Nie taka ideologia straszna, jak ją malują.

Od pewnego czasu straszy nas się ideologizacją przestrzeni publicznej. Katolicy drżą przed ideologią LGBTQ, LGBTQ przed księdzem w każdym urzędzie gminy i na każdym komisariacie. Problem w tym, że bez ideologii nie ma szans, by istniało jakiekolwiek życie społeczne w XXI wieku.

Czym jest ideologia, gdy weźmiemy ja na sucho. „Idea” to myśl, pomysł, teza, zaś człon „logia” wskazuje na pewne usystematyzowanie, stworzenie wewnętrznych procedur myślowych, zestawu akceptowalnych i nieakceptowalnych metod łączenia logicznego faktów. Każda nauka posiada swoją „logię”, swoisty paradygmat i zestaw tez podstawowych, wyznaczających jej granice, ale też zasady wewnętrzne w obrębie jej działania. Nauki biologiczne działają w oparciu o empiryczne doświadczenia, dotyczące organizmów żywych, ich interakcji z otoczeniem nieożywionym i możliwych interakcji z otoczeniem ożywionym, a także wewnętrznej sferze życia pozwalającej danemu organizmowi pozostać w sferze organizmów ożywionych. Astronomia byłaby zapewne astrologią, gdyby nazwy tej nie zajęły różne Sybille z Piwnej 7. Działa ona wszak w oparciu o pewien zestaw zasad interpretacji określonych narzędzi – w ich skład wchodzi analiza spektrum światła emitowanego przez ciało niebieskie i odbieranego przez teleskop, ale już nie utożsamienie lwa z siłą zgodnie z daną tablicą wróżbiarską, czyli symboliczne ujęcie położenia słońca względem gwiazdozbioru lwa, typowe dla astrologii.

Wiek XX. przyniósł nam dwie główne ideologie, które jeszcze przez wiele lat rzutowały na obraz całego świata. Pierwsza i druga były nacjonalistyczne, różniły się jednak co do genezy narodu. Nacjonalizm chciał zachować naród powiązany z państwem, umocnić go i zapewnić mu kwitnąca przyszłość, komunizm zaś stworzyć nowy naród, nowe społeczeństwo, żyjące według zasad dopiero wymyślanych. Paradoksalnie i kapitalizm i komunizm najmocniejsze są albo tam, gdzie najsilniej był dany system wpajany, najsilniej gloryfikowany albo tam, gdzie był głoszony, ale realizacja doczesna nie miała racji bytu.

W efekcie Amerykanie są zachłyśnięci samą ideą bytu jako posiadania dóbr doczesnych i nawet śmierć z rąk policji niewinnego człowieka prowadzi do wyrównania statusu społecznego poprzez posiadanie i na zapas uzyskania zapasów szacunku poprzez strach. W czasie, gdy szarzy Amerykanie, dowolnego koloru skóry, boją się, ze ich sklep zostanie splądrowany przez ochraniany przez Antifę „wyklęty lud ziemi” gwiazdy prześcigają się w ogłaszaniu dla kogo czarne życie więcej znaczy. Z drugiej strony najmożniejsi Rosjanie dorobili się na dzikich kapitalistycznych zagraniach, zabawie prawem międzynarodowym, wyzyskiem własnych obywateli, idei „od zera do milionera” – zreszą, tak samo robi ich rząd, szukając okazji do intratnych umów z rządami dawniej satelickich państwa. W efekcie rosyjskie władze niewiele się różnią od chodzącego po domach „osobistego doradcy ds. dostaw energii elektrycznej”, twierdzącego, że twoja babcia zawiera doskonałą umowę z nową siłą na rynku energetycznym, tak naprawdę dodając do obecnego rachunku opłatę za swoje pośrednictwo. To wszystko okraszone jest dumą z odzyskania chwały Rodiny, za którą z faszystowskim najeźdźcą walczył prawujek Wołodia pod wodzą Batuszki Stalina.

I paradoksalnie role się odwróciły. Dawniej to zachód Europy był ostoją faszyzmu – wiadomo, od Madrytu po Berlin każdy naród był spadkobiercą Imperium Romanum, co dowodziła dalsza historia, pełna zwycięstw nad krajami od Berlina po Madryt. Wschód z jego nierównościami społecznymi, biedą, aspiracjami był żerowiskiem komunizmu. W XX w. powstały jednak tendencje odwrotne, bazujące na dawnych. Aby uniknąć oskarżenia o faszyzm Zachód zaczął się prześcigać w wytyczaniu nowych, szerszych granic wolności. Tak stworzył zestaw idei, które wytyczają zasady wolności osobistej. Osiągnął je w znacznym stopniu u siebie i… dalej iść nie mógł.

Nagle okazało się, ze Zachód ma masę ludzi skupionych na wymyślaniu nowych idei, zupełnie niezahartowywanych w tym, by te idee wyjaśniać innym. Jeśli elity przyjmowały twierdzenia o prawach kobiet, to było kwestią czasu, jak i przyjmą je wiejskie gospodarstwa. Jeśli elity przyjmowały twierdzenia o prawach zwierząt, to było kwestią czasu, jak i przyjmą je wiejskie gospodarstwa. Problem zaczął się w momencie, gdy racjonalne prawa ze strony społeczeństwa się wyczerpały, a zapotrzebowanie na czynsz filozofów nadal rosło. Zaczęły pojawiać się nowe prawa, nowe zasady życia społecznego, które jednak coraz bardziej dotyczyły gminu, zaś z którymi oświecona elita, pionierzy nowej moralności mogli eksperymentować.

Przypomnę: pewien działacz społeczny nazwał się na blogu transem-pedofilem, a media powiązane z Gazetą Wyborczą chętnie podawały dalej jego wypowiedzi, mówiące o wypowiedzi artystycznej (na blogu, nie była to wypowiedź wykreowanej postaci, ale wypowiedź rzekomo zacytowana na spotkaniu LGBT), a stwierdzenie w tonie „co z tego, że mówię o swojej pedofilii, skoro nie łamię prawa, więc nie podlegam karze” wcale nie są stawiane w jednym rzędzie z „co z tego, że zaliczyłem każdą sekretarkę, skoro każda wyraziła zgodę”. Tu dochodzimy do obecnego sporu, a raczej jednej jego strony.

Pewne środowiska stworzył sobie ideę postępu niemal tożsamą w metodologii z ideą ruchu komunistycznego: „byliśmy stłamszeni, byliśmy zepchnięci na margines, teraz siłą, legalną lub bezprawną, i z pomocą pożytecznych idiotów, musimy zyskać nasze prawa, co jest nieuniknione, a ci którzy się opierają to ostatnie bastiony zacofania, kołtuństwa i Ciemnogrodu, które kiedyś wreszcie ustąpią”.

To myśl, gdzie rozwój społeczeństwa ma jeden słuszny kierunek, a my tą drogą idziemy. Myśl, że zaszliśmy za daleko, albo że w ogóle gdzieś poleźliśmy w maliny jest herezją, uderzeniem w dogmat, nieprzyjmowalną pod żadnym względem.

Nie inaczej jest z ideą okopu, czyli z ideą z drugiej strony barykady, czyli ideologią konserwatywną. Ta grupa idei ma za zadanie udowodnić jedno: najlepiej już było. Chętnie odwołuje się do tez dawnych, tradycyjnie uznanych, podpartych autorytetem, jednak nie raz bez zrozumienia zasad działania psychologii i historii. O ile myśl, z którą związana jest ideologia LGBT – nazwijmy ją „progresywno-marzycielską – szuka jakiegoś odległego punktu na horyzoncie przed sobą i gdy tylko jakiś dostrzeże, rzuca się w barani pęd, na złamanie karku, o tyle myśl konserwatywno-idealistyczna stale, powoli szuka śladów przodków, uznając tylko dwa kryteria prawdy: te osoby myślały to, co my, pochodziły z tych samych kręgów co my. Gdy analiza każe odrzucić te kryteria, prawdę należy zmienić, dostosować, bo inaczej odbiorca jest gotów zwątpić w prostolinijność poglądów i zacząć doszukiwać się podstępu.

Jest to niejako efekt genezy polskich ruchów narodowościowych. Od PRL rosły one w ukryciu, po troszku zasilane wybiórczym patriotyzmem ekranizacyjno-lekturowo-społecznym. Do rangi cnót urastały krytykowane (nieraz słusznie) przez władze komunistyczne wady narodowe. Doszło do uznania „stereotypowego Polaka” za „idealnego Polaka”. Jednocześnie gdzieś zagubiono różnicę sensu między radykalizmem poglądów a dosadnością czy nawet wulgaryzmem wypowiedzi. O ile w ustach dawnych polityków w publicznych wypowiedziach wulgaryzm był fenomenem, uznano, że należy język rynsztoku przenieść do mediów, bo tylko wychowany w rynsztoku obywatel może go docenić. Wulgaryzacja języka po stronie raczej świątobliwej prawicy, czyli wszelkie „pedały”, „zboczeńcy”, „pederaści”, ale też „zdrajcy”, „dziady” i tym podobne obniżyły poprzeczkę i dały przyzwolenie na i tak używane po drugiej stronie „katofaszyzmy”, „katabasy”, czy akcje obrażające Matkę Boską.

Jeszcze gorzej jest, gdy czytelnikowi daje się dłuższy tekst. Nie może być ani za długi, ani poznaczony zbyt wieloma znakami interpunkcyjnymi sugerującymi usunięcie tekstu. O ile ktoś w danym cytacie podaje informacje akceptowalne dla docelowego odbiorcy: zostawia się to bez zmian. Jeśli zacny przodek nie znał całej prawdy: przedstawia się go jak gloryfikatora swoich spadkobierców czy potomków, a jeśli sprawa jest zbyt skomplikowana, należy wyciąć z cytatu kawałek. Wszak polski nacjonalizm musi radykalny, całkowity, aby przeciwstawić się zatruwającej korzenie totalitarnej władzy komuchów…

Trwa walka bokserska, a Kościół stoi w jej środku jako zaciekły przeciwnik jednych i mimowolny sojusznik drugich. Ale czy na pewno?

Wydaje się, że problem polskiego Kościoła to samookreślenie. Księża chcący zdobyć szereg słuchaczy chcą być utożsamiani z pewnym kręgiem odbiorców, ale nie boją się zaszufladkowania. Wręcz przeciwnie, mała, ale stała szufladka to cenna rzecz. Wystarczy jeden post na facebooku poza szufladkę i BAM! Odpadają polubownicy, odpadają co aktywniejsi politycznie wierni. Dotyczy to nie tylko lokalnego wikarego, proboszcza czy biskupa, ale i samego papieża – media starają się filtrować wypowiedzi Franciszka, by czasem lewicowy czytelnik nie został porażony nietolerancją Biskupa Rzymu, a prawicowe media nieraz na wyrost chcą uczynić z najbardziej liberalnej wypowiedzi kwintesencję polskiego kapitalizmu.

Kościół ma swoją drogę, swoje nauczanie, swoją ideologię i swoją doktrynę. Wiele razy już utykał w wąskim marginesie wytyczanym przez strony sporu. Za każdym razem, gdy szuka łatwego wyjścia przez przylgnięcie do jednej czy drugiej granicy, zbyt wielkie jest ryzyko pójścia dalej, aż na granice tejże ideologii.

Przytoczę tu starą, chińską bajkę.
Złodziej zakradł się nocą do ogrodu i zaczął przeklinać księżyc, że uniemożliwia mu pracę, że pokazuje swoją bladą, tłustą gębę wtedy, gdy nie potrzeba, że stoi po stronie strażników, że odbiera chleb ubogim, a chroni bogaczy,
W tym czasie bogacz zaczął zachwalać księżyc za to, że jest wtedy, gdy brak słońca, że okrasza niebo i upiększa gwiazdy, że daje wzrok w ciemności i na równi ze słońcem winien być wychwalany, nawet bardziej godny jest boskiej czci.
Na co księżyc odrzekł, że nie jest ani demonem, bo nikomu nie chce wyrządzić krzywdy, ani bogiem, bo od słońca użycza światło. Jest sobą, księżycem.

Benedykt XVI kontra imigranci? Nie, Młodzież Wszechpolska kontra czytanie ze zrozumieniem

I znowu wyprodukowana w kręgach narodowych grafika, mająca dowodzić, że wszyscy lubiani przez Polaków papieże byli wrogami imigracji, a obecny rozdźwięk między nauką Kościoła a podejściem Młodzieży Wszechpolskiej czy ONR do napływu obcokrajowców to skutek działań podejrzanie wybranego liberała.

BXVI migranci

I co? I trzeba szukać oryginału. Nietrudno było znaleźć orędzie papieża Benedykta XVI na Dzień Migranta i Uchodźcy w 2013 r., tak samo jak cytatu:

Jednakże, w aktualnym kontekście społeczno-politycznym, przed prawem do emigracji trzeba realizować prawo do nieemigrowania, to znaczy do możliwości pozostania na własnej ziemi, powtarzając za bł. Janem Pawłem II, że «podstawowym prawem człowieka jest prawo do życia we własnej ojczyźnie.”

Nie, ten brak zamknięcia cudzysłowu ostrego nie jest moim błędem, bo tu nie kończą się zacytowane przez Benedykta XVI słowa Jana Pawła II. Dalszy ciąg jest taki: „Prawo to staje się realne tylko wówczas, gdy nie występują czynniki zmuszające do migracji»”. Już nie takie mocne, prawda? Dalej:

„Liczne migracje są konsekwencją niepewności ekonomicznej, braku podstawowych dóbr, klęsk naturalnych, wojen, niepokojów społecznych.

To krótkie opisanie wielu regionów świata, gdzie lokalna lub państwowa władza jest chwiejna na przykład w wyniku bezmyślnej dekolonizacji, gdzie wprawdzie wycofały się urzędy, ale wielkie biznesy dalej pociągają za sznurki. Chiny dokonują kolonizacji gospodarczej Afryki, wzorując się na tym, co robią korporacje europejskie. Każdy kraj subsaharyjski w praktyce podlega pod wspomniane przez papieża-Polaka kryteria.

Przytoczona wypowiedź Jana Pawła II pochodzi z przemówienia na IV Światowym Kongresie Duszpasterstwa Migrantów i Uchodźców z 9. września 1998 r. W nim, jako przyczynę migracji wskazuje się nierówności społeczne, klęski naturalne, ale też pogoń kapitału za coraz tańszą siłą roboczą. Innymi słowy: kraje rozwinięte wykorzystują rozwijające się i stąd potrzebna jest ogólnoludzka solidarność i zrównoważony rozwój. Papież-Polak odrzuca też ideę walki z migracją przez zamknięcie na kłódkę granic:

Niemniej o migracjach mówi się teraz więcej niż kiedyś i z coraz większym niepokojem, nie tylko dlatego, że zamknięcie granic wzmogło niekontrolowany przepływ nielegalnych migrantów, a tym samym także wszystkie zagrożenia i obawy związane z tym zjawiskiem, ale również dlatego, że trudne warunki bytowe, będące źródłem narastającej presji migrantów, zdają się jeszcze bardziej pogarszać.”

Czyli papież przewidział tu to, co widzimy we Francji na przykład: kraje północy, zwłaszcza te uwikłane w kolonializm jawią się mieszkańcom dawnych posiadłości zamorskich jako:
– raj na ziemi, gdzie nawet na socjalu można nieźle wyżyć, a prawo pozwala sprowadzić rodzinę;
– kraje winne cierpienia; które dorobiły się na ich krzywdzie, a więc zobowiązane moralnie do przyjęcia gości (tym bardziej, że obywatelom krajów post-kolonialnych łatwiej jest o uzyskanie obywatelstwa, a potem ściągnięcia rodziny);
– piekło moralne, wymierające z powodu niemoralności i ateizmu (por. TNM 1).

Nic, tylko jechać i domagać się swojego, a ja się da, to nawrócić. Nic dziwnego, że w taką podróż oprócz rodzin wyruszyła też ogromna rzesza awanturników, młodych mężczyzn – w sumie rozsądnie, gdyż oni mają przetrzeć szlaki i na podstawie wyżej wspomnianej praktyki ściągnąć rodziny. Transport organizują przemytnicy, w drodze panuje prawo dżungli, tylko osoby bezmyślne czy zdesperowane ruszają w taką podróż z dziećmi. Przypomnijmy sobie choćby historię o chrześcijanach wyrzuconych za burtę przez muzułmańską resztę (choć ciężko to zweryfikować – por. TNM 2).

I nagle zamiast w raju taki 30-letni mieszkaniec Afryki Subsaharyjskiej z paszportem 14-latka ląduje w Calais, polując na ciężarówki, albo w Berlinie próbując wyżyć za socjal. I tu pojawia się jakiś imam, dający wykład najbardziej radykalnej opcji islamu, jeszcze mocniej wskazujący na demoralizację Zachodu i na jeszcze pilniejszą potrzebę prowadzenia dżihadu lub prezentujący szariat jako wybawienie dla Europy. Także w wielkiej fali imigracji łatwiej mogą się ukryć islamiści z Bliskiego Wschodu.

Te mechanizmy znane, choć na przykład w formie radykalizacji muzułmanów w gettach, były na długo przed arabską wiosną i nie były niczym nowym.

Dalej Jan Paweł II mówił, wskazując na problem z polityką dezinformacyjną: „W dzisiejszym świecie opinia publiczna stanowi często najważniejszy wskaźnik, jakim kierują się przywódcy polityczni i prawodawcy. Istnieje jednak ryzyko, że informacja, odpowiednio selekcjonowana w taki sposób, aby dotyczyła wyłącznie żywotnych problemów danego kraju, dotrze do odbiorców w formie tak bardzo ograniczonej, iż nie będzie absolutnie w stanie ukazać im całej dramatyczności sytuacji migrantów.”

I ten problem widzimy tak po stronie antyimigranckiej i proimigranckiej. Przykładem dla pierwszej jest właśnie na przykład obrazek, który był podstawą dla komentarza, ale też staranne wyłapywanie i nagłaśnianie wszystkich przestępstw popełnianych przez imigrantów, tworzenie obrazu złowrogiej inwazji, doskonale zaplanowanej i realizowanej przy pomocy najgorszych mętów, przed która należy się bezpardonowo ronić. Z drugiej strony: idealizowanie rozwiązania otwartych granic, przemilczanie przestępstw i incydentów. Obie strony nakręcają się wzajemnie, co tworzy zamęt i polaryzację społeczeństwa.

Na te problemy papież Benedykt proponuje „właściwe zarządzanie migracją, które nie będzie sprowadzone do samego szczelnego zamykania granic, do zaostrzania sankcji wobec nielegalnych imigrantów i stosowania środków, mających zniechęcać następnych przybyszów”, które jeśli chodzi o najnowsze trendy w dyskusji nad migracją powinno przywoływać hasło „korytarze humanitarne”. Cały czas papieże mówią nie o „uchodźcach” a o „migrantach”!

Jednak narodowcy korytarzy humanitarnych nie chcą, bo nie poczuwają się do obowiązku pomocy cierpiącym poza Polską. Polacy za granicą, wygnańcy z czasów Stalina: może być. Ale Syryjczycy? Niech siedzą w zrujnowanej ojczyźnie, odbudują ją, szpitale, drogi i tak dalej, a niech nie uciekają ani nie zmuszają nas do opłacania leczenia swoich chorych. Przecież Polacy swoją stolicę odbudowali (fakt, pod czujnym okiem Rosjan, często z „cegły wrocławskiej”, kosztem innych miast, zostawiając na Zachodzie wielu emigrantów dla których powrót do kraju równał się z kulą w łeb – ale przynajmniej dzięki czystkom i wywózkom mamy jednolita etnicznie Polskę).

Podsumowując, obrazek przedstawiający wypowiedź Benedykta XVI jest właściwie wyciągniętym z kontekstu fragmentem, który przy zacytowaniu nawet nieco szerszego fragmentu wypowiedzi Jana Pawła II zmienia mocno wymowę. Nie służy to dostosowaniu się do nauki Kościoła, ale stworzeniu fałszywego przekonania o tym, że jest ona tożsama z dogmatami herezji polskiego nacjonalizmu katolickiego. Obaj następcy św. Piotra zauważają, że migracje nie są najlepszym rozwiązaniem, ale nie zalecają egoizmu, ale właśnie uniwersalna ludzka solidarność i uznanie w migrantach braci.

B16JP2MW

Tak Na Marginesie:
1) Paradoksalnie, to właśnie punkt wspólny opinii Franciszka i muzułmańskich radykałów: Europa nie ma szans na przetrwanie jeśli dalej będzie szła za ideą, że każdy pogląd jest dobry, byleby nie mieszał Boga i wiary do moralności czy prawa.
2) Tak naprawdę, kto nie zna włoskiego/francuskiego/niemieckiego może mieć problem z dotarciem do relacji z pierwszej ręki na temat imigrantów – a i one mogą być zmanipulowane.

Czarna sotnia polska, czyli czego Sienkiewicz mógł nie wiedzieć

Czy nacjonalizm polski można porównywać z nacjonalizmami niemieckim czy rosyjskim? Krąży po internetach powtarzana za Sienkiewiczem opinia, że polski nacjonalizm jest wyższy niż ten, jakim traktowali nas zaborcy. Czy tak jest rzeczywiście?

Źródło: wykop.pl
Źródło: wykop.pl

Polski nacjonalizm jest szczególny. Wyrósł poniekąd na słabości. Zjednoczenie kraju po rozbiciu dzielnicowym nie było dziełem woli narodowej, bo tak po prawdzie jeszcze słabe było poczucie polskości, wszak jeszcze pod Grunwaldem Polacy głównie z przyczyn politycznych wiązali się z Krzyżakami, a nie z Jagiełłą. Nie mieliśmy takiego czynnika odgórnego jaki mieli na przykład Niemcy, którzy znali Święte Cesarstwo Narodu Niemieckiego istniejące, choć samo państwo rozbite było na wiele państewek, zjednoczonych dopiero w XIX wieku. Mieliśmy czasy sarmackiej dumy, ale była to duma głównie szlachecka, bo zwykły chłop nie czuł się wcale potomkiem jakiegokolwiek starożytnego ludu. Kościuszko porwał lud obietnicami ziemi, a nie niepodległości narodu.

Dla Niemców przełomem był XIX w., bo to wtedy tworzyły się wszelkie nowoczesne nacjonalizmy. Musimy mieć świadomość, że miało to związek ze zmianą modelu władzy. Przed długie wieki państwo to była dynastia, nie naród. Nie Francja, a Kapetyngowie. Nie Anglia, a Tudorowie. Gdyby podzielić Europę według samoświadomości, składałaby się ona z setek małych państewek, które zamieszkiwali najprościej rzecz ujmując „ludzie stąd” (por. TNM 1). Istniała jakaś ogólna świadomość, ale nie miała ona takiej wagi jak lokalne interesy. Była ona raczej efektem działań odgórnych, na przykład książąt niemieckich chcących przez poparcie dla herezji luterańskiej zrezygnować ze zwierzchnictwa cesarskiego i papieskiego. Nacjonalizm niemiecki nieraz też występował przeciwko papiestwu, chcąc uznawać wyższość władzy Niemca nad Włochem w kwestii nadawania godności biskupiej w Niemczech (spór o inwestyturę).

W XIX w. monarchie osłabły na rzecz ruchów demokratycznych. Nagle ludy uświadomiły sobie znaczenie krwi, wspólnego dziedzictwa, więc zaczęła się tworzyć idea państw narodowych. Ta idea doprowadziła do zjednoczenia niemieckich państewek pod pruskim butem, jak gdyby to Prusy były esencją ducha niemieckiego. On dawał siły, by prowadzić Kulturkampf, by wynaradawiać podbite ludy.

W Rosji z kolei było nieco inaczej. Nie pamiętamy, skąd się wzięła potęga caratu, mapka rozwoju terytorialnego Imperium Rosyjskiego miga nam przed oczami. Nie widzimy tego powolnego marszu na wschód, uzasadnionego siłą rosyjskiego ducha i potęgi Caratu. Ledwo pamiętamy, że to Rosjanie sprzedali Stanom Alaskę – bo i tam doszli. Batiuszka gwarantował rozwój, jednak kultura rosyjska nie była tak silna – ulegała silnym niemieckim czy francuskim wpływom. Okrzepła jednak i była zdolna rusyfikować w imię jednolitości narodowej – nie tylko Polaków, ale też Ujgurów czy Czeczenów.

Nie było to osobliwe na mapie XIX-wiecznego świata. Amerykanie starali się na silę ubielić kulturalnie Indian, przedstawiając ich kulturę jako zbrodniczą prymitywną ideologię. Anglicy z jednej strony zarażali swoją kulturą, z drugiej byli też podatni na orientalizację, jednak częściej to kraj kolonizowany przyjmował wpływy kolonizatora niż odwrotnie. Kolonializm ogólnie polegał na wyzysku zakładającym niższość kultur ludów podbitych. W końcu z jakiegoś powodu zostały podbite, tak? Albo przez przekupność władz, albo przez małą bitność wojska. Podbici. Koniec. Niższa kultura. Hej! Nawet Rzymianie pieklili się, że ich kultura ulega zmiękczeniu przez greckich nauczycieli filozofii i poezji!

W tym okresie Polacy siedzieli pod trzema butami. Cierpieliśmy i na tym cierpieniu zbudowaliśmy swoje pojęcie narodu. Polak to ten, który znosi prześladowania i które stanowią jedyną barierę dla jego wielkości, siły, chwały, szlachetności i tak dalej. Polak nigdy nie uciskałby innych narodów, wcale nie jest antysemitą i wcale nie jest w niczym gorszy pod względem patriotyzmu od Niemca a od Rosjanina pod względem pobożności i wytrzymałości wątroby.

Na pojęciu krzywdy i niespełnionej wielkości wyrósł Sienkiewicz i popularność jego Trylogii. Sienkiewicz odróżniał nacjonalizm polski od pruskiego czy czarnosecinnego, gdyż nie znał polskiego nacjonalizmu w sytuacji, gdy Polacy mają własne państwo.

A tu przypomnijmy – historia zorganizowanego nacjonalizmu polskiego nie jest długa. Nawet w kontekście dwudziestolecia międzywojennego. Weźmy taki ONR, założony oficjalnie w kwietniu 1934., został zdelegalizowany w… lipcu 1934 r., po serii akcji zbrojnych. Szybko dali się poznać. Wystarczy odrobina siły, wystarczy odrobina poczucia, że ta ziemia jest nasza, nie możemy do niej nikogo dopuścić o jesteśmy w stanie to zrobić i ta sienkiewiczowska miłość, tolerancja i inne cnoty ulegają barbarzyństwu. Jest w tym trochę polskiego „chłop żywemu nie przepuści”. Zatarg o miedzę przybiera formę sporu o polskość/ukraińskość Lwowa czy wolność gospodarczą.

Paradoksalnie polski nacjonalizm XX i XXI w. jest kalką ruchu czarnosecinnego. To czarne sotnie w odpowiedzi na zagrożenie komunizmem wysunęły postulaty pełnej rusyfikacji, ujednolicenia wyznaniowego państwa i (oczywiście) oczyszczenia go z Żydów. Polscy nacjonaliści będący głosem sprzeciwu wobec liberalizmu unijnego wysuwa postulaty jednolitości narodowej i kulturalnej, z antysemickimi wątkami.

Międlar tłit

Pamiętajmy, że choć ONR odcina się od wypowiedzi rzecznika Młodzieży Wszechpolskiej, to na ich marszu w Białymstoku padały z megafonów hasła: „Opamiętaj się, rodaku, Polska tylko dla Polaków”. Sam Krzysztof Bosak to hasło rozwija jako „postulat jednolitości rasowej społeczeństw”.

twitter
twitter

Widzimy ze strony narodowców pragnienie zrealizowania czegoś, co było ułudą, nigdy tak naprawdę niezrealizowanego inaczej jak poprzez masowe wywózki. W miarę jednolite państwo polskie to efekt stalinowskich akcji przesiedleńczych, które wyrugowały Niemców z ich ziem wschodnich a naszych zachodnich (tzw. „odzyskanych”), sporą grupę Ślązaków (jako ni to Polaków, ni to Niemców) wywiozły na Kołymę, odebrały nam Kresy.

Należy zrozumieć, że to nie jest tak, że Bóg potworzył narody i każdemu dał jakąś tam ziemię, jedne stworzył dobre, inne złe i odpowiednio przyjmowały one chrześcijaństwo, popadały w pogaństwo czy herezję; w efekcie czego powstali Polak-katolik, który musi nad Wisłą trzymać się pięknej tradycji i Arab-muzułmanin, trzymający się w Mekce wulgarnego Koranu. Bóg każdego powołał do tego by był chrześcijaninem. Są chrześcijanie arabscy, tak samo chińscy, japońscy a możliwe, że Kościół afrykański zreewangelizuje Europę. Nikt nie jest skazany na pogaństwo z tytułu przynależności do takiej czy innej wspólnoty narodowej.

Gdyby iść torem myślenia takiego na przykład Jacka Międlara, punktem honoru arabskich nacjonalistów powinno być usunięcie z ich ziem wszystkich kościołów, w których głosi się, że Mahomet nie był prorokiem, a Bóg ma Syna. Poza tym wiadomo, że krzyżowcy cały czas spiskują z Żydami, jak uciskać wiernych Allaha. A chrześcijanie powinni chwalić troskę o jednolitość kulturalną kraju. Problem w tym, że przy swoich błędach, w jednym muzułmanie mają rację: Bóg nie wybrał ludów do pogaństwa i ludów do wiary w Niego. Muzułmanie chcący islamizacji Europy nie są rasistami a gorliwymi krzewicielami swojej wiary i z otwartymi rękoma przyjmują białych konwertytów – choć to fałszywa wiara, wprowadzana nieraz przemocą.

Narodowcy powinni chwalić hinduskich radykałów, którzy zwalczają chrześcijaństwo, niszczące święty podział na kasty, dające pariasowi, cierpiącemu za swoje grzechy z poprzedniego wcielenia takie same możliwości zbawienia, co braminowi.

Idea ziemi dla każdego narodu/każdej rasy jest bezsensowna. Bóg jest jedynym dysponentem świata. Dość swobodnie mieszał on w przeszłości rasy, by osiągnąć swój cel. Chrześcijaństwo zdobyło olbrzymią popularność właśnie dzięki wymieszaniu kultur spowodowanemu podbojami najpierw Aleksandra Wielkiego a potem Rzymian. To tygiel kulturowy gwarantował przenikanie się poglądów i w miarę szybkie rozchodzenie się wiary w Zmartwychwstałego w basenie Morza Śródziemnego. Aby chrześcijaństwo się rozwijało, Grek, Rzymianin, Żyd – niezależnie od tego, czy był to lokalny setnik z garnizonu na prowincji, niewolnik uczący retoryki, czy handlarka purpurą – musieli porzucić wiarę przodków.

Gdyby nie wpychanie się mnichów w lokalne kulty, dziś czcilibyśmy nieco bardziej zaawansowaną wersję Swarożyca, albo i oczekiwali zagłady świata w czasie Götterdämmerungu, czyli wielkiej zagłady bogów nordyckich w walce z lodowymi olbrzymami.

Tak Na Marginesie:
1) Wiele państw będących w powszechnym mniemaniu
unitarnymi i jednolitymi narodowo tworami teraz okazuje się mocno podzielonych. Przykładem może być Katalonia i Hiszpania, ale też rzesza innych państw – Włochy podzielone na bogatą północ i biedne południe. Do tego widzimy skutki rozpadu porządku komunistycznego, czyli sztuczne państwa typu Czechosłowacja czy Jugosławia, które nie utrzymały się za długo, a do tego poradzieckie państwa narodowe zamieszkane przez częściowo ludy tubylcze, a częściowo przez Rosjan.

Mojżeszowa nauka społeczna, czyli o rozpalaniu nosa Boga. XXX Niedziela zwykła

Nie spodobają się czytania dzisiejsze narodowcom i sporej części prawicy. Oj, nie spodobają się, bo będzie o imigrantach. I to nie jako o wrogach, których trzeba zatrzymać na granicy i nie dopuszczać choćby do przedsionka, ale jako o ludziach, wymagających pomocy i będących pod szczególną ochroną Boga.

Zauważmy, że podstawą do zasad dotyczących podróżnych oraz sierot i wdów jest miłość własna, wyrażona w zasadzie „nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”. Nikt nie chciałby się znaleźć w sytuacji, gdy pozbawiony wsparcia krewnych będzie zdany na łaskę i niełaskę obcych. W takiej sytuacji jest wdowa i sierota – osoby, które nie mają wsparcia głowy rodziny. I przechodzień i rodzina pozbawiona ojca były łatwym celem – każdy mógł im odmówić pomocy, twierdząc, że ma własną rodzinę, własnych rodaków i nie ma żadnego interesu nakazującego mu sprzedawania towaru po preferencyjnej cenie tylko dlatego, że ktoś ma dzieci, a nie ma męża, czy udzielenia schronienia na noc jakiemuś tułaczowi.

Tu nie ma miejsca na podejście „bisnes is bisnes” bo Prawo jest Prawem. Bóg ustami Mojżesza przypomina, że Izraelici doświadczyli opieki Egipcjan, gdy w Kanaanie panował głód i przez pewien czas mieli się jak pączki w maśle. Sara spoczywa w ziemi, którą Abraham dostał od Uriasza Hetyty, bo sam nie miał skrawka własnej ziemi. Jeśli po takim dobrodziejstwie będą stosować podwójne standardy – uciskać przybyszów, wdowy, sieroty, korzystając z ich gorszej sytuacji życiowej, wtedy rozpali się nos Boga (por. TNM 1).

Co więcej! Mojżesz utrudnia prowadzenie interesów, każąc oddawać zastawiony płaszcz i nie naliczać odsetek! A jeszcze ta okropna procedura roku jubileuszowego, gdy niewolnicy odzyskiwali wolność! Rozdział 25. Księgi Kapłańskiej na pewno dopisała żydokomuna! Bóg Izraela uparł się uciskać bogaczy i nie dawać im stosownej wolności gospodarczej! Podobny zarzut niektórzy stawiają nauce społecznej Kościoła, traktując ją jako efekt komunizacji papiestwa, które nie szanuje konserwatywnego liberalizmu gospodarczego.

Los Izraela w takim wypadku będzie straszny – jego mężczyźni zostaną wybici, a ich rodziny osierocone. Teraz to oni będą w gorszej sytuacji i będą musieli liczyć na cudza gościnność. Jeszcze nieraz prorocy będą upominali się właśnie o los tych wykluczonych grup społecznych. W efekcie zaniedbania spraw

http://guildofbezalel.blogspot.com/2011/01/hcsbsb-babylonian-invasion.html
http://guildofbezalel.blogspot.com/2011/01/hcsbsb-babylonian-invasion.html

Jezus w Ewangelii Mateusza przedstawia sens całego Prawa, jego podstawowe założenia. Tora ma więc dwa filary. Pierwszy to miłość Boga, domagająca się całego serca, całego życia i całego umysłu, poddania jej wszystkich sfer życia ludzkiego. Jeśli coś w życiu człowieka nie godzi się z miłością do Stwórcy, to nie powinno mieć miejsca. Drugi filar to miłość do samego siebie, która powinna być wzorem dla miłości bliźniego.

Nikt nie chce, by wyrządzano mu krzywdę, nie należy więc stosować podwójnych standardów wobec innych na zasadzie moralności Kalego, czy przeświadczenia o tym, że jakieś wyższe racje, prawa czy przywileje gwarantują mu prawo do okazywania swojej wyższości. Prawo miłości bliźniego stoi na równi z prawem miłości Boga i żadne interpretacje nauczania Kościoła nie zwalniają od niego. Przykazanie miłości bliźniego wymaga od nas, abyśmy wczuwali się w sytuację drugiego człowieka, nie ferowali łatwych i wygodnych sądów. Ten rodzaj inteligencji bliższy jest, jak się zdaje, kobietom i stąd zapewne tak silny opór ze strony mężczyzn, którzy preferują raczej sprawiedliwe traktowanie, popadające wręcz w zaakceptowanie ogólnego zła: „ty wiesz, że ja cię przy pierwszej okazji oszukam i od ciebie oczekuję tego samego”.

Miało być o imigrantach, to teraz będzie. Bardzo często osoby podające się za chrześcijan uważają, że nie należy przyjmować imigrantów czy nawet uchodźców (por. TNM 2), gdyż św. Tomasz z Akwinu wskazał, że naturalnym porządkiem rzeczy jest dbać najpierw o siebie, potem o najbliższą rodzinę, potem o krewniaków, rodaków a dopiero potem o obcych. Sam Akwinata jednak zaznaczył, że naruszenie tego porządku bez umniejszania miłości do ziomków dla dobra drugiego człowieka nie jest grzechem, a raczej godnymi pochwalenia cnotą i heroizmem.

Miłość własna w połączeniu z miłością Boga zmusza do miłości bliźniego, wyjścia z egoizmu i bardziej ludzkiego spojrzenia na człowieka.

Ale chwila!” – powie w tym momencie uczestnik antyimigranckiego marszu – „Pomoc obcemu ma sens, gdy nie szkodzi miłości własnej, miłości rodziny czy narodu. Mało to dzieci w Polsce głoduje, mało to naszych siedzi jeszcze w Kazachstanie i nie może doczekać się repatriacji?”

Jednak większość dzieci polskich ma dach nad głową, może iść do szkoły, nie musi uważać na zaminowane pola, nie musi bać się porwania i gwałtu zbiorowego. Idąc tokiem myślenia antyuchodźczego, dopiero gdy zaspokoimy wszystkie potrzeby swoje będziemy mogli pomóc innym, których potrzeby podstawowe nie są zaspokojone. Jako, że nie da się stworzyć idealnego społeczeństwa, nigdy nie będzie możliwości pomocy obcym.

Oczywiście, w tym momencie przeciwnik uchodźców powie: „Oni pakują się do nas, mówiąc, że nie mogą wrócić do Syrii, a gdy nasza stolica leżała w gruzach my nadal walczyliśmy, a potem przyjechaliśmy, odbudowaliśmy kraj”.

Jest to półprawda. Po pierwsze, po II wojnie światowej poza granicami Polski pozostała spora emigracja, która wiedziała, że nie ma co wracać do „ludowej ojczyzny”. W Syrii nadal toczy się wojna, w którą zamieszane są wielkie potęgi tego świata, a opozycja antyasadowska jest tak podzielona, że nie wiadomo, kto jutro zażąda od ciebie spełnienia obywatelskiego obowiązku oddania resztek zapasów na potrzeby armii, albo zażąda dołączenia się do oddziału. Sytuacja jest wciąż zbyt napięta, by liczyć na odbudowę kraju. Co więcej, gdy abp. Skworc zaproponował, by każda parafia pomogła jednej poszkodowanej przez wojnę rodzinie – na miejscu lub w Polsce – odezwali się narodowcy, właśnie powołując się na św. Tomasza dowodzili, że metropolita katowicki chce islamizacji Polski.

Tak więc najczęściej sprzeciw wobec wsparcia uchodźców wynika z fałszywego rozumienia miłości własnej, każącej zamknąć się we własnych potrzebach i pragnieniach, nawet jeśli wiąże się to z łamaniem Bożych przykazań.

Co jeżeli Bóg zastosuje wobec Polski te same metody wychowawcze, co wobec Żydów, których rękami pogan pozbawił niegościnnej ojczyzny i których żony uczynił wdowami?

Tak Na Marginesie:
1) W Wj 22,23 jest zwrot וְחָרָה אַפִּיwḥārāh apȋ, „zapali się nos mój”. Nie ma tu mowy, oczywiście, o narządzie oddechowym. To semityzm, czyli zwrot zrozumiały w warunkach Bliskiego Wschodu. Wyobraźcie sobie beduina z twarzą owiniętą chustą. Po czym poznać, że poczerwieniał ze złości? Po nosie.
2) Problem, na ile migranci z Afryki wymagają pomocy jest wart osobnego wpisu.

Nowa herezja Międlara – monotematyzm

Kiedy były katolicki ksiądz zaczyna swój filmik cytatem z Nietzschego, to wiedz, że coś się dzieje. Jacek Międlar swoje Questions&Answers zaczyna od słów: „Co nas nie zabije, to nas wzmocni”. Ewentualnie trwale okaleczy. Tutaj widzę człowieka okaleczonego i to ciężko, bo już się widział jako lokalny nieoficjalny papież wielkiego narodowego ruchu, a tu – buch, suspensa. Miał być demaskatorem homolobby. Jakoś nie wyszedł ten cykl artykułów w Warszawskiej Gazecie. Za mało dowodów, żeby nawet taki wydawca zaryzykował?

No, to co mądrego ma nam do powiedzenia były ksiądz? Niektóre cytaty nie są dosłowne, za co przepraszam, w razie czego doszlifuję.

Międlar narzeka na nierozróżnianie przez lewactwo nacjonalizmu polskiego, ukraińskiego szowinizmu, niemieckiego… A przecież jaki jest ten nacjonalizm polski NIBYkatolicki? Czy jakikolwiek biskup przed-, czy powojenny pochwaliłby ludzi idących pod banerem „Za zdradę narodu spotka cię kara, zawiśniesz na sznurze, ku**o stara”? Każdy przedwojenny biskup uznałby ludzi używających oficjalnie tego przedwojennego słowa za ludzi prostackich, skłaniających się ku grzechowi. Środowiska nacjonalistyczne chcą szukać ideałów w ideologii klubowej, na trybunach stadionów, a przecież to są ostatnie miejsca, gdzie kultura chrześcijańska ma prawo istnieć. Także prymitywny nacjonalizm polski, znajdujący swoje ujście w niszczeniu grobów nie znalazłby pochwały. Czy Pius X pochwaliłby powołujących się na katolicką naukę ludzi, widząc ich stosujących kibolską estetykę, szerzących pogardę dla drugiego człowieka i zadufanych w wybieloną wersję swojej historii narodowej?

Międlar wspomina ciemne karty Żydów w czasie Holocaustu – Judenradty, zupełnie zapominając, że tam nie zgłaszali się ochotnicy nienawidzący swojego narodu, tylko był niemiecki prikaz, by rady stworzyć i musiały być one stworzone. Ich udział w organizacji zagłady był różny. Jedne starały się ocalić ilu się dało, organizując wykup (gdy Niemcy zażądali od rzymskich Żydów okupu, pomógł im w tym Pius XII, przetapiając naczynia liturgiczne). Także przykład Sonderkommando niezbyt trafiony, gdyż także tam nie szli ochotnicy. Także policja w gettach działała na zasadzie próby przetrwania – dawało to rodzinie kolaboranta szansę na to, że zostaną wybici trochę później. Równie dobrze można powiedzieć, że wszyscy więźniowie byli współwinni, bo jakieś prace na rzecz obozu wykonywali.

Dajcie spokój Sheuring Wielgus, dajmy jej prawdę i modlitwę”. Akurat tweet, w którym po raz pierwszy Międlar użył tego zwrotu raczej nie wskazuje na chęć okazania takiego miłosierdzia. Cytuję „Konfidentka, zwolenniczka zabijania (aborcji) i islamizacji. Kiedyś dla takich była brzytwa! Dzisiaj prawda i modlitwa?”.

Paintowa analiza tekstu rafagrowiec.blog.pl
Paintowa analiza tekstu rafagrowiec.blog.pl

Co ma wspólnego z wolnością słowa obrzucanie innych inwektywami” – powiedział facet obrzucający przez cały film innych inwektywami. Ale to jego inwektywy, całkowicie słusznie. Nie, nie ma tu żadnego relatywizmu moralnego.

Antysemityzm został zagrabiony przez Żydów. Przecież nie wszyscy Semici to Żydzi” – jak Justyna Helcyk we Wrocławiu głosiła, że Arabowie chcą nas wszystkich powyrzynać, jakoś Międlar nie protestował, że właśnie padają treści antysemickie, a on jest tylko antyjudaistą i antyislamistą.

Tu dochodzimy do kłopotu lingwistycznego, który jest przez Jacka Międlara wyniesiony do rangi dowodu na nieistnienie antysemityzmu i zagarnianie pojęć. Krytykę Żydów można podzielić na:
– antyjudaizm – krytykę żydów jako wyznawców konkretnej religii (nie tylko ze strony nie-Żydów, ale też wewnątrzżydowski, co widać na przykład po kartach Starego Testamentu, gdzie spora część zajmują upomnienia prorockie zarzucające Żydom niewierność Przymierzu, popadanie w herezję i grzech),
– antysemityzm – który narodził się tak konkretnie w dobie oświecenia. Jest to ruch atakujący Żydów jako naród, niezależnie od wyznawanej religii. 

I znowu o Talmudzie… Międlar nie jest monofizytą ani monoteletą, ale monotematystą na pewno…

Ta księga jest dla nich drogowskazem. Jeżeli jakiś Żyd powie, że Talmudu nie uznaje, to albo nas kłamie albo nie jest Żydem” – I tu widzimy, że na przykład Międlar nie zna przypadków krytyki Tamudu ze strony żydów (piszę tu o wyznawcach pewnej religii, więc z małej) nie tylko współcześnie. W latach 70. bodajże jeden z publicystów żydowskich, Israel Shahak, oburzony był tym, że jeden z ortodoksów odmówił pomocy w wezwaniu w szabat karetki do goja, powołując się na Talmud, potem też opublikował książkę, która zawierała ostrą krytykę Talmudu. Zresztą, nie trzeba szukać w najnowszej historii: http://www.sztetl.org.pl/pl/person/2684,ben-dawid-anan/

Nie trzeba być wybitnym znawcą tematyki żydowskiej, by na takie wątki się natknąć. Ja się za takiego nie uważam, ale jestem świadomy, że istnieją żydzi mesjanistyczni – odrzucający Talmud, ale uznający Jezusa za Mesjasza (ale nie Boga). I co? Nie wiedział o nich Międlar? Czy po prostu czerpie wiedzę z jednostronnych, antyżydowskich publikacji, które nie zajmują się zrozumieniem judaizmu i narodu żydowskiego, ale ich zwalczaniem? To jest, moim zdaniem, problem pewnej części katolików. Walczą, nie chcąc zrozumieć tego, kogo uważają za heretyka, poganina, żyda, lewaka. Znają tylko ciemne strony, w efekcie nie potrafią nawiązać dialogu, bo w swoim przeświadczeniu spotykają kogoś, kto jedynie lekko ukrywa to, że czci demony.

Międlar skarży się na to, że antyterroryści pilnowali „kibiców, nacjonalistów i patriotów” – O, to jest bardzo fajna definicja (w tej kolejności) międlarystów. Co jest dziwnego w tym, że szczególnie pilnowana przez służby porządkowe była impreza, w której jedni ekstremiści brali udział, a przeciwko której drudzy ekstremiści protestowali?

wmówiono opinii publicznej, że my głosimy nienawiść, tymczasem to oni latają z nożami” – patrz obrazek powyżej. I mój wpis analizujący jeden z marszy narodowców z udziałem jeszcze-księdza Międlara

Polska to jest naród bohaterów” – Polska to kraj. Państwo. Polacy to naród, który dał wielu bohaterów, ale też świń. Targowica, na przykład nie byłaby możliwa bez frakcji antypatriotycznej. Więc jak? Naród bohaterów, czy pełen atakującego biednego Międlara lewactwa i żydostwa? Naród, który przelał tyle krwi, czy też naród, który dał Bieruta i Gomułkę? Nie da się narodu ocenić zerojedynkowo. A to próbuje robić Międlar.

Wspomniany zostaje pastor Chojecki… Ten od pierdów-sakramentów, kupy dinozaura i innej fekalnej teologii młodej ziemi. Krytykując go, Jacek Międlar krytykuje masę grzechów, które sam popełnia.

Czy nie widzicie, że dla niego każdy, kto myśli inaczej jest idiotą?”. A dla Międlara każdy myślący inaczej jest Żydem, gejem, lewakiem lub innym zdrajcą ojczyzny.

Możemy się nie zgadzać w jakichś sprawach, ale szanujmy sie”. To już nawet śmieszne nie jest… Po wypowiedziach Międlara widać, że szanować może narodowiec innego narodowca, z innej frakcji, ale lewactwo? Patrz obrazek wyżej.

jeżeli jesteś narodowcem polskim, katolikiem to powinieneś wyznawać zasadę personalizmu chrześcijańskiego, czyli poszanowania godności drugiego człowieka” – Patrz obrazek niżej. Do tego wypowiedzi traktujące muzułmanów i Żydów jako masę żądnych chrześcijańskiej krwi. Pod tezę pasuje nam, że wszyscy Żydzi jak jeden mąż wierzą w Talmud? Jasne, chrzanić personalizm, on jest tylko dla katolików!

Z całej wypowiedzi wynika, że w całym tym personalizmie i otwarciu na dialog chodzi tylko o relację narodowiec-narodowiec/Polak-Polak. Może takiego kontekstu nabiera ona tylko ze względu na pastora Chojeckiego, który jest guru na przykład dla Mariana Kowalskiego.

Jeżeli zamykasz się na personalizm chrześcijański, to bliżej ci do pogaństwa niż do chrześcijaństwa”. To co ja pisałem przed chwilą o personalizmie chrześcijańskim w wykonaniu J. Międlara? W ogóle można powiedzieć, że nacjonalizm jest trudny do pogodzenia z personalizmem, gdyż zakłada wyższość racji narodowych, dobra pewnej wspólnoty narodowej nad osobistą wolność jednostki. Personalizm chrześcijański wskazuje na to, że celem człowieka jest zbawienie i życie wieczne, nie tylko osobiste, ale też przyłożenie się (przez dobry przykład, przez umacnianie w wierze) innych ludzi, niekoniecznie współziomków. Nacjonalizm zaś działa tylko na korzyść jednego narodu, ewentualnie narodów zaprzyjaźnionych. Nic dziwnego, że wielu narodowców jest nastawiona antykatolicko, skoro wierzy w to, że dogmaty chrześcijańskie (a więc żydowskie) osłabiają naród.

Jeśli zamkniesz się na wszystkich człowieku, to zamkniesz się w getcie jak Żyd!” – powiedział facet dialogujący za pomocą zaśpiewów kibicowskich i nawijania o Talmudzie… Znowu…

swoje czyste, tylko żydowskie getto”. Ale jak we Wrocławiu leciały hasła publicznie, to nie było miejsca na publiczne potępienie tezy „Opamiętaj się, rodaku, Polska tylko dla Polaków”, czy „Polska cała tylko biała”. Nie słyszałem nigdy, by jako ksiądz czy później Jacek Międlar z kimś polemizował. Ciągle słychać jedynie to, jak krytykuje lewactwo, nie nawiązując relacji z jego przedstawicielami. Jedynie wygłasza tyrady do swoich słuchaczy/widzów/wiernych. Gdy zapytałem go na twitterze, dlaczego tolerował wspomniane powyżej okrzyki – zostałem zablokowany.

Jedź do Izraela. […]To nie jest miejsce dla Polaków. PseudoPolaków.” Bo dla Polaków jest Polska. Cała tylko biała. Szkoda, że mówiąc o masakrach Arabów i Palestyńczyków, Międlar nie wspomina o tym, jak koalicja arabska chciała młode państwo Izrael zepchnąć do morza. Jak antyżydowskie wypowiedzi przywódców arabskich sprowadzają się do ciągłego zagrożenia dla niepodległości tego państwa. Jak Palestyńczycy prowadzą akcje terrorystyczne na terenie Izraela.

Nie przekreślajmy wszystkich naokoło. To nie ma sensu”*

* nie dotyczy Żydów, muzułmanów, zdrajców narodu, konfidentów i lewaków.

Nie jestem agentem Mossadu” – cóż, może nie Mossad, ale ktoś w Izraelu na pewno wiele by dał, by taki chodzący przykład tępego antyjudaizmu i antysemityzmu w mediach się pokazywał.

Ten co to pisze, to nie wiem, naćpany, popity” – personalizm i szacunek, te sprawy…

nie pozwolę sobie, aby biskupi skazali mnie na starokawalerstwo” – Oj! Nieładnie, biskupi, nieładnie. Najpierw go suspendowaliście, a teraz przeszkadzacie mu w randkach? Ale widać, kto jest winny.

Nie widzę swojego miejsca w hierarchii”. Ktokolwiek je widział? Czy to tylko ciche westchnienie tęsknoty za marzeniami o karierze?

Zobaczycie, w jakim kierunku to zmierza” – Gdyby zrobić plebiscyt na najbardziej zużyty tekst wywalonego na zbity pysk pracownika, ten miałby pewne miejsce na podium. „Nie chcą mnie na kierownika, więc firma pewnie upadnie dwa tygodnie po moim odejściu. I wcale nie przyczyni się do pogorszenia opinii o niej to, że będę na nią pluł ile wlezie, oskarżając o naciąganie klientów i demoralizację kadry kierowniczej.” Skandale w Kościele były od dawna. Czy Kościół upadł pomimo niezbyt świętych papieży z rodu Borgiów? Nie, przetrwał, bo kierował nim Duch Święty. I nadal kieruje, choć Jacek Międlar uważa, że tak nie jest. Teraz Duch Święty pokieruje ruchem oddolnym, ale nie protestanckim.

Nie mówię o protestantyzacji” – zapewnia Międlar, ale idzie w tę stronę, że powołanie swoje, ale nie chce być kawalerem, uważa, że hierarchia jest zła, że Kościół hierarchiczny idzie w złą stronę. Papież też niedobry. Dlatego potrzebny jest ruch oddolny, który uzdrowi Kościół, oczyści go z błędu. Nie, to wcale nie brzmi protestancko.

Są takie karykatury katolickie jak Grzegorz Kramer, nawet jak papież Franciszek…” – odezwał się ksiądz katolicki, który był i jest chodzącą karykaturą Ewangelii, ucieleśnieniem chorych wymysłów GW i Lisweeka – maksymalnie wyczulony na grzech oponenta w sporze politycznym, a dla siedzących po tej samej stronie barykady, łaskawy, chętnie rozdając Komunię ludziom, którzy ograniczają bliźniego do tych, którzy kochają tę samą ojczyznę, nienawidząc zaś wrogów. Ksiądz, który w ramach modlitwy zaintonował przed sądem „Kiedyś dla nich była brzytwa, dzisiaj prawda i modlitwa?” Tak sarkający na podwójne standardy Talmudu Międlar stosuje żydowską tradycję używania formy błogosławieństwa zamiast zakazanego przez Talmud przekleństwa.

Takie są metody modernizmu” – mówi ks. Międlar, wpsominając stopniowe negowanie dogmatów dochodzące do ateizmu, co stanowi po prostu opisowe przedstawienie znanego obrazka „Atheist Descent”.

 ATHEISTDESCENT

Mam wrażenie, że spora część wiedzy Jacka Międlara to memy, rap i publikacje skrajnie prawicowe (już kiedyś wrzucił mem, w którym cytat z Ewangelii nie był podpisany siglami i w efekcie wyglądał jak cytat z Żołnierza Wyklętego).

To nie jest dar, który trzyma w swoich rękach tylko biskup i papież, ale to jest dar nas wszystkich”. Wir sind Kirche – wersja narodowo-kibolsko-katolicka.

Ogólnie rzecz biorąc, mam wrażenie, że Jacek Międlar czerpie aktualnie wiedzę tylko z jednego-dwóch źródeł na temat Talmudu, eksponuje jego kontrowersyjne i antychrześcijańskie fragmenty, pomijając całą resztę. Także ogólnie w kwestii Żydów stosuje wyraźne antypersonalistyczne uprzedmiotowienie ich, traktując ich jak wielki, wrogi Polsce monolit. Zamyka się w kręgu nacjonalistów, szukając tych, którzy chwalą jego drogę, nawet jeśli jest to błądzenie po omacku od sklepu z krzyżami celtyckimi do paradokumentu. Ot, ślepy przewodnik ślepych.

Radomski Łowca Barw, wielki dobroczyńca łżemediów

Sieć prawicową obiegła ostatnio lotem ptaka wieść o boju, jaki stoczyli dzielni młodzieńcy z Młodzieży Wszechpolskiej z bandą KODowską na ulicach Radomia. Według MW sprawa przedstawiała się tak:

Podczas powrotu nasi działacze zauważyli jednak, że za ich plecami pozostał jeden z kontrmanifestantów, który był przetrzymywany przez działaczy KOD. Wówczas udzielili mu pomocy w wyniku której doszło do szarpaniny i wymiany ciosów obu grup – zwolenników i przeciwników KOD. Dzięki tej interwencji wspomniany kolega wraz z pozostałymi narodowcami wrócił tego dnia do domu.

https://www.youtube.com/watch?v=_Cr2CtEDefE

Wrócił do domu! Gdyby nie odsiecz, KODowcy do niewoli by go wzięli, w jasyr na Sybir zapędzili! A gdyby KODowcy się nie ciskali – to wróciłby w glorii chwały, niosąc wraży sztandar!

Na innym filmiku  widać, że „przetrzymywany” kolega z MW stoi dobrowolnie koło KODowców, a potem znienacka, niczym Chytra Baba z Radomia próbuje wyrwać flagę.

Już wcześniej dwie osoby z grupy idącej z MW próbowały kraść czapki KODowcom.

https://twitter.com/lukaszwoznicki/status/878967974580899841

To jest powodem wszczęcia awantury. Prawdopodobnie, jak to już ktoś pod innym filmem na facebooku wskazywał,chodziło o „zdobycie barw” – rodzaj kibolskiego trofeum.

Tym razem zamiast szalika lokalnego klubu czy sztandaru Antify Wszechpolak chciał zdobyć flagę.

Nie wiem, czy to była głupota, piwo, czy coś jeszcze. W każdym razie – taka akcja przed kamerami bardziej zaszkodziła niż pomogła w walce z KODem. Bezmyślne wycie, podskakiwanie i rymowanki typu „Ojciec w ZOMO, synek w KODzie” mają być obroną polskości, chrześcijaństwa i kultury europejskiej. 

Komunikat po zdarzeniu pokazał, że to nie rejonowa struktura ma problemy, ale problem jest w sercu, w centrum Młodzieży Wszechpolskiej, która nie ma zamiaru się odcinać się od kibolskich zagrywek swoich ludzi. Wręcz przeciwnie – jeszcze skarży się na zakłamane media. Krzysztof Bosak opublikował także zdjęcia KODowca ścigającego Łowcę Barw i zasadzającego mu kopa w tyłek oraz Straż KODu obezwładniającą jednego z narodowców. W odpowiedzi na polemiki, Bosak twierdzi twardo, że nic się stało, że bijących się rozdzielał szef radomskich Wszechpolaków, a poza tym, ci którzy kradli czapki nie byli z MW. Rzeczywiście, część nosiła koszulki z własnymi emblematami (Łowca Barw nosił wieniec laurowy symbolizujący zwycięstwo oraz taki też tatuaż na prawej łydce – 1:22 filmiku Ł. Woźnickiego).

A jednak – gdy Łowca Barw próbuje zabrać czapkę jednemu z KODowców, a innemu członkowi zgromadzenia się to udaje, nikt z MW nie protestuje. Zamiast tego ktoś intonuje hasło „Ojciec w ZOMO, synek w KODzie…”. Nie wiem, może miało to zająć czymś nazbyt aktywnych, a niezbyt rozgarniętych członków manifestacji wszechpolskiej.

Jak już pisałem, spora część prawicy narodowej ma zagrania kibolskie, opiera się na kibolskich estetyce i symbolice i nie wznosi się w swojej ideologii ponad delikatne uwznioślenie polityki kos i zgód z poziomu klubowo-regionalnego na poziom narodowo-religijny. Widać to było po wypowiedziach Justyny Helcyk, po kazaniach na szczęście byłego już księdza Międlara. To jest problem, który politycy o odchyleniu narodowym (jak mam nadzieję) znają i którego (nadzieja tu jest jeszcze większa) nie ignorują. Już od czasów starożytnych wiadomym było, że stadiony służą prędzej deprecjacji ideałów politycznych czy religijnych niż ich głębokiemu przemyśleniu.

Radomska bojówka MW dostarczyła teraz paliwa maszynie propagandowej lewicujących mediów. Na Czerskiej powinni wypić zdrowie Radomskiego Łowcy Barw. Dzięki niemu onet, Gazeta Wyborcza i TVNy mogą publikować takie zdjęcia. Sam RŁB stoi pośrodku, we wspomnianej koszulce z wieńcem.

http://warszawa.onet.pl/radom-przedstawiciele-mlodziezy-wszechpolskiej-zaklocili-demonstracje-kod-doszlo-do/qkhw3kn#slajd-5
http://warszawa.onet.pl/radom-przedstawiciele-mlodziezy-wszechpolskiej-zaklocili-demonstracje-kod-doszlo-do/qkhw3kn#slajd-5

 

Skąd się bierze legenda o polskim antysemityzmie?

Ks. Waldemar Chrostowski został w ramach swojej działalności na rzecz dialogu chrześcijańsko-żydowskiego zaproszony do amerykańskiej liberalnej synagogi. Rabin – w koszuli, z ręką w kieszeni, niczym prowadzący zwykłą konferencję, zaprezentował go swoim wiernym za pomocą dialogu:
– Kto jest największym wrogiem Żydów?
– Chrześcijanie! – odparli chórem wierni.
– A wśród chrześcijan?
– Katolicy!
– A wśród katolików?
– Polacy!
– A wśród Polaków?
– Księża!
– No to oto przed wami chrześcijanin, katolik, Polak i ksiądz!

Jak powszechnie wiadomo, Polak wysysa antysemityzm z mlekiem matki, odruchowo tworzy getta ławkowe dla dzieci z niewłaściwym kształtem nosa, w wieku dojrzewania dojrzewa tylko i wyłącznie jego antysemityzm, a egzaminem dojrzałości jest dla niego spalenie kukły Żyda. Wiedza ta jest powszechnie znana od Rosji, przez USA, po Izrael. Rzecz w tym, że powszechność wiedzy nie równa się jej prawdziwości.

Skąd się bierze mit o wrodzonym polskim antysemityzmie?

1) Syjonistyczna propaganda
Władze państwa Izrael pilnie potrzebowały w pierwszych latach swojego istnienia
po pierwsze obywateli, po drugie uzasadnienia potrzeby swojego istnienia jako jedynego bezpiecznego dla Żyda miejsca. Stąd propagowały chętnie wizje ciężkiego losu Żyda poza Ziemią Świętą, muszącego zmagać się z odwiecznym antysemityzmem ludów pośród których do tej pory żyła żydowska diaspora. Oczywiście, Holocaust przyczynił się w znacznej mierze do skuteczności tej polityki. Żydzi wiedzieli, że w Europie nie ma dla nich miejsca. Jednakże narody Europy Zachodniej jakoś się broniły. Jak wiadomo naziści skończyli w Norymberdze a zostali sami niewinni Niemcy, Francuzi to liberałowie i wolnościowcy, Rosjanie z Hitlerem walczyli. Tylko Polacy nie mieli dość dobrej wymówki tłumaczącej, gdzie się podziali po wojnie ci wszyscy antysemici.

2) Rok 1968
Mamy rok 1968 w Polsce. Stronnictwo polskie partii komunistycznej wygryza stronnictwo o żydowskich korzeniach z Polski. Komuniści o żydowskich korzeniach udają się na emigrację na Zachód i do Izraela. I co mają powiedzieć urzędnikowi imigracyjnemu?
„Dzień dobry, ja wiem, że jest środek zimnej wojny, ale niniejszym informuję, że jestem komunistą z przegranej frakcji partii socjalistycznej”?
Czy raczej: „Szalom! Aj-waj! Ci polscy antysemici wyrzucili mnie z kraju, który tak mocno ukochałem!”?
Oczywiście, że frakcja polska PZPR wykorzystała potencjał antyżydowskich nastrojów, ale w ówczesnych realiach nie były to nastroje rasowe, ale światopoglądowe. W latach 60 XX w.
stereotypowy Żyd w Polsce nie uczęszczał do synagogi, ale na spotkania sprawującej totalitarne rządy partii. Był elementem obcym, narzuconym i kojarzącym się z reżimemÓwczesna antyżydowskość w polskim wydaniu była bardziej antykomunizmem, który zostałby pochwalony przez władze zachodnie. Dlatego ofiary walki o władzę w partii komunistycznej musiały się bronić oskarżając naród polski o antysemityzm. Wywodzący się z ciemnego katolicyzmu, rzecz jasna. Często bywało tak, że znany nad Wisłą z propagowania ateizmu partyjny aparatczyk dopiero w nowej ojczyźnie zaczynał uczęszczać do synagogi.

3) Polskie obozy
Jak już było wspomniane, Niemcy nie czują się winni za Holocaust. Ich zdaniem nie wiadomo skąd zjawił się Hitler, zmusił kilku Niemców do wykonywania jego rozkazów, po czym zniknął. Po Norymberdze zniknęli naziści, a szeregowi wykonawcy rozkazów musieli jakoś żyć. Trzeba
jednak jakoś wyjaśnić istnienie obozów zagłady. I tu w sukurs przychodzi niedouczenie Zachodu. Wiadomo. Były „Polish Death Camps” – efekt debilnego skrótu myślowego. W końcu gdzie się jeździ do Auschwitz? Do Polski! Wie to każdy młody Żyd, który obowiązkowo musi odwiedzić miejsca męczeństwa swego narodu. Typowa wycieczka szkolna z Izraela odwiedza jeden-dwa obozy i uważa, że widziała prawdziwy obraz całego kraju, streszczenie historii od Kazimierza Wielkiego po Hitlera.

4) Polski antysemityzm
W każdej legendzie jest ziarno prawdy. Polski antysemityzm istnieje. Nie mam zamiaru temu zaprzeczać. Ma różne źródła i skutki.
Częściowo wynika z bezmyślności (bo to fajnie się z dowcipu o Żydzie i popielniczce pośmiać), częściowo z pobudek narodowych, częściowo w ramach walki z żydowsko-komunistycznym spiskiem NWO. Można nawet spotkać się z antyjudaizmem antykatolickim („żydowska wiara zniszczyła nasze słowiańskie miejsca kultu!!!”). Prawdopodobnie nie jest tego antysemityzmu i antyjudaizmu więcej niż za Zachodzie czy w Rosji, jednak nawet jeżeli ma się coś przeciwko jakiemuś narodowi warto, by była to polemika na poziomie – o co trudno.

5) Ajmsorryzm katolicki
Ostatnia kwestia, to sposób prowadzenia dialogu przez niektóre stronnictwa katolickie. Było to elementem sporu w Polskiej Radzie Chrześcijan i Żydów, gdyż grupa „katolików otwartych” promowała rozmowy ze stroną żydowską na zasadzie wiecznego przepraszania za wszystko, co tylko mogło urazić druga stronę. Jakkolwiek polityka znalazła swoje poparcie wśród niektórych Żydów (zwłaszcza tych, którzy wiedzieli jak na tym zyskać nie tylko wizerunkowo) i Polaków (którzy chętnie przepraszali za grzechy katolików – zwłaszcza jeżeli z Kościołem było im nie po drodze), to jednak negatywnie odbiła się na wizerunku polskiego Kościoła, który rzekomo dopiero teraz wychodzi powoli z oporem z mroków antysemickiej nienawiści.

Apeluję o tolerancję…

Nie lubię ONRu. Nie podoba mi się ani estetyka ulubiona przez ta tę partię, ani jej ideologia. Nie podoba mi się próba kibolizacji chrześcijaństwa i patriotyzmu i zamiłowanie do starotestamentalnych prawideł, gdzie najpierw twardo respektowana sprawiedliwość i obrona mniej lub bardziej wyimaginowanych praw narodu, potem obowiązki jednostki, a dopiero po jej wykonaniu można rozważyć zastosowanie miłosierdzia. jednak pomysł, żeby to stronnictwo zdelegalizować, jest moim zdaniem przedwczesny.

Historia ONR w roku 1934, gdy grupa to powstała, jest dość krótka po majowym ostrzelaniu placówki PPS i odwetach ze strony socjalistów, ONR został zdelegalizowany w czerwcu. Po trzech miesiącach istnienia. Obecne struktury raczej nie szaleją pod tym względem, raczej ograniczając się do rzucania sloganów i głoszenia haseł, które mogą prowadzić do przemocy. Jedna z moich rozmów z narodowcem wyglądała tak:
Ja: ONR głosi hasła typu „Polska tylko dla Polaków”.
Pan Narodowiec: To jest źle, bo powinno być Polska dla Polaków. Bez „tylko” jest prawidłowo.
Ja: Ale tu mam filmik z marszu, gdzie osoba prowadząca rzuca hasło „Opamiętaj się, rodaku, Polska TYLKO dla Polaków” …
Pan Narodowiec: Bo tak ma być. Polska tylko dla Polaków, którzy mają dbać o mniejszości…
ONR jest jedną z wielu partii, stowarzyszeń i ugrupowań, które korzystają w Polsce z wolności słowa głównie po to, by napędzać młyny swoich przeciwników. Ekstremizm mylony z radykalizmem ośmiesza wiarę katolicką, do której narodowcy chętnie się przyznają, by uzasadnić jakoś swoje pogańskie metody i idee. Podobnie Wiara i Tęcza, próbuje do swoich niemoralnych postulatów doszywać na siłę Ewangelię idąc w kierunku ekstremum przeciwstawnego – miłosierdzia bez żadnych wymagań moralnych czy fundamentalnej sprawiedliwości.

Zakładamy jednak, że dopóki nikomu się fizycznie nie dzieje krzywda, każdy może bredzić jak potłuczony. Nazywamy to demokracją i tolerancją – gdy znosimy cierpliwie to, co nas drażni. Apeluję więc do posłów PO o tolerancję. Taką, jakiej nie okazywali przez osiem lat rządów wszystkim swoim przeciwnikom politycznym.

Jednak nie ma na to co liczyć – wniosek o delegalizację ONR jest jedynie próbą ukazania PiSu jako faszystowsko-nacjonalistyczno-nazistowsko-goebbelsowskiego tyrana. Jeśli partia Kaczyńskiego odrzuci wniosek – ku czemu jak na razie ma wszelkie powody, gdyż ONRowcom jako dotąd żadnego ciężkiego przestępstwa nie udowodniono – Gazeta Wyborcza będzie miała używanie i będzie mogła bez przeszkód bić w antyfaszystowski bęben, a zagraniczni korespondenci pokroju żony Sikorskiego będą mogli ukazywać Polskę jako skrzyżowanie Mordoru i Krainy Deszczowców.

Paintowa lekcja analizy tekstu

Więc tak: nie jestem fanem Nowoczesnej, nie jestem zwolennikiem aborcji, nie jestem zwolennikiem budowy meczetów na każdym rogu. To tak słowem wstępu. Ale nie jestem też fanem nawoływania do przemocy. A do tego nawoływał ksiądz Międlar w swoim wpisie o działaczce .N, Joanna Scheuring-Wielgus. Nie dziwi mnie, że postanowiła zgłosić ten wpis do prokuratury. Ja rozumiem – ks. Międlar i wielu jego zwolenników woleliby załatwić to po męsku, bez mieszania tych sprzedajnych, prześladujących za salut rzymski sądów… Dziwi mnie jednak upór niektórych, by nie widzieć w tym ćwierku niczego złego, co najwyżej wezwanie do modlitwy.

Jeżeli w parku w środku Katowic idzie trzech dresów z kijami bejsbolowymi i żaden z nich nie ma piłeczki, za to okładają tymi kijami okoliczne śmietniki i grożą przechodniom, to można podejrzewać, że nie idą oni na mecz bejsbola. Jeżeli ksiądz wskazuje konkretną osobę płci żeńskiej, przywołuje choćby metaforycznie powszechnie znaną praktykę, konkretną praktykę skierowaną przeciwko zdrajcom i donosicielom płci żeńskiej, a ma świadomość, że obserwuje go grono nie tylko ludzi radykalnych czy ekstremistycznych z powodu trzeźwego osądu, ale też popędliwych i niepokornych, wtedy nie ratują go nawet słowa o prawdzie i modlitwie.

Dlaczego? Otóż musimy brać pod uwagę kontekst. Ksiądz Międlar to fan „starych, dobrych czasów”, gdy wybierało się zachowania radykalne. Nawet krytykując papieża, użył do tego cytatu z jednego z żołnierzy II Wojny Światowej. Kościołowi posoborowemu zarzuca liberalizm, brak jawnego potępienia grzechu, herezji i wchodzenie w dialog ze światem. Czy taki kapłan, zaatakowany swoim zdaniem przez „zdrajczynię narodu”, będzie namawiał do modlitwy. jest to wątpliwe tym bardziej, że modlitwa i prawda poprzedzają pytajnik, który wprowadza element powątpiewania w skuteczność tych mało radykalnych metod.A jednak są tacy, którym się zdaje, że wpis ks. Międlara był łagodnym wezwaniem do miłości bliźniego. Dla tych osób krótka paintowa analiza tekstu w łączności z kontekstem.

 

 

Międlar
Paintowa analiza tekstu rafagrowiec.blog.pl

Liberalizm i herezja ks. Międlara

A więc i drugi wpis. Chodzi po raz kolejny o ks. Międlara, do którego tym razem mam osobisty żal. Tak, osobisty, gdyż czuję się niesprawiedliwie potraktowany przez ks. Jacka. Jako, że reaktywował akurat twitter, na którym też jestem aktywny, postanowiłem spytać go o kilka „detali”. Opublikował filmik, w którym zarzucał Kościołowi posoborowemu pertraktowanie z ideologiami i liberalne podejście do grzechu.

I stąd zadałem kilka pytań: czy ks. Międlar nie jest zbyt liberalny w stosunku do swoich ukochanych narodowców, u których toleruje przekleństwa, wyzwiska, czy nie pertraktuje z ideą wyższości białej rasy – a to wszystko poprzez przyzwolenie na takie zachowania na marszach narodowców. Ks. Międlar był na takim marszu np. we Wrocławiu, gdzie padały hasła „Cała Polska tylko biała” (tutaj, od 3:10), „Polska tylko dla Polaków” (1:20) a potem Justyna Helcyk wygłosiła przemówienie, w czasie którego mówiła o imigrantach jako tych, którzy zdominują liczebnie Europejczyków i potem wyrżną niedobitki. Pod tym względem grzechy narodowców ks. Międlar bardzo liberalnie toleruje.

Ks. Międlar odwołuje się do personalizmu chrześcijańskiego, z którym nic wspólnego nie ma islam (jego zdaniem), ale nie zganił pani Helcyk, gdy ta straszyła imigrantami jako wielką masą ludzi, którzy chcą tylko zająć mieszkania socjalne (należne Polakom) i wyrżnąć wszystkich pozostałych („i katolików i tych durnych antyklerykałów”, 10:20). Nawet nie wspomniało jej się o tych 10% kobiet, dzieci i starców, o ludziach prawdziwie potrzebujących, których można by było przyjąć. Obecny był przy tym ks. Międlar. Nie krzyczał nic o poszanowaniu kobiety, gdy tłum narodowców krzyczał: „J***ć Kopacz”. Można odnieść wrażenie, że ks. Międlar miłuje tylko bliźnich, i to w sensie „rodaków wiernych Ojczyźnie” – skoro nie zganił transparentu „Za zdradę narodu spotka cię kara, zawiśniesz na sznurze, k***o stara” – a dla zdrajców narodu przewiduje tylko sprawiedliwość. Ks. Międlar podkreśla, że Kościół potępił komunizm i modernizm, gdyż nie lubi lewicowości, którą z tymi ideami kojarzy, ale zapomni wypomnieć, że potępiony został też faszyzm („Non abbiamo bisogno”) i nazizm („Mit brennender Sorge”), których elementy, jak na przykład podkreślanie roli narodu i jego siły znajdują w oczach narodowców uznanie. Tak ksiądz Międlar, jak pani Helcyk mieszają pojęcia kultury, wiary i rasy, z konfliktu kulturalnego (arabska, postmodernizm, chrześcijaństwo) i konfliktu wiar (islam, ateizm, chrześcijaństwo), czynią poprzez grzech zaniechania lub populistyczne uogólnienia wojnę ras (biała vs reszta świata). Pani Helcyk na wspomnianym marszu nieraz utożsamiała kulturę Europejską z „białą Europą” (choćby 9:20)

Ks. Międlar twierdzi, że Kościół z papieżem na czele skończył się po „Kill’em all”… Przepraszam, po Soborze Watykańskim II, który zniszczył jego zdaniem liturgię, przestał potępiać to, co należy potępić i doprowadził do dialogu z Unią Europejską. Tak samo pani Helcyk czuje sentyment do dawnej Europy królów i silnego papiestwa (link z radia Wnet, 9:35). Innymi słowy – mamy pseudoradykalizm, chcący powrotu do czasów, gdy z powodu wojny między narodami przerywano sobory (Sobór Watykański I), bo królowie w imieniu swoich ludów toczyli między sobą wojny o wpływy i ziemie. Jeżeli ktoś uważa, że XIX wiek, pełen wojen, kolonializmu (w to, że wyzysk jednych narodów przez drugie jest ciężkim grzechem ks. Międlar zapewne wierzy),  pod względem kulturalnym był cudownym okresem dla Europy i Kościoła, czy dla świata w ogóle, to gratuluję świętej naiwności. A już okres zaborów, gdy carom i kanclerzom Rzeszy marzyły się jednolite kulturowo i etnicznie państwa – wiek rusycyzacji, Kulturkampfu – dla Polski na pewno był cudowny.

Zresztą, to nie jest problem tylko ks. Międlara. Mam wrażenie, że narodowcy nie chcą przyjąć Boga jako Pana, tylko nie chcą mieć nad sobą panów w postaci Unii Europejskiej. Nie są pro-Boży, tylko antyeuropejscy i antylewicowi. I nie mają nadziei na dojście do władzy, więc są antysystemowi. Tak samo myśleli zeloci żydowscy – mówili: „żadnego władcy prócz Boga”, gdyż nie godzili się na okupację rzymską. Wielu z nich mówiło tak nie dlatego, że kochali Boga, ale dlatego, że nie lubili płacić podatku Cezarowi. Mieli cel wyłącznie polityczny, ale nie mogli go zrealizować, bo jako margines społeczeństwa (pod względem liczebnym) nie mieli szansy zebrać armii. Odrzucając wszelkie grupy „kolaborantów” faryzejskich czy saducejskich, uznali, że lepiej żyć na własny rachunek. Właśnie dlatego Jezusowi zadano pytanie o podatek, by móc Go oskarżyć o sprzyjanie buntownikom, którzy formowali bandy „lestai”, oprychów napadających na kupców i pielgrzymów tłumacząc to walką z okupantem. Być może przypowieść o miłosiernym Samarytaninie odnosi się do tego zagrożenia i ma taki właśnie wydźwięk: człowiek napadnięty przez ludzi podających za pobożnych patriotów, własnych rodaków zostaje uratowany przez heretyka, odszczepieńca i nieczystego.

Ks. Międlar wybiera z nauczania Kościoła to, co mu pasuje. Czyli dokonuje herezji, gdyż właśnie to oznacza słowo greckie „hairesis” – „swobodny wybór”. Dochodzi tylko do SVI, potem akceptuje kilka wybranych encyklik „antyliberalnych”. Podejrzewam, że za kilka dni ks. Międlar zostanie ukarany suspensą, a najdalej tydzień po tym zacznie publikować jako ks. Jacek Międlar FSSPX.

Denerwuje mnie u ks. Międlara, że będąc duszpasterzem pewnej grupy żywych ludzi, którzy potrzebują ewangelizacji, w czasie kazań i wystąpień nie zganił ich ani razu. Jedynie przestrzegał przed zejściem z obecnej drogi na ścieżkę „żydowskiej letniości”. Do tego nieraz wygłaszał te panegiryki pod adresem narodowców używając końcówki „-my”, jak gdyby był częścią kółka wzajemnej adoracji. Jedynie umacniał ich w zelockiej postawie, myląc radykalizm z ekstremizmem. Radykalizm to trzymanie się korzeni. Korzenie chrześcijaństwa to wiele wieków wspaniałych kazań, napominania wiernych, cywilizowania kultur i nawracania nawet największych grzeszników. Banda łysych wyrostków krzyczących, kogo chcą „j***ć” nie przyjmie się w tym sposobie życia. To, co robi ks. Międlar to próba stosowania kibolskich metod organizacji społeczeństwa, budowania atmosfery strachu i zagrożenia, podsycania animozji. Próbuje cofnąć chrześcijaństwo do korzeni nie chrześcijańskich, a do korzeni ruchów narodowych, czyli do XIX wieku. I dlatego wychodzi mu herezja.

P.S. No i nie napisałem, dlaczego ks. Międlar mnie moim zdaniem niesprawiedliwie potraktował. Otóż, na żaden z moich zarzutów nie odpowiedział. Po prostu mnie zbanował. Gdy chwilę później ktoś zadrwił z celebryctwa skutkującego usuwaniem ze swojego twittera wszystkich, którzy burzą poczucie własnej wspaniałości najmniejszą choćby krytyką. Jeśli ks. Międlar uważał, że niesprawiedliwie go krytykuję, powinien się bronić, podać argumenty. Tak robią dorośli ludzie w Internecie. Jeśli zamiast dyskusji dostaję bana, to rozumiem, że mam rację i ks. Jacek nie jest w stanie odrzucić od siebie zarzutu tolerowania grzechów swoich podopiecznych i ulegania ich retoryce. Zresztą,od jakiegoś czasu cała samoobrona ks. Jacka to wyzywanie krytyków od modernistów, demoliberalnych mediów i lewaków.