny tydzień).

Byli i tacy, którzy lecieli jak było im najwygodniej, jak słynny Mojżesz Majmonides w dwunastym wieku, pisząc swój Sefer hamicwot, czyli „Księgę przykazań” po prostu liczył według tego, czy micwa była ważna czy nie, ale zachował podział na pozytywne nakazy i negatywne zakazy.

Oprócz tych sześciuset trzynastu są jeszcze dwa ważne zbiory. Pierwszy to coś na podobę naszych przykazań kościelnych – regulują życie wiernych judaistów.

Chodzi tu o zbiór, a jakże siedmiu przykazań rabinicznych, osadzonych poza Torą i regulujących życie wspólnoty, na przykład jak mają działać eruwy, o których za chwilę, czy kiedy zapalać świece szabasowe, a kiedy chanukowe, jak myć ręce. Śmiejcie się, ale my, gupie goje, wywiesiliśmy instrukcje jak to robić dopiero w obliczu ogólnoświatowej zarazy.

No, może szału nie ma pod względem antybakteryjnym, ale jest przykazanie, by myć ręce do nadgarstka wodą laną z naczynia po wstaniu i przed posiłkiem. To jest już coś.

Drugi zestaw to bardziej ekonomiczny zbiór zasad dla ludzi, którzy nie są Żydami, ale nie są też totalnie dzikimi barbarzyńcami.

Kolejny istotny zbiór to zestaw siedmiu zawartych w Torze przykazań dla benej Noach, synów Noego – czyli całej ludzkości obejmujących sześć zakazów (zakaz spożywania krwi żyjącego zwierzęcia, rozlewania krwi, czyli zabijania człowieka, rabunku, bluźnierstwa, niemoralnego współżycia) i jeden nakaz (ustanowienia sądów).

Tak więc kto lubi krwisty befsztyk czy krupnioka jest bezbożnym barbarzyńcą i ogólnie ma przekichane u Żydów i u Boga.

Tu będę podawał numerację micw według zbioru „613 przykazań judaizmu oraz Siedem przykazań rabinicznych i Siedem przykazań dla potomków Noacha” w opracowaniu Ewy Gordon, a więc według anonimowego, przypisywanego Aharonowi Ben Josefowi z Barcelony zbiorowi Sefer ha-Chinuch z XVI w.

2. Co nakazuje tarjag?

Czym więc się ten zbiór zajmuje? Tak, jak już wspomniałem chodzi o zastosowanie zasad Tory do codziennego życia, nieraz w sytuacji trudnej. Bo trudno nie nazwać trudną sytuacji, gdy masz według Księgi Liczb, rozdział mieć frędzle, cicit, ṣȋṣiṯ u swej szaty i jeden z nich musi być barwiony na niebiesko barwnikiem uzyskiwanym z chilazona.

W samym tekście biblijnym jest informacja, że ma to być frędzel techelet, czyli błękitny czy purpurowy. Raczej purpurowy, bo oderwanie tradycji od życia miało nastąpić, gdy techelet zostało uznane za barwę rodu panującego za Nerona i wtedy zarezerwowane dla Rzymian i potem zapomniane. Pojawia się jeden problem – nikt już nie wie, co to za zwierzę!

Przecież nie nazwiemy jakiegoś dowolnego ślimaka chilazon i nie zaczniemy z niego robić barwnika. Zdecydowano się więc na zostawienie tego frędzla także niebarwionego, co wyrażono w micwie. Same cicit też nie są noszone u szaty wierzchniej a na talicie, chuście zakładanej podczas modlitwy.

Oczywiście, ta dosłowność działa w obie strony. Boków brody nie wolno golić, czyli nie wolno używać brzytwy. O zakazie używania kremu depilacyjnego nikt nie wspomniał. Ale o sztuce omijania zakazów w osobnym segmencie.

Mamy przykazania humanitarne, chroniące na przykład dłużnika – wierzyciel nie miał prawa wejść do jego domu i zabrać sobie tego, co chciał. Musiał grzecznie poczekać na zewnątrz i poczekać na wyniesienie długu przez dłużnika lub przedstawiciela sądu rabinicznego.

Całkiem fajne, nie? Do momentu jak sąd rabiniczny nie był podporządkowany największemu lichwiarzowi, a więc i bogaczowi, do tego mającemu u ludzi, którzy którzy nie mają długów opinię hojnego dobroczyńcy. I to działa, lub jet raczej: „jest wypaczone” po obu stronach wyznaczonej obrzezaniem granicy.

Bardzo często media wychwalają kogoś, bo nie znają jego prawdziwego oblicza, któe ten ukazuje tylko tym najbardziej potrzebującym, a więc bezbronnym. A gdzie indziej to fundacja za fundacją, gale charytatywne, programy typu „Naprawimy ci chałupę”.

Sporym szokiem jest dla nas kwestia na przykład miasta odstępczego, czyli miasta żydowskiego, które przeszło na wiarę inną niż judaizm.

Micwa zawarta w trzynastym rozdziale, siedemnastym wersie Księgi Powtórzonego Prawa mówi, że „Cały swój łup zgromadzisz na środku placu i spalisz ogniem – miasto i cały łup jako ofiarę ku czci Pana, Boga twego. Zostanie ono wiecznym zwaliskiem, już go nie odbudujesz”. Tradycja tłumaczy ten zapis, że jeśli większości miasta przeszła na inną wiarę, należało ich ukamienować, najbardziej aktywnych ściąć, a wiernych wierze wypuścić, jednak bez żadnego majątku.

Same miasto musi być zburzone i nie może być odbudowane. To element rzuconej na nie Bożej klątwy, cheremu, podobnego do tego, jakiemu podlegały miasta zajmowane od Kananejczyków w czasie podboju ich ziem. I tradycja rabiniczna to potwierdza w micwach 464 do 466.

Oczywiście, nam teraz ciężko sobie wyobrazić, jak grupa pobożnych żydów miałaby wypowiedzieć swoistą świętą wojnę, odpowiednik dżihadu lub krucjaty. Ale przecież mieliśmy co najmniej dwa bunty, w pierwszym i czwartym wieku, gdy siły żydowskie miały religijną motywację i chwilowe przewagi, a przepis nie mówi od ilu mieszkańców zaczyna się „miasto”, choć nie pamiętam żadnej historii, by ludzie Bar Kochby czy Józefa Flawiusza wymordowali jakieś osiedle zhellenizowanych Żydów. Ale poszukam, przypomnę sobie.

Nie wszystkie micwy są takie okrutne, choć wiele jest łagodnych w swej praktyczności. Przykładowo zakaz wycinania drzew owocowych w czasie oblężenia, zawarty w dziewiętnastym wersie dwudziestego wersu Księgi Kapłańskiej. I jako praktyczny nakaz przestawia to sama Biblia, w końcu owoce mogły żywić armię w czasie wielomiesięcznej kampanii, ale drzewa uważane za nieowocowe mogły zostać użyte do produkcji sprzętu oblężniczego.

Micwa 528. rozciąga jednak tę zasadę na całą wojnę i wszelkie przedmioty, które nie powinny być niszczone niepotrzebnie.

Także podejście do indywidualnego bałwochwalcy a zwłaszcza takiego, który do bałwochwalstwa namawia może nas zszokować. Jest tu wręcz nakaz nienawidzenia go, zakaz obrony, a konieczność zeznawania na jego niekorzyść. Gdyby zaś bałwochwalca był w niebezpieczeństwie nie wolno go ratować, nawet gdyby zagrożone było jego życie.

Izrael Szahak wspomina o wręcz nakazie błogosławienia wszystkich wiernych spoczywających na mijanym cmentarzu żydowskim, ale i przeklinania tych na cmentarzu należącym do gojów. Oczywiście były to ciche przekleństwa, dla bezpieczeństwa, bo goje nie zrozumieliby tej kulturowej specyfiki i uznaliby, że żyd albo co gorsza cały judaizm nienawidzi chrześcijaństwa.

Wiele problemów wynika ze swoistego zawieszenia, jakie powoduje brak ważnych dla judaizmu Erec Jisrael, Ziemi Izraela i Bejt ha-Mikdasz, Świątyni Jerozolimskiej. Sporym problemem jest brak Świątyni, do której odnosi się wiele przepisów, ale i ról społecznych. Co z Lewitami, którzy powinni służyć w Świątyni i składającymi ofiary kohenami, kapłanami? Jak ofiarować pierworodnego? Co z przepisami dotyczącymi samej Ziemi Świętej? Co mają z nimi robić ci, którzy nie mają nawet nadziei się tam udać? Co z dziesiątkami przykazań dotyczących jakie zwierzęta i jak ofiarować?

Jeszcze więcej istotnych przypadków znajdziemy w kwestiach rodzinnych. Co w przypadku konwertyty, neofity? Czy może się on tak, po prostu ożenić z żydówką z dziada-pradziada? No, nie. Dopiero w trzecim pokoleniu nie wolno było z powodu ich pochodzenia odmawiać wydania córki za mąż Egipcjaninowi ani Edomicie (potomkom Izmaela i Ezawa), za to potomków Amorytów i Moabitów nie pozwalano na to nigdy.

Ale teraz nie wiadomo, kto jest potomkiem Amoryty czy Moabity, więc praktyka jest taka, że nikomu nie można z tego powodu odmówić córki.

Komu za to można? Mamzerowi. Kim jest mamzer? Jest to według micwy 559. (Pwt 23,3) bękart, osoba zrodzona poza legalnym związkiem. Dotyczy to nie tylko jawnego cudzołóstwa, ale też dziecka zrodzonego ze związku aguny, kobiety, której mąż zaginął – nie mógł jej więc dać legalnego rozwodu, getu – z innym mężczyzną. Na taki ślub musi wydać zgodę sąd rabiniczny, ale on nie jest nieomylny.

Dziecko urodzone w takiej sytuacji, gdy wraca pierwszy mąż kobiety jest gorsze od dzieci „pewnych poległych” pod każdym względem. Może ono poślubić jedynie innego bękarta lub konwertytę z pogaństwa.

Jest to o tyle bolesne, że to odrzucenie wynika nie z win danego człowieka, czy nawet grzechu rodziców, ale logiki życia, bo ileż kobieta może czekać na męża, który mógł skończyć w bezimiennym, masowym grobie?

Ciekawą kwestią jest rok szabasowy, a także jubileuszowy, gdy nie tylko ziemia powinna leżeć odłogiem, ten rok miał być dla niej odpoczynkiem, ale dochodziły dodatkowe obostrzenia. Fakt, były to przykazania zabraniające i bogatemu gromadzić wielkich zapasów, a także żąć swego zboża, by zostawić je biednym, ale też regulujące jak biedni powinni z tego korzystać.

Wyobraźcie sobie, co by było, gdyby grupki ubogich oczyściły w tym roku pola bogatych lub co gorsza je zadeptały lub poniszczył winnice. Dlatego należy rwać kłosy ręcznie, nie zaś żąć kosą lub sierpem.

Jak żyć z tyloma przepisami? To oczywiście skomplikowane. Wyobraźcie sobie, że w niedzielę nie możecie rozłożyć parasola, bo to jak rozbicie namiotu. Namiotu też nie rozbijecie. Nawet nie rozpalicie ognia jak będzie zimno, albo nie zapalicie światła. A co powiecie o sterowaniu systemem wodociągów?

Pomocą byli tu szabasgoje, znani też jako goje szabasowi, czyli nie-Żydzi zatrudniani do prac koniecznych w szabat. Oczywiście, nie można zatrudnić nikogo ściśle do pracy w sobotę, więc ktoś taki był zatrudniany na cały miesiąc lub tydzień, ale pracował tylko raz w tygodniu. Płacono mu na przykład za gaszenie świec w synagodze po nabożeństwach szabasowych. Widać bardziej się to opłacało niż pozwolenie im wypalać się do kolejnego ranka. Jako, że płacono także za cały miesiąc, to była świetna fucha.

Także w prywatnych domach szabesgoj był przydatny. Izrael Szahak wspomina swojego krewnego, który w tym charakterze zatrudniał Polkę. Ale był problem. Nie można nakazać gojowi wykonania konkretnej pracy lub otwarcie poprosić go o to czy tamto.

Dlatego tenże krewny, nie mogąc w samowarze zaparzyć sobie herbaty, w sobotni ranek budził się i nad wyraz głośno wyrażał jak to by było miło, gdyby Marysia teraz zaparzyła herbaty. Oczywiście wtedy Marysia wiedziała, że należy zaparzyć odpowiedni trunek. Taki sam system aluzji działał w sytuacji, gdy „przydałoby się, żeby w gościnnym było cieplej” albo gdy „kurz w bibliotece nie pozwalał tam przebywać”.

Nic dziwnego, że tenże Izrael Szahak wspomina w przypisie sytuację, gdy po śmierci nadzorującego sieć wodociągową goja szabasowego w Bney Braq koło Tel Awiwu powstało zgorszenie, bo okazało się, że był on Żydem. Od tej pory wymaga się tam od gojów szabasowych odpowiedniego zaświadczenia od rabina, że na pewno, absolutnie i pod żadnym względem nie zatrudnia się Żyda, a goja syna goja.

Sporo takich metod zachowania micwy i jednocześnie obejścia jej Szahak wyniósł z pracy w kibucu, czyli takim wspólnotowym gospodarstwie rolnym.

I tak na przykład zawarty w micwie 245. (Kpł 19,19) zakaz obsiewania pola dwoma rodzajami zboża był obchodzony na dwa sposoby. W pierwszym kibucnik A siał zboże typu pierwszego wzdłuż pola, po czym po jakimś czasie nieświadom tego (oczywiście) kibucnik B siał zboże typu drugiego w poprzek pola. Drugi polegał na jeszcze większym podstępie, wymagającym trzech uczestników.

Kibucnik A sypał zboże pierwszego typu i nakrywał je deską. Kibucnik B sypał na deskę zboże drugiego typu. Po czym proszono trzecią osobę, oczywiście nieświadomą całej sytuacji (często dziecko), by podało deskę. Unosząc deskę kibucnik C dokonywał zmieszania ziaren czego oczywiście NIKT nie był świadomy i dzięki temu nie było grzechu.

Metodą na uniknięcie zastoju w dostawach mleka był zaś system humanitarny. Otóż nie wolno w szabas doić krowy. Chyba, że dla ulżenia jej, w czym jednak nie pomoże Maciejowa z piosenki o radarowcach, ale trzeba to zrobić samemu, ale wtedy mleko ma spaść na ziemię, nie wolno mleka zabrać. Nikt też nigdy nie zakazał podstawiania pod krowę cebrzyka.

Tak, tu znowu nagle zachodzi w kibucu totalna dezorganizacja i nikt nic nie wie o tym, co robią inni. Kibucnik A podstawia rano ceberki pod krowy, (bo na to Talmud pozwala) po czym po jakimś czasie przychodzi kibucnik B i stwierdza, że zwierzęta ciepią, bo już pełne mleka. Maciejowa nie doleci, ją zgarnęła dyskoteka. Więc Kibucnik B je doi, spełniając dobry uczynek, pozwalając spłynąć mleku w dół, do ceberków i sobie idzie, bo nie wolno mu mleka zabrać. Potem przychodzi kibucnik C i widzi -aj! waj! – tyle mleka się marnuje w ceberkach. Więc z szacunku do Bożych darów je zabiera, by się nie zmarnowały.

Wspomniałem też nakazany w przykazaniach rabinicznych system eruwim, czyli granic. Eruw ma formę słupów z rozciągniętym drutem u góry. Rozszerza on obszar prywatny, pozwalając wykonywać czynności domowe także poza obszarem mieszkania czy domu, czyli na przykład przenoszenie choćby parasola. Na granicy eruwu umieszcza się żywność, na przykład chleb, i jeśli tylko nadawał się on do spożycia w poranek szabatu cały teren eruwu był jednym wielkim terenem prywatnym.

Co ciekawe, eruw może być wielki. Możecie na terenie takiego mieszkać i o nim nie wiedzieć. Tak, bo eruwy istnieją także poza Izraelem. Na przykład połowa Manhattanu to jeden wielki eruw, a podobne systemy ma kilka innych miast. Nad tym, by nowojorski drut okalający teren nie został przerwany czuwa gmina żydowska, wydająca na to 100 000 amerykańskich dolarów rocznie. Więcej macie w linku w opisie (https://www.littletownshoes.com/2017/02/27/tajemnice-nowego-jorku-eruv/).

Eruwy mogą być też trzy. Pierwszy to wspomniany eruw chacerot, pozwalający przenosić przedmioty. Drugi to eruw tawszlin, czyli granica miejsca w którym można gotować w święto wypadające w piątek, by mieć gotowe danie na szabas. Trzeci to eruw techumim, czyli granica działki od której liczony był dystans, jaki można było pokonać w szabat. Można było przejść dwa tysiące amot (micwa 24.. Wj 16,29) Więc na linii dwutysięcznej amy umieszczano chleb, i od tego miejsca można było przejść kolejne dwa tysiące amot.

A to tylko niektóre z detali życia wspólnoty żydowskiej. Ale czym się one różnią od naszego piątkowego ogona bobra, czułości na dyspensy czy niby-soborowego ograniczania dni postnych? Judaiści nie są grupą ludzi-archetypów, ale żywa i czującą wspólnota, która szuka miejsca na ziemi, gdzie mogłaby żyć po swojemu. A jak mogą żyć i gdzie – OoooooooOoOoO to długa historia.

Wykradzione błogosławieństwo. Komentarz do Księgi Rodzaju cz. 42 (Rdz 26,34-27,40)

Wyróżnione

poprzedni wpis

Gdy Ezaw miał czterdzieści lat, wziął za żonę Jehudit, córkę Chetyty Beeriego, oraz Bosmat, córkę Chetyty Elona. Były one powodem zgryzoty Izaaka i Rebeki.
Rdz 26,34-35

Te dwa wersy kończą dwudziesty szósty rozdział Genesis i są jakby wstawką, dodatkiem, który zdaje się nie pasować do całej historii. Jednak tylko pozornie nie pasuje do historii o relacjach Izaaka z rodami filistyńskimi i opowieści o błogosławieństwie udzielonym nie-temu-bratu. Informacja o tym, że Ezaw sam sobie wybrał żony, do tego z rodów kananejskich wskazuje na całkiem logiczną motywację dalszych czynów Rebeki i Jakuba. Tym bardziej wydaje się to prawdopodobne, że Izaak nadal faworyzował Ezawa, jemu chciał przekazać błogosławieństwo mimo tego, że doszło do sytuacji, na jaką nie mogła się zgodzić matka braci.

Zawarto nie dość, że małżeństwo niepobłogosławione przez matkę i ojca (może przez ojca, ale na pewno nie przez matkę), ale też był to związek z ludem, który miał zostać pozbawiony ziemi – ta miała przypaść potomkom Abrahama. Co więcej, wiadomym było, że zgodnie z rodzinną tradycją w pierwszej kolejności Ezaw powinien poszukać żony pośród swoich własnych krewnych, potomków Teracha.

Ta presja wynika z faktu, że dziedziczenie odbywa się dla rodziny Abrahama po kądzieli, nie zaś po mieczu. To mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją, nie zaś na odwrót. Rebeka nie chciała, by dziedzictwo rodziny przeszło na obcych wraz z ożenkiem Ezawa.

Matka na pewno zachęcałaby pierworodnego, by udał się do Labana, jej brata a ich wuja i wśród jego córek wybrał sobie żonę – zwłaszcza jeśli od podróżnych wiedziała, że ma ich dwie. Najwyraźniej jednak Ezawowi nie było ku temu spieszno. Dlaczego? Być może wiele podróżując w ramach łowów nie był tak rodzinnie wychowany jak Jakub, poza tym znał wielu ludzi i ich rodziny, a skoro wspomniano imiona i jego żon i ich ojców, nie byli to ludzie nic nie znaczący wśród Chetytów. Ezaw mógł myśleć o przejęciu Kanaanu i realizacji objęcia władania w nim przez potomków Abrahama nie na zasadzie wyparcia siłowego, ale przymierza.

Poza tym – jeśli Laban był bogaczem i był dobrze znany, zapewne dobrze znany był też jego spryt, który doprowadził potem Jakuba do tyluż niekorzystnych umów. Prostoduszny myśliwy mógł nie chcieć zadawać się z taką rodziną. A dalsza historia, zwłaszcza wpływ Rebeki na Jakuba wiele wskazywał, że spryt był u Labana więcej warty niż honor.

A może właśnie Rebeka nie zachęcała silniejszego bliźniaka do ożenku, raczej odwlekała to i nie szukała mu żony, nie chcąc by szybciej doczekał się potomstwa niż Jakub? Nie posłano nikogo do Labana, by sprowadzić żonę, więc czując upływ lat, Ezaw mógł po prostu wziąć sobie żony takie, jakie były dostępne w okolicy. Tym bardziej, jeśli one same myślały według tradycji patrylokalnej – że to one są włączane do rodziny męża, nie na odwrót.

A jednak mogło być tak, że nieco się pospieszył i w tym momencie zaprzepaścił szanse na wejście w związek akceptowany przez ojca i matkę. Sam fakt wielożeństwa nie powinien nas dziwić i być powodem do uznawania wyższości Jakuba nad bratem – on sam miał wszak naraz nie dwie, a cztery żony (Lea, Bilcha, Rachela, Zilpa), a i Abraham miał naraz co najmniej dwie małżonki (Sarę i Hagar).

Kim są żony Ezawa? Pierwsza nazywa się יְהוּדִית, Jᵉhȗḏȋṯ, Jehudit1, czyli po prostu… Judyta. Dokładnie tak nazywana jest bohaterka Księgi Judyty, która wiele wieków później uratuje Judę poprzez skrytobójstwo Holofernesa. Wydaje się więc, że imię żeńskie współistniało z imieniem męskim, „Juda” nie tylko wśród potomków Abrahama, ale też wśród ludów ościennych, co mogło wynikać z prostego podobieństwa języków. Wywodzi się zaś od czasownika יָדָה, jāḏāh, jada –  wychwalać, uwielbiać, sławić, wyznawać. I Judyta i Juda są tymi godnymi pochwały i wysławiania. Jej ojcem jest בְּאֵרִי, Bᵉ᾽ērȋ, Beeri którego imię można przetłumaczyć dosłownie na „Studnia moja”. Możliwe, że wstawka o żonach Ezawa znalazła się tu, bo imię ojca Jehudit pasowało do kontekstu studni. Druga to Bosmat (בָּשְׂמַת, Bāśmaṯ, Bosmat), której imię wywodzi się od wonnej przyprawy czy balsamu (בֶשֶׂם, beśem, besem). Ta była córką Elona (אֵילׂן, ᾽Êlōn, Ejlon) czyli Terebintu.

Gdy Izaak zestarzał się i jego oczy stały się tak słabe, że już nie mógł widzieć, zawołał na Ezawa, swego starszego syna: «Synu mój!» A kiedy ten odezwał się: «Jestem», Izaak rzekł: «Oto zestarzałem się i nie znam dnia mojej śmierci. Weź więc teraz przybory myśliwskie, twój kołczan i łuk, idź na łowy i upoluj coś dla mnie. Potem przyrządź mi smaczną potrawę, jaką lubię, podaj mi ją, abym jadł i abym ci pobłogosławił, zanim umrę».
Rdz 27, 1-4

Mamy historię z późnych lat, gdy Izaak był już starszy, przez co słabo widział, co wyraża odniesiony do jego oczu czasownik כָּהָה, kāhah, kaha, czyli „osłabnąć, stracić wyraz”. Z jednej strony biorąc pod uwagę dalszy przebieg historii, jest to wyraźne wskazanie, dlaczego Izaak nie rozpoznał Jakuba, gdy ten przyszedł po błogosławieństwo należne bratu. Z drugiej strony wskazuje to na jakąś chorobę, która sprawiła, że nawet postronne osoby mogły zauważyć bielmo na oczach – w efekcie choć nadal w pełni władzy umysłowej, starzec nie potrafił nawet rozpoznać z kim rozmawia, o ile nie znał głosu2.

Mógł to być tylko chwilowy kryzys, skoro dożył on stu osiemdziesięciu lat, a miał sześćdziesiąt lat w dniu narodzin bliźniaków, a więc sto, gdy Ezaw wziął za żony Chetytki i dożył pojednania się braci. Jednak nawet chwilowa słabość nie mogła zostać zlekceważona – pozornie niegroźna choroba mogła uniemożliwić przekazanie błogosławieństwa, przerwanie rytualnej ciągłości rodu jako wspólnoty nie tylko krwi, ale też duchowej. Błogosławieństwo przenosi też niejako siły życiowe z udzielającego na błogosławionego3 – stąd też zwyczajowo było ono przekazywane podczas posiłku. Ponadto pozwalało to uregulować stosunki między krewnymi, zabezpieczyć własnym autorytetem porządek między dziećmi.

Przypatrzmy się przemowie Izaaka do Ezawa. A dlaczego nie zawołał „Synowie moi”, tylko „Synu mój”?

Gdy Izaak zawołał „Synu mój” rozumiał, że odpowie mu tylko jeden. Odezwał się Ezaw, który, zapewne zgodnie ze swoim zwyczajem, był w pobliżu. W końcu, elementem życia łowcy jest nie tylko przebywanie poza domem, ale też przejadanie tego, co upolował. Wiele prymitywnych dzieł sztuki pochodzi właśnie od łowców, którzy mieli czas wyrzeźbić coś w rogu jelenia czy kozła. Ponadto skoro wiedział, że ojciec jest bliski śmierci nie powinien go opuszczać, zwłaszcza jeżeli mieli także inne źródła pożywienia, a polowanie było tylko dodatkowym, niekoniecznie potrzebnym zajęciem. Jako starszy syn mógł też zarządzać całym rodem niejako w zastępstwie ojca lub być jego prawą ręką, przyuczając się do przyszłej roli.

W innym charakterze widzi go żydowska tradycja, oczywiście podkreślająca niegodność starszego i wspaniałość młodszego brata. W niej Ezaw jest wyjątkowo podstępnym typem, w dodatku zbrodniczym – planował, że po śmierci ojca namówi Izmaela do zabicia Izaaka, po czym sam wystąpi jako goel (mściciel krwi) i zabije stryja, dziedzicząc zarówno po ojcu jak i po jego zabójcy (wszak należało też wybić potomków – dziedziców zarówno winy, jak i majątku zbrodniarza)4. Zwłaszcza w rodzinnej legendzie, pierworodny knujący spisek przeciw sprawiedliwszemu młodszemu bratu nie był czymś dziwnym w rodzinnych relacjach, a spór był tylko dowodem, że walka między równymi bliźniętami usprawiedliwia wszelkie chwyty.

A co jeśli był troskliwym synem, który miał własne pomysły na to, jak powinna żyć rodzina? Wszak gdy było trzeba, gdy śmierć ojca był bliska, był przy nim. Gdzie był wtedy Jakub? Nawet Rebeka nie czuwała przy chorym lub umierającym mężu, choć to można wytłumaczyć zagrożeniem, jakie rodził Ezaw. Jednak Ezaw odpowiada niczym dobry syn: הִנֵּנִי, hinnēnȋ, hinneni – „Oto jestem”.

Izaak ogłasza przyczynę, dla której zwraca się do syna: jest stary i śmierć czyha u progu. Dobry syn więc postarałby się umilić ojcu ostatnie chwile, przyrządzając ulubioną potrawę z dziczyzny. To nie jest rozkaz. To prośba: שָׁא־נָא, šā᾽-nā᾽, sza-na – „Weź, proszę”. I wymieniona jest najpierw kategoria: כֵלִעךָ, ḵēli‘ḵā, chelicha, „przybory swoje” – co jest pochodną od כְּלִי, kᵉlȋ, keli, co słownik ks. Briksa tłumaczy na „sprzęt, rzecz, przedmiot, naczynie, torba, worek, narzędzie, instrument, broń”5. Poza tym wymienione są dwa przybory myśliwego – תְּלִי, tᵉlȋ, teli, czyli kołczan (i w domyśle: strzały w nim) oraz קֶשֶׁת, qešeṯ, qeszet czyli łuk.

Ezaw jest myśliwym, więc na pewno poza innymi dobrami na pewno posiadał dobry, wyróżniający się pośród innych choćby naciągiem łuk. Może miał też kołczan pełen strzał na różną zwierzynę – jedne lżejsze i celniejsze, by polować na króliki, a inne cięższe, ale nie wymagające celności, by trafiać w stada antylop, ale gdy się trafi – którąś zabić. Same łowy są ujęte w grę słów.

וְצוּדָה לִי צָיִד

wᵉṣȗḏāh lȋ ṣājȋḏ

we-cuda li cajid

„I złów dla mnie zwierzynę”, przy czym „zwierzyna” pojawia się tylko w niektórych manuskryptach. Nie wystarczy iść i wziąć baranka ze stada. Trzeba się wyprawić w dzicz, zaryzykować, bo tam gdzie stada dzikich kóz tam i lwy czy niedźwiedzie. Wspaniała próba i tak też w wielu wypadkach traktowane jest łowiectwo. A te dzikie zwierzęta siłą rzeczy są niezbędne, by ugotować ulubioną potrawę ojca, która tu jest… Nieopisana, ale nie „tak wspaniała, że nie do opisania”, a w tym sensie, że nie ma jej opisu, ani nazwy, a jedynie wymienione dwie cechy. Pierwsza to מַטְעַמִּים, maṭ‘ammȋm, mat’ammim, które pojawia się w Piśmie osiem razy, ale tylko dwa razy poza opowieścią o wykradaniu błogosławieństwa – w dodatku tylko w jednej księdze, Przysłów i to w niewielkim oddaleniu – to wersy 3. i 6. dwudziestego trzeciego rozdziału. Oto i one:

3.:

Nie pożądaj jego przysmaków,

bo to pokarm zwodniczy.

6.:

Z nieżyczliwym człowiekiem nie ucztuj,

nie pożądaj jego przysmaków;

Druga cecha to fakt, że Izaak kochał tę potrawę, co wyraża czasownik אָהַב, ᾽āhaḇ, ahaw, „kochać, miłować” i jest raczej odnoszony do uczuć do osób a nie posiłków, jednak w pewnym okresie odnosiło się do luksusów. W Prz 21,17 wyraża umiłowanie do przyjemności, wina, oliwy bogactwa. Ale w tej samej księdze zamiłowanie może być dobre:

Kto napomnienie lubi (אׂהֵב, ᾽ōhēḇ, ohew), kocha (אׂהֵב, ᾽ōhēḇ, ohew) mądrość,

kto nagan nie znosi, jest głupi.

(Prz 12, 1)

Mamy więc przeniesienie wartości z czysto rodzinnej czy międzyludzkiej na idealistyczną. Owszem, brzmi to nadal dziwnie w odniesieniu do potrawy, ale mamy wielu ludzi, którzy kochają hot-dogi, ale też mało mamy małżeństw ludzko-parówkowych.

Dlaczego Ezaw miał sporządzić ojcu ulubioną potrawę z dziczyzny przed śmiercią? Dziwi to tym bardziej, że jak się potem okazuje, nie była ona wybitnie odróżnialna od potrawy ze zwierzęcia hodowlanego6. Skoro obawiał się rychłego zgonu, po co wysyłać syna na wyprawę łowiecką, która wszak mogła potrwać trochę czasu? Być może była to słabość człowieka bliskiego śmierci, chcącego zaznać synowskiej miłości ostatni raz.

Ponadto, sam rytuał przekazania błogosławieństwa często łączył się z ucztą, jeśli nie powszechną, to błogosławionego z błogosławionym. Dziczyzna, jako coś, co wymaga łowów, stanowiła świetny przykład lub uzupełnienie takiego uroczystego dania.

A co jeżeli Izaak wiedział o planach żony wobec młodszego syna? Co jeżeli celowo wyprawił starszego syna na wyprawę łowiecką, by dać znak Jakubowi i Rebece, że młodszy syn może zostać pobłogosławiony, albo dać im czas na przygotowania? Ale przecież sam był zaskoczony przy wyjawieniu oszustwa. Prawdopodobnie szczerze chciał pobłogosławić Ezawa, co mogło wynika z innych kryteriów „godności”.

Może Izaak nie pielęgnował tak bardzo wymogu pochodzenia żony z konkretnego rodu, choć sam poślubił własną kuzynkę? A to gnębiło Rebekę – że Ezaw poślubił Hetytki. Izaak miał też świadomość, że Izmael, po matce półkrwi Egipcjanin, został odtrącony, ale nadal miał błogosławieństwo Boga. Było to jednak surowe, twarde błogosławieństwo i Izaak nie mógł nie widzieć podobieństwa swojego starszego syna do brata. Czy znał przepowiednię, jaką otrzymała Rebeka, czy raczej trzymała ją w tajemnicy, pielęgnując i trzymając blisko siebie młodszego, zaś zaniedbując starszego syna?

Co ciekawe, tradycja żydowska nie neguje tu podstępu, ale też nie ceni go, a jedynie toleruje jako mniejsze zło, swoiste wyjście z sytuacji niemożliwej, gdy nie można było ani złamać prawa posłuszeństwa ojcu ani prawa posłuszeństwa Bogu. Więc Jakub zastosował podstęp wobec brata.

Inaczej na ten podstęp patrzy Robert Graves, który wskazuje, że spryt i podstęp nie były w świecie starożytnym czymś jednoznacznie złymi. W swojej książce „Mity hebrajskie” przywołuje postaci Odyseusza i jego ojca, Autolikosa, których cechą szczególną, gwarantującą sukces był właśnie szelmowski charakter, a nawet i okrucieństwo7.

Rebeka słyszała to, co Izaak mówił do swego syna Ezawa. Gdy więc Ezaw poszedł już na łowy, aby przynieść coś z upolowanej zwierzyny, rzekła do swego syna Jakuba: «Słyszałam, jak ojciec rozmawiał z twoim bratem Ezawem i dał mu takie polecenie: Przynieś dla mnie coś z polowania i przyrządź smaczną potrawę, abym zjadł i pobłogosławił cię wobec Pana przed śmiercią. Teraz więc, synu mój, posłuchaj mego polecenia, które ci dam. Idź, weź dla mnie z trzody dwa dorodne koźlęta, ja zaś przyrządzę z nich smaczną potrawę dla twego ojca, taką, jaką lubi. Potem mu zaniesiesz, on zje i w zamian za to udzieli ci przed śmiercią błogosławieństwa».
Rdz 27, 6-10

Widzimy tutaj, że to Rebeka jest inicjatorką podstępu, i to ona opracowuje dość szybko plan działania, podszycia się pod Ezawa. To ona nakazuje synowi, nie radzi – pada tu czasownik צָוָה, ṣāwāh, cawah mający jasny kontekst rozkazu. Cała robota Jakuba tutaj to wybór koźląt ze stada, po czym matka ma ugotować je w sposób, który podrabiać miał kuchnię Ezawa. Oznacza to, że zna nawyki kulinarne syna i upodobania męża. Wie, że musi zastąpić dziczyznę młodym mięsem, a także że musi być tego dość dużo, skoro potrzeba dwóch koźląt.

Ciekawą rzeczą jest użycie innych zwrotów na bliskość śmierci. Izaak używa zwrotu „nim umrę” (בְּטֶרֶם אָמוּת, bᵉṭerem ᾽āmȗṯ, beterem amut) zaś Rebeka powtarzając te słowa podaje je tak: „w obliczu śmierci mojej” (לִפְנֵי מוֹתִי, liṗnê mȏṯȋ, lifne moti). Skąd różnica? Odpowiedź może być prosta: w stresie związanym z ryzykiem zapomniała pierwotnego brzmienia, zapamiętała sens ubierając go w wyrażenia, jakie znała. Inną opcją jest zaczerpnięcie z innych tradycji, gdy redaktor dla zachowania sensu jedną wersję włożył w usta męża, a inną w usta żony – tym bardziej, że w tekście polskim brakuje zwrotu jaki pojawia się w hebrajskim oryginale: לִפְנֵי יהוה, liṗnê JHWH, lifne JHWH, a więc „przed obliczem, w obecności Boga”.

Ale Jakub rzekł do swej matki: «Przecież mój brat, Ezaw, jest owłosiony, ja zaś gładki. Jeśli się mnie dotknie mój ojciec, będzie wyglądało tak, jak gdybym z niego żartował, i wtedy mogę ściągnąć na siebie przekleństwo zamiast błogosławieństwa». Rzekła mu matka: «Niech na mnie spadnie to przekleństwo dla ciebie, mój synu! Tylko posłuchaj mnie, idź i przynieś mi [koźlęta]». Poszedł więc, wziął i przyniósł [je] swej matce; ona zaś przyrządziła z nich smaczną potrawę, taką, jaką lubił jego ojciec.

Rdz 27, 11-14

Jak rozumieć wątpliwości Jakuba? Chciał odwieść matkę od zamiaru, wskazując na trudności nie do przejścia? Czy jedynie dopracowuje z nią plan? Porównuje dwa przymioty, z których byli znani obaj: Ezaw jest אִישׁ שָׂיִר, ᾽ȋš śājir, isz sajir, jest „człowiekiem kudłatym, włochatym” i jest to owłosienie godne kozła8. Jakub sam siebie określa jako אִישׁ חָלָק, ᾽ȋš ḥālāq, isz chalaq, więc „gładki, nieowłosiony” ale też „śliski, obłudny”.

Nawet ślepy by ich odróżnił. Wcielenie w życie takie takiej intrygi i wykrycie jej przez Izaaka ściągnęłoby na oszusta klątwę. A byłby to los znacznie gorszy od losu Izmaela czy ten, który ostatecznie spotkał Ezawa, bo nie jest to odcięcie od dobrobytu płynącego z przymierza Boga z Abrahamem, ale też wrogość Boga na zasadzie z Rdz 12, 3: „tym, którzy tobie będą złorzeczyli, i ja będę złorzeczył”. Kto chciałby wyśmiać Izaaka równie dobrze mógłby mu złorzeczyć. Co ciekawe, użyty jest rzeczownik מְתַעְתֵּע, mᵉṯa‘tē‘a, metatea, oszust, zwodziciel, kłamca pochodny od czasownika תָעָע, ṯā‘ā‘, ta’a, występującego tylko tutaj i w 2 Krn 36,16:

Oni jednak szydzili z Bożych wysłanników, lekceważyli ich słowa i wyśmiewali się (וּמִתַּעְתְּעִים, ȗmitta’tᵉ’ȋm, u-mittateim) z Jego proroków, aż wzmógł się gniew Pana na swój naród do tego stopnia, iż nie było już ocalenia.

Możliwe, że użycie tak rzadkiego słowa wynika może z nieco niezgrabnej chęci zastąpienia czasownika צָחַק, ṣāḥaq, cachaq, stanowiącego rdzeń imienia Jicchaq, czyli Izaak. Gdyby je zastosowano byłoby to wyjątkowo wymowna groźba. Jednak samo słowo cachaq nie nosi jednak tak negatywnego charakteru – naśmiewanie się w nim wyrażone ma charakter niemalże uroczy. Tu użyte jest ta’a, bo czynność tym słowem opisywana jest groźna, niebezpieczna, podstępna, to wykorzystanie słabości, jaką jest ślepota ojca i uznanie go tym samym za głupca.

Rebeka uspokaja syna, zaklinając niewskazane z imienia siły, by klątwa rzucona na Jakuba spadła na nią. Zresztą, ona też prawdopodobnie stawiała wszystko na jedną kartę. Po ewentualnym wypędzeniu Jakuba zostałaby praktycznie sama w rodzinie, mając po przeciwnej stronie nie tylko Ezawa i jego żony, ale i Izaaka, który na pewno tym przychylniej patrzyłby na starszego z braci. Jednak pamiętajmy, że mówimy cały czas o ludzie, który wierzy w skuteczność klątw i obawia się nie tyle społecznego czy rodzinnego ostracyzmu, co zemsty Boga Najwyższego. Sama będąc spiritus movens całej intrygi Rebeka zabezpiecza syna przed skutkami akcji w razie niepowodzenia, sugerując, że to ona go do tego zmusiła.

Był jeden warunek – intryga musiała się wydać dopiero po wygłoszeniu błogosławieństwa, bo raz danego błogosławieństwa nie dało się cofnąć9. Stąd wszelkie zabiegi Rebeki ignorowały ryzyko powrotu Ezawa z łowisk po fakcie, bo i tak nie miałby szans na uzyskanie tego, co otrzymał już jego brat.

Owszem, „prawnie” Jakub byłby chroniony, ale nie Rebeka. Jej przeklęcie jako winnej byłoby możliwe ze strony Ezawa, ale co mógł jej zrobić? Była jego matką, nie czerpała korzyści z tego innej niż gdyby to starszy brat został pobłogosławiony poza faktem, że emocjonalny związek mocniejszy miała z Jakubem, więc i zapewne starszy z synów mógłby na przykład na więcej złośliwości czy jawnych wyrazów niechęci pozwolić swoim żonom-Hetytkom, nie oglądając się na wolę rodzicielki.

Potem Rebeka wzięła szaty Ezawa, swego starszego syna, najlepsze, jakie miała u siebie, ubrała w nie Jakuba, swojego młodszego syna, i skórkami koźląt owinęła mu ręce i nieowłosioną szyję.
Rdz 27, 15-16

Dalsze przygotowania obejmują oszukanie zmysłów Izaaka – węchu i dotyku. Skąd Rebeka miały szaty należące do Ezawa i tym samym „pachnące nim”, skoro miał on już żony, które pewnie dla niego prały? Może nie zabrał wszystkiego, może zostawił coś na wypadek, gdyby zdarzyła się uroczystość, a on nie miałby w pobliżu swoich normalnie używanych szat? Pamiętajmy, że były to najlepsze ubrania, a rzeczownik הַחֲמֻדׂת, haḥǎmudōṯ, hachemudot oznacza nie tylko najdroższe, ale też najpiękniejsze czy najprzyjemniejsze. Jeśli cecha tyczyła się głównie kwestii estetycznej, syn mógł mieć inny gust niż Rebeka i (nawet pomimo wysokiej wartości odzienia) zostawić je. Tym samym może być tu mowa o jakimś odzieniu, które Ezaw nosił jeszcze niedawno, ale w sumie nie podobało mu się i zostawił je niejako „na pamiątkę” lub „na wszelki wypadek”.

Owszem, całkiem możliwe, że Ezaw mimo posiadania własnej rodziny nadal trzymał się blisko stad ojca. Tym samym część jego dobytku nadal mogła znajdować się w skrzyniach Rebeki10. A co jeżeli problem z żonami-Hetytkami wynikał z tego, że nie chciały lub nie potrafiły zadbać o tak cenne odzienie i stąd zajmowała się nim bardziej doświadczona kobieta? Ponadto Ezaw przebywał ostatnio w namiotach ojca, więc nawet jeśli jego rodzina mieszkała osobno, mógł mieć przygotowaną i przechowywaną u matki szatę ma uroczystą chwilę – na przykład na przekazanie błogosławieństwa. Oczywiście, ten konkretny strój nie musiał być obowiązkową częścią rytuału, więc i właściciel nie musiał się martwić, że zostanie on wykorzystany do tak podłej intrygi.

Tym bardziej, że konieczny był jeszcze jeden element charakteryzacji – owinięcie wystających spod szaty części ciała koźlęcymi skórkami. Oznacza to, że owłosienie Ezawa mimo tego, że było gęste, nie przypominało sierści dojrzałej kozy, ale było delikatniejsze. Na pewno jednak pokrywało dłonie i kark, które u Jakuba były gładkie.

Ciężko tu nie zauważyć, jak dziwnie musiał wyglądać Jakub w tym przebraniu i rodzi się pytanie, czy nikt tych przygotowań nie widział? Wiemy przecież, że choćby ze względu na bogactwo namioty patriarchów zamieszkiwało więcej osób niż tylko główni bohaterowie. Byli służący, najemnicy, pasterze, żony i konkubiny. Albo Izaak nie miał zbyt licznych sług, albo ci mniej zaufani wobec Rebeki zostali odsunięci na bok. Zresztą, nie byłby to pierwszy przypadek, gdy służba nagle znika lub milknie, by ułatwić prowadzenie narracji. Podobnie nie widzimy jej gdy Jakub kupuje pierworództwo.

Zresztą, całkiem możliwe, że osoby, które, w przypadku udanego podstępu, Jakub przejąłby pod swoją władzę nie ryzykowały popadania w jego niełaskę choćby próbując przestrzec Izaaka lub Ezawa. Tym bardziej narażanie się Rebece było groźne, bo jak wiemy, chętnie podkreślała ona swoje sympatie i antypatie nawet do własnych dzieci i chętnie wcielała je w życie.

A może ktoś jednak dotarł do patriarchy wcześniej? Spójrzmy w końcu na samą scenę spotkania Izaaka z „Ezawem”.

Po czym [Rebeka] dała Jakubowi ową smaczną potrawę, którą przygotowała, i chleb. Jakub, wszedłszy do swego ojca, rzekł: «Ojcze mój!» A Izaak: «Słyszę; któryś ty jest, synu mój?» Odpowiedział Jakub ojcu: «Jestem Ezaw, twój syn pierworodny. Uczyniłem, jak mi poleciłeś. Podnieś się, siądź i zjedz potrawę z upolowanej przeze mnie zwierzyny, i pobłogosław mi!» Izaak rzekł do syna: «Jakże tak szybko mogłeś coś upolować, synu mój?» A Jakub na to: «Pan, Bóg twój, sprawił, że tak mi się właśnie zdarzyło».
Rdz 27, 17-20

Izaak wie, kogo oczekuje, wzrok ma słaby, ale dość szybko na powitanie sugeruje, że nie spodziewa się tylko Ezawa. Może to być tylko kwestia doprecyzowania, wszak i Jakub mógł chcieć odwiedzić ojca, ale mogło to być też zdziwienie, wywołane nietypowym powitaniem. Porównajmy wejście do namiotu obu braci. Pierwszy zapowiada się niejako, wskazując kim jest (synem) i do kogo przychodzi (ojca). Drugi bez takiej prezentacji zwraca się do ojca. Może to trochę bezczelne, ale w końcu wiedział, że jego przybycie jest wyczekiwane. Jakub prosi ojca, by ten podniósł się, siadł i jadł z tego, co upolował i przygotował, Ezaw zaś wskazuje na Izaaka w osobie trzeciej. Jakub prosi קוּם־נָה, qȗm-nāh, qum-na, „powstań-że”. Ezaw wyraża się bardziej uroczyście: יָקֻם אָבִי, jaqum ᾽āḇȋ, jaqum awi, „powstanie ojciec mój”, jak gdyby był to rzeczywiście jakiś element rytuału. A może tak mówili na co dzień? Może dla Ezawa charakterystyczne było to, że mówił „ojciec popatrzy”, a dla Jakuba, że wyrażał się wtedy „Spójrz, ojcze”? Może to różnica w stylu sprawiła, że Izaak zaczął dokładnie badać, z kim ma do czynienia.

Pierwsze pytanie jest bardzo proste. Jak można tak szybko coś upolować? I to coś, co nadaje się na konkretną potrawę? Izaak pewnie wiedział, choćby od syna, którego faworyzował, że łowy to nie wyjście do zagrody i wzięcie koźlątka. Zwierzę trzeba wytropić, podejść, zabić i jak najszybciej oprawić. Nawet w przypadku stada nie jest to proste, gdyż nie każdy strzał jest śmiertelny, a ofiara może jeszcze przez jakiś czas uciekać. Do tego dochodzi ryzyko związane z drapieżnikami i padlinożercami.

Jakub odpowiada w sposób, który niektórym komentatorom wydaje się bluźnierstwem: Pan Bóg pobłogosławił i się udało coś dobrego łatwo schwytać11. Bóg został wciągnięty w spisek, w kolejnym już kłamstwie. Policzmy je. Najpierw Jakub przedstawia się jako Ezaw. Pierworództwo kupił, ale nie urodził się pierwszy, nie wiemy, czy Izaak uznawał transakcję, więc drugie kłamstwo. Nie dostał żadnego polecenia od ojca, więc i nie wypełnił go. To już trzy. Teraz podpiera się łaską Boga. Cztery. Nie on upolował i nie on przygotował potrawę. Pięć. Za chwilę dojdzie szóste, w efekcie powtórzenia pierwszego.

Czy Jakubowi ani razu nie przyszło zawstydzić się taką sytuacją, gdy łgał ojcu prosto w twarz? Czy nie zająknął się? Tym bardziej, że to nie jego przygotowywano do tej chwili. Mowa Ezawa w tej sytuacji jest dość uroczysta i zdaje się właśnie elementem rytuału, znanego wtajemniczonym. Użycie innych słów mogło wzbudzić podejrzenia ale też wynikać z doniosłości i stresu związanym z wielką chwilą, jednak wydaje się, że starszy z braci nie należał do ludzi niepewnych siebie.

Wtedy Izaak rzekł do Jakuba: «Zbliż się, abym dotknąwszy ciebie mógł się upewnić, czy to mój syn Ezaw, czy nie». Jakub przybliżył się do swego ojca Izaaka, a ten dotknąwszy go rzekł: «Głos jest głosem Jakuba, ale ręce – rękami Ezawa!» Nie rozpoznał jednak Jakuba, gdyż jego ręce były owłosione jak ręce Ezawa. A mając udzielić mu błogosławieństwa, zapytał go jeszcze: «Ty jesteś syn mój Ezaw?» Jakub odpowiedział: «Ja jestem». Rzekł więc: «Podaj mi, abym zjadł to, co upolowałeś, synu mój, i abym ci sam pobłogosławił». Jakub podał mu i on jadł. Przyniósł mu też i wina, a on pił. A potem jego ojciec Izaak rzekł do niego: «Zbliż się i pocałuj mnie, mój synu!»
Rdz 27, 21-26

Izaak jest podejrzliwy, stara się wybadać tak, jak może z kim ma do czynienia. Jasno więc widać, że chciał udzielić błogosławieństwa Ezawowi. Na pewno rozpoznał głos Jakuba, jednak nie ma wzmianki, jak. Czy był on bardziej łagodny? Wyższy, niższy od głosu Ezawa? Izaak sam żąda, by mógł dotknąć osoby, która przed nim stanęła i nie podejrzewa takiego podstępu, by przebrać jednego brata za drugiego.

Przed pobłogosławieniem, jeszcze raz zadaje pytanie o tożsamość, z kim rozmawia. Skąd ta ostrożność? Czy tylko z powodu głosu innego niż oczekiwany, czy może wynikała ona także z nieufności do żony i Jakuba? Jak do tej pory tylko epizod z wizytą u Abimeleka pozwalał nam ujrzeć syna Abrahama w zażyłej relacji z żoną, na tyle, by mogło się rozpoznać, że to nie jego siostra. Potem ona sama zasięga wyroczni co do dzieci, widać też, że mają co do nich inne plany.

Oczywiście, jest jeszcze wyjście tradycji żydowskiej, która widzi w tej całej farsie podkreślenie, że Izaak został oszukany, ale na własne życzenie. Nie zrobił wszak wszystkiego, by rozpoznać syna. Wystarczyło dość prymitywne przebranie.

Tu Izaak prosi, by podać mu potrawę, by mógł zjeść z tego, co upolował jego syn. Prosi tu konkretnie o to, by mógł spożyć מִצֵּיד בְּנִי, miṣṣêḏ bᵉnȋ, mic-cejd beni, „z łowów12 syna mojego”. To kolejne określenie, czego spodziewał się błogosławiący. Następuje uczta, podczas której jedynie ojciec je, potem dochodzi wino (bez wzmiankowania, czy Izaak o nie prosił), ale nie widać, by jadł i pił syn. Nie jest to więc wyraz wspólnoty, jedności stołu, ale niejako służby ojcu, okazanie nie tylko troski, ale i zdolności do wykarmienia rodziny.

Jakub zbliżył się i pocałował go. Gdy Izaak poczuł woń jego szat, dając mu błogosławieństwo mówił:
«Oto woń mego syna jak woń pola, które pobłogosławił Pan!
Niechaj tobie Bóg użycza rosy z niebios i żyzności ziemi,
obfitości zboża i moszczu winnego.
Niechaj ci służą ludy
i niech ci pokłon oddają narody.
Bądź panem twoich braci
i niech ci pokłon oddają synowie twej matki!
Każdy, kto będzie ci złorzeczył, niech będzie przeklęty.
Każdy, kto będzie cię błogosławił, niech będzie błogosławiony!»
Rdz 27, 27-29

Jak na złość, człowiek mieszkający w namiotach dostaje błogosławieństwo człowieka pola, bo tak Ezaw został określony w Rdz 25,27. To tam Bóg zsyła rosę ranną i deszcz, gwarantujące wyżywienie stad z pól, na czym zależało pasterzom pokroju Abrahama. Pojawiają się jednak nowe elementy, związane z osiadłym trybem życia – zboże (דָּגָן, dāḡān, dagan) i moszcz winny (תִּירׂשׁ, ṯȋrōš, tirosz). Owszem, nawet nomadzi zawsze siali sobie trochę zboża, czy jakieś krzaki jagód, mieli pewne pola, ale nie doglądali ich stale i liczyli raczej na to, że gdy będą tędy przechodzić zastaną choć mizerne plony do zebrania.

Izaak jako pierwszy zasiał pole w Gerarze13, przechodził powoli na osiadły tryb życia, w końcu dorastał wiedząc, że jego ojciec uzyskał na własność spory kawał ziemi. Nie jest to jednak błogosławieństwo dla kogoś, kto żyłby w mieście. Może to był element sporu między nim a Rebeką? Pamiętajmy, że sługa Abrahama udał się do większej osady, nie mamy informacji, by dziewczyna zajmowała się pasterstwem, choć jej brat, Laban, ewidentnie posiadał pewne stada. Nie wiemy, czym w mieście zajmował się Betuel, nigdzie nie jest też wspomniany jakiś rodzinny fach Teracha. Tradycja żydowska widzi w nim raczej rzemieślnika, wytwórcę bożków, co jest zajęciem typowo miejskim, gdzie jest większy popyt14. Całkiem możliwe, że ten tryb życia przejął Betuel i jego rodzina, a tym samym Rebeka i Laban (który słabo sobie radził ze swoimi stadami do przybycia Jakuba). Abraham ruszając w nieznane ewidentnie wziął ze sobą ruchomości, nie posiadał też pola.

Izaak, mimo oznak bardziej stacjonarnego trybu życia, nadal wędruje, więc ewidentnie bliższy był mu syn, który jest „człowiekiem pola” i jest nieco półdziki niż ten, który całe dnie spędza w namiotach, jest gładki i podstępny. Wyraźniejsze jest więc przeznaczenie błogosławieństwa dla Ezawa, Jakub niejako zagarnia tu jego domenę.

Co gorsza władza jest rozciągnięta na wszystkich krewnych, bo obejmuje nie tylko braci, ale też synów matki, nie zostawiając zbyt wiele pola na niedopowiedzenia. Ani synowie tylko Izaaka z innej matki, ani ewentualni synowie Rebeki spłodzeni po śmierci Izaaka nie mogą umknąć władzy pobłogosławionego złodzieja.

Dodajmy, że to nie tylko jedno pokolenie. Brat w rozumieniu bliskowschodnim to także krewny, a syn to każdy kolejny męski potomek (i jego rodzina). To błogosławieństwo ma zabezpieczyć błogosławionego i gdy patrzymy na nie pod kątem tego, kto pierwotnie miał być pobłogosławionym… Tym bardziej jest ono skrojone pod Ezawa! Dotyczy człowieka przebywającego poza namiotem, który ma przejąć ziemię i który musi wymusić posłuszeństwo brata i synów matki. A przecież to właśnie Jakub był tym spiskującym za plecami, korzystającym z każdej okazji, by podkopać pozycję Ezawa.

Gdy Izaak wypowiedział swe błogosławieństwo nad Jakubem i gdy ten tylko co odszedł od niego, wrócił z łowów brat Jakuba, Ezaw. I on także przyrządził ulubioną potrawę ojca, zaniósł mu ją i rzekł do niego: «Podnieś się mój ojcze, i jedz to, co twój syn upolował, abyś mi udzielił błogosławieństwa!» Izaak go zapytał: «Kto ty jesteś?» A on odpowiedział: «Jam syn twój pierworodny, Ezaw!» Izaak bardzo się zatrwożył i rzekł: «Kim więc był ten, który upolował zwierzynę i przyniósł mi, a ja jadłem z niej, zanim ty wróciłeś, i pobłogosławiłem mu? Przecież to on otrzymał błogosławieństwo!»
Rdz 27,30-33

Minęli się o włos. Co gdyby Ezaw wszedł, gdy ojciec dopiero jadł a jeszcze nie wygłosił błogosławieństwa, albo gdyby wszedłby w czasie wygłaszania go? Co by zrobił Izaak słysząc głos Ezawa, mówiący: „Co tu robisz, Jakubie? Czemu nosisz moje stare ciuchy i kozie skóry?”

Nie wiemy, choć możliwe, że samo błogosławieństwo zostałoby przerwane, ale co z już wypowiedzianą częścią? Czy to koniec wieńczył dzieło i do momentu zakończenia formułą o przekleństwie i błogosławieństwie nie było ważne jako całość? Czy ta część, na przykład o służbie ludów byłaby ważna, a ta o narodach już nie w zależności od wypowiedzenia?

Tego się nie dowiemy. Wiemy, że Ezaw zrobił to, o co go prosił ojciec i to dość szybko, skoro w tym czasie jego konkurenci zdążyli jedynie zabrać ze stad dwa koźlątka, ugotować je i wystroić Izaaka. A jak opisuje to polowanie żydowska tradycja?

Gdy Esaw ruszył na polowanie, Pan wysłał mu naprzeciw szatana, który nie dopuścił, aby coś upolował, dopóki Jaakow nie przyjdzie do ojca i nie otrzyma błogosławieństwa. Esaw złowił jelenia, związał go i położył na ziemi, pobiegł dalej, złapał drugiego jelenia, tego również związał i położył. A szatan uwolnił zwierzęta i dał im uciec15.

Szatana należy tu rozumieć jako anioła przeszkadzającego, będącego zawadą16. Tu jest on wykonawcą woli Boga, ale to dodatek żydowski, niewynikający z Biblii. Jakub miał według Biblii szczęście, że wychodził z namiotu, gdy Ezaw wracał. I nie było to nic podejrzanego. Po co ojciec mógł wezwać młodszego syna? Na przykład by powiedzieć mu, jakie błogosławieństwo przekaże i że trzeba je uszanować. Albo Jakub mógł tam wejść z własnej inicjatywy, by coś skonsultować, doradzić.

Pamiętajmy – aż do tej pory poza prawem dziedziczenia pierwszych części po ojcu (bechory, czyli pierworództwa) Jakub nie był spadkobiercą błogosławieństwa Abrahama. Po odziedziczeniu go przez Ezawa byłby zwykłym bratem TEGO DZIEDZICA, wymienionym w jednym wersie Księgi Rodzaju. Jakub teraz wychodził z namiotu jako TEN DZIEDZIC, a gdy wychodził wtedy dopiero do wejścia przygotowywał się Ezaw, który miał nim zostać według woli ojca.

Jaki czas ich dzielił? Minuty, godzina? A może to były sekundy i Ezaw wracający z łowisk widział brata i wymienili spojrzenia? Czy Jakubowi było żal, że okradł brata? Czy raczej czuł się wykorzystany przez matkę i po prostu wstydził się za to, do czego zmusiła? Czy raczej był dumny z tego, że jest teraz bezkarny? Czy Ezaw coś podejrzewał? Czy miał u Izaaka swoich ludzi, którzy by mu zaraz donieśli? Nie wiemy. Wiemy, że wkraczając do namiotu Izaaka Ezaw liczył na dopełnienie tego, czego od dziecka się spodziewał. Przekazania błogosławieństwa, które miało być dane Terachowi, ale on osiadł w Haranie. Potem ono przeszło na Abrama-Abrahama i pomijając Izmaela na Izaaka. Ezaw było jego ukochanym synem i przez to spodziewał się przekazania dziedzictwa.

Gdy wchodzi prawdziwy Ezaw Izaak jest przerażony… BARDZO przerażony. Hebrajski zwykł ubierać czasowniki w masło maślane dla podkreślenia. Tu mamy to wzmocnione:

וַיֶּחֱרַד יִצְחָק חֲרָדָה דְּגׂלָה עַד־מְאׂד

wajjehĕred Jiṣḥāq hǎrāḏāh gᵉḏōlāh ‘aḏ-mᵉ᾽ōḏ

waj-jechered Jicchaq haradah gedola ad meod

I przeraził się Izaak przerażeniem wielkim do głębi

Tradycja widzi tu oczywiście ryzyko zguby ze strony złego syna… Ale dalsze słowa wskazują, że to ktoś inny wypełnił warunki i odebrał błogosławieństwo. Ojciec opowiada szczegóły i Ezaw nie podejrzewa obcego czy podstępnego sługi…

Gdy Ezaw usłyszał te słowa swojego ojca, podniósł głośny pełen goryczy lament, i rzekł do ojca: «Daj i mnie błogosławieństwo, mój ojcze!» Izaak powiedział: «Przyszedł podstępnie brat twój i zabrał twoje błogosławieństwo!» A wtedy Ezaw: «Nie darmo dano mu imię Jakub! Dwukrotnie mnie już podszedł: pozbawił mnie mego przywileju pierworodztwa, a teraz odebrał za mnie błogosławieństwo!»
Rdz 27, 34-36

Ezaw w rozpaczy jest w pełni zrozumiały. Wyobraźcie sobie, że nagle zostajecie z niczym. Dziedzictwo przodków, wasze własne starania, ryzykowanie życiem są bez sensu, bo drugi braciszek był ulubieńcem matki i użył kruczka prawnego, by zagarnąć wszystko. Ezaw praktycznie został wydziedziczony. Jeśli znał treść błogosławieństwa, wiedział, że odtąd będzie poległy bratu. Ale przyjrzyjmy się temu lamentowi.

וַיִּצְעַק צְעָקָה גָּדׂלָה וּמָרָה עַד־מְאׂד

ȗjjȋṣ‘aq ṣᵉ‘āqāh gāḏōlāh ȗ-mārāh ‘aḏ mᵉōḏ

uj-jicaq ceaqah gedolah u-marah ad-meod

I zapłakał płaczem wielkim i zgorzknieniem do głębi

Mamy tu kolejną grę słów, bo קָעַק, ṣā‘aq, ca’aq, wyrażające krzyk, wołanie o pomoc jest podobne do צָחַק, ṣāḥaq, cachaq oznaczające śmiech. Oba czasowniki oznaczają gwałtowne okazanie emocji, ale skrajnie sprzecznych. Do tego dochodzi przypomnienie pochodzenia imienia Jakuba, „wszak podszedł mnie” to tutaj: וַיַּעְקְבֵנִי, wajja‘qᵉḇēnȋ, waj-ja’qeweni co jest jasnym odniesieniem do tego, że imię brata może brać się od słowa עָקַב, ‘āqaḇ, aqaw, czyli oszukać.

Całe dziedzictwo, do którego objęcia się przygotowywał, całe lata ignorował brata i teraz płacił za to cenę. Spryt i podstęp utorowały Jakubowi drogę do pełni władzy nad rodem, do odziedziczenia tego, co miał on najcenniejsze: łaski Bożej, wynikłej z pochodzenia od Abrahama. Nie było opcji, by to samo błogosławieństwo było dane dwóm braciom, skoro zawierało władzę nad braćmi.

Oszukani przez Jakuba i Rebekę ojciec i syn są postawieni w tragicznej pozycji, gdy nie ma nagrody do przekazania, bo główną nagrodę ukradł złodziej. Co gorsza, nie można go przekląć, bo jest chroniony tym, co wykradł. Nie można przeciwstawić temu innego błogosławieństwa, równoważnego, bo Ezaw od wygłoszenia pierwotnej wersji podlega Jakubowi. Jak powietrze wyrzucone z ust w mowie, tak i błogosławieństwo nie może wrócić do ust wymawiającego i zostać inaczej wypowiedziane. Słowo się rzekło.

Ezaw przypomina tu dwuznaczność między imieniem Jakub, a intrygą, podstępem wszak Jakub wyszedł z ręką na pięcie brata (יָדוֹ אׂחֶזֶת בַּעֲקֵב, jāḏȏ ᾽ōḥezeṯ ba’ǎqēḇ, jado ochezet ba-aqew) i poprzednie oszustwo. Był bezbronny wobec sprytniejszego brata, który całymi dniami siedział i pozornie nic nie robił. Całe starania Ezawa ku przejęciu Ziemi Świętej koligacyjne poszły na marne.

Izaak na te słowa odrzekł Ezawowi: «Skoro uczyniłem go twoim panem, wszystkich zaś jego krewnych – jego sługami, i zapewniłem mu obfitość zboża oraz moszczu, to cóż mogę dla ciebie uczynić, mój synu?» Lecz Ezaw rzekł do ojca: «Czyż miałbyś tylko jedno błogosławieństwo, mój ojcze? Pobłogosław także i mnie, ojcze mój!» I Ezaw rozpłakał się w głos. Na to Izaak taką dał mu odpowiedź:
«Nie będzie żyzny kraj, w którym zamieszkasz,
bo nie będzie tam rosy z nieba.
Z miecza żyć będziesz i będziesz sługą twego brata!
A gdy pragnienie wolności owładnie tobą,
zrzucisz jego jarzmo z twej szyi».
Rdz 27, 37-40

Postawiony pod ścianą ojciec szuka sposobu na obejście danego przed chwilą błogosławieństwa. Nie może ich nawet uczynić równymi, bo Jakub ma być panem. I tu jest ciekawa kwestia: Ezaw pyta się, czy przygotowane było tylko jedno błogosławieństwo. Wybucha płaczem i jakoś dziwnie się czyta ten fragment, znając rolę starszego brata w tradycji żydowskiej – okrutnika, zbrodniarza, bezwzględnego, ale i głupiego złoczyńcy.

Tu widzimy człowieka, któremu własny brat wbił nóż w plecy. Co gorsza, to nie jest jednorazowy moment, ale zdrada powoduje ustawienie zdradzonego w roli podległej do zdrajcy. Błogosławieństwo to nie jest „życzenie komuś czegoś”, ale ingerencja w to, jaki jest los tego człowieka, wskazanie jaka powinna być wola Boża wobec jego przyszłości.

Czy Izaak byłby tu fizycznie zagrożony? Czy wydał dodatkowe błogosławieństwo w obawie przed rosłym, silnym facetem, który obecnie łkał z żalu po utracie całego dziedzictwa? Raczej nie. Pytanie o drugie błogosławieństwo jest też czymś logicznym. Jakub wykradł to należne Ezawowi, ale może Izaak miał coś dla niego przygotowane? Albo dla synów Ezawa, tak jak potem Jakub pobłogosławił Efraima i Manassesa, synów Józefa (por. Rdz 48, 8-22)?

Błogosławieństwo tu wygłoszone jest twarde, ostre i dla człowieka siedzącego w namiotach byłoby zapewne przekleństwem. Kraj bez wody, a więc zapewne ubogi nie tylko w zwierzynę łowną, ale i w pola uprawne. Padają tu te same słowa, co w błogosławieństwie Jakuba: tłuszcz, obfitość ziemi, czyli מַשְׁמָן, mašmān, maszman, i טַל, ṭal, tal – rosa nocna, ale tym razem tych wyznaczników naturalnego dobrobytu w kraju Ezawa nie będzie. Będzie on musiał żyć z miecza, a więc jako bandyta albo najemnik, a jako sługa brata, czyli Izraela (zapewne jako jego wasal, zdany na łaskę i niełaskę władców) będzie pozbawiony wolności.

To, co robi tu Izaak to wyznaczenie surowego, twardego stylu życia poza domeną Jakuba, ale nadal pod jego władzą, ponadto wskazuje, że to nie jest stan wieczny. Warunkiem jest przyjęcie postawy תָּרִיד, tārȋḏ, tarid, która jest wzmocnioną formą czasownika רוּד, rȗḏ, rud, czyli „brykać wolno, być wolnym” i w tej wzmocnionej formie ma znaczenie „wyrwać się ku wolności, zapragnąć wolności”17. Wtedy służba potomkom Jakuba zostanie odrzucona przez potomków Ezawa.

Czy to proroctwo ma szerszy sens, historyczny? Otóż tak. Jak wiadomo, Ezaw był też nazywany „Edomem” od czerwonego owłosienia na ciele. I jest to nazwa krainy na południe od Izraela, zwanej także Idumeą. Po pewnym czasie idumejscy władcy wręcz rządzili w Izraelu, a konkretnie w Judzie. Przykłady? Tylko dwa, z dłuższej listy: Herod Wielki i Herod Antypas. Edom był też utożsamiany z Rzymem (który lubił czerwień i który walnie przyczynił się do zdobycia władzy przez Heroda Wielkiego), jednak to skojarzenie było traktowane jako wymówka. Skoro Jakub oszukał Ezawa-Edoma, to Żyd może oszukiwać Rzym-Edom. Biorąc pod uwage bliskie stosunki dynastii idumejskiej, jaką widzimy na kartach Ewangelii z Imperium Romanum sensu nabiera teza wyrazona u R. Gravesa, że midrasze, a zatem żydowska tradycja czerpała garściami z niechęci do dynastii herodiańskiej, od której nie są wolne też same Ewangelie18.

następny wpis

1Przy czym warto zaznaczyć, że słowo יְהוּדִית, jᵉhȗḏȋṯ, jehudit może oznaczać też mowę żydowską, czyli hebrajski. W takim znaczeniu pojawia się w 2 Krl 18, 26, czy Ne 12, 24.

2Tradycja żydowska widzi tu skutek wydarzeń z Morii. W jednej z wersji, na jego oczy padły łzy aniołów płaczących nad losem dziecka (Izaak [w:] A. Untemann, Encyklopedia tradycji i legend żydowskich). Według innej, gdy Izaak wejrzał w niebiosa, ujrzał Boga i stracił wzrok (wg M. J. bin Gorion, Żydowskie legendy biblijne. Część 1., przeł. Robert Stiller, Gdynia 1996, s. 226-227).

3Raymond E. Brown i in., red., Katolicki komentarz biblijny, 6. (Warszawa: VOCATIO, 2021), 47.

4bin Gorion, Żydowskie legendy biblijne. Część 1., s. 202.

5Ale jest jeszcze jeden czasownik zapisywany bez masory jako כלי. Jest nim כֵּלַי, kēlaj, kelaj, czyli „łotr, oszust”.

6Przy czym musimy pamiętać, że mięso zwierząt hodowlanych i niehodowlanych w warunkach nieurodzaju nie musi się specjalnie różnić, a nawet w przypadku ras hodowanych dla mleka, wełny i skór, może nadal być w miarę niezmienione przez zmiany powstałe w wyniku hodowli. Ponadto Rebeka mogła dopracować sztukę kulinarną, choćby po to, by w wyścigu o sympatię Izaaka nie zostać z tyłu za synem.

7R. Graves, Mity hebrajskie, przekł. R. Gromadzka, Kraków 2020, str. 201.

8Co ciekawe, hebrajskie słowo „kozioł”, שָׂעִיר, śā‘ȋr, sa’ir (użyte na przykład na określenie jednego z gatunków zwierząt towarzyszących Lilit w Iz 34, 14-15) przypomina nieco słowo σάτυρος, satyros, czyli greckiego bożka lasu – straszliwie do kozła podobnego.

9John H. Walton, Victor H. Matthews, i Mark W. Chavalas, Komentarz historyczno-kulturowy do Starego Testamentu. Księgi Protokanoniczne, wyd. 3. (Warszawa: VOCATIO, 2019), s. 43.

10 Pamiętajmy, że zwyczajowo żona miała osobny namiot – tak jak Sara, w której domostwie zamieszkała Rebeka po przybyciu do Izaaka (por. Rdz 24,67).

11Brown i in., Katolicki komentarz biblijny, s. 48.

12Problem pojawia się w związku z tym, że o ile hebrajski rzeczownik może zostać tu poprzez angielski odpowiednik „game” (oznaczający nie tylko łowy, ale też zwierzynę, na która się poluje oraz tę upolowaną), nie znam takiego słowa w języku polskim.

13Por. Rdz 25,12.

14Por. Micha Josef bin Gorion, Żydowskie legendy biblijne. Część 1., tłum. Robert Stiller (Gdynia: URAEUS, 1996), ss. 146-150; .

15Micha Josef bin Gorion, Żydowskie legendy biblijne. Część 1., tłum. Robert Stiller (Gdynia: URAEUS, 1996), s. 228.

16Zgodnie ze znaczeniem czasownika שָׂטַן, śāṭan, satan – oznaczającego sprzeciwianie się, stawanie na drodze – i rzeczownika שָׂטָן, śāṭān, satan – wskazującego przeciwnika, oskarżyciela, przeszkodę na drodze.

17Piotr Briks, Podręczny słownik hebrajsko-polski i aramejsko-polski Starego Testamentu (Warszawa: VOCATIO, 1999).

18Robert Graves i Raphael Patai, Mity hebrajskie. Księga rodzaju, tłum. Regina Gromadzka (Kraków: vis-a-bis, 2002), s. 191.

Mit, przypowieść, legenda czy historia?

Cześć, oglądałem ostatnio film o Adamie na kanale Szymon mówi i zauważyłem zaznaczenie, że ludzie mylą mit z przypowieścią. Oczywiście dla mnie to dziwne, ale przecież wiele osób rzeczywiście tego nie rozróżnia. Jeszcze więcej problemów rodzi legenda, kronika czy zapis prawny.

A to, jak odbieramy tekst biblijny zależy w wielkiej mierze od gatunku literackiego. To on nam narzuca, czego oczekujemy i na ile zawieszamy naszą wiarę w to, o czym czytamy. Inaczej się rozumie historię cudu w Betanii, widząc w czynach Jezusa albo metaforę bardziej przyziemnych czynów albo wyolbrzymienie a inaczej rozumiejąc je jako zapis świadka, ewangelisty.

Podobnie jest z przypowieścią i mitem, bo od tego odróżnienia wyjdźmy.

Czy istnieje mit biblijny? Oczywiście. Przykładem jest tu mit o Potopie, który był znany innym ludom w tym rejonie, w nieco innych wersjach. W Babilonie odpowiednikiem Noego był Utnapiszti, u którego Gilgamesz szukał leku na śmierć.

Podobnie mityczne są początki świata, Kain i Abel, czy na przykład wieża Babel, choć tu mit miesza się z legendą.

Mit to pewna prawda ubrana w narrację – mit o Demeter i Korze tłumaczy w narracji cykl pór roku ukazując wiosenną i letnią radość matki – będącej boginią ziemi i urodzaju – z bliskości córki i smutek, gdy musi ją oddać bogowi śmierci i podziemi, Hadesowi. Wszystkie postaci jednak mają tu jasno określone imiona, role i pojawiają się w innych mitach, tworząc coś, co dziś nazwalibyśmy uniwersum.

Podobnie jest z Kainem i Ablem. Mamy ich imiona, mamy pewien ich obraz, wiemy czym się zajmują. Jest sporo detali. Są oni umiejscowieni w historii Adama i Ewy, a także dalszych dziejów ludzi – rodów Setytów i Kainitów. Podobnie z Noem i jego synami. Sem, Cham i Jafet są ważni dla mitologii i tradycji rodowej.

Jest w tym pewna dydaktyka, próba pomocy w zrozumieniu świata ludziom, którzy kochają narrację. Jednak nie moralizatorstwo jest na pierwszym miejscu, ale wyjaśnienie dziejów świata i zasad nim rządzących. Mit o Prometeuszu wskazuje historię postępu ludzkości i stosunek bogów do tego, podobnie jak czyni to opis dziejów potomków Kaina, rozwijających kowalstwo czy sztukę.

Mamy więc klarownie wskazane postaci, a dana historia jest jedynie jednym z wielu wydarzeń w ich życiu. Możemy się z nimi utożsamiać, ale mit rozumiany przez wiernych i kapłanów na tym etapie nie jest jedynie narracją teologiczna, a rzeczywistym zapisem niepamiętnych czasów, objawionym lub przekazywanym „od Adama i Ewy”.

Przypowieść, po grecku parabola, rządzi się innymi prawami. Najczęściej od razu wiemy, że ktoś ją opowiada, wprowadza w to narracja, tak jak ma to miejsce w Ewangeliach. Nie mamy detali ani imion, a jedynie podane role: ojciec, syn marnotrawny, drugi syn; król, dłużnik pierwszy i drugi. Mogą one jednak być bardziej rozbudowane. W opowieści o bogaczu i Łazarzu mamy imię tego drugiego, ponadto pojawia się Abraham w sensie: TEN Abraham, z Księgi Rodzaju.

Słuchacze jednak wiedzieli, że nie jest historia, która choć prawdopodobna, miała miejsce, a raczej hipotetyczny scenariusz, do którego muszą się odnieść pod kątem moralnym. Mogą postawić się na miejscu jednego z synów lub ojca. Co by zrobili na ich miejscu? Realiści wiedzieli, że zapewne popełniliby te same błędy, co któryś z synów, albo że nie dorównaliby mądrości ojca.

Brak imion, brak osadzenia w innych historiach i niejako wyjęcie z czasu i przestrzeni pozwalał utożsamiając się i analizując wybory, jakie muszą podjąć bohaterowie przypowieści pozwala łatwo zastąpić otoczkę dobrze znaną sobie rzeczywistością.

Przypowieść, wdając się w szczegóły odnosi się też do realiów, które były uniwersalne dla odbiorców i nie wymagały komentarza – jak w historii o miłosiernym Samarytaninie, heretyku, który zrobił to, czego nie zrobili przedstawiciele elity religijnej, lewita i kapłan. Nam trzeba te tytuły wytłumaczyć, zwłaszcza lewitę, ale u pierwszych odbiorców oczekiwania wobec tych postaci były jasne i klarowne.

Pierwsze rozdziały Pisma nie są więc przypowieścią, bo określają dość jasno same siebie jako rozdziały historyczne. Opowiadają o czasie od stworzenia świata, przez Potop do podziału ludzkości na siedemdziesiąt dwie nacje. Historia ta jednak ubrana jest właśnie w gatunek mitu, choć widać tu i pieśni (np. ta z refrenem „i tak upłynął poranek i wieczór dzień…”) i genealogie (wypisy potomków po stronie Kaina i Seta, a potem Tablica Narodów).

Od wkroczenia na scenę Teracha i jego syna, Abrahama mamy w Genesis do czynienia z historią rodową, rodzajem legendy, czymś, co było przekazane w formie mówionej, czasem w rożnych tradycjach, po czym spisane. Ona też ma pretensje do bycia wiarygodną historią, choć jest gotowa wyolbrzymiać i mieszać fakty.

Ma jednak autorytet tradycji, starości i przez to jest szanowana, nawet jeśli w VI w. przed Chrystusem gromadzimy materiał i mamy trzy różne wersje historii z wieku XVIII, a więc sprzed dwunastoma wiekami. I powiedzcie mi, co umieścić w Biblii:
a) historię wizyty Abrama i Saraj w Egipcie i zabrania Saraj na dwór Faraona, po czym zwrotu jej po uderzeniu dworu plagami
b) historię wizyty Abrahama w Gerarze i zabrania Sary na dwór króla Abimeleka, po czym zwrotu jej po uderzeniu dworu plagami
c) historię wizyty Izaaka i Rebeki w Gerarze, po czym wprowadzenia przez króla zakazu dotykania Rebeki po tym, jak król wykrył, że są oni małżeństwem
d) Po co się ograniczać? WSZYYYYYSTKIEEEEEE!!!

Wygrać można podziw i uścisk ręki dowolnego prezesa, jaki na to wyrazi zgodę.

Odpowiedź brzmi „wybrano wszystkie”, choć trzeba przyznać, że niekiedy stały za tym sensowne racje. Np. wyjaśnienie skąd Saraj miała egipską niewolnicę, Hagar i widzimy też na przykład świetną scenę, gdy Abimelek zagląda przez okno i widzi Izaaka całującego Rebekę i… stwierdza, że tak nie całuje się siostry…

Mogło być jedno takie wydarzenie, potem przypisane dwóm różnym parom, w tym jednej u dwóch różnych królów. W historii szukania żony dla Izaaka mamy dwie wersje spotkania sługi i Rebeki: pierwszą – narracyjną, która jest zapewne wizją Rebeki i drugą, będącą zapewne wersją sługi, bliższego domu Abrahama.

Jedno wydarzenie miało dwóch świadków – Rebekę i sługę i to poszło dwoma drogami. Je obie uszanowano, mimo pewnych drobnych sprzeczności.

Ale to typowe dla tradycji mówionej, płynnej, która niewiele potrzebuje, by przy ogniu usłyszał je gość z innej rodziny i po powrocie do siebie… nieco je przeinaczył. Taka opowieść rodowa może stać się legendą, a ta – po ubraniu w wątki filozoficzno-religijne – mitem.

Co ciekawe, ta płynność nie była tak lekka, łatwa i przyjemna jak by mogło się zdawać. Opowieść rodowa niejako sytuowała daną społeczność rodzinną na lokalnej arenie, odnosiła się do sąsiadów, tłumaczyła sympatie i animozje, więc i trzeba było wysiłku, by przekonać słuchaczy, że zawsze wersja nowa była uznawana. Słyszeli ją dziesiątki, jak nie setki razy i znali na pamięć.

Zabawne, jak brak możliwości zapisania informacji i łatwego dostępu do niej później w formie odczytania wpływa na naszą pamięć.

Tak na marginesie, całkiem możliwe, że odsetek analfabetów to bardzo błędne kryterium, bo na przykład w średniowieczu byli ludzie zdolni czytać, ale nie pisać. Czytanie to czynność intelektualna, podczas gdy pisanie wymaga wyrobienia pewnej grupy ruchów dłoni. Znacznie więcej ludzi potrzebowało odczytać coś, co w kilku kopiach napisał ktoś inny (drogowskazy, umowy, obwieszczenia).

Przykładowo sędzia w Babilonie nie musiał pisać. Gdy przyszli do niego wierzyciel i dłużnik, czytał umowę, wydawał na jej podstawie wyrok i kazał komuś zapisać historię procesu. Co więcej, kopista mógł działać jak ksero – mógł potrafić pisać, stawiać kolejne litery tak, jak było w oryginale, ale nie widział ich sensu.

Wracając do tematu, legenda dzięki swej mówionej ale i wspólnotowej naturze była jednocześnie i bardzo wrażliwa i bardzo trwała, w zależności od podatności wspólnoty na zmiany. I może być ważna dla teologii.

Jaki mamy dowód, że Jezus pochodzi od nierządnicy Rachab? Genealogię, zapis rodzinnych dziejów, przechodzący z pokolenia na pokolenie.

Legenda bywa nie tylko rodowa, bo mamy wiele legend niekoniecznie rodowych, jak na przykład historia Samsona, który jako nazirejczyk nie miał potomstwa, miał wiele słabości, ale był wielkim symbolem walki z Filistynami i bożej opieki.

Inaczej ma się z kronikami królewskimi, bo te nawet się pojawiają w dziejach Abrahama, taka jest przynajmniej moja dzika teoria, gdy Pismo wspomina o tym, że Lot został uprowadzony wraz z innymi mieszkańcami Sodomy po Bitwie Dziewięciu Królów. Poprzedza to taki opis kampanii jakby żywcem zaczerpnięty z glinianych tabliczek Babilonu, gdzie jakiś Żyd w czasie niewoli znalazł potwierdzenie, że – w narracji dawnego władcy – lokalny watażka napadł na wracające po ciężkiej kampanii wojska osłaniające tabor z łupami, pobił je i uwolnił wielu jeńców.

Takich incydentów nie zapisywało się publicznie na stelach, ale raczej w archiwach niepublicznych, by wiedzieć, na kim trzeba się odegrać. A te gliniane tabliczki potrafiły wytrzymać wiele.

Musimy pamiętać, że kroniki w dawnych czasach nie były dziełem historyków, ale raczej zapisem tego, co dany władca chciał zapisać. Od krytykowania miał proroków na ulicach, kapłanów w Świątyni i doradców w pałacu. Ciekawym przykładem podważającym tezę, że przegrany jest zawsze demonizowany w kronice jest bunt Absaloma, który ma tak solidną podbudowę, że niejeden złoczyńca świata Marvela, w tym Thanos mógłby się schować pod dywan.

Facetowi brat przyrodni zgwałcił rodzoną siostrę i został uniewinniony przez ojca całej trójki. Potem sam Absalom zabił gwałciciela podstępnie i… po nieco dłuższym czasie został uniewinniony. Jak myślicie, na czy polegała kampania Absaloma, gdy nakłaniał do siebie lud Izraela? Oczywiście, był to fakt, że Dawid to pierdołowaty sędzia, więc i pierdołowaty król.

O tym, że był pierdołowatym ojcem nie wspominam. Absalom nie jest też ohydnym, śliskim typem. To piękny, stanowczy mężczyzna z kręgosłupem moralnym. Popełnia błąd, słuchając ostrożnej rady podwójnego agenta zamiast śmiałej rady najmądrzejszego z Izraelitów.

Gdy Absalom ogłasza bunt przy Dawidzie zostają tylko najemnicy i obcokrajowcy. Izrael jest sercem za młodym mścicielem. Taki pierwszy Avengers.

I nie wiadomo, gdzie tu jest kronika pisana przez naocznego świadka, a gdzie swoista beletrystyka, upiększająca zapis historyczny o detale pasujące do historii. Style i gatunki się mieszają dość lekko, bo nikt nie wymuszał na proroku pisania tylko proroctw i aluzji. Zresztą, podobnie jest w większości kronik, które nieraz mają niewspomnianego bohatera – sponsora.

Taki Ozeasz na przykład napisał proroczą autobiografię. Bóg wybrał mu żonę. Ale taką, która miała odzwierciedlić jak trudna jest wierność wobec Izraela. Więc Ozeasz robił w tym porównaniu za Boga, a Izrael reprezentowała nierządnica. Pierwszego syna nazwał „Jizreel”, co byłoby tak, jakby dziecku po śmierci Kennedy’ego na pierwsze dać „Dallas” a na drugie „Oswald”. Idąc za ciosem drugie dziecko (córkę) Ozeasz nazwał „Lo-ruchama”, czyli „Niekochana” a kolejnego syna „Lo-Ammi”, czyli „Nie mój lud.”

Zapis proroczo-rodzicielskiej paranoi czy dzieło Boże? A może zwykła poezja?

W pieśniach i psalmach tłumacze nieraz szaleją i są zdolni jeden wyraz tłumaczyć dwoma innymi, o innym znaczeniu. Żeby się nie powtarzać. Jak obejrzycie seriale na Netflixie z angielskim dźwiękiem i polskimi napisami albo na odwrót zauważycie, że to nie kwestia epoki.

Wspomniałem wieżę Babel, bo ta łączy mit, tradycję, legendę z kroniką. Uprowadzeni do niewoli babilońskiej niewolnicy zapewne pracowali przy budowie czy konserwacji zigguratów, sztucznych gór. Ich właśni przodkowie składali zawsze ofiary na górze naturalnej (z naciskiem na Morię/Wzgórze Świątynne). Pracowali tam ramię ramię z wieloma innymi niewolnikami, którzy mówili wieloma językami.

Mit o wieży Babel tłumaczy, jak ludzkość rozproszyła się po ziemi i skąd się wzięły wszystkie jej mowy i narody. Legenda opowiada o odległym, wielojęzycznym mieście, które nie jest jak chcą jego mieszkańcy „Bab-el”, „Bramą bogów”, ale pochodzi z hebrajskiego i tam „Bawel” „od „balal” – oznacza „pomieszać, zmieszać”. Legenda rodowa umieszcza początki Teracha w tym kręgu kulturowym, bo ten wyruszył z Ur Kaszdim, czyli Chaldejskiego, a umarł w Charanie Dwurzecza, po czym jego misję podjął Abraham.

Osobną kategorią są przepisy prawne, stanowiące zapisy danych regulacji, wracające także poza Torą. Potrafią one zająć spore akapity, ale są zapisem elementu dziejów kultury, bardziej tej sformalizowanej wersji, ale jednak. To jednak nadal chaotyczna, sklejana na „widzimisię” zbieranina mieszana z narracją.

Pamiętajmy, że choć chaotyczne dla nas, przepisy dotyczące jednej kwestii rozrzucone po pięciu miejscach nie były niczym nowym. Rzym stworzył kodeksy – zszywane kolekcje aktów prawnych wydawanych luzem. Nie dziwmy się, że w Torze znajdziemy nieraz jedno-kilku zdaniowe sentencje podające sucho nakaz lub zakaz, ale i nieco podobne do naszych aktów prawnych szczegółowe wyliczanie okoliczności, zależności i drobnych różnic w danej sytuacji.

Tak na marginesie. Stąd z prawa kanonicznego dawnych wieków, setek dekretów stworzono po wiekach jednolity Kodeks Prawa Kanonicznego dla całego Kościoła. I mowa tu o wiekach po wynalezieniu druku.

Zarówno te dłuższe jak i krótsze przepisy były szeroko komentowane i każdy był traktowany jak osobne przykazanie, a uzbierało się ich aż sześćset trzynaście. Ale o tym za kilka dni.

Musimy zrozumieć kto? , dlaczego?, kiedy?, jak?, dla kogo?, ale i w jakim języku? napisał dany tekst. Ktoś mógł tworzyć własny tekst, układać teksty w kolejności albo jedynie komponować coś nowego korzystając z istniejącego materiału z kilku źródeł, jedne rzeczy włączając, inne odrzucając albo jako jawną i niepotrzebną sprzeczność albo jako powtórzenie, gdzie wystarczyło zmienić dwa słowa, by uzyskać zgodność.

Przy tym wszystkim absurdem jest traktowanie Biblii jako jednolitego bloku, bo nawet w starożytności nie uznawano Pieśni nad Pieśniami jako rzeczywistego zapisu jakiejś nocy poślubnej Salomona. Jeszcze większym – traktowanie każdej księgi jak jednolitego proroctwa, legendy, mitu, zapisu historycznego czy poezji. Można ubrać historię w poezję, można dodać dwa czy trzy elementy fantastyczne do historii rodowej, zwłaszcza gdy i narrator, i słuchacze w nie święcie wierzą.

Ciekawym tematem jest dowodzenie, że Biblia ma zawartej w sobie więcej prawdy niż wielu myśli. Tak jest z Potopem, gdzie jedni rozważają tsunami wdzierające się po upadku meteorytu na Oceanie Spokojnym w Zatokę Perską.

Pamiętajmy, że Biblia to nie „Księga”. Księga to po grecku Biblion, a „Księgi” to Biblia. To zbiór ksiąg, a jedna księga może być zszyta z innych. Jeden fragment może być poezją i prawdą historyczną w jednym. A i prawda o synu-buntowniku może być widziana według zachcianek walczącego z rebelią ojca-króla, który żałował jego śmierci i chętnie widział winnego w znany spiskowcy.

Gatunki w Biblii mieszają się i utrudniają jej odczytanie w prostym kluczu prawa, przypowieści, legendy, historii. Ale powodem nie jest ich fałszywość. Powodem jest to, ze Biblia ma dwóch autorów, człowieka i Boga. Cześć ludzka jest podobna do ludzkiej natury i dlatego sporo z tego, ci jest w Biblii zapisane tłumaczy nam zrozumienie tego, jak działa literatura, wyraz ludzkiej duszy.