Cześć, oglądałem ostatnio film o Adamie na kanale Szymon mówi i zauważyłem zaznaczenie, że ludzie mylą mit z przypowieścią. Oczywiście dla mnie to dziwne, ale przecież wiele osób rzeczywiście tego nie rozróżnia. Jeszcze więcej problemów rodzi legenda, kronika czy zapis prawny.
A to, jak odbieramy tekst biblijny zależy w wielkiej mierze od gatunku literackiego. To on nam narzuca, czego oczekujemy i na ile zawieszamy naszą wiarę w to, o czym czytamy. Inaczej się rozumie historię cudu w Betanii, widząc w czynach Jezusa albo metaforę bardziej przyziemnych czynów albo wyolbrzymienie a inaczej rozumiejąc je jako zapis świadka, ewangelisty.
Podobnie jest z przypowieścią i mitem, bo od tego odróżnienia wyjdźmy.
Czy istnieje mit biblijny? Oczywiście. Przykładem jest tu mit o Potopie, który był znany innym ludom w tym rejonie, w nieco innych wersjach. W Babilonie odpowiednikiem Noego był Utnapiszti, u którego Gilgamesz szukał leku na śmierć.
Podobnie mityczne są początki świata, Kain i Abel, czy na przykład wieża Babel, choć tu mit miesza się z legendą.
Mit to pewna prawda ubrana w narrację – mit o Demeter i Korze tłumaczy w narracji cykl pór roku ukazując wiosenną i letnią radość matki – będącej boginią ziemi i urodzaju – z bliskości córki i smutek, gdy musi ją oddać bogowi śmierci i podziemi, Hadesowi. Wszystkie postaci jednak mają tu jasno określone imiona, role i pojawiają się w innych mitach, tworząc coś, co dziś nazwalibyśmy uniwersum.
Podobnie jest z Kainem i Ablem. Mamy ich imiona, mamy pewien ich obraz, wiemy czym się zajmują. Jest sporo detali. Są oni umiejscowieni w historii Adama i Ewy, a także dalszych dziejów ludzi – rodów Setytów i Kainitów. Podobnie z Noem i jego synami. Sem, Cham i Jafet są ważni dla mitologii i tradycji rodowej.
Jest w tym pewna dydaktyka, próba pomocy w zrozumieniu świata ludziom, którzy kochają narrację. Jednak nie moralizatorstwo jest na pierwszym miejscu, ale wyjaśnienie dziejów świata i zasad nim rządzących. Mit o Prometeuszu wskazuje historię postępu ludzkości i stosunek bogów do tego, podobnie jak czyni to opis dziejów potomków Kaina, rozwijających kowalstwo czy sztukę.
Mamy więc klarownie wskazane postaci, a dana historia jest jedynie jednym z wielu wydarzeń w ich życiu. Możemy się z nimi utożsamiać, ale mit rozumiany przez wiernych i kapłanów na tym etapie nie jest jedynie narracją teologiczna, a rzeczywistym zapisem niepamiętnych czasów, objawionym lub przekazywanym „od Adama i Ewy”.
Przypowieść, po grecku parabola, rządzi się innymi prawami. Najczęściej od razu wiemy, że ktoś ją opowiada, wprowadza w to narracja, tak jak ma to miejsce w Ewangeliach. Nie mamy detali ani imion, a jedynie podane role: ojciec, syn marnotrawny, drugi syn; król, dłużnik pierwszy i drugi. Mogą one jednak być bardziej rozbudowane. W opowieści o bogaczu i Łazarzu mamy imię tego drugiego, ponadto pojawia się Abraham w sensie: TEN Abraham, z Księgi Rodzaju.
Słuchacze jednak wiedzieli, że nie jest historia, która choć prawdopodobna, miała miejsce, a raczej hipotetyczny scenariusz, do którego muszą się odnieść pod kątem moralnym. Mogą postawić się na miejscu jednego z synów lub ojca. Co by zrobili na ich miejscu? Realiści wiedzieli, że zapewne popełniliby te same błędy, co któryś z synów, albo że nie dorównaliby mądrości ojca.
Brak imion, brak osadzenia w innych historiach i niejako wyjęcie z czasu i przestrzeni pozwalał utożsamiając się i analizując wybory, jakie muszą podjąć bohaterowie przypowieści pozwala łatwo zastąpić otoczkę dobrze znaną sobie rzeczywistością.
Przypowieść, wdając się w szczegóły odnosi się też do realiów, które były uniwersalne dla odbiorców i nie wymagały komentarza – jak w historii o miłosiernym Samarytaninie, heretyku, który zrobił to, czego nie zrobili przedstawiciele elity religijnej, lewita i kapłan. Nam trzeba te tytuły wytłumaczyć, zwłaszcza lewitę, ale u pierwszych odbiorców oczekiwania wobec tych postaci były jasne i klarowne.
Pierwsze rozdziały Pisma nie są więc przypowieścią, bo określają dość jasno same siebie jako rozdziały historyczne. Opowiadają o czasie od stworzenia świata, przez Potop do podziału ludzkości na siedemdziesiąt dwie nacje. Historia ta jednak ubrana jest właśnie w gatunek mitu, choć widać tu i pieśni (np. ta z refrenem „i tak upłynął poranek i wieczór dzień…”) i genealogie (wypisy potomków po stronie Kaina i Seta, a potem Tablica Narodów).
Od wkroczenia na scenę Teracha i jego syna, Abrahama mamy w Genesis do czynienia z historią rodową, rodzajem legendy, czymś, co było przekazane w formie mówionej, czasem w rożnych tradycjach, po czym spisane. Ona też ma pretensje do bycia wiarygodną historią, choć jest gotowa wyolbrzymiać i mieszać fakty.
Ma jednak autorytet tradycji, starości i przez to jest szanowana, nawet jeśli w VI w. przed Chrystusem gromadzimy materiał i mamy trzy różne wersje historii z wieku XVIII, a więc sprzed dwunastoma wiekami. I powiedzcie mi, co umieścić w Biblii:
a) historię wizyty Abrama i Saraj w Egipcie i zabrania Saraj na dwór Faraona, po czym zwrotu jej po uderzeniu dworu plagami
b) historię wizyty Abrahama w Gerarze i zabrania Sary na dwór króla Abimeleka, po czym zwrotu jej po uderzeniu dworu plagami
c) historię wizyty Izaaka i Rebeki w Gerarze, po czym wprowadzenia przez króla zakazu dotykania Rebeki po tym, jak król wykrył, że są oni małżeństwem
d) Po co się ograniczać? WSZYYYYYSTKIEEEEEE!!!
Wygrać można podziw i uścisk ręki dowolnego prezesa, jaki na to wyrazi zgodę.
Odpowiedź brzmi „wybrano wszystkie”, choć trzeba przyznać, że niekiedy stały za tym sensowne racje. Np. wyjaśnienie skąd Saraj miała egipską niewolnicę, Hagar i widzimy też na przykład świetną scenę, gdy Abimelek zagląda przez okno i widzi Izaaka całującego Rebekę i… stwierdza, że tak nie całuje się siostry…
Mogło być jedno takie wydarzenie, potem przypisane dwóm różnym parom, w tym jednej u dwóch różnych królów. W historii szukania żony dla Izaaka mamy dwie wersje spotkania sługi i Rebeki: pierwszą – narracyjną, która jest zapewne wizją Rebeki i drugą, będącą zapewne wersją sługi, bliższego domu Abrahama.
Jedno wydarzenie miało dwóch świadków – Rebekę i sługę i to poszło dwoma drogami. Je obie uszanowano, mimo pewnych drobnych sprzeczności.
Ale to typowe dla tradycji mówionej, płynnej, która niewiele potrzebuje, by przy ogniu usłyszał je gość z innej rodziny i po powrocie do siebie… nieco je przeinaczył. Taka opowieść rodowa może stać się legendą, a ta – po ubraniu w wątki filozoficzno-religijne – mitem.
Co ciekawe, ta płynność nie była tak lekka, łatwa i przyjemna jak by mogło się zdawać. Opowieść rodowa niejako sytuowała daną społeczność rodzinną na lokalnej arenie, odnosiła się do sąsiadów, tłumaczyła sympatie i animozje, więc i trzeba było wysiłku, by przekonać słuchaczy, że zawsze wersja nowa była uznawana. Słyszeli ją dziesiątki, jak nie setki razy i znali na pamięć.
Zabawne, jak brak możliwości zapisania informacji i łatwego dostępu do niej później w formie odczytania wpływa na naszą pamięć.
Tak na marginesie, całkiem możliwe, że odsetek analfabetów to bardzo błędne kryterium, bo na przykład w średniowieczu byli ludzie zdolni czytać, ale nie pisać. Czytanie to czynność intelektualna, podczas gdy pisanie wymaga wyrobienia pewnej grupy ruchów dłoni. Znacznie więcej ludzi potrzebowało odczytać coś, co w kilku kopiach napisał ktoś inny (drogowskazy, umowy, obwieszczenia).
Przykładowo sędzia w Babilonie nie musiał pisać. Gdy przyszli do niego wierzyciel i dłużnik, czytał umowę, wydawał na jej podstawie wyrok i kazał komuś zapisać historię procesu. Co więcej, kopista mógł działać jak ksero – mógł potrafić pisać, stawiać kolejne litery tak, jak było w oryginale, ale nie widział ich sensu.
Wracając do tematu, legenda dzięki swej mówionej ale i wspólnotowej naturze była jednocześnie i bardzo wrażliwa i bardzo trwała, w zależności od podatności wspólnoty na zmiany. I może być ważna dla teologii.
Jaki mamy dowód, że Jezus pochodzi od nierządnicy Rachab? Genealogię, zapis rodzinnych dziejów, przechodzący z pokolenia na pokolenie.
Legenda bywa nie tylko rodowa, bo mamy wiele legend niekoniecznie rodowych, jak na przykład historia Samsona, który jako nazirejczyk nie miał potomstwa, miał wiele słabości, ale był wielkim symbolem walki z Filistynami i bożej opieki.
Inaczej ma się z kronikami królewskimi, bo te nawet się pojawiają w dziejach Abrahama, taka jest przynajmniej moja dzika teoria, gdy Pismo wspomina o tym, że Lot został uprowadzony wraz z innymi mieszkańcami Sodomy po Bitwie Dziewięciu Królów. Poprzedza to taki opis kampanii jakby żywcem zaczerpnięty z glinianych tabliczek Babilonu, gdzie jakiś Żyd w czasie niewoli znalazł potwierdzenie, że – w narracji dawnego władcy – lokalny watażka napadł na wracające po ciężkiej kampanii wojska osłaniające tabor z łupami, pobił je i uwolnił wielu jeńców.
Takich incydentów nie zapisywało się publicznie na stelach, ale raczej w archiwach niepublicznych, by wiedzieć, na kim trzeba się odegrać. A te gliniane tabliczki potrafiły wytrzymać wiele.
Musimy pamiętać, że kroniki w dawnych czasach nie były dziełem historyków, ale raczej zapisem tego, co dany władca chciał zapisać. Od krytykowania miał proroków na ulicach, kapłanów w Świątyni i doradców w pałacu. Ciekawym przykładem podważającym tezę, że przegrany jest zawsze demonizowany w kronice jest bunt Absaloma, który ma tak solidną podbudowę, że niejeden złoczyńca świata Marvela, w tym Thanos mógłby się schować pod dywan.
Facetowi brat przyrodni zgwałcił rodzoną siostrę i został uniewinniony przez ojca całej trójki. Potem sam Absalom zabił gwałciciela podstępnie i… po nieco dłuższym czasie został uniewinniony. Jak myślicie, na czy polegała kampania Absaloma, gdy nakłaniał do siebie lud Izraela? Oczywiście, był to fakt, że Dawid to pierdołowaty sędzia, więc i pierdołowaty król.
O tym, że był pierdołowatym ojcem nie wspominam. Absalom nie jest też ohydnym, śliskim typem. To piękny, stanowczy mężczyzna z kręgosłupem moralnym. Popełnia błąd, słuchając ostrożnej rady podwójnego agenta zamiast śmiałej rady najmądrzejszego z Izraelitów.
Gdy Absalom ogłasza bunt przy Dawidzie zostają tylko najemnicy i obcokrajowcy. Izrael jest sercem za młodym mścicielem. Taki pierwszy Avengers.
I nie wiadomo, gdzie tu jest kronika pisana przez naocznego świadka, a gdzie swoista beletrystyka, upiększająca zapis historyczny o detale pasujące do historii. Style i gatunki się mieszają dość lekko, bo nikt nie wymuszał na proroku pisania tylko proroctw i aluzji. Zresztą, podobnie jest w większości kronik, które nieraz mają niewspomnianego bohatera – sponsora.
Taki Ozeasz na przykład napisał proroczą autobiografię. Bóg wybrał mu żonę. Ale taką, która miała odzwierciedlić jak trudna jest wierność wobec Izraela. Więc Ozeasz robił w tym porównaniu za Boga, a Izrael reprezentowała nierządnica. Pierwszego syna nazwał „Jizreel”, co byłoby tak, jakby dziecku po śmierci Kennedy’ego na pierwsze dać „Dallas” a na drugie „Oswald”. Idąc za ciosem drugie dziecko (córkę) Ozeasz nazwał „Lo-ruchama”, czyli „Niekochana” a kolejnego syna „Lo-Ammi”, czyli „Nie mój lud.”
Zapis proroczo-rodzicielskiej paranoi czy dzieło Boże? A może zwykła poezja?
W pieśniach i psalmach tłumacze nieraz szaleją i są zdolni jeden wyraz tłumaczyć dwoma innymi, o innym znaczeniu. Żeby się nie powtarzać. Jak obejrzycie seriale na Netflixie z angielskim dźwiękiem i polskimi napisami albo na odwrót zauważycie, że to nie kwestia epoki.
Wspomniałem wieżę Babel, bo ta łączy mit, tradycję, legendę z kroniką. Uprowadzeni do niewoli babilońskiej niewolnicy zapewne pracowali przy budowie czy konserwacji zigguratów, sztucznych gór. Ich właśni przodkowie składali zawsze ofiary na górze naturalnej (z naciskiem na Morię/Wzgórze Świątynne). Pracowali tam ramię ramię z wieloma innymi niewolnikami, którzy mówili wieloma językami.
Mit o wieży Babel tłumaczy, jak ludzkość rozproszyła się po ziemi i skąd się wzięły wszystkie jej mowy i narody. Legenda opowiada o odległym, wielojęzycznym mieście, które nie jest jak chcą jego mieszkańcy „Bab-el”, „Bramą bogów”, ale pochodzi z hebrajskiego i tam „Bawel” „od „balal” – oznacza „pomieszać, zmieszać”. Legenda rodowa umieszcza początki Teracha w tym kręgu kulturowym, bo ten wyruszył z Ur Kaszdim, czyli Chaldejskiego, a umarł w Charanie Dwurzecza, po czym jego misję podjął Abraham.
Osobną kategorią są przepisy prawne, stanowiące zapisy danych regulacji, wracające także poza Torą. Potrafią one zająć spore akapity, ale są zapisem elementu dziejów kultury, bardziej tej sformalizowanej wersji, ale jednak. To jednak nadal chaotyczna, sklejana na „widzimisię” zbieranina mieszana z narracją.
Pamiętajmy, że choć chaotyczne dla nas, przepisy dotyczące jednej kwestii rozrzucone po pięciu miejscach nie były niczym nowym. Rzym stworzył kodeksy – zszywane kolekcje aktów prawnych wydawanych luzem. Nie dziwmy się, że w Torze znajdziemy nieraz jedno-kilku zdaniowe sentencje podające sucho nakaz lub zakaz, ale i nieco podobne do naszych aktów prawnych szczegółowe wyliczanie okoliczności, zależności i drobnych różnic w danej sytuacji.
Tak na marginesie. Stąd z prawa kanonicznego dawnych wieków, setek dekretów stworzono po wiekach jednolity Kodeks Prawa Kanonicznego dla całego Kościoła. I mowa tu o wiekach po wynalezieniu druku.
Zarówno te dłuższe jak i krótsze przepisy były szeroko komentowane i każdy był traktowany jak osobne przykazanie, a uzbierało się ich aż sześćset trzynaście. Ale o tym za kilka dni.
Musimy zrozumieć kto? , dlaczego?, kiedy?, jak?, dla kogo?, ale i w jakim języku? napisał dany tekst. Ktoś mógł tworzyć własny tekst, układać teksty w kolejności albo jedynie komponować coś nowego korzystając z istniejącego materiału z kilku źródeł, jedne rzeczy włączając, inne odrzucając albo jako jawną i niepotrzebną sprzeczność albo jako powtórzenie, gdzie wystarczyło zmienić dwa słowa, by uzyskać zgodność.
Przy tym wszystkim absurdem jest traktowanie Biblii jako jednolitego bloku, bo nawet w starożytności nie uznawano Pieśni nad Pieśniami jako rzeczywistego zapisu jakiejś nocy poślubnej Salomona. Jeszcze większym – traktowanie każdej księgi jak jednolitego proroctwa, legendy, mitu, zapisu historycznego czy poezji. Można ubrać historię w poezję, można dodać dwa czy trzy elementy fantastyczne do historii rodowej, zwłaszcza gdy i narrator, i słuchacze w nie święcie wierzą.
Ciekawym tematem jest dowodzenie, że Biblia ma zawartej w sobie więcej prawdy niż wielu myśli. Tak jest z Potopem, gdzie jedni rozważają tsunami wdzierające się po upadku meteorytu na Oceanie Spokojnym w Zatokę Perską.
Pamiętajmy, że Biblia to nie „Księga”. Księga to po grecku Biblion, a „Księgi” to Biblia. To zbiór ksiąg, a jedna księga może być zszyta z innych. Jeden fragment może być poezją i prawdą historyczną w jednym. A i prawda o synu-buntowniku może być widziana według zachcianek walczącego z rebelią ojca-króla, który żałował jego śmierci i chętnie widział winnego w znany spiskowcy.
Gatunki w Biblii mieszają się i utrudniają jej odczytanie w prostym kluczu prawa, przypowieści, legendy, historii. Ale powodem nie jest ich fałszywość. Powodem jest to, ze Biblia ma dwóch autorów, człowieka i Boga. Cześć ludzka jest podobna do ludzkiej natury i dlatego sporo z tego, ci jest w Biblii zapisane tłumaczy nam zrozumienie tego, jak działa literatura, wyraz ludzkiej duszy.