Zaczęło się od wywiadu, jakiego o. Gużyński udzielił Gazecie Wyborczej. Dotyczył on relacji Kościoła i państwa w obliczu sympatii Episkopatu wobec obecnej władzy. Na pewno po zmianie rządu zauważyliśmy poprawę stosunków na linii biskupi-premier i ministrowie. Nie jest to dziwne – rząd Platformy śmiało uderzał w antyprawicowe tony, chcąc podlizać się lewicowemu elektoratowi oraz mediom sprzyjającym liberalizmowi, a także zachodnim politykom, u których teraz szuka protekcji. PiS zaś zawsze podkreślał swoje przywiązanie do katolickich wartości – przynajmniej w programie wyborczym.
Cóż jednak powiedział o tym zbliżeniu o. Gużyński, że doszło do wojny medialnej? Pomijając kurtuazyjne wstępy, esencją wypowiedzi jest zdanie dotyczące inicjatywy zakazującej aborcji eugenicznej:
„Inicjatywy ustawodawcze, które nie są poprzedzone rzetelną debatą ekspercką i publiczną, podejmowane nawet w najbardziej szczytnym celu uważam za szkodliwe społecznie. A gdy dotyczy to sprawy tak istotnej, jak życie rodzących i nienarodzonych, brak poważnej dyskusji zakrawa na zbrodnię. Nie jesteśmy skazani na zasadę skrajnych wychyleń wahadła, raz w prawo, a raz w lewo, co stanowi niegasnące zarzewie społecznej wojny ideologicznej.”
Mamy tu odniesienie do teorii wahadła, według którego naruszenie kompromisu aborcyjnego poprzez zakaz zabijania dzieci nienarodzonych (choćby tylko chorych) spowoduje po zmianie władzy wprowadzenie całkowitej liberalizacji. To ciekawe, że jakoś nie rozumieją tego na przykład pani Nowicka i jej koleżanki feministki, a także sama Gazeta Wyborcza, która gdy tylko może chętnie wspiera proaborcyjne rozwiązania, środowiska i inicjatywy, nie lękając się, że wprowadzenie choćby legalnej aborcji bez powodu do 12. tygodnia spowoduje w następnej kadencji Sejmu na przykład całkowity zakaz i więzienia dla kobiet.
Debata ekspercka się nie toczy, bo tak po prawdzie mamy z jednej strony ekspertów od rozwoju dziecka, od opieki prenatalnej, od pomocy społecznej, a z drugiej ludzi, którzy na zabijaniu zarabiają i każdy trudny przypadek chcieliby rozwiązywać za pomocą zabicia pacjenta. Nieraz prowadziłem dyskusje ze zwolennikami aborcji. Podawałem fakty uznane przez medycynę, czysto logiczne argumenty – w zamian dostawałem litanie o katofaszyźmie, prawach kobiet, pseudofilozoficzne wywody o dacie uczłowieczenia płodu… Gdy pojawiły się rok temu inicjatywy Ordo iIuris Wyborcza nie zorganizowała debaty, a jedynie napuściła na prolajferów swoich ekspertów od stwierdzania faszyzacji przestrzeni publicznej i zorganizowała czarne protesty.
Bzdurą jest też, że skoro sprawa dotyczy „życia rodzących i nienarodzonych”, powinniśmy przeprowadzić szerokie konsultacje i w tekście ustawy uwzględnić stanowisko tych, którzy nienarodzonych chcą zabijać. Obecnie projekt ustawy dotyczy sprawy prostej: życia nienarodzonych (chyba, że ojcowi Gużyńskiemu chodzi o życie osób, które będą się niepełnosprawnym dzieckiem zajmować), które można odebrać w sytuacji trafnej maksymalnie w 85% diagnozy. Jeżeli środowisko GW ma jakieś propozycje, które pomogą rodzicom chorych dzieci w opiece nad nimi, to zapraszamy do debaty. Ale jeżeli będą tylko w kółko powtarzać: „Musimy zabijać”, to chyba nie ma większego sensu?
Dalej o. Gużyński stawia grzeszną praktykę nad naukę o świętości życia:
„Kościół Katolicki ma prawo i obowiązek przekonywać społeczeństwo do swojego stanowiska w kwestii aborcji. Rolą Kościoła jest głoszenie Ewangelii – to jego najważniejsze zadanie. Jednocześnie powinien nieustannie podejmować głęboką refleksję nad złożonością problemów bioetycznych i społecznych związanych z ochroną życia rodzących i nienarodzonych.
Trzeba także szukać właściwego języka, aby o tym mówić. Przecież badania społeczne na świecie wyraźnie pokazują rozdźwięk między oficjalnym nauczaniem Kościoła w sprawach etyki seksualnej i zakazu aborcji, a praktyką życia wielu katolików. Tego nie wysysa się z mlekiem matki.”
Tak, wielu ludzi nie traktuje aborcji jako morderstwa, gdyż właśnie debata prowadzona w mediach za pomocą języka narzuconego przez zwolenników aborcji na to nie pozwala. Ludzie od małego są uczeni, że aborcja to po prostu „przerwanie ciąży”, „usunięcie płodu”, który jest „zlepkiem komórek”, że jeśli „jakość życia jest zbyt niska”, to lepiej, żeby chore dziecko się nie urodziło. Dlatego organizowane są wystawy Fundacji Pro-Prawo do życia, które pokazują, że w wyniku „zabiegu przerwania ciąży” zostaje zabity kształtujący się człowiek.
Ten język, tą retorykę przyjmują także przełożeni o. Gużyńskiego. W komunikacie z czerwca 2016 r., gdy o. Gużyński błysnął tekstem o otwieraniu klinik aborcyjnych, serwis domikanie.pl napisał, że chodziło o lekarza: „który odmówił wykonania aborcji nieodwracalnie uszkodzonego płodu”. Nic dziwnego, ze w Stanach mamy katolików pro-choice, a niedawno jeden z zakonów odmówił swojemu przełożonemu, a nawet papieżowi zaprzestania dokonywania eutanazji w jednym z ich szpitali bo szpital to także świeccy, a poza tym, oni osobiście nie widzą w tym nic złego. Jeżeli o. Gużyński chce używać języka do walki z mentalnością proaborcyjną, to powinien zacząć od siebie i choć raz przemawiając dla GW powiedzieć, że chodzi o ludzi, o dzieci, a nie stosować liberalne eufemizmy.
Dalej o. Gużyński stwierdza, że debata o aborcji w Polsce to przerzucanie się makabrycznymi zdjęciami bez poparcia danymi… i tu się myli.
„…a potem, gdy zmieni się koniunktura polityczna, uruchomiony zostanie proces przeciwny. Kto zatem zagwarantuje, że ostatecznie rachunek będzie dodatni? Ponadto stan wojny ideologicznej sprawia również, że żadna ze stron tego sporu nie dysponuje wiarygodnymi danymi o skali rzeczywiście dokonywanych aborcji. Rzekome szacunki, którymi się posługują, są wyłącznie elementem ideologicznej przepychanki. Jednak sednem problemu nie są tutaj liczby lecz zróżnicowanie aksjologiczne społeczeństwa.”
Znowu efekt wahadła. Środowisko pro-life dysponuje wiedzą na temat ilości wykonywanych w szpitalach aborcji dzięki statystykom publikowanym prze Ministerstwo, a jeśli chodzi o ich podział ze względu na przyczynę, opiera się na proporcjach z ostatniego raportu Ministerstwa Zdrowia, w ktorym rozróżnienie takie podawano i, gdzie głównym przyczynkiem do zabicia dziecka była choroba, w kilku zaledwie przypadkach poczęcie w efekcie czynu zabronionego (nie zawsze gwałtu!), czy zagrożenia dla życia matki. Środowisko proaborcyjne posługuje się statystykami mówiącymi o stu tysiącach nielegalnych aborcji – ot, tak na zasadzie szacunku, ile aborcji dokonywano w czasach PRL, gdy wiedza o rozwoju prenatalnym była skąpa i w wielu wypadkach ograniczała się do „jest brzuch – aborcja – nie ma brzucha”. Teraz, w związku z dostępnością do badań USG jest znacznie więcej przesłanek za tym, że jest to życie ludzkie i aborcja nie jest najlepszym rozwiązaniem, więc i statystyki mogły się zmienić. Do tego dochodzą wyssane z palca wyliczenia na podstawie „domniemanej turystyki aborcyjnej”, gdzie nie ma żadnego potwierdzenia.
Naiwnością jest stwierdzenie, że papież Franciszek na pewno pochwaliłby obecny kompromis aborcyjny, gdyż rozumie, jak trudną dla matki decyzją jest aborcja.
„Na przykład wypowiedzi papieża Franciszka pokazują, jak świetnie zdaje sobie sprawę z tego, że wiele kobiet decyduje się na aborcję, ponieważ znalazły się osamotnione w potwornej sytuacji. Pozbawiono je praw, pomocy i opieki, a wymaga się od nich heroizmu moralnego. O tym trzeba koniecznie rozmawiać.”
Zacznijmy od tego, że papież Franciszek też gardłuje przeciwko aborcji, choćby w słowach wypowiedzianych jako kardynał:
1) „Moralny problem aborcji ma charakter prereligijny, ponieważ kod genetyczny jest zapisany w człowieku od chwili poczęcia. To jest istota ludzka. Oddzielam problem aborcji od jakichkolwiek pojęć specyficznie religijnych. To jest problem naukowy. Niedopuszczenie do dalszego rozwoju bytu, który ma już cały kod genetyczny człowieka, nie jest etyczne. Prawo do życia jest pierwszym wśród praw człowieka. Wyabortowanie dziecka to zabicie kogoś, kto nie potrafi się bronić.”
2) „Brońcie nienarodzonych przed aborcją, nawet jeśli będą was prześladować, oczerniać, zastawiać na was pułapki, ciągać was po sądach czy zabijać was. Żadne dziecko nie powinno być pozbawione prawa do urodzenia, prawa do wykarmienia i posłania do szkoły”.
O. Gużyński zaś ciągle o prawach kobiet. Środowisko Gazety Wyborczej jakoś nigdy nie zorganizowało zbiórki na dom samotnej matki, gdyż to jej nie interesuje. Interesuje je prawo do aborcji – jedyna pomoc i opieka, jaką są w stanie zafundować kobiecie liberalne prądy.
Po polemice ze strony Wojciecha Teistera z Gościa Niedzielnego, o. Gużyński odpowiedział na łamach Wyborczej. I znowu w duchu tej gazety, a nie duchu Ewangelii. Jest to jeden, wielki apel o osiągnięcie świętego spokoju, a gdy on już będzie, to możemy pogadać, czy zakazać aborcji czy nie. O. Gużyński zapomina, że jest ogromne parcie na Polskę, by pozwoliła zabijać dzieci nienarodzone ze strony instytucji międzynarodowych i organizacji pozarządowych. Tubami tych głosów są organizacje lewicowe, którym płaci się za promowanie „praw reprodukcyjnych” – „Feminoteka” dostawała kasę od firm zajmujących się produkcją sprzętu wykorzystywanego przy aborcjach.
Głosem o. Gużyńskiego Wyborcza mówi: „Pro-lajferzy, odpuśćcie, dajcie nam wolną rękę”. Czy wtedy i Wyborcza zamilknie i przestanie publikować artykuły o tym, jak okropni są działacze antyaborcyjni zza Oceanu modlący się przed klinikami aborcyjnymi, bo „wywierają presję”? Czy wtedy Wanda Nowicka, uczestniczki Manif i kongresy kobiet uspokoją się i przestaną domagać się aborcji na życzenie? Trzeba być bardzo naiwnym, by w to uwierzyć.
W obronie o. Gużyńskiego wypowiedział się jezuita, Jacek Siepsiak. Przypomniał on sprawę św. Piotra Klawera, na którego pisano donosy, gdy traktował czarnych niewolników jak ludzi.
Czyli tak: porównujemy ojca, który zaproponował otwieranie klinik aborcyjnych, żeby było gdzie mordować dzieci i zaprzestano walki o prawo do życia do ojca, który nieustępliwie walczył z niewolnictwem? Że niby taki obrońca praw kobiet? Przecież tu o. Gużyński nie idzie pod prąd, ale z prądem, byle pokazać, że Kościół jest miły, puchaty, nawet za bardzo życia nie chroni, przykazań się nie trzyma. Przede wszystkim – PiS-u coraz bardziej nie lubi. O. Gużyński stosuje najprostsze, utarte w toczącej się od dawna dyskusji chwyty erystyczne, odwołuje się do świętego argumentu wahadła, że jak zabronimy zabijać dzieci chore, to potem przyjdzie lewica i pozwoli zabijać wszystkie? Rolą Kościoła jest głoszenie Ewangelii, także poprzez wspieranie inicjatyw, które bronią życia w ramach V przykazania. Tu już „każdy powiedział to, co wiedział, trzy razy wysłuchał to, co wie” i nie ma raczej szans na jakiś nowy głos czy nowe odkrycie, które podważyłoby fakt istnienia życia ludzkiego od poczęcia.
Ojcze Gużyński, ojcze Siepsiaku, Deonie – w Polsce zabijani są ludzie chorzy. Tu nie ma miejsca na kompromisy. A tym bardziej na otwieranie miejsc, gdzie będzie to możliwe w majestacie prawa.