Wyborcza głosem dominikanina: „Dajcie nam w spokoju promować zabijanie”

http://zielonagora.wyborcza.pl/zielonagora/51,35182,22186119.html?i=0
http://zielonagora.wyborcza.pl/zielonagora/51,35182,22186119.html?i=0

 Zaczęło się od wywiadu, jakiego o. Gużyński udzielił Gazecie Wyborczej. Dotyczył on relacji Kościoła i państwa w obliczu sympatii Episkopatu wobec obecnej władzy. Na pewno po zmianie rządu zauważyliśmy poprawę stosunków na linii biskupi-premier i ministrowie. Nie jest to dziwne – rząd Platformy śmiało uderzał w antyprawicowe tony, chcąc podlizać się lewicowemu elektoratowi oraz mediom sprzyjającym liberalizmowi, a także zachodnim politykom, u których teraz szuka protekcji. PiS zaś zawsze podkreślał swoje przywiązanie do katolickich wartości – przynajmniej w programie wyborczym.

Cóż jednak powiedział o tym zbliżeniu o. Gużyński, że doszło do wojny medialnej? Pomijając kurtuazyjne wstępy, esencją wypowiedzi jest zdanie dotyczące inicjatywy zakazującej aborcji eugenicznej:

„Inicjatywy ustawodawcze, które nie są poprzedzone rzetelną debatą ekspercką i publiczną, podejmowane nawet w najbardziej szczytnym celu uważam za szkodliwe społecznie. A gdy dotyczy to sprawy tak istotnej, jak życie rodzących i nienarodzonych, brak poważnej dyskusji zakrawa na zbrodnię. Nie jesteśmy skazani na zasadę skrajnych wychyleń wahadła, raz w prawo, a raz w lewo, co stanowi niegasnące zarzewie społecznej wojny ideologicznej.”

Mamy tu odniesienie do teorii wahadła, według którego naruszenie kompromisu aborcyjnego poprzez zakaz zabijania dzieci nienarodzonych (choćby tylko chorych) spowoduje po zmianie władzy wprowadzenie całkowitej liberalizacji. To ciekawe, że jakoś nie rozumieją tego na przykład pani Nowicka i jej koleżanki feministki, a także sama Gazeta Wyborcza, która gdy tylko może chętnie wspiera proaborcyjne rozwiązania, środowiska i inicjatywy, nie lękając się, że wprowadzenie choćby legalnej aborcji bez powodu do 12. tygodnia spowoduje w następnej kadencji Sejmu na przykład całkowity zakaz i więzienia dla kobiet.

Debata ekspercka się nie toczy, bo tak po prawdzie mamy z jednej strony ekspertów od rozwoju dziecka, od opieki prenatalnej, od pomocy społecznej, a z drugiej ludzi, którzy na zabijaniu zarabiają i każdy trudny przypadek chcieliby rozwiązywać za pomocą zabicia pacjenta. Nieraz prowadziłem dyskusje ze zwolennikami aborcji. Podawałem fakty uznane przez medycynę, czysto logiczne argumenty – w zamian dostawałem litanie o katofaszyźmie, prawach kobiet, pseudofilozoficzne wywody o dacie uczłowieczenia płodu… Gdy pojawiły się rok temu inicjatywy Ordo iIuris Wyborcza nie zorganizowała debaty, a jedynie napuściła na prolajferów swoich ekspertów od stwierdzania faszyzacji przestrzeni publicznej i zorganizowała czarne protesty.

Bzdurą jest też, że skoro sprawa dotyczy „życia rodzących i nienarodzonych”, powinniśmy przeprowadzić szerokie konsultacje i w tekście ustawy uwzględnić stanowisko tych, którzy nienarodzonych chcą zabijać. Obecnie projekt ustawy dotyczy sprawy prostej: życia nienarodzonych (chyba, że ojcowi Gużyńskiemu chodzi o życie osób, które będą się niepełnosprawnym dzieckiem zajmować), które można odebrać w sytuacji trafnej maksymalnie w 85% diagnozy. Jeżeli środowisko GW ma jakieś propozycje, które pomogą rodzicom chorych dzieci w opiece nad nimi, to zapraszamy do debaty. Ale jeżeli będą tylko w kółko powtarzać: „Musimy zabijać”, to chyba nie ma większego sensu?

Dalej o. Gużyński stawia grzeszną praktykę nad naukę o świętości życia:

„Kościół Katolicki ma prawo i obowiązek przekonywać społeczeństwo do swojego stanowiska w kwestii aborcji. Rolą Kościoła jest głoszenie Ewangelii – to jego najważniejsze zadanie. Jednocześnie powinien nieustannie podejmować głęboką refleksję nad złożonością problemów bioetycznych i społecznych związanych z ochroną życia rodzących i nienarodzonych.
Trzeba także szukać właściwego języka, aby o tym mówić. Przecież badania społeczne na świecie wyraźnie pokazują rozdźwięk między oficjalnym nauczaniem Kościoła w sprawach etyki seksualnej i zakazu aborcji, a praktyką życia wielu katolików. Tego nie wysysa się z mlekiem matki.”

Tak, wielu ludzi nie traktuje aborcji jako morderstwa, gdyż właśnie debata prowadzona w mediach za pomocą języka narzuconego przez zwolenników aborcji na to nie pozwala. Ludzie od małego są uczeni, że aborcja to po prostu „przerwanie ciąży”, „usunięcie płodu”, który jest „zlepkiem komórek”, że jeśli „jakość życia jest zbyt niska”, to lepiej, żeby chore dziecko się nie urodziło. Dlatego organizowane są wystawy Fundacji Pro-Prawo do życia, które pokazują, że w wyniku „zabiegu przerwania ciąży” zostaje zabity kształtujący się człowiek.

Ten język, tą retorykę przyjmują także przełożeni o. Gużyńskiego. W komunikacie z czerwca 2016 r., gdy o. Gużyński błysnął tekstem o otwieraniu klinik aborcyjnych, serwis domikanie.pl napisał, że chodziło o lekarza: „który odmówił wykonania aborcji nieodwracalnie uszkodzonego płodu”. Nic dziwnego, ze w Stanach mamy katolików pro-choice, a niedawno jeden z zakonów odmówił swojemu przełożonemu, a nawet papieżowi zaprzestania dokonywania eutanazji w jednym z ich szpitali bo szpital to także świeccy, a poza tym, oni osobiście nie widzą w tym nic złego. Jeżeli o. Gużyński chce używać języka do walki z mentalnością proaborcyjną, to powinien zacząć od siebie i choć raz przemawiając dla GW powiedzieć, że chodzi o ludzi, o dzieci, a nie stosować liberalne eufemizmy.

Dalej o. Gużyński stwierdza, że debata o aborcji w Polsce to przerzucanie się makabrycznymi zdjęciami bez poparcia danymi… i tu się myli.

„…a potem, gdy zmieni się koniunktura polityczna, uruchomiony zostanie proces przeciwny. Kto zatem zagwarantuje, że ostatecznie rachunek będzie dodatni? Ponadto stan wojny ideologicznej sprawia również, że żadna ze stron tego sporu nie dysponuje wiarygodnymi danymi o skali rzeczywiście dokonywanych aborcji. Rzekome szacunki, którymi się posługują, są wyłącznie elementem ideologicznej przepychanki. Jednak sednem problemu nie są tutaj liczby lecz zróżnicowanie aksjologiczne społeczeństwa.”

Znowu efekt wahadła. Środowisko pro-life dysponuje wiedzą na temat ilości wykonywanych w szpitalach aborcji dzięki statystykom publikowanym prze Ministerstwo, a jeśli chodzi o ich podział ze względu na przyczynę, opiera się na proporcjach z ostatniego raportu Ministerstwa Zdrowia, w ktorym rozróżnienie takie podawano i, gdzie głównym przyczynkiem do zabicia dziecka była choroba, w kilku zaledwie przypadkach poczęcie w efekcie czynu zabronionego (nie zawsze gwałtu!), czy zagrożenia dla życia matki. Środowisko proaborcyjne posługuje się statystykami mówiącymi o stu tysiącach nielegalnych aborcji – ot, tak na zasadzie szacunku, ile aborcji dokonywano w czasach PRL, gdy wiedza o rozwoju prenatalnym była skąpa i w wielu wypadkach ograniczała się do „jest brzuch – aborcja – nie ma brzucha”. Teraz, w związku z dostępnością do badań USG jest znacznie więcej przesłanek za tym, że jest to życie ludzkie i aborcja nie jest najlepszym rozwiązaniem, więc i statystyki mogły się zmienić. Do tego dochodzą wyssane z palca wyliczenia na podstawie „domniemanej turystyki aborcyjnej”, gdzie nie ma żadnego potwierdzenia.

Naiwnością jest stwierdzenie, że papież Franciszek na pewno pochwaliłby obecny kompromis aborcyjny, gdyż rozumie, jak trudną dla matki decyzją jest aborcja.

„Na przykład wypowiedzi papieża Franciszka pokazują, jak świetnie zdaje sobie sprawę z tego, że wiele kobiet decyduje się na aborcję, ponieważ znalazły się osamotnione w potwornej sytuacji. Pozbawiono je praw, pomocy i opieki, a wymaga się od nich heroizmu moralnego. O tym trzeba koniecznie rozmawiać.”

Zacznijmy od tego, że papież Franciszek też gardłuje przeciwko aborcji, choćby w słowach wypowiedzianych jako kardynał:
1) „Moralny problem aborcji ma charakter prereligijny, ponieważ kod genetyczny jest zapisany w człowieku od chwili poczęcia. To jest istota ludzka. Oddzielam problem aborcji od jakichkolwiek pojęć specyficznie religijnych. To jest problem naukowy. Niedopuszczenie do dalszego rozwoju bytu, który ma już cały kod genetyczny człowieka, nie jest etyczne. Prawo do życia jest pierwszym wśród praw człowieka. Wyabortowanie dziecka to zabicie kogoś, kto nie potrafi się bronić.”
2) „Brońcie nienarodzonych przed aborcją, nawet jeśli będą was prześladować, oczerniać, zastawiać na was pułapki, ciągać was po sądach czy zabijać was. Żadne dziecko nie powinno być pozbawione prawa do urodzenia, prawa do wykarmienia i posłania do szkoły”.

O. Gużyński zaś ciągle o prawach kobiet. Środowisko Gazety Wyborczej jakoś nigdy nie zorganizowało zbiórki na dom samotnej matki, gdyż to jej nie interesuje. Interesuje je prawo do aborcji – jedyna pomoc i opieka, jaką są w stanie zafundować kobiecie liberalne prądy.

Po polemice ze strony Wojciecha Teistera z Gościa Niedzielnego, o. Gużyński odpowiedział na łamach Wyborczej. I znowu w duchu tej gazety, a nie duchu Ewangelii. Jest to jeden, wielki apel o osiągnięcie świętego spokoju, a gdy on już będzie, to możemy pogadać, czy zakazać aborcji czy nie. O. Gużyński zapomina, że jest ogromne parcie na Polskę, by pozwoliła zabijać dzieci nienarodzone ze strony instytucji międzynarodowych i organizacji pozarządowych. Tubami tych głosów są organizacje lewicowe, którym płaci się za promowanie „praw reprodukcyjnych” – „Feminoteka” dostawała kasę od firm zajmujących się produkcją sprzętu wykorzystywanego przy aborcjach.

Głosem o. Gużyńskiego Wyborcza mówi: „Pro-lajferzy, odpuśćcie, dajcie nam wolną rękę”. Czy wtedy i Wyborcza zamilknie i przestanie publikować artykuły o tym, jak okropni są działacze antyaborcyjni zza Oceanu modlący się przed klinikami aborcyjnymi, bo „wywierają presję”? Czy wtedy Wanda Nowicka, uczestniczki Manif i kongresy kobiet uspokoją się i przestaną domagać się aborcji na życzenie? Trzeba być bardzo naiwnym, by w to uwierzyć.

W obronie o. Gużyńskiego wypowiedział się jezuita, Jacek Siepsiak. Przypomniał on sprawę św. Piotra Klawera, na którego pisano donosy, gdy traktował czarnych niewolników jak ludzi.

Czyli tak: porównujemy ojca, który zaproponował otwieranie klinik aborcyjnych, żeby było gdzie mordować dzieci i zaprzestano walki o prawo do życia do ojca, który nieustępliwie walczył z niewolnictwem? Że niby taki obrońca praw kobiet? Przecież tu o. Gużyński nie idzie pod prąd, ale z prądem, byle pokazać, że Kościół jest miły, puchaty, nawet za bardzo życia nie chroni, przykazań się nie trzyma. Przede wszystkim – PiS-u coraz bardziej nie lubi. O. Gużyński stosuje najprostsze, utarte w toczącej się od dawna dyskusji chwyty erystyczne, odwołuje się do świętego argumentu wahadła, że jak zabronimy zabijać dzieci chore, to potem przyjdzie lewica i pozwoli zabijać wszystkie? Rolą Kościoła jest głoszenie Ewangelii, także poprzez wspieranie inicjatyw, które bronią życia w ramach V przykazania. Tu już „każdy powiedział to, co wiedział, trzy razy wysłuchał to, co wie” i nie ma raczej szans na jakiś nowy głos czy nowe odkrycie, które podważyłoby fakt istnienia życia ludzkiego od poczęcia.

Ojcze Gużyński, ojcze Siepsiaku, Deonie – w Polsce zabijani są ludzie chorzy. Tu nie ma miejsca na kompromisy. A tym bardziej na otwieranie miejsc, gdzie będzie to możliwe w majestacie prawa.

Do obrońców kompromitacji aborcyjnej

Wojciech Kiljańczyk, rybnicki radny, wystosował na facebooku post, w którym broni kompromisu aborcyjnego. Wykazuje w nim wielki zmysł polityczny i wielką nieznajomość podstawowych założeń służby publicznej. Poniższy wpis jest odpowiedzią, którą także na fb zamieściłem, na jego wpis, a także na kilka głosów poparcia.
Pisze na przykład: „Prawo nie może być tym samym co przepisy moralne.”
Myślenie, że prawo z moralnością ma niewiele wspólnego cechowało kilka słusznie minionych ustrojów. Prawo musi być zgodne z rzeczywistością i logiką. A rzeczywistość jest taka, że aborcja to zabijanie ludzi. Płód żyje, ma ludzkie DNA inne niż DNA matki, aborcja powoduje przerwanie tego życia, więc podlega to pod artykuł 148 kodeksu karnego – który swoją drogą, gdyby nie idiotyczna mentalność powinien zastąpić skutecznie wszelkie ustawy antyaborcyjne. Jeżeli prawo jest wewnętrznie sprzeczne, to musi ulec zmianie na lepsze. Jeśli Polska powołuje rzecznika praw dziecka, by chronił prawa dzieci (istoty ludzkie od poczęcia do osiągnięcia pełnoletniości), zwłaszcza prawo do życia, a zwłaszcza, by chronił interesy dzieci niepełnosprawnych (Art 2 i 3 Ustawy o RPD), a w innej ustawie pozwala te dzieci zabijać z przyczyn społecznych, to musimy prawo uściślić, ujednolicić. Prawo w swoim podstawowym zamierzeniu ma na celu bronić słabych przed silnymi: jednego staruszka przeciwko pięciu bandytom, dziecka przed dorosłym, biednego przed bogatym. Jeśli rezygnuje z tej funkcji dla świętego spokoju, to jest to prawo złe i głupie.
Jak w Stanach niewolnictwo znosili, to nikt się nie zastanawiał, czy nie lepszy byłby jakiś mały kompromis. Np. możesz mieć niewolnika, gdy masz duże pole, a nie masz dość kasy na wynajęcie normalnych pracowników, to możesz mieć dwóch niewolników na 10 hektarów. Proponuję też kompromis narkotykowy – dzięki temu ludzie będą brać bezpieczne narkotyk, będą kupować legalnie czyste igły, i zlikwidujemy podziemie. Pozwólmy sprzedawać działki na mniej-więcej 12,512 g. Dlaczego tyle? To równie z czapy wzięta ilość, jak 8 czy 12 tydzień jako termin dla legalnej aborcji.
Jak zakazujemy bić żonę, to wtedy bierzemy pod uwagę opór społeczny, i w wielkim D mamy to, że wielu uważa takie bicie za prawo człowieka. Płód czy zarodek jako nieludzia moglibyśmy traktować 30-40 lat temu, gdy wiedza przeciętnego Kowalskiego polegała na tym, że po seksie brzuch rośnie, a po aborcji znika. Dziś, gdy mamy USG, gdy wiemy, że serce zaczyna bić ok. 16 dnia, gdy potrafimy leczyć niektóre choroby już we wczesnej ciąży, aborcja z tych przyczyn jest najczęściej zwykłą oszczędnością dla naszego biednego NFZ i ZUSu.
Jeśli fakt biologiczny mówi, że od początku mamy do czynienia z człowiekiem, to prawo ma obowiązek go chronić, nie mimo oporu społecznego, ale właśnie ze względu na tę ignorancję. Polityk nie ma dążyć do kompromisu w każdej sytuacji, bo to jest metoda na zachowanie ciepłego stołka – byle nikomu nie podpaść, byle jak najdłużej łykać kaskę od miasta/województwa/państwa. A nie na to, by dbać o dobre prawo i dobro wszystkich obywateli.
A dlaczego panowie opuszczają panie i dają im wybór: albo aborcja, albo samotnie wychowujesz dziecko? Właśnie dlatego, że mają proste wyjście w postaci aborcji. Prawo, które pozwala na bycie dupkiem bardzo często ma na swoją obronę bardzo piękne słowa. Na przykład o prawie do wyboru.
Tyle moja odpowiedź z fajsbuka. Dalej muszę dopisać, że o ile trzeba rozważać trudne przypadki, to nie możemy pozwalać, by prawo dopuszczało zabójstwo jako ich rozwiązanie. Gdy widzimy, że kobieta, która poczęła dziecko w wyniku gwałtu może tego dziecka nienawidzić, uważamy, że lepiej jest, by dziecko to zabiła za to, co zrobił jej jego ojciec. Jednocześnie uznajemy samosąd za coś złego – bo może być dokonany na kimś niewinnym, choć i kobieta zgwałcona i jej rodzina mogą dostać depresji na myśl, że ich oprawca żyje sobie na państwowym wikcie, a za kilka lat może wyjść za dobre sprawowanie.

Aborcja? Sprawa polityczna, więc dla Rzecznika Praw Dziecka.

Dziś w Sejmie rozpoczną się prace nad obywatelskim projektem zakazującym aborcji. Chodzi o to, by wyeliminować z polskiego prawa sytuacje, gdy można zabić dziecko z powodu jego choroby, z powodu tego, że jego ojciec dopuścił się czynu zabronionego (gwałt, kazirodztwo, pedofilia), czy w w wypadku, gdy zagrożone jest życie matki. Czy w ogóle politycy mają prawo decydować w tej sprawie za kobiety? Marek Michalak RPDU (Rzecznik Praw Dziecka Urodzonego) powiedział, że poprzedni projekt był „sprawą polityczną” i on się tym nie będzie zajmować. I tu palnął taką głupotę, że zęby bolą.

Słowo polityka bierze się od słowa polis, czyli państwo i ma silne koneksje z greckim słowem politeja, czyli „ustrój, sposób życia”. Prawo państwowe wyznacza politeję, mając czynnik wychowujący, instruujący obywateli, jakie stanowiska, postawy i czyny są w naszym państwie dopuszczalne, jakie nasza społeczność uznaje za dozwolone, a jakie są potępiane. W tym celu powoływani są urzędnicy państwowi – by prawo tworzyć, regulować i wprowadzać w życie. Jeżeli coś złego jest tolerowane w społeczeństwie, wtedy tym bardziej naciska, by tego czynu unikać, aby wychowawczy aspekt prawa przyniósł owoce w postaci poprawy moralnej. Lewica kocha akcje polegające na uwrażliwianiu ludzi poprzez piętnowanie tych, którzy znęcają się nad zwierzętami, czy niszczą środowisko. Zachęca urzędników, a więc działaczy państwowych, by poprzez prawne zakazy ograniczali akceptację społeczną dla stosowania przemocy w postaci klapsów.

Wśród tych działaczy państwowych jest między innymi ten, który zajmuje się ochroną praw dziecka na podstawie odpowiedniej ustawy. A Ustawa o Rzeczniku Praw Dziecka z 2000 r mówi jasno: „W rozumieniu ustawy dzieckiem jest każda istota ludzka od poczęcia do osiągnięcia pełnoletności.” (Art 2, pkt 1), a zadaniem RDP jest ochrona „prawa do życia i ochrony zdrowia” (Art 3, pkt 1, ppkt 2) oraz, że „Rzecznik szczególną troską i pomocą otacza dzieci niepełnosprawne.” (Art 3, pkt 4).

Tak więc ustawa, która chroni życie osób ludzkich poczętych przed zabiciem w wyniku aborcji jak najbardziej zasługuje w świetle ustawy o RPD o poparcie. Nie dlatego, że jest to sprawa ponadpolityczna, ale że jest to sprawa polityczna, a pan Michalak politykiem jest.

Zapewne, gdy umywał ręce ostatnim razem, pan Rzecznik chciał po prostu wskazać, że nie chce się mieszać w spór ideologiczny. Politycy powinni zachowywać minimalną obiektywność, jednak nie czarujmy się: w sporze o aborcję strona „za wyborem” ma za sobą jedynie ideologię, podczas gdy za stroną „za życiem” stoi biologia i logika.

Zastanówmy się: jeśli biologia nam mówi o tym, że płód jest człowiekiem, a przerwanie jego rozwoju kończy jego życie, jest więc zabiciem człowieka, to chyba logiczną rzeczą jest, że wpisujemy aborcję na listę różnych form zabójstwa, a więc czynu zakazanego. Tyle logika i nauki biologiczne. Ideologia zacznie wytaczać argumenty za zabójstwem: zacznie rozwodzić się nad etycznymi przesłankami, za tym, by skracać cierpienie, czy w ogóle zabicie czegoś, co nie ma uczuć można zabić, czy wolność jest ważniejsza niż życie. Ideologia tworzy kategorię praw reprodukcyjnych twierdząc, że jest ona ważniejsza niż podstawowe prawa, w tym to do życia. Ideologia tworzy kategorię „podludzi”, którzy z jakiegoś powodu mogą być zabici, którzy są całkowicie podlegli innym. Oczywiście, prawo generuje takie „dyskryminowane słusznie” kategorie – jak przestępcy, którym odbiera się część praw, czy osoby ubezwłasnowolnione. Jednak nie dajemy sobie prawa do odbierania im życia, o ile nie zagrażają oni nam bezpośrednio.

Aborcja jest jednak pozbawieniem prawa do życia niewinnego człowieka, bo z jakichś ideologicznych powodów, podbudowanych wzbudzaniem uczucia litości czy to nad matką czy nad przyszłym życiem dziecka, uznaje się, że nie ma ono takiego prawa. Marek Michalak zaś jest wyznawcą nieświętej trójcy: Święty Spokój-Ciepły Stołek-Pewna Posada.

Aborcja – rasizm, antyfeminizm, dyskryminacja

Już niedługo Sejm zacznie zajmować się projektem inicjatywy antyaborcyjnej, zakazującej całkowicie aborcji. I słusznie, gdyż nie ulega wątpliwości, że aborcja jest złem i nie zmieni tego nawet tysiąc marszy z wieszakami. Dlaczego?

1) Aborcja jest zabójstwem – rozwijający się embrion posiada już własne DNA, jego życie jest zależne od matki o tyle, o ile jej ciało zapewnia optymalne warunki do jego rozwoju. Mamy do czynienia z życiem nowego osobnika gatunku Homo Sapiens Sapiens, więc z życiem ludzkim. Aborcja jako procedura przerywająca życie tego organizmu zabija go. To prosty a upiorny fakt, który jest bardzo niewygodny dla „feministek”. W reklamach trąbi się i chwali, że Domestos zabija bakterie, a aborcja jedynie „przerywa ciążę” – to inżynieria językowa, mająca ominąć prawdziwą naturę czynu i sprowadzić go do niegroźnego zabiegu, podobnego wyrwaniu spróchniałego zęba.

2) Aborcja to biznes – powiedzmy to sobie prosto w oczy: nikt nie bierze się za zakładanie kliniki aborcyjnej z czystej chęci pomagania kobietom. Pieniądze wydawane nie tylko przez chętnych (lewackie fundacje i handlarze organami), ale i mniej chętnych (podatnicy) kuszą zwolenników „wolnych macic” znacznie bardziej niż wizja wolności od patriarchatu. Niedawno Ameryką wstrząsnęły nagrania, na których pracownicy Planned Parenthood opowiadali ze szczegółami, jak przeprowadzają aborcję tak, by zachować nietknięte te tkanki, które mogli dobrze sprzedać. Przypomnijmy, że handel organami, także pochodzącymi z aborcji, jest w USA nielegalny. Czy wzburzyło to prezydenta Obamę i kandydatkę na jego następczynię, Hilary Clinton? Tak, ale tylko dlatego, że ktoś ośmielił się to upublicznić. Podobnie reaguje lewica za każdym razem, gdy okazuje się, że ich skrobankowy pupilek na przykład pomaga tuszować stręczycielstwo nieletnich, dozwala na aborcje ze względu na kolor skóry dziecka, czy nie informuje o aborcji u małoletnich dziewcząt opiekunów prawnych (nawet jeśli wg prawa stanowego seks z nieletnią jest przestępstwem ściganym z urzędu). W Polsce sporą kasę dostawała Wanda Nowicka, która jest na liście płac przemysłu aborcyjnego, którego przedstawiciele fundowali organizację Nowickiej w nadziei, że uda się otworzyć nowy rynek zbytu i będzie można sprzedawać narzędzia aborcyjne w większej skali niż dotychczas.

3) Aborcja jest antykobieca. Statystycznie więcej rodzi się kobiet, więc i zabijanych w wyniku aborcji jest ich więcej. Aborcja selektywna jest popularna w krajach, gdzie prawo zakazuje mieć więcej niż jedno dziecko lub gdzie zbyt dużo córek to problem z wianami dla nich wszystkich. Możliwość łatwego pozbycia się „ciąży” znacznie bardziej odpowiada panom, którzy wolą seks bez zobowiązań i nieraz zmuszają partnerki do zabicia dziecka, by zachować „niezależność”. O tragicznych przypadkach, gdy zabicie dziecka wymusza rodzina, by „uniknąć wstydu” aż ciężko wspominać.

4) Aborcja to element polityki rasowej, a może i rasistowskiej. Bogate społeczeństwa Północnego Zachodu mają dla Południa i Wschodu jedną radę: „my będziemy żyć po swojemu, wywalać tony jedzenia na śmietnik – wy po prostu przestańcie się rozmnażać”. Dostęp do aborcji dla krajów rozwijających się to element kontroli populacji, z którą aborcja jest związana od dawna. Margareth Sanger, założycielka wspomnianej już Planned Parenthood celowo zakładała kliniki w dzielnicach murzyńskich w ramach „Negro Project” – „Projektu Czarnuch”. Zabijanie dzieci chorych to element eugeniki – tworzenia społeczeństwa zdrowych, pięknych i przyjemnych dla oka osobników. Ogólnie chwalimy osoby z zespołem Downa starające radzić sobie w życiu i staramy się przeciwdziałać ich dyskryminacji, ale prawo pozwalające zabić chorego na zespół Downa „embriona” tolerujemy.

Dlatego aborcja powinna być zakazana, piętnowana jako zło. Czy należy karać skrobankarzy? Tak. Czy należy karać mężczyzn fundujących aborcje? Tak. Czy należy karać kobiety? I tu mam wątpliwości co do twardego wymogu kary. Jeśli kobieta zrobiłaby to z zimną krwią, dla kariery, dla zachowania figury, z jakiegoś wyrachowania – to tak, należy karać. Ale zbyt często, jak już wspomniałem, aborcja jest wymuszona, więc prokurator musi wiedzieć, kiedy należy dać kobiecie obuchem w łeb i powiedzieć: „Jesteś morderczynią!”, a kiedy należy udzielić wsparcia, gdyż decyzja o dzieciobójstwie wynikła właśnie z nacisków, albo z niewiedzy.

Ewolucja to nie zawsze dobra rzecz

Sprawa Agaty ewoluuje. W programie Gość Radia Zet Monika Olejnik przepytywała Stanisława Karczewskiego o postawę w sprawie kobiet, które poczęły dziecko w wyniku gwałtu. Rozmowa jak rozmowa, typowa gadka polityczna: „nie uwalimy projektu jak PO, ale podejdziemy do niego poważnie”. Czyli jak się uda, to zmielą projekt i wyjdą na ludzkich. Tak samo zresztą jeśli chodzi o projekt „Solidarności” zakazujący handlu w niedzielę – projekt zakłada nawet 2 lata więzienia za otwarcie sklepu w co ważniejsze święta i niedziele, chyba, że za ladą stanie właściciel. Wystarczy, że PiS usunie ten zapis i już wyjdzie na „ludzkiego pana”. O tych dwóch sprawach chciałbym dziś napisać.

Więc po pierwsze, łgarstwa Gejzety Aborczej na temat Agaty i jej zabitego z pomocą Ewy Kopacz dziecka staje się powoli mitem założycielskim polskiego lobby proaborcyjnego. I jak bogowie olimpijscy za pierwowzory mieli może jakiś dwór króla Dzeusa, po czym po wiekach dorobiono im różne legendy, tak i sprawa Agaty nabiera coraz bardziej oderwanego od rzeczywistości i historii charakteru. Oto redaktor Rzeczpospolitej o pseudonimie „guu” tak przedstawił stanowisko Karczewskiego: „Marszałek Senatu zadeklarował też, że jako minister nie pomógłby zgwałconej 12-latce, która była prześladowana przez działaczy pro-life, którzy uniemożliwiali jej przeprowadzenie legalnej zabiegu aborcji po gwałcie. W sprawę zaangażowała się wówczas minister zdrowia Ewa Kopacz, która osobiście dopilnowała, aby nastolatka usunęła ciążę”. Jak mniej-więcej każdemu wiadomo, o ile czyta on coś więcej poza natemat.pl i Gejzetę Aborczą, 14-letnia „Agata” zaszła w ciążę ze swoim rówieśnikiem, w czasie dobrowolnego, jednak zakazanego przez polskie prawo współżycia. Wystarczy zajrzeć na bynajmniej nie „Prawicowe” ani „prolajferskie” ani nawet „kościelne” medium, jakim jest wirtualnapolska.pl. Ksiądz Krzysztof Podstawka towarzyszył młodej matce na własne życzenie, a ona sama wielokrotnie zmieniała zdanie na temat aborcji, stąd i personel szpitala nie chciał działać. Nie było więc ani prześladowania, ani gwałtu. Ani 12-latki. Artykuł guu na rp.pl to jedna wielka manipulacja. Szkoda, że Rzepa schodzi do takiego poziomu.

Sprawa druga, handel w niedzielę. A raczej: jego zakaz. Oczywiście, złośliwi już śmieją się, że spadnie sprzedaż Gościa niedzielnego. Ale to za chwilę. Twardy, odgórny zakaz handlu w niedzielę, połączony z wyliczeniem świąt katolickich, gdy handel byłby zakazany, moim skromnym zdaniem, jest niedźwiedzią przysługa wyświadczoną Kościołowi przez nadgorliwych polityków i związkowców. Powinno zacząć się od niedziel, jako jednego dnia w tygodniu, gdy pracownik powinien odpocząć, co jest jego prawem człowieka, do tego kilka świąt państwowych, ewentualnie jedno-dwa święta kościelne najgłębiej zakorzenione w polskiej tradycji. Dopiero, gdy ludzie zauważą, że można zrobić nieco większe zakupy w sobotę, że można spędzić niedzielę w parku, kinie, czy choćby po prostu w domu z rodziną, gdy handlarze zobaczą, że nie wpłynie to znacząco na obroty, zwiększać ilość dni wolnych od handlu. Prawdziwym sukcesem Kościoła nie będzie zamknięcie sklepów w niedziele i święta przez polityków, ale to, że właściciele zamkną je, bo i tak wtedy mają pustki.

Dlaczego popieram odgórny zakaz aborcji, a co do zakazu handlu jest sceptyczny? Z prostej przyczyny. W wyniku aborcji zabijani są ludzie. To jest fakt, który wynika choćby z dwóch przesłanek: embrion ludzki żyje, więc przerwanie jego rozwoju jest zakończeniem życia, czyli śmiercią oraz embrion ludzki od początku jest człowiekiem i, poza niektórymi schorzeniami, wyrośnie z niego człowiek. Ustawa, która zakazuje zabijania ludzi, która poszerza prawo do życia LIBERALIZUJE obecny kodeks karny, zaś ta, która daje państwu prawo do zabijania ludzi go ZAOSTRZA. Czy prawo zakazujące posiadania niewolników zaostrza postępowanie wobec tej kategorii ludzi, czy też je liberalizuje? Z punktu widzenia tych, którzy zarabiają na niewolnictwie – zaostrza. I ci, którzy zarabiają na aborcji zawsze będą mówić o zaostrzaniu prawa aborcyjnego, gdy rzetelnie podchodzi się do ochrony życia ludzkiego, bez tworzenia jakiś wydumanych grup, których ta ochrona nie obejmuje. Prawo do odpoczynku i godnego wynagrodzenia, jak wszystkie prawa dotyczące pracy są niejako poniżej w hierarchii praw. Choć są ważne, nie muszą podlegać takiej ochronie jak prawo do życia.

Czy hierarchowie skończą siać zgorszenie?

Tak sobie siedzę i myślę o Komunii z Bogiem. Teoretycznie najwspanialsza rzecz na świecie, cel i szczyt życia chrześcijańskiego. Cóż znaczy communio? „Wspólnota”. Jest to też cel istnienia Kościoła. To w Kościele znajdują się środki zapewniające zbawienie i wieczne życie z Panem.

A co, jeżeli ktoś tę łączność zrywa? Co w sytuacji, gdy wierny w ten, czy inny sposób odrywa się od Kościoła i pokazuje wręcz ostentacyjnie, że się z nim nie zgadza? Co robi Kościół, gdy ktoś z księży czy świeckich działa na szkodę jedności kościelnej? Otóż mamy w Kościele system kar, będących z jednej strony środkami upominającymi, a z drugiej zapobiegawczymi. W jaki sposób? Otóż dajmy na to, że ktoś znajduje się w stanie grzechu ciężkiego, śmiertelnego. Oznacza to, że działa na przekór Bogu, bombarduje Jego plan zbawienia. Tak długo, jak nie okaże skruchy, dopóki nie pojedna się z Bogiem, tak długo dana osoba nie będzie miała dostępu do większości sakramentów „powtarzalnych”. Niedopuszczenie do sakramentów z jednej strony stanowi upomnienie, wskazanie, że dana postawa jest nie do pogodzenia z wiarą katolicką, z drugiej stanowi zabezpieczenie – np. przed przyjęciem sakramentu w sposób świętokradczy, a więc np. wtedy, gdy mamy świadomość grzechu ciężkiego.

Gdyby spróbować to zobrazować, weźmy przykład rodziny. Wyobraźmy sobie syna, który przez cały rok przeklina ojca, nie słucha go, oszukuje i działa na jego szkodę, a w dzień ojca radośnie i uśmiechnięty do ucha do ucha chce mu wręczyć prezent. Wieje fałszem, prawda?

Są jednak ludzie, którzy uważają odmowę udzielenia sakramentu za niedopuszczalne. Najczęściej są to osoby traktujące wiarę przedmiotowo, nie jako relację z żywym Bogiem, ale jako system zwyczajów społeczno-rodzinnych. W niedzielę się chodzi do kościoła, ślub też kościelny, chrzciny muszą być, komunia pierwsza… A są tacy, co traktują wiarę instrumentalnie – pokazać się na Jasnej Górze przed albo w czasie wyborów, podać rękę papieżowi, odwiedzić w Rzymie grób Jana Pawła II. A potem? A potem tłumaczenie, że wiara zostaje na kołku przed gabinetem, że nie ma się prawa do decydowania za sumienia innych, że jest rozdział Kościoła od państwa i w sumie to jest się schizofrenikiem, bo ma się tożsamość prywatną i tożsamość publiczną…

Gdy osoba będąca w grzechu ciężkim przystępuje do komunii mamy do czynienia ze zgorszeniem, czyli uczynienia innych gorszymi. „Jeśli on przyjmuje Komunię mimo grzechu, to może to się wcale nie liczy i można grzeszyć do woli?” – ktoś może pomyśleć. Gdy zgorszenie odbywa się publicznie, wtedy i pokuta, skrucha powinna odbyć się publicznie. Przynajmniej moim skromnym zdaniem, dla czystej uczciwości, jeśli dany polityk wystąpił w sposób jawny przeciwko katolickiemu nauczaniu powinien publicznie odwołać swoje poglądy albo przeprosić za np. forsowanie ustaw sprzecznych z Magisterium Kościoła. W ten sposób można by zaradzić choć części zła, jakie stało się skutkiem jego działań. Ci, którzy usłyszeli o tym, że poseł Iksiński głosował za promowaniem w prawie rozwiązań sprzyjających zabijaniu ludzi, ci widzowie, słuchacze, czytelnicy powinni także usłyszeć, że wraca on do wspólnoty z Kościołem. Gdy przystępuje do Komunii ktoś, o kim publicznie wiadomo, że ciąży na nim ekskomunika latae sententiae (jak w przypadku Ewy Kopacz, która walnie przyczyniła się do aborcji w roku 2010), to katolik ma obowiązek pamiętać, że mogło dojść do rozgrzeszenia potajemnego i zdjęcia ekskomuniki. Czasem jednak dana osoba daje wszelkie powody, by podejrzewać, że żadnego rozgrzeszenia nie było, albo doszło do nawrotu do grzechu. Wtedy warto, choćby po to, by nie być oskarżanym o świętokradztwo, wyjaśnić sprawę publicznie.

Często jednak nasi politycy nie czują takiej potrzeby. Dlaczego? Bo i tak hierarchowie Kościoła w Polsce nie odeślą ich z kwitkiem. Nikt nie pokaże prezydentowi czerwonej kartki. Innymi słowy – przez lata biskupi siali zgorszenie. To smutna prawda, że sojusz tronu z ołtarzem stał się powodem, dla którego publiczne przyjęcie Najświętszego Sakramentu stało się rodzajem okupu za spokój w relacjach z państwem.

Chcesz otwartej wojny Kościoła z państwem!” – ktoś powie. Ależ ta wojna już się toczy od wieków. Z tym, że rząd Platformy oficjalnie ją rozpoczął już dawno temu, chcąc się podlizać lewicowemu elektoratowi. A wszystko na złość PiS, bo przecież PiS to Rydzyk, Rydzyk to Kościół „zamknięty”, „Kościół „zamknięty” to tradycjonalizm i konserwatyzm, konserwatyzm to sprzeciw wobec postulatów lewicy dot. aborcji, in vitro, homoseksualizmu. Chcąc uderzyć w politycznych konkurentów, rządy Tuska i Kopacz uderzyły w Kościół. Kościół zaś jest jak stary dobry B-16 – pancerny do bólu. Zadany zardzewiałą gilotynką cios odbił się i trwale okaleczył PO. Odcięła ona sobie prawą nogę i teraz, kulejąc i klnąc zatwardziałość Kościoła przymila się do resztek ludzi na lewicy, którzy wierzą w jej obietnice. Kościół nie powinien mieszać się do walki politycznej. Tym razem jednak został do niej wciągnięty. A i natura katolickiego nauczania w sprawach moralności, gdy moralność tę próbują zagarnąć wspierane politycznie organizacje wymusza wręcz zaangażowanie się w życie społeczne i komentować kolejne inicjatywy rządzących. I wyciągać z nich wnioski i konsekwencje, nie po to, by ukarać kogokolwiek za nieposłuszeństwo, ale by wskazać wiernym, że grzech nadal pozostaje grzechem, choć nie jest już ścigany prawem..

Po wydarzeniach związanych z ustawą o dofinansowaniu biznesu in vitro, ks. prymas Wojciech Polak stwierdził, że prezydent Komorowski poparł skrajnie liberalne rozwiązania. Czy spotka się to z wcale nie skrajnie konserwatywną, ale po prostu racjonalną postawą szafarza w czasie najbliższej Mszy świętej? Zobaczymy, jaką linię przyjmie w tej sprawie Episkopat. 

Nibyzamach w Toruniu – czy aby na pewno prowokacja?

Dziś będą dwa wpisy… Pierwszy o bieżących sprawach polityczno-społecznych, drugi o Zesłaniu Ducha Świętego. Wiem, że blog zastał, mało się na nim dzieje, ale magisterka sama się nie napisze. Ciekawe, że najlepiej o Żydach pisze się w szabat…

Tak więc najpierw „zamach” na Komorowskiego. W cudzysłowie, gdyż wszystko, co włożysz w cudzysłów brzmi „poważnie”. Podsumujmy to, co mamy na filmie. Facet podlatuje, lewą rękę podnosi w stronę prezydenta, zaraz potem łapią go BORówki, prezydent z obstawą odchodzi.

Z relacji wiemy, co się działo wcześniej i później. „Zamachowiec” podjął materiały pro-life od stojących nieco dalej wolontariuszy Fundacji Pro – Prawo do życia celem przekazania ich Bronisławowi Komorowskiemu. Pan Remigiusz jest znany tamtejszym działaczom Fundacji i nie mieli oni co do niego podejrzeń1. Po zajściu został zatrzymany przez policję i przez cztery godziny przesłuchiwany na prokuraturze. W międzyczasie żona „zamachowca” zadzwoniła po adwokata. Ten pojechał, wystał się pod prokuraturą, a na koniec okazało się, że nie był potrzebny, bo oskarżony nie chce obrońcy. W ogóle jest wyluzowany i spokojny, w dodatku wychodzi bez zatrzymania choćby na 48 godzin. A on się wystał pod prokuraturą jak pies. Owocem tego zawodu jest wpis na facebooku2, w którym pan Trela sugeruje, że tak szybkie wypuszczenie osoby podejrzanej o chęć uśmiercenia prezydenta to dowód na jawną prowokację. Wskazuje na spokój i wyluzowanie podejrzanego. Czy powinien się denerwować, domagać adwokata? Może bawiła go cała sytuacja, gdy podniesienie ręki przy prezydencie jest traktowane jak zamach na niego. Może był spokojny, bo wiedział, jak kończą się procesy przeciwko działaczom Fundacji (wyrok-odwołanie-umorzenie/uniewinnienie). Oczywiście, czym innym jest pokazywanie prawdy o aborcji, a czym innym atak fizyczny na głowę państwa. Pan Remigiusz mógł jednak nie zdawać sobie z tego sprawy.

Zacznijmy może od tego, że jest masa możliwości. Podzielmy je na dwie kategorie:

Możliwości A: pan Remigiusz jest prowokatorem. W tym wypadku jego aresztowanie byłoby elementem prowokacji.

Możliwości B: pan Remigiusz nie jest prowokatorem i wydzielmy tu dwie opcje: a – jego zatrzymanie to element prowokacji; b – jego zatrzymanie nie jest elementem prowokacji.

I do każdej z nich dodajmy podkategorię:

X1 – jego wypuszczenie jest elementem prowokacji.

X2 – jego wypuszczenie nie jest elementem prowokacji.

(gdzie X to wariant A lub B).

No to lecimy.

A1: Pan Remigiusz jest prowokatorem, a częścią jego prowokacji jest wypuszczenie go z prokuratury wcześniej.

Jak dla mnie to trochę bez sensu. Jaki byłby cel prowokacji? Pokazanie, że radykałowie katoliccy, a przecież tacy są w opinii mainstreamu jedynymi zwolennikami zakazu aborcji, stanowią zagrożenie dla zgody. Wiadomo: prolife = katole = Radio Maryja = PiS = Duda. „Głosując na Dudę, głosujesz na człowieka, który popiera takich fanatyków religijnych”. Co do wypuszczenia – nawet sztab PBK nie jest takimi idiotami, by nie wiedzieć, jak teraz działają media. Wypuszczenie „groźnego, PiSowskiego zamachowca” szybko rozeszło się po internecie, co dowodzi, że nie był taki groźny. „Jaki prezydent, taki zamach” – wypada zacytować klasyka, z którym PBK, tak przecież niezmienny i stały na pewno by się zgodził. Nie wierzę, że umówiony z Komorowskim prowokator nie wytrzymałby 48 godzin do czasu, gdy byłoby już po wyborach, by wyjść z aresztu. Ale spójrzmy na reakcje internetów: „Tak, to na pewno prowokator!” I już mamy podział. Mamy lustrację, przekonywanie, że wśród ludzi, których uważamy za godnych zaufania są ludzie gotowi nas oczernić przed milionami widzów.

A2: Pan Remigiusz jest prowokatorem, ale jego wypuszczenie nie było elementem ustawki.

Jak byłoby to możliwe, że prokurator wypuszcza bez zarzutów człowieka podejrzanego o zamach na głowę państwa, gdyby była to ustawka? Być może twórcy prowokacji się przeliczyli i trafili na prokuratora myślącego. Ten zobaczył, że przy zbrodniarzu znaleziono jedynie ulotki i koszulkę, wyśmiał nadgorliwych BORowców i wbrew woli prezydenta i jego sztabu puścił go wolno.

Ba1: Pan Remigiusz nie jest prowokatorem, ale jego zatrzymanie to działanie polityczne, tak samo jego wypuszczenie.

Krótka piłka – błyskawiczna reakcja sztabu PBK. Facet podchodzi zbyt szybko, chcąc szybko przekazać Komorowskiemu ulotki, BOR uważa to za zamach, zgarnia gościa. Teoretycznie mogli szybko go wypuścić, gdyby doszli do wniosku, że nie był groźny. Ot, trochę zbyt gwałtowny ruch. Ale przecież znamy to z innych zdarzeń w Toruniu, gdy zaraz po zrzuceniu ze sceny człowieka, który podarł planszę nawołującą do poparcia PBK i wznosił okrzyki o WSI i Sumlińskim ktoś zaraz szybko podał interpretację: „To człowiek A. Dudy!”. Gdyby podać sztabowcom PBK test Rorschacha (szybkie skojarzenia na podstawie plam) w każdym kleksie widzieliby Dudę (czyli Kaczyńskiego). Ten refleks mógł zaowocować szybką decyzją: zatrzymujemy gościa, a media nam przychylne promują wizję zatrzymanego zbrodniarza. Cóż to za zbrodniarz? No, był notowany za jakieś makabryczne czyny. Jakie? Może stanie na ulicy ze zdjęciami zamordowanych dzieci? Uwaga, jest to metoda działania Fundacji Pro – Prawo do życia, za co jej wolontariusze byli nieraz notowani, zatrzymywani3, a nawet bici. Jeżeli pan Remigiusz był jej sympatykiem, zapewne zdarzyło mu się raz czy drugi podawać dowód panu policjantowi wezwanemu w sprawie zgorszenia publicznego.

Dlaczego miano by wypuszczać kogoś usadzonego? Toż to nie pasuje do profilu groźnego zamachowca! Powinien dostać psychuszkę jak facet od krzesła. Jeśli facet co stał w tłumie i machał krzesłem był tak groźny, to tym bardziej ktoś, kto w imię radykalizmu i braku zgody na kompromis środka drogi zamachnął się (jedynie dosłownie) na prezydenta. Ale można zrobić z niego prowokatora. I mamy efekt taki, jak przy punkcie A1: patrzcie, zinfiltrowaliśmy was, czujcie się zagrożeni i nie ufajcie sobie nawzajem.

Bb1: Pan Remigiusz nie jest prowokatorem, jego zatrzymanie nie jest efektem gry politycznej, ale zwolnienie już tak.

Facet chciał dobrze, BOR go zatrzymał, prokuratura wzięła do siebie myśląc, że to zbrodniarz. Media w tym czasie robią z tego dowód na zbrodniczy charakter zwolenników PiSu. Powstaje też koncepcja, by wypuścić go wcześniej i niech się PiSiory żrą i dociekają.

Ba2: Pan Remigiusz nie jest prowokatorem, jego zatrzymanie jest elementem prowokacji, ale zwolnienie już nie.

Czyli: złapali nadgorliwego prolifera, Komorowscy liczyli na to, że prokuratura pomoże zrobić z niego wariata PiSowskiego, a ci go wypuszczają. Na szczęście dla PBK, usłużne media już cisną odpowiedni przekaz dnia. Grupiński domaga się, by Andrzej Duda wziął odpowiedzialność za zachowanie pana Remigiusza, milczy zas o odpowiedzialności Komorowskiego za pana Hadacza.

Bb2: Wszystko jest całkowicie naturalne: nie ma ustawki ani w „zamachu”, ani w zatrzymaniu ani w wypuszczeniu.

Czyli nibyzamach, zatrzymanie, brak podstaw do zatrzymania, wypuszczenie. Tylko tyle, ale wystarczy, by puścić odpowiedni przekaz dnia, a nawet rzucić cień podejrzenia o prowokację.

Dlaczego oskarżenie o prowokację jest cenne dla PBK? Bo pokazuje taki obraz prawicy, jaki chce promować centrowy (u nas: lewacki) mainstream: banda tropiących spiski oszołomów.

Ktoś napisał, że Komorowski miał powody obawiać się zamachu. Cóż, to już kwestia jego świadomości własnych osiągnięć, skoro uważa, że wszyscy w tym kraju mają powody, żeby mu naklupać. Przypomnijmy, że dopuszczał do siebie dużo mniej zrównoważone osoby, jak na przykład Andrzeja Hadacza, słynnego „obrońcę” krzyża na Krakowskim Przedmieściu, który po debacie w TVP i Polsacie zaatakował werbalnie Andrzeja Dudę i machał w jego kierunku środkowym palcem.

Ku której opcji najbardziej się skłaniam? Na razie jest to analiza tego, co wiem, a niewiele, niewiele wiem z pewnych źródeł. Mamy stanowisko Fundacji Pro, mamy nagranie, mamy relację Mariusza Treli. Jak na razie, najbardziej prawdopodobne zdaje mi się, że pan Remigiusz działał szczerze, a jego zatrzymanie i wypuszczenie mogły być albo efektem normalnych działań wymiaru sprawiedliwości albo gry politycznej. Z naciskiem na zatrzymanie jako gra, wypuszczenie jako efekt niezgrania sztabu BK i prokuratury. Liczy się to, że poszedł w świat przekaz, że zwolennicy Andrzeja Dudy to wariaci, atakujący fizycznie prezydenta, niezależnie na ile cała sytuacja jest efektem gry aktorskiej.

3http://pl.wikipedia.org/wiki/Fundacja_Pro#Rozprawy_s.C4.85dowe, odczyt z dn. 23.05.2015.

PS. Przed nieuwagę (mea culpa) zdublowałem treść wpisu. Już poprawione.

Pojawił się także wpis na kotrowersje.net, dotyczący pana Remigiusza. Jednak już pojawiają się głosy, że jest on niedokładny, nie przekazuje całej specyfiki zajścia i charakteru pana Remigiusza. Jak się okazuje, podobno postawiono mu zarzuty i polecono stawiać się na komendzie, a agresja przy zatrzymaniu wynikała z utraty buta. Ale to na razie podobno, choć o tym bucie gdzieś już słyszałem – teraz trzeba poszperać, gdzie.

Rocznica „wyzwolenia” KL Auschwitz-Birkenau.

Mamy dziś rocznicę wyzwolenia obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Nazistowskiego, niemieckiego obozu, przeznaczonego do masowej eksterminacji przede wszystkim Żydów, ale też Polaków czy Romów. Więc może czas powiedzieć trochę o pamięci, śmierci i tym, jak się ta pamięć kształtuje.

Żydzi ginęli w Auschwitz dlatego, że byli Żydami. Hitler uznał ich za winnych wszystkich nieszczęść narodu niemieckiego i skazał na zagładę. Zwożono ich do Oświęcimia, tam mordowano za pomocą gazu, niewolniczej pracy, rozstrzeliwano. Skala zbrodni jest ogromna, nie tylko pod względem ilości zabitych. Uderzano także w ludzką godność, sprawiając, że człowiek stawał się tylko numerem, cząstką składową masy skazanej na śmierć.

Przez trzy i pół roku ta fabryka śmierci działała, za niewiedzą większości niemieckiego społeczeństwa, które nie przejmowało się zbytnio losem znikających Żydów. Gdy mieszkańcy okolicznych wsi zostali wprowadzeni na teren obozu po jego „wyzwoleniu” przeżyli szok. Zrozumieli, skąd brał się ten śmierdzący dym dochodzący z KL. Potem ją zamknięto, gdyż zbliżał się front. Więźniów ewakuowano w Marszach Śmierci. Nie było czasu ich wszystkich wymordować, nie mogli zostać i świadczyć.

Przed kim uciekali niemieccy naziści? Przed bohaterskim żołnierzem radzieckim, będącym ich totalnym przeciwieństwem? Nie, przed żołnierzem radzieckim, którego szlak bojowy uświetnił się tysiącami, jeśli nie milionami rabunków, mordów i gwałtów, który wyzwalał spod okupacji tylko po to, by samemu stać się okupantem. Wracał potem, by przywrócić wyzwolenie – do Pragi, do Budapesztu, gdy wyzwolony lud nie chciał już dłużej znosić podarowanych przez sowiety władz. Ten żołnierz radziecki, za którym szła NKWD, winna wymordowania tysięcy Polaków w Katyniu, w 1939 r. uderzył w nas od wschodu, podając rękę naziście, którego potem pogonił. Ten żołnierz radziecki potem przychodził do mieszkańców Górnego Śląska i szukał Niemca, zwłaszcza mężczyzny w wieku produkcyjnym. (To, jakiej narodowości i w jakim wieku była gwałcona kobieta było bez znaczenia.) A gdy znalazł mężczyznę w wieku produkcyjnym, silnego i zdrowego, brał go za Niemca i wywoził na wschód, do kopalń.

Gdy widzę dumę Putina i Rosjan z dokonań żołnierza radzieckiego, gdy widzę na Zachodzie ludzi, którzy twierdzą, że Związek Radziecki po 1945 r. nie prowadził wojen, gdy widzę, że w Grecji ludzie świętują zwycięstwo lewicy pod sztandarem z sierpem i młotem, to zaczynam się bać. Gdy czytam, że Niemcy nie chcą w swoich podręcznikach prawdy o Holocauście, że jak ognia boją się nazwania nazistów Niemcami, że kolejne media powtarzają bzdury o „polskich obozach zagłady” to się boję.

Pamięć to cudowna rzecz. Jak się raz sparzę, to potem ostrożniej działam z ogniem. Obecnie w imię dobrego samopoczucia niszczy się pamięć. Rosjanie dręczeni upadkiem wspaniałego Związku Radzieckiego szczycą się dokonaniami „żołnierza radzieckiego” na Zachodzie, zapominając, ilu ich własnych obywateli pochłonął system komunistyczny, dla którego Wschód był jednym wielkim obozem koncentracyjnym, którego nikt nigdy nie wyzwolił. Niemcy stając się potęgą polityczną i gospodarczą nie chcą pamiętać o zbrodniach przodków, którzy w 1933 r. wybrali rząd Niemieckiej Socjalistycznej Partii Robotniczej pod wodzą Adolfa Hitlera.

Przez kilka lat Hitler robił co chciał, bo Liga Narodów była ostrożna. Nikt nie chciał umierać za Gdańsk, dopóki Luftwaffe nie zaczęła bombardować Londynu. Obecnie trwa wojna na Ukrainie. Wojna dziwna, tak dziwna, że nie wiadomo już, kto z kim walczy. I Blitzkrieg był wojną dziwną, gdy zamiast trwać w okopach wojsko skupiało się na ruchach wojsk pancernych. Czy będziemy zaskoczeni, gdy podobną akcję przeprowadzą „separatyści” z Litwy, Łotwy, Estonii?

Pamięć może być też zakłamana. Wybielona, by zdawało się nam, że jesteśmy ofiarą ataku dwóch nieprzyjaciół i zdrady sojuszników, że żaden Polak nigdy nie popełnił żadnej zbrodni, a rozbioru Czechosłowacji wcale nie było. Tak samo nie możemy twierdzić, że nie było współpracy niektórych katolików z faszyzmem i to pomimo potępienia go w encyklikach Piusa XI Mitt brennenden Sorge już w 1937 r. i Non abbiamo bisogno z 1931 r.

Historia to trudna sprawa. Świat nigdy nie był prosty, łatwy i przyjemny. Jeśli będziemy o tym pamiętać, może unikniemy kolejnego Auschwitz. Może. Problem w tym, że nowe Auschwitz już działa. Prężnie i twardo. Opierając się na tych samych zasadach: dehumanizacja i wmówienie ludziom, że tak trzeba. Za aprobatą rządów działają kliniki aborcyjne, gdzie można zabić dziecko, które nie jest dzieckiem, tylko zlepkiem komórek, Zdjęcia z aborcji są nieprzyjemne, krwawe, zakazane. W Polsce można zabić dziecko chore na zespół Downa – jeśli tylko jest ono jeszcze w łonie matki dość krótko. Akcja T4, likwidacja osób chorych ze społeczeństwa, realizowana w nazistowskich Niemczech realizowana jest na nowej płaszczyźnie. Tak, jak odrzucający miłosiernego, ukrzyżowanego Żyda naziści szyderczo nosili na pasach Gott mit uns, tak teraz Barack Obama mówi: God bless Planned Parenthood.

Nie, ludzkość nigdy się nie nauczy.

Wieczne odpoczywanie racz zmarłym dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci. Niech odpoczywają w pokoju wiecznym.

Herodowie XXI wieku – nowe, lepsze modele

28. XII w Kościele katolickim wspominamy Młodzianków – dzieci pomordowane przez oprawców Heroda, gdy król zauważył, że mędrcy ze wschodu go wykiwali i już nie powiedzą, gdzie znajduje się nowonarodzony król żydowski. Tych ludzi ostrzeżono przed zbrodniczymi planami wielkiego budowniczego i zręcznego polityka. Gdy patrzymy na biblijną opowieść o Herodzie nakazującym wymordować dzieci w okolicach Betlejem, rodzą się pytania.

Jak to możliwe, że do tego doszło? Czy żaden historyk tego nie zanotował? Czy poszli tam ludzie w zbrojach i płaszczach, wyrywali dzieci z objęć matek i na ich oczach przebijali je mieczami? Czy był sens w ogóle organizować taką akcję?

Zacznijmy od tego, że Herod Wielki był wielkim zbójem, ale i politykiem. Mógł nie chcieć rozgłosu w tej sprawie. Raz, że gdyby od razu powiedziano, że jego siepacze mordują dzieci, połowę z nich by ukryto, a już na pewno gdyby wspomniano o tym, że poszukiwany jest konkretnie chłopiec, Mesjasza trzeba by było szukać w Egipcie. A i władze rzymskie, którym podlegał, mogłyby być z takiego rozwiązania niezadowolone. Na pewno zależało Herodowi na dyskrecji. Stąd bardziej niż bandy z oficjalnymi rozkazami prawdopodobne są luźno działające grupy, symulujące wypadki czy przypadkowe napady rabunkowe. Zorganizowaną akcją może i by się ktoś przejął. A wiele matek mogło nawet nie skojarzyć, że śmierć dziecka, które wpadło do studni ma jakiś związek z zatratowaniem innego chłopca na drodze. A jeśli się weźmie pod uwagę, że śmiertelność była wtedy duża, a wiele rodzin ubogich i nie było mediów, które by to rozgłosiły, dało się ukryć sprawę w sekrecie. Zbyt subtelne? Herod na pewno miał swoich ludzi od mokrej roboty.

Ale dlaczego? Dla zachowania władzy. Bał się, że ten konkretny chłopiec odbierze w przyszłości władzę jego rodowi. A może i jego rodzice zechcą wystąpić przeciwko władzy cesarskiej jako regenci? A może kierował się dobrem narodu? Czy Judeę stać było na kolejny bunt przeciwko Rzymowi? A czy to zdejmuje z niego winę? Dlaczego Żydzi uznali, że Jezus musi umrzeć? Jak to zgrabnie ujął Kajfasz: „lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród” (J 11, 50).

Wyższe racje. I one dzisiaj prowadzą do mordowania niewinnych dzieci. Mordercy są przeświadczeni wręcz, że robią im przysługę. Bo co to za życie – jako dziecko z wpadki? Albo z zespołem Downa?Czasem trzeba zabić dziecko, bo rodzina biedna. Lepiej zabić jedno, dwa czy trzy, by potem kilkoro dzieci mogło się urodzić, gdy już się zrobi karierę. Tyle wody wylanej, by usprawiedliwić przelaną krew. I wolność, „róbta, co chceta!”… W imię wolności możesz zabić każdego, kogo tylko się da. Powiedz, że cię płód zniewala i już wszystko wolno.

Dzieci zabija się z żądzy władzy i chciwości. Planned Parenthood zarabia miliardy na aborcji, a jego polityczni obrońcy utrzymują się u steru rządów dzięki starej gadce: „Nie popieram aborcji, ale kobieta powinna mieć wybór i ja go wam zagwarantuję!”. A jak subtelnie to robią! Nie ma ciała, nie ma zbrodni. Dlatego nie wolno pokazywać zdjęć ofiar aborcji. Zlepki komórek z propagandy nie mają rączek, nóżek, brzuszków. I tym mają pozostać w świadomości społecznej.

Pamiętajcie, jaki jest cel każdego mordercy: bezkarność. Kiedyś bandyci działali tam, gdzie rzadko przejeżdżał patrol, gdzie trudno było ścigać osobę znająca teren, albo gdzie nie było nikogo, kto dosłyszałby wołanie o pomoc. Kryli się po górskich grotach albo na pustyni. Dziś działają tam, gdzie nie sięga prawo albo znajdują sobie ludzi, którzy za społeczne poparcie są gotowi tak zmienić prawo, by wręcz zakazywało reagowania na zbrodnię.

Takie jest prawo Kanady. Przed świętami Bożego Narodzenia aresztowano Mary Wagner, która weszła do kliniki aborcyjnej, wręczała kobietom róże i namawiała do zastanowienia się nad tym, co chcą zrobić. Ten głos prawdy miał zostać uciszony, bo przeszkadzał w krwawym biznesie. To nie jest pierwszy wyrok przeciwko pani Wagner, ale podejrzewam, że nie ostatni. Nawet tak subtelna namowa nie mieści się w głowie tych, którzy zgadzają się na to, by o aborcję zachwalać wszędzie i dowolnymi sposobami.

Tacy są Herodowie XXI wieku. Pozostaje nam wierzyć, że ich ofiary dzięki odkupieńczej Ofierze Chrystusa zostaną włączone w poczet zbawionych tak, jak Młodziankowie. 

Wyborcza i jej taktyka małych kroków w zmienianiu hierarchii praw człowieka

Ktoś (konkretnie @Titus_Aelius) wrzucił na twittera nagłówek z portalu gazeta.pl. Jak wiadomo, jest Boże Narodzenie, to musowo musi być w GW aborcja. Pod artykułem o sprawie z Irlandii zdjęcie z tego kraju, sprzed kilku lat: masa ludzi ze świeczkami, transparentami. Jaka siła społecznego zaangażowania! Ładne zdjęcie. Szkoda, że dotyczy ono jasnej próby manipulowania prawem przez odnoszenie się do emocji za pomocą manipulacji medialnej. Te demonstrację zwołano, nim jeszcze ciało śp. Savity Halppanavar wystygło. Cóż, lewica lubi zmarłe symbole, bo one w odróżnieniu od kobiety, którą wykorzystano w procesie Roe kontra Wade nie mogą zmienić zdania.

Indyjska dentystka, Savita Halappanavar cierpiała na sepsę, innymi słowy zakażenie krwi, które odbiło się na zdrowiu dziecka i doprowadziło do jego zgonu. Aborcja w jej wypadku nie usunęłaby źródła zakażenia (zwłoki dziecka usunięto, gdyż już było martwe), a być może pogorszyłaby sytuację – mogła nawet przyspieszyć zgon o dwa dni. Nawet redaktorka, która upubliczniła sprawę przyznała, że może jednak nie było prośby o aborcję1

Komisje, które sprawę badały wskazały na braki w podstawowej opiece medycznej (zbyt późno postawiona diagnoza), a niektórzy lekarze wskazywali, że przyczyną śmierci nie był brak aborcji, a jeden z coraz częstszych w irlandzkim społeczeństwie przypadków zakażenia bakterią odporną na powszechnie stosowane leki. Czyli co? Szum niepotrzebny? Granie trumnami nieetyczne? Przeprosin nie było, sprostowania w GW też.

Ale co tam: cel osiągnięty, irlandzkie prawo zmienione. Teoretycznie nic strasznego, podkreślono równość życia matki i dziecka, ale w końcu w etyce najdalej się zachodzi stawiając dziesiątki małych kroczków. Dziś proaborcjoniści chcą nas przekonać, że są prawa ważniejsze od prawa do życia. Np. prawo do pochówku.

Tego prawa mają pewnej Irlandce odmawiać przedstawiciele irlandzkiego prawa, które zabrania aborcji. Kobieta jest w stanie śmierci klinicznej od trzech tygodni, podtrzymywana przez aparaturę. Jej dziecko ma 17 tygodni2. Do wieku bezpiecznego, czyli gdy teoretycznie ma możliwość przeżyć poza organizmem matki, brakuje jeszcze około sześciu tygodni. Lekarze twierdzą, że sprawa jest bez szans, że dziecko i tak umrze… Ciekawe, czy innych pacjentów też tak traktują? „Sorry, pan ma małe szanse, proszę zrobić miejsce, może trafi ktoś z lepszymi rokowaniami”.

Nie wiem, na ile mają rację. Nie mam zamiaru wchodzić w ich sytuację, bo wiem, że mi to nie wyjdzie. Może mają rację, może to tylko uporczywa terapia. Z drugiej strony – wiecie dlaczego mówimy dziś o śmierci mózgowej jako śmierci człowieka? Bo nie potrafimy zmusić organizmu do aktywności pnia mózgu, tak jak robimy to z sercem czy płucami. Uznaliśmy, że człowiek umiera wraz z mózgiem, bo jego praca przekracza nasze możliwości – ale na jak długo? To strasznie zawiła medyczna sprawa. Dobrze by było, gdyby udało się ocalić choć jedno życie, życie dziecka, i dopiero wtedy pochować godnie matkę. Prawo do pochówku nie jest w żadnym wypadku zagrożone. Nie wiem, co przeżywa rodzina, widząc ciało kobiety pełniące funkcję inkubatora. Ale doskonale wiem, o co chodzi tym, którzy sprawę nagłaśniają.

Wyborcza nie pisze o „dziecku”, tylko o płodzie. A to, jak wiadomo zlepek komórek, coś, czego nie da się opisać, nie ma ludzkich kształtów i odczuć. Więcej szacunku trzeba mieć do ślimaka rozjechanego przez nieuważnego rowerzystę niż dla płodu, który bawi się pępowiną.

Jeśli lekarze mają szanse ocalić to jedno życie, choćby najmniejsze, to chyba oczywiste, że mają obowiązek próbować. Szok wywołany stwierdzeniem, że „prawo do życia jest ważniejsze od prawa do pochówku” też mnie dziwi. Mamy pewną strukturę praw – nie każde prawo jest najważniejsze. Prawo do zdrowia nie jest ważniejsze od prawa do życia – w przeciwnym razie moglibyśmy zaakceptować pobieranie organów od ludzi w tym celu uśmiercanych.

Celem aborcjonistów, którzy zarabiają na mordowaniu dzieci w wyspecjalizowanych klinikach, jest właśnie przekonanie, że życie nie jest najważniejsze. Ważniejsze jest wszystko od jakości („zabijcie mi płoda z zajęczą wargą, bo się dzieci będą z niego śmiały!”), przez czas („toć TO tylko dwa tygodnie pożyje”) po wygodę („ja za dwa miesiące mam interwju w sprawie pracy, a ciężarnych nie przyjmują!”). Jeśli przełamie się przeświadczenie, że życie jest ważniejsze od kariery i można żyć pełnią życia jako matka, wtedy społeczeństwo zacznie domagać się, by prawo zdjęło życie z piedestału i postawiło na jakość. Wtedy nie będzie chorych na zespół Downa dzieci, jak w Danii. Będą tylko wyskrobane płody.

Nie bez znaczenia jest tu motyw walki z Kościołem katolickim, jako ostoją tej złej, podłej mentalności. Przecież wiadomo: „katolickie pro-life jest nieczułe na prawa matki, a szanuje prawo płodu. Ale to tylko dlatego, że nowy płód to nowy wierny do indoktrynacji i rzucania na tacę”. Dla forum gazety.pl to istna fabryka jadu. Czytelnik może wejść i odczuć, jak bardzo „fe” jest to „ciemne, zacofane pro-life”. Nie uraczycie u nich informacji o Bractwie Małych Stóp (chyba, że w kontekście wysyłania „polskiej ciemnoty eksportowej3” na marsze pro-life we Francji) czy Mary Wagner, aresztowanej za to, że wręczała kobietom w klinice aborcyjnej róże i namawiała do przemyślenia decyzji o aborcji.

Wojna o życie toczy się dziś głównie w mediach. To one kształtują społeczną wrażliwość i rzutują na poglądy zwykłych Kowalskich, Millerów i Smithów. U nas aktywne jest tu wyjątkowo GW, ale też inne tytuły. Te propagandowe turbominarety postępu ogłosiły już dawno dżihad przeciwko nienarodzonym dzieciom. I tak jak wzywający do walki z niewiernymi mułłowie mają na swoje usługi setki ludzi z kałachami i bombami, tak redaktorzy z Czerskiej mają swoich forumowiczów, naczelnych etyków, postępowych teologów którzy gotowi są w każdym dziecku noszonym pod sercem widzieć pasożyta, zlepek komórek i obce ciało. Byle nie człowieka.

3Określenie z wielce tolerancyjnego forum GW.