Smutny koniec giermka filistyńskiego.

W rozdz. 17. Pierwszej Księgi Samuela, w opisie walki Dawida z Goliatem z Gat, jest mowa o tym, że „Filistyn przybliżał się coraz bardziej do Dawida, a giermek jego szedł przed nim” (w. 42), a trafiony pociskiem „Filistyn upadł twarzą na ziemi” (w. 49).

Potem giermek znika… Ciekawe, czemu?

Dlaczego nadszedł haMabbul, czyli jak uniknąć wielkiego spłukania. I Niedziela Wielkiego Postu

Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię, uznał, że są dobre, stworzył człowieka, a ten uznał, że dobro to za mało i miło by było mieć jakąś alternatywę. Człowiek postanowił więc poznać zło, uznawszy, że Bóg nie chroni go przed cierpieniem, ale że to całe zło musi być czymś strasznie fajnym, co Stwórca chce mieć tylko dla siebie i chroni swojego ulubionego cierpienia przed ludźmi.

Ludzie zbuntowali się przeciw Bogu, w efekcie na świat weszło zło. Człowiek, który miał uprawiać ogród rajski, teraz uprawia ugór, ledwo dający się wyżywić. Nie pomogła nawet śmierć, która miała chronić przed utrwaleniem sparszywiałej kondycji ludzkiej – kolejne pokolenia nie tylko stawały się coraz gorsze, nie tylko wynajdywały nowe rodzaje zła, ale też zaczęły rościć sobie boskie prerogatywy, jak Lamek, który uznał, że skoro Bóg obłożył Kaina groźbą siedmiokrotnej kary za wymierzenie mu kary śmierci, to on sam na siebie nałoży protekcję jedenastokrotnie większą za najmniejszą możliwą szkodę (por. TNM 1).

Martin,_John_-_The_Deluge_-_1834
By John Martin – Unknown, Public Domain, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=6890177

W efekcie nadchodzi Potop, czyli ha-Mabbul. Słowo to pojawia się tylko w Księdze Rodzaju, w opisie dziejów Noego i w Psalmie 29, w wersecie 10: „Pan zasiadł nad potopem i Pan zasiada jako Król na wieki”. Biblia nie obfituje w opisy wielkich wylewów rzek – napisał ją wszak lud skarżący się raczej na niedobór niż na nadmiar wody. Nie jest słowem oryginalnie hebrajskim, ale zapożyczeniem ze staroasyryjskiego, gdzie słowo „nabâlu” oznacza „niszczyć”. Jan Chrzciciel w „Ewangelii wg. św. Mateusza po hebrajsku” (rękopisie znalezionym w antychrześcijańskim piśmie rabina Szem Towa) nazywa się Johannan ha-Matbil („Jan Zanurzający”). Noe zostaje ocalony i pełni rolę swoistego nowego Adama, gdyż to jego potomstwo odtąd zasiedli ziemię – choć przecież nie jest bezgrzeszne. Kolejny Potop nie nadejdzie.

kataklizm i mabbul

Jak to Bóg obiecuje? Popatrzmy:

Ja zawieram przymierze z wami i z waszym potomstwem, które po was będzie; z wszelką istotą żywą, która jest z wami: z ptactwem, ze zwierzętami domowymi i polnymi, jakie są przy was, ze wszystkimi, które wyszły z arki, z wszelkim zwierzęciem na ziemi.”

Bóg nie zawiera przymierza tylko z ludźmi, ale z całym światem zwierząt (sorry, fasolki, nie dostałyście się). Dosłownie z „qol-nefesz”. Co to jest „nefesz”? Konkordancja Stronga tłumaczy je w zależności od kontekstu albo jako „duszę”, albo jako „życie”, „osobę” czy nawet „emocję”. Noe jest więc rzecznikiem całego życia na ziemi, które ocalił w swej arce na polecenie Stwórcy. Do tego jest to szczególne przymierze, gdyż praktycznie jednostronne – to Bóg zobowiązuje się do konkretnego działania, a właściwie zaniechania.

Zawieram z wami przymierze, tak iż nigdy już nie zostanie zgładzona wodami potopu żadna istota żywa i już nigdy nie będzie potopu niszczącego ziemię.” (Rdz 9,11 wg Biblii Tysiąclecia).

A teraz ostatni człon.

I nie będzie już Potopu dla zniszczenia ziemi” – przekład mój.

I w tym momencie zapala się czerwona lampka. Cofamy się do przyczyn zesłania Zniszczenia, do Rdz 6,12.

Gdy ujrzał Bóg ziemię, a oto była ona zniszczona, ponieważ uczyniło zniszczonymi każde ciało ścieżki jego na ziemi” – przekład mój.

Na bardziej polski:
„Gdy Bóg ujrzał ziemię, była ona zniszczona, ponieważ wszelkie ciało zniszczyło swoje drogi na ziemi”.

Odpowiedzią jest Potop, które określa jak już było wspomniane, zapożyczone z Mezopotamii słowo Mabbul, oznaczające „Zniszczenie”. Skoro człowiek niszczy świat, skoro przez swój grzech zmienia go w piekło, to w zamian zostanie zniszczony, to, co robi, zostanie wypełnione. I na koniec przymierze, w którym Bóg zapowiada, że nie ześle już niszczących wód Potopu, które miałyby zniszczyć… właśnie – jaką istotę żywą? Tysiąclatka tłumaczy hebrajskie „qol” na „żadną”, a starsze przekłady na „każdą”.

Wydaje się bardziej prawdopodobnym, że chodzi o gwarancję, że nie będzie żadnego ogólnoświatowego kataklizmu (por. TNM 2), który zniszczyłby całe życie na ziemi. Wszak później Bóg niszczy Sodomę i Gomorę ogniem z nieba właśnie w celu oczyszczenia ziemi z grzesznych miast (w licytacji Stwórcy z Abrahamem z Rdz 18,22-33 pada zapowiedź bliźniaczo podobna do tej z przymierza noahickiego: „lo aszhit” – „nie zniszczę” i „lo e’eszeh” – nie dokonam zniszczenia).

Pamiętajmy, że przymierze nie jest całkowicie jednostronne: „ja was zostawiam w spokoju, a wy róbta co chceta”. Jest dysproporcja – Bóg zobowiązuje się znosić grzech ludzi, powstrzymywać się od wymierzenia im sprawiedliwości, ludzie zaś dostają zakaz zabijania się nawzajem. Jednak najpierw jest zakaz spożywania mięsa z krwią, jako znaku, że każde życie należy do Boga, a potem dopiero to, czego obawiał się Kain: morderca zostanie ukarany śmiercią, gdyż Bóg zażąda od niego przelanej krwi (por. Rdz 9,6). Bóg obniża wymagania, rozluźnia nakazy nadane Adamowi i jego potomkom, ale nie usuwa ich podstaw.

Jest jeszcze kwestia łuku, jaki ma przypominać Bogu o danej obietnicy. Powszechnie interpretuje się go jako tęczę, jaka pojawia się po deszczu na niebie. Odwieszenie broni oznacza zakończenie walki, koniec zagrożenia. Bóg nie walczy już z ludzkością, bo widzi, że jest ona słaba, że niszczenie świata (ziemi) ze względu na jej grzech jest bezcelowe, ponieważ problem nie jest w tym konkretnym pokoleniu, ale w samej naturze człowieka. Bóg nienawidzi grzechu, a nie grzesznika. 

Dlaczego więc potem następują zagłady całych ludów, na przykład kananejskich? Dlaczego wobec miast w Ziemi Obiecanej Izraelici mają stosować prawo heremu, nie oszczędzać kobiet i dzieci? To temat na osobny, długi wpis.

Kiedy pojawia się Chrystus woda znowu oznacza śmierć, ale nie grzesznika, ale śmierć grzechu, uwolnienie natury ludzkiej od brzemienia grzechu pierworodnego. Paweł pisze, że Jezus „poszedł ogłosić zbawienie nawet duchom zamkniętym w więzieniu, niegdyś nieposłusznym” – a więc przymierze zawarte działa nie tylko na pokolenia kolejne, ale też na poprzednie. Nie tylko nasienie (bo tak też można tłumaczyć słowo „potomstwo” z przymierza noahickiego), ale też korzeń. Przypomina się tu piękny tekst Homilii na Wielką i Świętą Sobotę:
„Przyszedł więc do nich Pan, trzymając w ręku zwycięski oręż krzyża. Ujrzawszy Go praojciec Adam, pełen zdumienia, uderzył się w piersi i zawołał do wszystkich:
«Pan mój z nami wszystkimi!» I odrzekł Chrystus Adamowi: «I z duchem twoim!» A pochwyciwszy go za rękę, podniósł go mówiąc: «Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus».”

To jest cel posłannictwa Chrystusa – uwolnienie człowieka (hebr. adam 😉 ). Dlatego wyrusza On na pustynię, gdzie jest kuszony przez diabła. To jest pewien etap starcia, które zakończy się ostateczną klęską szatana. Szatan wie, że przegra, ale wystawia Boga na próbę. Teoretycznie przeczy to jego inteligencji, ale ona z kolei zagłuszana jest pychą. Na tym polega grzech, a także samo złona osłabieniu dobra. Potrzeba podkreślania własnej potęgi jest dla diabła ważniejsza niż chłodna kalkulacja. To doprowadzi go do maksymalnego upokorzenia. Gdy wydaje się być tryumfujący, gdy wydaje się, że osiągnął zwycięstwo nad nieskazitelnym, skazując go na najbardziej upokarzającą śmierć, okazuje się, że ponosi najbardziej sromotną klęskę – choć zabija Boga, On zmartwychwstaje, już nawet śmierć nie jest zdolna zatrzymać ludzi z dala od Stwórcy.

Zło polega też na wypaczeniu poprzez skierowanie cechy pozytywnej w złym kierunku – jak wtedy, gdy miłość ku osobie grzesznej nie prowadzi do jej poprawy, ale ku własnemu upadkowi, albo gdy słuszna nauka o naturze ludzkiej jest usprawiedliwieniem dla przemocy wobec np. gejów, czy chorych psychicznie, czy wtedy gdy przyznanie człowiekowi wolnej woli równa się dla kogoś uznaniu każdego, nawet najpodlejszego wyboru za dobry, o ile mieści się to w ramach zasady, że „chcącemu nie dzieje się krzywda” (por. TNM 3). Tu diabeł ma dużo szersze pole do popisu. Gdyby przełożyć tę sytuację na język filmów G.F. Darwin byłby tu człowiek, szatan i Bóg. Bóg tłumaczy, że szatan ma już zrychtowany wielki kubeł z miodem i mrowisko pełne olbrzymich, afrykańskich mrówek, a człowiek, że ma to gdzieś, bo nikt mu nie będzie narzucał zasad moralnych, więc jak ma zestaw dziesięciu zasad, to on je złamie – wszystkie, by pokazać, że jest wolny. A szatan na to, oblizując palce i drapiąc bąble po pogryzieniach: „On kłamie, to monopolista, wmawia nam wady w bandzie Mansona, a sam ma wyświęconych samych gejów i pedofilów i Rydzyka” (por. TNM 4).

Jezus przyszedł, by naprostować ścieżki ludzkie. Gdy woła „nawróćcie się” oznacza to ponowne ustawienie priorytetów. Wszystko poza Bogiem – kariera, rodzina, bogactwo – mają być tylko przystankami w drodze do Nieba. „Metanoeło” oznacza „zmieniam swój umysł, zamysł”, a więc zmieniam pomysł na siebie, ustawiam na nowo każdą sferę życia. Wielki Post jest ku temu okazją – by się zmienić i uniknąć kataklizmu.

Tak Na Marginesie:
1) Kain sam zauważa, że uruchomił błędne koło. Skoro on zabił swojego brata, to dlaczego nie potraktować go sprawiedliwie i nie odebrać mu życia? Stąd ochrona nadana przez Boga – Kain nie był wcieleniem zła, zabójstwo brata nie zmieniło go w diabła.
2) Gdy Jezus mówi w Mt 24,38 o Potopie, używa słowa „kataklismos”, takiego samego, jakiego na określenie Potopu używa Septuaginta, przekład grecki Starego Testamentu powstały w egipskiej diasporze i stosowany przez Ewangelistów i Kościół pierwszych wieków. Słowo to wywodzi się od dwóch członów – „kata”: „przeciw”, „według” i „kludon” – „falę”, a „kataklidzo” oznacza wprost „zalewam”, „zatapiam”.
3) Zasada ta, wywodząca się z prawa rzymskiego, jest podstawą dla wielu liberałów ekonomicznych i obyczajowych. Niestety, zapominają oni, że bardzo często, na przykład przy wyborze pracy bez żadnych zabezpieczeń „chcę” to tak naprawdę „muszę” – „muszę, ponieważ mam troje dzieci, kredytu nie udzieli mi żaden bank, mieszkanie tonie w pleśni a prywatne ubezpieczenie zdrowotne nie pokrywa leczenia chorób wynikających ze złych warunków lokalowych (według gwiazdki numer cztery na stronie trzeciej aneksu do umowy zatwierdzonej przy okazji «uzupełniania dokumentacji » podczas wypłacania odszkodowania za złamaną nogę)”. Chcący musi mieć pełną wiedzę, a volenti non fit iniuria zostawia pracownika – nie bacząc na jego wykształcenie – sam na sam z działem prawnym sporej organizacji – czy to ubezpieczyciela prywatnego, czy to ZUS-u.
4) Pomijam to, że szatan jest w filmikach G.F. Darwin tym dobrym, widzącym bezsens działania Boga, jak na przykład w filmie o Hitlerze, który żałuje i przez to idzie do nieba, choć wymordował miliony.

Hiob Pesymista i Jezus, który musi być Chrystusem. V Niedziela zwykła

Pierwsze czytanie ukazuje nam Hioba, być może najtrudniejszą postać w Starym Testamencie. Myślę że przyczynę stanu, w jakim znalazł się ten sprawiedliwy zna każdy – Bóg pozwolił wystawić go na próbę, odebrać wszystkie oznaki Bożego błogosławieństwa i sprawdzić, czy tylko ono powodowało wierność Prawu.

To, co czytamy jest odpowiedzią na mowę Elifaza z Temanu (Hi 4-5), który grzecznie sugeruje, że jednak siedzenie na kupie gnoju i okryta trądem skóra są skutkiem grzechu, wszak „czy zginął kto prawy? Gdzie sprawiedliwych zgładzono? O ile wiadomo, złoczyńca, który sieje nieprawość, zbiera z niej plon” (Hi 4,7-8). Hiob odpowiada na takie dictum, że przecież życie ludzkie jest udręką, ciągłą walką, a samo w sobie jest tylko chwilką. Czytanie pomija tu wers Hi 7,5: „Ciało moje okryte robactwem, strupami, skóra rozchodzi się i pęka”, wskazujące na to, że pesymistyczna wizja dotyczy tylko Hioba, choć całość rozdziału wskazuje, że jest ona diagnozą każdego ludzkiego żywota.

Diagnozą, trzeba przyznać, dość trafną. Zauważmy, że tylko nieliczni mogą sobie pozwolić na życie bez trosk i wysiłku, bez walki o chleb powszedni. U większości ten radosny okres kończy się wraz z dzieciństwem, u innych jeszcze szybciej. Dzień wypełniony jest pracą, wieczór niepokojem o jutro. Hiob jednak wie, że żyje już długo i nie doświadczy już dawnego dobrobytu.

Wobec hiobowego ponuractwa psalm wskazuje u kogo szukać wybawienia od tej sytuacji. To Bóg wszechmocny, który włada gwiazdami niczym owcami na pastwisku (skoro je liczy i nadaje im imiona). Księga Hioba i Psalm 147 są podobne pod kątem ukazania mocy Boga, Pana wszelkiego stworzenia – wspomnijmy choćby opisy krokodyla i hipopotama (Lewiatana i Behemota).

Warto wspomnieć też Pawła, który pisze do Koryntian, że choć „Pan postanowił, ażeby z Ewangelii żyli ci, którzy głoszą Ewangelię” on sam traktuje swoje głoszenie nie jako powód do chluby, ale obowiązek (por. TNM 1).

Pisze, że stał się słabym dla słabych, dla Żydów jak Żyd, choć nie podlegał Prawu (no, te dwa wersy z czytania „uciekły”). Uważa się za ewangelizatora uniwersalnego, chcącego nawrócić jak największą ilość ludzi i dlatego potrzebuje takiej mimikry. O co tu chodzi? Zapewne o metody, jakimi się posługiwał – gdy przemawiał do Żydów, czy do pogan, czy do filozofów, czy do robotników musiał stać się im bliski. Nie mógł przemawiać jak obcy do obcego, gdyż wtedy zostałby odrzucony. To wszystko jednak jest podporządkowane Ewangelii (por. TNM 2)

Jezus, by nawrócić Żydów stosuje dwie metody. Pierwsza to nauka, głoszenie Królestwa Bożego, druga – znaki. Stąd wizyta w synagodze, gdzie można było nauczać, potem w domu Piotra i Andrzeja, którzy zaraz informują o tym, że teściowa Szymona choruje. Jej uzdrowienie staje się znakiem, gdyż zaraz potem całe miasto stoi u drzwi – albo po to, żeby popatrzyć na cuda, albo by cudu doświadczyć (por. TNM 3).

Jezus jednak nie jest jedynie lekarzem – wychodzi pod osłoną nocy z miasta, choć wszyscy Go szukają i idzie dalej, by głosić w synagogach Galilei. Przecież mógłby po prostu uzdrawiać, czyniąc tym samym świat lepszym, a życie ludzi znośniejszym i tak nie przez trzy, a trzydzieści czy pięćdziesiąt lat. W misji Jezusa uzdrawianie jest elementem niejako dodatkowym do roli Mesjasza. W drodze na krzyż cud jedynie potwierdza autorytet nauki i nauczyciela, jest znakiem prawdziwości nauki, stąd decyzja o zabiciu Chrystusa zapada, gdy dokonuje się wskrzeszenie Łazarza i potwierdza się, że ten, który wypędza choroby, złe duchy, rozmnaża chleby i ryby ma także władzę nad życiem i śmiercią.

Ci, którzy chcieliby przedstawiać Jezusa jedynie jako nauczyciela i uzdrowiciela zapominają o tym, że szczytem Jego posłannictwa nie jest grób Łazarza, a Golgota. Ograniczenie Jezusa do nauki moralnej i leczenia chorób uniemożliwia zrozumienie Go jako Chrystusa.

Tak Na Marginesie:
1) Paweł, jak wiadomo z Dziejów, zajmował się szyciem namiotów, z czego też utrzymywał się w czasie np. pobytu w Koryncie pod dachem Pryscylli i Akwili (18,3). Nie zabrania jednak utrzymywania się z darów od wiernych.
2) Błędem wielu duszpasterzy jest przesadne zejście do poziomu wiernych, zbytnie zżycie się z nimi i tym samym albo tolerancja dla grzechu albo wręcz fascynacja nim i uznanie za element Ewangelii. O takich duszbaranach pisałem dawniej tutaj.
3) Samo uzdrowienie nadaje się na osobny wpis, gdyż daje sporo informacji o Piotrze. Mieszka z bratem, ma teściową, ale nie ma słowa o żonie. Mógł być wdowcem. Pewne teorie sugerują, że choroba teściowej Piotra miała podłoże psychologiczne i była objawem niezgody na porzucenie rodziny i biznesu rybackiego.

Opowieść o zatwardziałym proroku, czyli Jonasz kontra El-Hannun

Bohaterem tego wpisu będzie język hebrajski. A raczej kilka słów. W pierwszej kolejności QWM, czyli „wstać”, potem HLK, czyli „iśc”, a wreszcie QR’, czyli „wołać, krzyczeć”. Okazjonalnie wystąpi też JSzB, czyli „siedzieć, mieszkać”. Dlaczego? Ponieważ w pierwszym czytaniu Jonasz po raz kolejny słyszy wezwanie, by wstać – nie wiadomo czy z kanapy, czy też z jakiegoś innego wygodnego siedziska. Od tego wezwania zaczyna się Księga Jonasza, a właściwie: Jony, bo tak brzmi w oryginale imię tego proroka. Zobaczmy, kiedy słyszał on wezwanie „Qum”, czyli właśnie „wstań”.

Najpierw Bóg mówi w Jon 1,2: „Wstań, idź do Niniwy – wielkiego miasta – i upomnij ją, albowiem nieprawość jej dotarła przed moje oblicze”.

Teoretycznie wszystko się zgadzało. Niniwa była siedliskiem zła, więc skargi na nią dotarły do Boga, a ten nie pozostał obojętny. Prorok więc wstaje i idzie… do Jafy, aby udać się do Tarszisz. Poniżej mapka poglądowa pokazująca lokalizacje Niniwy i Jafy.

Jonmapa

Biorąc pod uwagę, że aby dopłynąć statkiem do Niniwy Jona musiałby opłynąć całą Afrykę był to niezbyt fortunny wybór środka podróży – pod warunkiem, że zakładamy, że prorok szedł tam, gdzie wskazał Bóg. On jednak chce od Boga uciec. Tarszisz w Rdz 10,4 jest jednym z potomków ludności popotopowej, jednym z kuzynów Kittim, jak język hebrajski określa Greków. Ogólnie chodzi o lud na dalekim zachodzie, a wielu homiletów i komentatorów Pisma łączy Tarszisz z Hiszpanią, która była wtedy najdalszym zachodnim krańcem świata.

Ogólnie, Jonasz uznał, że do Niniwy nie pójdzie. Dlaczego? Bo przecież Bóg nie kazał mu iść i tryumfalnie ogłosić: „a teraz patrzcie na ten deszcz ognia i siarki, który was zniszczy!”, ale głosić nawrócenie. Bóg kazał: „qum, leka u-qera aleha” – „wstań, idź i wołaj do niej”. Tak więc Jonasz już wie, co będzie dalej: grzesznicy nawrócą się i zamiast kary otrzymają jedynie pokutę. Tak być nie może! Więc Jonasz ucieka na morze, wychodząc z założenia, że tam go Pan, Bóg ludu żyjącego na pustyni, niezwiązanego z morzem, nie dorwie.

Pomylił się mocno. Nawet jeśli Bóg siedzi dalej w Jeruzalem, to ma możliwość rzucenia wielkiego wiatru na morze, a także posłania wielkiej ryby. Podobnie omylił się Ben-Hadad, król Aramu, gdy po porażce w górach, uznał że wyda Achabowi bitwę na równinie, na co Bóg zapowiedział przez proroka: «Tak mówi Pan: Ponieważ Aramejczycy powiedzieli: „Pan, Bóg Izraela, jest Bogiem gór, a nie jest On Bogiem równin”, dam całe to wielkie mnóstwo w twoje ręce, abyście wiedzieli, że Ja jestem Panem». (1 Krl 20, 28).

Na morzu, Jonasz wszedł do najdalszej część statku i zasnął. Gdy żeglarze uznali, że nic nie mogą już uczynić, zaczęli się modlić, każdy do swojego boga, ale nie pomagało. I wtedy dowódca żeglarzy przychodzi do niego, budzi i mówi: „Qum, qera!”, „Wstań, wołaj do swojego Boga!” Znowu Jonasz musi się wstawiać za poganami. Ci jednak szybko ustalają winnego. Losy wskazują na sennego pasażera. Ten przyznaje się, że jest Hebrajczykiem, a czci JHWH, „który stworzył morze i ziemię”. Nie w porę przypomniał sobie ten fakt. Po kolejnych próbach dotarcia do brzegu żeglarze wrzucają Jonasza do wody… wołając do JHWH (tak, cytat z żeglarzy zawiera tetragram). To jeden z pierwszych akcentów pokazujących uniwersalizm Boga Izraela, wykraczający poza ramy narodu, a przecież obecny już wcześniej.

Wielka ryba połyka Jonasza i wyrzuca go na brzeg, a tam znowu pada polecenie: „qum, leka, u-qera”. Więcej, tym razem Bóg precyzuje, w jakim celu: Jonasz ma głosić haqqeriję, czyli poselstwo, orędzie: czterdzieści dni zostało do zagłady Niniwy. Gdzie to polecenie padło? Gdziekolwiek wielka ryba wyrzuciła proroka – wciąż był to szmat drogi. Jonasz wstał (jaqam), i poszedł (wajjelek) i doszedł do Niniwy, gdzie wołał (wajjiqra).

Wystarczyło przejście jednej trzeciej długości miasta, by wieści o rychłej zagładzie poruszyły mieszkańców miasta, i by ci uwierzyli w… Kogo? Żeglarze wołali do JHWH, a Niniwici uwierzyli w Elohim, czyli dosłownie w bogów (por. TNM 2). Ogłosili, a dosłownie  „obwołali” post (wajjiqreu-com). Wieści dotarły do króla, który wstał (wajjaqam) ze swego tronu i zarządził wielką pokutę. Post dotyczy nie tylko ludzi, ale też zwierząt. Rozkaz jest jasny: mają ubrać się w wory i wołać do Boga (wajjiqreu el-Elohim), ale przede wszystkim odwrócić się od swoich grzechów. I Bóg (Elohim) wysłuchał – odwrócił się od zamiaru zniszczenia Niniwy.

Jonaszowi nie podobało się to, więc zaczął modlić się do Boga (JHWH), wyrzucając mu miłosierdzie. W brzuchu ryby chwalił ocalenie, jakie sprawił mu miłosierny Bóg (El-Hannun), teraz o to miłosierdzie Boga oskarża. Uważa wręcz, że śmierć jest lepsza dla niego niż życie. Bóg pyta, czy prorok uważa swój gniew za słuszny. Nie ma odpowiedzi – Jonasz idzie na wschód od miasta, tam się zatrzymuje (jeszew), robi sobie szałas i siada (jeszew), by oglądać, co się stanie w mieście. Może miał nadzieję, że to, że szedł tyko jeden dzień, a nie trzy sprawi, by zło wyrządzane przez nienawróconych Niniwitów wystarczyło do zagłady miasta. Bóg (JHWH-Elohim) sprawia, że wyrasta krzew, co Jonasz mógł uznać za znak akceptacji. Potem jednak ten Bóg (haElohim) sprowadza także robaczka, którego celem jest zniszczenie krzewu. Bóg (Elohim) sprowadza gorący wiatr, który wraz z palącym słońcem doprowadza Jonasza niemalże do udaru. Znów pojawia się postawienie śmierci nad życiem, znowu pytanie: „Czy słusznie się gniewasz?” i znowu odpowiedź „tak”. I tu się kończy cierpliwość Boga, bo prorok nie rozumie symbolu, trzeba go więc wytłumaczyć: Jonasz ma problem z powodu uschnięcia jednego krzaczka, a nie rozumie starań Boga o ocalenie wielkiego miasta pełnego ludzi i zwierząt.

Niektórzy preferują inny układ księgi, gdy Jonasz idzie do miasta, ale nie wchodzi do niego i nie głosi, ale siada pod miastem i czeka na zagładę i dopiero historia z krzakiem zmusza go do realizacji swej misji. W tej wersji, w której bohaterem pozytywnym jest ludność Niniwy, kończy się happy endem w wersecie Jon 3,10.

Wersja kanoniczna nie jest opowieścią o nawracających się poganach, ale o zatwardziałym proroku. Jonasz reprezentuje te postawy, których spodziewa się po Niniwie: nieposłuszeństwo Bogu, symulowane nawrócenie, radość z cudzej krzywdy. Okazuje się, że poganie, którzy nie znają prawa, nie odróżniają swojej lewej ręki od prawej są bardziej podatni na orędzie Boga niż człowiek, do którego Pan przemawia bezpośrednio. To właśnie Jonasz, którego imię niewinnie oznacza dosłownie „gołębicę” okazuje się negatywnym bohaterem księgi, nawet pomimo pięknej pieśni ułożonej w brzuchu wielkiej ryby.

Podobnie jest z wieloma katolikami, którzy obrażają się na Pana Boga, jeżeli nie chce On być ich plemiennym bóstwem, jeżeli miłosierdzie ma ogarniać także pogan czy grzeszników. Zawsze znajdą dowód na to, że Jezus głosowałby na tę samą partię polityczną, co oni i miałby te same poglądy na temat przemocy czy kary śmierci. Prawi Polacy-katolicy potrafią rozpaczać, gdy biskupi widzą możliwość przyjmowania choćby pojedynczych muzułmanów, czy nawet chrześcijan z Bliskiego Wschodu, którego mieszkańcy przecież (jeśli wierzyć prawicowym portalom) są bandą złowrogich pół-ludzi, pół-diabłów, genetycznie wręcz skłonnych do przemocy, nienawidzących wszystkiego co nieislamskie i niearabskie. Wizja, że Bóg jest Bogiem wszystkich ludzi i nie chce śmierci nawet najgorszego z nich jest dla nich ohydna, gdyż kłóci się z ich pragnieniem wymierzenia sprawiedliwości zbrodniarzom.

Nie dziwmy się, że wokół nas Niniwa, skoro wokół mamy tylu Jonaszy. Jak ma ona się nawrócić, skoro życzymy jej zagłady?

Bóg krzyczy „Lechu!”, czyli o wezwaniu do spotkania. Święto Chrztu Pańskiego

Czytanie z Księgi Izajasza przedstawia nam zdziwienie Boga, który ogłasza wielkie rozdawnictwo. Zachęca do czerpania wody, do jedzenia, picia mleka i wina za darmo. Pada w czytaniu pytanie:
„Czemu wydajecie pieniądze na to, co nie jest chlebem?”
Tysiąclatka w czwartym wydaniu ma jednak: „pieniądza”. Nowsze przekłady, w tym ten stosowany w liturgii mają liczbę mnogą. A oryginał? Oryginał ma zbitkę „tiszqelu-kesep”, czyli „odmierzacie, odważacie (por. TNM 1) srebro”, przy czym „kesep” w domyśle oznacza także „pieniądze”, a razem oznacza tworzy związek „płacicie pieniądze”.

shql

Czy odnosi się do pokarmu prawdziwego, czy też duchowego? Zauważmy, że obfitość i nieurodzaj w Księdze Izajasza najczęściej odnoszą się do obu tych sfer. Nieurodzaj oznacza grzech Izraela, odejście od Boga, co wiąże się z brakiem błogosławieństwa, a także ochrony ze strony Boga (skoro i tak ufają bardziej bożkom niż Jemu), w efekcie wojnami, a to zawsze wiąże się z głodem. Urodzaj to odwrotność: powrót do przestrzegania Prawa, co oznacza powrót sprawiedliwości i tym samym łaski. Prawdopodobnie Izajasz wskazuje tu z jednej strony na wydawanie pieniędzy na zbytki, a z drugiej na szukanie dobra poza Bogiem Izraela.

No, więc co jest złego w płaceniu za wodę, mleko i wino? A to, że to marnowanie kasy, bo Bóg daje to za darmo. Zapowiada, frykasy, tłuste (czytaj: obfite) potrawy. Warunek? Bóg woła: „Przyjdźcie!” (hebr. „Lechu!”). Nie ma dostawy do domu, trzeba się wysilić. Nie oznacza to jednak, że można przyjść na zasadzie „jakiego mnie, Panie Boże, stworzyłeś, takiego mnie masz”.

Trzeba porzucić swoje drogi i wejść na drogi Boże. Nie chodzi jedynie o zmiany widoczne gołym okiem: frekwencję w kościele, unikanie brzydkich słów, czy nieodpowiedniego towarzystwa, ale przede wszystkim o nawrócenie serca. Drogi Boże są przede wszystkimi drogami sprawiedliwości. Zmiana zewnętrzna musi wynikać z serca, z wnętrza człowieka.

Stąd różnica między licznymi obmyciami, jakie zna judaizm a chrztem, jakiego udzielał nad Jordanem Jan, a chrztem chrześcijańskim. Żydzi stosowali obmycia z nieczystości, jaką można było zaciągnąć mechanicznie, przez kontakt z tym, co było zakazane, obrzydliwe. Takie obmycie usuwało niezgodność z Bogiem, pozwalało uniknąć kontaktu sacrum ze sferą profanum – w obie strony (por. TNM 2). Jan dawał chrzest będący oznaką nawrócenia serca, uwieńczeniem powrotu do Boga, choć prawdopodobnie sam rytuał zanurzenia był rozumiany jako uwolnienie od grzechu, skoro przychodzili do niego faryzeusze i uczeni w Piśmie. Chrzciciel krytykuje ich, gdyż przychodzą kierowani strachem przed karą, a nie tęsknotą za Bogiem.

Chrzest chrześcijański ma znaczenie z jednej strony znaku, z drugiej ma realny wpływ na zmazanie grzechu pierworodnego. Łączy w sobie ducha i rzecz, będąc tym samym doskonalszym niż obmycia żydowskie i chrzest Janowy.

Piero_della_Francesca_045

A Jezus? Zauważmy – ludzie przychodzili do Jana, zanurzali się i wyznawali grzechy. Stawali w prawdzie wobec siebie i Boga. Tak naprawdę nie wiemy, jak masowy był ruch Jana, ani ile osób było obecnych przy chrztach, czy były one wyznawane głośno, czy też tak, by tylko chrzczący je słyszał. Chodziło przede wszystkim o to, by stanąć w prawdzie i uznać swoją grzeszność. Chrystus przyszedł i… otworzyło się niebo. Nie miał nic do wyznawania. Za to Bóg wyznał, że to Jezus jest Jego Synem umiłowanym. Zaraz potem Jan uznał, że ma przed sobą kogoś, komu nie jest godzien rozwiązać rzemyka u sandałów i wskazał uczniom, by szli za Jezusem.

Jezus nie zaczął nauczania od stwierdzenia „jestem wielkim autorytetem, nieskazitelnym Barankiem Bożym” – te opinie wobec zgromadzonych Żydów wydają inni, Ojciec i Jan. Przez kolejne trzy lata nauczania Chrystus da dowody prawdziwości tych twierdzeń, co zostanie zwieńczone wypełnieniem Prawa w ofierze krzyżowej.

Warunkiem skorzystaniem z miłosierdzia Boga jest jednak nadal nawrócenie, pójście za Nim, by naśladować Jego czyny i postawy. Przeciwnym razie drogi człowieka i Jezusa będą się stale przecinać, ale bez gwarancji wspólnego celu.

Tak Na Marginesie
1) Czasownik „szaqal” (odmierzył, zważył) na pewno nie pozostaje bez związku z walutą Izraela: szeklem. Podobnie jak funt brytyjski czy talent była to jednocześnie miara wagi i rodzaj monety.
2) Tak samo jak ten, kto ma kontakt z czymś nieczystym winien się obmyć, tak samo ten, kto ma kontakt ze świętością, winien zmyć ją przed kontaktem ze świeckimi sprawami. Stąd na przykład Żydzi czytając w synagodze Pismo Święte używają odpowiedniej wskazówki, by nie dotykać świętego tekstu.

Co z Jezusem nakazywało zrobić Prawo?

Jezus, jak każdy Żyd, przeszedł dwa obrzędy zakorzenione w historii Narodu Wybranego.

Pierwszy, to obrzezanie, znak przymierza zawartego w Kanaanie z Abrahamem. Zazwyczaj dokonuje się to osiem dni po narodzeniu, po zakończeniu okresu nieczystości matki (por. Kpł 12, 2). Wiązało się to z oficjalnym nadaniem imienia – do czego za chwilę wrócimy. W szczegóły chirurgiczne nie wnikamy.

Drugi, to ofiarowanie, znak przymierza zawartego z Izraelem za pośrednictwem Mojżesza. Pierworodne potomstwo należało do Boga, tak w przypadku ludzi, jak i zwierząt, czy nawet plonów, zgodnie z Księgą Wyjścia (Wj 13), na pamiątkę wyjścia z Egiptu.

Józef z Maryją zanieśli Jezusa do Świątyni by, po pierwsze, potwierdzić Jego udział w dziedzictwie Abrahama, a po drugie, w Izraelu. Józef przyniósł „okup” za Jezusa w wysokości pięciu szekli, zgodnie z Księgą Liczb (18,15). Ofiara, jaką składa za siebie Maryja jest ofiarą ubogich (rodzina, która byłoby na to stać, powinna złożyć w Świątyni baranka i synogarlicę, a nie dwie synogarlice, por. Kpł 12 6-8). W sumie czytanie dzisiejsze powinno mieć miejsce

Naprzeciw wychodzi im starzec Symeon. Zapewne był traktowany w Jerozolimie jak miejscowy dziwak, który mimo bardzo dobrej opinii moralnej, uparł się, że jeszcze zobaczy Mesjasza. Łukasz jednak zaznacza, że ten prorok był kierowany przez spoczywającego na nim Ducha Świętego. Mamy więc spotkanie wszystkich trzech Osób Trójcy.
Symeon-the-God-receiver-Anna-the-Prophetess

Wracamy tu do wątku nadania dzieciątku Jezus (por. TNM 2) imienia. To dość logiczne. Do tej pory dziecko było przy matce, a ta nie mogła uczestniczyć w życiu wspólnotowym. Tak więc wynoszą dziecko z domu i idą do Świątyni przedstawić je Panu, ale też reszcie Żydów, a gdy się kogoś przedstawia, należy podać imię. W mentalności semickiej imię ma wielkie znaczenie. Nie służy jedynie identyfikacji, ale wyraża charakter osoby, zawiera jej tożsamość (por. TNM 3). Józef i Maryja już wybrali imię… To znaczy: dowiedzieli się od anioła, jakie imię mają wybrać (Józef w Mt 1,21, Maryja zaś w Łk 1,31). Jehoszua, czyli Jozue, czyli po grecku Iesous. Na polski Jezus tłumaczy się „Bóg zbawia”, a właściwie „JHWH zbawia” (por. TNM 4). Jak gdyby dla potwierdzenia anielskich zapowiedzi Symeon ogłasza, że widząc niemowlę ujrzał zbawienie Boga. Pełni tu rolę proroka, ogłaszającego boski plan wobec dziecka.

Starzec mówi o zbawieniu wobec wszystkich narodów, świetle na oświecenie pogan. Były to niebezpieczne słowa, biorąc pod uwagę, że nad Świątynią wznosiła się twierdza Antonia, gdzie wcale nie pragnący oświecenia ze strony wschodnich dziwaków pogański naród pilnował, by wyczekujący mesjasza lud się nie burzył i by w razie jakiegoś ataku histerii religijnej zainterweniować. W takich czasach zbawienie rozumiano przede wszystkim jako wyzwolenie od tego garnizonu, nie zaś od grzechu czy śmierci. Jeszcze bardziej naraża Jezusa Anna, córka Fanuela, rozpowiadająca pragnącym wolności Jerozolimy proroctwa Symeona.

Druga część proroctwa wskazuje na podział, jaki w Izraelu wywoła Jezus. Jedni powstaną, inni upadną, a Jego życie będzie znakiem, który będzie budził sprzeciw. W tym momencie Symeon wtrąca słowa o mieczu, jaki przeniknie serce Maryi. To dziwne skojarzenie do momentu, gdy weźmiemy pod uwagę, że Matka Boska przeżyła Jezusa i stała pod krzyżem, który stał się znakiem wiary w zmartwychwstanie, która podbiła Rzym, i który budzi wielki sprzeciw.

Po tych wydarzeniach Święta Rodzina udaje się do Nazaretu. Za jakiś czas wypędzi ich stamtąd prześladowanie Heroda, a gdy tyran zmarł (między 1, a 4 r. po narodzinach Chrystusa), wrócili i znowu żyli prosto, nie wyróżniając się spośród innych rodzin, z małą przerwą na pielgrzymkę do Jerozolimy. Jezus prowadził życie ukryte, przygotowując się na spełnienie proroctw, z dala od pałaców, czy nawet willi. Nawet w Nazarecie nie był uważany za wyróżniającego się w pobożności czy mądrości. Ta prostota i cicha, wzrastająca mądrość nie była w końcu na pokaz, ale miała być elementem, który wyda pełny owoc dopiero w czasie Paschy, gdy krzyż miał nabrać znaczenia, jakie ma aż do dzisiaj.

Tak Na Marginesie
1) Kto był pierworodnym Abrahama? Jego pierwszą żoną była Sara, jednak ona sama zaleciła mu, by spłodził z niewolnicą Hagar dziecko, Izmaela (Rdz 16). Gdy urodził się Izaak, Sara zażądała oddalenia konkurencji do spadku. Już wcześniej gdy okazało się, że jej „genialny” plan wypalił, jednak mająca urodzić pierworodnego niewolnica poczuła się zbyt pewnie, zazdrosna żona patriarchy zaczęła traktować nietypową surogatkę tak źle, że ta, będąc w ciąży, uciekła na pustynię. Abram nie chciał się zgodzić, jednak Bóg zapewnił go, że tylko drugi chronologicznie syn będzie jego dziedzicem. Wciąż jednak oddalona kobieta z dzieckiem (14-latkiem, biorąc pod uwagę, że Izaak urodził się gdy Abraham miał lat 100, a Izmael – gdy miał lat 86) znajdowali się pod opieką Boga (Rdz 21). W tym wypadku było to usprawiedliwione, bo to Izaak był darem Bożym dla Abrahama, z którego obiecano mu potomstwo liczne jak gwiazdy. Czy Abram powiedział żonie o tej obietnicy? Jeśli tak, to dlaczego zaledwie jeden rozdział później bierze ona sprawy we własne ręce? W sytuacji, gdy kobiety nieraz umierały w połogu, a mężczyzna mógł mieć więcej niż jedną żonę opowieści o Sarze i Hagar mogły stanowić inspirację dla tego, by uznawać za pierworodnego syna zrodzonego z aktualnie kochanej partnerki i dla bezpieczeństwa wydziedziczania dzieci z poprzednich małżeństw. Stąd też w Prawie znalazł się zapis ograniczający nadużycia w takich wypadkach (Pwt 21, 15-17).
2) Grecki termin „paidion Iesous” jest używany przez Łukasza tylko w jednym miejscu. Jak na lekarza przystało, ten Ewangelista przykłada wagę do wieku. I tak: w żłobie leży „brefos” – noworodek, do Świątyni zanoszony zaś jest „paidion” – niemowlę. Dwunastoletni Jezus zostaje w 2,43 opisany jako „pais” – chłopiec.
3) Znamy kilka postaci biblijnych, u których dochodzi do nadania nowego imienia. I tak poza Abramem-Abrahamem i jego żoną Saraj-Sarą warto wymienić choćby Ozeasza, który stał się Jozuem (Jehoszuą), czy Jakuba-Izraela. Nadanie imienia ma niekiedy sens symboliczny – jak na przykład spłodzone z nierządnicy Gomer dzieci proroka Ozeasza, Lo-Ammi (Nie-Mój-Lud) i Lo-Ruchama (Dla której nie ma miłosierdzia). Poznanie imienia daje w pewnym sensie władze nad człowiekiem (zwłaszcza, gdy ukrywa się on, czy przed kimś ucieka).
4) Jezus to imię teoforyczne, mające w sobie odwołanie do Boga. Żydzi znają imiona odnoszące się zarówno do tytułu „Elohim”, jak choćby:
– wspomniany w pierwszym czytaniu Eliezer („Bóg wspomożycielem”),
– archanioł Michał, którego imię Mi-ka-El” znaczy „Kto jak Bóg?”,
– Izrael, imię nadane Jakubowi na pamiątkę tego, że walczył z Bogiem i ludźmi i wygrał.
Ciekawie się robi przy imionach z cząstką „jahwistyczną”, takie jak Eliasz (Elijahu, „JHWH Bogiem”), czy właśnie Jehoszua. Imiona z członem „jah” mają dowodzić wersji z wymową „Jahwe”, te z „jeh” – wersji z wymową „Jehowa”.

Jan Męczennik, czyli o strachu i radości bliskiego spotkania. III Niedziela Adwentu

I znowu liturgiści mieli zagwozdkę przy Izajaszu i znowu musieli coś wyciąć. Tym razem zmiana była poważna, co widać choćby po tym, że obcięto wers 61,2, skracając go do „aby obwieszczać rok łaski Pańskiej”, podczas gdy część druga brzmi: „i dzień pomsty naszego Boga; aby pocieszać wszystkich zasmuconych”. Cały rozdział 61 to zapowiedź wyzwolenia z niewoli i powrotu Izraelitów do Ziemi Obiecanej. Ten dzień dla jednych (dla Żydów) będzie szczęśliwy, a dla innych, ludów pogańskich – straszny. Wyzwolenie będzie połączone z wprowadzeniem sprawiedliwości, odpłaty za cierpienie przeżyte, ale i te zadane. Wszyscy ujrzą chwałę Izraela i w oczekiwaniu na ten dzień nie ma miejsca na smutek. Przygotowanie przypomina raczej bliskie wesele, gdy pan i panna młodzi stroją się w najlepsze szaty.
Do czujności wzywa także Jan Chrzciciel. W pierwszym rozdziale Ewangelii według św. Jana pojawia się on dwa razy. Pierwszy raz to fragment hymnu o Słowie. Ewangelista, zaznacza że celem działalności Chrzciciela było zaświadczenie o „Światłości” (Chrystusie), ale podkreśla przy tym mocno, że nie świadczył sam o sobie.
Drugi wątek to już narracja o świadectwie Jana, bardzo dla Ewangelisty ważnym. Istniały grupy uznające Chrzciciela za Mesjasza, które potem na kartach Ewangelii były opozycją w stosunku do Jezusa, stąd inny jego uczeń przytacza słowa wspólną nauczyciela. Nawet opisując chrzest, Ewangelia Janowa opiera się nie na osobistym doświadczeniu autora, ale na autorytecie Chrzciciela. Ma to ostatecznie rozwiać wątpliwości co do tego, kto tu zapowiada kogo. A przecież Jan wypowiadał się ość jasno, gdy nad Jordan przyszli posłani ze stolicy kapłani, lewici, ale też faryzeusze. Dlaczego te dwie, zwykle skłócone, grupy tym razem współdziałają? Mogło być tak, że była to reprezentacja wysłana przez Sanhedryn celem zbadania nowej nauki, a obecność faryzeuszy wynikała z tego, że Jan działał w sposób nie mieszczący się w Torze spisanej (jedynego źródła wiary dla saduceuszów), więc należało sprawdzić, czy jest wierny uznawanej przez peruszaim Torze ustnej (zbiorowi nakazów, rzekomo przekazanych właśnie ustnie przez Mojżesza, a potem przechowanych w Tradycji).
Jest jeden, główny powód, dla którego trzeba Jana sprawdzić. Chrzciciel rozumie ten cel nawet gdy pytanie poselstwa nie zdradza go. „Kim jesteś?” – pytają go, a on odpowiada: „Nie jestem mesjaszem (gr. „Ego uk ejmi ho Christos”)”. Właściwie „wyznał, a nie zaprzeczył”.
Słowo „zaprzeczył” w dokładnie tej formie („ernesato”) pojawia się w każdej Ewangelii, gdy pojawia się wątek zaparcia Piotra, a także gdy w Mt 10,33 Jezus mówi o tych, którzy się Go zaprą przed ludźmi. Słowo „arneomai” ma znaczenie odcięcia się od sprawy, osoby lub rzeczy. Można nawet zauważyć, że słowo to dotyczy fałszywego stwierdzenia pod wpływem strachu lub próby oszustwa. Ewangelista podkreśla więc, że odmawiając sobie godności Mesjasza Chrzciciel nie kłamał.

Jan więc ogłasza, że nie jest Mesjaszem, ale sprawa Mesjasza nie jest mu obojętna. Faryzeusze rozumieją to według tradycji i sprawdzają drugą postać, której powrotu oczekiwali. Jan nie jest jednak ani Eliaszem wracającym po wniebowzięciu (por. TNM 1), ani prorokiem. Kim jest? Jan przywołuje tu ten sam werset, co Marek (1,3), którego czytaliśmy tydzień temu. Faryzeusze burzą się, że skoro nie jest żadnym z tradycyjnych zwiastunów Mesjasza, to jakim prawem chrzci. Na co Jan zapowiada im, że chrzest z wody jest tylko zapowiedzią chrztu, jakiego udzieli Mesjasz, który już jest między nimi.
W tym momencie faryzeusze mogli uważniej się rozglądać, szukać postaci wybitnej. Jak rozumieli „pośród was”? Czy chodziło o grupę samych faryzeuszy, czy o wszystkich Żydów. Biorąc pod uwagę, że Jezusa uważano ze względu na nauczanie o zmartwychwstaniu za przedstawiciela faryzeizmu obie interpretacje są jak najbardziej poprawne.
Tak Na Marginesie:
1) Gdy jednak Jezus odpowiada na pytanie uczniów o Eliasza, którego powrót miał poprzedzić przyjście Mesjasza, Jan zostaje nazwany Eliaszem. Być może sam nie rozumiał tego, że jest tym prorokiem symbolicznie, a faryzeuszom odpowiedział na pytanie o powrót z nieba dokładnie tej samej postaci z Ksiąg Królewskich. Sam Chrzciciel miewa też wątpliwości, czy Jezus jest rzeczywiście tym, na którego czekał (Mt 11,2-6) – lub może jedynie chciał przekonać uczniów.

Wielka niwelacja, czyli o złej gościnności, łasce Bożej i Johananie HaMatbilu. II Niedziela Adwentu

I znowu Izajasz i znowu coś z czytania uciekło. Tym razem wersy Iz 40,6-8, przedstawiające niskie mniemanie proroka o człowieka, który przemija, podczas gdy potęga Boga trwa:

Głos się odzywa: „Wołaj!”
– I rzekłem: Co mam wołać? –
„Wszelkie ciało to jakby trawa,
a cały wdzięk jego jest niby kwiat polny.
7 Trawa usycha, więdnie kwiat,
gdy na nie wiatr Pana powieje.
<Prawdziwie, trawą jest naród>.
8 Trawa usycha, więdnie kwiat,
lecz słowo Boga naszego trwa na wieki”.

Utrzymano jednak sedno sprawy, czyli wezwanie do tego, by prostować ścieżkę Panu. Kiedy padła ta zachęta? Proroctwo o nadchodzącym z mocą Bogu padło tuż po innym proroctwie. Oto Ezechiasz, król judzki zachorował, a Merodak Baladan, król Bawel, czyli Babilonu przysłał mu list i dary z życzeniami powrotu do zdrowia. Wdzięczny chory pokazał posłom wszystkie swoje skarby. Po tym przychodzi Izajasz i pyta, co widzieli ci ludzie. Na to król: „Wszystko”. Więc Izajasz zapowiada, że: „Oto nadejdą dni, gdy to wszystko, co jest w twoim pałacu i co nagromadzili twoi przodkowie aż do dzisiejszego dnia, zostanie zabrane do Babilonu. Nic nie pozostanie, mówi Pan.” (Iz 39,6). Na to król, że skoro to nie ma się tak stać za jego życia, to spoko.

Zaraz potem, jakby dla zrównoważenia strasznej zapowiedzi, Izajasz wzywa do tego, by przygotować Bogu drogę. Jest to naprawdę ambitne zadanie. Należy:
– zniwelować wzniesienia: od pagórków po góry,
– materiałem uzyskanym w wyniku niwelacji zasypać doliny,
– usunąć wszelkie gwałtownie zmiany wysokości terenu.

Krótko mówiąc: ma być płasko. Dlaczego? Bo taka droga jest najlepsza. Za każdym razem, gdy pokazywane są plany budowy nowych dróg, widzimy, że prowadzone są prace nad tym, by nowy szlak, czy to kolejowy czy asfaltowy, nie przypominał rollercoastera. Różnice w wysokościach może i są naturalne i sprawiają, że wyprawy górskie są przyjemne i gwarantują piękne widoki, ale gdy się podróżuje w celach innych niż turystyczne to tylko zawady. W starożytności oznaczało to konieczność częstszych postojów lub zmieniania zwierząt pociągowych, ryzyoko zsunięcia się w przepaść cz

A droga musi być godna tego, kto nią pójdzie. Adonaj JHWH, w Tysiąclatce: „Pan Bóg” idzie z mocą, więc powinien sobie poradzić na wertepach, ale nie o to chodzi, by czekać biernie. Chodzi o to, by nie móc się doczekać tego spotkania, uczynić wszystko, by nastąpiło ono jak najszybciej. Bóg idzie wszak z gotową nagrodą i zapłatą. Nie jest to jednak social, a na coś za coś.

Żeby było jasne: nie ma tu mowy o kapitalizmie, wymianie dóbr w stosunku jeden do jednego. Mówimy tu o nagrodzie w rozumieniu bliskowschodnim. Sługa jest nikim, jego wysiłki zostają nagrodzone przez pana, który robi to, bo chce, a nie musi. Jest to łaska, udzielenie drobnostki z niezmiernego dobytku. Musimy pamiętać o proporcji możliwości człowieka i Boga.

A jednak, Bóg domaga się tego, by dokonać niemożliwego. I bezsensownego. Ba-midbar, a więc „na pustyni” mają być przeprowadzone wielkie przygotowania. Pustynia, jak sama nazwa wskazuje, jest pusta. Nikt tam nie chodzi. Pustynia to miejsce ucieczki od ludzi tak dla ludzi świętych, jak i zbrodniarzy. A jednak stamtąd ma przyjść Bóg.

Ale jaki! Idzie niby z mocą. Ale zaraz potem zostaje porównany do delikatnego pasterza, noszącego na piersi jagniątka i troszczącego o karmiące owce. Lekki szok. Pan, który każe sobie gotować drogi na bezdrożach, dzierżący wielką moc, tylko po to by troszczyć się o najbardziej bezbronnych ze swoich podopiecznych.

Dlaczego? Bo drogi Boga nie są drogami ludzkimi (por. Iz 55,8). Skoro ziemia Izraela zapełniła się grzechami, a każda ścieżka ludzka była ścieżką grzesznika, Bóg był tam, gdzie pozornie nikogo nie było. Jednak, jak już wspomniałem, na pustynię uciekali także ludzie sprawiedliwi – tacy jak Jan Chrzciciel.

Joannes Baptidzon, bo tak brzmi jego imię w Ewangeliach napisanych po grecku, a po hebrajsku zapewne Johanan HaMatbil (por. TNM 1) zaczął głosić w miejscu teoretycznie nie będącym pustynią. W końcu trudno kogoś zanurzyć na bezwodnym pustkowiu. Zawsze ziemia przy rzece jest nieco żyźniejsza, zawsze jakąś rybę się złowi. Czy był więc „głosem wołającego na pustyni”?

Zacznijmy od tego, że mamy problem z tłumaczeniem. Wystarczy spojrzeć na różnicę między czytaniem pierwszym, w którym mamy „Głos wołającego: «Na pustyni…»” a wersją, jaka przeszła do języka polskiego jako synonim głosu bez odpowiedzi: „głos wołającego na pustyni/puszczy”. I grecki i hebrajski rękopis nie mają jasnego podziału interpunkcyjnego. Masoreci kilkaset lat po Chrystusie dopisali dodatkowe znaki – samogłoski i akcenty, naprowadzające na właściwe brzmienie słów i podział logiczny zdania. Także tekst grecki, pisany ciągle i samymi wielkimi literami nie ułatwiał sprawy. Popatrzymy choćby na ten tekst.

źródło: http://www.orygenes.pl/poczatek-ewangelii-o-jezusie-chrystusie-mk-11-8/
źródło: http://www.orygenes.pl/poczatek-ewangelii-o-jezusie-chrystusie-mk-11-8/


Gdzie tu początek zdania, gdzie koniec? TRUDNOOKREŚLIĆTYMBARDZIEJŻEDLAOSZCZĘDZNOŚCITESKTUNIEPISANOIMIONŚWIĘTYCHTYLKOICHSKRÓTYNAPRZYKŁADCHSZAMIASTCHRISTOS.

Jednak gdy przypatrzymy się Ewangelii obie wersje są poprawne, możliwe do zastosowania dla Chrzciciela. „Śpiewanie Marysi” może oznaczać i „śpiewanie przez Marysię” jak i „śpiewanie dla Marysi”.

Jan występuje poza sercem Izraela, poza Jerozolimą, jest oddzielony od kapłanów, choć po ojcu, Zachariaszu, pochodzi z rodu Lewiego, nie jest też faryzeuszem, nie jest też na pewno zwolennikiem Heroda. Występuje na odludziu, ale też głosi na nieurodzajnej ziemi. Lud Wybrany był spragniony słowa Bożego, jednak nie otrzymywał go od swoich przywódców. Jeśli głosili oni prawdę, mieli potem problem, żeby się do niej dostosować w życiu codziennym. Ci, którzy zachowywali się zgodnie ze swoja nauką – saduceusze, qumrańczycy i esseńczycy, nie mieli serca dla prostego ludu.

W to wszedł Jan Chrzciciel, który nie tylko domagał się radykalnej postawy, ale i sam żył radykalnie. Jako nazyrejczyk, został ofiarowany Bogu i dla Niego poświęcił wszystko. Głosił chrzest nawrócenia dla grzeszników, kierując pod ich adresem ostre słowa, ale nie po to, by ich prześladować, ale by ich uleczyć. Jednak ta nowa jakość jest jedynie przedsionkiem do zupełnie nowej jakości.

Jan zapowiada kogoś tak wielkiego, że sam nie jest godzien pełnić wobec niego najgorszej funkcji niewolniczej – zdejmowania sandałów. Dla Żydów jego czasów było to jasne: chodzi o Mesjasza. Chrzciciel rozpalił do czerwoności emocje, które stale były w gotowości do wybuchu. Gdy przyszedł Jezus, grunt był gotowy.

Prostujciesciezki

Tak na Marginesie:
1) HaMatbil to przydomek Jana, syna Zachariasza w Ewangelii według św. Mateusza w edycji Szem Towa oraz np. w powieści „Mąż z Nazaretu” Szaloma Asza. Pierwsza to część polemicznego dzieła hiszpańskiego rabina, Ewangelia Mateuszowa w języku hebrajskim, która wypłynęła przy okazji sporów katolicko-żydowskich. Dzieło Szaloma Asza zaś to powieść, która spowodowała skandal w Synagodze (autora oskarżono o to, że chce ochrzcić Żydów), daleko jest też od chrześcijańskiego rozumienia Chrystusa.

Wybawienie nadejdzie nagle. I będzie straszne. I Niedziela Adwentu

I znowu Izajasz sprawił kłopot liturgistom układającym tekst czytań. Chcieli oni dać tekst o zapowiedzianym przyjściu Boga i słabości człowieka, ale najlepszy ku temu fragment zawierał też wątki antypogańskie, więc skupiono się na wersetach zapowiedzi. A już początek rozdziału 63. Księgi Izajasza zapowiada przyjście Boga celem wybawienia Izraela, ale też rozprawy z narodami, gojim.

Iz

Rozdz 63

16 Boś Ty naszym Ojcem!
Zaiste, nie poznaje nas Abraham,
Izrael nas nie uznaje;
Tyś, Panie, naszym Ojcem,
„Odkupiciel nasz” to Twoje imię odwieczne.
17 Czemuż, o Panie, dozwalasz nam błądzić
z dala od Twoich dróg,
tak iż serce nasze staje się nieczułe
na bojaźń przed Tobą?
Odmień się przez wzgląd na Twoje sługi
i na pokolenia Twojego dziedzictwa.
18 Czemu bezbożni wtargnęli w Twoje święte miejsce,
wrogowie nasi podeptali Twoją świątynię?
19 Staliśmy się od dawna jakby ci,
nad którymi Ty nie panujesz
i którzy nie noszą Twego imienia.
Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił –
przed Tobą skłębiły się góry,
Rozdz.64
1 podobnie jak ogień pali chrust
i sprawia wrzenie wody –
abyś dał poznać Twe imię wrogom.
Przed Tobą drżeć będą narody,
2 gdy dokonasz dziwów nadspodziewanych,
<Zstąpiłeś: przed Tobą skłębiły się góry>
3 i o których z dawna nie słyszano.
Ani ucho nie słyszało,
ani oko nie widziało,
żeby jakiś bóg poza Tobą czynił tyle
dla tego, co w nim pokłada ufność.
4 Wychodzisz naprzeciw tych, co radośnie pełnią sprawiedliwość
i pamiętają o Twych drogach.
Oto Tyś zawrzał gniewem, bośmy grzeszyli
przeciw Tobie od dawna i byliśmy zbuntowani.
5 My wszyscy byliśmy skalani,
a wszystkie nasze dobre czyny jak skrwawiona szmata.
My wszyscy opadliśmy zwiędli jak liście,
a nasze winy poniosły nas jak wicher.
6 Nikt nie wzywał Twojego imienia,
nikt się nie zbudził, by się chwycić Ciebie.
Bo skryłeś Twoje oblicze przed nami
i oddałeś nas w moc naszej winy.
7 A jednak, Panie, Tyś naszym Ojcem.
Myśmy gliną, a Ty naszym twórcą.
Dziełem rąk Twoich jesteśmy my wszyscy.

Co zostało? Tak jak pisałem – fragmenty o słabości ludzi i mocy Boga. Zaczyna się od tego drugiego fragmentu, więc najpierw rzućmy okiem na niego. To obraz Boga, jakiego wyczekują siedzący w niewoli Żydzi. Wiedza, że Bóg jest ich ojcem i odkupicielem. Chrześcijanie ten drugi termin ujmują dość prosto znając swoje rozumienie odkupienia. W języku hebrajskim słowo „goel” ma nieco inne, bardziej dosłowne znaczenie.

Goel to mściciel krwi. Jego obowiązkiem było wymierzenie sprawiedliwości umyślnemu zabójcy, nawet gdyby ten schronił się w „mieście ucieczki”, azylu dla zabójców nieumyślnych. Obowiązkiem starszyzny takiego miasta było wydanie mordercy w ręce mściciela (Lb 35, 9-34). Goel miał także obowiązki mniej mordercze. Izraelitę, który popadłby w niewolę u nie-Izraelity należało wykupić i miał tego dokonać ktoś z najbliższej rodziny (Kpł 25,48-49).

To dotyczyło pojedynczych ludzi. A co z całym narodem? Tu nie wystarczy jeden człowiek, tu musi wejść Bóg. Oczekując tego wykupienia, pomszczenia krzywd, Żydzi oczekują czegoś spektakularnego. Sami jednak wiedzą, że ich kondycja moralna jest, powiedzmy eufemistycznie, nie najlepsza. Z powodu ciężaru win nic nie znaczą, a nawet ich dobre czyny są jak „skrwawiona szmata”. Są teorie, że chodzi tu o rodzaj prymitywnej podpaski – mającej ukryć nieczystość. Takie czyny są popełniane tylko po to, by zrównoważyć wyrządzane zło i wyjść na nieco porządniejszego niż w rzeczywistości. W efekcie gniew Boga jest jak najbardziej słuszny – to Izraelici nie pojęli na czas, że trzeba zwrócić się ku swemu Stwórcy, że zależą od niego jak glina od garncarza.

W tym świetle wezwanie Chrystusa do czuwania nabiera nowego wydźwięku. Najpierw jednak trzeba zadać sobie pytanie, czego ono dotyczy.

Powszechnie przyjmuje się, że 13. rozdział Ewangelii wg św. Marka dotyczy końca świata, czyli Paruzji. Zaczyna się on od zachwytów uczniów nad Świątynią Jerozolimską. W odpowiedzi Jezus ogłasza, że z tego wielkiego dzieła nie zostanie kamień na kamieniu, a potem na osobności wykłada Piotrowi, Jakubowi i Janowi szczegóły. Czy dotyczy to końca świata, czy zburzenia świątyni jerozolimskiej? Jezus zapewnia, że wydarzenie to będzie miało miejsce za czasów tego „pokolenia”. I tak, przynajmniej Jan dożył czasów, gdy po Świątyni zostały tylko gruzy.

Rzuca się w oczy, że jest to ostatni fragment przed rozpoczęciem opisu męki Chrystusa. To, co najważniejsze zostało przekazane, więc teraz podobnie jak gospodarz wybierający się w daleką podróż, Jezus przekazuje ostatnie napomnienia sługom, którym zostawia pieczę nad swoim Kościołem.

Wydaje się, że Jezus łączy tu dwa wątki. Pierwszy, koniec żydowskiej religii w takim kształcie, w jakim znali ją Apostołowie, skupionej na ofiarach i dla której osią świata była Jerozolima i Świątynia (por. TNM 1) Drugi to koniec świata, Dzień Pański, gdy dojdzie do powrotu Syna Człowieczego, czyli Paruzji. Podobnie prorocy Starego Testamentu potrafili w jednym tekście zawrzeć obietnice dotyczące czasów najbliższych i dalszych.

Kamień na kamieniu jeszcze ze Świątyni pozostał i trwał nawet wtedy, gdy na jej miejscu stanęła świątynia Jowisza Kapitolińskiego, potem kościoły chrześcijańskie, a wreszcie, meczety. Ściana Płaczu jeszcze stoi. Podobnie i Ewangelia nie była głoszona wszystkim narodom za czasów Jezusa, bo nie dotarła nawet do południowej Afryki. Jeszcze nie wszyscy słyszeli o Ewangelii (por. TNM 2)

By Golasso - Own work, GFDL, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=12647724
By Golasso – Own work, GFDL, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=12647724

Chrystus porównuje Dzień Pański do człowieka, który wybrał się w daleką podróż i zostawił swój dom pod opieką sług. Nie wiadomo, kiedy nadejdzie z powrotem, choć w zwyczaju było posyłanie przed sobą prodromosa, czyli osoby, która przybywała na miejsce wcześniej, by przygotować miejsce. Tak więc Jezus zapowiada, że będą pewne znaki zapowiadające Paruzję, ale ich rozpoznanie też wymaga czujności. Możliwe, że gdy zwiastun zapuka do drzwi, będzie za późno, by cokolwiek naprawić, by choć trochę ogarnąć dom. Jeżeli nie będziemy stale czujni i nie będziemy stale dbać o swoją duszę, gdy zauważymy oznaki końca, będzie za późno by za grzech żałować, bo dusza będzie znieczulona, nie będzie potrafiła grzechu rozpoznać. Gdy przez całe życie żyje w bałaganie mogę mieć problem z zajarzeniem, że środek pokoju to nie miejsce na buty. Nie będzie dość czasu na zadośćuczynienie, bo liczba skrzywdzonych ludzi będzie ogromna.

Znakom rychłego końca świata towarzyszyć fałszywi mesjasze i im wierzyć nie należy. Tak samo jak rożnym sektom ogłaszającym koniec świata w roku 1914, 1933, 2000, 2012, 2033…

Źródło: http://gosc.pl/doc/1812534.Czy-mozemy-przyspieszyc-paruzje
Źródło: http://gosc.pl/doc/1812534.Czy-mozemy-przyspieszyc-paruzje

Słowa o odźwiernym, który miał zarząd nad całym domem ma znaczenie w związku z gronem uczniów, których dotyczy mowa z Mk 13. Na nadzorcach spoczywa szczególna odpowiedzialność za to, by znaki czasów rozpoznawać i nie ulegać ani fałszywym mesjaszom, ani słodkiemu lenistwu i przeświadczeniu, że „Pan jest jeszcze daleko, porządki mogą poczekać”.

Tak Na Marginesie:
1) Żydzi stale pamiętają o tym, że potrzebują ofiar, które mogą składać tylko tam, gdzie Abraham ułożył ołtarz, na którym miał spłonąć Izaak, dlatego Talmud, ułożony długo po zburzeniu Jerozolimy zawiera spory traktat na temat ofiar świątynnych, a nadto niektóre odłamy dbają o zachowanie czystości linii kapłańskiej.
2) Św. Paweł musiał znać naukę o tym, że wszystkie narody muszą znać Ewangelię, by nadszedł kres czasów, co wpływało na jego aktywność apostolską. Tym bardziej, że nawrócenie pogan miało pociągnąć nawrócenie Żydów (por. Rz 11,25-26).

Duszpasterska apokalipsa, czyli o owcach, kozłach i paszczy pasterza. Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata

Wydawałoby się, że wybór czytań pasowałby bardziej do Niedzieli Dobrego Pasterza. Jednak wystarczyłoby nieco tylko rozszerzyć tekst pierwszego czytania, a mielibyśmy mocne odwołanie do króla Dawida.

Ezechiel w rozdziale 34. pisze o pasterzach, ale przede wszystkim o tych złych. O tych, którzy zamiast strzec owiec opijają się mlekiem i odziewają w wełnę, prowadzą trzodę za zadeptane przez siebie pastwiska i poją mętną wodą. Bóg ustami Ezechiela mówi o tym, że z tego pasterzowania przyjdzie zdać rachunek. Kim są ci pasterze? To kapłani, nauczyciele ludu, czy władcy? Biorąc pod uwagę, że Ezechiel pisze o sytuacji przed wypędzeniem, a z urzędów świątynnych dało się ciągnąć spore profity, sam prorok zaś był z rodu kapłańskiego, chodzi tu o pierwszą grupę.

To ci, którzy powinni strzec ludu przed zagrożeniami, którzy powinni się o niego troszczyć doprowadzili do sytuacji, że słaby i rozproszony lud był bezbronny wobec wrogów. Skończyło się to niewolą babilońską.

Źródło: https://pl.pinterest.com/pin/454371049877161261/
Źródło: https://pl.pinterest.com/pin/454371049877161261/

 

W tym momencie Bóg zapowiada swoje przyjście. Zapowiada, że odtąd sam będzie pasterzował, że obierze je z rąk tych, którzy zamiast opiekunami okazali się drapieżnymi zwierzętami. Podobnie jak Dawid jako młodzieniec wyrywał z paszczy niedźwiedzia porwanego barana (1 Sm 17, 35), tak i Pan wyrwie Izraela z paszczy niegodnych kapłanów (Ez 34,10) i ustanowi nowego pasterza – właśnie Dawida, czyli prawowierną dynastię. W Bożym sądzeniu nie będzie względów ani dla ubogich, ani dla bogatych (34,20), choć to ubodzy w zaprowadzaniu sprawiedliwości najwięcej zyskają. Jest tu też zarzut wobec bogatych, bo nie o pasterzach Ezechiel mówił, że bodli rogami słabe (34,21) a o tych owcach, które korzystając z braku należytego nadzoru nad stadem nie dopuszczały słabszych do wodopoju i pastwiska. Tak, tu jest zarzut pod adresem bogaczy, którzy widząc bezprawie śmiało z niego korzystali, żerując na cudzej biedzie.

Nie ulega wątpliwości, że do obrazu Izraela jako owczarni Bożej odnosił się Jezus w… No właśnie. Czym jest ta wypowiedź? Najwyraźniej jest to apokalipsa, czyli objawienie przyszłości z elementami symbolicznymi. Jezus przedstawia, co się stanie, gdy Bóg przyjdzie i doprowadzi do sądu między owcami tłustymi a chudymi.

Chrystus pokazuje siedem grup wykluczonych, którym nie udało się osiągnąć sukcesu, ludzi pozbawionych ochrony jaką daje majątek czy układy. Ludzie z marginesu, którzy nie wzięli kredytu, nie zmienili pracy, którzy jeszcze mają czelność, zamiast zadowolić się szczawiem i mirabelkami, powołują się na Prawo i domagają się wsparcia.

Prawo Mojżeszowe mocno chroniło te grupy, nakazując na przykład zostawiać część zbiorów dla ubogich, czy zakazując gnębienia przybysza. Ktoś mógłby powiedzieć, że niepotrzebne były te przepisy, bo przecież ubogi powinien znaleźć wsparcie z samego tytułu miłości bliźniego. A jednak Bóg zdecydował, że należy na człowieku niejako wymusić dobre serce przez dodatkowe przepisy – nakazy i zakazy. Dlaczego? Właśnie dlatego, że w sytuacji bezprawia bogacą się ludzie o złym sercu, a wielu dobrych trafia właśnie do grupy potrzebujących. Niektórzy wręcz z odmowy pomocy uczynili sobie sztandar, dumnie głosząc, że zachęcają ubogiego do pracy nad sobą.

Jezus uzupełnia przepisy Prawa podstawą, jaką jest miłość do Boga. Nawet najpiękniejsza liturgia i największe cegiełki na budowę kościołów nie dadzą nic, jeśli nie będą wsparte szacunkiem dla przykazań „socjalnych”. Z ich wypełnienia będziemy rozliczeni, a jeśli ten rachunek będzie dla nas niekorzystny, skończymy tam gdzie jest płacz i zgrzytanie zębów. Bóg wtrąca się w ekonomię i nakazuje odrzucić zasadę wspierania swoich, a nakazuje zwrócić się do tych, których jedynym obrońcą jest On sam.

Pozwólcie, że na koniec przytoczę tu fragment z „Kapitału. Mowy w obronie człowieka”, wtedy jeszcze arcybiskupa, a obecnie kardynała Marxa. Wspomniał on historię biskupa Wilhelma Emmanuela von Kettelera, który jako wikary napotkał na ulicy płaczące dziecko.

Było głodne i krótko przedtem żebrało u jakiegoś bogatego gospodarza o chleb, ale ten odmówił. Gdy wikary Ketteler to usłyszał, udał się prosto do tego domu. Tu został serdecznie powitany, poproszono go o zajęcie miejsca i podano posiłek. Ketteler, dziękując, odmówił jedzenia i poprosił tylko o kromkę chleba, którą gospodarz, jakkolwiek poirytowany, dal mu. Ketteler podziękował i, jak podaje miejski kronikarz, powiedział z głęboką powagą: «Uczciliście mnie, bo jestem kapłanem, wolnym obywatelem. Ale ta kromka jest dla biednego dziecka, dla gościa, który stoi wyżej ode mnie, bo Chrystus powiedział: ‘Co uczyniliście najmniejszemu spośród moich braci, to uczyniliście Mnie samemu’»” (R. Marx, „Kapitał. Mowa w obronie człowieka”, Kraków 2009, str 167-168).

Panowanie Chrystusa nie jest ogłoszeniem wolności od ciężarów podatkowych. Panowanie Chrystusa jest sprawiedliwe nie tylko przez danie wszystkim jednakowych szans, ale też przez wsparcie tam, gdzie z powodu niesprawiedliwości, grzechu czy zwykłej ludzkiej biedy ludzkie wysiłki to za mało.