Jeden Testament, trzy religie? Rozdroże chrześcijańsko-żydowskie

Pierwszy wielki szok w świecie starożytnym, który potem rzutował przez wieki to rozróżnienie między wyznawcami judaizmu a wyznawcami chrystianizmu. Patrząc od strony poganina, który całe życie spędził wierząc w wielu bogów, którzy w zależności od regionu przybierali inne imiona monoteizm był absurdem, rzeczą raczej filozoficzną, elitarną, niż czymś w co uwierzą tłumy. Za co innego prześladowali chrześcijan żydzi, a za co innego – poganie.

Już z samego faktu zapisanego w Ewangelii, że Jezus został uśmiercony z powodu spisku elit religijnych w Jerozolimie wynika bardzo dobre pole do sporu. A i tak najpierw musiało się pojawić świadomość i po stronie chrześcijańskiej, że nowa wiara nie jest jedynie reformowanym judaizmem, ale też w środowisku żydowskim musiano ustalić kim dla żydów są chrześcijanie.

Nie powinno dziwić, że to judaizm pierwszy uznał odrębność chrześcijaństwa jeśli nie jako osobnej religii, to jako herezji. Było to bardzo proste, gdyż wyznawcy Chrystusa uznali go za Boga, tym samym odrzucili prosty monoteizm i co gorsza (patrząc z perspektywy żydowskiej), ubóstwili człowieka, co mogło przypominać akty deifikacji znane z pogańskich ceremonii.

Chrześcijanie najwyraźniej prowadzili działalność misyjną wśród Żydów, a niektórzy, jak Piotr skupiali się głównie na tym. Nie chcieli porzucać swojej wspólnoty, a raczej przekonać ją do swoich poglądów. Opór ze strony elit religijnych był jasny i do przewidzenia (to w końcu Sanhedryn zdecydował o tym, że Jezus musi zginąć). Sama społeczność żydowska była także podzielona, w końcu jeśli pojawiła się herezja, pojawiało się zagrożenie, że jej wyznawcy narażą na szwank dusze rodzin i znajomych, gdyby przyjęli oni taką wiarę.

Logicznym więc było prześladowanie heretyków, którzy odwodzili ludzi od prawdziwej wiary. Pamiętajmy, że na początku to judaizm był religią mocniejszą, który miał nie tylko przewagę liczebną, ale był też uznanym przez Rzym, dziwnym – bo dziwnym, nielubianym – bo nielubianym, ale jednak znanym kultem. Wśród znanych prześladowców Kościoła mamy także Szawła z Tarsu, który „dyszał żądzą zabijania uczniów Pańskich” (Dz 9, 1).

Musimy jednak pamiętać, że to znamy głównie z relacji chrześcijańskiej, która poprzez dzieło św. Łukasza, zwłaszcza Dzieje Apostolskie, patrzyła od strony tej nowej wspólnoty, przekonanej o swojej racji. Co o początkach relacji żydowsko-chrześcijańskich mówi nam strona żydowska?

A, no niewiele. A przynajmniej: „niewiele otwarcie”. Dlaczego tak? Jedną z mądrości żydowskich jest to, że nic nie niszczy wroga lepiej niż zniszczenie pamięci o nim. Jeśli zostawiano jakieś wzmianki to pod różnymi pseudonimami i negatywne, właśnie po to, by jeśli już ktoś skojarzy „Balaama” z Jezusem z Nazaretu skojarzenie budziło niesmak lub wrogość. Jednocześnie dało się wyłgać, jak w czasie debaty paryskiej, gdy odpowiedzią na zarzut, że Jezus jest przeklinany w Talmudzie, strona żydowska odpowiedziała: „Nie każdy Ludwik urodzony we Francji jest królem”.

Mamy jednak wzmianki, które wskazują, że żydzi atakowali chrześcijan mocno, nie zawsze bezpośrednio. Około 178 r. po Chr. filozof pogański Celsus napisał tekst „Prawdziwe słowo” (Αληθης Λογος, Alethes Logos), w którym poza oskarżeniami od siebie dorzuca kilka słów od jakiegoś „Żyda”. Poczytajmy, co też takiego on opowiada:

[Jezus] podaje się kłamliwie za syna dziewicy, podczas gdy w rzeczywistości urodził się w jakiejś zapadłej wsi żydowskiej jako syn miejscowej biednej wyrobnicy, której mąż, cieśla, wypędził ją, gdy jej dowiódł cudzołóstwa, a ona, wygnana przez męża i zhańbiona tułała się po świecie, aż potajemnie urodziła Jezusa. Jezus zaś przyparty biedą najął się do pracy w Egipcie, gdzie zapoznał się ze sztuczkami magicznymi, jakimi chełpią się Egipcjanie, a po powrocie do ojczyzny popisywał się tymi sztuczkami i zaczął się głosić Bogiem. […]matka Jezusa została wypędzona przez swego męża, cieślę, pod zarzutem cudzołóstwa, gdy była brzemienna po stosunku z żołnierzem, niejakim Panterą[…]A może matka Jezusa była piękna i dlatego połączył się z nią Bóg, który z samej swej istoty nie może pożądać ciała podlegającego zniszczeniu? Nie wypadało jednak, żeby Bóg jej pożądał — nie była przecież ani bogata, ani nie pochodziła z królewskiego rodu, nie wyróżniała się nawet wśród sąsiadów. Ani moc Boża, ani żadne namowy nie ocaliły jej przed wygnaniem i przed nienawiścią cieśli. W opowiadaniu tym nie ma zatem nic, co by mogło odnosić się do królestwa Bożego.”

Musimy pamiętać, że Celsus był typowym przedstawicielem elit pogańskich. Nie rozumiał, że mówi o innym kręgu kulturowym i próbuje narzucać na Ewangelię znane z mitologii i poezji typy (matką bóstwa/żoną herosa musi być królowa lub księżniczka – nawet Perseusz nie mógł zostać uratowany z wrzuconej do morza skrzyni przez nikogo poniżej brata króla).

Jednak ta opowieść ma wywodzić się od przedstawiciela narodu żydowskiego. Judaizm jednak zna podobną tradycję, spisaną w kilku wersjach. Oto niejaka Miriam nawiązuje romans z legionistą Panderą, a owocem związku jest bękart (mamzer) imieniem Jeszu. W czasie podróży do Egiptu Jeszu poznaje tajemne imię Boga (ha-Szem), które pozwala mu czynić cuda, którymi zwodzi Izraela. Naprzeciw zwodziciela występuje jeden z uczonych, imieniem (a jakże) Judasz. Starszyzna udostępnia mu ha-Szem, by mógł pokonać Jeszu, co też czyni. Najczęściej kulminacją pojedynku jest próba lewitacji. Jeszu i Judasz unoszą się w powietrze, aż w jakiś sposób czempion żydowski zanieczyszcza „fałszywego proroka”. Najbardziej wulgarne wersje mówią wprost o zastosowaniu spermy… Jeszu zostaje pojmany, skazany na śmierć i ukamienowany, a jego ciało zawieszone na słupie.

Ale! Przecież ogłosił, że zmartwychwstanie! Co robi sprytny Judasz, by uczniowie nie wykradli ciała? Sam je ukrywa, po czym gdy tylko wyznawcy Jeszu ogłaszają jego powrót do żywych, wyciąga zwłoki z ukrycia.

Podobne? Tak, gdyż zapewne już od pierwszych wieków tradycja żydowska na temat Jezusa przybrała formę swoistej antyewangelii, która wykrystalizowała się później w dziełkach Toledot Jeszu, „Rodowodzie Jeszu”. Jak istotne były to twory najlepiej świadczy fakt, że jeszcze przed II wojną światową we Wrocławiu w Wigilię Bożego Narodzenia żydowska wspólnota obchodziła Nittel Nacht – Noc Wisielca, gdy nie czytano Tory, a właśnie Toledot Jeszu.

Także i pisarze wczesnochrześcijańscy wspominają podobne praktyki i teorie. Justyn pisał, że Żydzi:
wybrali mężów i rozesłali po całym świecie, by głosili, że powstała herezja bezbożna i niegodziwa skutkiem błędów jakiegoś Jezusa Galilejczyka. „Myśmy go wprawdzie ukrzyżowali” – mówili – „ale jego uczniowie nocą wykradli go z grobu, w którym był złożony po zdjęciu z krzyża”. Teraz ludzie tym mamią, bo rozpowiadają, że zmartwychwstał i w niebo wstąpił.

Także Tertulian wspominał, że Żydzi uważali Jezusa za np. syna „rzemieślnika i prostytutki”. Jeszcze ostrzej jechał Talmud, zwłaszcza Babiloński – w Persji nie rządzili chrześcijanie, więc można było w traktacie Sanhedryn opisać Jezusa gotującego się w kotle pełnym ekskrementów.

Dodajmy do tego modlitwę Osiemnastu Błogosławieństw (Amidę), odmawianą w synagogach, gdzie w błogosławieństwie dwunastym padają słowa: „Niech nazarejczycy (ha-nocrim) i heretycy (minim) przepadną w jednej chwili”. W Talmudzie zakazywano leczenia się u chrześcijan i nakazywano palić ich księgi, nawet jeśli zawierały tetragramy w szabat, a w dni powszechne – najpierw wycinać Imię Boże, a potem palić księgę.

Te informacje docierały do chrześcijan, choćby poprzez neofitów z judaizmu, co nieraz kończyło się prześladowaniami. To z kolei napędzało u Żydów jeszcze większą chrystianofobię i niejako dowodziło, że rację mieli ci rabini, którzy nie uznawali możliwości pokojowej koegzystencji między dwoma religiami abrahamowymi. Spór toczył się jednak przede wszystkim o Nowy Testament, o postać Chrystusa i rodowód chrześcijan, nie zaś o rozumienie Starego Testamentu.

Do tego dochodzą względy kulturowe. Chrześcijaństwo, choćby poprzez spisanie Nowego Testamentu po grecku, szybko weszło w krąg kultury powszechnej a jego święte teksty były dostępne dla każdego, kto władał swoistą Wspólną Mową basenu Morza Śródziemnego, czyli właśnie greką koine. Judaizm, choć jego wyznawcy znali grecki, a zapewne także niektórzy łacinę a praktycznie cały Tanak został przetłumaczony na ten język nawet w kilku wersjach, trzymał się raczej aramejskiego i hebrajskiego. Owszem, były gminy, gdzie bezsprzecznie prowadzono działalność misyjną wśród pogan i chrześcijan, ale raczej wiara ta pozostała kwestią narodową, żydami byli Żydzi.

Te różnice narastały przez wieki, zwłaszcza gdy heretycy doszli do władzy i mieli teraz możliwość wydawania praw dotyczących Żydów. Nie oznacza to oczywiście, że przed czasami Konstantyna Wielkiego nie było ustaw dotyczących ludności żydowskiej, czy gmin judaistycznych. Teraz jednak tworzyli je ludzie, z którymi żydzi byli jawnie skłóceni.

Większe możliwości, choćby pod względem prawnym, ale też „zasobów ludzkich” chrześcijan sprawiły, że dialog tak naprawdę zamarł. Pisano traktaty antyjudaistyczne po stronie ochrzczonej i antychrześcijańskie po stronie obrzezanej. A gdy pojawiały się kontakty, bardzo często były one wrogie, jak wtedy, gdy konwertyta z judaizmu, Mikołaj Donin, przedstawił papieżowi Grzegorzowi IX listę 35 zarzutów wobec Talmudu, co skutkowało debatą paryską, a w efekcie wielkim paleniem Talmudu i innych żydowskich ksiąg.

Był to też przełom, gdyż do tej pory wierzono powszechnie, że judaizm trzyma się Biblii ściśle, inaczej niż chrześcijanie ją interpretując, albo odrzucając jedynie niektóre jej elementy, które są znane chrześcijanom. Teraz jednak ujrzano tradycję, która niekoniecznie godziła się nawet z normalną moralnością. Jednym z zarzutów były właśnie frywolne legendy, czy komentarze według których Cham miał wykastrować Noego, a Adam – kopulować ze wszystkimi zwierzętami w Raju nim poznał Ewę.

Zaczęto poznawać bogactwo pozabiblijnych tekstów żydowskich, ale nie patrzono na nie przychylnie, gdyż nawet jeśli chodzi o różne tradycje chrześcijańskie, nawet te ludowe, nie szły one tak daleko w obsceniczność. Teksty Talmudu przypominały raczej sztubackie wymysły, a nie poważny komentarz do świętej księgi. Owszem, jest w Talmudzie znacznie więcej fragmentów niż te antychrześcijańskie czy dziwaczne, ale nie eksponowano ich i nie były one podstawą do zarzutów.

Bardziej szokujące było to, że ten „Lud Starego Przymierza” posiada księgę, która wydaje się bardziej poważana od samego Tanachu. Gdy pojawiały się wątpliwości co do tego, jak interpretować Torę, odpowiedź była w Talmudzie. Nadal jednak Tora była wyjątkowo czczona, a jej zwój po zużyciu czy zniszczeniu nie był palony, a specjalnie chowany. Te tradycje nie były jednak powszechnie znane.

Obie grupy były nastawione na konflikt, bo też nie było szans na zwycięstwo. Nie było nadziei ochrzcić wszystkich żydów, a i żydzi nie wierzyli, że (bez jakiejś cudownej boskiej interwencji) świat przejdzie na judaizm.

Różowo nie było… A przecież nie wprowadziliśmy na scenę jeszcze jednej wielkiej religii – islamu.

Jeden Testament, trzy religie? No, nie do końca. Ale od początku.

Pomysł na wpis podrzuciła mi Daria. Pozdrawiam.

Jak to się stało, że trzy wielkie religie (chrześcijaństwo, judaizm, islam), choć mają wspólny rdzeń tak się różnią? Teoretycznie łączy nas Stary Testament, dzieje patriarchów, proroków, królów… No, właśnie nie do końca. Zacznijmy od samego pojęcia „Stary Testament”.

Jest ono wybitnie chrześcijańskie, gdyż zakłada istnienie Nowego Testamentu. Podział na Vetus Testamentum, czyli księgi uznawane przez judaizm i Novum Testamentum, czyli te dotyczące Jezusa Chrystusa, Jego orędzia i nauczania, a także dziejów Kościoła. Ale po kolei. Jak Stary Testament widzi sam judaizm?

Oczywiście, żydzi nie używają nazwy „Stary Testament”. Gdy mowa o całości pism używa się słowa Tanach, albo Tanak, co jest skrótowcem od T-N-K, תנך, oznaczającego po kolei Prawo (תּוֹרָה, Tȏrāh, Tora), Proroków (נְבִיאִים, Nᵉḇȋ᾽ȋm, Newijim) i Pisma (כְּתוּבִים, Kᵉṯȗḇȋm, Ketuwim). Kluczowa jest Tora, czyli Prawo Mojżeszowe, zawarte w księgach Rodzaju, Wyjścia, Liczb, Kapłańskiej i Powtórzonego Prawa. Prawdopodobnie przed judaizmem istniała religia określana niekiedy jako mozaizm, czyli „mojżeszyzm”, a sam kult czy ogólnie uznawanie Boga Abrahama za bóstwo JHWH zataczał szerszy krąg niż sama rodzina patriarchy.

Pamiętajmy, że choć tradycja judaistyczna i chrześcijańska twierdziły, że autorem całego Pięcioksięgu jest Mojżesz, o tyle wszystko wskazuje na to, że sam tekst podlegał redakcji później. Judaizm kształtował się przez długie wieki i można wyznaczyć tu kilka punktów:

opuszczenie Egiptu przez Hebrajczyków – zarodek narodu, zjednoczonego wokół jednego Boga,
podbój Kanaanu – zajęcie swojego miejsca na mapie, okrzepnięcie cywilizacyjne,
ustanowienie monarchii i centralizacja kultu w Jerozolimie – typowa dla rządów standaryzacja praktyk, ale też dynastyczne mieszanie się z rodami i kultami pogańskimi,
podział polityczny i religijny na Izrael (10 plemion, państwo północne, stolica w Samarii) i Judę (2 plemiona, państwo południowe, stolica w Jerozolimie) – rozejście się młodego dość narodu na dwie frakcje, różne też pod kątem wyznawanej wiary, zwłaszcza w kwestii roli Jerozolimy jako świętego miasta,
upadek Izraela, a potem Judy, deportacja elit do Babilonu i zburzenie pierwszej świątyni – klęska spowodowana według proroków grzechami ludu i władców, zmuszająca ich do życia w obcym kraju, gdzie wiara istnieje jako jedna z wielu i z racji swej wyjątkowości, wymagała obrony,
powrót, odbudowa świątyni i reformy religijne – prawdopodobnie w tym okresie ukształtowała się Tora w jej brzmieniu jakie mniej-więcej znamy dziś. To efekt prób odtworzenia dawnego kultu i dostosowania go do potrzeb wspólnoty złożonej z repatriantów z Babilonu i tych, których przodków nie deportowano.
okres hellenistyczny, wojny machabejskie – podboje Aleksandra Wielkiego zaowocowały nowym rozkwitem pogaństwa, a także rządami władców niechętnych monoteizmowi. Próby przekształcenia wiary w JHWH w wiarę w Zeusa zaowocowały buntem, który dał Żydom pewną niepodległość.

Nie na długo. Za czasów Jezusa Judea była prowincją rzymską, rządzili nią po części urzędnicy średniego szczebla, a po części zhellenizowani królowie pokroju Heroda Wielkiego czy jego syna, Antypatra. Judaizm zaś poszedł w kilku kierunkach.

Pierwszy to faryzeusze i uczeni w Piśmie, badacze i interpretatorzy Pisma i tradycji. Była to grupa, z która najczęściej Jezus polemizował, głównie dlatego, że mieli ze sobą najwięcej wspólnego. Wierzyli w byty pośrednie (Aniołów i demony), zmartwychwstanie ciał, a także w to, że nie wszystko, co Bóg powiedział jest w spisanej Torze. Kultywowali tak zwaną Torę ustną, zestaw tradycji i przepisów, rzekomo przekazany Mojżeszowi na Synaju i (choć niespisany) wciąż ważny. Z racji na ścisłe zasady czystości i nieczystości, uważali pogan za nieczystych i raczej nie byli sympatykami Rzymian.

Drugi to saduceusze, bardziej skąpo opisani, choć zwykle bogato ubrani – w szaty kapłańskie. To stronnictwo skupiało się na roli świątyni, ofiar i przepisów kultycznych, jednocześnie mniej krytycznie podchodząc do okupacji rzymskiej, o ile ta pozwalała na kontynuację rytuałów. Nie wierzyli w zmartwychwstanie, a wiarę w anioły i demony uznawali głównie za herezję.

Kolejna droga to sykaryjczycy, czyli ruch już otwarcie rebeliancki, chcący obalić władzę okupanta poprzez terror. Zapewne do nich należał Barabasz, skazany za rozruchy i zabójstwo (Łk 23,19).
Osobną kategorią są esseńczycy, kojarzeni ze wspólnotą znad Morza Martwego. Prawdopodobnie przyłączyli się oni do powstania antyrzymskiego na przełomie lat 60. i 70. I w. po Chr. i stąd zanik tego ośrodka.

Mamy też oczywiście różnych proroków, takich jak Jan Chrzciciel, wywodzący się z rodu kapłańskiego, ale jednak działający poza Jerozolima, na pustyni (choć jemu przypisuje się pokrewieństwo z esseńczykami).

I nadszedł rok 70. po Chr. wojska rzymskie zdobyły miasto i zniszczyły świątynię. Trwające od czterech lat powstanie ciągnęło się jeszcze do 73. r. po Chr. Na mapie religijnej zostali niemal wyłącznie faryzeusze. Pozostałe grupy zeszły na boczny tor i musiały się podporządkować nowym zasadom życia żydowskiego w pogańskim świecie. Zaczął się okres walki o zachowanie religijnej tożsamości. Centralne miejsce zajmowała już nie Świątynia, a synagoga, w której czytano Pismo, przechowywano uroczyście zwój Tory, a wśród jej wiernych odbywały się święta.

Synagoga gromadziła ludzi, wyznaczając poprzez święta rytm tygodnia i roku i poprzez postać rabbiego wyznaczała krąg wiernych. Jej przełożony miał możliwość wykluczania niewiernych lub heretyków. Niekiedy, jak w IV w. po Chr. w Antiochii synagogi stawiały na reklamę, ściągając prozelitów z chrześcijaństwa i pogaństwa.

Jednocześnie już po zburzeniu świątyni, w czasie tak zwanego synodu w Jawne (choć mogła to być po prostu dłuższa tradycja zapoczątkowana w tym mieście) zaczął się proces tworzenia nowych przepisów, nowych tradycji. Ustalono na nowo kanon Pisma, niekiedy ostro debatując nad danymi księgami. Ciekawy jest tu przypadek Pieśni nad Pieśniami, która to będąc erotykiem, zawiera wzmiankę o Bogu tylko raz i to w metaforze gromu („ogień Pański”). Wybroniła się dzięki wstawiennictwu jednego z uczonych, który ogłosił, że „brudzi ona ręce” (w sensie: kto się jej dotknął, musi obmyć ręce, by świętość księgi nie miała kontaktu ze świeckimi sprawami). Odrzucono jednak teksty greckie, lub też fragmenty greckie ksiąg spisanych głównie po hebrajsku (Księga Daniela, cała Księga Tobiasza). Nad Pismem debatowano i dyskutowano zażarcie, tworząc nie tylko listę uznawanych ksiąg, czy przepisy, ale też pewną kulturę debaty, system myślowy, skupiony bardzo często na autorytecie rabbiego. Rozwijał się inny niż u chrześcijan mistycyzm, inna literatura, inna filozofia.

Największym jej przedstawicielem jest Talmud, powstały z Miszny (מִשְׁנָה, Mišnāh, Miszna) komentarza do Pisma, z komentarzem do tego komentarza, Gemarą (גמרא, Gemara) i obudowany komentarzami wielkich uczonych.

Powszechniejszy jest Talmud Babiloński, choć inna wersja powstała też w Ziemi Świętej i jest nazywana Talmudem Jerozolimskim. Ta księga wysunęła się na czoło w użyciu, jako napisana w bardziej znanym języku (Gemarę spisano po aramejsku, Misznę i Tanach głównie po hebrajsku) i zawierająca praktyczne zastosowania przepisów, nawet tak odległych jak te zwalczające kulty kananejskie. Zapewne w nich rytualnie gotowano koźlę w mleku jego matki.

Wpadlibyście na to, by z nakazu „Nie będziesz gotował koźlęcia w mleku jego matki” wyciągnąć wniosek, że:
– należy stosować osobne naczynia do potraw mięsnych i mlecznych,
– odczekać pewien czas między posiłkami mięsnymi a zawierającymi mleko,
– nie należy łączyć mięsa i mleka w jednym posiłku?

No, nie. To efekt bardzo długiej tradycji prób zaaplikowania zasady związanej zapewne z kultami pogańskimi, obejmującymi rytuał gotowania martwego potomstwa w tym, co powinno go wykarmić z rzeczywistością ludzi, którzy takich kultów nie znali. Nie chciano niczego ze słowa Bożego utracić jako niepotrzebnego, ale zachowywano je w rozumieniu praktycznym.

Większy nacisk niż u nas przykładano do postaci patriarchów, rozbudowując ich dzieje w w haggadach, pobożnych opowiadaniach i filozoficznych działach pokroju Kabały. Zdziwilibyście się, ile z nich trafiło do popkultury. Kojarzycie księgę Ain Sof Aur z pierwszego „Wiedźmina”? Ain Sof to według Kabały Bóg rozumiany jako manifestujący się w stwarzaniu duchowego świata.

To bardziej duchowe i mistyczne sprawy. Praktycznie niewątpliwie były stosunki z innymi religiami w tym, z chrześcijanami. O tym już w kolejnej części.

Pewność niewinności, czyli o mordach rytualnych i wykładzie ks. Guza

Spore zamieszanie wywołało jedno zdanie z wykładu ks. Guza, gdzie uznał on oskarżenia Żydów o mordy rytualne za jak najbardziej uzasadnione, gdyż mamy „prawomocne wyroki”. Wykład był znacznie obszerniejszy, przypominał na przykład passusy z Talmudu o Jezusie (rzetelnie opracowany zbiór znajdziecie w książce „Jezus i chrześcijanie w źródłach rabinicznych”). Ogólnie wątek mordu pojawia się na koniec wykładu i jest bardzo ogólny. Oczywiście, trzeba baardzo dużo dobrej woli, by zeznania i wyroki dotyczące tych oskarżeń traktować jak dzisiejsze procesy karne i uznawać, że winni są wszyscy Żydzi jako naród, czy żydzi jako wyznawcy judaizmu. Złej woli trzeba niewiele. Przypomnijmy choćby Jakuba Franka, który po sporach z bardziej ortodoksyjnymi wyznawcami judaizmu talmudycznego oskarżył ich o mordy rytualne (spór dotyczył między innymi orgii frankistów w Lanckoronie, sam Frank potem przeszedł na islam, po czym wrócił do judaizmu, nie należał więc do wiarygodnych person).

Oskarżenie Żydów o mord rytualny znane jest z czasów jeszcze przedchrześcijańskich, gdy na przykład poganie twierdzili, że w Świątyni Jerozolimskiej tuczy się młodzieńca, który potem jest spożywany w czasie jednego ze świąt (Józef Flawiusz, Przeciw Apionowi, II.8), które to oskarżenie potem przeszło na chrześcijan. Zabójstwa sądowe dokonywane na Żydach, często wbrew woli papieża (jak na przykład procesy w Trydencie, gdy papież wydawał dokumenty wskazujące, że oskarżenia są bezpodstawne, a lokalny książę-biskup dalej przeprowadzał egzekucje) nie są najjaśniejszą kartą w historii Kościoła. Czy jednak nierzetelność sędziów oznaczała pewność niewinności?

Zaintrygował mnie fragment listu Rady Chrześcijan i Żydów, zawierający cytat z tablicy opisującej sandomierskie wyobrażenie mordu i wyjaśnienie, dlaczego nie mogło dojść do takiej sceny:

„Wydarzenie to nie jest zgodne z prawdą historyczną, a co więcej nigdy nie mogło mieć miejsca, gdyż prawa judaizmu zabraniają spożywania krwi.”

A więc i chrześcijanie nie mogli zabić „Bogu ducha winnych Żydów”, bo prawa chrześcijan zakazują zabijania niewinnych. Ale domniemanie niewinności dotyczy tylko żydów, a nie chrześcijan. Przepraszam: to nie domniemanie niewinności – to wręcz pewność niewinności, przeświadczenie, że wszelkie dowody i przesłanki przeciwko oskarżonemu nie są nic warte i nie należy ich brać pod uwagę, bo mogą doprowadzić do uznania winy, a w efekcie – wrogości wobec oskarżonego. W relacjach chrześcijańsko-żydowskich objawia się to uporczywym twierdzeniem, że jeśli jakiś Żyd jest prześladowany, to nie było ku temu żadnych powodów poza uprzedzeniami i przesądami, dochodzi to tego niemal pewność winy chrześcijan – założenie, że wszelkie poszlaki wskazujące na niewinność są albo wyolbrzymione albo sfabrykowane przez chrześcijan. Paradoksalnie ks. Guz stosuje wobec chrześcijan zasadę pewności niewinności, uznając, że procesy na pewno były rzetelne, a wszystkie zeznania wiarygodne.

Zresztą metoda obrony jest bardzo żydowska: budujemy narrację, prostą i nieskomplikowaną. „Niczemu niewinni Żydzi przez pełnych nienawiści i uprzedzeń chrześcijan są skazywani na śmierć na podstawie wymuszonych w czasie tortur zeznań”. Nawet gdy prof. Ariel Toaff wydał książkę, w której przedstawił swoje badania nad aktami inkwizycyjnymi z XII-XV w., biorąc pod uwagę to, co mogli zmyślić śledczy i to, co nie mogło być im znane (elementy rytualne aszkenazyjczyków, formuły w języku starohebrajskim) rabini włoscy wydali oświadczenie: „nie można wierzyć źródłom chrześcijańskim, bo są wymuszone torturami”. Autor broniąc swojej publikacji, zaznaczał, że w swojej opinii dowiódł, że aszkenazyjscy żydzi stosowali w ramach obejścia praw rabinackich krew suszoną, w tym także ludzką od dawców dobrowolnych do celów medycznych, czy alchemicznych a nawet magicznych i założył, że grupa fanatyków mogła zacząć stosować krew chrześcijan. Zdaniem przeciwników tezy Toaffa przejście od tego do zabicia dziecka w celu uzyskania krwi to za duży przeskok. Jeśli jednak przyjąć, że mordu dokonała grupa schizmatyczna i fanatyczna, sekta, musimy pamiętać, że przeskoki logiczne niewyobrażalne dla zwykłego człowieka w umyśle spaczonym nie są niczym niezwykłym.

Idąc logiką zawartą w zdaniu „nie było mordów rytualnych, bo Żydzi nie mogą spożywać krwi” powinniśmy, całkowicie świadomi paradoksu, założyć, że Frank był pobożnym żydem i nie przeszedł na islam, wszak judaizm zakazuje zmiany wyznania. Nieraz zdarzało się, że z powodu niechęci do chrześcijan judaizm, w pewnych odłamach, łamał Prawo, jak na przykład odrzucając czytanie Tory w Nittel Nacht, 24 XII, by zamiast tego czytać Toledot Jeszu – Dzieje Jeszu, syna nierządnicy i rzymskiego legionisty, zwodziciela Izraela, zabitego na rozkaz władz żydowskich.

Jeśli całkiem spora grupa żydów wrocławskich jeszcze przed II wojną światową dokonywała takiego nagięcia Prawa, to czy jakaś mniejsza grupa w średniowieczu nie mogła dokonać mordu rytualnego? Teoretycznie mogła. Niewielkie prawdopodobieństwo nie oznacza, że rzecz jest niemożliwa (gdyż wtedy niemożliwa byłaby wygrana w totolotka).

Jeden z krytyków książki Toaffa, prof. Ronnie Po-chia Hsia opisuje, jak jeden z przesłuchiwanych, Izrael z Brandenburgii, po torturach przyznaje, że nienawidzi chrześcijan i chce w Wielkanoc pić chrześcijańską krew. Po-chia Hsia bierze to za objaw odpowiedzi na krzywdę. Czy nie ma zatem możliwości, by jakiś szaleniec, skrzywdzony przez chrześcijan, nie dokonał podobnego mordu? Prawdopodobieństwo małe – ale nadal prawdopodobieństwo.

Powtarzam, nie chodzi mi o stwierdzenie, że mordy na pewno się odbywały, a teza ks. Guza o „prawomocnych wyrokach” jako dowodów na poparcie tych oskarżeń jest poprawna. Chodzi mi tylko i wyłącznie o przedstawienie pewnych mechanizmów, jakie stosowane są przez judaizm do obrony swojej wiary przed jakimkolwiek zarzutem (pewność niewinności, metoda prostej narracji) i przyjmowane są nieraz bezkrytycznie przez środowiska prowadzące dialog przez uznanie dyktatu jednej ze stron.

Cyrus, Chrystus JHWH. O władzy pochodzącej od Boga i Jemu posłusznej. XXIX Niedziela zwykła

Czytania tej Niedzieli idą w stronę relacji Boga do pogan, a przede wszystkim władzy – bo o władzy pogan mówią i Izajasz i Jezus w Ewangelii.

Choć zabrzmi to dziwnie, to w pierwszym czytaniu mamy mowę Boga do chrystusa. Tak, z małej, bo nie chodzi tu o konkretną osobę, a o tytuł i godność. Tym pomazańcem, bo o to słowo chodzi, jest Cyrus, a właściwie po persku Kurusz, a po hebrajsku Koresz, władca perski, który podbił Babilon i pozwolił Żydom wrócić do swojej ojczyzny, a także odbudować Świątynię. Przyczynę takiej decyzji podał sam „król czterech krańców świata” w dekrecie, który zachował się (najprawdopodobniej) w Księdze Ezdrasza (1,2-4). „Wszystkie państwa ziemi dał mi Pan, Bóg niebios. I On mi rozkazał zbudować Mu dom w Jerozolimie w Judzie”. Ba! Cyrus nakazał ludom, pośród których żył Naród Wybrany do wsparcia ich srebrem, złotem i bydłem oraz zwrócił sprzęty świątynne (bez Arki Przymierza). Cyrus w dekrecie twierdzi, że odbudowę nakazał mu Bóg, a cała sytuacja przypomina wyjście z niewoli egipskiej, stąd nic dziwnego, że został uznany za wybrańca Bożego.

pomazaniec Iz 45 1 v2

Bóg według Izajasza mówi do swojego pomazańca, מְשִׁיחוֹ, „mesziho”, a grecki przekład Starego Testamentu, Septuaginta tłumaczy to jako χριστῷ, „christo”. To był zwrot zarezerwowany dla króla żydowskiego. Nietypowy to wybraniec, bo nieznający wcześniej Tego, któremu nakazał postawić przybytek, do tego . I najwyraźniej nie taki bezinteresowny, bo tekst czytania pomija wersy 2. i 3., które wskazują, że Cyrus miał się nieźle obłowić:

2 Ja pójdę przed tobą
i nierówności wygładzę.
Skruszę miedziane podwoje
i połamię żelazne zawory.

3 Przekażę ci skarby schowane
i bogactwa głęboko ukryte,
ażebyś wiedział, że Ja jestem Pan,
który cię wołam po imieniu, Bóg Izraela.

Cyrus, prowadzony pod rękę przez Boga podbił cały Bliski Wschód. Sukces militarny i polityczny Cyrusa opierał się także na polityce wobec podbitych ludów. To, co spotkało Żydów, czyli powrót do ojczyzny i odbudowa miejsca kultu zniszczonego przez Babilon, stało się także udziałem i innych pobitych przez Babilon ludów. Tak tolerancyjny władca zapisał się złotymi zgłoskami w dziejach żydowskich i na pewno miał lepszą opinię niż taki na przykład Jeroboam.

Według Izajasza to wszystko wydarzyło się, by Izrael mógł zakończyć swoją niewolę. To, co w szerszej perspektywie było w miarę normalnym skutkiem roszad w geopolityce, zostaje ogłoszone jako akt działania Boga Najwyższego, który wybiera sobie na współpracowników ludzi ze wszystkich ludów, nawet jeśli nie są oni do końca świadomi, czemu ma to służyć.

A jak Jezus podchodził do kwestii kolejnej okupacji, tym razem rzymskiej? Faryzeusze i herodianie chcą zmusić Go do opowiedzenia się na scenie politycznej po stronie wrogów władzy pogańskiej lub jej zwolenników. Chcą Go zmusić by albo ogłosił, że nie należy płacić podatku (werdykt: buntownik, zgłaszamy Rzymianom, oni będą wiedzieli, co z Nim zrobić) albo, że płacić należy (werdykt: kolaborant, donosimy ludowi, oduczą się chodzić na Jego kazania). Przypomnijmy, że nie chodziło o podatki ogólnie, bo podatki rzymskie był tylko kilkoma z wielu, jakie musieli płacić Żydzi, m.in. na utrzymanie Świątyni.

Jezus daje odpowiedź wymijającą. Prosi o monetę, na której zapewne znajdował się wizerunek aktualnie panującego władcy, Tyberiusza. Możliwe, że wyglądała ona tak:

 

Kaiserliche Prägungen Tiberius, 14-37. Denar, Lugdunum (Lyon). Kopf / Livia als Pax auf Thron. RIC 26; C. 16. 3.57 g.; Feine Tönung Sehr schön Erworben auf einer Kress-Auktion für 16 DM. Estimate: 150 EUR...
Kaiserliche Prägungen Tiberius, 14-37. Denar, Lugdunum (Lyon). Kopf / Livia als Pax auf Thron. RIC 26; C. 16. 3.57 g.; Feine Tönung Sehr schön Erworben auf einer Kress-Auktion für 16 DM. Estimate: 150 EUR…

Moneta taka nie mogła na przykład znaleźć się w skarbcu Świątyni Jerozolimskiej, ze względu na wybity wizerunek ludzki, a niekiedy i symbolikę pogańską. Stąd ludzie wymieniający monety z pogańskich na żydowskie na Dziedzińcu Pogan. W tym świetle nieco innego znaczenia nabiera odpowiedź Jezusa, że skoro na denarze znajduje się wizerunek i napisy cezara:

Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga”.

Można to rozumieć choćby jako proste stwierdzenie, że w Judei (por. TNM 1) rządzi Rzym, ale Bóg ma swoją domenę, której cezarowi naruszać nie wolno. Sytuacja w samej Jerozolimie była efektem dość kruchego, nie przez wszystkich akceptowanego, konsensusu między religią żydowską a kulturą helleńską. Ci, którzy najbardziej ostentacyjnie go odrzucali mieli problemy – i nie mowa tu tylko o radykalnych zwolennikach wolności Narodu Wybranego, bo i Rzymianie, jeśli nie chcieli ogólnonarodowego powstania musieli być ostrożni. Przekonał się o tym choćby Piłat, który na początku swojego urzędowania uparł się wystawić znaki rzymskie na twierdzy Antonia i musiał się zmierzyć z fanatycznym wręcz sprzeciwem elit i ludu, który zebrawszy się w Cezarei był gotów raczej dać się zasiekać niż zaakceptować obnoszenie się Rzymian z ich pogańską symboliką (por. Józef Flawiusz, Wojna żydowska, II.9.2-3). Jezus nie powiedział więc nic nowego, ale jedynie odbił piłeczkę i jeśli jego oponenci chcieli iść dalej, musieli podważyć ten podział.

Faryzeusze i herodianie zmieszali się, gdyż musieliby sami w tym momencie zadać dodatkowe pytanie o granice kompetencji Boga lub cezara. Odeszli więc, choć zaraz potem podeszli saduceusze – ale to temat innego czytania.

Gdzie kończy się granica tego, co należy do Boga? Nie tak dawno jeden z sędziów uznał ten cytat za postulat całkowitego rozgraniczenia kompetencji wiary i prawa świeckiego, państwowego z uznaniem wyższości prawa państwowego. Św. Paweł napisał, że „Nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga, a te, które są, zostały ustanowione przez Boga” (Rz 13,1b). Nie jest powiedziane, że wykonuje rozkazy Boga.

Czy to oznacza, że należy być absolutnie posłusznym władzy państwowej i uznawać jej wyrok i prawo za ważniejsze od prawa Bożego? Czy może uznanie wierności Bogu za prymat oznacza odrzucenie wszelkiej innej władzy niż teokracja?

Władza świecka może być dopustem Bożym – tak, jak dopustem była niewola babilońska, a potem zniszczenie świątyni i Jerozolimy (por. TNM 2). Przesiedleńcy w Babilonie nie uznawali nakazów pogańskiego władcy, by czcić tamtejszych bożków (por. Dn 3), czy jeść niekoszerne mięso (por. Dn 1), a jednak potrafili zajść wysoko w hierarchii społecznej – jak na przykład Mardocheusz z Księgi Estery czy też sama Estera. Pierwsi chrześcijanie oddawali życie służąc wprawdzie w armii rzymskiej, jednak nie chcąc czcić geniusza augusta (por. TNM 3), potem cesarza jako boga czy złożyć ofiary bogom helleńskim.

Potem granica zaczęła się zacierać. Od Konstantyna mamy do czynienia z cezaropapizmem – władca świecki chciał być gwarantem wolności religijnej i obrońcą wiary, a aby to robić musiał mieć na nią wpływ. Pierwsze sobory powszechne były zwoływane na polecenie cesarza, by pomóc ustalić ortodoksyjną wersję nauki. Na Wschodzie po dziś odbija się to czkawką.

http://www.se.pl/wiadomosci/swiat/rosja-cudowna-ikona-wladimira-putina-pacze_223773.html
http://www.se.pl/wiadomosci/swiat/rosja-cudowna-ikona-wladimira-putina-pacze_223773.html

Tak, to płacząca ikona Putina, czczona przez niewielką sektę w Rosji. Z mniej „elitarnych” mamy też kult męczenników – rodziny carskiej. Na Zachodzie niewiele było takich przykładów, gdyż władza papieża była oddzielna od władzy królów i co kończyło się potyczkami pod Canossa i nie tylko, a także osobną domeną papieża – Państwem Kościelnym.

Jak widać da się szanować władzę pogańską bez ulegania pogaństwu. Wynika to z samego Rz 13,1 – władza państwowa pochodzi od Boga, a więc powinna być zgodna z Jego wolą i Jego przykazaniami. Tam, gdzie prawo ludzkie kłóci się z przykazaniami, można spokojnie je odrzucić i zanegować.

Obecnie zgodnie z XIX-wiecznymi tendencjami władza uważa za swoją domenę praktycznie całość życia obywatela – od kolebki, przez pracę, życie rodzinne, aż po grób. Domaga się ona nawet prawa do wyznaczania prawa do życia. Stąd też tym wyraźniejsza jest potrzeba, by władzy świeckiej pokazać, gdzie jej miejsce. Cezarowi, co cezara, ale serce człowieka, jego życie i śmierć należą do jego Stwórcy, Boga.

Tak Na Marginesie:
1) Nie ma czegoś takiego jak „Palestyna czasów Jezusa”. Jezus żył w prowincji „Syria Iudea” – Syria Żydowska, która została po upadku powstania Bar Kochby w 135 r. n.e. przemianowana na „Syria Palaestina” – „Syria Filistyńska”.
2) Próby odbudowania Świątyni po 70 r. n.e. nie udawały się, choć podjęto taką na przykład za Juliana Apostaty, jednak pożar zniszczył materiały, a sam cesarz poległ w czasie kampanii wojennej, o czym pisał np. Ammianus Marcellinus. Widać Odstępca nie był namaszczony przez Boga.
3) Pierwotnie zakładano jedynie, że władca posiada ducha opiekuńczego, geniusza, który zapewnia mu pomyślność i jemu oddawano cześć, jednak tendencję do uznawania prawdziwej boskości władcy widać już od czasów Aleksandra Wielkiego, który przyjął to od kultur bliskowschodnich. 

Jezusowa pieśń o winnicy Bożej. XXVII Niedziela zwykła

Izajasz nie należał do proroków lubianych i cenionych przez rodaków. Zresztą, niewielu takich było. Pieśń o winnicy świetnie nam obrazuje dlaczego Żydzi niechętnie słuchali jego orędzia. Zaczyna się niewinnie. W świetle całej księgi wręcz sielankowo. W końcu obraz Narodu Wybranego w pierwszej jej części streszcza się w Iz 1,2-4:

Niebiosa, słuchajcie, ziemio, nadstaw uszu,
bo Pan przemawia:
„Wykarmiłem i wychowałem synów,
lecz oni wystąpili przeciw Mnie.

Wół rozpoznaje swego pana
i osioł żłób swego właściciela,
Izrael na niczym się nie zna,
lud mój niczego nie rozumie”.

Biada ci, narodzie grzeszny, ludu obciążony nieprawością,
plemię zbójeckie, dzieci wyrodne!
Opuścili Pana, wzgardzili Świętym Izraela,
odwrócili się wstecz.

Tak więc słuchacze mogli poczuć ulgę, myśląc, że natręt wypominający grzechy przerzucił się na raczej świeckie kawałki. Mogli więc słuchać spokojnie o tym, jak przyjaciel Izajasza stara się, jak dba o to, by winnica spełniła oczekiwania. A ona wydaje jagody cierpkie, niemogące dać odpowiedniego na wino soku. I nagle śpiewak w imieniu swojego przyjaciela zwraca się do słuchaczy zmieniając ich w sędziów. Mają oni wydać wyrok na winnicę. Pytanie jest w świetle pierwszego akapitu retoryczne. Ziemia najwyraźniej nie nadaje się dla winorośli, więc szkoda trzymać taki nieurodzaj i utrzymywać robotników i budynki. Nie ma czego strzec, więc może mur posłuży za źródło budulca dla jakiejś innej inwestycji.

Może któryś ze słuchaczy nie zrozumiał, o co Izajaszowi chodziło i tak właśnie odpowiedział. Więc „przyjaciel Izajasza” ogłasza, że tak właśnie zrobi. Zostawi winnicę bez ochrony, żeby spustoszała, by zmieniła się w pustynię. Odetnie ją nawet od życiodajnego deszczu.

Cała pieśń okazuje się przypowieścią, parabolą w której przyjacielem Izajasza okazuje się Bóg, zaś nieurodzajnym ogrodem – Juda. Mamy tu wyraźne wezwanie do nawrócenia, w przeciwnym razie – Bóg przez Izajasza grozi zniszczeniem tego, co przez tak długi czas wspierał i pielęgnował. Od Abrahama, przez Józefa, Mojżesza, Dawida i Salomona Izrael doświadczał niezwykłej mocy Opatrzności Bożej. Adresaci muszą przyznać, że cały ten trud, te wszystkie łaski nie pomogły zachować choć pozorów dobra.

Bóg oczekiwał od Żydów dwóch rzeczy – sądu i sprawiedliwości. Widział jednak tylko rozlew krwi i płacz uciskanych. W hebrajskim mamy tu grę słów. Miał być sąd (miszpat, מִשְׁפָּט), a jest rozlew [krwi] (mispach, מִשְׂפָּח), a zamiast sprawiedliwości (cedaqah, צְדָקָה) jest płacz, krzyk rozpaczy (ceaqah, צְעָקָה). Podobieństwo słów nie jest zapewne przypadkowe. Bardzo często kara śmierci wykonana na polecenie władzy jest tylko przykrywką dla zbrodni morderstwa, pozbycia się niewygodnego człowieka i jeszcze ogłaszana sprawiedliwym sądem, a twórcy prawa robią to tak, by samemu pozostając na dogodnej pozycji stworzyć kategorię ofiar, których prawo nie chroni i którzy mogą już co najwyżej wyrazić swoją rozpacz.

 https://pixabay.com/pl/g%C3%B3ry-kolor%C3%B3w-piaskowiec-grzbiety-1372714/; https://pixabay.com/pl/zamek-staufen-burgruine-pr%C3%B3chnica-2673085/

https://pixabay.com/pl/g%C3%B3ry-kolor%C3%B3w-piaskowiec-grzbiety-1372714/; https://pixabay.com/pl/zamek-staufen-burgruine-pr%C3%B3chnica-2673085/

Czy Izajasz krytykuje tu tylko tych, którzy nie czczą JHWH? Otóż nie. Mówi to też do tych, którzy starannie obchodzą wszystkie święta, ogłaszają się wiernymi czcicielami Boga, ale wobec bliźniego mają podejście bandyty.

Ktoś mógłby powiedzieć, że Bóg straszy, że przecież nie po to wyprowadził Izraelitów z Egiptu, by teraz ich porzucić z powodu kilku przestępstw. A przecież już na pustyni synajskiej Pan pokazywał, że dla dobra Izraela jest gotów chłostać go i karać. Żydzi jednak nie skorzystali z nauki i wylądowali w niewoli babilońskiej.

I tam nadal się dziwili, nawet śpiewają w Psalmie 80 – dlaczego Bóg wypędził narody, gojim, po co dawał swojej winnicy taką potęgę, że za Salomona władała ziemiami od Babilonu po Morze Śródziemne, tylko po to, by ją porzucić? „Dlaczego?” pyta psalmista, choć zna odpowiedź. Nie może się jednak z tym pogodzić.

Jezus wyraźnie odnosi się do tej znanej przecież faryzeuszom i uczonym w Piśmie pieśni-przypowieści. Wprowadza jednak zmiany. Tu winnica już rodzi owoce i to na tyle dobre, że ci, których właściciel zatrudnił nie mają zamiaru ich oddać. Kolejne sługi są zabijane, aż wreszcie właściciel posyła własnego syna-dziedzica. Jednak chciwi najemnicy postanawiają się go pozbyć. Wyrzucają go z winnicy i zabijają.

I znowu podobieństwo do Izajasza. Jezus prosi swoich przeciwników, by wydali osąd, co należy zrobić z takimi bandytami. Wyrok jest prosty – „nędzników” potraktować surowo, wyrżnąć, a winnicę oddać lepszym od nich, którzy będą wykonywali swoje obowiązki. I znowu jest surowy wydany wyrok na siebie samych.

Kto jest kim w tej przypowieści? Winnicą jest Izrael, zaś jego przewodnicy czasów Jezusa – rolnikami, którzy mieli dbać o sprawiedliwość i wierność Prawu, o które rzeczywiście dbali, ale po to, by samym czerpać korzyści bądź to jako uzależnieni od jerozolimskiego sanktuarium i składanych tam ofiar saduceusze, bądź jako nauczyciele ludu – faryzeusze. Bóg nie dostawał należnej mu czci, gdyż Żydzi dbali o zachowanie Tory jako takiej, bez odniesienia do Niego. Wysyłani prorocy byli zabijani i prześladowani.

W końcu przyszedł Syn Boży. I co? Zostaje najpierw „wyrzucony z winnicy”, a potem zabity. Uznano, że dla Jezusa nie ma miejsca w Izraelu, że musi On zginąć, by mógł ocaleć naród. Podobnie i chrześcijanie byli wyrzucani z Synagogi i prześladowani, tak jak Szczepan. To, co zostało uznane za zbyt marny budulec, żeby stanowić choćby ścianę, stało się kamieniem węgielnym – na którym opiera się cała konstrukcja. Ci, przez których Rzymianie mieli zniszczyć Judeę stali się tymi, którzy po całym świecie rozsławili Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba.

A więc los zapowiada przełożonym judaizmu Drugiej Świątyni Jezus? Marny. To, czego tak strzegli przed Ojcem i Synem zostanie im odebrane i oddane innemu ludowi, innemu narodowi, który spełni pokładane w nich nadzieje. Tym narodem jest Kościół, będący ponad uświęconym podziałem na Jehudim i gojim. Ale i on podlega tym samym zasadom! Nawet jeśli katolik zaliczy każdy pierwszy piątek, nawet jeśli co roku przyjmie kolędę, jeśli będzie hojnym sponsorem i aktywnym uczestnikiem życia parafialnego, jeśli robi to dla siebie, dla własnych korzyści, a poza tym grzeszy „świeckimi” grzechami – nie będzie wiele lepszy od tych nędzników  i niech się nie zdziwi, jeśli ktoś zajmie jego miejsce.

Żydzi – pierwszy stopień do ewangelizacji gojów

Tych to Dwunastu wysłał Jezus i dał im takie wskazania: «Nie idźcie do pogan i nie wstępujcie do żadnego miasta samarytańskiego. Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela. Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie». Mt 10,5-8

Jezus w swoim pierwszym nakazie misyjnym każe Apostołom udać się tylko do Żydów. Nawet nie do czczących tego samego Boga, ale heretyckich samarytan, ani do „bojących się Boga” spośród gojów. Tylko (głównie?) Żydom przysługuje prawo do czerpania korzyści z tego, że bliskie jest królestwo niebieskie, to oni mają być uzdrawiani, wskrzeszani, oczyszczani i uwalniani od złego ducha. Dlaczego tak? Gdyż Bóg nie wycofał się z tego, co powiedział na pustyni za pośrednictwem Mojżesza.

Izrael był wybranym narodem JHWH i takim pozostaje. Ktoś powie – ale przecież tyle razy grzeszyli, prześladowali proroków, odrzucili Chrystusa. I nadal mieliby mieć pierwszeństwo? Nadal je mają, nadal są w pierwszej kolejności powołani do wiary w to, że Jeszua Hammaszija jest Elohim. Bóg nie wybrał sobie jakiegoś grzecznego ludu, który z pocałowaniem ręki przyjął wyzwolenie z niewoli, a potem trwał przy przykazaniach i z pokorą stosował się do upomnień proroków. Wybrał lud o twardym karku i miedzianym czole, który sarkał na brak mięs egipskich na pustyni, a potem niejednego proroka zabił, gdy ten zamiast chwalić karcił.

Jeśli udało się nawrócić choć jednego Żyda, wtedy reszta ludzkości nie była już wielkim wyzwaniem. Taki lud jest obiektem szczególnej miłości Boga, nie z powodu swoich grzechów, lecz pomimo tych wszystkich słabości, nędzy i nieprawości. Za takich ludzi umarł Jezus. Nie dał się przybić do krzyża dlatego, że Antek, Li, Huan i Kunegunda są świetnymi, klawymi ludźmi, którzy na pewno dadzą sobie radę, ale dlatego że ludzkość jest słaba i niezdolna pomóc sama sobie.

Dlatego Chrystus powołuje Kościół, najpierw w postaci Dwunastu (gr. Dodeka) Apostołów, których wpierw posyła do owiec, które poginęły z domu Izraela. Dopiero w dniu Wniebowstąpienia usłyszeli oni: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (Mt 28,19). I wtedy nie byli oni idealni – choć umocnieni Duchem Świętym, wciąż musieli uważać, by nie popełniać błędów na przykład przy rozdawaniu jałmużny (por. Dz 6,1nn).

A co z tym „darmo otrzymaliście, darmo dawajcie” (Mt 10,8)? Co z cennikami „co łaska”, wyznaczającymi wysokości ofiary składanej przy sakramentach? To efekt słabości pierwiastka ludzkiego w Kościele. Z jednej strony logiczna jest potrzeba utrzymania duchownego (wszak „godzien jest robotnik zapłaty swojej” – Mt 10, 10) i warto by było, żeby duszpasterstwo nie stanowiło tylko hobby uprawianego między pracą zarobkową i życiem rodzinnym. Z drugiej – jest pokusa, by się urządzić kosztem parafian, czy diecezjan, do tego układy ze sponsorami co droższych remontów i inwestycji, darczyńców różnej maści i proweniencji. Łatwo skompromitować się jako chciwiec – żądający ogromnych stawek za sakramenty, przyjmujący kasę od ludzi niemoralnych, ale bogatych, wchodzących w lokalny układ polityczny dla korzyści… Trzeba być przebiegłym jak wąż, a nieskazitelnym jak gołębica.

Dlaczego nie ma Dnia Dialogu z Chrześcijaństwem w judaizmie?

Z okazji XX Dnia Dialogu Kościoła Katolickiego z Judaizmem pojawiają się już głosy, że dialog ten jest bez sensu. Dlaczego? Bo nie ma wzajemności. Nie ma dnia dialogu z katolicyzmem w… No, właśnie – w czym?

Czym jest judaizm? Z czym chce dialogować Kościół? I czym jest dialog? Odpowiedź na to pytanie pozwoli nam zrozumieć, że nie możemy liczyć wprawdzie na ogólnożydowskie święto, ale to nie przekreśla szans na pokojowe porozumienie.

Przede wszystkim, musimy zauważyć, że judaizm jest trwale związany z narodem żydowskim. Według Biblii dwanaście plemion (błędnie nazywanych za ks. Wujkiem „pokoleniami”) wywodzących się od wspólnego patriarchy Jakub/Izraela opuściło Egipt i podbiło ziemię Kanaan. Po okresie rządów sędziów, lokalnych autorytetów, doszło do zjednoczenia pod berłem króla Saula, którego zastąpił Dawid. Już jego wnuk Roboam doprowadził o rozpadu na królestwo północne, Izraela (10 plemion) i południowe, Judy (Juda i Beniamin).Tak podzielony naród szybko dostał się do niewoli babilońskiej i mógł odbudować swą stolicę, Jerozolimę dopiero po przejęciu władzy przez Persów. Już wtedy tworzy się diaspora i naród żydowski uczy się żyć w rozproszeniu.

Persów pokonały wojska Aleksandra Wielkiego, a gdy Antioch IV Epifanes chciał zabronić kultu Boga Jedynego, bunt doprowadził do powstania królestwa pod rządami Hasmonejczyków. Ci musieli zaś ulec Rzymianom, którzy okupowali Judeę przez następne kilkaset lat. Dwa bunty doprowadziły do kolejnego wygnania Żydów z Ziemi Świętej. Pierwszy w 70 r. zakończył się zburzeniem Świątyni, a powstanie Bar Kochby w latach 30 II w. tylko przypieczętowało los pobytu Żydów w Ziemi Świętej.

Po końcu wojny żydowskiej nauczyciele żydowscy założyli szkołę w Jawne, gdzie narodziła się nowa religia – judaizm rabiniczny. Nie był to już czysto prawny oparty na Torze spisanej mozaizm, ani oparty o tradycję Tory ustnej judaizm faryzejski. Komentarze do Pisma Świętego zaczęły być kodyfikowane, mając pomóc narodowi przetrwać w czystości okres wygnania. Tak powstała Miszna, Gemara, a potem dwa Talmudy – Jerozolimski i Babiloński. Te księgi stały się wykładnią, jak ma Żyd żyć, by Żydem być. Stanowiły interpretacje Pisma i dlatego nieraz były uważniej studiowane niż Tora.

Odtąd życie Żydów toczyło się głównie w diasporze, wśród pogan i chrześcijan. To rodzi dwie cechy judaizmu, które rzutują na charakter dialogu. Po pierwsze, judaizm nie ma centralnego autorytetu, jakim dla katolicyzmu jest papież. Przypomina raczej protestantyzm, podzielony na dziesiątki denominacji, mniejszych czy większych kościołów. Oznacza to też duże zróżnicowanie doktrynalne. Na to samo zadane pytanie jeden rabin powie „tak”, a inny powie „nie”. To widać już od czasów początków judaizmu rabinicznego, gdy spierały się ze sobą szkoły Hillela i Szammaja. Tak więc to, czy Żyd podejmie rozmowę z gojem zależy od tego, w jakiej tradycji wyrósł i jak interpretuje Talmud i Pismo Święte. Nie ma żadnego Wielkiego rabina, który mógłby zainicjować odpowiedni proces op stronie żydowskiej, obejmujący cały judaizm.

Drugi czynnik to potrzeba stałego trzymania się razem, zachowywania wierności Torze przy jednoczesnym stałym zagrożeniu nie tylko życia, ale i czystości wiary ze strony sąsiadów. Getto nie jest wynalazkiem gojów, którzy spędzali tam Żydów. Getto to pomysł rabinów, którzy nalegali, by wierni nie zadawali się z gojami, by ich unikali. Silna była w judaizmie idea antychrześcijańska, pozwalająca wytłumaczyć, że wspólne księgi święte i niektóre idee nie czynią z chrześcijan lepszych gojów, ale raczej heretyków. Konflikt między judaizmem a chrześcijaństwem trwał od początku, gdy tylko i nauczyciele żydowscy i apostołowie zorientowali się, że stara wiara jest nie do pogodzenia z wiarą w Jezusa jako Boga. Po dziś dzień wielu Żydów uważa, że chrześcijaństwo to nie partner do dialogu, ale niebezpieczna herezja.

To Żydzi dostarczali pogańskiemu krytykowi chrześcijaństwa Celsusowi argumentów o rzekomym fałszerstwie Ewangelii. Gdy nawróceni Żydzi opowiadali o tym, że w Talmudzie są fragmenty atakujące Jezusa, albo że 24.12. w Noc Wisielca, Nittel Nacht, zamiast Talmudu czy Tory czyta się Toledot Jeszu, opowieść o Jeszu, bękarcie zrodzonym z legionisty Pandery, który ogłasza się Bogiem, ale zostaje ukamienowany po demaskacji – wtedy lud burzył się. Gdy arabski władca Jusuf abn Nuwas przeszedł na judaizm w VII wieku, doprowadził do prześladowań chrześcijan.

Co ciekawe, oskarżenie o antysemityzm często jest formułowane w stosunku do Żydów, którzy krytykują albo przywary narodowe własnej nacji, albo politykę państwa Izrael. Jak więc widzimy, nie tylko katolikom obrywa się z powodu mentalności pozagładowej.

Trzeci czynnik utrudniający dialog to Szoa, Zagłada, zwana z greki Holocaustem. Choć sama idea wymordowania Żydów miała swoje korzenie w atmosferze pogańskiej i ateistycznej, to jednak wielu uważa ją za efekt wieków antyżydowskiej nagonki, która dostarczała argumentów, swoisty pogrom doskonały. Rzeczywiście, Żydzi nie byli lubiani, nieraz znienawidzeni, ale trzeba naprawdę słabo znać mentalność żydowską i życie, by twierdzić, że nie wynikało w żadnym stopniu z winy po ich stronie, czy że polemiki antyżydowskie były mocniejsze niż wewnątrzchrześcijańskie.

Posłużę się tu przykładem św. Jana Chryzostoma, który może i mówił o tym, że dusze Żydów zamieszkuje diabeł, ale równie bezpardonowo atakował grzeszących chrześcijan.

Nie wszystkie środowiska żydowskie chcą rozmawiać na zasadzie dyktatu swojej strony. Problemem jest istnienie środowiska, które chce, by w ramach wynagrodzenia Szoa Żydzi dostawali wszystko, czego chcą i środowiska katolickiego, które nie potrafi rozmawiać asertywnie. Są oczywiście tez inne, bardziej krytyczne środowiska, ale nie garną się one do zajmowania stanowisk tak szybko jak strona prożydowskich Żydów i antykatolickich katolików.

To wynika z samej natury dialogu. Dialog to pewien skomplikowany proces wymagający analizy faktów, rzetelnego podejścia do nich i czasu na przemodlenie sprawy i rozważania własnego sumienia. To sprawia, że postulaty stron dialogujących są wyważone, a przez to nieciekawe dla prasy. Strony dyktatu formułują bez zastanowienia postulaty i opinie – do tego często aż nadto wyraziste i trafiające w gusta publiki.

Dlatego ważne jest, aby dzień Dialogu z Judaizmem był dniem dialogu, a nie dyktatu. Ale nie oznacza to, że brak partnera. Trzeba tylko go odpowiednio wybrać.

Trudne początki dialogu chrześcijańsko-żydowskiego.

Skupiamy się dziś na tym, że Stefanos, diakon Kościoła jerozolimskiego został zabity. Będzie dużo o nienawiści świata do Chrystusa i Jego wiernych. A mało kto się zastanawia nad tym, jakie były okoliczności, które sprawiły, że Żydzi chwycili za kamienie i wywlekli Szczepana za mury miasta.

Rozdział piąty Dziejów Apostolskich kończy się swoistym zawieszeniem broni. Żydzi idąc za radą Gamaliela Starszego, nauczyciela św. Pawła, postanawiają dać chrześcijanom spokój, zakładając, że jeśli to sprawa ludzka, zajmą się tym Rzymianie.

Szczepan pojawia się w szóstym rozdziale Dziejów, jako diakon, osoba, która ma odciążyć Apostołów, przejmując na swoje barki działalność charytatywną. Jednak Szczepan nie był tylko skromnym sługą. Otwarcie bronił wiary chrześcijańskiej, w dodatku tak solidnie, że nie dało się znaleźć odpowiedniego haka na jego argumentację, gdyż wspierał go Duch Święty.

Postanowiono Stefana oskarżyć o kwestie polityczne. Że niby głosi naukę rebelianta występującego przeciwko największej świętości Jerozolimy, czyli Świątyni. Fałszywych świadków wystawiają stronnictwa przyjezdne, pozamiejscowe – z Cylicji, Aleksandrii, Azji i Cyreny. Sanhedryn na razie zajmuje się jedynie osądem przedstawionej sprawy.

Szczepan na oskarżenie opowiada historię od Abrahama do Mojżesza, kończąc słowami, że Bóg nie mieszka w przybytkach uczynionych ręką ludzką. Mamy więc polemikę teologiczną, biblijną a Sanhedryn dość długo pozwala mówić przesłuchiwanemu.

Kiedy puszczają nerwy? Gdy Szczepan nie mówi o jakichś tam grzechach przodków Izraela, ale uderza w osobistą dumę. Gdy zaczyna mówić w drugiej osobie liczby mnogiej: Wyście zabili Sprawiedliwego. Wy nie słuchacie Ducha Świętego. I nadal mówi biblijnie – nazywa Żydów ludem o twardym karku, tak jak zrobił to Bóg w czasie wędrówki przez pustynię (Pwt 9,6).

Jeszcze są cierpliwi. Zgrzytają zębami, ale rączki trzymają przy sobie. Trochę głupio by wyszło, tak zabić gościa o anielskiej twarzy za wytykanie grzechu, tuż po tym jak zarzucił mordowanie tych, którzy grzech wytykają.

I wreszcie stało się to, na co czekali oskarżyciele. Szczepan powiedział, co widział. A widział Syna Człowieczego stojącego po prawicy Boga. Nie wiadomo, co dokładnie w tej epifanii było pretekstem do kamienowania, ani co dokładnie oburzyło Żydów. Może doskonale wiedzieli, że dla Szczepana Syn Człowieczy to Chrystus.

Szczepan złamał zasady dialogu tolerancyjnego. Mówił prawdę ostro i dosadnie, zgodnie ze swoimi poglądami, a nie oczekiwaniami słuchaczy. Nie jest jego winą, że druga strona obraziła się na to i zatkała uszy. Nieprzyjmowanie prawdy do wiadomości jest dla dialogu zabójcze. A niekiedy i dla mówiącego prawdę.

Apokalipsa według Jezusa Chrystusa. XXXIII Niedziela zwykła.

W dzisiejszej Ewangelii mamy apokalipsę Jezusa. „Apokalipsę” w sensie ścisłym i potocznym. Ściśle mówiąc „apokalipsa” oznacza tyle, co objawienie i jest to słowo używane na określenie wielu ksiąg apokryficznych i jedną kanoniczną, przedstawiających zapowiedź przyszłych losów świata. Taki gatunek ukochali sobie Żydzi, którzy (na przykład w „Testamentach dwunastu patriarchów”) otrzymywali pociechę, że po okresie ucisku ze strony narodów przyjdzie okres pociechy i panowania potomków Izraela. Apokalipsy, jako wizje są zwykle bardzo symboliczne i zawiłe. W końcu mało kto chce oberwać pałką rzymską za pisanie wprost o tym, jak źle mu jest pod panowaniem Rzymian.

Popularyzacja gatunku wśród szerszych mas z powodu ich chrystianizacji przyczyniła się do utrwalenia skojarzenia apokalipsy jako końca świata. Końca efektownego, bo pełnego wielkich katastrof. Z drugiej strony, niewiele te zapowiedzi różniły się od tego, co znali starożytni. Czasy pokoju były rzadkością, zwłaszcza w prowincjach przygranicznych. Wystarczyłby niewielki zbieg okoliczności – toczona wojna, do tego jakieś trzęsienie ziemi, wybuch wulkanu i już pojawia się jakiś prorok wieszczący koniec świata. I tak było nieraz w historii, wielu ludzi uważało się za mesjasza, czy jego zwiastuna. Przypomnijmy tylko kolejne nieudane próby Świadków Jehowy, by godnie powitać proroków.

Nie jest to zresztą wymysł żydowski, by świat doczesny miał się skończyć źle. Hellenizm znał ideę epok, którą można streścić w haśle „świat schodzi na psy”. Po wieku złotym nastąpił wiek srebrny, wiek brązowy to czas herosów, a czasy, w jakich żył Jezus były dość powszechnie uważane za wiek żelazny. A że nie można długo wytrzymać staczając się w dół, to i podejrzewano, że świat skończy się w pożodze wojennej, stosach trupów i gruzów.

Czy o takim końcu mówi Jezus, gdy uczniowie podziwiali piękno Świątyni Jerozolimskiej? Że z tego miejsca, najważniejszego i najświętszego dla Żydów nie zostanie „kamień na kamieniu, który by nie został zburzony”. Wspaniałe dzieło Heroda Wielkiego, który wielkim kosztem odnowił przybytek Boga, wielka krzątanina kapłanów i sług, gwar przekupniów, morze krwi bydła większego i mniejszego. Wszystko to miało przeminąć.

W pierwszym kontekście czytelnicy musieli odnosić te słowa do sytuacji młodego Kościoła. O prześladowaniach pisze Łukasz w drugiej części swego dwudzieła (Łk-Dz). Była to rzeczywistość znana i to często z osobistego punktu widzenia. Wielu z nich dało dowód, świadectwo – po grecku martyrion, że nauka Chrystusa o przyszłym świecie jest na tyle wiarygodna, by oddać za nią życie. Ewangelista ukazał rozwój relacji między wyznawcami Chrystusa, a zwolennikami tradycyjnego podejścia do Prawa. Gdy wojny żydowskie się skończyły, zabrakło Świątyni. Rzymianie zburzyli ją, a w jej miejsce postawili świątynię Jowisza.

Okazało się, że ci, którzy nie przykładali do niej tak wielkiej wagi mieli rację. Faryzeusze i chrześcijanie zostali – saduceusze odeszli. Dla wielu jasnym było, że coś ważnego, jakiś długi okres się kończy. Jak się okazuje, nie był to jednak koniec świata. Od prawie dwóch tysięcy lat świat się kręci bez Świątyni.

Z tym, że przecież kawałek tej budowli jeszcze stoi. Ściana Zachodnia, Ściana Płaczu, gdzie Żydzi od setek lat modlą się, choć nie mogą składać swych ofiar. Więc niech sobie jeszcze stoi.

Dlaczego Jezus kłócił się z faryzeuszami?

Dlaczego Jezus kłócił się z faryzeuszami?

W naszej kulturze przywykło się traktować faryzeuszów jako ludzi dwulicowych, fałszywych, zdradliwych. Jako główni przeciwnicy Jezusa są odbierani jako szwarccharaktery, pozbawione pozytywnych cech. Tymczasem po bliższym poznaniu zarówno tej szkoły, jak i nauczania Jezusa możemy zauważyć pewne istotne podobieństwa.

Faryzeusze, kadr z filmu "Pasja" mela Gibsona.
Faryzeusze, kadr z filmu „Pasja” mela Gibsona.

Na początek umieśćmy naukę faryzejską na planie ogólnym Judei czasów Jezusa. Główne, poza faryzeuszami, stronnictwa żydowskie tego okresu to:
saduceusze – biorący nazwę od kapłana Sadoka (okolice czasowe króla Dawida, tak więc ok. X w. przed Chr.), arystokracja świątynna skupiona właśnie wokół sanktuarium jerozolimskiego i podchodząca do wiary głównie pod kątem rytuału. Jeśli chodzi o prawdy wiary, trzymali się oni ściśle Pisma Świętego, odrzucając wszelkie wstawki, których nie znajdowali w nim. Czyli na przykład zmartwychwstanie ciała, nieśmiertelność duszy, ale także wiele drobnych przepisów wynikających z ustnego, niespisanego przekazu, które cenili sobie faryzeusze. Gdy pytamy o podejście saduceuszy do okupacji rzymskiej, musimy przyznać, że była to najbardziej spolegliwa frakcja. Dopóki Rzymianie nie naruszali Świątyni i jej skarbca, było ok. Jednakże częste rotacje na pozycji arcykapłana są czasami przypisywane właśnie nacjonalizmowi tej grupy. W stosunku do Jezusa według Ewangelii zachowywali się podobnie jak faryzeusze – atakując Go tym bardziej, że zapowiadał zburzenie źródła legitymizacji ich pozycji, Świątyni. I rzeczywiście, gdy ta została zniszczona, zaniknęło także stronnictwo saducejskie, a same przepisy kultyczne weszły do rabinicznego (a więc: faryzejskiego) traktatu Chagiga w Talmudzie.
zeloci, ruch niepodległościowo-religijny, który wyłonił się pod wodzą Judy Galilejczyka i faryzeusza Sadoka mniej więcej w czasie spisu Kwiryniusza (6-7 r. po Chr.). Ideologią tego ruchu było nadanie Bożemu panowaniu ziemskiego wymiaru, a metodą wyzwolenia spod pogańskiego jarzma – walka zbrojna. Podejrzewa się, że co najmniej trzech uczniów Jezusa było jakoś powiązanych z zelotami: Szymon zwany Gorliwym (Łk 6,15 – Simona kalumenon Zeloten), Jan i Jakub (Boanerges, Synowie Gromu, por. Mk 3,17).
Qumrańczycy/Esseńczycy – o, to czy te dwie grupy są tożsame, a jeśli tak, to w jakim stopniu, trwa spór wśród naukowców. Światło na poglądy wspólnoty znad Morza Martwego rzucają zwoje odkryte w tamtejszych grotach. Wiele z nich ma wymiar apokaliptyczny, a także elitarystyczny – zbliża się koniec, Sąd Boży i tylko wybrani zostaną ocaleni. Silne były tendencje dualistyczne, dzielące ludzkość na Synów Światłości (tychże wybranych) i Ciemności (skazanych na zagładę). Istotnym dla qumrańczyków był rytuał obmycia, co powodowało, że bardzo dbali oni o zapasy wody i odpowiednią ilość mykw. Czasem, raczej błędnie wiąże się Jana Chrzciciela z tymi grupami, zwracając uwagę na leitmotiv jego nauczania, czyli bliskość sądu oraz chrzest wodą. Osobiście uważam, że robi się to błędnie, choćby dlatego, że Jan głosił nawrócenie dla mas, podczas gdy – jak już wspomniałem – qumrańczycy byli elitarystami. Co się stało z gminą z Qumran, nie wiadomo. Być może włączyli się w powstanie żydowskie, a może po prostu wymarło.

Jak na tym tle prezentowali się faryzeusze? Przede wszystkim, wyłonili się oni z porządku powygnaniowego, a także z rzeczywistości diaspory. Tam, gdzie nie było Świątyni lub łatwego do niej dostępu, musiał istnieć jakiś urząd wyznaczający zasady życia zgodnie z Prawem. Taką rolę pełnili właśnie faryzeusze – ich zadaniem, jak sami mówili, było zbudowanie ogrodzenia wokół Tory, a więc zachowanie jej w czystości. „Faryzeusze” (peruszaja) oznacza dosłownie „oddzieleni” – przede wszystkim od niezachowującego przykazań ludu ziemi (wiejskiego), am haarec, a poprzez swój autorytet zwiększanie świadomości i przestrzegania Prawa przez nich. Faryzeusze w czasie, gdy rola Świątyni nie była taka oczywista stali się grupą wyznaczającą granice Prawo-wierności. Byli nauczycielami, doradcami, mędrcami, których naśladowali ci, którzy chcieli zachować czystość. Było to szczególnie ważne w czasie okupacji, którą faryzeusze w miarę tolerowali, choć osoby związane z pogańskim imperium traktowali jak nieczystych, oburzając się, gdy Jezus zadawał się z nimi i innymi grzesznikami. Unikanie jakichkolwiek kontaktów z czynnikami pozaizraelskimi miało zachować tożsamość ludu, narażonego na zhellenizowanie (zgreczenie, przyjęcie kultury helleńskiej z jej kultami, stylem życia i językiem), któremu uległ na przykład Herod Antypas, czy Herod Wielki.

Aby uściślić przepisy Tory konieczne były wstawki spoza Pisma, czyli tzw. Tradycja ustna. Wiele przepisów po wiekach stało się niejasnych. Na przykład zupełnie bez sensu wydawał się zapis, by nie gotować jagnięcia w mleku jego matki (Wj 34,26). Dla ludzi współczesnych Mojżeszowi było to zapewne przestrzeżenie przed jakimś pogańskim rytuałem ludów kananejskich. Dla Żydów powygnaniowych było to bez sensu – więc ustalono, że aby przestrzegać tego przykazania, należy unikać łączenia mleka i mięsa w jednym posiłku1. Tora ustna miałaby być przekazana Mojżeszowi na Synaju, jednakże niezapisana i przechowywana właśnie w formie przekazu ustnego. Gdy Pismo było niejasne, faryzeusz mógł na podstawie wypowiedzi nauczycieli znaleźć odpowiednią interpretację. Ta tradycja przewidywała także nieśmiertelność duszy, istnienie duchów dobrych (aniołów) i złych (demonów), ale także rozbudowane zasady pomagając w codziennym życiu – na przykład praktyka „łączenia domów”, by obejść zakaz przenoszenia rzeczy z jednego domu do innego. Na tym tle dochodziło nieraz do konfliktu z saduceuszami. Po wojnie żydowskiej faryzeusze pozostali sami na placu boju – saduceusze stracili świątynię, zeloci popełnili zbiorowe samobójstwo w Masadzie, esseńczycy zaginęli. Tak więc judaizm rabiniczny, skupiony wokół tworzącego się powoli Talmudu, był rabinizmem wyrastającym z faryzeizmu. Tak więc, Kościół pierwotny, po 70 r. polemizował z judaizmem głównie pofaryzejskim, wyrosłym na faryzejskich zasadach i mentalności. A mentalność ta obejmowała ochronę Prawa także przed nowym rodzajem heretyków, czczących nie jednego Boga, a Boga w Trójcy jedynego. Tak więc kształt judaizmu, jak i jego odbiór przez Ojców Kościoła musiał być zależny od tego, jak widziano faryzeuszów w Ewangeliach.

Jezus zgadzał się więc z faryzeuszami przynajmniej w takich kwestiach jak
– Tradycja ustna – gdyż sam ustanawiał Prawo inne od Mojżeszowego, które na przykład nie przewidywało rozwodu,
– nieśmiertelność duszy,
– zmartwychwstanie ciała.

Chrystus nie był też tak nastawiony na konflikt z Rzymem jak zeloci, ani nie oddzielał się od ludu, jak Qumrańczycy, choć piętnował grzechy. Najbliżej więc było mu do faryzeizmu i być może jako nieortodoksyjny, nieco dziwaczny faryzeusz był traktowany. Być może pytanie saduceuszy o żonę siedmiu braci (Mt 22,23) nie było elementem sporu Jezus-Żydzi, a sporu faryzeusze-saduceusze. Wiadomo, że przynajmniej jeden faryzeusz zaprosił Jezusa na ucztę, inny prosił Go o uzdrowienie córki, inny wreszcie udostępnił Mu swój grób. Niewiele znajdziemy w Piśmie polemik Jezusa z saduceuszami a co dopiero z zelotami. Dzieje się tak zapewne dlatego, że nie miał z nimi zbyt wiele wspólnego. Jezus kłócił się z faryzeuszami o to, co było wspólne. W sporze o obmycia (Mk 7) Chrystus odniósł się do zwyczaju korban. Korban był skarbcem świątynnym, z którego nie wolno było czerpać pod żadnym pozorem. Faryzeusze dopuszczali, by odmawiać wsparcia rodzicom pod pretekstem oddania tych pieniędzy Bogu. Jezus zarzucał im, że stawiają tradycję ponad Pismo, nie dla chwały Bożej i wsparcia dla ludzi, ale dla własnego ego. Szli tak naprawdę ludziom na rękę, powodując, że cel przykazań (w tym wypadku: szacunek dla ojca i matki) nie zostaje wypełniony. Sam Jezus też tworzył tradycję, jednak wypełniającą Prawo. Spór nie dotyczył więc samego sensu tworzenia dodatków ustnych, a ich celu.

Faryzeusze byli na najlepszej drodze do akceptacji nauczania etycznego Jezusa (ale nie Jego mesjańskiej roli, czy mów eucharystycznych)  – rozumieli, że trzeba wypełniać Prawo także w oparciu o treści spoza Pięcioksięgu, że ceną jest dusza nieśmiertelna i zmartwychwstanie. Jednakże diabeł tkwi w szczegółach. Faryzeusze poprzez swoje działania oddalili się od ideału, który wyznaczał Chrystus i właśnie dlatego wchodzili z Nim w ostrą polemikę. Przy czym, trzeba zaznaczyć, że nie wszyscy byli tak wrogo nastawieni — pozytywny obraz faryzeuszów widzimy zwłaszcza u Łukasza, ucznia św. Pawła (swoją drogą, także faryzeusza). Być może srogi ton, w jakim wyrażał się Chrystus wynikał nie z niemożliwości nawrócenia jego oponentów, ale właśnie z nadziei, że szorstkie słowa obudzą sumienie. Atakował przewodników ludu, by poprzez ich poprawę poprawić także tych, którzy ich naśladują.

1Zakazane jest gotowanie, jedzenie i odnoszenie korzyści z jakichkolwiek mieszanek mleka i mięsa. Produkty mleczne mogą pochodzić wyłącznie z mleka zwierząt koszernych. Naczynia kuchenne używane do mięsa i do potraw mlecznych muszą być odseparowane od siebie” – http://www.fzp.net.pl/kaszrut/zasady-koszernosci.