Rywalizacja na płodność. Komentarz do Księgi Rodzaju. Cz. 46 (Rdz 29,31-30,24).

poprzedni wpis

spis treści

2.4. Rywalizacja na płodność

Gdy Pan widział, że Lea została odsunięta, otworzył jej łono; Rachela zaś była niepłodna. Lea poczęła więc i urodziła syna, i dała mu imię Ruben mówiąc: «Wejrzał Pan na moje upokorzenie; teraz mąż mój będzie mnie miłował».
Rdz 29, 31-32

Dopiero tu widzimy interwencję Boga, który wstawia się za niewinną ofiarą działań Labana – Leą. Ona jest שְׂנוּאָה, śᵉnȗ᾽āh, senua – od czasownika שָׂנַא, śāna᾽, sana, czyli „(z-)nienawidzić, nie lubić, odczuwać niechęć”. Więc nawet jeśli Jakub kochał ją, choć trochę, na początku, szybko jednak główną emocją, jaką czuł do niej stał się wstręt. To nawet łatwo zrozumieć – Lea musiała być wtajemniczona w spisek, została jego żoną wbrew woli męża, a on sam był dla niej najlepszą partią, na jaką nie mogłaby liczyć w normalnych warunkach. Nawet, jeśli założymy, że Rachela wiedziała o spisku, nie korzystała na nim tak, jak jej siostra i ojciec.

Pan (יהוה, JHWH), reagującego na tę emocjonalną reakcję przez wyróżnienie Lei i… niejako ukaranie Racheli. Bóg niejako wyrównuje krzywdę niechcianej małżonki przez danie jej pierwszeństwa w płodności. Najpierw otwiera On łono Lei (וַיִִּפְתַּח אֶת־רַחְמָהּ, wajjiṗtaḥ ᾽eṯ-raḥmāh, waj-jiftach et-rachmah), potem Rachela jest nazwana niepłodną (עֲקָרָה, ‘ǎqārāh, aqara) – tak, jak Sara przed narodzeniem Izaaka.Najstarszy syn Jakuba jest synem Le

Syn ten nazwany zostaje Reuben (רְאוּבֵן, Rᵉȗḇēn, Reuwen), co oznacza „Patrz, syn!”. Zupełnie jakby Lea chciała na zawsze zachować swój tryumf nad siostrą. Mówi, że Pan wejrzał na jej ucisk (רָאָה יְהוָה בְּעָנְיִי, rā᾽āh JHWH bᵉ‘ānᵉjȋ, raa JHWH be-anji, gdzie עֱנִי, ‘ĕnȋ, ejni pojawiło się wcześniej w opowieści o Hagar, gdy Anioł Pański mówi do niej: „słyszał Pan, gdy byłaś upokorzona” w Rdz 16,11). Więc widzimy tu podobne działanie, jak dwa pokolenia wcześniej, choć tu jest inna kolejność działań. Najpierw żona odrzucona zostaje wydana za mąż, potem ta umiłowana. W opowieści o Abrahamie, Sarze i Hagar najpierw mamy niepłodną żonę, która zmęczona oczekiwaniem na dziecko wydała ze swego majątku niewolnicę, by z niej otrzymać potomka, którego otrzymuje, ale zniszczyła tym samym hierarchię w rodzinie.

Tu mamy od początku dwie równorzędne żony, ale pierwsza jest już niemal od początku niekochana, gdyż mąż jej nie chciał, druga, ta chciana, jest uzupełnieniem układu i nie ma wspomnianej interwencji Boga, gdy został on złamany. Teraz wkracza On dopiero, gdy Jakub odrzuca Leę i jest to reakcja na niesprawiedliwość, jaka ją spotkała. Co ciekawe, to świeżo upieczona matka tak interpretuje narodziny potomka i liczyła, że teraz, gdy dała mężowi syna, dostrzeże on jej wartość i ją pokocha.

A gdy znów poczęła i urodziła syna, rzekła: «Usłyszał Pan, że zostałam odsunięta, i dał mi jeszcze to dziecko»; nazwała więc je Symeon. Potem znów poczęła i urodziła syna, i rzekła: «Już teraz mąż mój przywiąże się do mnie, bo urodziłam mu trzech synów»; dlatego dała mu imię Lewi. I jeszcze raz poczęła, i urodziwszy syna rzekła: «Tym razem będę sławić Pana»; dlatego dała mu imię Juda. Po czym przestała rodzić.
Rdz 29, 33-35

Kolejny syn nazwany jest zgodnie z zasadą, że na pewno płodność jest darem od Boga. On usłyszał (שָׁמַע, šāma’, szama), więc dziecko otrzymuje imię שִׁמְעוֹן, Šimᵉ‘ȏn, Szimeon. Następny potomek ma sprawić, że Jakub przywiąże się (יִלָּוֶה, jillāweh, jillawe od czasownika לָוָה, lāwāh, lawa, czyli „przyłączyć się, być złączonym”) do Lei, więc chłopak zostaje nazwany לֵוִי, Lēwȋ, Lewi. Najwyraźniej tak się nie stało, skoro przy czwartym potomku postanowiła po prostu, że będzie chwalić Pana, więc od czasownika יָדָה, jādāh, jada, nadaje mu imię יְהוּדָה, Jᵉhȗḏāh, Jehuda.

Zauważmy, że (choć oczywistym jest, że miał udział w poczęciu) Jakub nie nadaje imion, ani nawet nie wyraża na nie zgody, jest tu jakby bierny lub rzeczywiście tu całość ceremonii leży po stronie matki. Widzimy reakcję Lei na każdego kolejnego potomka, jej nadzieje i emocje. A ich ojciec? Zaraz go zobaczymy, ale w relacji z Rachelą. Wydaje się, że spał on regularnie z jedną i z drugą siostrą, ale łaskę Boga znajdowała tylko starsza. Czemu więc przestała rodzić?

Tradycja rozwiązuje ten problem bardzo prosto – Rachela zażądała od męża zaprzestania na jakiś czas współżycia z Leą1. Nadal jednak był problem: była bezpłodna, więc takie działanie mogło być podyktowane jedynie zazdrością o szczęście rywalki, a zwłaszcza o szczęście, które starsza siostra dawała mężowi, a którego młodsza nie mogła dać.

Rachela zaś widząc, że nie może dać Jakubowi potomstwa, zazdrościła swej siostrze i rzekła do męża: «Spraw, abym miała dzieci; bo inaczej przyjdzie mi umrzeć!» Jakub rozgniewał się na Rachelę i odparł: «Czyż to ja, a nie Bóg, odmawiam ci potomstwa?»
Rdz 30,1-2

Zauważmy, że nie widzimy tu otwartego sporu między siostrami. Rachela zazdrości siostrze. Wyraża to słowo וַתְּקַנֵּא, wattᵉqanē᾽, watteqane, pochodzące od czasownika קָנָא, qānā᾽, qana, czyli „zazdrościć, rozpalić się zazdrością”. Nadzieje, jakie liczne potomstwo rodziło w Lei u niej odbijały się lękiem, że teraz to ona zostanie porzucona. Bała się, że teraz to ona zostanie tą niechcianą przez nikogo siostrą – tak jak wcześniej (może z powodu swoich oczu?) niechciana była Lea. Groziła jej nie tylko utrata statusu, ale co gorsza – utrata ukochanego mężczyzny.

Sięgnęła więc po typowo kobiecą broń. Szantaż emocjonalny. Zrzuciła winę za własną niepłodność na Jakuba i wskazała na siebie jako faktyczną ofiarę bezpłodności i potencjalną ofiarę…

Właśnie? Czego? Braku starań Jakuba? Czemu wymagała od niego synów? Wszak mówi do niego: הָבָה לִי בָנִים, hāḇāh lȋ ḇānȋm, hawa li wanim, „Dajże mi potomków!”, gdzie słowo ostatnie oznacza dosłownie „synów”, to liczba mnoga od בֵּן, bēn, ben, czyli właśnie syn i dopiero w szerszym znaczeniu potomka płci dowolnej lub ucznia. Nie chciała po prostu urodzić dziecka, ale konkretnie chłopca, choć wydaje się, że nawet urodzenie córki byłoby dla niej równie ważne, jako przełamanie niepłodności.

Szantaż nie byłby szantażem, gdyby nie groźba, w tym wypadku śmierci Racheli. Dlaczego miałaby umrzeć? Nie byłaby to kara Boża z powodu nie spełnienia obowiązku żony, czyli dania mężowi potomka, wszak sam Bóg jej to uniemożliwiał. Może chodziło o śmierć ze smutku albo w najgorszym wypadku – samobójstwo, by uniknąć hańby.

Jakub nie wnikał w szczegóły, ale od razu wpadł w gniew2. Wskazał że problem nie leży po jego stronie, co jest logiczne – wszak miał już czterech synów. Skoro nie tak atrakcyjna Lea rodziła ich niemal rok za rokiem (nie wiemy, czy rodziła córki!), to ewidentnie niepłodna jest Rachela i jego wysiłki nic nie dadzą.

Wygląda to jak zapis jednej rozmowy, choć zapewne podobnych kłótni odbyło się wiele na przestrzeni lat, a na pewno intensyfikowały się one wraz z kolejną ciążą Lei. Dlaczego ona urodziła pierwsza? Czemu syna?

Co ciekawe, nie widzimy tu Labana, nie miesza się on w te spory, więc najprawdopodobniej redaktor postanowił się skupić na relacji między mężem i żonami oraz na pochodzeniu nazw kolejnych pokoleń Izraela, a więc na kolejnych patriarchach, którzy mają się narodzić. O tym, na ile ta genealogia oddaje rzeczywistość za chwilę.

Wtedy ona powiedziała: «Mam niewolnicę Bilhę. Zbliż się do niej, aby urodziła dzieci na moich kolanach; chociaż w ten sposób będę miała od ciebie potomstwo».
Rdz 30, 3

Tu wraca instytucja znana nam z relacji Sary i Hagar, czyli podręczna służka, ale tym razem nie pada tu słowo שִׁפְחָה, šiṗḥāh, szifcha, jak w chwili oddania jej przez Labana Racheli ale אָמָה, ᾽āmāh, ama, będące synonimem na określenie tej funkcji i pojawiające się też trzykrotnie na określenie Hagar (21,10; 21,12, 21,13). Oba te słowa jednak w pierwszym znaczeniu oznaczają po prostu niewolnicę czy służącą płci żeńskiej i były używane nieraz jako element samoupokorzenia wobec osoby o wyższym statusie, by coś u niej wybłagać – na przykład przebaczenie3.

Niezależnie od nazewnictwa jej roli w rodzinie, to Bilcha ma urodzić syna w imieniu swej pani, dosłownie na jej kolanach, czy raczej na „jej kolana”, jakby po porodzie tą, która przytuli dziecko nie będzie rodzona matka, a prawna, czyli właśnie Rachela. Co ciekawe, ten zwrot w takim kontekście pojawia się tylko tu i… może odzwierciedlać to, jak wyglądał poród. Jak wskazuje Ephraim Landau tekst z Księgi Hioba sugeruje, że czyjeś kolana przyjmowały nowo-narodzone dziecko4:

Dlaczego nie umarłem po wyjściu z łona,
nie wyszedłem z wnętrzności, by skonać?
Po cóż mnie przyjęły kolana
a piersi podały mi pokarm?

Hi 3, 11-12

Albo były to kolana matki, na które kładziono dziecko po obmyciu albo kolana akuszerki, którą mogła być służka. Może więc tu chodzić o to, że noworodek po odcięciu pępowiny i umyciu nie był obejmowany przez tę, która go urodziła ale przez jej właścicielkę lub, że to ona była akuszerką, klęczącą między nogami rodzącej i dbającą o to, by jej dziecko urodziło się zdrowe i dalej przejmującej rolę matki.

Mogło to też oznaczać, zgodnie z tekstami huryckimi włączenie w rodzinę, choć raczej kładziono noworodka wtedy na kolanach ojca, jak w Pieśni o Ullikummi, gdzie ojciec tytułowego bohatera dostaje go na swoje kolana od bogini przeznaczenia (która je podnosi), nadaje mu imię i wskazuje, że przeznaczone mu będzie walczyć z innym bogiem. Potem ojciec przekazuje dziecko na kolana Enlila, który potwierdza to i potem dziecko jest przekazane do wychowania5.

Wydaje się więc, że to ojciec przyjmował dziecko na kolana w tym rytuale i to on nadawał mu imię. Pod tymi samymi wpływami kulturowymi mogli być domownicy Labana, mieszkający w Haranie, ale nie musiało to oznaczać wiernego naśladownictwa. Tym bardziej, że Rachela mogła tu na szybko reinterpretować tradycję na swoją korzyść. Zastępowała boskiego ojca (jej ojciec wierzył w politeizm, może wpisany w hurycki krąg religino-kulturowy!) w jego obowiązkach akceptacji nowego członka rodziny. Wchodziła więc w kompetencje Jakuba, jednak musimy pamiętać, że ona była nadal panią Bilhy, a nie dochodziło do przeniesienia własności, jak w przypadku opowieści o Hagar i Sarze. Była niejako przełożoną swojego majątku, w skład którego wchodziły też niewolnice, stanowiące jakby jej „przedłużenie”6.

Dała mu więc swą niewolnicę Bilhę za żonę, i Jakub zbliżył się do niej. A gdy Bilha poczęła i urodziła Jakubowi syna, Rachela rzekła: «Bóg jako sędzia otoczył mnie opieką; wysłuchawszy mnie dał mi syna». Dlatego nazwała go Dan.
Rdz 30, 4-5

Choć mamy tu podobną sytuację jak w wypadku Sary i Hagar, niewolnica zostaje żoną męża swej Pani, nie widzimy w całej tej historii konfliktów na linii służąca-właścicielka. Nie ma wygnań, nie ma walk o status. Najwidoczniej albo Bilcha i inne występujące w tej narracji matki zastępcze były bardziej uległe, albo po prostu nawet jeśli znał takie takie tradycje, redaktor nie chciał ich tu umieszczać, bo głównym tematem jest relacja głównie między siostrami, pobocznie zaś Lei i Racheli z Jakubem.

Rachela, działając tu jako prawna matka dziecka mówi

דָּנַנִי אֱלׂהִים וְגַם שָׁמַע בְּקׂל

dānanȋ ᾽Ĕlōhȋm wᵉḡam šāma‘ bᵉqōlȋ

danani Elohim we-gam szama beqoli.

Popatrzmy na te słowa w innych przekładach. Według ks. Wujka: Przysądził mi Pan i wysłuchał głos mój. Biblia Gdańska: Skazał za mną Bóg, i usłyszał głos mój. Biblia Warszawska: Oddał mi Bóg sprawiedliwość i wysłuchał głosu mego. Tu więc tłumacz Tysiąclatki zbytnio upiększył tekst, zbytnio rozciągając sens czasownika דִּין, dȋn,dinsądzić, prawować się, używanego w tym tłumaczeniu w sensie „obrony” jedynie w słowach Lemuela, syna Massy z Prz 31, 8-9:

Ty usta otwórz dla niemych,
na sąd dla godnych litości,
rządź uczciwie i usta swe otwórz,
obroń
(וְדִין, wdȋn, we-din)uciemiężonych i biednych!

Dla porównania wers 9. u ks. Wujka brzmi: otwórz usta swoje, skaż, co jest sprawiedliwego, a sądź nędznego i ubogiego. Możliwe, ze zastosowano tu pojęcie obrony po to, by uniknąć negatywnego rozumienia pojęcia „osądzenia kogoś” jako od razu skazania go, czyli, w wypadku Racheli i ubogich z Księgi Przysłów – ukarania niewinnych.

A przecież tu właśnie Rachela wypowiada się jako ta osądzona i uznana za niewinną. Skoro wcześniej Jakub wskazywał, że to jej winą jest, że mają synów, to tu mają potwierdzenie ze strony Boga, że zapadł wyrok uniewinniający. Stąd imię syna: דָּן, Dān, Dan.

Niewolnica Racheli, Bilha, znowu poczęła i urodziła Jakubowi drugiego syna. Wtedy Rachela rzekła: «Nadludzką walkę wiodłam z siostrą moją i zwyciężyłam!» Przeto dała mu imię Neftali.
Rdz 7-8

Rachela nie poprzestaje na jednym synu, więc zapewne nadal Jakub sypiał z Bilchą po narodzinach Dana. I przy tym imieniu się robi ciekawie. Jak tłumaczy przyrodnia i prawna matka imię dziecka?

נִפְתּוּלִו אֱלׂהִים נִפְתַּלְתִּי עִם־אֲחׂתִי גַּם־יָכׂלְתִּי

niṗtȗlȋ ᾽Ĕlōhȋm niṗtalᵉtȋ ‘im-᾽ǎḥōṯȋ gam-jāḵōlᵉtȋ

niftuli Elohim niftaleti im-achoti gam-jacholti

Słowo נִפְתּוּל, niṗtȗl, niftul wywodzi się od rdzenia פתל, ṗ-ṯ-l, oznaczającego coś pozornie dalekiego od walki. Mianowicie wskazuje on na bycie przebiegłym, podstępnym, fałszywym, plecenie się i wicie. Ma to jednak sens, gdy myślimy o tradycyjnych zapasach, gdy zawodnicy rzeczywiście w walce wiją się chcąc pochwycić przeciwnika lub mu się wywinąć. Stąd w niektórych przekładach angielskich znajdziemy tu słowo „wrestling”.

Przy czym przebiegłość sama w sobie nie jest jednoznacznie czymś złym. Czasownik פָּתַל, pāṯal, patal pojawia się np. w wersie 2 Sm 22,27, w hymnie pochwalnym Dawida, powstałym po wojnach z Filistynami:

względem czystego okazujesz się czysty,
względem przewrotnego jesteś przebiegły
(תִּתַּפָּל, tittapāl, tittapal).

Czy dziwi nas zatem, że jako określenie tej rywalizacji, gdzie źródłem był jeden podstęp, określenie tych walk o miłość męża i szacunek społecznych pada określenie, że były to „walki Elohim”. Nie wiemy, po prawdzie, czy chodzi tylko o to, co akcentuje tłumaczenie Tysiąclatki – niezwykły trud z nimi związany, czy może rozgrywały się one w obliczu Boga, niejako na jego chwałę, jak igrzyska olimpijskie, organizowane np. ku czci Zeusa.

Oczywiście tu Rachela nieco przesadza. Cała jej walka to oddanie innej kobiety mężowi, ewentualnie opieka nad nią w czasie ciąży (zapewne Bilcha nie pracowała tak ciężko jak zwykle), ale nie miała wszelkich negatywnych objawów ciąży: nie bolały jej plecy, nie miała huśtawki nastrojów, nie przeżyła porodu (który, jak potem mogła się przekonać na własnej skórze, bywał śmiertelnym zagrożeniem przy prymitywnej medycynie). Do tego uznaje się za zwyciężczynię rywalizacji, jednak jak na razie wręcz było przeciwnie – Lea sama z siebie dała Jakubowi czterech synów, ona musiała użyczyć swojej niewolnicy. Ale przede wszystkim przełamała swoją niepłodności i to nie jednorazowo, ale aż dwa razy.

Ale i Lea widząc, że przestała rodzić, wzięła swą niewolnicę Zilpę i dała ją Jakubowi za żonę. Zilpa, niewolnica Lei, urodziła Jakubowi syna. Wtedy Lea zawołała: «Szczęśliwie!» i dała mu imię Gad.
Rdz 30, 9-11

Odpowiedzią Lei, która chwilowo nie była w stanie dać mężowi syna, na te dwa porody jest zastosowanie tej samej metody, jaką zastosowała Rachela. Co ciekawe, nie ma tu mowy o tym, że brak potomków wynika z kary Bożej czy Jego niełaski. Może uznała to za naturalne, że nie da się rodzić cały czas? Może jednak imiona synów siostry dały Lei do myślenia i uznała, że rzeczywiście teraz niebiosa przychylniej patrzą na Rachelę? Co zrobiła młodsza siostra, gdy starsza urodziła czwartego syna? Oddała Jakubowi niewolnicę za żonę. Więc gdy doszło do odwrócenia sytuacji zastosowała tę samą metodę, jednak nie wiemy, czy wcześniej jej nie pochwalała czy po prostu czuła się lepsza, bo nie musiała jej stosować, choć wiedziała, ze taka opcja istnieje.

Co ciekawe, Zilpa jest ostatnią kobietą w Biblii pełniącą ewidentnie funkcję matki zastępczej dla swej właścicielki. Możliwe, że między dziejami Jakuba a powrotem z Egiptu doszło do wymarcia tego zwyczaju w sposób naturalny lub odgórnego odcięcia się od niego jako dziedziny związanej z rytuałami pogańskimi lub zbyt matriarchalnymi (uznawanie i włączenie dziecka do rodziny dziecka przez matkę, nie zaś ojca).

I tu jest problem, jeśli chcemy traktować to jak podanie. Zapewne jego źródłem jest redaktor, który mógł dobrać te wersje zarówno dziejów Hagar, jak i Bilchy i Zilpy, które mu odpowiadały. Trudno jednak stwierdzić, by lubił unikać powtórzeń, znając trzy wersje opowieści o patriarsze oddającym żonę obcemu władcy.

Ponownie jednak to matka prawna nadaje imię dziecku, wskazując na szczęśliwość w okrzyku גָד, gāḏ, gad. To samo brzmienie jednak przypisane także do kolendru, ale i do pogańskiego semickiego bożka, wspomnianego w Iz 65,11-127:

Lecz was, którzy porzucacie Pana,
zapominacie o mojej świętej górze,
nakrywacie stół na cześć Gada
i napełniacie czarkę wina na cześć Meniego,
was przeznaczam pod miecz;
wszyscy padniecie w rzezi,
ponieważ wołałem, a nie odpowiedzieliście,
przemawiałem, a nie słuchaliście.
Dopuściliście się zła w moich oczach
i wybraliście to, co Mi się nie podoba.

Możliwe więc, że Gad był jakimś bogiem szczęścia czy dobrego losu. Imię dziecka mogło być teoforyczne, zawierające imię boga. jak Jednak tym razem został tak nazwany syn Lei, zapewne na pamiątkę kolejnej zmiany. Może był to rzeczywiście przypadek, choć raczej jeśli rzeczywiście prawdziwa jest teoria o tym, że Izrael jest zbitką plemion, do której potem dorobiono rodzinną legendę, plemię (pokolenie) Gada mogło wcześniej powoływać się na ochronę tegoż bóstwa.

A gdy Zilpa, niewolnica Lei, urodziła Jakubowi drugiego syna, Lea powiedziała: «Na moje szczęście! Bo kobiety będą mnie zwały szczęśliwą». Dała więc mu imię Aser.
Rdz 30, 12-13

Po raz kolejny mamy ciekawą sytuację z pogranicza politeizmu. Lea mówi:

בְּאָשְׁרִי כִּי אִשְּׁרוּנִי בָּנוֹת

bᵉ᾽āšᵉrȋ kȋ ᾽iššᵉrȗnȋ bānȏṯ

be-aszeri ki iszszeruni banot

Dziecko zostaje nazwane אָשֵׁר, ᾽āšēr, Aszer. Ale jakby urodziła się córka? Mogłaby się nazywać אֲשֵׁרָה, ᾽ǎšērāh, Aszera. Tak, dokładnie tak jak pogańska bogini, zwana też Asztarte/Astarte lub Aszirat, utożsamiana z planetą Wenus, będąca w Ugarit żoną Baala i której kult zwalczali prorocy. Imię Aszer mogło więc być teoforyczne, formą uczczenia tego bóstwa. Może jednak też wywodzić się od rdzenia אשׁר ᾽-š-r, ‘-sz-r, oznaczającego czynność chodzenia prosto, postępowania, lub prowadzenia, ganienia, w formie intensywnej piel wskazuje na oznaczanie szczęśliwym, błogosławienie a w intensywnej i zwrotnej (pual) bycie błogosławionym lub szczęśliwym. Jednak od tego rdzenia wywodzi się właśnie imię Astarte, której ugarycki tytuł brzmi „rabat Atirat yammi”.

Pewnego razu Ruben, wyszedłszy na pole, gdy żęto pszenicę, znalazł mandragory i przyniósł je swej matce, Lei. Wtedy Rachela rzekła: «Daj mi mandragory syna twego». A na to Lea: «Czyż nie dość, że mi zabrałaś mego męża, i jeszcze chcesz zabrać mandragory mego syna?» Rachela zawołała: «Niechaj więc śpi z tobą tej nocy za mandragory twego syna!»
Rdz 30,14-15

Od narodzin Rubena musiało kinąć sporo czasu, skoro może on wychodzić w pole w czasie żniw i pomagać. Mógł zbierać ścięte zboże, mógł nosić posiłki lub wodę żniwiarzom. W każdym razie wypatrzył w polu דוּדָאִים, ḏȗḏā᾽ȋm, dudaim, co jest liczbą mnogą od דּוֹדַי, dȗḏaj, dudaj. Słowo to oznacza mandragorę. Czemu ją wypatrzył? Gdyż mandragora była bardzo cenna. Wynikało to ze znaczenia symbolicznego korzenia, który często układa się w nieco ludzki kształt, ale też z mechanizmu obronnego tej rośliny, powodującego śmiertelne zagrożenie dla wyrywającego ją. Powodowały one wyzwolenie toksyn, które – poza wywoływaniem wrażenia krzyku antropomorficznego korzenia – powodowały duszności i zgon. Jak pisze Robert Graves:

Pliniusz w Historii naturalnej odnotowuje, że gwałtowne wyrwanie tej rośliny jest niebezpieczne. Tym, którzy ją wykopują, radzi obrócić się twarzą na zachód, tyłem do wiatru i przy pomocy miecza wyznaczyć trzy koła wokół niej8.

Józef Flawiusz w „Wojnie Żydowskiej” pisze o roślinie o podobnych właściwościach, ale polskie tłumaczenie nazywa ją „rutą”9.

Byłą ona też używana w ugaryckich rytuałach płodności 1500 lat przed Chr., gdy nazwą rośliny była zbitka ddym, bliska hebrajskiemu דוּדָאִים, ḏȗḏā᾽ȋm, dudaim10, zwłaszcza gdy użyjemy angielskiej transkrypcji spółgłosek dwd᾽ym.

Czemu jednak Rachela zapragnęła tych roślin? Pamiętajmy: sama z siebie nie dała Jakubowi synów. Zrobiła to Bilcha, jej niewolnica. Byli to jej raczej adoptowani synowie, sama była drugą żoną, więc nie była w najlepszej sytuacji. Połączenie mandragory z rytualną płodnością (ale zapewne i z magiczno-biologicznym zagrożeniem, związanym z jej zebraniem) czyniły z tego korzenia gwarancję przyszłego potomstwa:

Roślina [ta], znana uprzednio lekarzom w starożytności i starożytnych Chinach z powodu ich narkotycznych i anestetycznych wartości, szanowana była przez magików i czarnoksiężników przez pobudzanie miłości, ze względu na właściwość afrodyzjaku i z powodu leczenia bezpłodnościu kobiety11.

Nie możemy się więc dziwić: Rachela liczyła, że te mandragory uleczą jej słabość – bezpłodność. Chciała osobiście dać syna, z własnego łona i miała nadzieję że te rośliny niejako usuną przeszkodę, która powodowała, że nie mogła rodzić. Był jeden mały problem. Znalazł je jej siostrzeniec.

Czyli były to formalnie mandragory Lei. Rachela musiała je wykupić i zrobiła to… Jakubem. Najwyraźniej siostry i ich wspólny mąż mieli układ, obejmujący harmonogram ewentualnego zapładniania, czyli kiedy żony miały prawo sypiać z mężem. Jakub albo uważał to za mało istotne, z kim sypia, albo układ był ponad nim, nie miał on na niego wpływu i jak wskazuje Żychniewicz: „I poszedł jak niewolnik”12, gdy Lea zgłosiła się po swe prawa.

Nieco bardziej szczegółowo dramatycznie opisują to wydarzenie legendy żydowskie, wskazując, że Ruben był wtedy jeszcze bardzo mały, miał ledwo trzy lata, i gdy Rachela zabrała mu mandragory, skarżył się matce „Ona ukradła moje małe ludziki!”, a złodziejka stwierdziła, że skoro ona nie mogła mieć dzieci, to te ludziki je zastąpią13. Sugeruje to jasno korzeń. Z kolei apokryficzny Testament Issachara, zebrany w Testamentach Dwunastu Patriarchów mówi o dwóch owocach, wydanych jeden po drugim, by Rachela mogła urodzić dwóch synów: Józefa i Beniamina. W efekcie zamiast ośmiu synów (z dwunastu) Lea urodziła tylko sześciu. Dwa odjęto od wyniku jednej siostry, dwa dodano do drugiej14.

A gdy Jakub wracał wieczorem z pola, wyszła Lea naprzeciw niego i rzekła: «Do mnie przyjdź, bo nabyłam cię za mandragory mego syna». I spał z nią owej nocy. Bóg zaś spełnił pragnienie Lei: poczęła i urodziła Jakubowi piątego syna. I mówiła: «Dał mi Bóg nagrodę za to, że oddałam moją niewolnicę mężowi». Nazwała więc go Issachar. A gdy Lea znów poczęła i urodziła szóstego syna Jakubowi, rzekła: «Obdarował mnie Bóg wspaniałym darem, teraz będę już miała pierwszeństwo u mego męża, gdyż urodziłam mu sześciu synów!» Dała więc synowi imię Zabulon. Wreszcie urodziła i córkę, którą nazwała Dina.
Rdz 30,16-21

Jakub wydaje się tu całkiem bierny, czynna jest Lea. Mówi do wspólnego z siostrą męża „nabyć nabyłam cię” (שָׁכׂר שְׁכַרְתִּיךָ, šāḵōr šᵉḵartȋḵā, szachor szecharticha), co oznacza poprzez podwojenie rdzenia gwarancję zakupu. Tak, Jakub dostał w tym momencie informację, że zamiast z ukochaną Rachelą, musi spać z Leą, którą może kochał, ale nie tak, jak jej siostrę. I pogodził się z tym dziwnym targiem.

Syn spłodzony tej nocy ma na imię Issachar (יִשָּׂשׁכָר, Ȋśśāšḵār, Jissaszchar). Jego imię jasno nawiązuje do czasownika, którego użyła Lea – שָׂכַר, śāḵar, sachar15, czyli nająć, przekupić i tylko tu użytego w sensie nabycia, zakupu. Jednak ten sam rdzeń ma słowo שָׂכָר, śāḵār, sachar – zapłata. To chyba logiczne.

Lea mówi przy narodzinach potomka נָתַן אֱלׂהִים שְׂכָרִי אֲשֶׁר־נָתַתִּי שִׁפְחָתִי לְאִישִׁי, nāṯan Ĕlōhȋm śᵉḵārȋ ᾽ǎšer-nāṯati šiṗḥātȋ lᵉ᾽ȋšȋ, natan Elohim sechari aszer natati szifchati le-iszi – „dał Elohim zapłatę, gdyż dałam służącą moją mężowi mojemu”. Czyli uważała te narodziny za wynagrodzenie poświęcenia, jakim było zastosowanie zabiegu siostry. Oddanie niewolnicy jako matki zastępczej było dla niej stratą, nie zaś tak, jak dla Racheli – inwestycją i aktem desperacji. Wszak sama mogła dać Jakubowi dzieci. Ale nie teraz. Za to poświęcenie została wynagrodzona Issacharem.

Co na to wszystko Jakub? Był na obczyźnie, ożeniony wbrew swej woli z siostrą ukochanej kobiety. Co by nie zrobił, zdenerwowałby jedną albo drugą. A pasterstwo, żeby się dorobić? Podstępny teść pewnie zwaliłby każde niepowodzenie na jego kark, by wyolbrzymić dług.

Po Issacharze przyszedł czas na kolejnego syna Lei. I tu zachodzi ciekawostka lingwistyczna, bo mamy w tej historii dwa rdzenie. Pierwszy – zain-bet-dalet (זבד) oznaczające obdarowanie – jak w czasowniku זָבַד, zāḇaḏ, zawad – obdarować. Ale jak to ma się do imienia patriarchy i plemienia Izraela, gdzie raczej pasowałby rdzeń zāwal, zain-bet-lamed (זָבַל), oznaczające uhonorowanie, lepsze traktowanie. I rodzi to pytanie – czy podobieństwo liter jest przypadkowe? Wystarczyło przeciągnąć górę litery dalet ד, by uzyskać lamed ל.

Lea mówi: זְבָדַנִי אֱלׂהִים אׂתִי זֵבֶד טוֹב הַפַּעַם יִזְבְּלֵנִי אִישִׁי כִּי-יָלַדְתִּי לוֹ שִׁשָּׁה בָנִים, zᵉḇāḏanȋm Ĕlȏhȋm ᾽ōṯȋ zēḇeḏ ṭōḇ hap-pa’lēnȋ jizbᵉlēnȋ ᾽ȋšȋ kȋ-jālḏᵉtȋ lȏ šišāh bānȋm, zewadani Elohim oti zewed tow hap-paam jizbeleni jiszi ki jaladti lo szisza banim). Liczyła, że kolejny syn będzie odpłatą za poświęcenie, ale i darem dla męża, który w końcu powinien zrozumieć, którą z sióstr powinien pokochać i które z jego małżeństw Bóg błogosławi. Dlatego nazwała go Zabulon (זְבֻלוּן, Zᵉḇulȗn, Zewulun).

W sumie, historia Lei jest tak smutna, jak tylko się da. Wyszła za mężczyznę, którego pragnęła jej siostra, bo jej ojciec miał inne plany. Starała się jak mogła, by dać mu szczęście, ale on nadal wolał Rachelę.

Czy synowie Jakuba mieli siostry, niewspomniane tutaj? Może Rachela rodziła równie hurtowo, ale córki… Może cierpiała nieraz, wypychając na świat dzieci…

Ale – to rywalizacja na synów! Oni mają zostać patriarchami pokoleń Izraela. Tylko przez tragiczny epizod z Sychemem wspomniana jest jedna panna Jakubówna, Dina (דִינָה, Dȋnāh, Dina)16. Rachela mogła rodzić córki hurtowo, ale to synowie się liczyli. Inną opcją jest to, że spośród całkiem licznego potomstwa Jakubowi rzeczywiście urodziła się jedna córka. Nic dziwnego, że była córeczką tatusia: miała wyjątkowe względy u ojca, ale też – że bracia bronili jej, a w razie zniewagi bili znieważającego. Zwłaszcza, że była z tej niekochanej żony, więc opieka tatusia była wątpliwa. Co zresztą za chwilę wyjdzie.

A Bóg zlitował się i nad Rachelą; wysłuchał ją Bóg i otworzył jej łono. Gdy więc poczęła i urodziła syna, rzekła: «Zdjął Bóg ze mnie hańbę!» Dając mu zaś imię Józef, westchnęła: «Oby Pan dodał mi jeszcze drugiego syna!»
Rdz 30, 22-24

Wreszcie! Może to rzeczywiście zasługa mandragor, może to własne poświęcenie, ale wreszcie Bóg zadziałał i wysłuchał (וַיִזכֹּר, wayyizkōr, waj-jizkor), dając jej urodzić. Dziecko zostaje nazwane Józef (יוֹסֵף, Yȏsēṗ, Josef) na pamiątkę tego, że matka mówi: יֹסֵף יְהוָה לִי בֵּן אַחֵר, yōsēṗ JHWH bēn ᾽aḥēr, josef JHWH ben acher – „Niechże da mi PAN syna kolejnego”. W tym wersie, w którym zamiast tradycyjnego imienia Elohim jest użyty tetragram, wykorzystano inny czasownik – יָסַף, yāsaṗ, jasaf – „dodać”.

Druga opcja: imię pochodzi z poprzedniego wersu i innej tradycji. Tu Rachela miała powiedzieć: אָסַף אֱלׂהִים חֶרְפָּתִי, ᾽āsaṗ ᾽Ĕlōhȋm ḥerpātȋ, asaf Elohim herpati – „Cofnął Bóg hańbę moją” (חֶרְפָּה, ḥerpāh, cherpa oznacza dosłownie znieważanie, pośmiewisko, więc i hańbę).

W sumie to niedziwne, że Józef Egipski doczekał się takich tradycji o pochodzeniu swego imienia. Był kluczową postacią w dziejach Żydów, zwłaszcza w kwestii tego, jak wylądowali w Egipcie, z którego potem musieli uciekać przez Morze Czerwone. Ciekawa jest przeciwstawność יָסַף, yāsaṗ, jasaf – dodać i אָסַף, ᾽āsaṗ, asaf – cofnąć, od których to imię ma się wywodzić. Zwykle ma to miejsce w propagandzie – wymyślanie źródłosłowu upokarzającego, odwrotnego do pierwotnego. Tu mamy zachowane obydwa. Dlaczego?

Może rzeczywiście bracia nie lubili Józefa i mu dokuczali, przekręcając jego imię. Może – jeśli rację mają ci, co widzą w synach Jakuba-Izraela plemiona, będące koalicji, ale nieraz rywalizujące ze sobą – przeinaczanie źródłosłowu miało na celu upokorzenie „pokolenia” Józefa.

Dla Racheli jednak musiało to być przełomowe wydarzenie. Nie tylko z powodu mechaniki porodu. Po raz pierwszy dała Jakubowi syna nie z niewolnicy, ale własnego. Na pewno kochał go bardziej niż tych urodzonych z Bilchy. A i późniejsze wydarzenia udowodnią nam, że i Jakub kochał Józefa bardziej.

Co na to Lea? Nie wiemy. Wiadomo, że Jakub poczuł, że wreszcie może odejść od teścia.

1Por. R. Graves, R. Patai, Mity hebrajskie. Księga rodzaju…, s. 215.

2Dosłownie „rozpalił się jego nos” (וַיִּחַר־אַף, wajjiḥar-᾽aṗ, wajjichar af) Jakuba. Jest to typowe dla Bliskiego Wschodu określenie gniewu, który przy szczelnie osłonionej twarzy widać zwłaszcza na wystającym spod zawoju nosie.

3Nawet matka Samuela, Anna w krótkim odstępie, w rozmowie z Helim raz nazywa się tak, a raz tak: «Nie uważaj swej służebnicy (אֲמָתְךָ, ᾽ǎmāṯᵉḵā, amatecha) za córkę Beliala, gdyż z nadmiaru zmartwienia i boleści duszy mówiłam cały czas». Heli odpowiedział: «Idź w pokoju, a Bóg Izraela niech spełni prośbę, jaką do Niego zaniosłaś». Odpowiedziała: «Obyś darzył życzliwością twoją służebnicę (שִׁפְחָתְךָ, šiṗḥātᵉḵā, szifchatecha)!» I poszła sobie ta kobieta: jadła i nie miała już twarzy tak [smutnej] jak przedtem (1 Sm 1, 16-18).

4Por. https://jbqnew.jewishbible.org/assets/Uploads/484/jbq_484_landaugivingbirth.pdf

[odczyt z 11.07.2023 r.]

5 Por. https://jbqnew.jewishbible.org/assets/Uploads/484/jbq_484_landaugivingbirth.pdf [dostęp 12.07.2023 r.].

6Por. R.E. Brown i in. (red.), Katolicki komentarz biblijny…, s. 30.

7Za P. Briks, Podręczny słownik hebrajsko-polski i aramejsko-polski Starego Testamentu

8Por. R. Graves, R. Patai, Mity hebrajskie. Księga rodzaju…, s. 221.

9„W obrębie pałacu rosła ruta, zdumiewającej wielkości, gdyż wysokością i obwodem nie ustępowała wcale drzewu figowemu. […] niełatwo jednak można ją pochwycić, jeśli się do niej zbliżyć i chciec ją ująć, gdyż uchyla się i tylko wtedy zachowuje się spokojnie, gdy polać ją moczem lub krwią miesięczną niewiast, ale i wtedy dotykającym jej grozi niechybna śmieć, chyba, że komuś uda się tak wzią roślinę, żeby korzeń zwisał z reki. Można ją bezpiecznie zdobyć jeszcze innym sposobem, a mianowicie takim: podkopuje się całą roślinę wokoło, aby tylko sam koniuszek korzenia tkwił w ziemi. Następnie przywiązuje się do niej psa. Gdy ten popędzi za osobą, która go przymocowała, z łatwością roślinę wyrwie, ale natychmiast sam pada martwy, jakby w zastępstwie za tego, który chciał ją wyrwać. Ale potem można ją już chwytać bez żądnej obawy. Mimo że grozi tak wielkim niebezpieczeństwem, ma pewna moc, która czyni ją bardzo pożądaną. Mianowicie wypędza natychmiast tak zwane demony – są to duchy złych ludzi, które wstępują w ciała żyjących i tych zabijają, gdy nie da się im pomocy – jeśli tylko zbliżyć ją do chorych”. Wojna żydowska VII, VI, 3.

10Por. R. Graves, R. Patai, Mity hebrajskie. Księga rodzaju…, s. s. 220.

11 „The plant, which was already known to doctors in antiquity and ancient China for its narcotic and anaesthetic qualities, had the reputation among magicians and sorcerers of arousing love due to its aphrodisiac characteristics and of curing sterility in women” – Th. Zarcone, The Myth of the Mandrake, the ‘Plant–Human’.

12T. Żychniewicz, Stare Przymierze – Genesis., Znak 1977, s. s. 278.

13Por. R. Graves, R. Patai, Mity hebrajskie. Księga rodzaju…, s. s. 216.

14Por. Apokryfy Starego Testamentu, s. 61.

15Innym czasownikiem o podobnym brzmieniu jest שָׁכַר, šāḵar, szachar, oznaczające picie do syta, upicie się lub bycie odurzonym. Nie najlepsze źródło do imienia syna. Wystarczy przestawić kropkę nad ש.

16Miałem psa o tym imieniu. 🙂

I nastał Potop na ziemi… Czy „na Ziemi”? O Potopach, zagładach i psach słów kilka…

Niemal każda cywilizacja ma opowieści o wielkiej powodzi, która niemal zniszczyła ludzkość. Babiloński Utnapisztipm, hebrajski Noe, grecki Deukalion, aztecki Tata jej umknęli w swoich kręgach kulturowych. Rodzi to pytania.

A jeśli Biblia mówi prawdę i Potop Noego zalał ziemię i zniszczył świat, a ocalały tylko nędzne niedobitki? A może to były lokalne kataklizmy? A co jeżeli Potop był światowy, albo wyznaczał granicę między wielką cywilizacją ludzką albo ludzko-kosmiczną i prymitywnymi koczownikami?

Problem rodzi sama mitologia aztecka, zawierająca cykle Słońc, gdy kolejne pokolenia ocalałych ludzi były zmienianie jak nie w małpy, to w psy (przez doszycie tyłka do szyi), po kosmicznym kataklizmie wiatru, ognia czy wody. Tak, po kolei były to kataklizmy wiązane z żywiołami.

Apokalipsa po aztecku to raczej pospolite danie.

Bardzo często problem z tropicielami teorii spiskowych polega na tym, że mają rację po części. Bo tak, całkiem prawdopodobnym jest, że tereny Bliskiego Wschodu doznały jakiegoś zalewu wód, ale niekoniecznie było to zalanie po szczyty Himalajów. Było jednak tak druzgoczące, że ludzie je zapamiętali i zachowali w wielu tradycjach, które rozbiegły się w szczegółach.

Co jednak mogło tak wstrząsnąć regionem, że ludzie zapisywali to na tabliczkach glinianych albo przekazywali to ustnie, z ojca na syna?

Zróbmy sobie szybki przegląd małych potopów, które mogły przyczynić się do powstania mitu o tym wielkim Potopie.

1) Doggerland

Kiedyś z Niemiec do Anglii dało się dojść pieszo. Wynikało to z uwięzienia maaasy wody w lądolodzie i obniżeniem poziomu morza. Ten teren nazywa się Doggerlandem. Fakt, nie była to zapewne miła wędrówka, bo ląd był równinny, więc pewnie bagnisty, a topnienie lodowców powodowało potem jego zalanie. Trwało to długo, ale pewnie utrata całego władztwa wskutek zmian klimatycznych musiała zaboleć i zostać zapamiętana.

Ludzie z Doggerlandu rozchodzili się po świecie, pamiętając wielkie zalanie, może je nieco ubarwiając, na przykład przez skrócenie okresu, w jakim ich ziemie zostały zalane. Po prostu ich ziemie są obecnie pod wodą. Smutne. I nic z tym nie zrobisz.

Noe pewnie czuł się podobnie.

2) Jezio… Morze! Czarne

Wersja ekstremalna wariantu pierwszego. Kojarzycie Konstantynopol? Stambuł? Istambuł? Leży on na takiej przecince między Morzem Śródziemnym a Morzem Czarnym. Morze Czarne ma połączenie z oceanem światowym tylko przez Morze Śródziemne, a jedyną granicą jest ta przecinka w miejscu, gdzie leży Stambuł.

Według pary naukowców, Williama B.F. Ryana i Waltera C. Pitmana, Jezioro Czarne leżało 120 metrów niżej niż Morze Śródziemne, Krym nie był nawet półwyspem – a raczej wyżyną. Więc zbiornik wyglądał jakoś tak. Jednak lodowce topniały i albo grobla konstantynopolska zaczęła przeciekać lub powoli erodować – albo po prostu wzięła była i pękła. Miało to mieć miejsce 5 600 lat temu, przynajmniej według tej teorii.

Za: https://www.floodmap.net/

W efekcie żyzne tereny, głównie na północy zbiornika zostały zalane. Co więcej – słodkowodna fauna i flora Jeziora Czarnego nie mogła przetrwać przemiany akwenu w Morze Czarne. Nim doszło do zasiedlenia przez gatunki słonowodne, rybacy nie mieli co robić, słona woda wdzierała się do rzek i niszczyła plony.

Całość procesu miała trwać kilkadziesiąt lat. Ludzie uciekali z zalewanych ziem, opowiadając o tym, jak morze zajęło na stałe ląd. Stały. Żart nieudany. W efekcie rodził się mit o niszczycielskiej mocy morza.

3) Tsunami, w dwóch wersjach.

Wielkie fale znane były ludom starożytnym w obrębie Morza Śródziemnego. . A wiecie, jak działają wielkie fale? Ich urok tkwi w tym, że im cieńsza zatoka, tym większe są. Na morzu tsunami m morze mieć metr i lekko zachwiać statkiem. Ale gdy woda jest płytsza, dzieje się zniszczenie. W efekcie ścieśniona fala osiąga duże rozmiary i lepiej się sprawdza w roli walca.

A popatrzcie na Bliski Wschód skupiając się na wschodnich wybrzeżach… Fala powstała na Oceanie Indyjskim mogła wedrzeć się w Zatokę Perską, rosnąc i zmiatając osady, przenosząc lokalne miasta w przyszłość, ale niekoniecznie chcianą, bo w jesień dupy średniowiecza.

Jak do tego mogło dojść?

a) wersja oddolna

Japońska nazwa tuszuje nam fakty. Jak masz rów tektoniczny i morze – to masz gwarantowane wielkie fale. I takie zatrzęsienie ziemi miało spowodować zabójczą falę.

Tak na Marginesie

Ma to sens, bo w końcu Posejdon był bogiem morza I trzęsień ziemi.

W 426 r. przed Chr., latem (jakby to kogoś obchodziło), fala spowodowana trzęsieniem ziemi rzuciła trójrzędowcem o mury miejskie, a samo zdarzenie opisał Tukitydes. Trójrzędowiec to statek o trzech rzędach wioseł. Duży. Tukitydes zaś to facet mający na tyle rozumu, by powiązać trzęsącą się ziemię z wielką falą. Albo był wyznawcą Posejdona. 🙂

b) wersja odgórna

W tej wersji mamy do czynienia z wydarzeniem kosmicznym. Bolid kosmiczny – w sensie asteroidy albo meteorytu – uderzył w Ocean Indyjski i spowodował poruszenie wody, które ostatecznie spowodowało tsunami, wdzierające się w Zatokę Perską.

Jako miejsce zderzenia wskazywany jest Krater Burckle, ulokowany na wschód od Madagaskaru. Gdyby tam spadła mała asteroida, fala tym spowodowana śmiałoby dotarła do Bliskiego Wschodu, a może i Australii.

4) Wersja nudna

Hebrajczycy byli ludem pustynnym. Woda była istotna dla życia – ale woda słodka, morze było be! Wyobrażali sobie świat jako bańkę – ziemia (hebr. adamah) była z góry otoczona wodami górnymi (z których padał deszcz), a z dołu wodami dolnymi (źródłami i studniami). Gdy nastaje potop świat zalewa woda z góry i z dołu – tryska z nieba i ze źródeł w ziemi.

Tu mowa o zagładzie tym jednym żywiołem… Potopem wody, bo jak możecie nie wyłapać, hebrajski zna zniszczenie wodą i zniszczenie ogniem. I Sodomę dotknęło to drugie.

Wersja ciekawa.

Bóg miał kruczek prawny. Obiecał On Noemu, że nie zniszczy całej ziemi potopem wód, więc konkretny obszar zostaje zniszczony potopem ognia. Czy więc przymierze zostało przez Niego złamane? Pamiętajmy, że była to odpowiedź na łamanie bardzo prostych warunków przez sodomitów i gomorczyków (gomorian?, gomorrytów?) które nie wymagały niczego poza niezabijaniem ludzi.

Bycie ludziem jest trudne – prawda?

Wyróżnione

Oszust oszukany. Komentarz do Księgi Rodzaju. Cz. 45 (Rdz 29,1-30).

Drabina Jakubowa. Komentarz do Księgi Rodzaju (Rdz 28,10-22)
Komentarz do Księgi Rodzaju. Spis treści

2.3. Oszust oszukany

Jakub, wyruszywszy w dalszą drogę, powędrował do ziemi synów Wschodu. Tam ujrzał studnię w polu i trzy stada owiec wylegujących się wokół niej; z tej bowiem studni pojono stada. Wielki zaś kamień przykrywał jej otwór. Toteż gromadzono tu wszystkie stada i wtedy dopiero odsuwano kamień znad otworu studni, a po napojeniu owiec przesuwano go znów na dawne miejsce nad otwór studni.
Rdz 29,1-3

Nasz bohater rusza dalej, do אַרְצָה בְּנֵי-קֶגֶם, ᾽arṣāh bᵉnê qeḏem, arca benej qedem – ziemi synów Wschodu, czyli zapewne do ziemi syryjsko-arabskich plemion na wschód od Kanaanu1. Przy czym słowo qedem oznacza nie tylko kierunek geograficzny przeciwny zachodowi, ale też to, co jest na przedzie, czy to, co było wcześniej, odwieczne, od najdawniejszych czasów2. Może to być więc po prostu kraina, w której mieszkali jego przodkowie, wszak Abraham stąd ruszył w nieznane zostawiając w Haranie sporą część rodziny, kontynuując pielgrzymkę swego ojca, Teracha, rozpoczętą w Rdz 11,31.

Nie wiem, czy zauważyliście, ale mamy studnię i przyszłe małżeństwo. Rebeka spotkała sługę Abrahama przy studni. Potem nieraz będziemy widzieć takie powiązania. Mojżesz spotkał żonę u studni. Nawet Jezus rozmawiał z Samarytanką o jej mężach przy studni (Por. J 4). Widzimy tu ładny kontrast. Najpierw widzimy drabinę do nieba i zapowiedź boskich planów, a potem studnię, kopaną najpewniej w miejscu nisko położonym, gdzie fizyka sprawia, że w gruncie łatwiej zbiera się woda. Jest tu jakaś dychotomia: sanktuarium-wzgórze, kobiety-studnia. Zapewne wspólnoty mnisze miały na ten temat wiele do powiedzenia.

Studnia (בְאֵר, bᵉ᾽ēr, be’er) była bardzo ważna dla pasterzy, bo krowy, owce i kozy lubią pić. Nie była to zapewne znana nam z obrazków cembrowina z daszkiem i wiaderkiem na kołowrotku, ale raczej szerszy otwór, z żurawiem i korytkami. Zapewne był to niejako punkt zborny, skoro czekały już trzy stada. Prawdopodobnie był to element sąsiedzkiej umowy, metoda zażegnania sporów nim wybuchną. Czekano na przybycie wszystkich okolicznych stad, by potem ocenić komu, w jakiej kolejności i ile wody się należy, aby stada były napojone, ale bez szkody dla sąsiadów. Taka wymuszona komuna. Woda w studni kumuluje się powoli. Nie mogło dojść do sytuacji, gdy inne stada się zejdą, ludzie odsłonią źródło, a tu jest tylko muł, bo ktoś wcześniej zainwestował w swoje dojne kozy.

Wielki kamień zakrywający szczyt studni miał potrójną funkcję zabezpieczającą. Samotny pasterz nie mógł go sam usunąć. Odsunięcie tej zatyczki było wysiłkiem społecznym, elementem spędu stad. Ponadto przy niskiej cembrowinie kamień zapobiegał wpadnięciu do studni postronnego pasterza czy choćby wędrowca – takiego jak Jakub. Nie chodziło tylko o względy humanitarne, ochronę wracającego po ciemku do swoich stad pastuszka, przypadkowego przechodnia czy anonimowego włóczęgi. Pływający w studni trup szkodził jakości wody i zmieniał ją w truciznę. Po trzecie kamień mógł ukrywać studnię przed obcymi.

Mamy trzy wyróżniające się z daleka stada, więc należą one do trzech innych posiadaczy, więc pasterze dbali, by nie doszło do mieszania się ich trzód. Trzeba było pilnować, by zwierzęta się nie przemieszczały między stadami, nie rozsiewały genów, ale także by nikt ich nie podkradał. Do tego, gdyby jakiś kozioł pokrył kozę albo baran owcę mielibyśmy spór o potomstwo – jesli kozioł byłby silny i płodny, jego właściciel rościłby sobie prawa do potomstwa, zaś gdyby kozioł był słaby, to właściciel matki byłby pokrzywdzony, bo zamiast mieć dzieci z jednym z jego rozpłodowców, koza czy owca wybrała gorszy materiał genetyczny.

Niekoniecznie miało to przełożenie na relacje między pasterzami. Możliwe, że spory rozchodziły się po kościach nim doszły do uszu pracodawców. Ci mogli rezydować w obozach czy nawet w miastach (jak Lot, który mając za majątek stada, rezydował w Sodomie). Całkiem możliwe, że najemnicy pilnujący stad znali się, ufali sobie, a gdyby przyszło do oświadczyn jednego z nich z siostrą drugiego, chętnie zostaliby szwagrami, niezależnie od tego czyje stada pasali.

To nam pokazuje, że Laban nie był monopolistą na rynku pasterskim. Ale ciekawe rzeczy dopiero przeczytamy. W każdym razie, albo ojciec dyktował warunki dla potencjalnych zięciów albo córki były wybredne. Zobaczmy, jak weszła na karty Biblii Rachela.

Jakub rzekł do czekających tam pasterzy: «Bracia moi, skąd jesteście?» Odpowiedzieli mu: «Jesteśmy z Charanu». On zaś pytał ich: «Czy znacie Labana, syna Nachora?» Oni na to: «Znamy». I jeszcze zapytał ich: «Czy dobrze się miewa?» Odpowiedzieli: «Dobrze. Ale oto jego córka, Rachela, nadchodzi z trzodą».
Rdz 29,4-6

Jakub wita przypadkowo napotkanych pasterzy zwrotem אַחַי, ᾽aḥaj, achaj – „bracia moi!”. Może rzeczywiście myslał, że tak wielkie stada muszą należeć do jego krewniaka. Pasterze nie podzielają tej wylewności, nie nazywają go bratem (ani nijak) – tylko odpowiadają: מֵחָרָן אֲנָיְנוּ, mēḤārān ᾽ǎnājᵉnȗ, me-Charan anajenu. „Z Charanu jesteśmy” co może także oznaczać „Od Charana my [pochodzimy]”. Dalej Jakub nie używa też tytulatury formalnej, może ze względów stylistycznych narracji, może wyczuwszy charakter rozmówców. Oczekiwali oni prostych pytań i prostych udzielali odpowiedzi. Znają tego Labana? Znają. Pokój u niego? Pokój”.

I tu są dwie opcje.

Pierwsza, dla nich to typowy przechodzień, co wypytuje o nowiny, więc go zbywają. Chce pogadać, niech będzie, damy tu jak najmniej informacji i niech idzie strzępić twarz gdzieś indziej Druga: pytał o Labana i pasterzom włącza się tryb bezpieczeństwa. Znają Labana, syna Nachora i… Wiedzą, że znalazł się frajer na co najmniej jedną z jego córek. Sami wiedzieli, jaki z Labana przechera i nie mieli na taki mariaż ochoty.

Co ciekawe idealnie, jak na zawołanie, na scenę wchodzi Rachela ze swoimi owcami. Czy jest w tym coś dziwnego? Tak, gdyż wiemy, że Laban miał synów (por. Rdz 31,1), a pasterstwem dziewczęta zajmowały się tylko wtedy, gdy nie było w rodzinie mężczyzn. Nie widzimy, by Laban posiadał pola, które wymagałyby pracy mężczyzn, a jedynie że posiadał stada. To bracia Racheli powinni narażać się na ryzyko spotkania z bandytami albo drapieżnikami. Albo byli to niezbyt dobrzy pasterze, albo właśnie wypasanie stad przez Rachelę miało na celu znalezienie sobie męża, skoro nie zjawiał się nikt z domu Abrahama3. Ale jeśli tak, to czemu nie pasała Lea, starsza siostra, która szybciej powinna brać ślub? Może był to element zaplanowanego z dawna podstępu, którego ofiarą padł potem Jakub.

Wtedy [Jakub] rzekł: «Ponieważ jeszcze jest jasny dzień i nie czas zapędzać trzody, napójcie trzodę i idźcie ją paść». Oni zaś powiedzieli: «Nie możemy poić, dopóki nie spędzą wszystkich stad i nie odsuną kamienia znad otworu studni, wtedy będziemy poić owce».
Rdz 29,7-8

Ta dobra porada, choć wynika z niej jasno, że Jakub nie znał układu panującego przy studni a może też nie spotkał się nigdy z taką sytuacją, by studnią trzeba było się dzielić. Zresztą było o nim powiedziane, że mieszkał w namiotach i nawet jeśli podobne zwyczaje były praktykowane w Beer Szebie, to nie znał ich, bo właśnie siedział głównie w domu, przy matce. Możliwe, że Izaak miał na tyle monopolistyczną pozycję, że w jego stadach odbywało się to inaczej i na przykład kolejność pojenia wyznaczał najstarszy pasterz.

Możliwe też, że pasterze czekali właśnie na ostatnie stado, czyli stado Labana, pod opieką Rebeki i to ich irytowało. Dlaczego dziewczyna miałaby się spóźniać? Może właśnie po to, by jak najwięcej pasterzy, a więc potencjalnych narzeczonych, było świadkami jej przybycia.

Gdy Jakub tak z nimi rozmawiał, Rachela, która była pasterką, nadeszła ze stadem owiec swego ojca. A gdy Jakub ujrzał Rachelę, córkę Labana, brata swej matki, i trzodę tegoż Labana, zbliżył się, odsunął kamień znad otworu studni i napoił trzodę Labana. A potem ucałował Rachelę i rozpłakał się w głos.
Rdz 29, 9-11

Hebrajski ma tu nieco inny szyk, który można oddać: „A wtedy, gdy mówił z nimi Rachela nadeszła z bydłem, które było jej ojca, gdy pasała je.” Nie pada tu konkretnie nazwa zawodu czy zajęcia „pasterka”, a czasownik רׂעָה, rō‘āh, roa – „pasała”. Ta forma pojawia się tylko tu, co dobrze obrazuje rzadkość występowania pasterek.

Ciekawe, że nie ma mowy o przymiotach fizycznych Racheli, a dwukrotnie podkreślone jest to, kim jest Laban: אֲחִי אִמּוׂ, ᾽ǎḥȋ ᾽immȏ, achi immo, „bratem matki jego”. Powtórzenie stylistycznie jest zastąpione przez „tegoż”. Prawdopodobnie Jakub nie pokochał swej przyszłej drugiej żony za samo pochodzenie z konkretnego rodu, ale zatrzymajmy się na tym.

Ktoś ten tekst napisał i dla niego nawet nie było ważne to, że Rachela jest córką z rodu Teracha, ale to, że była z rodziny matki. Więc fragment ten pisał ktoś, dla kogo ważne było, by zachować matrylinearne myślenie, chęć utrzymania genetycznej więzi z rodziną matki, nie zaś ojca. Może kiedyś był tam opis pięknych oczu Racheli, ale w wersji, jaką my znamy najwyraźniej to pokrewieństwo zauroczyło Jakuba na tyle, że zrobił coś bardzo ryzykownego.

Po pierwsze, przesunął kamień, który zapewne był zaprojektowany tak, by pojedynczy pasterz nie mógł go sam odsunąć. Może chciał się popisać przed dziewczyną, z którą miał zamiar się ożenić? Tradycja żydowska mówi, że zrobił to wręcz jedną ręką4, dodatkowo od kiedy odsunął kamień, wody w studni podniosły się od razu i utrzymywały się tak długo, jak Jakub służył Labanowi5.

Po drugie – wszedł w tym momencie w układ, jaki zapewniał pokojowe współistnienie kilku właścicieli stad. Nie wiemy, czy stado Racheli były ostatnim, na które czekano. Jakub po prostu nagle odsunął kamień i napoił stada jej ojca (hebrajski oryginał powtarza tu przypomnienie, że był był bratem jego matki), pomijając kolejkę. Ale tu wszyscy pasterze znikają z narracji, a skupia się ona na głównych bohaterach. Może rzeczywiście nie chcieli zadzierać z kimś, kto był zdolny sam odsunąć tak ciężki kamień6.

Następnie Jakub ucałował (וַיִּשַּׁק, wajjiššaq, wajjiszaq, od czasownika נָשַׁק, nāšaq, naszaq, czyli „ucałować, pieścić”) Rachelę, co było standardowym powitaniem między krewnymi:

„Tradycyjną formą pozdrowienia stosowaną przez przyjaciół i krewnych na Bliskim Wschodzie jest serdeczny uścisk i pocałunek w oba policzki. Pozdrawiają takimi gestami wszyscy krewni, zarówno mężczyźni, jak i kobiety”7.

Nie było to więc powitanie, jakiego można oczekiwać od obcego. Tym bardziej jeśli on był rzeczywiście znużony drogą, w czasie której nie za bardzo jak miał zadbać o higienę, a Rachela właśnie szukała męża, więc była wystrojona. Nie znamy jej reakcji, może czekała na wyjaśnienie. Następnie Jakub podniósł głos i zapłakał (וַיִּשָּׂא אֶת־קׂלוֹ וַיֵּבְךְּ, wajjiśśā᾽ ᾽eṯ-qōlȏ wajjēḇᵉk, waj-jissa et-kolo wajjiwek), co można rozumieć albo jako pierwszy wybuch emocji, a następnie ich rozładowanie lub jako po prostu jako jedną czynność, głośny szloch.

Zrozumiałe, że docierając do celu po tak długiej podróży, zapewne w nędzy i spotykając kobietę, która spełniała wymagania jego rodziców, wiedząc, że jej rodzina nie żyje w biedzie i sama Rachela raczej jest panną na wydaniu (skoro pasała trzodę) Jakub poczuł ulgę i radość. Przecież zawsze mogło coś się wydarzyć w międzyczasie.

Kiedy zaś powiedział Racheli, że jest siostrzeńcem jej ojca, synem Rebeki, pobiegła i opowiedziała o tym swemu ojcu. Gdy Laban usłyszał nowinę, że to jest Jakub, jego siostrzeniec, wybiegł mu na spotkanie, uściskał go i ucałował, i wprowadził go do swego domu. Wtedy to Jakub opowiedział Labanowi o wszystkim. Laban rzekł do Jakuba: «Przecież jesteś moją kością i ciałem».
Rdz 29, 12-14a.

I znowu będziemy mieli przypominanie, że Laban i Jakub są spokrewnieni. Rachela niejako tu schodzi na drugi plan. Ona jedynie dostaje informację, kim jest przybysz, Jakub najpierw przedstawiony zostaje jako jej kuzyn, dosłownie „brat jej ojca” (אֲחִי אָבִיהָ, ᾽ǎḥȋ ᾽āḇȋhā, achi awicha) i syn Rebeki. Potem znowu Laban biegnie na spotkanie wiedząc, że to Jakub, syn Rebeki. Sam Laban mówi potem do Jakuba: אַךְ עַצְמִי וּבְשָׂרִי אָתָּה, ᾽aḵ ‘aṣmȋ ȗ-ḇᵉśārȋ ᾽āṯtah, ach acmi ubesari attah. Oba te słowa, עֶצֶמ, ‘eṣem, ecem i בָּשָׂר, bāśār, basar użyte zostały przez Adama na określenie świeżo stworzonej kobiety w Rdz 2,23: „.Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała!”, więc oznacza to naprawdę bliskie pokrewieństwo.

Oczywiście, powtarzanie pokrewieństwa może mieć cel praktyczny – to ten Jakub, który był jego krewnym. Z tym, że imię syna Rebeki wywodziło się od tego, że wyszedł trzymając brata za piętę (por. Rdz 25,26). Trudno, by było to popularne imię. A może Laban nie miał informacji zwrotnej o tym, jak przedstawia się sytuacja rodzinna Rebeki i Izaaka? Zauważmy, że nie mamy tu ani takiego fragmentu jak w Rdz 22,20-24, gdy Abrahamowi doniesiono o tym, że jego krewna ma córkę imieniem Rebeka ani też nie ma podanego imienia Racheli ani Lei, gdy Izaak jest wysyłany w drogę. Mogło to więc działać w dwie strony – potomkowie Betuela nie wiedzieli, co się działo u Abrahama, a dalej u Izaaka.

Nie mamy też takiego powtórzenia, jakie zaserwował nam sługa Abrama w rozdziale 24, wiemy tylko, że Jakub opowiedział Labanowi o wszystkich tych sprawach, czy też rzeczach. Co mógł powiedzieć? Przede wszystkim musiał uzasadnić, czemu to on jest pierworodnym i pobłogosławionym przez ojca spadkobiercą Abrahama, a nie Ezaw, który nie może rościć sobie do tego tytułu prawa, za to może żywić urazę. Mógł wyjaśnić, czemu nie ma jak zapłacić wiana od razu. Zresztą nawet nie ma na razie mowy o małżeństwie, choć Laban pewnie podejrzewał, jaki był cel podróży, poza uniknięciem gniewu brata.

A gdy Jakub przebywał u Labana miesiąc, rzekł do niego Laban: «Czyż dlatego, że jesteś moim krewnym, masz mi służyć za darmo? Powiedz mi więc, jaką mam ci dać zapłatę?» – Miał zaś Laban dwie córki; starsza nazywała się Lea, a młodsza Rachela. Oczy Lei były jakby zgaszone, Rachela zaś miała piękną postać i miłą powierzchowność.
Rdz 14b-17

Mija miesiąc, a więc stosunkowo krótki okres, jednak możemy się domyślać, że już wtedy Jakub pracował dla wuja za wikt i opierunek, bez wskazanego wynagrodzenia. Być może rzeczywiście został przyjęty jako wygnaniec z rodzinnego domu, który musi przeczekać gorący okres. Z inicjatywą wychodzi Laban, może zaniepokojony tym, że ktoś z jego rodziny, wychowany tak, jak on – w duchu umiłowania podstępu, kręci się wokół jego stad (i córek). Może rzeczywiście była to rodzinna troska, jednak metoda realizacji zapłaty raczej nie wskazuje na to. Laban raczej chciał sobie zapewnić utrzymanie, wygodnego dla niego, status quo na kolejnych kilka lat, a w efekcie kilkanaście lat.

Zadaje pytanie: הַגִּידָה לִּי מַה־מַּשְׂכֻּרְתֶּךָ, haggȋḏāh lȋ mah-maśkurteḵā, haggida li maskurtecha, czyli po prostu „Podaj mi zapłatę twoją”, czyli mamy tu początek rozmowy jak przy zatrudnianiu najemnika.

Tu pojawia się wtrącenie o córkach Labana, jakby jako zapowiedź. Starsza jest Lea (לֵאָה, Lē᾽āh, Le’a), której oczy są „zgaszone”, רְכּוֹת, rᵉkȏṯ, rekot. Dlaczego to zaznaczono? Przymiotnik ten oznacza bycie delikatnym, łagodnym, ale też kruchym czy lękliwym. Takie oczy uważano raczej za atrakcyjne8. Ks. Wujek tłumaczy to „Ale Lija była ciekących oczu”. Tradycja żydowska mówi o tym, że siostry były bliźniaczkami, a oczy „starszej” po prostu straciły blask, gdy dowiedziała się jakim zbrodniarzem jest Ezaw, któremu była obiecana9, z kolei Rachela dowiadując się o cnotach Jakuba wypiękniała tym bardziej10. Może jednak ta delikatność i tłumaczenie ks. Wujka mogą się połączyć. Jeśli Lea miała wrażliwe oczy, może też cierpiała na jakąś chorobę, przez którą była mniej atrakcyjna dla mężczyzn. Graves podejrzewa trachomę, czyli jaglicę, zapalenie oczu przenoszone przez muchy, powodujące straszliwe blizny, a na którą (aż do niedawna) nie było lekarstwa11. To by też mogło tłumaczyć, dlaczego nie zajmowała się pasterstwem. Józef Flawiusz w swoim stylu pisze o tym, że Lea była „zgoła nieurodziwa”12. Ciekawiej opisuje ją Księga Jubileuszów, wskazując, że oczy Lei były bardzo przygaszone, mimo iż była ładna, natomiast Rachela miała piękne oczy o ona sama była bardzo piękna”13.

Sama Rachela jest określona jakoיְפַת־תּׂאַר וִיפַת מַרְאֶה, jᵉṗaṯ tō᾽ar wȋṗaṯ mar᾽eh, jefat toar wifat mar’eh, gdzie toar oznacza ogólny wygląd, aparycję, podczas gdy mer’eh, choć o podobnym znaczeniu, może odnosić się także do twarzy.

Ponieważ Jakub pokochał Rachelę, rzekł do Labana: «Będę ci służył przez siedem lat za twą młodszą córkę, Rachelę». Laban powiedział: «Wolę dać ją tobie niż komu innemu. Pozostań więc u mnie».
Rdz 29, 18-19

Użyty jest tu czasownik אָהַב, ᾽āhaḇ, ahaw, czyli kochać, miłować, jednak nie wiemy, czy Jakub pokochał Rachelę od pierwszego wejrzenia, czy może uczucie rozwinęło się przez ten miesiąc. Wiemy za to, że przyszły zięć wskazuje nie tylko cenę, ale i konkretną zapłatę.

Zacznijmy od okresu służby, jaki ma odbyć Jakub u swego wuja. Standardowa opłata za rok pracy najemnika wynosiła 10 szekli srebra, zaś przyszły mąż płacił za prawo do poślubienia kobiety wiano w wysokości od 30 do 40 szekli, jednak wyższy status społeczny czy uroda dziewczyny mogły podnosić tę kwotę14. Było to zabezpieczenie jej bytu i mogło zostać jej zwrócone na wypadek śmierci męża, oddalenia lub rozwodu15.

Dlaczego jednak Jakub zaproponował tak wysoką cenę? Oczywiście, przez miesiąc mógł się dowiedzieć, jakiego wiana oczekiwał Laban, ale mógł też od razu zaproponować coś, co przebije wszelkie inne potencjalne oferty. Nie liczył nawet na to, że jako syn jego siostry będzie miał taryfę ulgową i będzie mógł zaproponować mniej niż inni. Może bał się, że jeśli zaproponuje za mało Laban zerwie od razu negocjacje i, wykląwszy od nierobów, wygna siostrzeńca, albo będzie podbijał stawkę.

Może jednak rzeczywiście był to zachwyt nad urodą Racheli – Jakub wskazał liczbę symboliczną, siedem lat, czyli liczbę pełni i chodziło o wyrażenie w wianie idealnej wartości i piękna oblubienicy. Przy czym wskazał tę oblubienicę precyzyjnie. Racheli mogło być wiele, córki Labana były dwie. Młodsza była więc tylko jedna. Trudno tu o większe zawężenie interpretacji. A jak zgodnie uznają komentatorzy – Jakub wiedział, że musi tak przedstawić sprawę, by nie dostać innej Racheli albo innej córki.

Laban odpowiada, że Jakub jest najlepszym z kandydatów, jednak rodzi się pytanie: czy gdyby nie zaproponowane wiano reakcja byłaby taka sama? Czy samo pochodzenie z jednej rodziny zapewniłoby takie same względy przyszłego teścia? Czy może uznał, że nikt inny nie bezie tak naiwny, by zaproponować taką cenę. Ponadto już teraz, wiedząc choćby o tym, że Jakub jest zakochany w Racheli Laban mógł knuć plan, który wkrótce wcielił w życie. Im wyższą cenę podał teraz oblubieniec, tym więcej można było dostać za kolejną wydaną za niego córkę.

I tak służył Jakub za Rachelę przez siedem lat, a wydały mu się one jak dni kilka, bo bardzo miłował Rachelę.
Rdz 29,20

Trzeba przyznać, że nie było to chwilowe zakochanie, ale mocne uczucie, zapewne podsycane przez codzienny kontakt i odliczanie. Nawet biorąc pod uwagę wydłużone życie patriarchów siedem lat to szmat czasu. Pamiętajmy, że to był czas ciężkiej pracy, z której Jakub nie miał nic – poza prawem do ślubu z Rachelą. Zapewne, aby pracownik nie umarł z głodu czy zimna, Laban zapewniałby wikt i opierunek nawet zwykłemu najemnikowi, a tu jeszcze był to jego siostrzeniec. Raczej więc Jakub ani nie przymierał głodem, ani nie chodził w łachmanach. W tym przypadku rzeczywiście te lata mogły mu upłynąć dość szybko.

Wreszcie rzekł Jakub do Labana: «Ponieważ czas już upłynął, daj mi córkę twą za żonę, abym się z nią połączył». Wtedy Laban, zaprosiwszy wszystkich mieszkańców tej miejscowości, wyprawił ucztę. A gdy był wieczór, Laban wziął córkę swą Leę i wprowadził ją do Jakuba, i ten zbliżył się do niej.
Rdz 29, 21-23

Wreszcie mija siedem lat i Jakub upomina się u Labana o wynagrodzenie. Najwyraźniej ten nie kwapił się z podliczeniem pracy siostrzeńca, zapewne licząc, że w tym uniesieniu przepracuje on choćby kilka dni więcej. W samym upomnieniu jest ciekawa kwestia.

Popatrzmy na oryginał hebrajski:

הָבָה אֶת־אִשְׁתִי כִּי מָלְאוּ יָמָי וְאָבוֹאָה אֵלֶיהָ

hāḇāh ᾽ēṯ-᾽išṯȋ kȋ mālᵉ᾽ȗ jāmāj wᵉ᾽āḇȏ᾽āh ᾽ēlêhā

hawa et-iszti ki maleu we-awoa elejcha

„Daj [mi] [tę] żonę moją, gdyż wypełniły się dni moje, bym wszedł do niej”.

Czyli traktował już Rachelę jak swoją żonę i teraz chodziło tylko o dopełnienie małżeństwa, przypieczętowanie kontraktu poprzez wypłatę wynagrodzenia – czyli wspólne zamieszkanie i oczywiście rozpoczęcie pożycia małżeńskiego poprzez wejście oblubieńca do namiotu oblubienicy. Rachela czekała i nie można było jej wydać za mąż ani nawet zaręczyć. Nie pada tu w oryginale imię wybranki ani wskazanie, że ma to być córka Labana. Powinien on dobrze wiedzieć, jaka była cena służby Jakuba i kogo miał ten na myśli, gdy mówił „żonę moją”.

Znowu znika nam coś w tłumaczeniu: ci „mieszkańcy” to אַנְשֵׁי, ᾽anšê, anszej, czyli „mężowie, mężczyźni”. Zgromadzenie i towarzysząca mu uczta (מִשְׁתֶּה, mišteh, miszte – od czasownika שָׁתָה, šaṯah, szata, czyli „pić”16) było wymagane, gdyż małżeństwo było finalizacją kontraktu, a także wydarzeniem publicznym. Możliwe, że wspomnienie tylko mężczyzn oznaczało wezwanie głów rodzin lub męską część celebracji. Uczta jednak na pewno wiązała się z dużą ilością alkoholu, zgodnie z etymologią, a samo zawarcie małżeństwa – ze stresem, czym większość komentatorów tłumaczy to, co stało się potem.

Wieczorem Laban realizuje swój plan. Wprowadził do namiotu Leę, zapewne korzystając tego, że była ona szczelnie okryta szatą weselną. Do pewnego momentu mogło to działać, ale tu młodzi działają na poziomie, na którym ciężko nie rozpoznać głosu czy figury. A do tego dochodzą oczy Lei.

Ważnym czynnikiem jest tu zaciemnianie namiotu nowożeńców, mające być zwyczajem właśnie wyróżniającym Synów Wschodu – sąsiadów Labana, a także Medów i Persów, mającym służyć zachowaniu skromności17. W sumie, to logiczne. Nie chodziło tylko o to, by ktoś nie podejrzewał młodych o grzech (wszak wszyscy wiedzieli, co miało się tam wydarzyć i niekoniecznie miało to być widowiskowe), ale i także, by oni za bardzo nie dali się ponieść, gdy wokół ich namiotu zgromadziła się cała rodzina, znajomi i sąsiedzi. I nie było w okolicy ścian ze zwykłej choćby cegły, czy nawet podwójnej warstwy solidnego płótna. A i młodym mogło to być na rękę, minimalizując stres.

Cel Labana jest tu prosty – gdyby nie wystarczyło spić i zmęczyć przyszłego zięcia, ciemność stanowiła dodatkowe zabezpieczenie, by sprawa się nie wydała. Tylko pytanie, co z Rachelą? Czy nie mogła zainterweniować, ostrzec Jakuba, albo publicznie wyrzucić ojcu oszustwo – zwłaszcza, że najwyraźniej kochała przyszłego męża. Czy może nie wiedziała, może Laban poinformował ją już po fakcie, gdy ? A może była wtajemniczona i akceptowała podstęp – na przykład: dla dobra siostry? Co więcej, czy Jakub nie wiedział, że będzie musiał zważać na podstępnego wuja? Co myślała o tym Lea?

W przypadku Racheli mamy dwie zasadnicze opcje. Po pierwsze, może o niczym nie wiedziała, po wydaniu się spisku była równie nieprzyjemnie zaskoczona, co Jakub. Z drugiej strony, mogła kochać Leę i chcieć oszczędzić jej wstydu, jakim było staropanieństwo. Lub mogła być realistką i wiedzieć, że Jakub nie miał w tym momencie żadnego majątku, w Beer-Szebie czekał na niego wściekły brat, więc i tak byliby na łasce Labana.

Tradycja dość chętnie rozpisuje się o tym, że i Rachela i Jakub spodziewali się czegoś podstępnego ze strony ojca dziewczyny, więc umówili system znaków, po których mieli się rozpoznawać w komnacie małżeńskiej: kobieta miała pociągnąć kolejno za wielki palec prawej nogi, prawy kciuk i małżowinę prawego ucha partnera. W trosce o honor siostry, która miała zostać wszak ośmieszona przed wszystkimi weselnikami, gdyby Jakub odkrył podstęp i wyciągnął niedoszłą oblubienicę przed namiot, Rachela jednak wyjawiła te znaki Lei18.

Dał też Laban tej córce swej niewolnicę Zilpę19.
Rdz 29,24

Po raz kolejny (po opowieści o Hagar) pojawia się tu instytucja służącej czy też niewoilnicy, podległej kobiecie, jako jej przedłużenie niejako i którą mogła rozporządzać ona niezależnie od męża, czyli שִׁפְחָה, šiṗḥāh, szifcha. Po raz kolejny jest to bardzo ważna postać, jednak tym razem nie zrodzi ona po prostu drugorzędnego syna, jak było z Izmaelem, ale dwóch patriarchów, Gada i Asera, czym dorównała samej Racheli, która też urodziła tylko dwóch synów.

Laban zadbał o swoją córkę, dając jej pomoc, jakiej nie miał Jakub, który nie miał najwyraźniej żadnego własnego sługi. Dawało to jej ekonomiczną przewagę nad własnym mężem. Zresztą potem zobaczymy, że ten nie miał za wiele do powiedzenia w wielu kwestiach, w tym łóżkowych.

Rano Jakub zobaczył, że ma przed sobą Leę. Rzekł więc do Labana: «Cóż mi uczyniłeś? Czyż nie za Rachelę ci służyłem? Czemu mnie oszukałeś?» Laban odpowiedział: «Nie ma tu u nas zwyczaju wydawania za mąż [córki] młodszej przed starszą».
Rdz 29, 25-26

Hebrajski oryginał jest znacznie prostszy, wręcz zabawny. וַיְהִי בַבּׂקֶר וְהִנֵּה־הִוא לֵאָה, wajhȋ ḇabbōqer wᵉ-hinnēh hȋ Lē᾽āh, wajhi wabboqer wa-hinne Lea.„I nadszedł ranek, a oto – to była Lea!”

Nie przejmując się reakcją Lei, Jakub biegnie do jej ojca i wyrzuca mu niedotrzymanie umowy. Przypomina warunek, precyzyjny wszak – poślubienie Racheli. „Oszukałeś mnie” po hebrajsku wyrażone jest czasownikiem רִמִּיתָנִי, rimmȋṯānȋ, rimmitani, biorącym się od słowa רָמַה, rāmah, rama czyli „strzelać z łuku, rzucić”, ale w formie intensywnej (piel) także „oszukać”. Coś jak strzał w plecy. Uniknął strzał Ezawa, by paść od własnej broni – podstępu.

Laban odpowiada tak, jakby nie czuł się w obowiązku przepraszać. Po prostu informuje, że nie robi się u nich tak, że młodsza córka wychodzi za mąż przed starszą. I nie chodzi tu o rodzinę Abrahama, a o to, że tak się nie robi w tym miejscu (בִּמְקוֹמֵנוּ, bimqōmēnȗ, bimqomenu), czyli w kraju, gdzie mieszkał.

Może jednak była to forma wybiegu, próba obrony przed atakiem. On też musiał się poddać lokalnemu zwyczajowi. Mogło być to wyśmianie Jakuba, który mieszkał siedem lat w Haranie, musiał więc poznać tradycje tego ludu. Powinien zauważyć, że Laban jest im wierny i dziwić się, czemu wydaje Rachelę za mąż przed Leą.

Nie jest to dziwna tradycja. Wiele ludów, aż po dziś, preferuje kolejność wydawania córek od najstarszej do najmłodszej z przyczyn ekonomicznych. Kobieta była na utrzymaniu ojca aż do zamążpójścia, a im dłużej nie znajdował się kandydat na męża, tym gorzej nie tylko dla niej, ale też dla młodszych sióstr, które mogły być oceniane przez pryzmat tego, „na co wyrosną”, gdyż starsza siostra mogła oddawać cechy genetyczne, ale też i wychowanie stosowane w rodzinie.

W przypadku choroby i w starszym wieku, gdy nie mogła już pracować, jedna stara panna była obciążeniem, a ich grupka byłaby wielce kosztowna20. Gdy Jakub – którego zapewne Laban opisywał sąsiadom jako wspaniałego, idealnego zięcia, pobłogosławionego przez Boga21 – wziął za żonę Leę (mimo jej braku uroku), tym bardziej wzrosła wartość Racheli jako potencjalnej partnerki. Ojciec pozbył się problemu starszej, chorej lub nieatrakcyjnej córki i jednocześnie wiedział, że jego bratanek zrobi wszystko, by jednak ożenić się z ukochaną.

Nieco szerzej, bo jako nakazaną całej ludzkości, zasadę wydawania córek według wieku, od najstarszej poczynając, traktuje Księga Jubileuszów, wkładająca w usta Laban nie tylko twierdzenie, że to zasada zapisana na „niebieskich tablicach” i że sam Jakub powinien przekazać „dzieciom Izraela”22 tę zasadę, gdyż postępowanie inaczej byłoby „wielkim złem”23. I ciężko tu powiedzieć, czy jest to akcent nadany przez hołdującego tej dziwnej zasadzie autora apokryfów czy może chęć usprawiedliwienia Jakuba i Labana – pierwszego, gdyż zostawszy oszukanym nie popełnił grzechu, drugi, gdyż postępował według świętych praw, jakich powinien przestrzegać także Izrael.

«Bądź przez tydzień z tą, a potem damy ci drugą, za którą jednak będziesz u mnie służył jeszcze siedem następnych lat». Jakub przystał na to i był przez tydzień z tą. Potem Laban dał mu córkę swą, Rachelę, za żonę. Racheli dał Laban również niewolnicę Bilhę, aby jej usługiwała. Jakub więc zbliżył się do Racheli i kochał ją bardziej niż Leę. I pozostał na służbie u Labana przez siedem następnych lat.
Rdz 29, 27-30

Ciężko uwierzyć, że nie była to wcześniej przemyślana oferta. Gdyby Jakub się zgodził, miałby darmową siłę roboczą na kolejne siedem lat. Gdyby odmówił – bratanek był bez grosza, sługi czy choćby poparcia w okolicznych mieszkańcach, których zwyczaje podobno złamał24. Nie mógł porwać Racheli siłą, a przynajmniej nie bez zbytniego ryzyka. Najlepszym dla niego rozwiązaniem było kolejne przepłacenie. Już i tak Laban dał mu rabat. Siedem lat służył za niechcianą kobietę, targowanie się i przytaczanie argumentów tylko przedłużałoby czas służby za ukochaną.

Siedem dni to standardowy czas trwania nie tyle uroczystości weselnych, co czas dla samych młodych, w czasie którego nie musieli pracować, co sprzyjało szybkiemu pojawieniu się potomstwa25. Po tym czasie odbyło się kolejne zaślubiny, choć już bez udziału gości – a przynajmniej nie wspomniano, by Laban kogokolwiek zapraszał. Rachela też dostała podręczną służkę – Bilchę (בִּלְהָה, Bilhāh, Bilha od בָּלַהּ, bālah, balah, być przerażonym, zakłopotanym). Więc i kolejna żona miała o dwie ręce do pracy więcej niż Jakub.

Ten jednak i tak zachował dawne uczucia i choć kochał jakoś Leę, to jednak dla Racheli pozostał przy Labanie kolejne siedem lat. Razem to daje już czternaście lat, jeden miesiąc i jeden tydzień. A to tylko zapłata za żony. Z którymi Jakub nie miał spokoju, oj nie miał.

Komentarz do Księgi Rodzaju. Spis treści

1Por. R.E. Brown i in. (red.), Katolicki komentarz biblijny, Warszawa 2021, s. 50.

2Por. P. Briks, Podręczny słownik hebrajsko-polski i aramejsko-polski Starego Testamentu, Vocatio 1999.

3Por. J.H. Walton, V.H. Matthews, M.W. Chavalas, Komentarz historyczno-kulturowy do Starego Testamentu. Księgi Protokanoniczne…, s. 45.

4Por. R. Graves, R. Patai, Mity hebrajskie. Księga rodzaju…, s. 210.

5Por. Ibid., s. s. 210.

6Por. M.J. bin Gorion, Żydowskie legendy biblijne. Część 1., s. 237.

7J.H. Walton, V.H. Matthews, M.W. Chavalas, Komentarz historyczno-kulturowy do Starego Testamentu. Księgi Protokanoniczne…, s. 45.

8Por. R.E. Brown i in. (red.), Katolicki komentarz biblijny…, s. 45.

9Por. M.J. bin Gorion, Żydowskie legendy biblijne. Część 1., s. 238. To zresztą dość typowe dla narracji żydowskiej i nie tylko, by demonizować postaci które zaledwie schodzą na drugi plan lub choćby chwilowo były wrogie wybrańcom.

10Por. R. Graves, R. Patai, Mity hebrajskie. Księga rodzaju…, s. 211.

11Por. Ibid., s. 215.

12Por. Józef Flawiusz, Dawne dzieje Izraela, tłum. Z. Kubiak i J. Radożycki, Poznań-Warszawa-Lublin 1979 I, XIX, 6.

13Apokryfy Starego Testamentu, s. 310.

14Por. J.H. Walton, V.H. Matthews, M.W. Chavalas, Komentarz historyczno-kulturowy do Starego Testamentu. Księgi Protokanoniczne…, s. 51.

15Por. Ibid., s. 45.

16Nic dziwnego, że w Kanie Galilejskiej problemem był brak wina, a nie pieczywa.

17Por. R. Graves, R. Patai, Mity hebrajskie. Księga rodzaju…, s. 214. Jako czyn typowy dla nieskromności wskazany jest czyn Absaloma, wchodzącego do namiotów żon Dawida, wystawionych na widok publicznych. Dla jasności – Absalom był synem Dawida i zapewne Batszeby. Zbuntował się przeciw ojcu, mając solidną podstawę moralną i poparcie ludu, a po zajęciu Jerozolimy dokonał aktu przejęcia „domu Dawida” w tej formie, że „Rozpięto więc Absalomowi namiot na tarasie. Absalom wszedł (וַיָּבׂא, wayyāḇō᾽, ­waj-jawo) do nałożnic swego ojca na oczach całego Izraela” (2 Sm 16,22).

18Por Ibid., s. 212.

19זִלְפָּה, Zilpāh, Zilpa.

20Por. J.H. Walton, V.H. Matthews, M.W. Chavalas, Komentarz historyczno-kulturowy do Starego Testamentu. Księgi Protokanoniczne…, s. 47.

21Nawet jeśli nie wierzyli, że JHWH to jedyny realny Bóg, to jednak wsparcie jakiegokolwiek bóstwa było mile widziane.

22Choć na tym etapie to imię nie zostało ani razu użyte w Biblii! Widać więc tu jasny anachronizm opowieści apokryficznej.

23„|Laban rzekł do Jakuba: „Nie ma w zwyczaju naszego kraju wydawać za mąż córki młodszej przed starszą. Byłoby to niezgodne z prawem, ponieważ tak jest postanowione i napisane na niebieskich tablicach, iż nikt ie powinien wydawać za mąż młodszej córki przed starszą. Najpierw należy wydać za mąż starszą córkę, a następnie młodszą. A będzie to policzone za grzech w niebie temu, kto tak postępuje. Kto tak czyni nie będzie uznany za sprawiedliwego, gdyż ten czyn jest złym przed Panem. Nakaż dzieciom Izraela, aby tego nie czynili. Niech nikt nie bierze lub nie wydaje za mąż młodszej kobiety przed starszą, która powinna być wydana wcześniej, byłoby towielkim złem”, Jub 28,6-7, [w:] Apokryfy Starego Testamentu, s. 311.

24Pamiętajmy, że w narracji biblijnej to twierdzenie, że lokalni mieszkańcy wydają za mąż zawsze starszą córkę przed młodszą pochodzi tylko i wyłącznie od Labana.

25Por. J.H. Walton, V.H. Matthews, M.W. Chavalas, Komentarz historyczno-kulturowy do Starego Testamentu. Księgi Protokanoniczne…, s. 46.

Proca, młot na olbrzymów.

Czy zastanawialiście się kiedyś, czym Dawid zabił Goliata? I czy był to cud, znak od Boga?

Zacznijmy od kontekstu. Mamy siedemnasty rozdział Pierwszej Księgi Samuela. W piętnastym Saul za oszczędzenie Agaga, króla Amalekitów zostaje odrzucony jako król, w szesnastym na przyszłego króla zostaje namaszczony Dawid, który też zostaje ściągnięty na dwór Saula, by uśmierzyć jego bóle głowy.

Rozdział siedemnasty wita nas obrazem inwazji ze strony Filistynów, którzy rozbijają obóz między Soko i Azeka. Saul ze swoim wojskiem, wśród którego są też najstarsi bracia Dawida, wychodzi im naprzeciw, podczas gdy sam Dawid zapewne na początku tej historii jest przy stadach swego ojca, gdyż nie przebywał przy królu cały czas.

W tym czasie gdy obie strony obozują, przygotowując się do bitwy, wychodzi z obozu filistyńskiego słynny Goliat z Gat. Jego funkcja jest określona jako bejnim, i pojawia się tylko w jego określeniu. Może wywodzić się od słowa bejn, czyli „przestrzeni pomiędzy” i może oznaczać harcownika, lekkozbrojnego stosującego taktykę zaczepną, co tu nie pasuje, ale też czempiona, wybranego, wyróżniającego się wojownika, który występuje niejako w czyimś imieniu.

No, a co jak co, jak naprzeciwko ciebie wychodzi taki Goliat ktoś w czymś imieniu występuje musi być potężny. Facet miał prawie trzy metry wzrostu, bo tyle daje sześć łokci i jedna piędź!

W niektórych rękopisach i w historii Józefa Flawiusza Goliat miał tylko cztery łokcie i jedną piędź, więc tylko dwa metry siedem centymetrów. Co z tego?

Porównajcie sobie choćby ten wzrost z wzrostem typowego Izraelity, który mógł mieć sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu. Owszem, mógł iść do walki najwyższy z Izraelitów, król Saul, obecny wszak na miejscu i przewyższający lud o głowę… Miał więc całe metr osiemdziesiąt. Ale po pierwsze, już teraz wiemy, że jako król ma on ustąpić miejsca Dawidowi; po drugie… To mogły by być były trzy metry!!! po trzecie – król nie jest od bicia wielkich osiłków!

Czy te trzy metry są możliwe? Robert Wadlow, zmarły w 1940 r. w wieku zaledwie dwudziestu dwóch lat miał dwa metry siedemdziesiąt dwa centymetry wzrostu.

Mamy potwierdzenie, że choć Filistyni byli nieco wyżsi niż Izraelici, to tradycja umieszcza w tym kontekście kilku solidnie wyróżniających się wzrostem nieobrzezańców. Goliat nadal był wyjątkiem, jednym z niewielu olbrzymów filistyńskich. Jednak, co ważne: co najmniej czterej z nich pochodzili od osoby zwanej Rafa z Gat (brat Goliata, Lachmi też był olbrzymem), co może się wiązać z tym, że zwiadowcy wysłani do Kanaanu za czasów Mojżesza opisywali Refaim, czyli olbrzymów, zamieszkujących te ziemie.

Możliwe, że była to jakaś dziedziczna wada genetyczna, skoro wspomniany jest też mąż olbrzymiego wzrostu, który miał łącznie dwadzieścia cztery palce, po sześć u każdej kończyny. Jakby się kto pytał, w Biblii pozostaje on bezimienny, ale jest nazywany tradycyjnie „Hexadactylosem”, czyli „Sześciopalcym”. Ale o olbrzymach w Biblii warto zrobić osobny materiał.

Jak wyglądałaby walka? Zapewne najpierw obaj bejnim użyliby włóczni, gdyż to zawsze była broń pierwszego wyboru w starożytności, podczas gdy miecz spoczywał w pochwie. Sam zasięg rąk osoby dotkniętej gigantyzmem dawał jej przewagę nad każdym przeciwnikiem, stąd zapewne tarcza była niesiona przez giermka. Gdyby wróg umknął przed najgroźniejszym elementem włóczni, czyli grotem, w drugiej ręce Goliat miał broń do walki w bliższym starciu, zakrzywiony nóż.

Dlatego też wynik walki był dla wszystkich oczywisty. Goliat nadziałby przeciwnika na drzewce nim jedna rysa pojawiłaby się na jego pancerzu.

Nic dziwnego, że nikt nie kwapił się do pojedynku, mimo dość kuszącej propozycji rozwiązania sporu w jednej walce – jeśli wygra człowiek Saula, Filistyni będą sługami Izraelitów a jeśli wygra Goliat, będzie na odwrót. Goliat miał jednak na celu upokorzyć Izraelitów i złamać ich morale.

W tym czasie Jesse wysyła Dawida do braci z zapasami żywności i drobnym zaopatrzeniem dla dowódcy, by się o nich troszczył i przekazał Dawidowi ich żołd. Dawid dociera w momencie, gdy wojsko kolejny raz szykuje się do bitwy. Zaciekawiony zostawia wszystko strażnikowi taboru, może by odebrać potem i leci do braci. Jest małolatem, a zaraz ma się odbyć bitwa!

Ale bitwy nie ma, bo występuje Goliat, wygłasza swoją codzienną przemowę i lud izraelski truchleje. W tym czasie ktoś, może swoisty herold królewski, ogłasza, że kto pokona Goliata zostanie obsypany bogactwami, dostanie za żonę córkę króla, a jego rodzina zostanie zwolniona z podatków. Biedny Szewczyk Dratewka i inni herosi! Ci poza królewną dostawali jedynie urząd, a tu kasa i wolność od fiscusa!

Widzi to Dawid i wybucha oburzeniem, gotów rzucić się na draba z goły… A nie. Pyta „Co uczynią takiemu, który pokona tego Filistyna i odejmie hańbę od Izraela? Kto to jest ten nieobrzezany Filistyn, który urąga wojsku Boga żywego?” Jakby nie dosłyszał, może chciał potwierdzić, że to nie plotka. Ale pyta, ile dostanie i za kogo.

Ciekawskiego chłopaka wyłapuje Eliab, który miał walczyć i zarzuca mu zwykła ciekawość, że chciał pooglądać jak inni walczą, a stada są porzucone. Ale przecież Eliab musiał wiedzieć, że jak trzeba było to zostawiało się stada sługom, a także, że zapewne chodziło o uzupełnienie zapasów i… odebranie żołdu. Więc albo Eliab wyżywał się na młodszym bracie za upokorzenia, jakich doznawał razem z całym wojskiem, albo nie chciał rozstawać się z żołdem. Ale prażone ziarna i serka by sobie zjadł.

Dawid wzrusza ramionami i idzie pytać dalej. Z jakiegoś powodu trafia do Saula, może interpretowano jego pytania jako zgodę na podjęcie wyzwania, co też Dawid podtrzymuje przed obliczem króla, którego wszak znał.

I następuje bardzo ważna wymiana zdań. Królestwu zagraża potwór, olbrzym, któremu może w przybliżeniu równać się jedynie król. Król jednak nie podejmuje wyzwania i nie broni swego ludu. Pojawia się młody pasterz i obiecuje zgładzić bestię. Król nie wierzy, bo ma przed sobą na’ar, młodzieńca, który chce walczyć z kimś, kto jest „mężem wojny minneuraw, od swojej młodości”, od kiedy sam był młodzieńcem. Nie dość, że dochodziła różnica siły i wielkości, to jeszcze doświadczenia.

Na co Dawid dowodzi, że wie, jak walczyć z silniejszymi od siebie, groźniejszymi przeciwnikami – niedźwiedziami i lwami, które zagrażają jego stadom. Wyrywał im ofiarę, a jeśli się to drapieżnikowi nie podobało, chwytał go za szczękę i okładał do śmierci. Skoro zabijał niedźwiedzie i lwy i pomagał mu w tym Bóg, to Goliat po prostu podzieli ich los.

I jest to może niecelowy, ale czytelny atak na Saula. Dawid, pasterz i syn pasterza wie, że z pomocą boską pokona bezbożnego Filistyna, to czemu nie zrobi tego Saul, syn Kisza, dzielnego wojownika? Pamiętajmy, rozmawiają ze sobą nowo namaszczony i odrzucony król.

Może ta uwaga sprawiła, że Saul uznał, że da Dawidowi szansę. Może się zawstydził, a może… chciał się go pozbyć. Zresztą, gdyby Goliat zabił jakiegoś szczeniaka, nie zdobyłby wielkiej chwały.

Dawid przymierza zbroję Saula, więc może jest podobnego wzrostu, co on. Albo król rzeczywiście chce go zabić wystawiając go w niepraktycznej zbroi. Dawid uznaje, że nie nie potrafi w tym chodzić, więc bierze tylko kij, pięć gładkich kamieni z rzeki, procę i poszedł na Goliata, który zapewne dalej stał z giermkiem na przedpolu, czekając na rywala.

Ale zatrzymajmy się na procy…

Otóż postanowiłem trochę o tym poopowiadać, gdyż młody pasterz użył bardzo niedocenianej przez współczesnych broni, czyli procy. Ale najpierw kontekst. Nie była to oczywiście proca Dennisa Rozrabiaki, kawałek gumy na rozwidlonym patyku, ale solidny sprzęt, narzędzie, które mogło służyć do polowania, ochrony przed dzikimi zwierzętami, ale też walki z innymi ludźmi.

Sławą w starożytności okryli się procarze z Balearów, którzy służyli jako najemnicy. Jednak w powszechnym mniemaniu rozwój broni miotającej lub miotanej to kamienie, kamienie na kijach, czyli oszczepy, a potem łuk i dalej kusza lub od razu broń palna.

Proca jest bardzo prosta w konstrukcji, gdyż składa się po prawdzie ze sznura, tkaniny lub rzemienia, na którym umieszczano kieszonkę na pocisk, a na jednym z końców pętelkę, zakładaną na palec serdeczny, zapobiegającą wyślizgnięciu się broni. Do kieszonki wkłada się pocisk – mógł to być kamień, ale też pocisk metalowy, na przykład ołowiany.

Procę rozkręca się, trzymając za oba końce, po czym po osiągnięciu odpowiedniej prędkości i namierzeniu celu, puszcza jeden koniec a pocisk mknie niesiony siłą odśrodkową. Były też proce krótsze, pozwalające „wypalić” szybko i potężnie, ale po płaskim torze.

Czy była to dobra broń? Oczywiście. Kamień o wadze 80 gramów wypuszczony z procy osiąga początkowy pęd bliski pociskom Parabellum dziewięć na dziewiętnaście milimetrów ze współczesnej broni palnej. Co więcej, na stronach National Geographic znajdziemy porównanie siły pocisku z procy do Magnum .44. Doświadczony procarz mógł trafić cel mniejszy od człowieka z odległości ponad stu metrów.

Fakt, nawet dostosowany do zasad aerodynamiki pocisk w kształcie migdału, szybciej wytraca pęd niż pistoletowy, siła przebicia nie jest tak potężna nawet jak choćby strzały z łuku ale pamiętajmy – amunicja leży wszędzie! Może nie zawsze doskonała, ale częściej znajdziecie kamień niż strzałę. Do tego skuteczność jest mniej uzależniona od pogody i wiatru.

Dawid nie szedł na Goliata z zabawką. Do dziś w niektórych regionach pasterze bronią swoich stad za pomocą właśnie proc. Nic dziwnego, że taki sprzęt na wyposażeniu miał właśnie pasterz.

Wracając do pojedynku.

Mamy więc ewidentnie wybitnego przedstawiciela kasty wojskowej swego ludu, swoistą broń psychologiczną, która wychodzi do walki z… małolatem, pastuszkiem. Duma Goliata została urażona. Widział kij w ręku Dawida, broń dobra na psy, podczas gdy sam był świetnie wyposażony i zdawało mu się to kpiną, tym bardziej, że posłali na niego rudego szczyla. Goliat był gotów na pojedynek, który najpewniej by wygrał z każdym z Izraelitów.

Po wymianie uprzejmości typu „utnę ci łeb” czy „zostawię twojego trupa ścierwojadom na pożarcie” i wezwaniu bóstw na pomoc, obaj ruszają na siebie.

Nie przewidział jednak, że Dawid ma procę. Zresztą, mógł jej nie zauważyć, biorąc ją na przykład za przepaskę na czoło lub ramię, bo tak procarze nosili swoją broń. Wystarczyła chwila, by ją odwinąć, wyjąć kamień z torby, zamachnąć się i cisnąć. Gdyby Dawid spudłował, zapewne trochę by minęło nim Goliat wziąłby od giermka tarczę lub nim by go dogonił.

Ale Dawid trafił. Pocisk z niewielkiej odległości wbił się Goliatowi w czoło, więc zapewne trafił pod krawędzią hełmu.

A gdyby trafił w hełm? Goliat miał na łbie wielki, brązowy dzwon, więc sama siła pocisku mogła go ogłuszyć, o skutkach na przykład wgniecenia hełmu nie wspominając. Był to czas na kolejne strzały.

Biblia podaje, że to pocisk zabił Goliata, a późniejsze odcięcie głowy jego własnym, spoczywającym w pochwie mieczem było tylko formalnością, dowodem zwycięstwa i spełnieniem przechwałki Dawida. Mogło być jednak inaczej, że Goliat jeszcze żył, a jedynie był obezwładniony. Ale co jak co – zostanie obezwładnionym na polu bitwy, w zasięgu wroga, który obiecał cię zabić to raczej nie jest sytuacja, z której wychodzi się żywo.

Był to niejako pojedynek kulturowy, pojedynek przedstawiciela ludu pasterskiego z czempionem ludu, który zagrażał mu militarnie i który przewyższał go technologicznie. Dawid pokonał Goliata sprytem, ale też taktyką, do której należało też zrezygnowanie z lepszego pancerza.

I możliwe, że został dopisany później. Otóż w Drugiej Księdze Samuela, gdzie opisani są gigantyczni Filistyni, z którymi walczył Dawid już jako król jest mowa o tym, że Elchanan z Betlejem, syn Ja’re-Oregim zabił Goliata z Gat. Pierwsza Księga Kronik poprawia zwycięzcę na Elchanana, syna Jaira, a pokonanego na Lachmiego, brata Goliata z Gat.

I na koniec jedna ciekawostka. Z jakiegoś powodu giermek-tarczownik Goliata znika.

Podsumowanie roku na blogu. AD 2020.

Podsumowanie roku 2020 na blogu.

Rok 2020 zbliża się ku końcowi, a gdy to pisze zostało do tego nieco ponad doba. I przychodzi czas podsumowań.

I te, mimo tego, jaki był to dla mnie rok, są pozytywne.

Po pierwsze, ruch na blogu wzrósł o ponad 250% w porównaniu z 2019 r. Mam nadzieję, że to odbicie pozwoli potem utrzymać stabilny kurs ku górze. Aby zrozumieć, co ściągnęło ludzi do bloga (poza moim własnym upierdliwym jego promowaniem) muszę zauważyć kilka spraw.

Blog ma dwie formy. Doraźnego komentarza i Komentarza do Księgi Rodzaju. Najpopularniejsze wpisy 2020 r. to właśnie komentarz – wszystkie z pierwszej dziesiątki. Owszem, wejść na stronę główną bloga było wiele, bo 1201, ale gdy brać pod uwagę identyfikowane strony to właśnie „RdzKom”, zwłaszcza jego pierwsze rozdziały przykuwają największą uwagę.

Jakie są cztery najpopularniejsze?
1) Grzech pierworodny

https://rafalgrowiec.wordpress.com/2018/09/26/ksiega-rodzaju-cz-10-grzech-pierworodny-rdz-3/

To mnie nie dziwi, bo wokół tematu atencja jest tak wielka, że już stworzyła chyba swoistą kulturalną czarną dziurę, która wszystko pochłania i do którejciąży wszystko, co do niej się zbliżyło.

2) Ogród w Eden

https://rafalgrowiec.wordpress.com/2018/09/07/ksiega-rodzaju-cz-8-ogrod-w-eden/

Wizja idealnego stanu pierwotnego kusi i sprawia, że o niej myślimy. Mam nadzieje, że nikt nie ma zamiaru odtwarzać herezji adamitów, ale takie są trendy: „świat był lepszy kiedyś, bez technologii, bez społeczeństwa, bez zorganizowanej religii”.

3) Wieża Babilońska

https://rafalgrowiec.wordpress.com/2019/04/09/komentarz-do-ksiegi-rodzaju-cz-18-wieza-babilonska-rdz-11-1-9/

Popularność tego posta EKS-PLO-DO-WAŁA w maju 2020 r., niemal rok po premierze. Nie wiem, czemu. Blog wtedy zamarł. I zaraz potem zamarła. Jakieś powiązania z materiałem szkolnym?

4) Ziemia Obiecana

https://rafalgrowiec.wordpress.com/2019/07/11/rdzkom20/

Ok, rozumiem, że mógł tu trafić fan Żeromskiego albo bardzo złych grafik… Albo uczniowie wpisujący „Skąd się wzial temim ziemia obiecana u zeromskiego na 5+”…

5) Hagar i Bóg Widzący
https://rafalgrowiec.wordpress.com/2019/10/14/ksiega-rodzaju-cz-24-hagar-i-bog-widzacy-rdz-16/

Moim Skromnym Zdaniem ten post zawdzięcz a popularność wspomnieniu tu serialu „Handmaids Tale”, gdyż Hagar była dla Sary „handmaid”, kobietą podręczną, użyteczną, służką. Ale więcej w poście.

A poza Komentarzem, od którego odbiło się się 90% wydawców, a 10% odbiło się z wahaniem?

Same starocie…

Ale jest i nowość!

Wystartowałem z audioblogiem na youtube. O nazwie Tak Na Marginesie. Jak na razie link nie poraża, ale własny można wykreować, jak się spędzi dość widzów.

Jak na razie królują (3 najpopularniejsze, czyli 50% najpopularniejszych wpisów):

1) O wolnym wyborze, czyli o herezji
https://youtu.be/tyXB9wBAHSY

2) Chamy, siksy i chała. Czyli hebrajskie słowa w powszechnym użyciu Polaków
https://youtu.be/HZ_I5FN6H9I

3) Czym świnia zawiniła Panu Bogu? O tabu żywieniowym w judaizmie i nie tylko

Cóż… Tak to wygląda? A cyz i jak będzie wyglądać za rok, zdecydujecie sami… No, nie sami, bo jak wasze propozycję mi się nie spodobają rezerwuję sobie prawo do reakcji od „A-ha” do ataku konwulsyjnego śmiechu.

Jutubowy Materiał Namber Tu! Co to są apokryfy?!

https://youtu.be/86ZzSqxOm44

Co to są apokryfy? Są to twory religijne, które nie weszły do kanonu Pisma Świętego. Żeby zrozumieć, skąd się one wzięły, musimy pamiętać, że Biblia nie spłynęła na obłokach, wśród śpiewu aniołów. Duch Święty nie siadł na ramieniu Jeremiasza i nie wtrącał: „Ty, ale tu masz błąd ortograficzny, a te jod to w ogóle wygląda jak nie wiadomo co”. Natchnienie jest nieco bardziej skomplikowaną sprawą.

Biblia jest zbiorem wielu ksiąg i kształtowała się przez wieki, rozrastając się. Gdy powstawały księgi późne, takie jak Księga Mądrości nie miały one od razu rangi świętych. Nawet mogła się nie wydawać nazbyt święta, bo był to raczej zbiorek przysłów z różnych krajów. Ale już była Tora, powszechnie uznana za świętą. Możliwe, że Księgę Izajasza tworzyły trzy pokolenia, czy też trzech autorów, ale to nie odbiera natchnienia tym najstarszym dziełom. Dopiero po pewnym czasie ukształtował się kanon, czyli ostateczny spis tych ksiąg, które są Biblią.

Mamy wzmiankowane i cytowane w Biblii księgi, które dotyczyły spraw Izraela, ale zaginęły. Tak jest z poetycką Księgą Wojen Pańskich, opisującą podbój Kanaanu. Cytuje ją np. Księga Liczb, ale oryginał zaginął. Może kiedyś ją znajdziemy. Czy są to apokryfy?

Może zacznijmy od samego słowa „apokryf”, co jest kalką z greckiego ἀπόκρυφος, apokryfos i oznacza ukryty, tajemny, a więc taka jest główna cecha wspólna tych ksiąg. Z jednej strony wykazuje ona, że dana księga ma nam odsłonić coś nieznanego, nieprzeznaczonego do szerszego odbiorcy lub coś mu nieznanego, a z drugiej – że ta księga jest w jakiś sposób ukrywana, zatajana, ze względu na treści w niej zawarte.

Tych źródeł było mnóstwo tak dotyczących Starego Testamentu jak i Nowego. Ludzie potrafili w starożytności pisać i to wykorzystywali. Pisali mnóstwo. Jednym z elementów powstawania Pisma była redakcja, czyli wybór tekstów i mich wklejenie do danej księgi. Wiele wspólnot miało własne teksty liturgiczne, dostosowane do ich potrzeb, ale też konkretnej wrażliwości. Inne pieśni znajdziemy także dziś w książeczce do nabożeństw, a inne w śpiewniku oazowym. A i w jednych i w drugich nie znajdziemy takich tekstów jak w w qumrańskim Zwoju Wojennym, czyli „Wojnie synów światłości z synami ciemności”.

Ludzie zainteresowani sprawami swojej religii dawali temu wyraz choćby pisząc psalmy. Ponadto… teksty religijne dobrze się sprzedawały. Ludzie kupowali je często dla wspólnoty, albo do własnej biblioteczki. Pamiętajmy, że dla wielu bogaczy wiara była (i jest) elementem zadawania szyku. Ten postawił tu kaplicę, a ten ufundował grobowiec dla męczenników, a jeszcze inny ma wszystkie Księgi Pisma… W tym takie, jakich nie ma nikt inny! A kupił je starego mnicha, który zapewniał, że są tak święte i starożytne jak nic innego. Tylko trzeba z nimi ostrożnie postępować, bo atrament jeszcze nie wysechł do porządku… hej, ludzie nie przestają być naiwni po pierwszym zarobionym milionie!

Apokryfami najczęściej nazywa się twory starożytne, jednak nie oznacza to, że księgi mające być rzekomo Biblią powstawały tylko wtedy. Mamy apokryfy średniowieczne, czy nawet renesansowe i współczesne. Bardzo często są to falsyfikaty, udające starsze twory, najczęściej przez proste odwołanie się do tradycji. Co więcej, księga uznana przez jedną wspólnotę może być dla drugiej niekanoniczna. Tak jest na przykład z księgami deuterokanonicznymi, czyli odrzuconymi przez wspólnotę żydowską podczas krystalizowania się jej rabinicznego etapu. Nie znajdziemy w Biblii wydanej przez protestantów Ksiąg Machabejskich, których dwie mamy w kanonie katolickim, a w nim znowu nie znajdziemy Trzeciej Machabejskiej, która uznaje Cerkiew prawosławna a i ona nie uznaje kanoniczności czwartej Księgi Machabejskiej.

Dlaczego powstawały apokryfy? Biblia nie jest nagraniem z kamery przemysłowej, czy szpiegowskiego drona, która śledziła dzieje jej bohaterów w każdej chwili życia. Raczej wskazywane są konkretne momenty. Znajdujemy wielkie przedziały czasowe nieuwzględnione w Piśmie, jak na przykład życie Abrama przed wyruszeniem do Kanaanu, czy okres między wizytą dwunastoletniego Jezusa w Świątyni, a chrztem w Jordanie (co najmniej piętnaście lat!). Nie powinno nas to dziwić, że niektórzy uważali twory niekanoniczne za bardziej „boskie”. Tekst Pisma Świętego powstał często na podstawie najpierw słownych przekazów, a potem spisanych wersji tychże relacji, ale też oficjalnych dokumentów, na przykład tych nużących dzieł kronikarskich. Przeczytajcie pierwszy rozdział Księgi Liczb pełni religijnego uniesienia… Dobra, po prostu spróbujcie go przeczytać nie ziewając.

Ludzie chcieli to sobie jakoś zapełnić, no bo przecież tacy święci mężowie nie mogli po prostu siedzieć i zbijać bąki. Musiało coś się dziać! Abram walczył z pogaństwem w swojej rodzinie, niszcząc i wyśmiewając bożki, które produkował jego ojciec, Terach, a szalony król Nimrod chciał go uśmiercić! Efektem właśnie takiego zapełniania jest np. Ewangelia Dzieciństwa Tomasza, gdzie mały Jezus był postrachem Nazaretu. Zabijał i wskrzeszał dzieci według uznania, lepił ptaszki z gliny i je ożywiał… No, cuda nie widy. Aż dziw, że gdy potem Chrystus zaszedł do ojczystego miasta, ludzie dziwili się, że tak mądrze mówi.

Drugą sprawa jest fakt, że wiele ważnych momentów wydaje się w Biblii niedorobionych. Na przykład taka śmierć Abrahama. Jest to tekst, który dowodził, że Abraham umarł dobrze, zostawiając wielu potomków i dołączył do przodków, a synowie złożyli jego szczątki przy ukochanej żonie.

„O, nie!”– powiedział jakiś pobożny Żyd – „Taki wielki ojciec narodów i tak po prostu umarł!?” i zaraz napisał swoją wersję. A tam ogniste rydwany, obrazy sądu Bożego nad duszami, rozstępująca się ziemia! Tak powstał „Testament Abrahama”.

Bardzo modne były apokalipsy, czyli objawienia przyszłości, udzielone różnym ważnym postaciom z Pisma Świętego. Ludzie w końcu chcieli albo wiedzieć, co będzie, albo utwierdzić się w przekonaniu, że to co dzieje się wokół nich, a także historia jest elementem Bożego planu, który przecież zdradził już komuś i ten ktoś to spisał i dla nas zachował. Fakt, często te odsłonięcia przyszłych wydarzeń dotyczyły końca świata, ale do włożenia tekstu do przegródki z napisem „apokalipsa” wystarczy choćby opis niewoli egipskiej w Przymierzu Połów z 15. rozdziału Księgi Rodzaju. Ale i tak nazwanie dzieła „Apokalipsą Eliasza” sprawiało, że liczba czytelników strzelała pod sufit.

I mam w domu taką apokryficzną apokalipsę z XX wieku. Nosi nazwę „Proroctwo Królowej Saby” i podtytuł „Od 875 przed Chrystusem aż do wieków późnych” i ma być zapisem rozmowy Salomona z królową Saby, ale tekst pojawił się dopiero w 1921 r. i jest tak zawiły w opisach przyszłości, że można pod to podpiąć wszystko. I tak, są ludzie, którzy powołują się na te fantazje. Powiem wprost – o tym, że posiadam tę pozycję w formie reprintu z 1991 roku przypomniałem sobie, gdy przypadkiem dostrzegłem na allegro inne egzemplarze w cenie osiemdziesięciu złotych i więcej…

Sto złotych za czterdzieści stron. Przejrzyjcie biblioteczki, może jest okazja zarobić. Dlaczego, czy to taka rzadkość, czy po prostu w naszym, pięknym 2020 roku wzrosło zainteresowanie dziwnymi Sybillami?

Poza tym, są postaci w Biblii, które fascynują, wokół których krążą legendy nawet jeśli nie wynikłe z tego, jak święci byli to ludzie, to z tego, jak źli by oni nie byli. Przykładem pierwszego jest Henoch, przodek Noego. Księga Rodzaju powiada: „Żył więc Henoch w przyjaźni z Bogiem, a następnie znikł, bo zabrał go Bóg”.

Jeden wers i taka eksplozja twórczości. Ksiąg Henocha mamy kilka, bo wielu chciało się dowiedzieć, gdzież to się ten Henoch zapodział, jak bardzo święty był i co w tym niebie z bogiem robił. Jedna z wersji mówiła, że został aniołem Metatronem.

Nie inaczej było w czasach nowotestamentalnych, w młodym Kościele. W moim ostatnim filmie wspomniałem o „ewangeliach” gnostyckich, czyli tworach, które ubierały sekciarską ideologię w gatunek literacki opowieści o życiu i czynach Jezusa Chrystusa. Często takie teksty miały poprzeć właśnie heretyckie poglądy, na przykład dowodząc, że Zmartwychwstały nie miał ciała prawdziwego, ale jakieś cudowne. Przecież skoro sekta wierzyła w to, że ciało jest złe, a duch dobry, to BÓG, skoro już dał się zabić, nie wróciłby do ciała.

Oprócz tego była masa twórczości mniej zaangażowanej, albo po prostu grafomańskiej. Niekiedy chrześcijanie tworzyli własne dziełka albo przerabiali istniejące już pozakanoniczne teksty żydowskie, by dowieść, że już pierwsi patriarchowie wiedzieli już dobrze, że Bóg jest w Trójcy jedyny, tylko po prostu o tym nie mówili otwarcie.

W tym natłoku pojawiał się problem: co uznać za natchnione dzieło proroka, a co za grafomanię napisaną na zamówienie? A jeszcze ważniejsze: co jest tekstem groźnym, heretyckim czy pogańskim?!

Kryterium było uznanie przez wspólnotę, a ta miała swoje wymogi. Przykładowo, gdy żydzi formowali na nowo kanon Pisma na synodzie w Jawne, brali pod uwagę trzy czynniki:

– tekst musiał powstać w Ziemi Izraela,

– musiał mieć charakter religijny,

– musiał powstać w języku hebrajskim.

Stąd do kanonu żydowskiego nie weszły obszerne fragmenty na przykład Ksiąg Daniela czy Estery. Pieśń nad Pieśniami ledwo do kanonu weszła. Nie wszystkie pozostałe utwory zostały potępione, ale też nie zostały uznane za natchnione. Podobnie było z kanonem Nowego Testamentu, gdy warunkiem było wywodzenie się tekstu ze wspólnoty Apostołów, autentyczność i wiarygodność. Innymi słowy: twór uznający, że Jezus udał się do cesarza, nawrócił go i odtąd wszyscy żyli długo i szczęśliwie nie miał prawa wejść do kanonu.

Musimy tu zaznaczyć, że nie każda księga apokryficzna to broszurka diabła, który za jej pomocą zniszczy prawdziwy Kościół, fałszując Pismo Święte.

Mogą one być bardzo pożyteczne, choćby po to, by zobaczyć na jakim tle istniały te uznane za natchnione, a także jaka była wiara ludzi, którzy je tworzyli. Poza tym, to, że dana księga nie weszła do Kanonu nie oznacza, że nie przedstawia zdrowej wiary czy ortodoksji. Mogła powstać w bardzo pobożnym kręgu, jednak skoro nie pochodziła z kręgu Apostołów czy pierwszych uczniów Jezusa, nie miała takiego autorytetu. Mimo wszystko jednak, zachowując ortodoksję patrzyły inaczej na pewne wydarzenia, czy też postaci i ukazywały ich drugie oblicze.

Nadal jednak jest ryzyko, że apokryf, nawet równy wiekiem kanonicznym Ewangeliom jest niebezpieczny i fałszywy. Dlaczego? Mówiłem o tym ostatnio. Bardzo szybko świat starożytny dostrzegł potencjał postaci Jezusa Chrystusa i chciał go ubrać w swoje szaty. Twórcy ewangelii gnostyckich chcieli przekonać chrześcijan do swoich racji, wkładając w usta Chrystusa słowa potwierdzające ich filozofię.

I już Ewangeliści na to reagowali, akcentując niektóre sprawy, jak na przykład to, że zmartwychwstały Jezus miał rany, w które dało się włożyć palce, czy to, że jadł.

Te twory heretyckie nieraz przywołuje się jako bardziej prawdziwe niż kanoniczne teksty – najczęściej wtedy, gdy komuś się nie podoba tekst kanoniczny albo gdy ta heretycka nauka bardziej odpowiada nowoczesnej ideologii. Przykładowo. Ewangelia Świętych Dwunastu, opublikowana w 1901 r. w., która ma dowodzić, że Jezus był głosicielem wegetarianizmu i miłości do zwierząt.

Już totalnie szalonym przykładem apokryfu jest Księga Mormona opisującego pobyt Jezusa w Ameryce Północnej i nawracanie tamtejszych Indian.

Ale chwila?! Czy każdy twór literacki opisujący wydarzenia i postaci z Biblii jest od razu „apokryfem”. No, tu jest ciekawa sprawa, bo przecież mamy różne twory, które w ten czy inny sposób ukazują czasy biblijne, czy to patriarchów. Spójmy na moją biblioteczkę. Tu wrzucam drobny wybór. Mam tu oprócz Biblii hebrajskiej czy wydania dwujęzycznego, grecko-polskiego Nowego Testamentu także zbiór legend żydowskich, niektóre zaczerpnięte z Talmudu, a nadto, dwie powieści.

Talmud, będący komentarzem do Pisma, nieraz je uzupełnia po swojemu, a dzięki swojej randze w judaizmie można tu mówić o roszczeniu sobie prawa do kanoniczności. I tak znajdziemy w Talmudzie uzupełniania dziejów Kaina, czy opis tego, jak Adam kopulował ze wszystkimi rajskimi zwierzętami przed stworzeniem Ewy.

Co do „apokryficznych powieści”. Pierwsza to Ben Hur Lewisa Wallace’a, gdzie historia Chrystusa przewija się z historią zemsty tytułowego Judy, a także „Męża z Nazaretu” Szaloma Asza, gdzie Jezus ukazany jest jako mistyk, jednak zupełnie inaczej niż w Ewangeliach. Czyniąc cuda męczy się, wydaje się delikatny jak piórko, wskrzeszony Łazarz przypomina zombie, a do tego wszystko jest oparte na wątku reinkarnacji.

Jednak ani „Ben Hur” ani „Mąż z Nazaretu” nie aspirowały do roli tekstu natchnionego, nie podszywały się pod taki i nigdy nie były tak traktowane. Tak samo ludowe bajędy o tym, gdzie przysiadł Pan Bóg stwarzając świat i jak mu burek porwał żebro ze stołu i za karę z jego ogona powstała kobieta nigdy nie miały statusu kanonicznych. Ten ostatni przykład z psem to bodajże jedna z Sabałowych bojek, jakich stary góral raczył swoich słuchaczy z grona krakowskiej inteligencji. I na pewno ani on ani oni nie przypisywali temu rangi takiej, jak Biblii.

Tak naprawdę nie wiemy, ile z tych tworów, które do nas trafiają, które odkrywamy miało w założeniu być takim prostym uzupełnieniem, swoistą fikcją fanowską, a ile powstało po to, by jakoś w kanon się wkraść. Nie znajdujemy apokryfów podpisanych imieniem i nazwiskiem autora, co jest oczywiste, gdyż „Apokalipsa Pawła” pióra Polibiusza z Aten byłaby jawnie nieautentyczna. Poza tym wspólnota mogła usunąć ze swojej wersji autora, lub znając go osobiście, nie potrzebować wymieniania go w nagłówku, czy tytule.

Ponadto, istnieje rynek fałszerski. Pamiętacie wzmiankę o pasji do gromadzenia ksiąg, często egzotycznych i nieznanych ogółowi i możliwie ciekawych? Tak więc ludzie takie teksty, nieraz celowo, dla zysku fałszowali. Jeszcze niedawno, w 2012 r. Karen King przedstawiła papirus, który był dostępny na aukcji i który nazwała – trzymajcie się mocno – EWANGELIĄ ŻONY JEZUSA, gdyż Jezus jasno i klarownie mówi w nim, że ma żonę. Badania wykazały, że papirus pochodzi ze średniowiecza, jednak sam tekst był tak jasną kalką innych znanych apokryfów, dodatkowo zastosowano w nim pogrubienie, wytłuszczenie tekstu, nieznane w innych rękopisach z epoki. I to gdzie? Na słowie MOJA. Bo to była żona Jezusa i to było ważne dla czytelnika, który nie musiał znać reszty tekstu, bo po co, najważniejsza informacja została podana i nawet wytłuszczona. Ogólnie wszystko wskazuje na to, że nowoczesny falsyfikat zapisany na kawałku papirusowej średniowiecznej makulatury.

Ktoś zadał sobie trud, by wyprodukować ten skrawek papieru, który został zbadany przez wielu specjalistów, jest wszak osobna gałąź nauki zwana papirusologią

I jeszcze jedna rzecz: niekiedy dowiecie się, ze na przykład apokryfami są dwie pierwsze Księgi Machabejskie. Dlaczego? Protestanci oraz katolicy mają różne kanony, ale też różnie nazywają księgi o różnym stopniu natchnienia. Skoro przejęli żydowski kanon, „bracia odłączeni”, nie uznają też natchnienia tekstów powstałych po grecku.

I to by było na tyle. Podobało się? Jeśli tak, zostawcie łapkę w dół i zapraszam do subskrypcji. Nie podobało się, zostawcie łapkę w dół, komentarz i też zapraszam do subskrypcji. A co, będzie z kim się kłócić w komentarzach.

Papież, czyli sam tłumacz nie wie co.

Były święta i niektóre stacje, nawet te postępowe i wcale niemoherowe szukały sposobu na ich zauważenie. Jedną z metod jest oświecenie prostego ludu w kwestiach wiary. Dlatego Canal+ zdecydował się nadać znowu sześcioodcinkową serię „Papież. Najpotężniejsze narzędzie Kościoła”. Obejrzałem swego czasu zaledwie jeden odcinek i to mi wystarczywszy aż nadto, by przekonać się, jak „znawcy tematu z CNN”, dysponujący „świetnymi dojściami w Watykanie” potrafią się ośmieszyć.

Zacznijmy od sprawy podstawowej, czyli tłumaczenia. Seria w oryginale nosi tytuł „Pope. The most powerful man in history”, czyli „Papież. Najpotężniejszy człowiek w historii”. To nie tylko polska szkoła tłumaczeń, ale też wyznacznik ogólnego poziomu, jaki reprezentuje tłumaczenie. Bardzo często ideologiczne wstawki były ważniejsze niż przekazanie pierwotnej treści, a i ona jest pełna baboli.

Zacznijmy od tego, że papież wcale nie jest ostatecznym autorytetem w niemal każdej sprawie. Papież nie zajmuje się wieloma sprawami, którymi żyje Kościół, takimi jak pobożność ludowa w Majakowicach Wilkowyjskich czy recenzje najnowszych książek. Papież jednak stanowi pewne uosobienie Magisterium Kościoła ze względu na to, że każde ważniejsze opracowanie czy to lokalnych Episkopatów czy to np. Kongregacji ds. Wiary trafia do jego akceptacji. Nie jest jednak tak, że aktualny Następca św. Piotra decyduje dosłownie o wszystkim.

Bardzo uproszczona została postać św. Piotra. Według komentatora to jego Chrystus zapytał „Za kogo Mnie uważasz?” i to on odpowiedział „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”. Problem w tym, że takie pytanie nie padło. Jezus zapytał Apostołów najpierw o opinię ludu, na co usłyszał, że idący za Nim wielki tłum („ochloi pollon”, swoisty zbiorowy bohater np. narracji mateuszowej) widzi w Nim zmartwychwstałego Jana, Eliasza, albo innego proroka. Na to Jezus zapytał: „Za kogo wy mnie uważacie?” W oryginale greckim wersu Mt 16, 15 pytanie to brzmi: „Hymeis de tina Me legete einai?”, a w przekładzie angielskim: „You but whom Me do you pronounce to be?”, co gubi liczbę mnogą z powodu angielskiej gramatyki, która w „you” widzi i „ty” i „wy”. Tłumacz nawet nie zajrzał do tekstu źródłowego, nawet jeśli chodzi o tak wałkowany w temacie papiestwa tekst.

Tutaj Piotr przemawia jako Książę Apostołów, rzecznik i tym samym przywódca pozostałych. To bardzo ważny tekst w wizji Szymona Rybaka w pierwotnym Kościele, a przecież zaraz za chwilę Jezus nazwie go „szatanem”, który stoi na drodze do krzyża, a powinien iść za Jezusem.

Nie jest prawdą, że Ewangelie ukazują Piotra o niezachwianej wierze. Piotr to ten, który zaparł się Jezusa w czasie Męki, lękając się prostej niewolnicy. Piotr źle zrozumiał rozkaz Jezusa i uderzył mieczem Malchosa, sługę arcykapłana. Wyjątkowo srodze opisuje Szymona Marek, który według Tradycji był jego uczniem i prawdopodobnie dlatego, na jego polecenie, uwypuklał takie sprawy,

Dokument wspomina też kwestię prześladowań I w., nie wspomina jednak o tym, w jaki sposób przebiegały i z jakiej strony następowały. Prawdopodobnie, tworząc dokument o chrześcijańskim przywódcy niegrzecznie byłoby wspominać o tym, że głównymi prześladowcami młodego Kościoła byli Żydzi. To z rozkazu Sanhedrynu Szaweł udał się do Damaszku dysząc żądzą mordu, ten sam sąd nakazał ukamienować Szczepana, Żydzi stworzyli też wulgarną parodię życia Chrystusa, której ślady znajdujemy już w Ewangeliach, potem w działach pogańskich chrystofobów, a wreszcie – w dziełach Toledoth Jeszu i Talmudzie. W czasach po upadku Świątyni tym mocniej Synagoga uderzyła na Kościół, gdyż judaizm rabiniczny, jaki się wtedy tworzył chciał odciąć się od wszelkich herezji i sekt.

Brakuje też podstawowej wiedzy teologicznej, gdy autorzy mówią o Apostołach, którymi według nich byli tylko ci, którzy towarzyszyli Jezusowi za życia. Co nie jest prawdą. Apostołem jest Paweł, tak samo siedemdziesięciu dwóch apostołów Jezus wysłał z misją głoszenia. Samo grono Dwunastu to po grecku Dodeka, czyli po grecku (uwaga, chorzy na serce proszeni są o wzięcie podwójnej dawki swoich leków) „Dwunastu”. Nie jest też prawdą, że tylko Kościołowi w Rzymie przewodził ktoś z tego grona: w Smyrnie wspólnotę założył Jan, Jakub Starszy pozostał w Jerozolimie. Nie były to postaci nic nie znaczące, a Umiłowany Uczeń oraz jeden ze świadków Przemienienia i kilku innych ważnych cudów.

W połowie piątej minuty następuje przeskok do roku 24 AD, do czasów Nerona. Tak, twórcy dokumentu robili go tak bardzo na chybcika, że pominęli taką kwestię jak plansza z błędną datą, bo chodzi oczywiście o rok 64 po Chr.. W tej wizji chrześcijaństwo, jako ruch wywrotowy i skupiający głównie niewolników znajduje się na celowniku władzy. „Dangerous situation for early Christians” czyli według tłumacza „niebezpieczny ruch”. O ile można się zgodzić, że ruch chrześcijański skupiał wielu niewolników, to jednak sytuacja była bardziej skomplikowana. Wiele bogatych kobiet i nie tylko było bliższych nowemu, miłosiernemu Bogu niż tradycyjnym, ludowym bóstwom, co wykorzystała tradycja, umieszczając kochanice Nerona wśród wiernych, a jako przyczynę podając ich odejście od nierządnego pseudomęża.

Oskarżenie, że Neron wywołał pożar, by zbudować świątynię ku swojej czci jest tylko częściowo prawdziwe. Wśród oskarżeń kierowanych przez Swetoniusza czy Pliniusza Starszego była chęć przebudowy miasta na nowo, wraz z pałacem Domus Aurea i kolosem neroniańskim. Wtedy też zmarł śmiercią męczeńską św. Piotr, jakkolwiek krzyż, na jakim umarł w „Papieżu…” pokazano jako klasyczny krzyż rzymski, choć Tradycja ukazuje go jako odwrócenie do góry nogami krzyża z krótszą belką poprzeczną (stąd taki krzyż, o ile nie jest ozdobiony pasyjką jest krzyżem św. Piotra).

Kościół rozwijał się prężnie poza Rzymem – wspominana w dokumencie Didache, nauka Dwunastu Apostołów to syryjski dokument wyznaczający ramy życia chrześcijańskiego. Jednak nie tworzy się wtedy hierarchia – istnienie przełożonych gmin, odpowiedzialnych za nie i pasterzujących im, a jednocześnie pasteryzujący je (w sensie uodporniający je na złe wpływy)  to już czasy Pawła. Episkopos to dosłownie nadzorca, ten, który patrzy z góry, tak jak teleskop patrzy z daleka. Rzym był jednym z punktów na mapie świata antycznego, gdzie takie ruchy rozwijały się, ale nie ze względu na bycie stolicą politycznej władzy, ale ze względu na autorytet Piotra. Do trzech stolic antycznego chrześcijaństwa (Rzymu, Antiochii, Jerozolimy) z czasem dołączyła czwarta, Nowy Rzym, Konstantynopol.

Co do narracji o czasach Konstantyna, to trzeba bardzo dużej odwagi, by przyjąć niemalże zerojedynkową linię. Po pierwsze, chrześcijanie nie byli prześladowani przez władze ciągle. Okresy tolerancji przeplatały się z lokalnymi najczęściej represjami. Oczywiście, poza czasem, gdy to przedstawiciele władz wszczynali śledztwa, dochodziły szykany prostego ludu i uczonych filozofów, zwalczających nową wiarę, wyrażające się bądź to w grafice Aleksamenosa, przedstawiające chrześcijanina czczącego ukrzyżowanego oślogłowca, czy to w wywodach Celsusa, czy w pismach potępiającego „czarne szaty noszących mnichów” Libaniusza. Liczba chrześcijan rosła i właśnie dlatego Gajusz Flawiusz Waleriusz Konstantyn przyjął politykę nawet nie tyle uznawania, co wspierania chrześcijaństwa, która z czasem przerodziła się w faworyzowanie. Jednym z najważniejszych momentów w jego relacji z chrześcijanami była bitwa na Moście Mulwijskim, gdy rzekomo w wizji ujrzał znak krzyża i napis: In hoc signum vinces – „W tym znaku zwyciężaj”. To jednak późne źródło, a sam Euzebiusz z Cezarei pomija w swojej Historii Kościelnej motyw wizji. Na pewno jednak elementem polityki Konstantyna było liberalne podejście do nowej wiary, stanowiące przeciwieństwo poglądów Maksencjusza, z którym w tejże bitwie się starł.

Konstantyn nie uczynił chrześcijaństwa religią państwową, a jedynie religio licita, prawnie dopuszczonym obrządkiem, nakazał też zwrócić zagrabione w czasie prześladowań mienie. Ochrzcił się dopiero na łożu śmierci, a wiele jego edyktów odczytywanych jako prochrześcijańskie może być odniesieniem do kultu Słońca Niezwyciężonego, Sol Invictus, popularnego wśród wojska. Także bazyliki, które stawiał nie były nazywane wyraźnie w chrześcijański sposób: na przykład Hagia Sofia to „Święta Mądrość” i poza utożsamieniem Chrystusa z Boskim Logosem, czyli Rozumem i tak ze starotestamentową mądrością, nie ma jakiegoś dającego obuchem między oczy religijnego wydźwięku. Były nazwami filozoficznymi, jakie szanujący się władca powinien nadawać fundowanym przez siebie konstrukcjom. W każdej chwili w oficjalnej interpretacji „Święta Mądrość” mogła stać się boginią Ateną.

Jakkolwiek największe schizmy pojawiły się dopiero po tym, jak chrześcijanie uzyskali spokój z zewnątrz, to były znakami braku jedności istniejącymi od dawna i ujawnionymi, gdy naiwny cesarz liczył na to, że zapanuje nad ruchami odśrodkowymi i przejmie władze na chrystusowym koniku. Przejechał się, nie on pierwszy i ostatni. Liczył, że oto, po ogłoszeniu tolerancji ukaże mu się jeden, zwarty jak pięść Kościół. Z tolerancji korzystali i arianie i katolicy, więc scena, gdy po uzyskaniu wolności jacyś zbrojni wpadają do prostej, zabudowanej niczym szopa w Wyoming kaplicy nie ma właściwego odwzorowania. Jedne katedry były ariańskie, inne prawosławne (w sensie: katolickie). Toczyła się wojna o większe świątynie, a wpływy odłamów wiary chrześcijańskiej, wbrew temu co sugeruje dokument, nie zakończyły się po deklaracji Konstantyna po stronie katolickiej, która wymiotła wpływy heretyckie mieczem i krwią.

Tu docieramy do kolejnego etapu, czyli losów chrześcijaństwa po upadku Imperium. Po pierwsze, władcy barbarzyńscy, którzy napadli na Rzym i go zdobyli, nie byli poganami! To byli chrześcijanie wyznania ariańskiego! Gdy na przełomie III i IV w. pogański spiskowiec, eunuch Eutropusz krył się przed siepaczami cesarzowej Eudoksji w kościele, gdzie głosił katolicki biskup Jan, zwany „Złotymi ustami”, czyli Chryzostomem, ścigali go nie podli poganie czy katoliccy najemnicy ale goccy najemnicy wyznający wiarę w doktrynę Ariusza o tym, ze Jezus nie był Bogiem równym Ojcu.

Po tym następuje przeskok, jakby chrześcijaństwo istniało w próżni, nieświadome istnienia innych niż Rzym cywilizacji.

Tak samo nie ma uzasadnienia teza Jamala J. Eliasa, że krucjaty były wojną wypowiedzianą jednostronnie, a papież Urban II był pierwszym papieżem z armią – gwałcącą, mordującą i palącą wsie. Pomińmy scenę ogłoszenia przez papieża bulli o krucjacie gdzieś w szczerym polu, przy garstce widzów.  Najazdy muzułmanów na obszar Italii miały miejsce co najmniej od VII w. i później, gdy papież Jan VIII wyruszył do Francji szukać poparcia króla Ludwika, zajętego wojną z Niemcami. Krzyżowcami nie dowodził też sam papież.

Totalnym błędem jest utożsamienie krucjaty ogłoszonej przez papieża z krucjatą ludową. Zwoływana najczęściej przez lokalnego kaznodzieję i zgromadzona tłuszcza rzeczywiście mordowała Żydów, a jednak to właśnie w dostojnikach Kościoła Naród Wybrany znajdował wtedy ochronę. Przykładem potępienia ataków ze strony znanych postaci jest Bernard z Clairvaux, z mniej znanych: biskup Jan ze Speyer, który wielu napastnikom poobcinał dłonie (jakkolwiek też Żydom się słono zapłaciło srebrem za tę obronę). Ostatecznie anarchistyczne krucjaty ludowe były rozpędzane przez rycerstwo.  Także ze strony Saladyna nie było mowy o rycerskiej, czystej walce – po podboju przez tego muzułmanina Jerozolimy, wielu biedaków zostało wziętych w niewolę, a wojska innych saraceńskich królów nie były apostołami pokoju, miłości i szacunku do kobiet.

Także i gest przekazania kluczy do Grobu Pańskiego muzułmańskiej rodzinie nie był gestem zaufania, ale i (częściowo zasłużonej) pogardy wobec podzielonego na odłamy chrześcijaństwa. Dobrze, że Saladyn nie dysponował kluczami do Mekki!

Dokument CNN jest w pierwszym odcinku stronniczy i ukazuje katolicyzm jako twór dziejów – zależny od kaprysów władzy. Nie oglądałem kolejnych części, nie wiem, jak dokumentowały np. zmianę pontyfikatu po Benedykcie XVI. I po poziomie pierwszego odcinka: nie chcę wiedzieć.

Winnica Noego (Rdz 9,18-27). Komentarz do Księgi Rodzaju, cz. 16.

poprzednia część

5. Po Potopie

Rozdziały po Potopie a przed wejściem na scenę Abrahama stanowią nie tylko zbiór epizodów i genealogii. W historii Narodu Wybranego to swoiste przemodelowanie sceny, ukazanie miejsca akcji tak, jak będą ją widzieć wszystkie postacie w kolejnych aktach. Nie chodzi tu tyle o ukazanie dziejów ludzkości, czy dalszych losów ocaleńców z wielkiej powodzi, ale przygotowanie dalszego ciągu, prolog do wyjaśnienia genezy ludu Izraela i klucz do całego rozumienia świata według Żydów. To, co zawarli redaktorzy w rozdziałach 9-11 stanowi uzasadnienie relacji, jaka jest między czytelnikiem a jego nieżydowskimi sąsiadami, a także tego, co zrobił z Egiptem Mojżesz, a z Kanaanem Jozue.

5.1. Winnica Noego

Synami Noego, którzy wyszli z arki, byli Sem, Cham i Jafet. Cham był ojcem Kanaana. Ci trzej byli synami Noego i od nich to zaludniła się cała ziemia.
Rdz 9, 18-19

Jest to wstęp do szerszej genealogii, która obejmie cały świat. Jest to wskazanie, że nie było innych ocaleńców. Nikt inny nie uratował się od gniewu Bożego poza tymi, którzy byli na arce. Nikt nie ma prawa więc nazywać siebie, a tym bardziej kogoś innego potomkiem Kaina, gdyż wszyscy przez Noego są praprawnukami Seta. Nie może też być pewien swojego zbawienia tylko z tytułu pochodzenia – czyż poganie nie są potomkami najsprawiedliwszego człowieka na ziemi?

Dla Chama wyjątkowo autor zrobił wyjątek, wskazując na jednego z jego potomków. Dlaczego? Gdyż wątkiem głównym najbliższych rozdziałów jest stosunek Izraela do Kananejczyków. Ponadto tradycja żydowska wskazuje, że z ludzi tylko Cham nie zachował celibatu, dlatego już tuż po wyjściu z arki miał syna, choć znowu Tablica Narodów wskazuje, że to nie Kanaan, a Sydon był pierworodnym.

Noe był rolnikiem i on to pierwszy zasadził winnicę. Gdy potem napił się wina, odurzył się [nim] i leżał nagi w swym namiocie. Cham, ojciec Kanaana, ujrzawszy nagość swego ojca, powiedział o tym dwu swym braciom, którzy byli poza namiotem. Wtedy Sem i Jafet wzięli płaszcz i trzymając go na ramionach weszli tyłem do namiotu i przykryli nagość swego ojca; twarzy zaś swych nie odwracali, aby nie widzieć nagości swego ojca.
Rdz 9, 20-23

„Wajjāḥel Nōa ᾽ȋš hā᾽ǎḏāmāh”, Po zagładzie, jaką uczynił Bóg Potopem „zaczął być Noe człowiekiem ziemi”. Przy czym jest to coś nowego dla niego, czego wcześniej nie robił, gdyż wprowadzone jest czasownikiem ḥālal. Zauważmy, że nie jest już tak, jak Adam czy Kain „‘ōḇēḏ”, „sługą” ale po prostu rolnikiem. Jego praca pozbawiona jest jakiejś większej relacji – ot, człowiek pracujący na roli. Nie mamy też wzmianki, by zajmował się pasterstwem, więc zapewne o ile jego potomstwo miało przyzwolenie na spożywanie koszernego mięsa, o tyle on sam z niego nie korzystał.

Eksperymentuje jednak z ziemią, szukając nowych sposobów czerpania z jej owoców. Jednym z nich jest założenie winnicy, kārem. Winnica jest sadem dość niezwykłym, gdyż nie uprawia się go dla pożywienia. Owoce winogron nie należą do najpożywniejszych pokarmów, winnice też nie wyrastają szybko – zakłada się je dla dzieci. Przede wszystkim jednak dają wino, towar może i niekonieczny do życia, ale nadający mu smak. Wino stanowi swoisty symbol życia, rozweselający serca (por. Ps 104(103), 14-15). Święto Purim, ze względu na to, że ocalenie Żydów przyszło w czasie uczty, na której pito wino, ma wyjątkowo winny charakter i związany jest z nim zwyczaj adlojady. Nie zapomina się jednak o tym, że przesada jest niebezpieczna – o czym przypomina sama historia Noego, a nazyrejczycy powinni wina unikać. Podczas uczty sederowej jednym z obrzędów jest błogosławienie wina. Dla chrześcijan jeszcze mocniej skojarzenie wino-życie-krew uwidacznia się w Eucharystii, gdy napój ten staje się Krwią Chrystusa, zgodnie ze słowami Jezusa z wieczernika (Mt 26, 27-28, Mk 14, 23-24, Łk 22, 20)”.

Autor natchniony nie rozpisuje się, w jaki sposób Noe odkrył psychotropowy wpływ sfermentowanego soku winnego na ciało i ducha. Możliwe, że znał go już wcześniej, ale teraz przesadził. Według tradycji żydowskiej, miała to być kara za brak miłosierdzia znanego na przykład z dziejów Abrahama i Mojżesza, którzy wstawiali się za grzesznikami przed zagładą Sodomy i Gomory oraz podczas buntu pod górą Synaj. Biblia nie wdaje się też w szczegóły: wajjišmin-hajjajin wajiškār wajjigal, „opił się się winem, odurzył się i odkrył się”. Odbywa się to w namiocie, więc mamy dwie płaszczyzny – pierwsza to pozbawienie się ochrony, jaką daje ubranie, druga zaś to zasłona prywatności, jaką winien dawać dom.

Nagość w Biblii ma z jednej strony symbolikę niewinności, z drugiej: seksualności. Pierwotna nagość Adama i Ewy wynikała z zaufania, z bycia jednością, skoro więc pojawia się między ludźmi nieufność i wrogość ciało musi być osłaniane przed wzrokiem innych. „Odkrycie czyjejś nagości” oznaczało przekroczenie pewnego tabu, niekoniecznie bezpośredni stosunek seksualny z daną osobą (tak, jak na przykład w Kpł 18,6nn, gdzie wyliczenia zakazów seksualnych wskazują, że nagość żony jest nagością męża).

W tej sytuacji w namiocie zjawia się Cham, ojciec Kanaana (Ḥām ᾽ǎḇȋ na‘an). Po raz kolejny uwypuklono to pokrewieństwo, jakby przygotowując czytelnika na wyrok i jego formę. Cham ujrzał nagość swojego ojca i powiedział o tym braciom, którzy byli poza namiotem. Sem i Jafet wchodzą i czyniąc wszystko, by jej nie ujrzeć, okrywają nagość swego ojca. No i tu można zadać pytanie: Co zrobił nie tak Cham? Mógł sam nakryć swojego ojca, przemilczając ten fakt przed braćmi, albo dobrać sobie do pomocy jednego z nich. W czynie ojca Kanaana widziano zawsze jakąś chęć upokorzenia Noego, a także wciągnięcia w to Sema i Jafeta.

Kiedy Noe obudził się po odurzeniu winem i dowiedział się, co uczynił mu jego młodszy syn, rzekł: «Niech będzie przeklęty Kanaan! Niech będzie najniższym sługą swych braci!» A potem dodał: «Niech będzie błogosławiony Pan, Bóg Sema! Niech Kanaan będzie sługą Sema! Niech Bóg da i Jafetowi dużą przestrzeń i niech on zamieszka w namiotach Sema, a Kanaan niech będzie mu sługą».
Rdz 9, 24-27

Noe budzi się mijjênȏ, dosł. „z wina jego”, i na podstawie opowieści Sema i Jafeta wydaje wyrok na Chama i jego potomstwo. Przekleństwo spada już bez pośrednika na syna winowajcy, co wydaje się co najmniej dziwne. Tradycja tłumaczy to dwojako: raz uznając Kanaana za sprawcę czynu, a raz stwierdzając, że Kanaan wezwał ojca, a ten dopiero powiadomił swych braci1. Noe dowiaduje się wprawdzie, co uczynił „bnȏ haqqātān”, „syn jego najmłodszy”, jednak „bēn” może oznaczać także i wnuka. Talmud tłumaczy, że Cham… wykastrował Noego, przez co ten nie mógł spłodzić czwartego syna, stąd i kara spada na czwartego syna Chama. Inną teorią jest, że „odkrycie nagości swego ojca” należy rozumieć tu według klucza z tradycji kapłańskiej – Cham spał z żoną Noego, a owocem tego kazirodczego stosunku jest najmłodszy potomek wyrodnego syna, Kanaan.

Wyrok na Kanaana (i w domyśle wszystkich narodów, które od niego wezmą nazwę) jest pierwszym tego typu ogłoszeniem przekleństwa z ust człowieka. Wcześniej przekleństwo węża i Kaina ogłaszał Bóg, teraz to Noe, człowiek, który przed chwilą dopiero obudził się z pijackiego snu nazywa innego „ ᾽ārȗr”, „przeklętym”. Ma on być dla swoich braci (w rozumieniu: „krewnych”, a więc całej ludzkości) „sługą sług”, „‘eed ‘ǎḇādȋm”.

Zaraz za przekleństwem idzie błogosławieństwo dla pozostałych braci, poprzedzone błogosławieństwem Boga i powtórnym zaznaczeniem losu przewidzianego Kanaanowi.

Przy okazji przyjrzymy się pozostałym dwóm braciom. Sem (Šēm), jest najstarszym z potomków Noego, a jego imię oznacza dosłownie… „imię”. Po dziś dzień, gdy Żydzi pobożnie poza modlitwą unikają nie tylko słowa Jahwe, ale nawet Elohim, używają na określenie Boga zwrotu hašŠēm. Jako jedyny z braci Sem jest niejako przypisany do Boga – JHWH jest „jego Bogiem”, „Ĕlōhē”. Z kolei dla średniego syna Noe prosi o to, by „jat Ĕlōhȋm lJeeṯ”, „jaft Elohim leJefet” – „niech uczyni Bóg wielkim Jafeta”, co wyraźnie wskazuje na grę słów między imieniem patriarchy a czasownikiem āah, który w formie hifil przyjmuje znaczenie „uczynić przestronnym”. Dodatkowo bracia i ich potomkowie zostają związani wspólnym zamieszkaniem (jakkolwiek ze wskazaniem na to, ze Sem będzie gospodarzem). W obu wypadkach pada to samo dodatkowe błogosławieństwo: „wȋhê na‘an ee lāmȏ” – „i niech będzie Kanaan sługą dla niego”.

Co do kary Chama tradycja jest dość… rasistowska – utożsamia się jego potomków z ludami czarnoskórymi, stąd:

Za to, iż Cham własnymi oczami zobaczył nagość swego ojca, oczy mu się zaczerwieniły; za to, że jego wargi o tym opowiadały i drwiły, zrobiły się krzywe i spuchnięte; za to, że wykręcił głowę i patrzył, włosy na jego głowie i brodzie skręciły się jakby od żaru; za to, że przykrył nagości swojego ojca, kazano mu chodzić nago z haniebnie wydłużonym członkiem na wierzchu. Takie bowiem jest prawo u Pana: miarka za miarkę2.

Tak zostaje ustalona ważna dla Żydów hierarchia, porządek świata: prym wiodą synowie Sema, którzy są bliscy potomkom Jafeta, na końcu są obojętni, bo nie pobłogosławieni ani nie przeklęci Chamici i daleko, daleko za końcem przeklęci Kananejczycy. Oczywiście wydaje nam się to dziwne, by z powodu jednego grzechu z przeszłości regulować stosunki z całymi narodami, jednak niewiele różni się ona od naszego wypominania Niemcom zbrodni nazistowskich czy Żydom bogobójstwa. Pewien fundamentalny czyn, gorszący i niewybaczalny ma wskazywać na całość charakteru danej nacji, stanowić wyraz jej niszczycielskich i nieludzkich możliwości. Ponadto, tego typu opowieści z dawnych lat istniały nieraz w dwóch wersjach, z których każda była popularna wśród zwalczających się wspólnot. Przykładem niech będzie tu Ewangelia oraz Toledot Jeszu, czyli chrześcijańska i żydowska opowieść o życiu Jezusa z Nazaretu, czy też Księga Wyjścia oraz wizja Exodusu zawarta u Tacyta, gdzie wypędzeni z powodu chorób skórnych Hebrajczycy prowadzeni są przez stado osłów do źródła wody. Odpowiedzią na dostojeństwo jakiejś opowieści najczęściej był kontrast, czyli po prostu prostactwo. Jeśli więc ludy dookoła Żydów wywodziły swoje pochodzenie od wielkich herosów czy nawet bogów, to naturalną, pierwszą przychodzącą na myśl metodą obrony było wytknięcie pochodzenia od pierwszego chama, Chama.

ciąg dalszy

1M.J. Bin Gorion, Żydowskie legendy biblijne, t. 1., s. 122.

2M. J. Bin Gorion, Żydowskie legendy biblijne, t. 1., s. 122.

Monety papieżycy Joanny? Szwajcar na antypodach logiki

Powraca sprawa papieżycy Joanny, tym razem za sprawa odkopania przez Twoją Historię artykułu z września 2018 r. na temat prac Michaela Habichta z Uniwersytetu w Adelajdzie (w Australii). Urodzony w Zurychu historyk twierdzi, że znalezione w Rzymie monety, srebrne dinary, wskazują na to, że papieżyca Joanna istniała. Monogram na nich jest inny niż ten używany przez papieża Jana VIII, a styl wykonania wskazuje na maksymalnie 858 r.

Archeolog mówi, że podczas gdy niektóre deniry posiadały monogram należący do papieża Jana VIII, wcześniejsze miały znacznie różniący się monogram. „Monogram, który może być przypisany do późniejszego Jana VIII ma dobitne różnice w umieszczeniu liter i całościowym wizerunku” – twierdzi Habicht – „Te inne monety mogły należeć do innego papieża Jana – Johannesa Anglicusa, możliwej papieżycy Joanny”, powiedział Habicht. Odnotował kilka historycznych źródeł wskazujących, ze papież Jan rządził od 856 do 858 r. Dla przykładu, kronikarz Konrad Botho przekazał, że papież Jan koronował Ludwika II Włoskiego na Cesarza Świętego Imperium Rzymskiego w 856 r.
„Monogram był poprzednikiem dzisiejszego podpisu” – mówi Habicht – „Więc, możemy mieć nawet coś jakby podpis papieżycy Joanny”1.

W efekcie Habicht proponuje zamiast uznanej datacji:

Leon IV 847-855
Benedykt III 855-858
Mikołaj I 858-867

własną:
Leon IV 847-853
Benedykt III 853-855
Jan Anglik 856-858
Mikołaj I 858-867

Twoja Historia powołuje się na inny artykuł, z serwisu antient-origins.net, gdzie pada stwierdzenie, że:

Monety zostały podpisane imieniem Johannesa Anglicusa2.

Artykuł, mimo że sam jest naciągany (o napisach na monetach za chwilę), zawiera też skany z książki Habichta, gdzie moneta będąca powodem całego zamieszania jest opisana jako… datowana stylistycznie na 856-858 r. Stylistyczne datowanie tak dokładne? Taki zabieg ewidentnie związany jest z historycznym osadzeniem rzekomego pontyfikatu Jana Anglika przez australijskiego badacza. Tym bardziej, że opierając się na rysunkach stwierdził on tak „istotne różnice” jak bardziej podłużna, prostsza i lżejsza forma monogramu na „nowszych” monetach. Najwyraźniej próbował zastosować zasady grafologii do numizmatyki, zapominając, że być może były one bite w innej mennicy. Co więcej, o ile w wywiadach się hamuje używając zwrotów „może” i „prawdopodobnie”, to w książce jasno stwierdza, że monogram zapisywany od dołu do góry jest monogramem „Jana Anglika żeńskiego papieża”.

The-evidence-presented

Two-coins-were-found

Cała teza opiera się na tym, że moneta datowana po stylu na max. 858 r. – ale tylko rzekomo! – ma monogram pisany z góry do dołu, a ta z 875 r. od góry do dołu. Moneta z jednej strony ma napis SCS PETRUS i monogram IOHS (SanCtuS PETRUS i IOHanneS) na odwrotnej stronie ma napis LUDOUVICUS IMP, zapewne imię króla Ludwika. Było w tym okresie dwóch karolińskich (frankońskich) władców Francji o tym imieniu: Ludwik I Pobożny (rządził do 840 r., a więc za wcześnie na komiczną datację monety) i Ludwik II Jąkała (877-879, przez cały ten czas rządził papież Jan VIII – 872-882) i jeden król Włoch: Ludwik II 844-875, którego okres rządów pokrywa się z Pontyfikatem Jana VIII. Co więcej, Ludwika II Jąkałę w Troyes, w 878 r., papież ten koronował na króla, a nawet miał w planach nadanie mu tytułu cesarskiego, co jednak nie spodobało się władcy (lub też Ludwik czuł, ze nie podoła: zmarł rok później). Mimo to, takie wydarzenie to świetna okazja do wybicia okolicznościowych monet, może nawet przygotowanych na wyrost.

Chwila, ale przecież Konrad Botho miał uznać za datę koronacji 856 r! I to od razu na CESARZA! Dobra. Conradus Botho a.k.a. Cord Bote żył w XV wieku, 600 lat po opisywanych wydarzeniach. Trudno go uznać za nieomylne źródło z epoki. Jeśli inne źródła, na jakie powołuje się autor są równie „mocne”, to książka może być ciekawą rozrywką. Tak więc daleko idące tezy, że mamy do czynienia z monetami Jana Anglika, a więc z „podpisem papieżycy Joanny” są raczej naciągane.

Podobnie jak i sama historia o papieżycy, która początek ma w XIII-wiecznych kopiach starszych kronik, a im starsza kopia, tym mniej istotna wzmianka – w najstarszych zachowanych egzemplarzach nie ma jej wcale, w średnich jest na marginesie, w najnowszych zaś – staje się obszernym tekstem. Ponadto – wyobrażacie sobie, jakie używanie mieliby prawosławni czy nawet muzułmanie, gdyby papież urodził dziecko? Jak odbiłoby się to w świecie? A jednak dopiero późna legenda pozwoliła na ataki na katolików ze strony Greków (gdzie miała uczyć się Joanna) i protestantów (choć ci na początku głównie podważali prawdziwość legendy).

Sam Habicht nie jest badaczem bezstronnym: bardzo dużo mówi o tym, jak wiele jego odkrycie zmienia w debacie o kapłaństwie kobiet. Dzieli tych, którzy reagują na jego badania na tych co przyjmują je i szukają więcej dowodów na kapłaństwo kobiet we wczesnych wiekach i na tych, co robią raban w mediach.

1 The archaeologist said that while some deniers possessed a monogram belonging to Pope John VIII, earlier ones had a significantly different monogram. „The monogram that can be attributed to the later John VIII has distinct differences in the placing of letters and the overall design,” Habicht said.
These other coins may have belonged to a different Pope John — Johannes Anglicus, the potential Pope Joan, Habicht said. He noted several historical sources that suggested a Pope John reigned from 856 to 858. For example, the chronicler Conrad Botho reported that a Pope Johannes crowned Louis II of Italy as Holy Roman Emperor in 856, Habicht said.
„The monogram was the forerunner of today’s signature,” Habicht said. „Thus, we probably might even have a kind of signature of Pope Joan. Za https://www.livescience.com/63598-female-pope-joan-medieval-coins.html

2The coins had been inscribed with the name of Pope Johannes Anglicus. Za https://www.ancient-origins.net/news-history-archaeology/female-pope-0010644.