Drabina Jakubowa. Komentarz do Księgi Rodzaju (Rdz 28,10-22).

2.2. Drabina Jakubowa

poprzedni wpis

Kiedy Jakub wyszedłszy z Beer-Szeby wędrował do Charanu, trafił na jakieś miejsce i tam się zatrzymał na nocleg, gdy słońce już zaszło. Wziął więc z tego miejsca kamień i podłożył go sobie pod głowę, układając się do snu na tym właśnie miejscu.
Rdz 28,10-11

Opis tej wędrówki wyraźnie wskazuje na pojedynczego, pieszego wędrowca, który nie posiada namiotu, a nawet zapasowego płaszcza, by podłożyć go pod głowę i musi skorzystać z kamienia. Ponadto najprawdopodobniej nie jest to planowany postój, po prostu było to miejsce w którym zastał go zachód słońca i dalsza podroż była niemożliwa. Zdarza się, nawet przy dobrze zaplanowanej wędrówce. Ot, raz źle skręcić, pomylić szczyty, zostać źle pokierowanym (nawet w dobrej wierze kierującego). Mogło to być więc stosunkowo odludne miejsce i nie było szans, by dotrzeć do jakiegoś miasteczka czy wioski.

Użycie kamienia jako podgłówka nie było też bardzo niewygodne, zwłaszcza że dodatkową poduszką mógł być płaszcz. Może ciepła noc pozwalała zrezygnować z okrycia się, by otulić nim kamień i wygodniej ułożyć głowę? Kamień płaski i owalny świetnie by zrekompensował problemy z niewygodnym podłożem. A i w innym zastosowaniu taki kształt byłby przydatny – łatwiej owinąć kocem podłużny kamień.

Z drugiej strony, wnuk człowieka, który mógł posłać na poszukiwania żony dla syna sługę z wielbłądami, mógłby liczyć choćby na kilka koców i jednego osła na własnej wyprawie. Chyba, że to Ezaw zarządzał wszystkim i całe to błogosławieństwo odbyło się bez jego wiedzy lub zgody. W efekcie Jakub mógł skorzystać jedynie z minimalnych środków na sfinansowanie całkiem ambitnej podróży. Wędrował zapewne środkowym pasmem górskim z Beer-Szeby do Hebronu, dalej do Luz (nazwanego potem Betel), Sychem i Bet-Szean (późniejszego Scytopolis), by tam wkroczyć na tak zwany Wielki Pień, główny szlak komunikacyjny, wiodący na północ jako odnoga Via Maris1 (drogi łączącej północną Afrykę, w tym Egipt, z krajami północnymi, w tym z Aramem Dwurzecza). Via Maris, znana też jako דֶּרֶך הָיָּם, dērēḵ hājjām, derech haj-jam, czyli „Droga morska” była znana od wieków i troszczono się o nią – była ubita i oznaczona. A więc i ceny w miastach przy niej były zapewne wyższe.

Nie, żeby Jakub z założenia był biedny. Załóżmy, że w (porównaniu z wyprawą Eliezera) czasy stały się niebezpieczne, więc wędrował po cichutku, bez wielbłąda, osła czy sług, miał jednak przy sobie przynajmniej standardowe wiano. Mówimy tu o niebagatelnej kwocie przewyższającej kilkukrotnie roczny zarobek robotnika w źródłach z epoki, gdyż za oblubienicę płaciło się 30-40 syklów srebra, podczas gdy roczny zarobek robotnika wynosił 10 sykli2. Sykl ważył około 11,40 g. 35-45 g, co przy gęstości 10,49 g/cm3 dawałoby niewielką, wygodną sakiewkę. Gdyby ścisnąć to w kostkę, miałaby ona bok około 1,5 cm3.

Nie powinno więc dziwić, że jeśli Jakub podróżował samotnie i lekko z własnego wyboru, nie obnosił się z bogactwem, jakie miał przy sobie. Dodajmy do tego środki zabezpieczające podróż na trasie 850 kilometrów. Wielu za możliwość przejęcia takiego bogactwa zabiłoby przypadkowo napotkanego wędrowca. Przydałaby mu się ochrona, choćby jednoosobowa, albo chociaż wielbłąd, aby przyspieszyć podróż.

Czemu potem nie widzimy po nich śladu i Jakub musiał pracować dla Labana? Czemu nie miał choćby zaufanego sługi? Do tego dojdzie potem przysięga Jakuba przy namaszczaniu steli. Wszystko to wskazuje na ucieczkę w pośpiechu, że Ezaw jest wybrańcem, a Jakub zwykłym oszustem, który nie miał szans w sytuacji bezpośredniej konfrontacji, gdy przeciwnik używał innych metod niż podstępu.

Co ciekawe, właśnie wrogością brata legenda tłumaczy brak funduszy na wiano. Ezaw miał posłać w pościg swojego syna, Elifaza (znanego łucznika) wraz z wujami. Ubłagany przez Jakuba, w końcu stryja, ścigający ograniczył się tylko do obrabowania go do naga. A więc pozostawiony nagi i bez grosza przy duszy uciekinier nie miał nawet co szukać w Luz, a do tego musiał zboczyć ze szlaku, by uniknąć ewentualnego pościgu samego Ezawa, niezadowolonego z miłosierdzia syna4.

Więc tradycja idzie tu za linią, że nie jest to typowa wyprawa matrymonialna, ale właśnie ucieczka przed zagrożeniem. Jakub nie był do niej przygotowany, zaś po przybyciu na miejsce nie miał szans na zaskarbienie sobie łask rodziny potencjalnej żony. Byłby drugim synem, przybywającym w dziczy, wydanym na pastwę bandytów i zwierzyny mając do obrony tylko skórę. Wcale nie wyglądał na dobrego kandydata na męża.

To pozwoli nam zrozumieć, jak ważna była wizja, którą ujrzał Jakub we śnie. To było potwierdzenie wybraństwa, dotąd opierającego się jedynie na przepowiedni uzyskanej przez matkę i udanych próbach oszustwach reszty członków rodziny. Więc co takiego ujrzał Jakub, że do dziś Ezaw jest uważany za idiotę, który oddał najcenniejszy dar ojcowski – pierworództwo, za miskę soczewicy?

We śnie ujrzał drabinę opartą na ziemi, sięgającą swym wierzchołkiem nieba, oraz aniołów Bożych, którzy wchodzili w górę i schodzili na dół.
Rdz 28,12

Hebrajski oryginał wskazuje, że czynność śnienia jest elementem ciągu czynności. Jakub przybył – i został, i wziął kamień, i podłożył go pod swoją głowę, i śnił. Ten ciąg przerywa zwrot וּהִנֵּה, ȗhȋnnēh, u-hinne, poprzedzający opis drabiny. Wprowadza on nową rzecz, nowy czynnik. Znaczy tyle co „i oto” albo „a oto”. Po – być może, jeśli była to podroż piesza – kilkudniowej intensywnej podroży, dodatkowo obardzonej troską o swe przyszłe losy i to, co go czekać będzie w domu po powrocie, Jakub dotarł na miejsce. Jakieś miejsce, leżące w pobliżu średniej rangą osady Luz i nie mogąc liczyć nawet na bezpieczny nocleg na placu (na co powoływali się Aniołowie wysłani do Sodomy, gdy Lot zaprosił ich do siebie) musiał wybrać miejsce odludne. Po takim wysiłku, nawet w warunkach niewygody, łatwo zapaść w ciężki i obfity w widzenia sen. W tej sytuacji mogło się przyśnić wiele rzeczy.

Co się przyśniło? סֻלָּם, sullām, sullam, czyli słowo pochodne od czasownika סָלַל, sālal, salal. Pojawia się on w Biblii tylko jeden raz, właśnie we śnie Jakuba. Salal oznacza „narzucić, wyrównać, wybudować lub usypać drogę, zrzucić coś w jedno miejsce”. Sullam więc wskazuje na pewną konstrukcję, która zbierała materiał w jedno miejsce i tworzyła drogę z dołu na górę i na odwrót. Było to ułatwienie dostępu tworzone przez kogoś zdolnego to zrobić.

A trzeba było nie lada zasobów, by zbudować starożytną autostradę do nieba. Czasowniki użyte w jej opisie wskazują na jakąś konstrukcję opartą na ziemi i sięgającą niebios. Stąd przez wyznaczenie dwóch końców, bez opisu reszty szczegółów, przyjęła się drabina. Aniołowie pewnie żałowali, że Jakub nie wyśnił schodów ruchomych. W każdym razie, gdy w Mezopotamii władcy chcieli odtworzyć ten koncept „schodów do nieba”, potrzebowali solidnego nasypu. Tak samo po drugiej stronie oceanu – Aztecy w celach kultycznych składali ofiary na naturalnych lub sztucznych wzgórzach.

A co jeśli to, co ujrzał Jakub to jednak droga, wyznaczony i zabezpieczony szlak komunikacyjny? Drogę przez łatwy teren może wydeptać tłum zachęconych zyskiem kupców czy uciekinierów, szukających bezpiecznej strefy. Drogę przez teren trudny, niedostępny musi ktoś wyznaczyć, dostosować projekt do możliwości technologicznych, zbudować, utrzymywać i w ramach możliwości unowocześniać ktoś z pieniędzmi, a więc i z władzą. Drogę taką budował król, by usprawnić poruszanie się gońców, wojsk, kupców, towarów (te dwa ostatnie, by mieli po co się poruszać poborcy podatkowi) po szlakach, na których mu zależało i które naturalnie nie sprzyjały przemieszczaniu się.

O ile można zrozumieć połączenie drogowe między miastami za mniej lub bardziej ciekawe wyzwanie technologiczne, to połączenie ziemi i nieba wymagało gigantycznych zasobów i sporej ilości naiwności lub symboliki. Nic dziwnego, że ta idea zrodziła skojarzenie, że drabina Jakubowa była ucieleśnieniem zigguratu5.

Według rozumienia babilońskiego to ziggurat był bramą bogów (to oznacza słowo Bab-ilani, zgrecczane na Babilon, po hebrajsku zaś בָּבֶל, Bāḇel, Bawel) – mostem między niebem a ziemią. Było miejscem, gdzie kapłani i kapłanki, królowie i królowe wstępowali do nieba i wracali z powrotem. Paradoksalnie była to realizacja nieudanego projektu z rozdziału 11. Księgi Rodzaju, gdy to ludzie chcieli z cegieł zbudować drogę do nieba.

Kto po tej drodze się poruszał? Byli to מַלְאֲכֵי אֱלׂהִם, malǎḵê ᾽êlōhim, malachej elohim, Aniołowie (a więc posłańcy) Boży. Była to więc droga komunikacji między niebem a ziemią. Co więcej, jako że miasta (a tym bardziej ostatnie punkty obrony – twierdze i pałace) wznoszono w nieraz w miejscach obronnych, położonych wyżej i raczej dobrze skomunikowanych, drogi tam prowadzące wznosiły się. Okej, w Babilonie najpierw trzeba było zejść w niżej położone, żyzne tereny, ale w realiach żydowskich? Także tam raczej rozproszeni posłańcy byli znacznie częściej widywani tam, gdzie przebywał władca niż z dala od stolicy. Tak więc działający po całym świecie Aniołowie wychodzi z nieba i wracali do niego właśnie przez bramy nieba, których szczytem było o miejsce.

A oto Pan stał na jej szczycie i mówił: «Ja jestem Pan, Bóg Abrahama i Bóg Izaaka. Ziemię, na której leżysz, oddaję tobie i twemu potomstwu. A potomstwo twe będzie tak liczne jak proch ziemi, ty zaś rozprzestrzenisz się na zachód i na wschód, na północ i na południe; wszystkie plemiona ziemi otrzymają błogosławieństwo przez ciebie i przez twych potomków. Ja jestem z tobą i będę cię strzegł, gdziekolwiek się udasz; a potem sprowadzę cię do tego kraju. Bo nie opuszczę cię, dopóki nie spełnię tego, co ci obiecuję».
Rdz 28, 13-15

Jakub nie przekazał nam jak wyglądał Pan (יהוה), jednak na pewno wiedział, kto do niego przemawia sponad szczytu drabiny. Przedstawia się On jako יְהוָה אֱלׂהֵי, Jᵉhwāh Êlōhê, Jehwa Elohej, Pan Bóg i wskazuje na powiązanie z Abrahamem i Izaakiem, nazywając się Bogiem Abrahama i Izaaka. Nie ma mowy o Ezawie ani Rebece, więc błogosławieństwo jasno i klarownie jest przekazywane w konkretnej linii. Skoro Izaak pobłogosławił Jakuba, nawet w efekcie oszustwa, to układ pozostawał w mocy.

Jest to błogosławieństwo bardzo podobne do tego, jakie otrzymywał Abraham, jednak pojawia się tu nowy czynnik – zajęcie czterech stron świata. Jest też nowy czasownik, opisujący to jak to rozprzestrzenienie się dokona. פָּרַץ, pāraṣ, parac oznacza „przedrzeć się, wedrzeć się, zrobić wyłom, rozprzestrzeniać się, rozchodzić się, rozrastać”. Od tego czasownika pochodzi imię Peresa – syno-wnuka Judy, który to wnuk przedarł się na świat przed swym bratem, Zarą (por. Rdz 38,29). Skojarzenie jest więc w pierwszej kolejności związane z raczej agresywnymi działaniami. Pamiętajmy, że w tym momencie to Jakub był ofiarą (mniej lub bardziej uzasadnionej) agresji swojego brata.

Powtarza się tu motyw swoistego promieniowania skutków błogosławieństwa na wszystkie ludy ziemi znany z Rdz 12,3, nie ma jednak charakterystycznego zwrotu zakładającego przekleństwo wobec nienawidzących Jakuba i błogosławieństwa dla tych, którzy mu sprzyjają. Wydaje się on zastąpiony właśnie obietnicą ekspansji terytorialnej. W sumie, byłoby to logiczne, skoro Ezaw zawarł przymierze matrymonialne i z Izmaelitami i z Kananejczykami. Jakub zaś szedł sprzymierzyć się z własną rodziną, bardzo odległą geograficznie i niekoniecznie liczną. Rodzina Betuale mogła zostać zdziesiątkowana w ciągu kilkunastu lat zwykłą zarazą. Jakub był bezżenny i samotny w morzu (co najmniej neutralnych) ludzi. Jednak, w odróżnieniu od Abrahama, był młody i silny.

Co jednak z resztą? Bóg nie mógł (rabini, brońcie!) przekląć potomstwa ani Izmaela, ani Ezawa (zwanego Edomem). Było to dopuszczalne wobec Ammonitów i Moabitów, potomków Lota – bratanka Abrahama. Tym bardziej wobec potomków Chama i Kanaana. Potomkom Abrahama, nawet oddzielonym od pierwotnego błogosławieństwa należał się udział w dobrodziejstwach. Więc Żydzi jakoś mogli ścierpieć panowanie edomickiej dynastii herodiańskiej. Tak, tej z której wywodził się Herod Wielki od rzezi niewiniątek (i masy własnych krewnych krewnych, znanych głównie analitykom psychologii postaci historycznych6) i Herod Antypas, ten uczestniczący w procesie Chrystusa.

Obietnica końcowa zawiera sprowadzenie Jakuba do הָאֲדָמָה הַזּׂאת, hā᾽ǎḏāmāh hazz᾽ōṯ,ha-adama hazzzot,a więc „tejże ziemi” w sensie całej zamieszkanej powierzchni ziemi. To nie הָאָרֶץ, hā᾽reṣ, ha-arec „Ziemia Izraela” w rozumieniu tradycjonalistów. Ha-adama to cała zamieszkała przez rodzaj ludzki powierzchnia ziemi. Albo po prostu ziemia. W sumie, ostatecznie Jakub-Izrael został pochowany w ziemi kanaanejskiej, choć zmarł w Egipcie, gdzie można było skończyć pod ziemią, jednak nadal w oddzielającej od niej sarkofagu.

A gdy Jakub zbudził się ze snu, pomyślał: «Prawdziwie Pan jest na tym miejscu, a ja nie wiedziałem». I zdjęty trwogą rzekł: «O, jakże miejsce to przejmuje grozą! Prawdziwie jest to dom Boga i brama nieba!»
Rdz 28, 16-17

Zbudzenie ze snu nie jest przerwaniem wizji sennej, ale po prostu przebudzeniem się. Śnienie jako doznawanie pewnej wizji określa czasownik חָלַם, ḥālam, chalam, wizję senną zaś rzeczownik חֲלוֹם, ḥǎlȏm, chalom. W tym wersie na sen jako spoczynek użyto rzeczownika שֵׁנָה, šēnāh, szenah. Rdzeń שׁנה, š-n-h, sz-n-h* jest dość wieloznaczny. W podstawowym znaczeniu oznacza zmienić się, inaczej się zachowywać, być odmiennym, innym, drugim i jest powiązany z liczebnikiem „drugi”. Wyraża powtarzanie się, ale też zmianę, zniekształcenie.

Sny nieraz odnoszą się do naszej rzeczywistości, ale niedoskonale – niczym krzywe zwierciadło. Jakub wychował się zapewne w duchu przepowiedni uzyskanej przez matkę (por. Rdz 25,25-26), czyli to on miał być wybrańcem, spadkobiercą Abrahama. Zawsze jednak ważniejszy był Ezaw. Trzeba było dwóch oszustw, by uzyskać błogosławieństwa, a jednak teraz był sam, w drodze na wygnanie, bez szans na szybkie zdobycie żony, z mizerną nadzieją na bezpieczny powrót. Nawet gdyby powrócił po śmierci brata, na razie był bezdzietnym kawalerem, podczas gdy jego brat miał już trzy żony.

Sen o Bogu, który zapewnia Jakuba o wybraństwie mógł ukoić nerwy, skołatane ucieczką i wędrówką przez dzikie tereny. W sensie psychologicznym jest zrozumiały. W sensie teologicznym także. Było to potwierdzenie, że nawet w niezbyt sprzyjającej sytuacji, gdy wszystko co miał – pierworództwo i błogosławieństwo ojcowskie – było kradzione, to złodziej został spadkobiercą Abrahama. Bóg autoryzował niejako oszustwa dokonane przez Jakuba i Rebekę i potwierdzał ważność przepowiedni.

Mimo tego Jakub nie jest spokojny. Dobrze, jego pierwszą wypowiedź można uznać za myśl budzącego się człowieka, który rozpędzającym się z wolna po przebudzeniu umysłem, powoli ogarnia po której stronie granicy snu i jawy się znajduje. Jego słowa, że „prawdziwie Bóg jest/bytuje na tym miejscu” (אָכֵן יֵשׁ יְהוָה בָּמָּקוֹם, ᾽āḵēn jēš JHWH bāmmāqȏm, achen JHWH jesz bam-maqom) to stwierdzenie faktu. Potem zaczyna rozumieć konsekwencje.

Kolejne zdanie jest wprowadzone słowami וַיִּירָא וַיּאׁמַר, wajjȋrā wajjōmar, waj-jira waj-jomar – „przeraził się i powiedział”. Dopiero teraz następuje przestrach, bo skoro tu jest Bóg, to miejsce jest נוֹרָא, nȏrā᾽, nora, czyli przerażające. Nora to imiesłów od jara, więc w tekście Tysiąclatki mamy upiększenie stylistyczne.

Dalej Jakub nazywa to miejsce dwoma terminami „domem Bożym” (בֵּית אֱלׂהִים, bêṯ ᾽Ĕlōhȋm, bejt Elohim) i „bramą niebios” (שַׁעַר הַשָּׁמָיִם, ša’ar haššāmājim, szar hasz-szamajim). Pewnie nikogo nie zaskoczy to, że uciekają tu wieloznaczności słowa „dom”, które może oznaczać też pałac. Jeśli czytacie od początku ten komentarz wiecie też pewnie, że końcówka -im w hebrajskim wskazuje liczbę mnogą. Może też wiecie, że to, kto pisał dany tekst biblijny rozpoznaje po tym, czy używał imienia Bożego (JHWH – tradycja jahwistyczna) czy tytułu (Elohim – tradycja elohistyczna).

Tu we śnie Jakub widzi JHWH, nazywa go tak w pierwszym zdaniu wypowiedzianym po przebudzeniu, po czym przemiennie używa tych zwrotów. Ale sens doskonale pokazuje jego przysięga. Najpierw jednak przejdźmy do kamienia, który Jakub podłożył sobie pod głowę.

Wstawszy więc rano, wziął ów kamień, który podłożył sobie pod głowę, postawił go jako stelę i rozlał na jego wierzchu oliwę. I dał temu miejscu nazwę Betel. – Natomiast pierwotna nazwa tego miejsca była Luz.
Rdz 28,18-19

Bohaterem tych dwóch wersów ewidentnie jest kamień, służący Jakubowi za poduszkę. Jakub ustawia go jako מַצֵּבָה, maṣṣēḇah, maccewa*. Ktoś powie, że macewa to żydowski nagrobek, czasem z całym życiorysem wyrytym w słowach i symbolach. Jak na ironię, tu oznacza miejsce święte, podczas gdy nagrobek w tradycji żydowskiej miał oznaczać miejsce, które kapłan powinien omijać, by nie zarazić się nieczystością7. Rdzeń מצב, m-ṣ-ḇ, m-c-w wskazuje jednak przede wszystkim na coś osadzonego.

Jeśli Jakub chciał na szybko oznaczyć miejsce, mógł wykopać dziurę w ziemi i postawić na sztorc kamień, po czym może podeprzeć go innymi dla pewności, że się nie przewróci. Nie musiał ryć w nim, by opisać zdarzenie, które tu nastąpiło. Może nawet nie myślał o tym w chwili, gdy ustawiał tę stelę. Stela była właśnie płytą kamienia, znaną powszechnie w kultach Bliskiego Wschodu od dawna w czasach Jakuba. Od jak dawna? Jakub urodził się w XX wieku przed Chr. Stelle znane były od od 4 000 lat przed Chr., czyli od CL wieku przed Chr. Były standardowym elementem kananejskich budowli kultowych. Znajdowane przy nich baseny wskazują, że służyły do libacji, czyli wylewania płynnej ofiary8. Stella jest namaszczona od góry tłuszczem czy też oliwą (שֶׁמֶן, šemen, szemen*), zapewne jako akt poświęcenia.

Jakub nie był więc nowatorem. Ważne jest jednak to, jak nazywa to miejsce, zwane do tej pory uporczywie „tym miejscem”. Od teraz to בֵּית־אֵל, Bêṯ-᾽Ēl, Bejt-El, Dom Boga. Wcześniej ta okolica była znana jako Luz (לוּז, Lȗz, Luz). Prawdopodobnie Luz było miastem istniejącym niedaleko Betel lub Betel było jego dzielnicą, czymś jak Jasna Góra dla Częstochowy: ośrodkiem religijnym niebędącym tożsamym z miastem. Całkiem jednak możliwe, że osiedle czerpało zyski z pielgrzymek i pielgrzymów, a granica między miejscowościami była co najwyżej umowna. W toku historii miasto-matka tak bardzo zaczęło kojarzyć się z pielgrzymkową miastem-córką albo z dzielnicą, że zaczęto je pomijać. Albo, co gorsza, gdy Izraelici zajęli Kanaan biedne Luz odeszło w zapomnienie, bo nie kojarzyli go ze swoim patriarchą. Zostawili jedynie krótką notkę o tym, jak dawniej nazywało się Betel.

Luz pojawia się w Księdze Jozuego w opisie granic. Zachodzi ciekawa zmiana między rozdziałem 16. i 18. W 16, 2 autor podaje, że granica pokolenia Efraima „po czym prowadziła od Betel do Luz i skręcała ku posiadłościom Arkijczyków w Atarot”. W 18,13 czytamy w opisie granic ziem Beniaminitów „Stąd biegła granica do Luz, na południe przełęczy górskiej Luz, czyli Betel”. Wydaje się więc, że Betel było rzeczywiście miejscem powiązanym z Luz, miejscem na przełęczy, ale było „Betel koło Luz”.

Oczywiście, mogło być tak, że pozbawiony dobytku w tej czy inny sposób wędrowiec zaszedł w okolice Luz, w pewnym miejscu miał wizję i nazwał je Betel. Była to nazwa znana jego rodzinie i gdy ta wróciła (znacznie liczniejsza) kamień dalej tam stał, czego po chwili nie można było powiedzieć o ludności najbliższego miasta.

Inną wersję przedstawia Księga Sędziów:

Z kolei i pokolenie Józefa udało się ku Betel, a Pan był z nim. Pokolenie Józefa posłało najpierw wywiadowców do Betel – a nazwa tego miasta brzmiała niegdyś Luz. I spotkali wywiadowcy człowieka wychodzącego z miasta. «Wskaż nam wejście do miasta – powiedzieli do niego – a okażemy ci łaskę». Ten wskazał im wejście do miasta, a oni wycięli ostrzem miecza miasto, tego zaś człowieka wraz z całą jego rodziną wypuścili na wolność. Udał się więc ten człowiek do ziemi Chetytów, gdzie zbudował miasto, któremu dał nazwę Luz, i nazwa ta istnieje aż do dnia dzisiejszego9.

Nie wnikając w szczegóły, mamy tu historię, gdy miasto nazywało się Luz, zostało przemianowane na Betel, ale człowiek, który znał je jako Luz, nazwijmy go „luzytą” , uciekł w czasie podboju przez trzecią siłę – Izraelitów, wcześniej wydając „betelczyków” na rzeź i założył miasto, nazywając je Luz. Może był ofiarą opresji z rąk Kananejczyków, którzy zajęli miasto wiele lat temu i uparli się nazywać je „Betel”? Nie jest to dziwna metoda nazywania miast. Europejczycy nazwali wiele miejsc w Ameryce mianami swoich ukochanych miast, z dodatkiem „Nowy”. Gdyby nasz „luzyta” był Holendrem, nazwałby to nowe osiedle Nowy Amsterdam i pozwoliłby Anglikom przemianować je na Nowy York.

Wróćmy do Jakuba.

Po czym złożył taki ślub: «Jeżeli Pan Bóg będzie ze mną, strzegąc mnie w drodze, w którą wyruszyłem, jeżeli da mi chleb do jedzenia i ubranie do okrycia się i jeżeli wrócę szczęśliwie do domu ojca mojego, Pan będzie moim Bogiem. Ten zaś kamień, który postawiłem jako stelę, będzie domem Boga. Z wszystkiego, co mi dasz, będę Ci składał w ofierze dziesięcinę»
Rdz 28,20-22

Namaszczeniu betylu, czy też steli towarzyszy נֶדֶר, neḏer, neder – ślub, przysięga. Nawet jeśli w tym momencie Jakub był samotny, to zapewne jej wypełnienie odbywało się potem publicznie, niejako nadając rangę sanktuarium. Czymże byłaby Jasna Góra bez ślubów jasnogórskich? Jakub nie jest tu najwspanialszym przykładem bezinteresowności. Fakt, może stawia Bogu drobne wymagania.

Rozbijmy je sobie na warunki teologiczny, socjalny i psychologiczny. Warunek teologiczny jest ciekawy w kontekście końcówki. Brzmi on, w streszczeniu, „jeśli będzie Bóg ze mną i będzie strzegł mnie” (אִם–יִהְיֶה אֱלׂהִים עִמָּדִי וּשְׁמָרַנִי, ᾽im-jihjeh ᾽ĕlōhȋm ‘immāḏȋ ȗšᵉmāranȋ,im-jihje Elohim immadi u-szemarani).Nie jest to nic wielkiego, zwykłe uznanie, że to ten byt nadprzyrodzony ma chronić wędrowca i być niejako koło niego. Ciekawostką jest to, że wcześniej w tym rozdziale, w wersie 13., Bóg przedstawił się jako יְהוָה אֱלׂהֵי, Jᵉhwāh Êlōhê, Jehwa Elohej. Gdy porównacie to z zapisem z poprzedniego wersu w samogłoskach doprowadzimy do przeciągnięcia kreski w drugim jod, by drastycznie zmienić znaczenie (z יהיה, jhjh do יהוה, JHWH). Jednak zastępy zmieniły też swoją formę gramatyczną, więc może to element mnemotechniki – metody używania pamięci, w tym wypadku podobnych w zapisie i fonetycznie, ale wciąż odrębnych od siebie zwrotów.

Drugi, socjalny warunek jest niejako zbiorczy – to chleb do jedzenia (לֶחֶם לֶאֶכׂל, leḥem le᾽eḵōl, lechem le-echol) i odzienie do noszenia (וּבֶגֶד לִלְבּׂשׁ, ȗḇeḡeḏ lilbōš, u-weged lilbosz). To są rzeczy, o które mógł prosić jedynie ktoś w naprawdę skrajnej biedzie, nastawiony na realizację celu minimum utylitarysta albo prawdziwie miłujący prostotę filozof. W sumie to zabawne, że człowiek, który oszukał brata potrawą, a ojca – przebraniem teraz nie ma najwyraźniej ani co jeść, ani czym się okryć.

Może więc to dla Jakuba moment przełomowy w jego historii? Zrozumiał swe błędy, był odtąd szczery i brzydził się kłamstwem? Jeśli tak myślicie, weźcie głęboki wdech. Zróbcie powolny wydech. Głęboki wdech, powolny wydech. Głęboki wdech, powolny wydech. Uspokójcie się, moralizatorzy biblijni. Daleko do tego, by Jakub przestał widzieć drogę do spełnienia Bożej wizji.

Warunkiem psychologicznym, czy może socjologicznym jest to, że Jakub wróci do domu swojego ojca „w pokoju” (בְּשָׁלוֹם, bᵉšālōm, be-szalom). Niezależnie od tego, czy zakładał po prostu, że Ezawowi przejdzie gniew i wróci po jakimś czasie do Beer-Szeby jakby nic się nie stało, czy może liczył na powrót z armią lub wielkim majątkiem – liczył na święty spokój, że będzie bezpieczny i że nadal będzie to dom jego ojca. Ten drugi warunek jest logiczny, gdy weźmiemy pod uwagę, że jego brat był silny i już może miał dzieci w drodze, ich ojciec był stary, a matka podpadła spadkobiercy. Po powrocie Jakub mógł wrócić do domu swojego brata i mieć w nim tyle do powiedzenia, co Stańczyk – może cwany i wygadany, ale jednak bez szans na przewodzenie na arenie międzynarodowej.

Co ciekawe, Jakub nie prosi o znalezienie szybko żony i zdobycie licznego potomstwa. Może to wynikać z dwóch czynników. Głodny i nagi człowiek nie snuje planów matrymonialnych. Chce dożyć jutra. Ponadto Bóg obiecał potomstwo w ramach błogosławieństwa danego Abrahamowi i Izaakowi, przechodzącemu na ich potomka, więc błagalnik mógł uznać to za zagwarantowane. Nie ulega jednak wątpliwości, że opieka bóstwa bardzo się w tym temacie przyda.

Warunki są godne żebraka, uciekiniera. Nie chce umrzeć z głodu, czy z zimna i chce wrócić do domu. Skromnie, ale też nieco bezczelnie. Bóg przedstawił się ze szczytu niebiańskiej drabiny jako Bóg Abrahama i Izaaka, zapewne w ten sposób wskazując na ich sukces jako na swoje dzieło. I teraz Jakub mówi, że jeśli dożyje bezpiecznego powrotu do domu, to Jahwe będzie jego bogiem i dostanie dziesięcinę ze wszystkiego co dostanie. Jedna dziesiąta z majątku czy zysku to wygodny w naszych realiach system podatkowy – nie wiem jak jest z Anglosasami i ich galonami. Często był też stosowany właśnie jako wyznacznik podatku na rzecz króla albo świątyni. Skoro na razie nie ma w Betel żadnego sanktuarium, gdzie można by złożyć tę daninę u kapłana, zapewne chodziło o ofiarę ze zwierząt w tym konkretnym miejscu10.

Nie wiemy czy i jak Bóg zgodził się na te warunki. Może były to warunki minimum, powszechnie uznawane, rodzaj zwyczajowego kontraktu z bóstwem w chwili niedoli. Wiemy, co stało się dalej. Przejdźmy więc z Jakubem, najwyraźniej bez przygód i wartych wzmianki postojów do spotkania z jego ukochaną, a na razie „nie-tak-przyszłą żoną”.

Następny wpis: Oszust oszukany. Komentarz do Księgi Rodzaju. Cz. 45 (Rdz 29,1-30).

1Por. Komentarz do Starego Testamentu. Księgi Protokanoniczne, John. H. Walton, Victor H. Matthews, Mark W. Chavalas, VOCATIO 2019, s. 44.

2Jakub pracował siedem lat za Rebekę i siedem lat za Leę, jego praca miała więc wartość 140 sykli srebra, więc w obu wypadkach sporo przepłacił.

3Dokładnie 1,48 cm dla 30 sykli i 1,68 cm dla 40 sykli. Choć pewnie metal miał nieco inną konsystencję, zależna od czystości rudy, jednak nadal wiano dało się w miarę łatwo upchnąć w kieszeni.

4Za: R. Graves, R. Patai, Mity hebrajskie. Księga Rodzaju, Kraków 2020, str. 206. Oczywiście tradycja pomija tu postanowienie Ezawa, by poczekać z zabiciem Jakuba do śmierci ojca.

5I będzie miała wpływ na popkulturę przez to, że jedna kapela nagra piosenkę ”Schody do Nieba”, a inna ”Autostrada do piekła”.

6Choć, jak się pomyśli i ograniczy masakrę do konkretnej daty urodzin Mesjasza w konkretnej okolicy (niezbyt bogatej), do której sam Herod wysłał Mędrców ze Wschodu – wizja wysłania specjalnej ekipy dzieciobójców zbierających dane i pozorujących wypadki… nie byłaby wyobrzymiona.

7Nagrobek [w:] A. Unterman, Encyklopedia tradycji i legend żydowskich, tłum. O. Zienkiewicz, Warszawa 2000, s. s.196.

8Por. J.H. Walton, V.H. Matthews, M.W. Chavalas, Komentarz historyczno-kulturowy do Starego Testamentu. Księgi Protokanoniczne, Warszawa 2019.

9Sdz 1,22-26.

10Por. Komentarz historyczno-kulturowy do Starego Testamentu. Księgi protokanoniczne, J.H. Walton V.H. Matthews, M.W. Cavalas, Warszawa 2019, s. 17.

Wyprawa po żonę. Komentarz do Księgi Rodzaju cz. 43 (Rdz 27,41-28,9)

Wyróżnione

Po wykradzeniu błogosławieństwa Ezaw na pełno nie był zachwycony i raczej niechętnie widywał Jakuba. Jak długo mieszkali razem? Czy może potem Jakub trzymał się swoich stad, a Ezaw zarządzał domostwem albo chodził na polowania? Jak do sprytniejszego brata odnosili się rodzice? O ile Rebeka niewątpliwie była zachwycona udanym fortelem – sama w końcu go zaplanowała, sam Izaak już mógł być zirytowany tym, że to, co zostało mu skradzione czyni złodzieja nietykalnym. Pobłogosławiony Jakub nie mógł zostać przeklęty bez surowej kary. Powiedzmy sobie szczerze: miłość do syna-oszusta ma swoje granice, zwłaszcza, gdy jednak bardziej kocha się tego drugiego, także oszukanego. Błogosławieństwo nie zakładało wszak choćby szacunku ze strony otoczenia.

W końcu Ezaw musiał nie wytrzymać, tym bardziej, że pewnie też i wśród domowników dochodziło powoli do zmiany sympatii. Lepiej było trzymać z pobłogosławionym następcą niż potencjalnie przeklętym rywalem. Musiał panować stan niepokojącego napięcia i ktoś musiał zadać cios, a jeśli by do tego doszło, Jakub byłby bez szans.

2.1. W poszukiwaniu żon(y)

Ezaw znienawidził Jakuba z powodu błogosławieństwa, które otrzymał od ojca, i taki powziął zamiar: «Gdy nadejdą dni żałoby po moim ojcu, zabiję mojego brata Jakuba».
Rdz 27, 41

Najwidoczniej już w tym momencie pojawiły się dwa obozy wśród rodziny i powinowatych: jeden, „Jakubowy” i drugi, „Ezawowy”. Starszy z bliźniaków miał wszelkie powody, by czuć niechęć do młodszego – o czym wiedzieli wszyscy domownicy. Owszem, ktoś naiwny mógł wierzyć, że Ezaw, człowiek (choć żywiołowy) prosty, pokornie pogodzi się z losem, jednak ktokolwiek (znający tylko lekko ludzką psychologię) musiał wiedzieć, że pod pozornym posłuszeństwem woli ojca i tradycji kłębiły się myśli, które mogły znaleźć ujście nie tylko w słowach, ale i w czynach.

Zapewne więc oba obozy się wzajemnie szpiegowały, wszak podział nie mógł być ścisły i jasny, zresztą pewnie starano się przeciągnąć niezdecydowanych na swoją stronę, a to idealna przestrzeń, by przemycić „swoje” uszy i oczy. Choćby niewyrażająca głośno swej opinii żona słuchająca tyrad męża ”ezawity” i przekazująca je zaprzyjaźnionym „jakobitom”. Ponadto ktoś szczerze oburzony na postępek Jakuba, niechętny Rebece i sprzyjający Ezawowi jako okradzionemu, mógł uważać słowa o planowanym zabiciu brata jako jeszcze gorszą rzecz i nie zgadzać się na większą niesprawiedliwość. Więc nie musiało chodzić o podsłuchanie rozmowy Ezawa z żonami czy sługą, ale mamy szersze pole dla wyobrażenia sobie tej sceny na inne sposoby.

Oczywiście, mogło być tak, że w obecności rodziców, albo samej Rebek,i Ezaw powiedział, że nie chce sprawiać przykrości ojcu, ale gdy ten odejdzie, Jakub szybko dołączy do niego.

Ciekawą rzeczą jest tu, dlaczego Ezaw postanowił wybrać taki, a nie inny termin na zabicie młodszego brata, a konkretnie dni żałoby po ojcu. Możliwe, że szło nie tylko o czysto rytualne okazanie czci, ale też synowską miłość. Pamiętajmy – Izaak faworyzował starszego brata, podczas gdy młodszy go oszukał podstępnie, korzystając z jego słabości, ślepoty.

Takiego zdrajcę należało ukarać, ale przecież choćby wygnanie Jakuba spowodowałoby żal, świadomego wszak bliskości śmierci ojca. Stąd zapewne planowane odsunięcie brata od władzy (i życia) Ezaw zaplanował na czas, gdy ojca to nie zabije ani nie zasmuci, a gdy ukaranie zdrajcy byłoby całkiem honorowym aktem.

Oczywiście mówimy tu o dość ograniczonej grupie czterech członków rodziny głównej (Izaak, Rebeka, Jakub, Ezaw), ale i Izmaelu, wolącym zapewne by stada brata przejął jego izmaelowy zięcio-bratanek. Zięć Ezawa-Edoma. jako mąż jego córki, bratanek jako syn brata, łączył te role, więc i zapewne jego wnukowie i wnuczki szukaliby małżonków wśród Ezawitów – tak, jak potem Jakub szukał potomstwa wśród swoich krewnych, potomków Charana.

Kiedy Rebeka dowiedziała się o tym, co mówił Ezaw, jej starszy syn, kazała zawołać Jakuba i rzekła mu: «Ezaw, twój brat, zamierza cię zabić. Posłuchaj więc mnie, synu mój: przygotuj się i uchodź do brata mego, Labana, do Charanu. Pozostań tam przez jakiś czas, dopóki nie uśmierzy się gniew twego brata. A gdy już przestanie on gniewać się na ciebie i zapomni, co mu uczyniłeś, wtedy dam ci znać i sprowadzę cię stamtąd. Czemu miałabym was obu jednocześnie stracić?»
Rdz 27, 42-45

Co ciekawe, w pierwszej kolejności1, Rebeka kieruje się nie do Izaaka, a do Jakuba, do tego nie bezpośrednio. Musi go wezwać i zawołać przez zapewne sługę. Padają tu słowa tu słowa וַתִּשְׁלַה וַתִּקְרָא, wattišlah wattiqrā᾽, wat-tiszla wat-tiqra – „i posłała i zawołała”. Dlaczego dwa czasowniki? Czemu najpierw posłała, a potem zawołała, tak jakby wezwanie ustami sługi pozostało bez odpowiedzi, po czym ona sama musiała interweniować?

Może Izaak nie ufał służbie i bał się podstępu ze strony brata, który mógłby go wyciągnąć przez swojego szpiega z bezpiecznego otoczenia? A może czuł się już na tyle pewnie, że nie rozumiał pilności wezwania lub wpierw zignorował matkę, reprezentowaną przez innego domownika?

W każdym razie Jakub w końcu przychodzi do matki i znowu to ona gra pierwsze skrzypce, mówi mu co robić, jak działać. Nie ma narady, nie ma własnej inicjatywy. Ze strony syna nie słyszymy ani jednego słowa. Nadal jest on biernym uczestnikiem zdarzeń, może czerpiącym z nich korzyści, ale nawet postawiony przed realnym zagrożeniem, grzecznie słucha, co mu powie matka.

Może to element zaufania dla starszego pokolenia, ukochanej matki, objaw szacunku, ale też uczenia się pewnego, typowego dla rodziny Betuela, przebiegłego sposobu myślenia. Jak kowal uczył synów kowalstwa, żeglarz żeglarstwa, córki uczyły się od matki tkactwa, piwowarstwa czy gotowania tak teraz Rebeka na szybko uczyła syna forteli.

Załóżmy, że Ezaw jednak dopiąłby swego i skutecznie usunąłby Jakuba z rodziny? Co miałoby się wtedy stać z Rebeką? Pamiętajmy, może i była głową całej tej intrygi, ale też była matką Ezawa, choć była ona mu niechętna, a na pewno mniej przyjazna niż wobec Jakuba. Czy zabiłby ją, czy tylko skazałby na życie na odludziu, a może trzymał blisko, by nie mogła szkodzić? W każdym razie, znana z miłości do Jakuba, Rebeka nie mogła mieć łatwego życia gdyby Ezaw spełnił swój zamiar. Nie leżało to tylko w interesie Jakuba, ale też dla niej najlepszą opcją było utrzymać pobłogosławionego syna jak najdłużej przy życiu.

Nie mogła tego zrobić bez błogosławieństwa ojca, który nadal żył i chyba był zdolny wydawać polecenia – jak zaraz zobaczymy. Choć kto decydował, jakie to będą polecenia? Spójrzmy na te słowa.

Rebeka mówiła do Izaaka: «Sprzykrzyło mi się życie z tymi Chetytkami. Jeżeli jeszcze Jakub weźmie sobie za żonę Chetytkę, czyli jedną z tych kobiet, które są w tym kraju, to już nie będę miała po co żyć!»
Rdz 27,46

Pretekst został starannie dobrany przez Rebekę. Przecież ona sama została wybrana jako żona dla Izaaka z powodu pokrewieństwa i podobieństwa poglądów, wynikającego z podobnego wychowania. Na pewno nie cierpiała swoich synowych po stronie Ezawa, inaczej niż ona myślących „córek Heta” (בָּנוֹת־חֵת, bānȏṯ Ḥēṯ, banot Chet). Zwrot „z córek tej ziemi tej ziemi” (מִבְּנוֹת הָאָרֵץ, mibbᵉnȏṯ hā᾽ārēṣ, mib-benot ha-arec) jasno wskazuje, że Rebeka nie lubi lokalnych kobiet, nie chce, by któraś została jej synową, ale też wskazuje ważny termin – הָאָרֵץ, hā᾽ārēṣ ha-arec, czyli TA ziemia, Ziemia Obiecana, Ziemia Izraela. Dla niej „ta ziemia” to po prostu najbliższa okolica, zamieszkana przez obcy lud. Taki argument musiał być mocny dla Izaaka, bo na pewno znał on obietnicę daną Abrahamowi, że z tej ziemi jego potomkowie wyprą wielu jej mieszkańców, w tym Hittytów.

Zarówno tekst polski, jak i hebrajski sugerują, że nie była to jedna rozmowa, ale dłuższa perswazja – nie pada tu słowo „powiedziała”, „rzekła” czy inne sugerujące jednorazowe i szybkie przekonanie męża do swoich racji synonimy. Zagrożenie mogło nie być tak palące, wszak Ezaw obiecał zabić Jakuba dopiero po śmierci ojca, więc jeśli ten trzymał się dobrze, był czas na działanie i urabianie.

A na polu rodzinnym? Bez religijnych motywacji? Czy był to dziwny argument? Nie, wszak nie jest wskazane nigdzie, że Izaak pochwalał w pełni życiowe wybory Ezawa w kwestii partnerek. Może było to motywowane narzekaniem Rebeki, bardzo aktywnej bohaterki tego epizodu. Może ta antypatia udzielała się też jej mężowi, ale liczył on na pozytywny wpływ Ezawa, jako męża ,na żony i dzieci, jednak ten był dla matki Jakuba niewyobrażalny – dla niej to żona wpływała na męża i na dzieci.

Rebeka znała siłę wpływu tradycji i wiedziała, jak wychowała Jakuba, ale czemu wykluczyła z tego wpływu Ezawa? Może wpływa na tę narrację na mizoginia i przypisanie kobietom popadanie w zabobony. Skoro wróżka powiedziała, że dziedzicem będzie drugi syn, to pierwszy niech przeżyje gdzieś indziej, na uboczu. Matka bliźniaków wiązała swój los z tym, którego wskazała przepowiednia.

W wychowaniu synów Ezaw (myśląc po myśliwsku, czyli adaptując się do lokalnych standardów), na pewno uległby żonie, na co Rebeka nie mogła pozwolić, gdyby wpadł on w łapy Chetytki. Możliwe, że Izaak znał ją na tyle, że wolał odesłać Jakuba do dalekiego kraju na poszukiwania żony idealnej niż ryzykować, że Rebeka stanie jeszcze mniej pewna siebie. Człowiek niepewny siebie, ale zdolny do planowania intrygi staje się niebezpieczny. Syn Abrahama mógł więc troszczyć się o Ezawa, który już raz zjadł (podany przez brata) zgubny posiłek.

Wtedy Izaak zawołał Jakuba, pobłogosławił go i dał mu taki rozkaz: «Nie bierz sobie żony spośród mieszkanek Kanaanu. Idź do Paddan-Aram, do rodziny Betuela, ojca twej matki, i weź sobie tam za żonę jedną z córek Labana, twego wuja. A Bóg Wszechmocny będzie ci błogosławił. Uczyni cię płodnym i da ci liczne potomstwo, tak że staniesz się praojcem wielu szczepów. Błogosławieństwo, [otrzymane przez] Abrahama, da również tobie i twojemu potomstwu, abyś posiadł na własność kraj, w którym przebywasz, a który Bóg oddał niegdyś Abrahamowi». Po czym Izaak wyprawił Jakuba w drogę i ten poszedł do Paddan-Aram do Labana, syna Betuela Aramejczyka, brata Rebeki – matki Jakuba i Ezawa.
Rdz 28,1-5

Ciekawostka, tutaj Izaak musiał tylko raz zawołać Jakuba do siebie, a potem go posłać w nieznane. Nie było tegoż, wprowadzonego przeze mnie, podręcznego sługi, nie było dwóch wezwań. Skąd różnica w podejściu? Może rzeczywiście Jakub czekał na wezwanie od ojca, by ostatecznie zostać głową rodziny, albo był wtajemniczony w spisek matki. Biorąc pod uwagę jego wcześniejszą beztroskę, która wymagała dwóch wezwań od niej – jednego pośredniego i jednego bezpośredniego – zakładałbym raczej, że Jakub szedł do namiotu ojca z wizją wyjścia stamtąd jako naczelnik klanu.

Zauważalna jest tu różnica w nazewnictwie. Rebeka mówiła o wyborze żony spośród córek Cheta, Izaak o wyborze spośród córek Kanaanu (מִּבְּנוֹת כְּנָעַן, mibbᵉnȏṯ Kᵉnā‘an, mib-benot Kenaan). Przy czym Kenaan może oznaczać zarówno kraj, ziemię Kanaanu, jak i syna Chama, potomka Noego, od którego kraj wziął swą nazwę. To echo obietnicy danej Abrahamowi, że ziemia Kanaan zostanie dana jego potomkom. Zamiast konkretnej miejscowości, którą wskazała Rebeka (Charan) Izaak mówi o Paddan Aram (פַּדַּן אֲרָם, Paddan ᾽Ǎrām, Paddan Aram, „Pole Arama”), czyli całym regionie Górnej Mezopotamii.

Ukazuje to inne myślenie męża i żony choćby w temacie tego, jak mobilne jest życie. Rebeka, jako kobieta przywykła do raczej osiadłego trybu, życia wspomniała jedną miejscowość, region. Izaak wskazał całą okolicę, bo przywykł do wędrówek za lepszymi pastwiskami i może podświadomie zakładał, że Laban mógł po prostu się przenieść w inne miejsce. Poza tym wiąże problematyczność lokalnych kandydatek na żonę z ich pochodzeniem od Kanaana, nie zaś z ziemią, jaką zamieszkują.

A Ezaw zobaczył, że Izaak dał błogosławieństwo Jakubowi i wysłał go do Paddan-Aram, aby sobie tam wybrał żonę a błogosławiąc go dał mu rozkaz: «Nie bierz sobie żony spośród mieszkanek Kanaanu!» i że Jakub usłuchał ojca i matki, i udał się do Paddan-Aram. Gdy więc uznał, że mieszkanki Kanaanu nie podobają się jego ojcu, Izaakowi, poszedł do Izmaelitów i oprócz żon, które już miał, wziął sobie za żonę Machalat, jedną z córek Izmaela, syna Abrahama, siostrę Nebajota.
Rdz 28,6-9

Najwyraźniej błogosławieństwo miało charakter albo rodzinny albo publiczny, bo starszy brat jest tego świadkiem i działa zapewne inaczej niż chciałaby Rebeka. Ezaw na pewno nie był zwolennikiem monogamii. Gdy zauważył działanie brata, zdecydował, że też weźmie sobie żony z rodziny ojca. Na razie jedną.

Machalat (מַחֲלַת, Maḥǎlaṯ, Machalat) nie została wymieniona w wykazie potomków Izmaela w 25. rozdziale Genesis, ale pada tam imię Nebajota, pierworodnego syna tego patriarchy (por. Rdz 25, 13), który jest jej bratem. Wraca on, gdy mowa o drugiej żonie Ezawa, Basmat (בָּשְׂמַת, Bāśmaṯ, Bosmat) w Rdz 36,3 – także jego siostrze. Możliwe więc, że więcej do powiedzenia w kwestii wydawania córek Izmaela za mąż miał jego syn, Nebajot. Mogło to wynikać z podeszłego wieku głowy rodu (ale i dalszego pokrewieństwa) albo z chęci wykazania pokrewieństwa matek dzieci Ezawa z pierworodnym, więc najlepszym w domyśle synem Izmaela.

Co do Machalat, jej imię nie ma hebrajskiego tłumaczenia, więc jest bardzo możliwe, że nie pochodzi z mowy hebrajskiej, a właśnie od matki, wychowanej z dziada-pradziada w okolicach dębów Mamre. Może jednak imię córce nadał Izmael, czerpiąc z języka swej matki, Egipcjanki?

Mądrzej pod względem genetycznym postępował Ezaw czy Jakub? W obu wypadkach pokrewieństwo żon z mężami jest podobne. Dla związków Ezawa pierwszym wspólnym przodkiem jest Abraham (czwarte pokolenie) – ojciec Izaaka i Izmaela, zaś w związkach Jakuba jest to Betuel, ojciec Rebeki i Labana (piąte pokolenie). Jednak Hagar była Egipcjanką, była obca, podczas gdy w czwartym pokoleniu po stronie „labanowej” Milka była spokrewniona z Abrahamem jako jego (i swego męża) bratanica.

Paradoksalnie bliższe pokrewieństwo jest tu niewiele gorsze, bo gdyby liczyć od Teracha2, potomstwo Ezawa z Izmaelitkami zawierało 79% (19/24) jego genów, zaś Izaaka z córkami Labana „jedynie” 75% (18/24). Jednak dzieci Ezawa z Kananejkami, córkami Cheta oraz dzieci Jakuba z niewolnicami Labanównych miały tylko 33% (8/24) wspólnych genów ze swoim prapradziadkiem. Dla porównania – przy wyborze całkowicie niespokrewnionej żony za każdym razem wynik ten w pokoleniu praprawnuków wyniósłby 6,25% (1/16) pokrewieństwa z prapradziadem.

Musimy jednak pamiętać, że w tej opowieści nie chodzi o genetykę, ale o kwestię dziedziczenia terachowego błogosławieństwa i misji. O długość nosa wygrywa tu linia Izaaka, która traktuje jednak Izmaela i Ezawa jako intruzów w linii od Teracha do Izraela. Pierwszy to efekt ludzkiej ingerencji w Boże plany, drugi jest praprzodkiem Edomitów, zawziętych wrogów Izraela – ale przede wszystkim dla doczesnych korzyści, miski soczewicy, odrzucił błogosławieństwo pierworodnego. Połączenie linii izmaelickiej i edomickiej sugeruje, że one obie łączą te niepożądane cechy, od których wolny powinien być Izrael.

Jednak bez tego klimatu małżeństwo Ezawa z krewną wzmacniało jego prawa do roszczenia sobie pretensji do dziedzictwa, zwłaszcza gdyby Jakub zaginął (lub „zaginął”) w czasie podróży i nie pozostawił po sobie potomków. Poza tym, szukając żony wśród bliżej żyjących krewnych Ezaw miał szansę szybciej doczekać się potomków. Brak potomstwa u chytrego brata nawet umacniałby w potomstwie Ezawa przekonanie o tym, że sprzedaż pierworództwa i wykradzenie błogosławieństwa ojcowskiego były wbrew woli Boga. Dodajmy, że dobre stosunki z lokalnymi mieszkańcami, wynikające z małżeństw z Hetytkami zapewne nie były dobrze przyjmowane przez czytelników.

A pamiętajmy, że – gdyby nie Laban i jego knowania – wcale się na liczne potomstwo nie zapowiadało. Rachela, ukochana żona Jakuba, dała mu tylko dwóch synów, Józefa i Beniamina. Pozostałych dziesięciu pochodziło z drugiej, niechcianej żony i dwóch niewolnic. Bardziej pobłogosławiony wydawał się więc Ezaw.

Dodajmy do tego, że Ezaw podjął decyzję o poślubieniu nowych żon, gdyż chciał zadowolić ojca, a to jego potomstwa dotyczyła obietnica – nie synów Rebeki. Decyzja Jakuba, jak i poprzedzająca ją decyzja Izaaka, są podyktowane zmęczeniem żony synowymi hetyckimi. Wcześniej jednak dowiadujemy się, że ten wybór był powodem zgryzoty obojga rodziców (por. Rdz 26,34). Więc nawet jeśli i Rebece nie podobała się metoda doboru małżonek przez Ezawa, to decydująca była wola ojca. Zresztą, to spośród jego najbliższej rodziny starszy brat dobrał partnerki idąc po linii męskiej i pomijając Labana.

Jakub więc wybrał się na ryzykowną wędrówkę. Jakby tego było mało, nie wiemy, czy ktoś wybrał się z nim. Teoretycznie było to logiczne, by towarzyszył mu choć jeden sługa, ale nie widzimy takiej osoby. Syn głowy rodu nagle udaje się w nieznane sobie okolice, szukając konkretnej rodziny, by ewentualnie znaleźć tam żonę. Na miejscu zostaje brat mający liczne potomstwo i sympatię patriarchy.

Wygląda to raczej na dolę wygnańca, który musi szukać żony wśród obcych. Owszem, jego losy są znane z narracji żydowskiej, faworyzującej jego linię genealogiczną, więc dla Żydów Jakub nie był wygnańcem, ale raczej bohaterem na początku swej przygody.

1Pomijając to, ze redaktor uznał, ze trzeba przypomnieć kim jest Ezaw – starszym synem Rebeki. Po pierwsze, nie jest nazwany ani pierworodnym dziedzictwa po Abrahamie, ani starszym synem Izaaka.

2Przy założeniu, że każda nieznana z imienia żona jest niespokrewniona z Terachitami, a więc tym samym nie ma z nim wspólnych genów.

Wykradzione błogosławieństwo. Komentarz do Księgi Rodzaju cz. 42 (Rdz 26,34-27,40)

Wyróżnione

poprzedni wpis

Gdy Ezaw miał czterdzieści lat, wziął za żonę Jehudit, córkę Chetyty Beeriego, oraz Bosmat, córkę Chetyty Elona. Były one powodem zgryzoty Izaaka i Rebeki.
Rdz 26,34-35

Te dwa wersy kończą dwudziesty szósty rozdział Genesis i są jakby wstawką, dodatkiem, który zdaje się nie pasować do całej historii. Jednak tylko pozornie nie pasuje do historii o relacjach Izaaka z rodami filistyńskimi i opowieści o błogosławieństwie udzielonym nie-temu-bratu. Informacja o tym, że Ezaw sam sobie wybrał żony, do tego z rodów kananejskich wskazuje na całkiem logiczną motywację dalszych czynów Rebeki i Jakuba. Tym bardziej wydaje się to prawdopodobne, że Izaak nadal faworyzował Ezawa, jemu chciał przekazać błogosławieństwo mimo tego, że doszło do sytuacji, na jaką nie mogła się zgodzić matka braci.

Zawarto nie dość, że małżeństwo niepobłogosławione przez matkę i ojca (może przez ojca, ale na pewno nie przez matkę), ale też był to związek z ludem, który miał zostać pozbawiony ziemi – ta miała przypaść potomkom Abrahama. Co więcej, wiadomym było, że zgodnie z rodzinną tradycją w pierwszej kolejności Ezaw powinien poszukać żony pośród swoich własnych krewnych, potomków Teracha.

Ta presja wynika z faktu, że dziedziczenie odbywa się dla rodziny Abrahama po kądzieli, nie zaś po mieczu. To mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją, nie zaś na odwrót. Rebeka nie chciała, by dziedzictwo rodziny przeszło na obcych wraz z ożenkiem Ezawa.

Matka na pewno zachęcałaby pierworodnego, by udał się do Labana, jej brata a ich wuja i wśród jego córek wybrał sobie żonę – zwłaszcza jeśli od podróżnych wiedziała, że ma ich dwie. Najwyraźniej jednak Ezawowi nie było ku temu spieszno. Dlaczego? Być może wiele podróżując w ramach łowów nie był tak rodzinnie wychowany jak Jakub, poza tym znał wielu ludzi i ich rodziny, a skoro wspomniano imiona i jego żon i ich ojców, nie byli to ludzie nic nie znaczący wśród Chetytów. Ezaw mógł myśleć o przejęciu Kanaanu i realizacji objęcia władania w nim przez potomków Abrahama nie na zasadzie wyparcia siłowego, ale przymierza.

Poza tym – jeśli Laban był bogaczem i był dobrze znany, zapewne dobrze znany był też jego spryt, który doprowadził potem Jakuba do tyluż niekorzystnych umów. Prostoduszny myśliwy mógł nie chcieć zadawać się z taką rodziną. A dalsza historia, zwłaszcza wpływ Rebeki na Jakuba wiele wskazywał, że spryt był u Labana więcej warty niż honor.

A może właśnie Rebeka nie zachęcała silniejszego bliźniaka do ożenku, raczej odwlekała to i nie szukała mu żony, nie chcąc by szybciej doczekał się potomstwa niż Jakub? Nie posłano nikogo do Labana, by sprowadzić żonę, więc czując upływ lat, Ezaw mógł po prostu wziąć sobie żony takie, jakie były dostępne w okolicy. Tym bardziej, jeśli one same myślały według tradycji patrylokalnej – że to one są włączane do rodziny męża, nie na odwrót.

A jednak mogło być tak, że nieco się pospieszył i w tym momencie zaprzepaścił szanse na wejście w związek akceptowany przez ojca i matkę. Sam fakt wielożeństwa nie powinien nas dziwić i być powodem do uznawania wyższości Jakuba nad bratem – on sam miał wszak naraz nie dwie, a cztery żony (Lea, Bilcha, Rachela, Zilpa), a i Abraham miał naraz co najmniej dwie małżonki (Sarę i Hagar).

Kim są żony Ezawa? Pierwsza nazywa się יְהוּדִית, Jᵉhȗḏȋṯ, Jehudit1, czyli po prostu… Judyta. Dokładnie tak nazywana jest bohaterka Księgi Judyty, która wiele wieków później uratuje Judę poprzez skrytobójstwo Holofernesa. Wydaje się więc, że imię żeńskie współistniało z imieniem męskim, „Juda” nie tylko wśród potomków Abrahama, ale też wśród ludów ościennych, co mogło wynikać z prostego podobieństwa języków. Wywodzi się zaś od czasownika יָדָה, jāḏāh, jada –  wychwalać, uwielbiać, sławić, wyznawać. I Judyta i Juda są tymi godnymi pochwały i wysławiania. Jej ojcem jest בְּאֵרִי, Bᵉ᾽ērȋ, Beeri którego imię można przetłumaczyć dosłownie na „Studnia moja”. Możliwe, że wstawka o żonach Ezawa znalazła się tu, bo imię ojca Jehudit pasowało do kontekstu studni. Druga to Bosmat (בָּשְׂמַת, Bāśmaṯ, Bosmat), której imię wywodzi się od wonnej przyprawy czy balsamu (בֶשֶׂם, beśem, besem). Ta była córką Elona (אֵילׂן, ᾽Êlōn, Ejlon) czyli Terebintu.

Gdy Izaak zestarzał się i jego oczy stały się tak słabe, że już nie mógł widzieć, zawołał na Ezawa, swego starszego syna: «Synu mój!» A kiedy ten odezwał się: «Jestem», Izaak rzekł: «Oto zestarzałem się i nie znam dnia mojej śmierci. Weź więc teraz przybory myśliwskie, twój kołczan i łuk, idź na łowy i upoluj coś dla mnie. Potem przyrządź mi smaczną potrawę, jaką lubię, podaj mi ją, abym jadł i abym ci pobłogosławił, zanim umrę».
Rdz 27, 1-4

Mamy historię z późnych lat, gdy Izaak był już starszy, przez co słabo widział, co wyraża odniesiony do jego oczu czasownik כָּהָה, kāhah, kaha, czyli „osłabnąć, stracić wyraz”. Z jednej strony biorąc pod uwagę dalszy przebieg historii, jest to wyraźne wskazanie, dlaczego Izaak nie rozpoznał Jakuba, gdy ten przyszedł po błogosławieństwo należne bratu. Z drugiej strony wskazuje to na jakąś chorobę, która sprawiła, że nawet postronne osoby mogły zauważyć bielmo na oczach – w efekcie choć nadal w pełni władzy umysłowej, starzec nie potrafił nawet rozpoznać z kim rozmawia, o ile nie znał głosu2.

Mógł to być tylko chwilowy kryzys, skoro dożył on stu osiemdziesięciu lat, a miał sześćdziesiąt lat w dniu narodzin bliźniaków, a więc sto, gdy Ezaw wziął za żony Chetytki i dożył pojednania się braci. Jednak nawet chwilowa słabość nie mogła zostać zlekceważona – pozornie niegroźna choroba mogła uniemożliwić przekazanie błogosławieństwa, przerwanie rytualnej ciągłości rodu jako wspólnoty nie tylko krwi, ale też duchowej. Błogosławieństwo przenosi też niejako siły życiowe z udzielającego na błogosławionego3 – stąd też zwyczajowo było ono przekazywane podczas posiłku. Ponadto pozwalało to uregulować stosunki między krewnymi, zabezpieczyć własnym autorytetem porządek między dziećmi.

Przypatrzmy się przemowie Izaaka do Ezawa. A dlaczego nie zawołał „Synowie moi”, tylko „Synu mój”?

Gdy Izaak zawołał „Synu mój” rozumiał, że odpowie mu tylko jeden. Odezwał się Ezaw, który, zapewne zgodnie ze swoim zwyczajem, był w pobliżu. W końcu, elementem życia łowcy jest nie tylko przebywanie poza domem, ale też przejadanie tego, co upolował. Wiele prymitywnych dzieł sztuki pochodzi właśnie od łowców, którzy mieli czas wyrzeźbić coś w rogu jelenia czy kozła. Ponadto skoro wiedział, że ojciec jest bliski śmierci nie powinien go opuszczać, zwłaszcza jeżeli mieli także inne źródła pożywienia, a polowanie było tylko dodatkowym, niekoniecznie potrzebnym zajęciem. Jako starszy syn mógł też zarządzać całym rodem niejako w zastępstwie ojca lub być jego prawą ręką, przyuczając się do przyszłej roli.

W innym charakterze widzi go żydowska tradycja, oczywiście podkreślająca niegodność starszego i wspaniałość młodszego brata. W niej Ezaw jest wyjątkowo podstępnym typem, w dodatku zbrodniczym – planował, że po śmierci ojca namówi Izmaela do zabicia Izaaka, po czym sam wystąpi jako goel (mściciel krwi) i zabije stryja, dziedzicząc zarówno po ojcu jak i po jego zabójcy (wszak należało też wybić potomków – dziedziców zarówno winy, jak i majątku zbrodniarza)4. Zwłaszcza w rodzinnej legendzie, pierworodny knujący spisek przeciw sprawiedliwszemu młodszemu bratu nie był czymś dziwnym w rodzinnych relacjach, a spór był tylko dowodem, że walka między równymi bliźniętami usprawiedliwia wszelkie chwyty.

A co jeśli był troskliwym synem, który miał własne pomysły na to, jak powinna żyć rodzina? Wszak gdy było trzeba, gdy śmierć ojca był bliska, był przy nim. Gdzie był wtedy Jakub? Nawet Rebeka nie czuwała przy chorym lub umierającym mężu, choć to można wytłumaczyć zagrożeniem, jakie rodził Ezaw. Jednak Ezaw odpowiada niczym dobry syn: הִנֵּנִי, hinnēnȋ, hinneni – „Oto jestem”.

Izaak ogłasza przyczynę, dla której zwraca się do syna: jest stary i śmierć czyha u progu. Dobry syn więc postarałby się umilić ojcu ostatnie chwile, przyrządzając ulubioną potrawę z dziczyzny. To nie jest rozkaz. To prośba: שָׁא־נָא, šā᾽-nā᾽, sza-na – „Weź, proszę”. I wymieniona jest najpierw kategoria: כֵלִעךָ, ḵēli‘ḵā, chelicha, „przybory swoje” – co jest pochodną od כְּלִי, kᵉlȋ, keli, co słownik ks. Briksa tłumaczy na „sprzęt, rzecz, przedmiot, naczynie, torba, worek, narzędzie, instrument, broń”5. Poza tym wymienione są dwa przybory myśliwego – תְּלִי, tᵉlȋ, teli, czyli kołczan (i w domyśle: strzały w nim) oraz קֶשֶׁת, qešeṯ, qeszet czyli łuk.

Ezaw jest myśliwym, więc na pewno poza innymi dobrami na pewno posiadał dobry, wyróżniający się pośród innych choćby naciągiem łuk. Może miał też kołczan pełen strzał na różną zwierzynę – jedne lżejsze i celniejsze, by polować na króliki, a inne cięższe, ale nie wymagające celności, by trafiać w stada antylop, ale gdy się trafi – którąś zabić. Same łowy są ujęte w grę słów.

וְצוּדָה לִי צָיִד

wᵉṣȗḏāh lȋ ṣājȋḏ

we-cuda li cajid

„I złów dla mnie zwierzynę”, przy czym „zwierzyna” pojawia się tylko w niektórych manuskryptach. Nie wystarczy iść i wziąć baranka ze stada. Trzeba się wyprawić w dzicz, zaryzykować, bo tam gdzie stada dzikich kóz tam i lwy czy niedźwiedzie. Wspaniała próba i tak też w wielu wypadkach traktowane jest łowiectwo. A te dzikie zwierzęta siłą rzeczy są niezbędne, by ugotować ulubioną potrawę ojca, która tu jest… Nieopisana, ale nie „tak wspaniała, że nie do opisania”, a w tym sensie, że nie ma jej opisu, ani nazwy, a jedynie wymienione dwie cechy. Pierwsza to מַטְעַמִּים, maṭ‘ammȋm, mat’ammim, które pojawia się w Piśmie osiem razy, ale tylko dwa razy poza opowieścią o wykradaniu błogosławieństwa – w dodatku tylko w jednej księdze, Przysłów i to w niewielkim oddaleniu – to wersy 3. i 6. dwudziestego trzeciego rozdziału. Oto i one:

3.:

Nie pożądaj jego przysmaków,

bo to pokarm zwodniczy.

6.:

Z nieżyczliwym człowiekiem nie ucztuj,

nie pożądaj jego przysmaków;

Druga cecha to fakt, że Izaak kochał tę potrawę, co wyraża czasownik אָהַב, ᾽āhaḇ, ahaw, „kochać, miłować” i jest raczej odnoszony do uczuć do osób a nie posiłków, jednak w pewnym okresie odnosiło się do luksusów. W Prz 21,17 wyraża umiłowanie do przyjemności, wina, oliwy bogactwa. Ale w tej samej księdze zamiłowanie może być dobre:

Kto napomnienie lubi (אׂהֵב, ᾽ōhēḇ, ohew), kocha (אׂהֵב, ᾽ōhēḇ, ohew) mądrość,

kto nagan nie znosi, jest głupi.

(Prz 12, 1)

Mamy więc przeniesienie wartości z czysto rodzinnej czy międzyludzkiej na idealistyczną. Owszem, brzmi to nadal dziwnie w odniesieniu do potrawy, ale mamy wielu ludzi, którzy kochają hot-dogi, ale też mało mamy małżeństw ludzko-parówkowych.

Dlaczego Ezaw miał sporządzić ojcu ulubioną potrawę z dziczyzny przed śmiercią? Dziwi to tym bardziej, że jak się potem okazuje, nie była ona wybitnie odróżnialna od potrawy ze zwierzęcia hodowlanego6. Skoro obawiał się rychłego zgonu, po co wysyłać syna na wyprawę łowiecką, która wszak mogła potrwać trochę czasu? Być może była to słabość człowieka bliskiego śmierci, chcącego zaznać synowskiej miłości ostatni raz.

Ponadto, sam rytuał przekazania błogosławieństwa często łączył się z ucztą, jeśli nie powszechną, to błogosławionego z błogosławionym. Dziczyzna, jako coś, co wymaga łowów, stanowiła świetny przykład lub uzupełnienie takiego uroczystego dania.

A co jeżeli Izaak wiedział o planach żony wobec młodszego syna? Co jeżeli celowo wyprawił starszego syna na wyprawę łowiecką, by dać znak Jakubowi i Rebece, że młodszy syn może zostać pobłogosławiony, albo dać im czas na przygotowania? Ale przecież sam był zaskoczony przy wyjawieniu oszustwa. Prawdopodobnie szczerze chciał pobłogosławić Ezawa, co mogło wynika z innych kryteriów „godności”.

Może Izaak nie pielęgnował tak bardzo wymogu pochodzenia żony z konkretnego rodu, choć sam poślubił własną kuzynkę? A to gnębiło Rebekę – że Ezaw poślubił Hetytki. Izaak miał też świadomość, że Izmael, po matce półkrwi Egipcjanin, został odtrącony, ale nadal miał błogosławieństwo Boga. Było to jednak surowe, twarde błogosławieństwo i Izaak nie mógł nie widzieć podobieństwa swojego starszego syna do brata. Czy znał przepowiednię, jaką otrzymała Rebeka, czy raczej trzymała ją w tajemnicy, pielęgnując i trzymając blisko siebie młodszego, zaś zaniedbując starszego syna?

Co ciekawe, tradycja żydowska nie neguje tu podstępu, ale też nie ceni go, a jedynie toleruje jako mniejsze zło, swoiste wyjście z sytuacji niemożliwej, gdy nie można było ani złamać prawa posłuszeństwa ojcu ani prawa posłuszeństwa Bogu. Więc Jakub zastosował podstęp wobec brata.

Inaczej na ten podstęp patrzy Robert Graves, który wskazuje, że spryt i podstęp nie były w świecie starożytnym czymś jednoznacznie złymi. W swojej książce „Mity hebrajskie” przywołuje postaci Odyseusza i jego ojca, Autolikosa, których cechą szczególną, gwarantującą sukces był właśnie szelmowski charakter, a nawet i okrucieństwo7.

Rebeka słyszała to, co Izaak mówił do swego syna Ezawa. Gdy więc Ezaw poszedł już na łowy, aby przynieść coś z upolowanej zwierzyny, rzekła do swego syna Jakuba: «Słyszałam, jak ojciec rozmawiał z twoim bratem Ezawem i dał mu takie polecenie: Przynieś dla mnie coś z polowania i przyrządź smaczną potrawę, abym zjadł i pobłogosławił cię wobec Pana przed śmiercią. Teraz więc, synu mój, posłuchaj mego polecenia, które ci dam. Idź, weź dla mnie z trzody dwa dorodne koźlęta, ja zaś przyrządzę z nich smaczną potrawę dla twego ojca, taką, jaką lubi. Potem mu zaniesiesz, on zje i w zamian za to udzieli ci przed śmiercią błogosławieństwa».
Rdz 27, 6-10

Widzimy tutaj, że to Rebeka jest inicjatorką podstępu, i to ona opracowuje dość szybko plan działania, podszycia się pod Ezawa. To ona nakazuje synowi, nie radzi – pada tu czasownik צָוָה, ṣāwāh, cawah mający jasny kontekst rozkazu. Cała robota Jakuba tutaj to wybór koźląt ze stada, po czym matka ma ugotować je w sposób, który podrabiać miał kuchnię Ezawa. Oznacza to, że zna nawyki kulinarne syna i upodobania męża. Wie, że musi zastąpić dziczyznę młodym mięsem, a także że musi być tego dość dużo, skoro potrzeba dwóch koźląt.

Ciekawą rzeczą jest użycie innych zwrotów na bliskość śmierci. Izaak używa zwrotu „nim umrę” (בְּטֶרֶם אָמוּת, bᵉṭerem ᾽āmȗṯ, beterem amut) zaś Rebeka powtarzając te słowa podaje je tak: „w obliczu śmierci mojej” (לִפְנֵי מוֹתִי, liṗnê mȏṯȋ, lifne moti). Skąd różnica? Odpowiedź może być prosta: w stresie związanym z ryzykiem zapomniała pierwotnego brzmienia, zapamiętała sens ubierając go w wyrażenia, jakie znała. Inną opcją jest zaczerpnięcie z innych tradycji, gdy redaktor dla zachowania sensu jedną wersję włożył w usta męża, a inną w usta żony – tym bardziej, że w tekście polskim brakuje zwrotu jaki pojawia się w hebrajskim oryginale: לִפְנֵי יהוה, liṗnê JHWH, lifne JHWH, a więc „przed obliczem, w obecności Boga”.

Ale Jakub rzekł do swej matki: «Przecież mój brat, Ezaw, jest owłosiony, ja zaś gładki. Jeśli się mnie dotknie mój ojciec, będzie wyglądało tak, jak gdybym z niego żartował, i wtedy mogę ściągnąć na siebie przekleństwo zamiast błogosławieństwa». Rzekła mu matka: «Niech na mnie spadnie to przekleństwo dla ciebie, mój synu! Tylko posłuchaj mnie, idź i przynieś mi [koźlęta]». Poszedł więc, wziął i przyniósł [je] swej matce; ona zaś przyrządziła z nich smaczną potrawę, taką, jaką lubił jego ojciec.

Rdz 27, 11-14

Jak rozumieć wątpliwości Jakuba? Chciał odwieść matkę od zamiaru, wskazując na trudności nie do przejścia? Czy jedynie dopracowuje z nią plan? Porównuje dwa przymioty, z których byli znani obaj: Ezaw jest אִישׁ שָׂיִר, ᾽ȋš śājir, isz sajir, jest „człowiekiem kudłatym, włochatym” i jest to owłosienie godne kozła8. Jakub sam siebie określa jako אִישׁ חָלָק, ᾽ȋš ḥālāq, isz chalaq, więc „gładki, nieowłosiony” ale też „śliski, obłudny”.

Nawet ślepy by ich odróżnił. Wcielenie w życie takie takiej intrygi i wykrycie jej przez Izaaka ściągnęłoby na oszusta klątwę. A byłby to los znacznie gorszy od losu Izmaela czy ten, który ostatecznie spotkał Ezawa, bo nie jest to odcięcie od dobrobytu płynącego z przymierza Boga z Abrahamem, ale też wrogość Boga na zasadzie z Rdz 12, 3: „tym, którzy tobie będą złorzeczyli, i ja będę złorzeczył”. Kto chciałby wyśmiać Izaaka równie dobrze mógłby mu złorzeczyć. Co ciekawe, użyty jest rzeczownik מְתַעְתֵּע, mᵉṯa‘tē‘a, metatea, oszust, zwodziciel, kłamca pochodny od czasownika תָעָע, ṯā‘ā‘, ta’a, występującego tylko tutaj i w 2 Krn 36,16:

Oni jednak szydzili z Bożych wysłanników, lekceważyli ich słowa i wyśmiewali się (וּמִתַּעְתְּעִים, ȗmitta’tᵉ’ȋm, u-mittateim) z Jego proroków, aż wzmógł się gniew Pana na swój naród do tego stopnia, iż nie było już ocalenia.

Możliwe, że użycie tak rzadkiego słowa wynika może z nieco niezgrabnej chęci zastąpienia czasownika צָחַק, ṣāḥaq, cachaq, stanowiącego rdzeń imienia Jicchaq, czyli Izaak. Gdyby je zastosowano byłoby to wyjątkowo wymowna groźba. Jednak samo słowo cachaq nie nosi jednak tak negatywnego charakteru – naśmiewanie się w nim wyrażone ma charakter niemalże uroczy. Tu użyte jest ta’a, bo czynność tym słowem opisywana jest groźna, niebezpieczna, podstępna, to wykorzystanie słabości, jaką jest ślepota ojca i uznanie go tym samym za głupca.

Rebeka uspokaja syna, zaklinając niewskazane z imienia siły, by klątwa rzucona na Jakuba spadła na nią. Zresztą, ona też prawdopodobnie stawiała wszystko na jedną kartę. Po ewentualnym wypędzeniu Jakuba zostałaby praktycznie sama w rodzinie, mając po przeciwnej stronie nie tylko Ezawa i jego żony, ale i Izaaka, który na pewno tym przychylniej patrzyłby na starszego z braci. Jednak pamiętajmy, że mówimy cały czas o ludzie, który wierzy w skuteczność klątw i obawia się nie tyle społecznego czy rodzinnego ostracyzmu, co zemsty Boga Najwyższego. Sama będąc spiritus movens całej intrygi Rebeka zabezpiecza syna przed skutkami akcji w razie niepowodzenia, sugerując, że to ona go do tego zmusiła.

Był jeden warunek – intryga musiała się wydać dopiero po wygłoszeniu błogosławieństwa, bo raz danego błogosławieństwa nie dało się cofnąć9. Stąd wszelkie zabiegi Rebeki ignorowały ryzyko powrotu Ezawa z łowisk po fakcie, bo i tak nie miałby szans na uzyskanie tego, co otrzymał już jego brat.

Owszem, „prawnie” Jakub byłby chroniony, ale nie Rebeka. Jej przeklęcie jako winnej byłoby możliwe ze strony Ezawa, ale co mógł jej zrobić? Była jego matką, nie czerpała korzyści z tego innej niż gdyby to starszy brat został pobłogosławiony poza faktem, że emocjonalny związek mocniejszy miała z Jakubem, więc i zapewne starszy z synów mógłby na przykład na więcej złośliwości czy jawnych wyrazów niechęci pozwolić swoim żonom-Hetytkom, nie oglądając się na wolę rodzicielki.

Potem Rebeka wzięła szaty Ezawa, swego starszego syna, najlepsze, jakie miała u siebie, ubrała w nie Jakuba, swojego młodszego syna, i skórkami koźląt owinęła mu ręce i nieowłosioną szyję.
Rdz 27, 15-16

Dalsze przygotowania obejmują oszukanie zmysłów Izaaka – węchu i dotyku. Skąd Rebeka miały szaty należące do Ezawa i tym samym „pachnące nim”, skoro miał on już żony, które pewnie dla niego prały? Może nie zabrał wszystkiego, może zostawił coś na wypadek, gdyby zdarzyła się uroczystość, a on nie miałby w pobliżu swoich normalnie używanych szat? Pamiętajmy, że były to najlepsze ubrania, a rzeczownik הַחֲמֻדׂת, haḥǎmudōṯ, hachemudot oznacza nie tylko najdroższe, ale też najpiękniejsze czy najprzyjemniejsze. Jeśli cecha tyczyła się głównie kwestii estetycznej, syn mógł mieć inny gust niż Rebeka i (nawet pomimo wysokiej wartości odzienia) zostawić je. Tym samym może być tu mowa o jakimś odzieniu, które Ezaw nosił jeszcze niedawno, ale w sumie nie podobało mu się i zostawił je niejako „na pamiątkę” lub „na wszelki wypadek”.

Owszem, całkiem możliwe, że Ezaw mimo posiadania własnej rodziny nadal trzymał się blisko stad ojca. Tym samym część jego dobytku nadal mogła znajdować się w skrzyniach Rebeki10. A co jeżeli problem z żonami-Hetytkami wynikał z tego, że nie chciały lub nie potrafiły zadbać o tak cenne odzienie i stąd zajmowała się nim bardziej doświadczona kobieta? Ponadto Ezaw przebywał ostatnio w namiotach ojca, więc nawet jeśli jego rodzina mieszkała osobno, mógł mieć przygotowaną i przechowywaną u matki szatę ma uroczystą chwilę – na przykład na przekazanie błogosławieństwa. Oczywiście, ten konkretny strój nie musiał być obowiązkową częścią rytuału, więc i właściciel nie musiał się martwić, że zostanie on wykorzystany do tak podłej intrygi.

Tym bardziej, że konieczny był jeszcze jeden element charakteryzacji – owinięcie wystających spod szaty części ciała koźlęcymi skórkami. Oznacza to, że owłosienie Ezawa mimo tego, że było gęste, nie przypominało sierści dojrzałej kozy, ale było delikatniejsze. Na pewno jednak pokrywało dłonie i kark, które u Jakuba były gładkie.

Ciężko tu nie zauważyć, jak dziwnie musiał wyglądać Jakub w tym przebraniu i rodzi się pytanie, czy nikt tych przygotowań nie widział? Wiemy przecież, że choćby ze względu na bogactwo namioty patriarchów zamieszkiwało więcej osób niż tylko główni bohaterowie. Byli służący, najemnicy, pasterze, żony i konkubiny. Albo Izaak nie miał zbyt licznych sług, albo ci mniej zaufani wobec Rebeki zostali odsunięci na bok. Zresztą, nie byłby to pierwszy przypadek, gdy służba nagle znika lub milknie, by ułatwić prowadzenie narracji. Podobnie nie widzimy jej gdy Jakub kupuje pierworództwo.

Zresztą, całkiem możliwe, że osoby, które, w przypadku udanego podstępu, Jakub przejąłby pod swoją władzę nie ryzykowały popadania w jego niełaskę choćby próbując przestrzec Izaaka lub Ezawa. Tym bardziej narażanie się Rebece było groźne, bo jak wiemy, chętnie podkreślała ona swoje sympatie i antypatie nawet do własnych dzieci i chętnie wcielała je w życie.

A może ktoś jednak dotarł do patriarchy wcześniej? Spójrzmy w końcu na samą scenę spotkania Izaaka z „Ezawem”.

Po czym [Rebeka] dała Jakubowi ową smaczną potrawę, którą przygotowała, i chleb. Jakub, wszedłszy do swego ojca, rzekł: «Ojcze mój!» A Izaak: «Słyszę; któryś ty jest, synu mój?» Odpowiedział Jakub ojcu: «Jestem Ezaw, twój syn pierworodny. Uczyniłem, jak mi poleciłeś. Podnieś się, siądź i zjedz potrawę z upolowanej przeze mnie zwierzyny, i pobłogosław mi!» Izaak rzekł do syna: «Jakże tak szybko mogłeś coś upolować, synu mój?» A Jakub na to: «Pan, Bóg twój, sprawił, że tak mi się właśnie zdarzyło».
Rdz 27, 17-20

Izaak wie, kogo oczekuje, wzrok ma słaby, ale dość szybko na powitanie sugeruje, że nie spodziewa się tylko Ezawa. Może to być tylko kwestia doprecyzowania, wszak i Jakub mógł chcieć odwiedzić ojca, ale mogło to być też zdziwienie, wywołane nietypowym powitaniem. Porównajmy wejście do namiotu obu braci. Pierwszy zapowiada się niejako, wskazując kim jest (synem) i do kogo przychodzi (ojca). Drugi bez takiej prezentacji zwraca się do ojca. Może to trochę bezczelne, ale w końcu wiedział, że jego przybycie jest wyczekiwane. Jakub prosi ojca, by ten podniósł się, siadł i jadł z tego, co upolował i przygotował, Ezaw zaś wskazuje na Izaaka w osobie trzeciej. Jakub prosi קוּם־נָה, qȗm-nāh, qum-na, „powstań-że”. Ezaw wyraża się bardziej uroczyście: יָקֻם אָבִי, jaqum ᾽āḇȋ, jaqum awi, „powstanie ojciec mój”, jak gdyby był to rzeczywiście jakiś element rytuału. A może tak mówili na co dzień? Może dla Ezawa charakterystyczne było to, że mówił „ojciec popatrzy”, a dla Jakuba, że wyrażał się wtedy „Spójrz, ojcze”? Może to różnica w stylu sprawiła, że Izaak zaczął dokładnie badać, z kim ma do czynienia.

Pierwsze pytanie jest bardzo proste. Jak można tak szybko coś upolować? I to coś, co nadaje się na konkretną potrawę? Izaak pewnie wiedział, choćby od syna, którego faworyzował, że łowy to nie wyjście do zagrody i wzięcie koźlątka. Zwierzę trzeba wytropić, podejść, zabić i jak najszybciej oprawić. Nawet w przypadku stada nie jest to proste, gdyż nie każdy strzał jest śmiertelny, a ofiara może jeszcze przez jakiś czas uciekać. Do tego dochodzi ryzyko związane z drapieżnikami i padlinożercami.

Jakub odpowiada w sposób, który niektórym komentatorom wydaje się bluźnierstwem: Pan Bóg pobłogosławił i się udało coś dobrego łatwo schwytać11. Bóg został wciągnięty w spisek, w kolejnym już kłamstwie. Policzmy je. Najpierw Jakub przedstawia się jako Ezaw. Pierworództwo kupił, ale nie urodził się pierwszy, nie wiemy, czy Izaak uznawał transakcję, więc drugie kłamstwo. Nie dostał żadnego polecenia od ojca, więc i nie wypełnił go. To już trzy. Teraz podpiera się łaską Boga. Cztery. Nie on upolował i nie on przygotował potrawę. Pięć. Za chwilę dojdzie szóste, w efekcie powtórzenia pierwszego.

Czy Jakubowi ani razu nie przyszło zawstydzić się taką sytuacją, gdy łgał ojcu prosto w twarz? Czy nie zająknął się? Tym bardziej, że to nie jego przygotowywano do tej chwili. Mowa Ezawa w tej sytuacji jest dość uroczysta i zdaje się właśnie elementem rytuału, znanego wtajemniczonym. Użycie innych słów mogło wzbudzić podejrzenia ale też wynikać z doniosłości i stresu związanym z wielką chwilą, jednak wydaje się, że starszy z braci nie należał do ludzi niepewnych siebie.

Wtedy Izaak rzekł do Jakuba: «Zbliż się, abym dotknąwszy ciebie mógł się upewnić, czy to mój syn Ezaw, czy nie». Jakub przybliżył się do swego ojca Izaaka, a ten dotknąwszy go rzekł: «Głos jest głosem Jakuba, ale ręce – rękami Ezawa!» Nie rozpoznał jednak Jakuba, gdyż jego ręce były owłosione jak ręce Ezawa. A mając udzielić mu błogosławieństwa, zapytał go jeszcze: «Ty jesteś syn mój Ezaw?» Jakub odpowiedział: «Ja jestem». Rzekł więc: «Podaj mi, abym zjadł to, co upolowałeś, synu mój, i abym ci sam pobłogosławił». Jakub podał mu i on jadł. Przyniósł mu też i wina, a on pił. A potem jego ojciec Izaak rzekł do niego: «Zbliż się i pocałuj mnie, mój synu!»
Rdz 27, 21-26

Izaak jest podejrzliwy, stara się wybadać tak, jak może z kim ma do czynienia. Jasno więc widać, że chciał udzielić błogosławieństwa Ezawowi. Na pewno rozpoznał głos Jakuba, jednak nie ma wzmianki, jak. Czy był on bardziej łagodny? Wyższy, niższy od głosu Ezawa? Izaak sam żąda, by mógł dotknąć osoby, która przed nim stanęła i nie podejrzewa takiego podstępu, by przebrać jednego brata za drugiego.

Przed pobłogosławieniem, jeszcze raz zadaje pytanie o tożsamość, z kim rozmawia. Skąd ta ostrożność? Czy tylko z powodu głosu innego niż oczekiwany, czy może wynikała ona także z nieufności do żony i Jakuba? Jak do tej pory tylko epizod z wizytą u Abimeleka pozwalał nam ujrzeć syna Abrahama w zażyłej relacji z żoną, na tyle, by mogło się rozpoznać, że to nie jego siostra. Potem ona sama zasięga wyroczni co do dzieci, widać też, że mają co do nich inne plany.

Oczywiście, jest jeszcze wyjście tradycji żydowskiej, która widzi w tej całej farsie podkreślenie, że Izaak został oszukany, ale na własne życzenie. Nie zrobił wszak wszystkiego, by rozpoznać syna. Wystarczyło dość prymitywne przebranie.

Tu Izaak prosi, by podać mu potrawę, by mógł zjeść z tego, co upolował jego syn. Prosi tu konkretnie o to, by mógł spożyć מִצֵּיד בְּנִי, miṣṣêḏ bᵉnȋ, mic-cejd beni, „z łowów12 syna mojego”. To kolejne określenie, czego spodziewał się błogosławiący. Następuje uczta, podczas której jedynie ojciec je, potem dochodzi wino (bez wzmiankowania, czy Izaak o nie prosił), ale nie widać, by jadł i pił syn. Nie jest to więc wyraz wspólnoty, jedności stołu, ale niejako służby ojcu, okazanie nie tylko troski, ale i zdolności do wykarmienia rodziny.

Jakub zbliżył się i pocałował go. Gdy Izaak poczuł woń jego szat, dając mu błogosławieństwo mówił:
«Oto woń mego syna jak woń pola, które pobłogosławił Pan!
Niechaj tobie Bóg użycza rosy z niebios i żyzności ziemi,
obfitości zboża i moszczu winnego.
Niechaj ci służą ludy
i niech ci pokłon oddają narody.
Bądź panem twoich braci
i niech ci pokłon oddają synowie twej matki!
Każdy, kto będzie ci złorzeczył, niech będzie przeklęty.
Każdy, kto będzie cię błogosławił, niech będzie błogosławiony!»
Rdz 27, 27-29

Jak na złość, człowiek mieszkający w namiotach dostaje błogosławieństwo człowieka pola, bo tak Ezaw został określony w Rdz 25,27. To tam Bóg zsyła rosę ranną i deszcz, gwarantujące wyżywienie stad z pól, na czym zależało pasterzom pokroju Abrahama. Pojawiają się jednak nowe elementy, związane z osiadłym trybem życia – zboże (דָּגָן, dāḡān, dagan) i moszcz winny (תִּירׂשׁ, ṯȋrōš, tirosz). Owszem, nawet nomadzi zawsze siali sobie trochę zboża, czy jakieś krzaki jagód, mieli pewne pola, ale nie doglądali ich stale i liczyli raczej na to, że gdy będą tędy przechodzić zastaną choć mizerne plony do zebrania.

Izaak jako pierwszy zasiał pole w Gerarze13, przechodził powoli na osiadły tryb życia, w końcu dorastał wiedząc, że jego ojciec uzyskał na własność spory kawał ziemi. Nie jest to jednak błogosławieństwo dla kogoś, kto żyłby w mieście. Może to był element sporu między nim a Rebeką? Pamiętajmy, że sługa Abrahama udał się do większej osady, nie mamy informacji, by dziewczyna zajmowała się pasterstwem, choć jej brat, Laban, ewidentnie posiadał pewne stada. Nie wiemy, czym w mieście zajmował się Betuel, nigdzie nie jest też wspomniany jakiś rodzinny fach Teracha. Tradycja żydowska widzi w nim raczej rzemieślnika, wytwórcę bożków, co jest zajęciem typowo miejskim, gdzie jest większy popyt14. Całkiem możliwe, że ten tryb życia przejął Betuel i jego rodzina, a tym samym Rebeka i Laban (który słabo sobie radził ze swoimi stadami do przybycia Jakuba). Abraham ruszając w nieznane ewidentnie wziął ze sobą ruchomości, nie posiadał też pola.

Izaak, mimo oznak bardziej stacjonarnego trybu życia, nadal wędruje, więc ewidentnie bliższy był mu syn, który jest „człowiekiem pola” i jest nieco półdziki niż ten, który całe dnie spędza w namiotach, jest gładki i podstępny. Wyraźniejsze jest więc przeznaczenie błogosławieństwa dla Ezawa, Jakub niejako zagarnia tu jego domenę.

Co gorsza władza jest rozciągnięta na wszystkich krewnych, bo obejmuje nie tylko braci, ale też synów matki, nie zostawiając zbyt wiele pola na niedopowiedzenia. Ani synowie tylko Izaaka z innej matki, ani ewentualni synowie Rebeki spłodzeni po śmierci Izaaka nie mogą umknąć władzy pobłogosławionego złodzieja.

Dodajmy, że to nie tylko jedno pokolenie. Brat w rozumieniu bliskowschodnim to także krewny, a syn to każdy kolejny męski potomek (i jego rodzina). To błogosławieństwo ma zabezpieczyć błogosławionego i gdy patrzymy na nie pod kątem tego, kto pierwotnie miał być pobłogosławionym… Tym bardziej jest ono skrojone pod Ezawa! Dotyczy człowieka przebywającego poza namiotem, który ma przejąć ziemię i który musi wymusić posłuszeństwo brata i synów matki. A przecież to właśnie Jakub był tym spiskującym za plecami, korzystającym z każdej okazji, by podkopać pozycję Ezawa.

Gdy Izaak wypowiedział swe błogosławieństwo nad Jakubem i gdy ten tylko co odszedł od niego, wrócił z łowów brat Jakuba, Ezaw. I on także przyrządził ulubioną potrawę ojca, zaniósł mu ją i rzekł do niego: «Podnieś się mój ojcze, i jedz to, co twój syn upolował, abyś mi udzielił błogosławieństwa!» Izaak go zapytał: «Kto ty jesteś?» A on odpowiedział: «Jam syn twój pierworodny, Ezaw!» Izaak bardzo się zatrwożył i rzekł: «Kim więc był ten, który upolował zwierzynę i przyniósł mi, a ja jadłem z niej, zanim ty wróciłeś, i pobłogosławiłem mu? Przecież to on otrzymał błogosławieństwo!»
Rdz 27,30-33

Minęli się o włos. Co gdyby Ezaw wszedł, gdy ojciec dopiero jadł a jeszcze nie wygłosił błogosławieństwa, albo gdyby wszedłby w czasie wygłaszania go? Co by zrobił Izaak słysząc głos Ezawa, mówiący: „Co tu robisz, Jakubie? Czemu nosisz moje stare ciuchy i kozie skóry?”

Nie wiemy, choć możliwe, że samo błogosławieństwo zostałoby przerwane, ale co z już wypowiedzianą częścią? Czy to koniec wieńczył dzieło i do momentu zakończenia formułą o przekleństwie i błogosławieństwie nie było ważne jako całość? Czy ta część, na przykład o służbie ludów byłaby ważna, a ta o narodach już nie w zależności od wypowiedzenia?

Tego się nie dowiemy. Wiemy, że Ezaw zrobił to, o co go prosił ojciec i to dość szybko, skoro w tym czasie jego konkurenci zdążyli jedynie zabrać ze stad dwa koźlątka, ugotować je i wystroić Izaaka. A jak opisuje to polowanie żydowska tradycja?

Gdy Esaw ruszył na polowanie, Pan wysłał mu naprzeciw szatana, który nie dopuścił, aby coś upolował, dopóki Jaakow nie przyjdzie do ojca i nie otrzyma błogosławieństwa. Esaw złowił jelenia, związał go i położył na ziemi, pobiegł dalej, złapał drugiego jelenia, tego również związał i położył. A szatan uwolnił zwierzęta i dał im uciec15.

Szatana należy tu rozumieć jako anioła przeszkadzającego, będącego zawadą16. Tu jest on wykonawcą woli Boga, ale to dodatek żydowski, niewynikający z Biblii. Jakub miał według Biblii szczęście, że wychodził z namiotu, gdy Ezaw wracał. I nie było to nic podejrzanego. Po co ojciec mógł wezwać młodszego syna? Na przykład by powiedzieć mu, jakie błogosławieństwo przekaże i że trzeba je uszanować. Albo Jakub mógł tam wejść z własnej inicjatywy, by coś skonsultować, doradzić.

Pamiętajmy – aż do tej pory poza prawem dziedziczenia pierwszych części po ojcu (bechory, czyli pierworództwa) Jakub nie był spadkobiercą błogosławieństwa Abrahama. Po odziedziczeniu go przez Ezawa byłby zwykłym bratem TEGO DZIEDZICA, wymienionym w jednym wersie Księgi Rodzaju. Jakub teraz wychodził z namiotu jako TEN DZIEDZIC, a gdy wychodził wtedy dopiero do wejścia przygotowywał się Ezaw, który miał nim zostać według woli ojca.

Jaki czas ich dzielił? Minuty, godzina? A może to były sekundy i Ezaw wracający z łowisk widział brata i wymienili spojrzenia? Czy Jakubowi było żal, że okradł brata? Czy raczej czuł się wykorzystany przez matkę i po prostu wstydził się za to, do czego zmusiła? Czy raczej był dumny z tego, że jest teraz bezkarny? Czy Ezaw coś podejrzewał? Czy miał u Izaaka swoich ludzi, którzy by mu zaraz donieśli? Nie wiemy. Wiemy, że wkraczając do namiotu Izaaka Ezaw liczył na dopełnienie tego, czego od dziecka się spodziewał. Przekazania błogosławieństwa, które miało być dane Terachowi, ale on osiadł w Haranie. Potem ono przeszło na Abrama-Abrahama i pomijając Izmaela na Izaaka. Ezaw było jego ukochanym synem i przez to spodziewał się przekazania dziedzictwa.

Gdy wchodzi prawdziwy Ezaw Izaak jest przerażony… BARDZO przerażony. Hebrajski zwykł ubierać czasowniki w masło maślane dla podkreślenia. Tu mamy to wzmocnione:

וַיֶּחֱרַד יִצְחָק חֲרָדָה דְּגׂלָה עַד־מְאׂד

wajjehĕred Jiṣḥāq hǎrāḏāh gᵉḏōlāh ‘aḏ-mᵉ᾽ōḏ

waj-jechered Jicchaq haradah gedola ad meod

I przeraził się Izaak przerażeniem wielkim do głębi

Tradycja widzi tu oczywiście ryzyko zguby ze strony złego syna… Ale dalsze słowa wskazują, że to ktoś inny wypełnił warunki i odebrał błogosławieństwo. Ojciec opowiada szczegóły i Ezaw nie podejrzewa obcego czy podstępnego sługi…

Gdy Ezaw usłyszał te słowa swojego ojca, podniósł głośny pełen goryczy lament, i rzekł do ojca: «Daj i mnie błogosławieństwo, mój ojcze!» Izaak powiedział: «Przyszedł podstępnie brat twój i zabrał twoje błogosławieństwo!» A wtedy Ezaw: «Nie darmo dano mu imię Jakub! Dwukrotnie mnie już podszedł: pozbawił mnie mego przywileju pierworodztwa, a teraz odebrał za mnie błogosławieństwo!»
Rdz 27, 34-36

Ezaw w rozpaczy jest w pełni zrozumiały. Wyobraźcie sobie, że nagle zostajecie z niczym. Dziedzictwo przodków, wasze własne starania, ryzykowanie życiem są bez sensu, bo drugi braciszek był ulubieńcem matki i użył kruczka prawnego, by zagarnąć wszystko. Ezaw praktycznie został wydziedziczony. Jeśli znał treść błogosławieństwa, wiedział, że odtąd będzie poległy bratu. Ale przyjrzyjmy się temu lamentowi.

וַיִּצְעַק צְעָקָה גָּדׂלָה וּמָרָה עַד־מְאׂד

ȗjjȋṣ‘aq ṣᵉ‘āqāh gāḏōlāh ȗ-mārāh ‘aḏ mᵉōḏ

uj-jicaq ceaqah gedolah u-marah ad-meod

I zapłakał płaczem wielkim i zgorzknieniem do głębi

Mamy tu kolejną grę słów, bo קָעַק, ṣā‘aq, ca’aq, wyrażające krzyk, wołanie o pomoc jest podobne do צָחַק, ṣāḥaq, cachaq oznaczające śmiech. Oba czasowniki oznaczają gwałtowne okazanie emocji, ale skrajnie sprzecznych. Do tego dochodzi przypomnienie pochodzenia imienia Jakuba, „wszak podszedł mnie” to tutaj: וַיַּעְקְבֵנִי, wajja‘qᵉḇēnȋ, waj-ja’qeweni co jest jasnym odniesieniem do tego, że imię brata może brać się od słowa עָקַב, ‘āqaḇ, aqaw, czyli oszukać.

Całe dziedzictwo, do którego objęcia się przygotowywał, całe lata ignorował brata i teraz płacił za to cenę. Spryt i podstęp utorowały Jakubowi drogę do pełni władzy nad rodem, do odziedziczenia tego, co miał on najcenniejsze: łaski Bożej, wynikłej z pochodzenia od Abrahama. Nie było opcji, by to samo błogosławieństwo było dane dwóm braciom, skoro zawierało władzę nad braćmi.

Oszukani przez Jakuba i Rebekę ojciec i syn są postawieni w tragicznej pozycji, gdy nie ma nagrody do przekazania, bo główną nagrodę ukradł złodziej. Co gorsza, nie można go przekląć, bo jest chroniony tym, co wykradł. Nie można przeciwstawić temu innego błogosławieństwa, równoważnego, bo Ezaw od wygłoszenia pierwotnej wersji podlega Jakubowi. Jak powietrze wyrzucone z ust w mowie, tak i błogosławieństwo nie może wrócić do ust wymawiającego i zostać inaczej wypowiedziane. Słowo się rzekło.

Ezaw przypomina tu dwuznaczność między imieniem Jakub, a intrygą, podstępem wszak Jakub wyszedł z ręką na pięcie brata (יָדוֹ אׂחֶזֶת בַּעֲקֵב, jāḏȏ ᾽ōḥezeṯ ba’ǎqēḇ, jado ochezet ba-aqew) i poprzednie oszustwo. Był bezbronny wobec sprytniejszego brata, który całymi dniami siedział i pozornie nic nie robił. Całe starania Ezawa ku przejęciu Ziemi Świętej koligacyjne poszły na marne.

Izaak na te słowa odrzekł Ezawowi: «Skoro uczyniłem go twoim panem, wszystkich zaś jego krewnych – jego sługami, i zapewniłem mu obfitość zboża oraz moszczu, to cóż mogę dla ciebie uczynić, mój synu?» Lecz Ezaw rzekł do ojca: «Czyż miałbyś tylko jedno błogosławieństwo, mój ojcze? Pobłogosław także i mnie, ojcze mój!» I Ezaw rozpłakał się w głos. Na to Izaak taką dał mu odpowiedź:
«Nie będzie żyzny kraj, w którym zamieszkasz,
bo nie będzie tam rosy z nieba.
Z miecza żyć będziesz i będziesz sługą twego brata!
A gdy pragnienie wolności owładnie tobą,
zrzucisz jego jarzmo z twej szyi».
Rdz 27, 37-40

Postawiony pod ścianą ojciec szuka sposobu na obejście danego przed chwilą błogosławieństwa. Nie może ich nawet uczynić równymi, bo Jakub ma być panem. I tu jest ciekawa kwestia: Ezaw pyta się, czy przygotowane było tylko jedno błogosławieństwo. Wybucha płaczem i jakoś dziwnie się czyta ten fragment, znając rolę starszego brata w tradycji żydowskiej – okrutnika, zbrodniarza, bezwzględnego, ale i głupiego złoczyńcy.

Tu widzimy człowieka, któremu własny brat wbił nóż w plecy. Co gorsza, to nie jest jednorazowy moment, ale zdrada powoduje ustawienie zdradzonego w roli podległej do zdrajcy. Błogosławieństwo to nie jest „życzenie komuś czegoś”, ale ingerencja w to, jaki jest los tego człowieka, wskazanie jaka powinna być wola Boża wobec jego przyszłości.

Czy Izaak byłby tu fizycznie zagrożony? Czy wydał dodatkowe błogosławieństwo w obawie przed rosłym, silnym facetem, który obecnie łkał z żalu po utracie całego dziedzictwa? Raczej nie. Pytanie o drugie błogosławieństwo jest też czymś logicznym. Jakub wykradł to należne Ezawowi, ale może Izaak miał coś dla niego przygotowane? Albo dla synów Ezawa, tak jak potem Jakub pobłogosławił Efraima i Manassesa, synów Józefa (por. Rdz 48, 8-22)?

Błogosławieństwo tu wygłoszone jest twarde, ostre i dla człowieka siedzącego w namiotach byłoby zapewne przekleństwem. Kraj bez wody, a więc zapewne ubogi nie tylko w zwierzynę łowną, ale i w pola uprawne. Padają tu te same słowa, co w błogosławieństwie Jakuba: tłuszcz, obfitość ziemi, czyli מַשְׁמָן, mašmān, maszman, i טַל, ṭal, tal – rosa nocna, ale tym razem tych wyznaczników naturalnego dobrobytu w kraju Ezawa nie będzie. Będzie on musiał żyć z miecza, a więc jako bandyta albo najemnik, a jako sługa brata, czyli Izraela (zapewne jako jego wasal, zdany na łaskę i niełaskę władców) będzie pozbawiony wolności.

To, co robi tu Izaak to wyznaczenie surowego, twardego stylu życia poza domeną Jakuba, ale nadal pod jego władzą, ponadto wskazuje, że to nie jest stan wieczny. Warunkiem jest przyjęcie postawy תָּרִיד, tārȋḏ, tarid, która jest wzmocnioną formą czasownika רוּד, rȗḏ, rud, czyli „brykać wolno, być wolnym” i w tej wzmocnionej formie ma znaczenie „wyrwać się ku wolności, zapragnąć wolności”17. Wtedy służba potomkom Jakuba zostanie odrzucona przez potomków Ezawa.

Czy to proroctwo ma szerszy sens, historyczny? Otóż tak. Jak wiadomo, Ezaw był też nazywany „Edomem” od czerwonego owłosienia na ciele. I jest to nazwa krainy na południe od Izraela, zwanej także Idumeą. Po pewnym czasie idumejscy władcy wręcz rządzili w Izraelu, a konkretnie w Judzie. Przykłady? Tylko dwa, z dłuższej listy: Herod Wielki i Herod Antypas. Edom był też utożsamiany z Rzymem (który lubił czerwień i który walnie przyczynił się do zdobycia władzy przez Heroda Wielkiego), jednak to skojarzenie było traktowane jako wymówka. Skoro Jakub oszukał Ezawa-Edoma, to Żyd może oszukiwać Rzym-Edom. Biorąc pod uwage bliskie stosunki dynastii idumejskiej, jaką widzimy na kartach Ewangelii z Imperium Romanum sensu nabiera teza wyrazona u R. Gravesa, że midrasze, a zatem żydowska tradycja czerpała garściami z niechęci do dynastii herodiańskiej, od której nie są wolne też same Ewangelie18.

następny wpis

1Przy czym warto zaznaczyć, że słowo יְהוּדִית, jᵉhȗḏȋṯ, jehudit może oznaczać też mowę żydowską, czyli hebrajski. W takim znaczeniu pojawia się w 2 Krl 18, 26, czy Ne 12, 24.

2Tradycja żydowska widzi tu skutek wydarzeń z Morii. W jednej z wersji, na jego oczy padły łzy aniołów płaczących nad losem dziecka (Izaak [w:] A. Untemann, Encyklopedia tradycji i legend żydowskich). Według innej, gdy Izaak wejrzał w niebiosa, ujrzał Boga i stracił wzrok (wg M. J. bin Gorion, Żydowskie legendy biblijne. Część 1., przeł. Robert Stiller, Gdynia 1996, s. 226-227).

3Raymond E. Brown i in., red., Katolicki komentarz biblijny, 6. (Warszawa: VOCATIO, 2021), 47.

4bin Gorion, Żydowskie legendy biblijne. Część 1., s. 202.

5Ale jest jeszcze jeden czasownik zapisywany bez masory jako כלי. Jest nim כֵּלַי, kēlaj, kelaj, czyli „łotr, oszust”.

6Przy czym musimy pamiętać, że mięso zwierząt hodowlanych i niehodowlanych w warunkach nieurodzaju nie musi się specjalnie różnić, a nawet w przypadku ras hodowanych dla mleka, wełny i skór, może nadal być w miarę niezmienione przez zmiany powstałe w wyniku hodowli. Ponadto Rebeka mogła dopracować sztukę kulinarną, choćby po to, by w wyścigu o sympatię Izaaka nie zostać z tyłu za synem.

7R. Graves, Mity hebrajskie, przekł. R. Gromadzka, Kraków 2020, str. 201.

8Co ciekawe, hebrajskie słowo „kozioł”, שָׂעִיר, śā‘ȋr, sa’ir (użyte na przykład na określenie jednego z gatunków zwierząt towarzyszących Lilit w Iz 34, 14-15) przypomina nieco słowo σάτυρος, satyros, czyli greckiego bożka lasu – straszliwie do kozła podobnego.

9John H. Walton, Victor H. Matthews, i Mark W. Chavalas, Komentarz historyczno-kulturowy do Starego Testamentu. Księgi Protokanoniczne, wyd. 3. (Warszawa: VOCATIO, 2019), s. 43.

10 Pamiętajmy, że zwyczajowo żona miała osobny namiot – tak jak Sara, w której domostwie zamieszkała Rebeka po przybyciu do Izaaka (por. Rdz 24,67).

11Brown i in., Katolicki komentarz biblijny, s. 48.

12Problem pojawia się w związku z tym, że o ile hebrajski rzeczownik może zostać tu poprzez angielski odpowiednik „game” (oznaczający nie tylko łowy, ale też zwierzynę, na która się poluje oraz tę upolowaną), nie znam takiego słowa w języku polskim.

13Por. Rdz 25,12.

14Por. Micha Josef bin Gorion, Żydowskie legendy biblijne. Część 1., tłum. Robert Stiller (Gdynia: URAEUS, 1996), ss. 146-150; .

15Micha Josef bin Gorion, Żydowskie legendy biblijne. Część 1., tłum. Robert Stiller (Gdynia: URAEUS, 1996), s. 228.

16Zgodnie ze znaczeniem czasownika שָׂטַן, śāṭan, satan – oznaczającego sprzeciwianie się, stawanie na drodze – i rzeczownika שָׂטָן, śāṭān, satan – wskazującego przeciwnika, oskarżyciela, przeszkodę na drodze.

17Piotr Briks, Podręczny słownik hebrajsko-polski i aramejsko-polski Starego Testamentu (Warszawa: VOCATIO, 1999).

18Robert Graves i Raphael Patai, Mity hebrajskie. Księga rodzaju, tłum. Regina Gromadzka (Kraków: vis-a-bis, 2002), s. 191.

Biblijni Mistrzowie Drugiego Planu. Cz. 2: Lot.

Kontynuuję serie o biblijnych mistrzach drugiego planu, a tym razem naszym bohaterem będzie Lot.

Zacznijmy od tego, kim był Lot. Pochodził z rodziny Teracha, był jego wnukiem i zapewne urodził się w okolicach Ur Kaszdim, czyli Chaldejskiego. O jego ojcu, Haranie wiemy, że umarł w tym mieście, więc możliwe że już od młodości Lotem i jego dwoma siostrami, Milką i Jiską, zajmowała się reszta rodziny.

Gdy Terach z nieznanych nam powodów wyruszył do Kanaanu, wziął ze sobą Lota oraz Abrama z Saraj. Dwie siostry Lota zostają zapewne w mieście i znamy imię męża Milki – został nim Nachor, jej stryj. Droga do Kanaanu wiodła przez miasto Charan, gdzie wędrowcy osiedlili się, by wyruszyć ponownie w drogę do Kanaanu w jakiś czas po śmierci patriarchy rodu.

Już w opisie opuszczenia Charanu widzimy, że Lot posiada własny majątek oraz służbę. Możliwe, że już wtedy był żonaty, choć o jego rodzinie dowiadujemy się dopiero z opowieści o Sodomie. Bezimienne żona i dwie córki jednak zapisały się dość mocno na kartach Biblii – żona jako źródło jednej z najsłynniejszych metafor, a córki – jako matki dwóch narodów.

Dość szybko zauważamy, że Lot pojawia się na kartach Pisma, gdy jest potrzebny, a jego główną rolą jest udział w wydarzeniach z zagładą miast w okręgu Jordanu. Po raz pierwszy znika w historii pobytu Abrama z Saraj w Egipcie, gdzie patriarcha udał się z powodu głodu panującego w Kanaanie. Dopiero po powrocie widzimy, że cały czas towarzyszył mu Lot, który też się w Egipcie dorobił.

Jako, że obaj są bardzo bogaci, muszą się rozstać. Problemem nie są spory między nimi, ale między pasterzami, którzy zapewne byli rozliczani z tego, czy ich stada pasą się na lepszych polach i czy mają pierwszeństwo u wodopoju i na tym polu trwała konkurencja, która tylko szkodziła rodzinnym relacjom. Abram wielkodusznie daje bratankowi pierwszeństwo wyboru, gdzie chce wypasać swoje bydło. Lot wybiera Dolinę, czy też Okręg Jordański, Kikkar Haj-Jarden, gdzie dominującą siłą było pięć miast: Sodoma, Gomora, Adma, Seboim i Bela, zwane też Soarem.

Abram w tym czasie otrzymuje obietnicę potomstwa licznego jak ziarnka pyłu ziemi, po czym zamieszkuje w Hebronie, pod dębami Mamre. Być może pojawienie się tej obietnicy teraz było efektem rozstania, gdyż od tej pory z bogactwa, będącego owocem błogosławieństwa Boga będzie korzystać praktycznie tylko Abram.

Tu następuje epizod, gdy Lot staje się biernym uczestnikiem wydarzeń, jakie związane są z kampanią wojenną królów mezopotamskich, dowodzonych przez Kedorlaomera, króla Elamu. Prowadzi on trzech innych władców przeciwko zbuntowanym władcom pięciu miast Doliny Jordanu. Najwyraźniej był to okres powszechnego buntu, gdyż Jordańskie Pentapolis było wcześniej ich wasalami, a przed bitwą w Dolinie Siddim mamy długą listę ludów, które także utemperowano.

Jeśli wierzyć kronikom władców z tego okresu stosy uciętych głów i wielotysięczne karawany jeńców wojennych i łupów były jak najbardziej realne. Wisienką na tym krwawym torcie jest pięciu królów, którzy przygotowali się do bitwy w Dolinie Siddim i.. poległo z kretesem. Sodoma, gdzie mieszkał Lot została złupiona, a jej mieszkańcy uprowadzeni w niewolę.

Na odsiecz ruszył Abram, któremu doniesiono o tym, że jego bratanka uprowadzono. W efekcie wraz z zaprzyjaźnionymi Anerem, Eszkolem i Mamrem (i zapewne na czele sporego zastępu partyzantów) odbił krewnego oraz wszystkich sodomian. Za ten czyn nowy już zapewne król Sodomy chciał go wynagrodzić, zabierając jedynie ludzi, w rękach wybawcy zostawiając cały dobytek, ale ten nie chciał się zgodzić, węsząc podstęp. Wszak zaraz jak tylko wspomniano Dolinę Jordanu jest powiedziane, że ludzie z Sodomy byli źli.

Lot więc wrócił do Sodomy, gdzie cieszył się zapewne pewną renomą, skoro feralnego wieczoru siedział w bramie, miejscu rozpatrywania sporów oraz nadzorowania przybyszów. Sam jednak nadal nie był jednym z mieszkańców miasta, był kimś, kogo określa hebrajskie słowo „ger” – osobę zamieszkującą w danym miejscu, ale nie będącą członkiem lokalnej wspólnoty, nie kierującą się takimi prawami i taką moralnością jak sąsiedzi.

A na pewno była dla Lota bardzo ważna gościnność, której mieszkańcy Sodomy i innych miast Pentapolis byli wrogami. Bardzo barwne są tu opisy w legendach żydowskich, gdzie mowa na przykład o Paltit, córce Lota zamordowanej brutalnie za nakarmienie głodującego przybysza.

Lot nie jest nawet wspomniany w licytacji między Abrahamem a Bogiem, który zapowiedział mu, że planuje poddać Sodomę sądowi – a Abraham wiedział, jaki będzie wyrok.

Lot staje się postacią pierwszoplanową w momencie, gdy dwa Aniołowie trafiają do bram Sodomy. A pamiętajmy, to nie był Helmowy Jar, żeby mieć tylko jedną bramę. Najwyraźniej celowo dwaj posłańcy, ale i sędziowie udali się konkretna droga, by wystawić mieszkańców Sodomy na swoistą konfrontację. Gdyby trafili do innej bramy, trafiliby może na kogoś, kto by szybko doniósł, że oto nadeszli obcy, w dodatku ładni.

Trafili na Lota, który wymusza na nich gościnę, choć wiedział, że nie jest w najlepszej sytuacji. Był szanowany, dwóch mieszkańców miasta chciało zostać jego zięciami, ale teraz zwracał na siebie oczy całego miasta. Brama nie była wszak odludna, zwłaszcza wieczorem ludzie wracali z okolicznych pól, wpadali do knajpy się napić. Widzieli, kogo i gdzie Lot zabiera.

Lot wiedział, kogo naraża – swoją żonę, swoje dwie młode córki. Robi to z powodu zasad, jakie wyznaje i które nie pozwalają zostawić bezbronnego na pastwę motłochu. To jest tragiczny wybór, ale w momencie gdy ci dwaj pojawili się w zasięgu jego wzroku został przed nim postawiony. Mógł powiedzieć:

– Wiedzieli, czym jest Sodoma, to po grzyba tu przychodzili?

I uznać, że sprawa była zakresem jego możliwości. Nie obroniłby ich przed całym miastem. Ot, ofiary losu, za którymi nie trzeba tęsknić. Chyba, że po to właśnie siedział w bramie – by nikt bezbronny nie był ofiarą. Jego żona i dzieci wiedziały o tym i się na to godziły, bo mają fajnego ojca-społecznika, sługę Bożego, który pomaga innym.

Tak naprawdę, ne wiemy, co się stało z majątkiem Lota, z tymi stadami, które ciągnęły się od granicy z Abrahamem aż do Sodomy. Może już ich nie posiadał, albo czekał w umówionej bramie, najbliższej pastwiskom na informacje od pasterzy, czy coś złego się nie dzieje, sam mieszkając na stale w mieście i stamtąd zarządzając.

Wiemy, że tego dnia przyjął przybyszów pod swój dach, nakarmił ich i stał się ich prawnym obrońcą. Dla mieszkańców Sodomy była to bezprawna ochrona – bronił kogoś, kto powinien być zgnębiony, wykorzystany, upokorzony. Może popadli w zbiorową psychozę uważając, że każdy obcy to szpieg Kedorlaomera lub jego potomków.

Pamiętajmy, że po wojnie zwrócono łupy, ale jak je podzielono nie wiemy, a przecież polegli mieli dzieci i rodziny, zapewne też poza doliną Jordanu, biorący udział w tym podziale mogli więc obawiać się sporu sądowego, z jednej przyczyny przegranego – krewny kolejnego stopnia czy sąsiad nie miał prawa do domu, czy pola należnego pierworodnemu. A jeśli najbogatsi, więc i najlepiej uzbrojeni byli z królem Sodomy, więc i zapewne zostali rozproszeni lub zabici albo pojmani w bitwie. Warto było więc zabezpieczać likwidując pretendentów do lokalnych zasobów.

Lud, a konkretnie mężczyźni Sodomy zbierają się pod domem Lota, domagając się prawa do „poznania” obcych, ale czasownik tu użyty, „jada”, jest dwuznaczny – oznacza i poznanie ogólne, ale i poznanie seksualne, stosunek z drugą osobą. A skoro goście nie byli ku temu chętni, ich celem jasno był gwałt. Lot proponuje w tym momencie dwie córki, dziewice, w zamian za gości.

Dziwnie to brzmi w naszych uszach, ale pomyślmy. Lot pochodził z rodu Hebrajczyków, Iwrim, których imię pochodziło od hebrajskiego ewer – błądzić, podróżować, i miał teraz wydać innych wędrujących na pastwę szalonych gospodarzy? Poświęcił wszystko, co miał, swoje potomstwo na zhańbienie, byle tych dwóch przybyszów nie tknęli.

Ale to było za mało. Odrzucili ofiarę i uznali go za otwartego wroga. Nazwali go „ger” – „obcy” i uznali, ze wezmą dom siłą, ale potem… Nie mogą znaleźć drzwi, bo ogarnęła ich ślepota. Możliwe, że dotykali framug, klepek, klamki, ale nie widzieli ani nie wiedzieli jak ich użyć.

Aniołowie uchronili Lota przed wolą sąsiadów i ogłosili wyrok – to miasto zostanie zniszczone wraz z czterema pozostałymi. Nakazują Lotowi spier… Uciekać ile sił w nogach i to już. A on jeszcze zaszedł do przyszłych zięciów i ich ostrzegał, a ci go wyśmiewali. Ale zięciów mógł przyprowadzić. Potem jednak ociągał się i Aniołowie wywlekli go za miasto.

Tam Lot dalej kopał i walczył i wymusił na Aniołach prawo do osiedlenia się w mieście Soar (i ocalenia wszystkich mieszkańców), bo było ono zgodnie z nazwą małe, jak mówi hebrajskie misear, czyli „mało, nic”. Mały grzech, po co marnować siarkę i płomienie!

Aniołowie dozwolili. Lot więc uchodzi, jednak po drodze, gdy Bóg sprawił, że zadżdżyło ogniem i siarką, jego żona obraca się lub w ogóle wraca i zmienia się w słup soli. Księga Rodzaju przemilcza reakcję jej małżonka, tak samo nie wiemy, co robiła matka podczas gdy ojciec oferował córki tłumowi pod drzwiami.

Nie znamy też reakcji Lota na zagładę, wiemy jednak, że po jakimś czasie zamieszkał on w grocie. Być może Soar nie zasługiwał na ocalenie i został zniszczony nieco później? Na pewno Lot próbował zebrać ocalałych pasterzy, choć zagłada zdawała się totalna. Mógł jednak mieć jakichś dłużników lub wspólników w Soarze. Nadal mógł to być dobry start.

Może wydawało się podejrzane, że jako jedyny, z dwoma córkami uciekł przed zagładą lub – jeśli opowiedział swoje dzieje sąsiadom – że nie walczył lub nie dość walczył o mieszkańców Sodomy. Był obcym, który przetrwał lokalny armageddon. Czyli albo go ktoś ostrzegł, albo był współwinny. To jednak domysły.

Wiemy na pewno, co stało się w grocie. Obie córki Lota zaczęły szukać kogoś, z kim spłodzą dzieci, bo okoliczni mężczyźni albo ich zdaniem nie istnieli, albo się do tego nie nadawali. Nie chodziło o formalny związek, ale o potomstwo z odpowiedniego mężczyzny. Najwyraźniej jedynym spełniającym te wymogi był Lot. Ich własny ojciec, a z nim nie mogły zawrzeć małżeństwa.

Może to być, jak sugerował Józef Flawiusz, dowód na to, że Lotówny uważały, że doszło do kolejnego potopu, tym razem ognistego i jedynymi ocalałymi jest ich trójka i odtąd muszą wykreować nową ludzkość. Inną opcją jest niechęć do wiązania się z poganami, a jedynym żywym i dostępnym mężczyzną z rodu Teracha i o jakim wiedziały był ich ojciec.

Najwyraźniej Lot miał inne poglądy, bo córuchny uznały, że należy skorzystać z genów ojca bez jego świadomości. A jaki był skuteczny ku temu sposób? Schlać ojca. Geny Noego najwyraźniej były silne w Locie, bo ten nie wiedział co się stało i nabrał się na to raz jeszcze, po pewnym czasie.

Córki spoiły ojca do nieprzytomności i najpierw starsza, a potem młodsza zaszła z nim w ciążę. Te kazirodcze bękarty zostają nazwane zgodnie ze swoim pochodzeniem: Ben-Ammi, Syn Mojego Ojca, a drugi Moab, od zbitki me-aw, „od ojca”.

Oczywiście, jest to szydercza wersja pochodzenia dwóch ludów sąsiedzkich dla Izraelitów, Ammonitów i Moabitów, które zapewne miały własne legendy na temat swojego pochodzenia.

Ten ostatni epizod jest też miejscem, gdy Lot znika z Pisma, nie pojawia się już ani w rodowodach ani w wypowiedziach innych osób.

Właściwie to przez całą historię, w jakiej brał udział, był on biernym uczestnikiem zdarzeń, choć zapewne za biblijną zwięzłością w opisach krył się wysiłek, włożony w powiększanie majątku, współpracę z błogosławieństwem będącym udziałem Abrahama. A jednak gdy stał się głównym bohaterem, wykazał inicjatywę, nawet jeśli jego gotowość do poświęcenia córek w imię ideałów wydaje nam się okrutna. Potem znowu staje się biernym uczestnikiem poczynań córek.

Smutne to…

Biblijni mistrzowie drugiego planu. Cz. 1.: Laban.

Mam zamiar zacząć teraz małą serię dotyczącą postaci z Biblii, które niektórzy kojarzą z imienia, inni nawet nie wiedzą, że takie typy się pojawiają, a te postaci mają mocny wpływ na to, co się dzieje.

I jako przykład takiej postaci, na pierwszy rzut poleci Laban. Dlaczego? Jest to jedna z pierwszych postaci w Biblii ukazujących złożoność samych relacji rodzinnych w kręgu Abrahama. Do tego bardzo mocno związał się genetycznie z Jakubem, więc dwunastu synów Jakuba-Izraela było formalnie wnukami Labana…

Ale do rzeczy: Laban był synem Betuela, jednego z siedmiu synów Milki, żony Nachora, brata Abrahama. Był więc prawnukiem Teracha. Z tym, że gdy Abraham z Lotem opuścili Charan, by iść do Ziemi Obiecanej, rodzina Nachora została w Charanie, w regionie znanym jako Aram-Naharaim, Aramie Dwóch Rzek, czyli Górnej Mezopotamii.

Gdy przyszło szukać żony dla Izaaka, Abraham posłał tam sługę (a i niektóre tradycje głoszą, że Sara też wybierała się na północ, ale przeceniła swoje siły). Ten sługa siadł przy studni z kilkoma wielbłądami i czekał. Przyszła dziewczyna, Rebeka, córka Betuela i gościnnie napoiła i sługę i jego wielbłądy. A wy wiecie ile taki wielbłąd wypija? Uradowany sługa podarował jej klejnoty, na znak, że dziewczyna ma walory, jakich szuka jego pan, Abraham i dopiero wtedy spytał o to, kim ona jest a ta poleciała do domu. I na kogo trafiła?

Na swojego brata, Labana. Cwany braciszek zaraz poleciał zwrotnie po gościa i informuje, jak przygotował wszystko dla niego i jego sług. A wszystko to, gdyż „Zobaczył bowiem kolczyk i bransolety na rękach swej siostry i usłyszał, jak Rebeka mówiła, co jej ów człowiek powiedział”.

I on nic nie przygotował. On po prostu wybył z domu i zostawił na głowie reszty domowników, byleby tylko hojny gość nie został równie dobrze potraktowany przez kogoś innego. Nie widzimy nawet rozkazu, by kazał cokolwiek przygotować sługom.

Goście zostali przyjęci (bo był to nie tylko sługa, ale i jego towarzysze) i na uczcie był Betuel, głowa rodu… Ale jakoś tak mało się odzywał i udzielał. Gdy sługa Abrahama domagał się, by mógł przedstawić swoją misję domownikom, to Laban odpowiedział: „Mów”. Ona prośbę odpowiedzieli zaś „Laban i Betuel” , po czym „brat i matka dziewczyny” domagali się, by została kilka dni u nich, po czym pozwolili jej odejść na jej własną prośbę.

Sługa zabrał Rebekę do Izaaka, ale widać, kto rządzi w tym domu: Laban, jej brat i ich matka, która pozostaje bezimienna. Betuel pojawił się na chwilę, po czym zniknął z uczty i nawet rano nie był w stanie pobłogosławić córki. Może był już na to wszystko za stary. W każdym razie to Laban był męskim pierwiastkiem w tej rodzinie, on był najbardziej czynnym jej członkiem i… Choć znika nam na chwilę, przejawia wartości bliskie tym, jakie wyznaje siostra.

Gdy pierworodny syn Rebeki, Ezaw zostaje okradziony z pierworództwa i błogosławieństwa przez młodszego, Jakuba, korzystającego z pomocy swojej matki, kolejnym wątkiem Genesis jest wędrówka Jakuba w poszukiwaniu żony, a jedyne słuszne ku temu kobiety mógł spłodzić Laban, jego wuj. Fakt, dla nas brzmi to dziwnie, ale pamiętajmy, że pokrewieństwo nie było aż tak mocne – nawet nie wiemy czy Rachela i Lea pochodziły z jednej matki. Abraham i Sara byli oboje dziećmi Teracha, ale z innych matek.

I chyba ta kwestia była silna zwłaszcza w rodzinie Betuela, bo z kolei Ezaw brał za żony kobiety lokalne, a jedynie Jakub pojechał aż do Charanu.

Tak więc, gdy Jakub przybył do rzeczonej górnej Mezopotamii, nad studnią (mało znany fakt: studnia w Biblii zaskakująco często zapowiada małżeństwo) poznał Rachelę i już był pewien, że z nią weźmie ślub. Powiedział jej kim jest i ona poleciała do domu. Tym razem w pełni praw wybiega mu na spotkanie ojciec dziewczyny.

Jakub odsłużył u niego miesiąc, nie wiadomo z jakiego powodu nie wyznając swojego celu. Być może rozeznawał sytuację. W każdym razie dopiero po tym okresie Laban stwierdził, że skoro Jakub dobrze pracuje, to należy mu się wynagrodzenie. Zresztą…

Laban wiedział na pewno, o co poprosi siostrzeniec, choć mógł też podejrzewać, że ten chce po prostu przeczekać niebezpieczny okres gniewu okradzionego Ezawa i przy okazji się dorobić. Problem w tym, że Laban nie był aż tak bogaty. Wiele lat potem Jakub zarzuci mu: „ Miałeś bowiem niewiele, zanim przyszedłem”. Młodzieniec, najwyraźniej nie chcąc zwlekać, ale też nie licząc na to, że dorobi się na pasaniu owiec i kóz stryja nie poprosił o nic innego, jak tylko prawo do poślubienia Racheli, ale też sam wyznaczył z góry stawkę: siedem lat służby (plus domyślny zapewne wikt i opierunek).

Prawdopodobnie tyle chciał u niego spędzić, ewentualnie potem parę lat za wynagrodzenie (bydło). Ale Laban był cwany… Może był z tego znany na tyle, że szwendający się tu i tam za zwierzyną Ezaw znał jego sławę i szukał żon spoza jego kręgu. Może też z powodu swoich podstępów, na których nie zawsze wychodził dobrze, Laban zbiedniał.

Wiemy na pewno, że utrzymywał się z wypasania drobnego bydła – owiec oraz kóz, jednak prowadzi je do wodopoju jego własna córka, a nie grupa sług. Może jedynie nadzorowała czyjąś pracę, lub wydawała polecenia, skoro po spotkaniu z Jakubem porzuciła stado, by pobiec do domu.

Tu wspomniana jest starsza córka Labana, Lea o zgaszonych jakby oczach. Siedem lat później Jakub upomina się o swoje wynagrodzenie, więc przyszły teść wystawił wielkie weselisko… Zaprosił całą miejscowość, w końcu córka bogacza wychodziła za mąż. Ale nie wiemy, jak to ogłosił, czy wskazał, która konkretnie córka opuszcza rodzinne gniazdo. Nie wiemy, jakim cudem, Jakub obudził się rano i spojrzał na świeżo poślubioną małżonkę.

A tu Lea, ta ze zgaszonymi oczami! To Jakub poleciał z pretensjami do teścia, a ten odparł, że nie ma u nich zwyczaju wydawać za mąż młodszej córki przed starszą. I Jakub utknął. Bo przecież strój oblubienicy pokazuje oczy a Lea jako cechę charakterystyczną miała podane właśnie „zgaszone oczy”. I przez siedem lat robotnik mógł się dopytać, czy to nie dziwne, że młodsza żeni się przed starszą i czemu nikt nie chce Lei.

No to Laban na to: „Pójdźmy na ugodę: odsłużysz mi kolejne siedem lat, za to już za siedem dni hajtniesz się z Rachelą…” Jakub się zgodził. Do tego, o ile wiemy, że Jakub kochał i Leę i Rachelę, to bardziej tę drugą, a poza tym z dalszego toku wydarzeń wydaje się, że czuły się one pokrzywdzone matactwem ojca.

Po kolejnych sześciu latach i co najmniej dwunastu dzieciakach z czterech matek później, niefortunny zięć uznał, że czas się zbierać. Labanowi to nie było w smak, bo dzięki Bożemu błogosławieństwu Syn Izaaka miał niezłą nadprodukcję, która szła na konto pracodawcy, a nie pracownika. Córki nadal miał dwie, a owiec coraz więcej.

Więc Jakub chciał odejść z jakimś udziałem w zyskach. Laban zapewne uśmiechnął się głupio i udał, że nie słyszy, po czym zażądał podania konkretnej formy zapłaty. I tak wykolegowany na siedem lat Jakub ustalił zapłatę: weźmie wszystkie kozy pstre i cętkowane i jeśli one zrodzą też koźlęta pstre i cętkowane, je sobie zabierze. Tak samo weźmie wszystkie pstre, cętkowane i czarne owce, po czym po siedmiu latach zabierze sobie TYLKO czarne.

Ile tych owczych pokoleń pojawiło się na świecie? Współcześnie długość życia owcy domowej szacuje się na dwanaście lat, a najpóźniej dojrzałość płciową uzyskują po roku i zwykle okres rozrodczy przypada na jesień. Więc poszło jakieś sześć pokoleń nowych, czyli na przykład ze stu owiec robiło się sześćset samych pierwotnych, do tego dochodziło pięć kolejnych setek z pierwszego pokolenia, cztery z trzeciego, trzy z czwartego, dwa z piątego i setka z szóstego. Razem dwa tysiące sto sztuk, ale to przy idealnych warunkach jednego koźlęcia czy jagnięcia rocznie, więc minus 20%, bo część stanowiły oczywiście tryki, które nie rodziły, plus naturalna śmiertelność i dzikie zwierzęta. Wychodzi i tak prawie tysiąc siedemset procent zysku. I z tego zysku część tylko mogła zawierać kozy i owce kolorowe, z których miał wziąć sobie jako najgorsze Jakub.

Laban się zgodził, wierząc w dobrą passę – wszak według niego bydło miało ubarwienie dziedziczne, a koza o gładkiej sierści była silniejsza, więc i kozły i tryki o gładkich barwach były bardziej płodne niż te o mieszanej. Pstrokate skóry nie były też cenione. Z niejasnych względów Jakub bierze też tylko czarne owce, ale może dlatego, że wybrał konsekwentnie gorszą część, z marnymi szansami na pomnożenie majątku.

Poza tym – Laban specjalnie w przeddzień wydzielenia Jakubowi jego stad do opieki wybrał ze swojej trzody wszystkie kozy pstre i cętkowane oraz czarne owce i rozdał je swoim synom. Jakub zaś pasał owce Labana, nie jego synów. Zostały więc białe kozy oraz pstre i cętkowane owce, z których była marna szansa na czarne potomstwo. Ponadto teść oddzielił swoje stada i te pasane przez Jakuba trzydniowym kordonem, by nie doszło do mieszania się, by jakiś płodny kozioł o jednolitej maści nie pokrył kozy o maści niejednolitej. Jakub też starał się, by jego owce nie pasały się razem razem ze stadami Labana.

Gdyby nie historia pewnego szlachcica zapewne zamiast „jak Zabłocki na mydle” mówilibyśmy dziś „jak Laban na kozach”. Dzięki specjalistycznym zabiegom Jakub miał masę cętkowanych i czarnych owiec, a Laban został z garstką owiec i kozłów cennych.

Synowie Labana narzekali na Jakuba, który stał się bogatszy niż ich ojciec, choć sami też się wzbogacili na jego podstępie. Oskarżali Jakuba o to, że zabrał wszystko, choć działał zgodnie z umową. Mimo to po sześciu latach błogosławieństwo Boże i obstrugane patyczki dały odczuć, kto tu jest biznesmenem, a kto dziedzicem. On był jeden, ich – kilku. Gdzie tu sprawiedliwość?! Szykowało się ręczne rozprawienie się ze szwagrem.

Dodatkowo sam Laban mógł już odrzuć, że idealny układ nie był idealny dla niego. Jakub nakazuje więc strategiczny odwrót, podpierając się widzeniem sennym, w którym Bóg potwierdza prawowitość zagarnięcia owiec pracodawcy bez wcześniejszych z nim ustaleń. Rachela w międzyczasie kradnie bożki rodowe ojca – bardzo cenny, czczony symbol czy to dawnych sław czy rzeczywiście mieszkańców nieba. Wyrobem takich posążków zajmował się według Talmudu Terach, ojciec Abrahama, więc czemu i jego potomek, Laban nie miałby ich mieć? Laban nie miał ciągle bożków przy sobie. Były albo w jakimś świętym miejscu koło domu, albo w samym domu, w domowej kapliczce, gdzie też nieczęsto zaglądał..

Laban więc nie uważał Boga Abrahama za jedynego, ani nie uważał kultowych wyobrażeń za nietolerowalne. Zresztą i sposób, w jaki Jakub uzyskał przewagę w płodności owiec z jednej strony przedstawiony jest w sposób magiczny (okorowane patyki), a potem w bardziej wyrafinowany sposób: gdy Laban zmienia warunki umowy i obiecuje tylko pstre młode, Bóg sprawia, że rodzą się same pstre koźlęta i jagnięta, a gdy teść znowu zmienia zdanie i obiecuje cętkowane, rodzą się cętkowane.

Laban po trzech dniach orientuje się, że Jakub zniknął. Dziwne? Nie, bo wtedy nie było facebooka i Juda nie wrzucił posta, że muszą uciekać z powodu wściekłych wujków. Laban sam ustalił granicę trzech dni drogi między stadami swoimi a zięcia. Jego pasterze przez jeden dzień nie widzieli pasterzy Jakuba. Ok, bywa. Drugi… No, dobra, czasem pasterze się rozchodzą w inne strony niż zakłada układ. Ale Laban ustalił sprytnie, że granica między stadami jego a stadami Jakuba ma wynosić trzy dni.

Trzy dni ich nie widzieli, więc ruszył pościg. Może Laban chciał przed wyjazdem odprawić jakiś rytuał typu „Dajcie mi wrogów moich w ręce moje” i dopiero wtedy odkrył, że bożki zginęły. Siedem dni trwało nim porzucony ojciec i teść dogonił uciekinierów i musiał być w bardzo niechętnym rozmowom nastroju…

Ale! w międzyczasie miał widzenie senne, gdzie Bóg zażądał, by nie żądać od Jakuba ani dobra ani zła. Czyli w sumie niczego, poza czystym układem handlowym, gdzie obie strony wychodzą na równo…

Widzimy więc, że choć czcił jakieś wizerunki i były to bożki inne niż Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba, gdy przychodzi co do czego, to ten Bóg ma autorytet. Nie wiadomo, czy gdyby we śnie Laban ujrzał Marduka czy Ozyrysa, czy też by nie porzucił zemsty, ale akurat pojawił się Bóg Abrahama.

Nie mógł jednak porzucić pościgu z dwóch powodów: po pierwsze, nie pożegnał się z córkami; po drugie, nie rozliczył się z zięciem. Wszak wiemy, że zabrał on wszystkie owce, jakie pasał dla Labana, ale przedtem nie dokonali przeglądu ich maści. Jakub jednak wcześniej uznał, po naradzie z Rachelą i Leą, że pozostała część stad, jakie powinna przypaść ich ojcowi są ich częścią majątku, jaki należał się córkom, w tym rekompensatą za to, że traktował je jak obce, które może przehandlować i używać jak marionetek w swoich knowaniach.

Widzimy tu więc, że spryt ojca przeszedł na córki, wszak znalazły świetny powód, by zagarnąć jego mienie w sposób, któremu ciężko odmówić racji.

W efekcie obie strony obozują naprzeciw siebie i dochodzi do spotkania rzeczników, w tym wypadku głów rodów. Obaj, Laban i Jakub mieli za sobą siły zbrojne, Laban także lokalnych krewnych, ale i obaj zatrudniali też może może najemnych żołnierzy, przydatnych do ochrony przed bandytami w trasie, ale raczej były to sługi gotowe bić się za swoich panów. Mogło skończyć się nieciekawie, zwłaszcza, że obie strony mogły węszyć podstęp, w końcu ich współpraca do tej pory to ciągłe zwodzenie i oszustwa.

Laban w trakcie spotkania z podwójnym zięciem (i siostrzeńcem zarazem) narzeka, że przecież GDYBY WIEDZIAŁ posłałby zięcia i córki uroczyście, a oni tak się wykradają, bez słowa pożegnania z córkami i wnukami. A był to mocny tekst, bo nieraz takie rozstanie było na całe życie. Całując córkę na pożegnanie, matka Rebeki i Labana, nie wiedziała, że już nigdy nikt w Biblii nie wspomni o niej, więc zapewne zmarła między zaręczynami córki a narodzeniem wnucząt. Laban nie wiedział, czy kiedykolwiek ujrzy swoje potomstwo, które uciekło z Jakubem.

Wspomniane spotkanie było mimo zgodliwego tonu dość ostre, bo Laban wspomniał sprawę bożków i przeszukuje obóz Jakuba w poszukiwaniu trefnych figurek. Jakub udał, że o niczym nie wie (lub nie udawał – nie byłby to pierwszy raz, gdy potomkini Betuela działa wbrew woli potomka Abrahama). Laban nie znajduje ich, bo siedziała na nich Rachela twierdząca, że może wstać, bo ma okres…

Czemu tak gorączkowo ich szukał? Prawdopodobnie bożki były czymś w rodzaju testamentu, gwarancji pierworództwa i dziedziczenia. Kto je posiadał, miał prawo odziedziczyć stada należące do głowy rodu po jej śmierci. Nie był to już wtedy typowy spór między krewnymi, nie szło już o słowo przeciwko słowu, ale ktoś miał dowód i po kilkunastu latach ciężko byłoby powiedzieć, czy bożki skradziono czy zostały legalnie przekazane.

Cóż, najwyraźniej Laban uznał, że nie będzie targać córki z ziemi. Albo uznał tak, jak powinien uznać żydowski czytelnik, że bożki na które spływa owoc kobiecej menstruacji nie są godne uwagi. Wystruga lub kupi się nowe.

W tym momencie Jakub przechodzi do czysto biznesowego rozliczenia rozliczenia. Stadom Labana dobrze się wiodło. Jakub nie zarzynał baranów na uczty, a gdy jakieś zwierzę zostało zabite przez dzikie zwierzęta, oddawał to ze swoich stad. Co więcej, gdy ktoś coś skradł, Laban podejrzewał zięcia – zapewne dlatego, że sam by na jego miejscu okradał teścia. Przypomina wielokrotne zmienianie zapłaty, wspomniane w naradzie z żonami. I czternaście lat za dwie żony i sześć lat za trzodę to nadal było za mało, bo Jakub wiedział, że Laban by mu nic nie dał. Wszystkie dnie i noce na służbie byłyby na nic, bo WSZY-SCY wiedzieli w okolicy co to za typ.

Ale Bóg chronił przed tym wyzyskiem, bo służył mu ojciec Jakuba, Izaak. Laban najwyraźniej nie śmiał oponować. I tak odpowiada wyjątkowo wrednie, bo w tonie „Moje córki, moje wnuki, moja trzoda, ale uszanuję cię ze względu na to, że jestem moim zięciem i ojcem moich wnucząt. Po prostu nie bierz sobie innych żon poza moimi córkami i ich niewolnicami”. Zawarli przymierze, gdzie jedno miejsce, słup graniczny jest nazwany w dwóch językach: Jegar Sahaduta po stronie Labana i Galed po stronie Jakuba, po czym jeszcze raz Galed i jeszcze dodatkowo Mispa, ale po stronie Labana. Kopiec miał przypominać, gdyby jeden szedł walczyć z drugim, że obiecali nie czynić sobie krzywdy.

Laban znika tu z Pisma, ale wpływ, jaki wywarł jest spory. To on zarządzał przy zawarciu związku Rebeki i Izaaka, nawet jeśli mówił to, co chciała widzieć matka. Potem stał się sławną postacią, bogaczem nie tylko jako dziedzic – bo nikt w rozmowie o studni przy spotkaniu Racheli i Jakuba nie wspomina Betuela, a tylko Nachora – ale jako zarządcę rodu. Dzięki jego przemyślności związał z sobą Jakuba i choć zapewne liczył na doraźne zyski, zapisał się w Biblii w drzewie genealogicznym Izraela jako dziadek dwunastu plemion, które podbiły Kanaan.

Gdyby nie przemyślność Labana pokoleń Izraela mogło być znacznie mniej.

Beer-Szeba. Znowu… (Rdz 26, 12-33). Komentarz do Księgi Rodzaju. Cz. 41.

Przebywając w tym kraju, zasiał Izaak ziarno i doczekał się w owym roku stokrotnego plonu, gdyż Pan mu pobłogosławił. I tak stawał się on coraz bardziej zasobny, aż dorobił się wielkiej majętności. Miał liczne stada owiec i wołów i wiele służby. Toteż Filistyni z zazdrości zasypali ziemią wszystkie studnie, które słudzy jego ojca, Abrahama, niegdyś wykopali. Sam zaś Abimelek rzekł do Izaaka: «Odejdź od nas, bo jesteś zamożniejszy od nas!»
Rdz 26, 12-16

Widzimy tu przebranżowienie się Izaaka, gdyż z Biblii wiemy, że Abraham posiadał ruchomości, ale nie posiadał ziemi (poza grobem w Machpela), więc nie mamy informacji, by coś siał, czy by podlegali mu jacyś rolnicy. Syn jednak sieje i zbiera, zapewne nie osobiście, ale na czyjejś ziemi. Możliwe, że ją dzierżawił lub wykorzystał jakieś leżące odłogiem pola na mocy przyjaźni z władcą, Abimelekiem, który mógł mieć w tych zyskach udział. Skoro Bóg błogosławi siejącemu, nie wypadałoby odmówić sprzedaży zboża po dobrej cenie sojusznikowi.

Zysk z tej inwestycji jest spory, a ponadto majątek patriarchy jest opisany jakby to ona była zaczątkiem pozostałych bogactw Izaaka: owiec (צׂאן, ṣō᾽n, con), wołów (בָקָר, bāqār, baqar) i służby lub niewolników (עֲבֻדָּה, ‘ǎḇudāh, awudah). No to Filistyni zaczynają czuć się źle z tego powodu, bo raz, że ktoś wykorzystał potencjał ziemi, z której oni nie byli w stanie nic więcej wyciągnąć; a dwa – obcy wyrastał ponad nich. Rodzi się zazdrość, objawiająca się zasypaniem studni, jakie wykopał Abraham rękami swoich sług. Była to zapewne próba wypędzenia niewygodnego gościa poprzez odcięcie go od najcenniejszego zasobu, zwłaszcza jeśli głód spowodowała susza.

Ale nie tylko zazdrość mogła powodować Filistynami. Kto miał zboże w czasie głodu (i nie tylko), miał możliwość pożyczania go, nieraz pod zastaw. Znamy wiele umów na przykład z Mezopotamii, gdzie tym zastawem były nie tylko ruchomości, ale też na przykład członkowie rodziny dłużnika czy nawet on sam. Gdy dłużnik nie był w stanie oddać zboża sam zostawał niewolnikiem lub musiał oddać w niewolę syna czy córkę.

Nie dziwmy się filistyńskim zasypywaczom studni, skoro woleli głód, niż ryzyko utraty wolności. Tym bardziej, że zniszczenie mienia, jakie Izaak odziedziczył nie stanowiło złamania przymierza między ojcem Izaaka a Abimelekiem w Rdz 21, 22-34. To Abraham obiecał uszanować przyjaźń z potomstwem władcy filistyńskiego, nie było zaś żadnych zapewnień co do przyjaźni królów filistyńskich z jego dziećmi. W efekcie wraz ze śmiercią Abrahama umowa wygasła. Nie wiemy, czy zasypanie studni było motywowane przez Abimeleka, czy było raczej była to inicjatywa jego poddanych (wyższego lub niższego szczebla). Wiemy, że to ostatecznie władca, Abimelek domaga się, by Izaak opuścił Gerarczyków, bo jest większy, liczniejszy od nich (rdzeń עצם, ‘ṣm, ‘-c-m oznacza dosłownie bycie potężnym, licznym silnym), więc rzeczywiście mógł się tu kryć strach przed dominacją regionu przez jednego człowieka, którego zdawały się nie imać klęski żywiołowe.

Izaak oddalił się więc stamtąd i rozbiwszy namioty w dolinie Geraru, tam osiadł. I zaczął oczyszczać studnie, które były niegdyś wykopane za życia Abrahama, jego ojca, a które Filistyni po śmierci Abrahama zasypali, i przywrócił im takie nazwy, jakie niegdyś ponadawał jego ojciec. A gdy słudzy Izaaka, kopiąc w owej dolinie studnię, natrafili na bijące źródło, pasterze z Geraru wszczęli sprzeczkę z pasterzami Izaaka i mówili: «To dla nas ta woda!» – Studnię tę nazwał on Esek, bo swarzyli się z nim o nią. Potem wykopali inną studnię, i znów powstał o nią spór; toteż dał jej nazwę Sitna. Izaak przeniósł się więc na inne miejsce i wykopał jeszcze inną studnię. O tę studnię już nie było sporów. Izaak dał jej nazwę Rechobot, mówiąc: «Teraz dał nam Pan swobodną przestrzeń, abyśmy się rozmnażali w tym kraju».
Rdz 26, 17-22

Sytuacja wydaje się nietypowa, bo Izaak odchodzi z Geraru, ale rozbija namiot w dolinie Geraru. Nie mowa tu jednak o żyznej dolinie, jak w opisie doliny Jordanu przed zniszczeniem Sodomy i Gomory (tam pada słowo כִּכָּר, kikkār, kikkar oznaczające okolicę, okręg, zaś „dolina” po hebrajsku עֵמֶק, ‘ēmeq, emeq). Tu pojawia się נַחַל, naḥal, nachal, słowo określające potok, niewielki ciek wodny, ale też dolinkę wyżłobioną przezeń. W warunkach bliskowschodnich częstymi są takie dolinki, zwane wadi, gdzie woda płynie korytem tylko podczas opadów w porze zimowej, przez resztę czasu koryto jest suche. Całkiem możliwe, że Izaak wyprowadził się z miasta stołecznego i zamieszkał na obrzeżach kraju, w mniej żyznym terenie, jednocześnie też porzucając uprawę roli.

Prawdopodobnym jest, że mieliśmy do czynienia z dwoma sytuacjami, gdy zasypano studnie. Pierwsza, zaraz po śmierci Abrahama, niejako próba wykorzystania faktu żałoby na osłabienie konkurencji, skoro i tak właściciel studni już nie żył, a jego dziedzic z nich najwyraźniej nie korzystał. Druga byłaby związana z pobytem w tym regionie jego syna, i miała właśnie wygnanie go. Gdyby rozdzielić studnie z pierwszej i drugiej fali sabotaży te pierwsze byłyby dalsze Geraru jako centrum władzy, te drugie zaś – bliższe.

Nie wiemy jednak, jakie były to studnie (poza jedną, o czym za chwilę). Jakkolwiek Izaak nadawał miejscom nazwy takie, jakie nadał je im Abraham, to znamy tylko te, jakie powstały z powodu roszczeń pasterzy z Geraru. Ci, nie dość że zakopali studnie, to teraz gdy ktoś włożył wysiłek i je odkopał, roszczą sobie pretensje do dobra, jakie z nich dosłownie płynie, czyli wody. I tak, Izaak pierwszą nazywa Esek (עֵשֶׂק, ‘Ēśeq, Eseq), bo pasterze gerarscy spierali się z nim (הִתְעַשְּׂקוּ עִמוֹ, hiṯ‘aśśᵉqȗ ‘immȏ, hithassequ immo). Drugą – Sitna (שִׂטְנָה, Śiṭnāh, Sitna), od czasownika שָׂטַן, śāṭan, satan, oznaczającego oskarżenie, wrogośc, stanie na przeszkodzie1. Za każdym razem jednak kłótnię między pasterzami określa czasownik ריב, resz-jod-bet, oznaczający oprócz typowej kłótni także „twierdzenie”.

Inną możliwością jest to, że Gerarczycy chcieli te studnie odkopać, ale nie potrafili. Stąd tym większa niechęć, gdy ktoś „z zewnątrz” po prostu przychodzi i je odkopuje. To by też tłumaczyło potem przekonanie Abimeleka i jego świty o wsparciu ze strony niebios dla Izaaka.

Dopiero trzecia studnia, Rehobot (רְחׂבוׂת, Rᵉḥōḇȏṯ, Rechowot) nie budzi sporów i Izaak uznaje, że tu JHWH dał przestrzeń (הִרְחִיב, hirḥȋḇ, hirchiw), by Izaak mógł być owocnym w tej ziemi (וּפָרִינוּ בָאָרֶץ, waṗārȋnȗ ḇā᾽āreṣ, wa-farinu wa-arec). Biorąc pod uwagę, że było to miejsce, o które pasterze gerarscy nie chcieli już się kłócić, mogło to być naprawdę liche źródło i ta nazwa mogła być wręcz ironiczna.

Potem wyruszył Izaak do Beer-Szeby. I zaraz pierwszej nocy ukazał mu się Pan i rzekł:
«Ja jestem Bogiem twego ojca, Abrahama.
Nie lękaj się, bo Ja będę z tobą.
I będę ci błogosławił, rozmnażając twoje potomstwo
przez wzgląd na Abrahama, który Mi służył».
Izaak zbudował więc tam ołtarz i wzywał imienia Pana. Rozbił też tam swój namiot, a słudzy Izaaka wykopali tam studnię.
Rdz 26, 23-25

Najwyraźniej Beer-Szeba była kolejną studnią, jaką postanowił odkopać Izaak. Biorąc pod uwagę to, że tam Abraham zawarł przymierze z Abimelekiem (por. Rdz 21, 22-32) zasypanie tej studni przez Filistynów, poddanych tego króla (albo jego syna lub niespokrewnionego następcy) było tym boleśniejszym dowodem zakresu przymierza. Odkopywanie studni nie było procesem jednodniowym, stąd też noclegi.

I tej nocy Izaakowi ukazuje się Pan (יהוה) i składa obietnicę, że ze względu na to, że Izaak jest synem Abrahama, On będzie z nim. Tu widzimy mocne przejście akcentu. Izaak nie jest poddawany próbom, nie musi składać w ofierze syna, opuszczać ziemi ojczystej i iść w nieznane, bo to nie od jego cnót zależy błogosławieństwo, ale jest ono niejako realizacja obietnicy danej komuś innemu. Podejrzewam, że Izaak jednak nie narzekał na taki rozwój wydarzeń, zwłaszcza, że odkopując dopiero drugą studnię posiadacz naprawdę wielkich stad mógł się obawiać o płynność ekonomiczną.

Co więcej, podkreślono liczne potomstwo, choć jak na razie Izaak miał tylko dwóch synów – Jakuba i Ezawa. Prawdziwie obfite owoce tej obietnicy ujrzy dopiero w synach tego pierwszego, patriarchach dwunastu plemion Izraela. Teraz jednak Izaak buduje ołtarz i najwyraźniej zamieszkuje na dłużej w tej okolicy.

Po tym widzeniu sytuacja się odwraca, co ewidentnie jest zapowiedzią poprawy losu.

Potem przybyli z Geraru Abimelek i Achuzat, jeden z przyjaciół Abimeleka, oraz dowódca wojska, Pikol. Izaak rzekł do nich: «Czemu przybywacie do mnie, przecież znienawidziliście mnie i kazaliście mi się od was oddalić?»
Rdz 26, 26- 27

Mamy jakby kalkę z wizyty z 21. rozdziału Księgi Rodzaju, ale tym razem oprócz Abimeleka i Pikola, wodza jego wojsk przybywa trzeci jegomość, Achuzat (אֲחֻזַּת, ᾽Ǎḥuzzaṯ, Achuzzat). Jego imię wywodzi się od czasownika אָחַז, ᾽āḥaz, achaz, czyli chwycić, pochwycić, wziąć w posiadanie2. Jego funkcja jest określona jako מֵרֵעַ, mere’a, merea. Oznacza ono towarzysza, kompana, przyjaciela i tylko w tym wersie niektóre wersy podają znaczenie „doradcy”. Możliwe, że był to najmądrzejszy z tej trójki, swoisty głos rozsądku w Gerarze. Załóżmy, że Abimelek i Pikol są tymi, którzy zawarli przymierze z Abrahamem. Achuzzat mógł być tym, który stwierdził: „Dość zagarnęliśmy, a za tym człowiekiem stoją siły, z którymi nie możemy igrać. Zawrzyjmy z nim przymierze takie, jak z jego ojcem i miejmy z nim święty spokój”.

Całkiem możliwe, że był to ten sam Abimelek i ten sam Pikol, którzy lata temu odwiedzili Abrahama, a którzy dożyli starości dzięki przymierzu i chcieli pozostawić ojczyznę w opiece Boga Abrahama poprzez sojusz z jego synem. Achuzzat może tu być ogniwem między jednym a drugim pokoleniem władców – kimś kto był na tyle długo z poprzednim królem Geraru, by doradzać kolejnemu.

Wyobraźmy sobie reakcję Izaaka, gdy po chwili spokoju najpierw dowiaduje się od sług o nadchodzącym licznym orszaku, a potem widzi majaczący na horyzoncie albo wyłaniającą się zza wzgórza karawanę królewską – tylko w baśniach królowie jeżdżą bez obstawy zbrojnej. Czy władca tylko przechodzi, czy Beer-Szeba była jego celem? Czy za nim nie idzie reszta wojska? Przecież mogło być tak, że Abimelek, niby przypadkiem przechodząc, uzna, że Izaak czymś go obraził i – o, cóż za przypadek! – za wzgórzem czeka armia gotowa pomścić zniewagę. Idzie w zamiarach przyjaznych czy w celu wykończenia niewygodnego sąsiada?

Gdy się zbliżają, gdy można już się porozumieć, nasze postrzeganie zaczyna się od momentu, gdy Izaak zastanawia się głośno nad sensem wizyty u kogoś, kogo wyprosiło się ze swego kraju. Jest nieco bezczelne, ale był na pozycji uprzywilejowanej. To od niego czegoś chciał król. Za Izaakiem stali słudzy, ale nie wojsko godne króla. Jedno za dużo słowo mogło oznaczać wojnę, wszak nic Izaakowi nie przysięgano.

Ale niezależnie od pozycji – jak był gościem i uprawiał rolę, na czym się jako pasterz nie znał i miał świetny plon, działały czynniki wyższe. W świetle widzenia Bliskiego Wschodu nie był to zapał nowicjusza ani fart początkującego, który trafił na metodę odrzuconą wieki temu – ale na tej jednej działce skutecznego. Obecność Izaaka w Gerarze generowała podaż zboża. Gerara mogła sprzedawać własną nadwyżkę na przykład do Kanaanu. Możliwe, że wysokie ceny, dyktowane przez Izaaka, były nadal opłacalne w świetle regionalnego rynku zbytu. Przyczyniał się on więc do wzrostu gospodarczego regionu choćby przez to, że można było kupić od Izaaka i sprzedać drogo na przykład Hetytom. Nie wiemy, czy po wygnaniu gościa sytuacja na rynku zbóż i pasz w Gerarze się nie pogorszyła. Do tego wyproszony bez trudu odkopuje kolejne studnie. Ma najwyraźniej łaskę niebios, więc z nimi nie warto zadzierać.

Trzeba się dogadać. A sama przemowa jest dość ciekawa.

Oni zaś odpowiedzieli: «Widząc, jak Pan (יהוה) jest z tobą, postanowiliśmy, aby istniała między nami, czyli między tobą a nami umowa. Chcemy z tobą zawrzeć przymierze, że nie uczynisz nam nic złego, jak i my nie skrzywdziliśmy ciebie, wyświadczając ci tylko dobro, i pozwoliliśmy ci spokojnie odejść. Niechaj ci więc teraz Pan błogosławi!» Izaak wyprawił im ucztę, oni zaś jedli i pili. Nazajutrz rano złożyli sobie nawzajem przysięgę, po czym Izaak ich pożegnał i rozstali się w zgodzie.
Rdz 26,28-31

Tekst podaje, że „a oni mówią” (וַיֹּאמְרוּ, wajjō᾽mᵉrȗ, waj-jomeru), ale nie jest wiemy, czy jest to streszczenie trzech osobnych wypowiedzi, czy też w imieniu dwóch pozostałych mówi Abimelek – król, Pikol – wódz wojsk, czy Achuzzat – doradca. Czy byłoby dziwnym, gdyby najbardziej biegły w mowie, najmłodszy i najbystrzejszy odpowiadał za negocjacje? Nie byłoby – zwłaszcza, gdyby reszta wysłanników pełniła funkcję jedynie reprezentacyjną, swoistego echa przeszłości, zaś następca tronu lub osoba realnie trzymająca władzę trzymała się z daleka a Achuzzat miał zadbać, by to przymierze, ta reprezentacja miały zakorzenienie w przeszłości. Mógł też gwarantować łatwe zerwanie przez Abimeleka III – to negocjował doradca, to się nie liczy!

Użyte tu są dwa określenia: אָלָה, ᾽ālāh, ala, oznaczające przysięgę, czy też zaklęcie się3 i dobrze znane już nam בְּרִית, bᵉrȋṯ, berit, czyli przymierze. Goście zachęcają wprost „przetnijmy między sobą przymierze” (וְנִעְרְתָה בְרִית עִמָּךְ, wᵉniḵrᵉtāh ḇᵉrȋṯ ‘immāḵ, we-nichreta berit immach), co ma być znakiem wzajemności, że odtąd Izaak nie wyrządzi zła Gerarze, jak i oni go nie tknęli i wyrządzali mu tylko dobro. A przecież historia relacji syna Abrahama z poddanymi Abimeleka nie jest prosta. Najpierw on ich oszukał w kwestii żony, potem zaczęto utrudniać mu pracę, aż wreszcie oficjalnie wyproszono i jeszcze potem uniemożliwiano korzystanie z dziedzictwa po ojcu.

Najwyraźniej delegacja odżegnuje się tu od powiązań z tymi, którzy szkodzili Izaakowi, przyznając się jedynie do aktu wygnania, który jest dla nich wyjściem przyjacielskim z konfliktu między gościem a mieszkańcami kraju. W ich narracji odesłali go w pokoju, więc jest tu delikatna sugestia, że wcale nie było to jedyne wyjście.

Przemowa kończy zwrot אַתַּה עַתָּה בְּרוּךְ יְהוָה, ᾽attāh ‘attāh bᵉrȗḵ JHWH, atta atta beruch JHWH, co można bardzo topornie przetłumaczyć na „ty jesteś teraz błogosławiony Pana”,co może tym mocniej sugerować, że to właśnie sukcesy mimo braku przychylności gospodarzy doprowadziły do chęci zawarcia przymierza.

Odpowiedzią Izaaka jest wyprawienie uczty, w czasie której jedli i pili, a nie wskazano kto, co i czy, w międzyczasie między popitką a zagrychą, był czas na doprecyzowanie szczegółów przymierza, odzyskania studni, wyjaśnienia niesnasek. W czasie wizyty Abimeleka i Pikola u Abrahama ten nie wahał się „zrobić wymówki” królowi, a władca udał się na miejsce, którego dotyczył spór, by sprawę wyjaśnić. Mamy opis uczty, a nazajutrz złożyli przysięgę jeden drugiemu. Musiała to być bardzo zacieśniająca więzi uczta, skoro rano dosłownie „przyrzekł mąż bratu swemu” (וַיִּשָּׁבְעוּ אִישׁ לְאָחִיו, wajjiššāḇᵉ‘ȗ ᾽ȋš lᵉ᾽āḥȋw, waj-jiszszaweu isz le-achiw).

Widać tu wyraźnie przeniesienie pewnego schematu. Izaak był gościem w Gerarze, został wyproszony/wygnany, co Abimelek, Pikol i Achuzzat określili w wersie 29. zwrotem „odprawiliśmy cię w pokoju” (וַנְּשַׁךֵּחֲךָ בְּשָׁלוֹם, wannᵉšallēḥǎḵā bᵉšālȏm, wen-neszallechacha be-szalom) a teraz Izaak odprawił ich (וַיְשַׁלְּחֵם, wajšallᵉḥēm, waj-szelechem) i odeszli oni od niego w pokoju (בְּשָׁלוֹם, bᵉšālȏm, be-szalom), bez żadnych roszczeń i bez żadnej straty.

A gdy tego dnia słudzy Izaaka przynieśli mu wiadomość o studni, którą wykopali, mówiąc: «Znaleźliśmy wodę», nazwał on tę studnię Szibea. – Stąd miasto to nosi po dzień dzisiejszy nazwę Beer-Szeba.
Rdz 26,32-33

Padają tu dwie nazwy studni-miejscowości. Pierwsza to שִׁבְעָה, Šiḇᵉ‘āh, Sziwea, druga zaś to בְּאֵר שֶׁבַע, Bᵉ᾽ēr šeḇa‘, Be’er Szewa. Tu jasno jest wyjaśnione, że nazwa pochodzi od przysięgi, wszak tego samego dnia zawarto swoisty rozejm w formie umowy. Inna wersja wskazuje na to, że była to siódma studnia wykopana przez Izaaka (choć Biblia wymienia tylko cztery: Beer-Szeba, Rechobot, Sitna, Esek4).

Nie byłoby dziwne, gdyby wokół studni Szibea wyrosło miasto Beer-Szeba. Przecież nie ma wymogu jedności między obiektem założycielskim (przeprawą, studnią, portem, fortem, kopalnią) a nazwą funkcjonującą wieki później. Być może w ten sposób pozbyto się problemu podobieństwa nazwy dwóch różnych miejscowości, z których jedna była nie do zlokalizowania po wiekach lub upchnięto istnienie dwóch równorzędnych nazw obok siebie (zwłaszcza, gdy okolicę nazywali po swojemu i Izraelici i Filistyni – jak w przypadku Breslau i Wrocławia).

Te dwie opowieści o wizycie Abimeleka ze świtą u Abrahama i (lata później) u Izaaka różni kilka detali. Znika w wersji chronologicznie późniejszej wydanie siedmiu jagniąt jako znaku przymierza, zmienia się rola Beer-Szeby. Kolejność jest niejako odwrócona. W wersji „starszej” najpierw król przybywa do patriarchy, chce zawrzeć przymierze, ale przeszkodą jest spór o studnię, więc obaj się tam udają i po wyjaśnieniu sprawy przecinają układ. W wersji „młodszej” zawarcie układu niejako wiąże się ze sporem o studnie, który wydaje się znacznie wcześniejszy, skoro zasypano je już po śmierci Abrahama. Dochodzi kwestia „wyproszenia” przybysza przez władcę w obliczu niechęci ludu do nowej siły ekonomicznej w regionie, a także nowa postać – Ahuzzat. W efekcie najpierw mamy wygnanie, potem wizytę wypędzającego u wypędzonego, przymierze i dopiero potem nazwanie studni.

Te wszystkie elementy mogą być po prostu różnicami między dwoma wersjami rodowej legendy, ale mogą też odzwierciedlać pewne powtarzalne rytuały i stałe elementy społeczne. Jeśli zwyczajem było zawieranie ustnych przymierzy między władcą a znaczącymi osobistościami regionu, a także migracje w związku z okresami głodu i spory o studnie, całkiem możliwe, że sam Izaak miał solidne poczucie deja vu w związku z całą sytuacja i dlatego nazwał studnię, gdzie zawarto już drugie takie takie przymierze podobnie jak nazwał ją jego ojciec, choć innym tego typu miejscom nadawał nazwy bliskie mniej pozytywnym relacjom z mieszkańcami Geraru.

1Od którego bierze się też polskie słowo „szatan”, oznaczające złego ducha oskarżającego ludzkość.

2Jeśli pamiętacie króla Achaza, który zagarnął winnicę Nabota, to możliwe, że jego imię (אָחָז, ᾽Āḥaz, Achaz) oznacza po prostu „zagarnął, chwycił” i historia z Nabotem jest zapamiętana tak mocno właśnie ze względu na powiązanie ze znaczeniem imienia władcy.

3Przysięga nieraz wiązała się z karą, jaka miała spaść na niedotrzymującego słowa.

4Jeszcze inne wersje wskazują tu na „siódmą studnię wykopaną przez Abrahama”, wskazując na przykład studnię wykopaną na zapas przed wygnaniem Izmaela i Hagar, ta jednak byłaby tożsama z Beer-Szebą.

Poprzednia część

Spis treści

Kolejna część

Chamy, siksy i chała! Czyli jutubowy materiał namber fajw!

Mówicie po polsku? Tak tylko wam się zdaje! Nawet nie wiecie, kiedy komuś zarzucacie bycie wyrodnym synem, rozpieszczonym pierworodnym, obrzydliwą gojką albo sprzedaż czegoś rozszarpanego na polu.

Nie mam zamiaru tu mówić o Edenie – bo ten jest mezopotamski, ani o patriarsze – bo to greka, ani o mesjaszu – bo to oczywista oczywistość. Porozmawiajmy o chamach i bachorach!

No to na nie-dobry początek: cham – tu jest o tyle ciekawie, że to słowo jest tak naprawdę imieniem. Noe miał trzech synów: Sema – praojca Semitów, Jafeta – praojca ludów morza oraz Chama, ojca Kanaana. Z tymi trzema synami i ich żonami wyszedł z arki i został pobłogosławiony. Jakiś czas potem założył winnicę i spruł się niemożebnie. No, nie wiedział, że tak to całe wino działa. Padł nagi w namiocie, jak leżał. Cham to podpatrzył i zawołał braci, by też się ponaśmiewali z ojczulka w stanie upojenia. Ci jednak z szacunkiem okryli ojca, zachodząc tyłem, by nic nie widzieć i gdy tylko wytrzeźwiał opisali mu co wyprawiał. Biorąc pod uwagę, że był odkrywcą kaca, Noe zapewne w tym momencie powiedział coś w stylu „Nigdy więcej sfermentowanego soku winogronowego!”. Ale dowiedział się też, co zrobił Cham. Według dziewiątego rozdziału Księgi Rodzaju miał rzec: „Niech będzie przeklęty Kanaan! Niech będzie najniższym sługą swych braci!”. Cała historia jest, jak się łatwo domyślicie, podbudową pod podbój Kanaanu przez Hebrajczyków, czyli synów Ebera, wnuka Sema.

Cham jest „chamem” przez Chama, jak mawiał bodajże ksiądz profesor Malina. Potem to imię przylgnęło do chłopów, nieco nieokrzesanych, prostackich i potem ogólnie do ludzi niekulturalnych niezależnie od pochodzenia.

Siksa – nie, to słowo nie odnosi się do sikania, ale do atrakcyjności dziewczyny. A konkretnie do tego, jak lubią ją chłopaki. A wywodzi się od hebrajskiego czasownika szaqac, czyli „być obrzydliwym, ohydnym”. Szikse lub sziksa była w jidysz kobietą-gojką, czyli nie-Żydówką. Było to określenie nie ogólne, ale właśnie podkreślające to, że od tej kobity trzeba trzymać się od niej z dala. Dlaczego? Żydzi łatwo wykombinowali, że prędzej żona, zwłaszcza ładna i powabna przeciągnie męża do swojej wiary niż stanie się na odwrót, ale też matka w pierwszych latach odpowiada za wychowanie religijne dzieci. Ponadto, żydowskie pochodzenie liczy się nie po mieczu a po kądzieli. Żydem jest ten, kto ma matkę żydówkę. Jak to mówią łacinnicy: pater semper incertus. Skoro żyd brał za żonę gojkę, nie było stuprocentowwej gwarancji, że on jest ojcem, a jeszcze ponadto pewnie matka-katoliczka uczyłaby dzieci tej wiary.

Takim sytuacjom trzeba było zapobiec. Jak? Obrzydzając nieżydowskie kobiety hebrajskim chłopcom, którzy wszak musieli odbyć naukę religijną i wiedzieli jak często Biblia wskazuje, co jest dla Boga sziqquc, czyli „obrzydliwością”. Z czasem słowo to przeszło do języka polskiego. Może niebezpośrednio, ale przez wiedzę, że dla żydowskich matek ładne, chrześcijańskie dziewczyny były szikse i sziksot.

Skoro jesteśmy przy dziewczynach wspomnijmy tu hebrajskie słowo „pierworodny”, czyli „bechur”, co dało początek słowu „bachor”, czyli dziecko rozpieszczone, uciążliwe i bezczelne. Słowo to może pochodzić też od czasownika bachar, czyli „wypróbować, sprawdzić, wybrać, preferować”, ale też pokazuje nam ono smarka, który wie, że ma szczególne względy u rodziców i myśli, że wszystko mu wolno.

I nie oddalając się od podwórka mamy grę w kolanko, czyli berka. Bo też to oznacza hebrajskie słowo berek: kolano. W niektórych wersjach tej powszechnie znanej podwórkowej gry, osoba złapana nie odchodzi na określone miejsce, ale właśnie klęka i podnosi rękę. I ciężko tu powiedzieć, czy był to wpływ żydowskich sąsiadów biorących udział w zabawie mimo niechęci dorosłych, czy pośrednie zaadoptowanie słowa z języka nielubianych sąsiadów do życia codziennego. Jednak spojrzałem na angielską wikipedię, na hasło „Tag (game)” i nie znalazłem żadnego odniesienia do klękania „złapanego” dziecka ani nawet do słowa „berek”. Zapewne ta nasza wersja rozwinęła się w związku z tym sąsiedztwem, ale czy jest to efekt dziecinnej niewinności niewidzącej różnicy między Jaśkiem a Ickiem, czy raczej przeniesienie na dziecinną wyobraźnię dorosłych sporów – nie wiem.

Wiem za to, że dorośli wszelkich nacji i religii mają tendencję do gubieni przedmiotów. Inni je znajdują. Są sytuacje, gdy ktoś znajduje telefon nim inny ktoś zdąży go zgubić, na przykład w kieszeni, albo nawet w domu, gdy gospodarza nie ma. Taki znalazca jest złodziejem. Taki telefon można sprzedać, ale jest on trefny. Czyli jaki? Pozornie legalny, bo przecież nie ma ma wyświetlaczu Hławeja tabliczki, że został ukradziony temu i temu. Ale jednak i zakup takiego telefonu i jego sprzedaż byłyby nielegalne, bezprawne. Tak samo bezprawny byłby zakup i sprzedaż mięsa wołu, owcy czy kozy zabitej przez lwa czy niedźwiedzia. Był to ubój wybitnie niekoszerny, więc nikt z żydowskiej społeczności nie mógł tego jeść. O tabu żywieniowym w judaizmie poświęciłem długi materiał. Sprzedający takie mięso ryzykował moralną winę za nieczystość każdego zjadającego nieczyste mięso, tak samo nabywca, czy to kupował dla siebie, czy na handel. A takie „mięso w polu rozszarpane” to „baszar ba sade trefa” i do tego bierze się polskie słowo „trefny”, czyli z pozoru jedynie legalny.

Chała też nie odbiega od tematu. Nadal poruszamy się w temacie kulinariów. O ile arabskie halal oznacza żywność rytualnie czystą, o tyle rzeczownik challa wskazuje wprawdzie placek, tak jak jest zapisane w Księdze Liczb, gdzie stanowi część oddawana kapłanom, ale to samo słowo zapisane bez samogłosek ma zupełnie inny wydźwięk. Czasownik challa to osłabnąć, być słabym, chorym. I chała była chlebem postnym. W sumie, to Księga Liczb mówi o pierwocinach placków…. A widział ktoś udany pierwszy placek czy naleśnik? Żydowska tradycja mówi jednak o tym, by podczas pieczenia chałki upiec oddzielni część ciasta, formując z niej placek.

Gerara. Znowu (Rdz 26, 1-11). Komentarz do Księgi Rodzaju, cz. 40.

        ​ 1.3. Gerara. Znowu.

poprzednia część
spis treści
następna część

Zmęczonych uspokajam, ale nie za bardzo. Oto przed nami kolejny epizod z serii: Patriarcha, Żona, Król. Przy czym jest to też najbardziej racjonalna z wersji. Przypomnijmy:

w pierwszej Abram udał się z powodu głodu do Egiptu, tam Saraj ściągnęła uwagę dworzan, którzy zabrali ją na dwór Faraona i oddali mu za żonę, wypłacając słone wiano. Gdy bezimienny władca chciał się do niej zbliżyć, oberwał plagami i zwrócił siostrę-żonę patriarsze, razem z hojną wyprawką (Rdz 12, 9-20);

w drugiej już Abraham i Sara trafiają do Gerary, gdzie Abimelek posyła ludzi po Sarę, po czym po nocnym widzeniu, w którym Bóg tłumaczy sprawę, wzywa gościa, zwraca żonę i wypłaca tysiąc sztuk srebra jako dowód, że jej nie tknął.

A jak jest teraz?

Gdy w kraju nastał głód, drugi z kolei po tym, który był za czasów Abrahama, Izaak powędrował do Abimeleka, króla filistyńskiego, do Geraru. Ukazał mu się bowiem Pan i rzekł: «Nie idź do Egiptu, lecz zatrzymaj się w tym kraju, który ci wskażę. Zamieszkaj w tym kraju, a ja będę z tobą, będę ci błogosławił. Bo tobie i twemu potomstwu oddaję wszystkie te ziemie i dotrzymam przysięgi, którą dałem twojemu ojcu, Abrahamowi, że rozmnożę potomstwo twe jak gwiazdy na niebie oraz dam twojemu potomstwu wszystkie te ziemie. Wszystkie ludy ziemi będą sobie życzyć szczęścia [takiego, jakie jest udziałem] twego potomstwa, dlatego że Abraham był mi posłuszny – przestrzegał tego, co mu poleciłem: moich nakazów, praw i pouczeń.
Rdz 26, 1-5

Izaak, jak wiemy z Rdz 25, 11 mieszkał w okolicach Lachaj-Roi, czyli miejsca, gdzie Hagar po pierwszym wypędzeniu spotkała Anioła Pańskiego. Jest to gdzieś na drodze do Egiptu, więc na południu lub południowym zachodzie od Kanaanu. Mamy informację, że głód nastał בַּאָרֶץ, ba᾽āreṣ, ba-arec, czyli „w tym kraju”, ale nie musi konkretnie chodzić o Ziemię Świętą, ale ogólnie o Negeb. Autor czy redaktor zaznaczył, że jest to inny głód, niż ten z czasów Abrahama zapewne po to, by wskazać, że chodzi o inne czasy i tym samym o inną opowieść. Znał więc obie, był świadom ich podobieństwa i tego, że komuś mogą się pomylić, albo słuchacz może uznać je za powtórzenie lub dwa epizody równoległe czasowo. Umieścił je jednak, podobnie jak zrobił z historiami z życia Abrahama.

Dlaczego Izaak udaje się od razu do władcy Filistynów? Po pierwsze, król zapewne miał jakieś zapasy, którymi dysponował jeśli nie odpłatnie, to po to, by wojsko się nie buntowało, że ich rodziny głodują. Po drugie, tak kazał Bóg, każąc odrzucić najbardziej logiczny kierunek, spichlerz Bliskiego Wschodu, czyli Egipt, a zostać przy ziemi, która wchodziła w zasięg obietnicy danej Abrahamowi.

Co istotne, nie ma tu mowy o zasługach samego Izaaka, ale o obietnicy danej jego ojcu. Są wspomniane dwa elementy: potomstwo liczne jak gwiazdy (por. Rdz 15, 5) i rola ludów ziemi w błogosławieństwie potomstwa (por. Rdz 22, 18). Zwłaszcza istotny jest tu ten drugi element, gdyż wskazuje na posłuszeństwo Abrahama, a przecież słowa te padły tuż po niedoszłym ofiarowaniu Izaaka (mógł więc je słyszeć). Użyte są tu zresztą niemal te same słowa jak na Morii (tam: עֵקֶב אֲשֶׁר שָׁמַעְתָּ בְּקׂלִי, ‘ēqeḇ ᾽ǎšer šāmatā bᵉqōlȋ, eqew aszer szamata be-qoli; tu: עֵקֵב אֲשֶׁר־שָׁמַע אַבְרָהָם בְּקׂלִי, ‘ēqēḇ ᾽ǎšer-šāma’ ᾽Aḇrāhām bᵉqōlȋ, eqew aszer szama Awraham be-qoli).

Izaak jest więc beneficjentem przymierza, jednak nie dlatego, że jest mu wierny (jak dotąd nie miał jak się w tym wykazać), ale dlatego, że jest synem swojego ojca. To Abraham nadal jest stawiany za wzór i może jego wspomnienie ma za zadanie uświadomić jakie są wymogi ze strony ludzkiej. Jest to przestrzeganie, dosłownie: „strzeżenie” wytycznych, podzielonych na kategorie:
– polecenie (מִשְׁמֶרֶת, mišmereṯ, miszmeret),
– przykazanie (מִצְוָה, miṣwāh, micwa),
– przepis (חֻקָּה, ḥuqqāh, chuqqa),
– prawo (תּוֹרָה, tōrāh, tora).

Co ciekawe, wszystkie te wyrazy pojawiają się w Genesis tylko raz, w tym wersie, by potem przewijać się przez pozostałe księgi Tory, jakby był to tekst rzeczywiście późniejszy, z innym używanym słownictwem.

Tak więc Izaak zamieszkał w Gerarze. A kiedy okoliczni mieszkańcy pytali go o jego żonę, odpowiedział: «Jest ona moją siostrą». Bał się bowiem mówić: «To moja żona», gdyż myślał sobie: «Jeszcze gotowi mnie zabić z powodu Rebeki». – Była ona bowiem bardzo piękna. Gdy tak mieszkał tam dłuższy czas, pewnego razu Abimelek, król filistyński, wyglądając przez okno, dostrzegł Izaaka uśmiechającego się czule do Rebeki jako do żony.
Rdz 26, 6-8

Z trzech narracji ta jest tak prosta i nieskomplikowana, że w sumie nie powinna dziwić. Nie ma tu nic nadprzyrodzonego, żadnej Bożej interwencji poza skierowaniem Izaaka do Gerary. Ba! Nawet nie ma typowego motywu zabrania na dwór. Są po prostu pytania lokalnych mężczyzn o Rebekę. Żadnych propozycji małżeństwa, po prostu refleksja Izaaka, że lepiej przedstawiać swoją towarzyszkę jako wolną, ale wciąż podlegającą jego władzy (jako brata) niż narażać ją na szybkie owdowienie.

Skoro Rebeka była piękna i wolna, dlaczego nie mamy informacji o tym, by ktoś składał jej oferty matrymonialne? Po pierwsze, nie jest powiedziane, że brała czynny udział w życiu społecznym, może głównie przebywała w domu. Po drugie jako „brat” Izaak mógł dyktować iście zaporowe warunki lub zniechęcać potencjalnych adoratorów. Ponadto, mógł ogłaszać, że jest już z kimś zaręczona. Biorąc pod uwagę problemy chronologiczne opowieści, sama bezpłodność Rebeki byłaby dobrym powodem, by nie brać jej za żonę. Miał więc spore pole do działania, na pewno większe niż jako mąż.

Nie ma więc żadnych kar, bo nikt na razie nie popełnił grzechu, Bóg nie musi interweniować. Izaak i Rebeka mieszkają w Gerarze na tyle długo, by król Abimelek (może Abimelek II?), wyglądając przez okno wiedział, na kogo patrzy. Owszem, nie jest rzeczą dziwną patrzeć przez okno, rzecz w tym, że nie ma wskazania, czy wyglądał przez okno swojego pałacu, czy raczej zaglądał w czyjeś okno. Tym bardziej, że znów dochodzimy do czasownika צָחַק, ṣāḥaq, cachaq, czyli „śmiać się, uśmiechać”. Jak trzeba czule uśmiechać się do kobiety, by postronny obserwator, patrząc z okna uznał: „Ej, to nie może być jego siostra!”? To było coś, co jasno wskazało władcy, że między tą dwójką zachodzi relacja inna niż pokrewieństwo.

Otóż Abimelek zagląda przez okno „a oto Izaak śmiał się z Rebeką, jego żoną” (וְהִנֵּה יִצְחָק מְצַחֵק אֵת רִבְקָה אִשְׁתוֹ, wᵉhinnēh Jiṣḥāq mᵉṣaḥēq ᾽ēṯ Riḇqāh ᾽ištȏ, we-hinne Jischaq mecacheq et Riwqa iszto). Biblia ks. Wujka jeszcze bardziej owija w bawełnę, dając tłumaczenie: „ujrzał go żartującego z Rebeką, żoną swoją”, idąc za Vulgatą („vidit eum jocantem cum Rebecca uxore sua”). A przecież ten czasownik ma też znaczenie zabawy, żartu (jak w przypadku zabawy Izmaela z Izaakiem w Rdz 21, 9). Może więc było to niewinne podsłuchanie rozmowy, a może rzeczywiście były to pieszczoty, jak w wydaniu Biblii Warszawskiej: „i zobaczył, że Izaak pieścił Rebekę, żonę swoją”?

Wezwał więc Abimelek Izaaka i rzekł: «Przecież to jest twoja żona; dlaczego mówiłeś: Jest ona moją siostrą?» Odpowiedział mu Izaak: «Mówiłem tak, aby przez nią nie postradać życia». A na to Abimelek: «Czemu z nami tak postąpiłeś? Niewiele brakowało, aby któryś z mych poddanych żył z twoją żoną, a wtedy sprowadziłbyś na nas winę!» Abimelek dał więc wszystkim swym poddanym takie ostrzeżenie: «Ktokolwiek tknie się żony tego człowieka, zostanie zgładzony».
Rdz 26, 9-11


Wymuszona audiencja wydaje się przesłuchaniem, o tyle dziwnym, że król reaguje w sprawie dość prozaicznej. Jak na okres głodu w całym regionie miał niezwykle dużo wolnego czasu (choćby na podglądactwo). Pamiętajmy jednak, że Gerara nie była imperium, a sam Abimelek mógł pokładać w ewidentnie pobłogosławionym przez Boga Izaaku spore nadzieje na przetrwanie klęski, choćby poprzez małżeństwo któregoś z poddanych z jego siostrą.

Najwyraźniej ponownie, tak jak dawniej Abraham, tak i Izaak źle ocenił swoich gospodarzy, gdyż teraz (choć nie ma żadnych podarków ani finansowych poręczeń) małżeństwo zostaje objęte ochroną. Kto tknie Rebekę niechybnie umrze (מוֹת יוּמָת, mȏṯ jȗmāṯ, mot jumat), więc nie ma sensu zabijać jej męża. Dodatkowo tekst hebrajski wskazuje, że ochrona dotyczyła obojga małżonków, konkretnie Izaaka i jego żony (w tej kolejności), co wskazuje, że jest to ochrona nie tylko gości, ale przede wszystkim ludu, by nie zaciągnąć winy i nie sprowadzić na siebie kary. Najwyraźniej Abimelek zakłada, że w sumie Izaak dobrze ocenił gerarczyków i gdyby dowiedzieli się, że jest on mężem Rebeki po prostu by go zabili.

Może gdyby chodziło o kogoś innego, przypadkowego migranta, król nie byłby taki stanowczy?
Rodzi się pytanie: czy ten Abimelek znał Abrahama, a jeśli tak, to czy wiedział, że ma przed sobą jego syna? I czy znał historię z zabraniem Sary na dwór swojego poprzednika (co tłumaczyłoby reakcję)? Jeśli rodzina ta była tak znana i bogata, zapewne podróżowała ze sługami, stadami, dobytkiem ruchomym. Nikt nie zdradził sekretu? Zarówno tu jak i w poprzednich pokrewnych narracjach widzimy raczej podróżującą parę małżonków. Cała historia wydaje się tak wyjęta z kontekstu, z tego co wiemy o Abimeleku, Gerarze, Abrahamie i Izaaku, że trudno traktować ją inaczej jak pewne niedoskonale zapamiętane wydarzenie z dziejów rodziny.

Ciekawe jest samo umiejscowienie tego epizodu. Jakub i Ezaw są już po historii z soczewicą, więc mogli mieć co najmniej kilkanaście lat. Oznacza to, że Izaak ma około osiemdziesięciu lat (czterdzieści lat w dniu ślubu, dwadzieścia lat bezpłodności, czas do sprzedania pierworództwa, dajmy na to dwadzieścia lat), a jego żona też na pewno jest po czterdziestce. Sami synowie wydają się niezależni, więc dlaczego nie podróżują z rodzicami, by uniknąć głodu? Przecież Izaak mógł ich przedstawić jako dzieci Rebeki i wymyślonego, zmarłego ojca, albo jako własne dzieci ze zmarłej matki (zwłaszcza, że byli to bliźniacy). Wydaje się, że raczej jest to celowo zachowany wariant opowieści, który został tu wprowadzony, jednak bez dbałości o chronologię wydarzeń.

poprzednia część
spis treści
następna część

Miska soczewicy (Rdz 25, 29-34). Komentarz do Księgi Rodzaju, cz. 39.

Opowieść o sprzedaży pierworództwa przez Ezawa przez wieki była traktowana bardzo wyjątkowo. Pamiętajmy, co się tu dzieje. Jeden z braci podstępnie i bez skrupułów wykorzystuje albo dobry nastrój albo wycieńczenie drugiego i doprowadza do umowy wybitnie nieformalnej i niekorzystnej. Ta umowa przenosi przywileje na młodszego z braci, przez co ten rozrasta się w Naród Wybrany.

Jak wszystkie możliwe strony atakowały nabywcę za oszustwo, tak strona żydowska chciała go bronić, odrzucając wartość sprzedającego jako godnego następcy Abrahama. Przytaczała wiele argumentów, choćby wspomniane już historie z życia przed narodzinami i wrodzone bałwochwalstwo albo właśnie dzikość i nieokrzesanie Ezawa, przeciwstawiane łagodności by dowieść, że dobrze się stało i nie nam dowodzić, czy dało się to osiągnąć uczciwie, czy nie.

A jak było według Pisma? Popatrzmy.

Gdy pewnego razu Jakub gotował jakąś potrawę, nadszedł z pola Ezaw bardzo znużony i rzekł do Jakuba: «Daj mi choć trochę tej czerwonej potrawy, jestem bowiem znużony». Dlatego nazwano go Edom.
Rdz 25, 29-30

Widzimy tu scenę, jaka musiała nieraz rozgrywać się koło namiotów Izaaka. Ezaw zapewne wracał z polowania, być może nieudanego. Wraca on z pola (שָׂדֶה, śāḏeh, sade), wszak jest אִישׁ שָׂדֶה, ᾽ȋš śāḏeh, isz sade. Jakub zaś, jak przystało na człowieka żyjącego w namiotach, siedzi i gotuje. I znowu mamy tłumaczeniowy cud.

Czasownik זוּד, zȗḏ, zud jest tłumaczone jako „gotowanie” tylko w relacji o sprzedaniu pierworództwa po Jakubie. Wszędzie indziej tłumaczone jest to jako „pysznić się”. To tylko dziewięć przykładów w całym Piśmie, ale przyjrzyjmy się tylko tym z Tory. Dwa razy znajdziemy zud w Exodusie. To wersy 18, 11 – „Teraz wyznaję, że Pan jest większy niż wszyscy inni bogowie, gdyż w ten sposób ukarał tych, co się nimi pysznili (זָדוּ, zāḏȗ, zadu)” oraz 21, 14 – Jeśli zaś ktoś posunąłby się do tego, że bliźniego zabiłby podstępnie, oderwiesz go nawet od mego ołtarza, aby ukarać śmiercią… Tu jest nieco inny szyk zdania po hebrajsku: A jeśli podstępnie działa (יָזִד, jāziḏ, jazid) człowiek przeciw swemu bliźniemu, by go zabić przemyślnie1 Dalej mamy Księgę Powtórzonego Prawa i trzy wersy:

Ostrzegałem was, lecz nie chcieliście słuchać, wzgardziliście nakazem Pana, ruszyliście וַתָּזִדוּ, wattāziḏȗ, wat-tazidu), poszliście w góry, Pwt 1, 43;

Cały lud słysząc to ulęknie się i już więcej nie będzie się unosił pychą (יְזִידוּן, jᵉzȋḏȗn, jezidun), Pwt 17, 13;

Lecz jeśli który prorok odważy się(יָזִיד, jāzȋḏ,jazid) mówić w moim imieniu to, czego mu nie rozkazałem, albo wystąpi w imieniu bogów obcych – taki prorok musi ponieść śmierć, Pwt 18, 20.

Można powiedzieć, że Jakub był mistrzem w zgotowaniu komuś złego losu, obchodząc problemy moralne. Paradoksalnie, to on tu jawi się jako postać negatywna, czyhająca na brata w momencie słabości.

Ezaw wydaje się oczekiwać od brata postawy przyjacielskiej, prosi grzecznie: „Nakarmże mnie” (הַלְעִיטֵנִי נָא, hal’ȋṭēnȋ nā᾽,haliteni na), przy czym po raz kolejny widzimy słowo będące unikatem, swoistym endemicznym przypadkiem w Biblii, gdyż czasownik לָעַט, lā‘aṭ, la’at występ[uje tylko w tym wersie. W słowniku Stronga jest tłumaczone jako „swallow (greedly)”, czyli haliteni na powinno zostać przetłumaczone na polski jako intensywna, zwrotna forma „daj mi połknąć”. Możliwe, że tekst rzeczywiście jest dość stary, skoro taki zabytek w nim przetrwał, nawet jeśli sami czytelnicy nie wiedzieli, co to znaczy (jak nasze „daj ać ja pobruszę a ty poczywaj”) albo mamy tu do czynienia z jakimś wyrażeniem wulgarnym lub prostackim.

O tym, jak bardzo był zmęczony Ezaw najlepiej świadczy to, że sam nie wiedział, co gotuje Jakub. Nazywa potrawę הָאָדׂם הָאָדׂם הַזֶּה, hā᾽āḏōm hā᾽āḏōm hazzeh, ha-adom ha-adom haz-ze, czyli „czerwonym, czerwonym tym”. Stąd wywodzić się ma jego przydomek, אֶדוֹם, ᾽Eḏȏm, Edom, którym potem będą mniej lub bardziej symbolicznie nazywane różne ludy wrogie Izraelowi. Może to być tradycja niezależna od tej o narodzinach, albo po prostu kolejny epizod wskazujący na rolę czerwieni w życiu Ezawa-Edoma.

Jakub odpowiedział: «Odstąp mi najprzód twój przywilej pierworodztwa!» Rzekł Ezaw: «Skoro niemal umieram [z głodu], cóż mi po pierworodztwie?» Na to Jakub: «Zaraz mi przysięgnij!» Ezaw mu przysiągł i tak odstąpił swe pierworodztwo Jakubowi.
Rdz 25, 31-33

Żądanie wydaje się niepoważne i tak też najczęściej widzi się decyzję Ezawa, by je spełnić. Zdaje nam się, że posiłek jest niewielką ceną za coś tak wspaniałego jak pierworództwo po Jakubie. Ale czy na pewno?

Zobaczmy najpierw co zostało sprzedane. To, co Ezaw oddaje to בְּכוֹרָה, bᵉḵȏrāh, bechora. Słowo to oznacza uznanie syna lub zwierzęcia za pierwszego z potomków, a więc pierwszego w kolejce do dziedziczenia. Co mógł przejąć po ojcu Ezaw? Wielkie stada, mnóstwo złota i srebra, służbę i niewolników. Przede wszystkim zaś obietnicę stania się wielkim narodem pod opieką Boga. Oczywiście, myśliwy mógł niekoniecznie doceniać taką spuściznę, wszak zarządzanie majątkiem utrudnia łowy i czyni z nich raczej okazjonalną rozrywkę, w dodatku nieodpowiedzialną. Ezaw musiałby stać się pasterzem i zarządcą. Niekoniecznie więc musiał cenić bechorę jako coś wspaniałego, a przecież mógł w niej widzieć ciężar, wiszący nad głową i oczekujący na odpowiedni moment, by na nią spaść.

Miał zaś przed sobą coś realnego i być może rzeczywiście ratującego życie, nawet jeśli niekoniecznie wiedział, co to jest. Pamiętajmy, wracał z nieudanego polowania, miał przed sobą brata, który akurat coś gotował. Mógł rzeczywiście być skrajnie wyczerpany, głodny i niezdolny, by dotrzeć do innego miejsca, gdzie mógłby się posilić. Postawiony przed wyborem przez własnego brata mógł chwytać się brzytwy. Jakub w tym momencie jawi się jako okrutnik, który wykorzystując sytuację, wymusił na bracie zrzeczenie się majątku po ojcu.

A może Ezaw nie wiedział, co robi? Może wcale nie uznawał transakcji za realną? Może traktował cenę, jaką podyktował Jakub za posiłek jako głupi żart i w tym duchu ciągnął rozmowę? Ukazanie starszego z braci jako niepoważnego, zawierającego wyjątkowo poważną umowę w formie dowcipu jest chyba najczęstszym rozumieniem tej historii, oprócz uznania Ezawa za idiotę, który rzeczywiście niezbyt przymuszony oddał wielkie bogactwa za wegetariańskie danie.

Pamiętajmy, że nie mówimy tu o zwykłej rozmowie braci, gdzieś na uboczu. Wszak mówimy tu o namiotach Izaaka, wielkiego bogacza, więc w okolicy mogli kręcić się służący, najemni pasterze. Jakub musiał mieć świadków, którzy mogli to potwierdzić, przed którymi Ezaw musiał przysiąc. Bardziej wiarygodna wydaje się więc wersja w której rzeczywiście doszło do wymuszenia transakcji na śmiertelnie zmęczonym sprzedającym za śmiesznie niską cenę.

Pytanie brzmi: jak zareagowali na to pozostali członkowie rodziny i domownicy? O ile Rebeka, która zawsze sprzyjała Jakubowi, musiała być zachwycona, ojciec braci, Izaak musiał być zawiedziony. Co więcej, ciąg dalszy sugeruje, że oszust nie miał zbyt wielkiego poparcia wśród służby, skoro musiał uciekać samotnie przed bratem.

Może jednak była to scena bardziej kameralna, a rozmowa między braćmi nie miała świadków? Jakby wtedy Jakub mógł dochodzić swojego prawa do bechory? Jedyną opcją byłoby przyznanie się Ezawa do takiej transakcji, może nawet wyrażone przez oburzenie na podstęp ze strony brata.

Wtedy Jakub podał Ezawowi chleb i gotowaną soczewicę. Ezaw najadł się i napił, a potem wstał i oddalił się. Tak to Ezaw zlekceważył przywilej pierworodztwa.
Rdz 25, 34

To, co dostaje Ezaw za pierworództwo to chleb (לֶחֶם, leḥem, lechem) oraz gotowana soczewica (נְזִיד עֲדָשִׁים, nᵉzȋḏ ‘ǎḏāšȋm, nezid adaszim). Biorąc pod uwagę bezmięsny charakter posiłku było to wyjątkowo mizerne danie2, ale jednak dość pożywne, by móc iść dalej. Wydaje się więc, że rzeczywiście Ezaw traktował to jako żart, albo coś, czego można się wyprzeć. Nawet nie został u brata, ale po prostu zjadł posiłek i ruszył w swoją stronę. Z drugiej strony, jeśli rzeczywiście był na skraju wyczerpania, dokonał takiej wymiany i zaspokoił głód, raczej nie odczuwał palącej potrzeby przebywania w pobliżu szantażysty, który podle wykorzystał taką sytuację.

Jednoznacznie Autor natchniony uznaje jednak transakcję za ważną, a postawę Ezawa wobec dziedzictwa po Izaaku za lekceważącą. W tekście pada czasownik בָּזָה, bāzā᾽,baza, wskazujący nawet nie tyle na lekceważenie, ignorowanie, co na negatywny, pogardliwy stosunek do danej sprawy czy osoby, jak w postawie Mikal, córki Saula, która wzgardziła Dawidem tańczącym przed odzyskaną Arką Przymierza (por. 2 Sm 6).

poprzedni wpis
spis treści
następny wpis

1Pada tu słowo עָרְמָה, ‘ārmāh, orma, przywodząca na myśl węża z Raju, który też był עַרוּם, ‘ārȗm, arum.

2Tradycja podkreśla tu, że soczewica jest daniem żałobnym, a Jakub gotował ją, gdyż wyrażał w ten sposób żal z powodu rządów Ezawa. Por. M. J. bin Gorion, Żydowskie legendy biblijne. Część 1., przeł. Robert Stiller, Gdynia 1996, s. 223.