Same przykazania to temat na osobny, dłuugi materiał, ale ciekawe jest podejście do nich w samym judaizmie rabinicznym gdyż po tych twardych negocjacjach Mojżesza Żydzi wyrobili sobie tych przykazań sześćset trzynaście! Dobrze słyszeliście i tekst z zajawki nie jest pomylony.
Skąd się ich tyle wzięło? Jak brzmią? I czy zawsze są przestrzegane? A może są jakieś wytrychy?
Wersja filmowa:
1. Skąd 613?
Judaizm zna sześćset trzynaście przykazań, które regulują życie pobożnego judaisty i wspólnoty. Oczywiście, są one wywiedzione z Pisma, gdzie mamy wiele przepisów poza samym dekalogiem, mając w nim swoją podstawę.
Musimy pamiętać, że wiele przykazań w dekalogu nie jest podanych jasno i klarownie, z wyliczeniem sytuacji granicznych czy teoretycznych. Nie dowiemy się z „Nie będziesz pożądał żony bliźniego swego”, czy ewentualni kosmici to też bliźni i ewentualnie, która z pięciu ich płci to kobieta. Nie ma też jasnego wskazania, gdzie jest rozgraniczenie między zdrową a niezdrową czcią okazywaną ojcu lub matce. A gdy przykazania stają naprzeciwko siebie – okazać nieposłuszeństwo Bogu czy ojcu? Złamać zasady szabatu, czy pozwolić komuś umrzeć?
Pamiętajmy, że to nie jest zalecenie, porada czy jakaś filozoficzna „złota zasada”, która ma być światłem przewodnim – to jest nakaz. PRAWO. To jest micwa, od czasownika cawah – „rozkazać, zarządzić, polecić, ustanowić, wysłać z rozkazem/poleceniem”. Micwa oznacza też dobry uczynek, jaki wynika z wypełnienia tego prawa.
Bycie dobrym Żydem oznaczało więc przestrzeganie pewnego zbioru zasad, przestrzeganie zasad Przymierza, swoistej umowy. Co gorsza, spora część tej umowy dotyczyła jeśli nie Świątyni Jerozolimskiej czy Przybytku, to Erec Jisrael, Ziemi Izraela. No i co robić, jak przestrzegać umowy, jak się mieszka w takim Berlinie czy innym South Parku, a na miejscu Świątyni muzułmanie postawili sobie meczety? Olbrzymie, święte meczety, których nie oddadzą za nic.
Jak egzekwować zapisy Tory w sytuacji, gdy prawo w kraju, gdzie się mieszka stanowią goje? Więc wiele mądrych głów szukało praktycznego zastosowania dla przepisów kultycznych, społecznych czy religijnych, tworząc szerokie komentarze do zapisów Pięcioksięgu.
I nie uwierzycie! Jeden rabin mówił, że micwy są takie, a inny coś usuwał, coś co uważał za mało ważne i coś z własnej listy ulubionych dodawał.
Ale musiało to być sześćset trzynaście. Coś jak z ze sporem o Dekalog po Reformacji, gdy wiele wyznań miało własne listy, ale wszyscy wiedzieli ile ma być części. Można było więc uznać pożądanie żony bliźniego swego za równe z pożądaniem wołu bliźniego swego, ale wtedy miałeś tylko dziewięć przykazań. I coś musiałeś dodać. Albo rozbiłeś jedno przykazanie wyciągając dodatkowo zakaz czynienia podobizn i oddawania im czci i coś musiałeś ująć, bo przykazań ma być dziesięć a nie jedenaście.
Dlaczego judaizm postawił na sześćset trzynaście? Wartość liczbowa słowa „Tora”, czyli „Prawo” to 400 za taw, 6 za waw, 200 za resz i 5 za he, czyli sześćset jedenaście i tyle przepisów miał otrzymać Mojżesz na samej górze, do czego należy dodać dwa, nadane przed jego wejściem na Synaj (ustanowienie ludu kapłańskiego i nakaz przygotowania się do święta).
Inni wskazują na trzysta sześćdziesiąt pięć dni roku słonecznego, odpowiadających liczbie zakazów i dwieście czterdzieści osiem nakazów, odpowiadających liczbie kości, czy też części ciała ludzkiego.
Z tego powiązania liter z liczbami wynika też nazwa zestawienia micwot: תריג, tarjag, gdyż taw to 400, resz 200, jod 10 a gimel 3. Tarjagi tworzyli liczni autorzy, układając je bądź to tematycznie, bądź według kalendarza czytań synagogalnych (Tora jest dzielona na 54 parsziot a każda kolejna parsza jest czytana jest w kolejny tydzień).
Byli i tacy, którzy lecieli jak było im najwygodniej, jak słynny Mojżesz Majmonides w dwunastym wieku, pisząc swój Sefer hamicwot, czyli „Księgę przykazań” po prostu liczył według tego, czy micwa była ważna czy nie, ale zachował podział na pozytywne nakazy i negatywne zakazy.
Oprócz tych sześciuset trzynastu są jeszcze dwa ważne zbiory. Pierwszy to coś na podobę naszych przykazań kościelnych – regulują życie wiernych judaistów.
Chodzi tu o zbiór, a jakże siedmiu przykazań rabinicznych, osadzonych poza Torą i regulujących życie wspólnoty, na przykład jak mają działać eruwy, o których za chwilę, czy kiedy zapalać świece szabasowe, a kiedy chanukowe, jak myć ręce. Śmiejcie się, ale my, gupie goje, wywiesiliśmy instrukcje jak to robić dopiero w obliczu ogólnoświatowej zarazy.
No, może szału nie ma pod względem antybakteryjnym, ale jest przykazanie, by myć ręce do nadgarstka wodą laną z naczynia po wstaniu i przed posiłkiem. To jest już coś.
Drugi zestaw to bardziej ekonomiczny zbiór zasad dla ludzi, którzy nie są Żydami, ale nie są też totalnie dzikimi barbarzyńcami.
Kolejny istotny zbiór to zestaw siedmiu zawartych w Torze przykazań dla benej Noach, synów Noego – czyli całej ludzkości obejmujących sześć zakazów (zakaz spożywania krwi żyjącego zwierzęcia, rozlewania krwi, czyli zabijania człowieka, rabunku, bluźnierstwa, niemoralnego współżycia) i jeden nakaz (ustanowienia sądów).
Tak więc kto lubi krwisty befsztyk czy krupnioka jest bezbożnym barbarzyńcą i ogólnie ma przekichane u Żydów i u Boga.
Tu będę podawał numerację micw według zbioru „613 przykazań judaizmu oraz Siedem przykazań rabinicznych i Siedem przykazań dla potomków Noacha” w opracowaniu Ewy Gordon, a więc według anonimowego, przypisywanego Aharonowi Ben Josefowi z Barcelony zbiorowi Sefer ha-Chinuch z XVI w.
2. Co nakazuje tarjag?
Czym więc się ten zbiór zajmuje? Tak, jak już wspomniałem chodzi o zastosowanie zasad Tory do codziennego życia, nieraz w sytuacji trudnej. Bo trudno nie nazwać trudną sytuacji, gdy masz według Księgi Liczb, rozdział mieć frędzle, cicit, ṣȋṣiṯ u swej szaty i jeden z nich musi być barwiony na niebiesko barwnikiem uzyskiwanym z chilazona.
W samym tekście biblijnym jest informacja, że ma to być frędzel techelet, czyli błękitny czy purpurowy. Raczej purpurowy, bo oderwanie tradycji od życia miało nastąpić, gdy techelet zostało uznane za barwę rodu panującego za Nerona i wtedy zarezerwowane dla Rzymian i potem zapomniane. Pojawia się jeden problem – nikt już nie wie, co to za zwierzę!
Przecież nie nazwiemy jakiegoś dowolnego ślimaka chilazon i nie zaczniemy z niego robić barwnika. Zdecydowano się więc na zostawienie tego frędzla także niebarwionego, co wyrażono w micwie. Same cicit też nie są noszone u szaty wierzchniej a na talicie, chuście zakładanej podczas modlitwy.
Oczywiście, ta dosłowność działa w obie strony. Boków brody nie wolno golić, czyli nie wolno używać brzytwy. O zakazie używania kremu depilacyjnego nikt nie wspomniał. Ale o sztuce omijania zakazów w osobnym segmencie.
Mamy przykazania humanitarne, chroniące na przykład dłużnika – wierzyciel nie miał prawa wejść do jego domu i zabrać sobie tego, co chciał. Musiał grzecznie poczekać na zewnątrz i poczekać na wyniesienie długu przez dłużnika lub przedstawiciela sądu rabinicznego.
Całkiem fajne, nie? Do momentu jak sąd rabiniczny nie był podporządkowany największemu lichwiarzowi, a więc i bogaczowi, do tego mającemu u ludzi, którzy którzy nie mają długów opinię hojnego dobroczyńcy. I to działa, lub jet raczej: „jest wypaczone” po obu stronach wyznaczonej obrzezaniem granicy.
Bardzo często media wychwalają kogoś, bo nie znają jego prawdziwego oblicza, któe ten ukazuje tylko tym najbardziej potrzebującym, a więc bezbronnym. A gdzie indziej to fundacja za fundacją, gale charytatywne, programy typu „Naprawimy ci chałupę”.
Sporym szokiem jest dla nas kwestia na przykład miasta odstępczego, czyli miasta żydowskiego, które przeszło na wiarę inną niż judaizm.
Micwa zawarta w trzynastym rozdziale, siedemnastym wersie Księgi Powtórzonego Prawa mówi, że „Cały swój łup zgromadzisz na środku placu i spalisz ogniem – miasto i cały łup jako ofiarę ku czci Pana, Boga twego. Zostanie ono wiecznym zwaliskiem, już go nie odbudujesz”. Tradycja tłumaczy ten zapis, że jeśli większości miasta przeszła na inną wiarę, należało ich ukamienować, najbardziej aktywnych ściąć, a wiernych wierze wypuścić, jednak bez żadnego majątku.
Same miasto musi być zburzone i nie może być odbudowane. To element rzuconej na nie Bożej klątwy, cheremu, podobnego do tego, jakiemu podlegały miasta zajmowane od Kananejczyków w czasie podboju ich ziem. I tradycja rabiniczna to potwierdza w micwach 464 do 466.
Oczywiście, nam teraz ciężko sobie wyobrazić, jak grupa pobożnych żydów miałaby wypowiedzieć swoistą świętą wojnę, odpowiednik dżihadu lub krucjaty. Ale przecież mieliśmy co najmniej dwa bunty, w pierwszym i czwartym wieku, gdy siły żydowskie miały religijną motywację i chwilowe przewagi, a przepis nie mówi od ilu mieszkańców zaczyna się „miasto”, choć nie pamiętam żadnej historii, by ludzie Bar Kochby czy Józefa Flawiusza wymordowali jakieś osiedle zhellenizowanych Żydów. Ale poszukam, przypomnę sobie.
Nie wszystkie micwy są takie okrutne, choć wiele jest łagodnych w swej praktyczności. Przykładowo zakaz wycinania drzew owocowych w czasie oblężenia, zawarty w dziewiętnastym wersie dwudziestego wersu Księgi Kapłańskiej. I jako praktyczny nakaz przestawia to sama Biblia, w końcu owoce mogły żywić armię w czasie wielomiesięcznej kampanii, ale drzewa uważane za nieowocowe mogły zostać użyte do produkcji sprzętu oblężniczego.
Micwa 528. rozciąga jednak tę zasadę na całą wojnę i wszelkie przedmioty, które nie powinny być niszczone niepotrzebnie.
Także podejście do indywidualnego bałwochwalcy a zwłaszcza takiego, który do bałwochwalstwa namawia może nas zszokować. Jest tu wręcz nakaz nienawidzenia go, zakaz obrony, a konieczność zeznawania na jego niekorzyść. Gdyby zaś bałwochwalca był w niebezpieczeństwie nie wolno go ratować, nawet gdyby zagrożone było jego życie.
Izrael Szahak wspomina o wręcz nakazie błogosławienia wszystkich wiernych spoczywających na mijanym cmentarzu żydowskim, ale i przeklinania tych na cmentarzu należącym do gojów. Oczywiście były to ciche przekleństwa, dla bezpieczeństwa, bo goje nie zrozumieliby tej kulturowej specyfiki i uznaliby, że żyd albo co gorsza cały judaizm nienawidzi chrześcijaństwa.
Wiele problemów wynika ze swoistego zawieszenia, jakie powoduje brak ważnych dla judaizmu Erec Jisrael, Ziemi Izraela i Bejt ha-Mikdasz, Świątyni Jerozolimskiej. Sporym problemem jest brak Świątyni, do której odnosi się wiele przepisów, ale i ról społecznych. Co z Lewitami, którzy powinni służyć w Świątyni i składającymi ofiary kohenami, kapłanami? Jak ofiarować pierworodnego? Co z przepisami dotyczącymi samej Ziemi Świętej? Co mają z nimi robić ci, którzy nie mają nawet nadziei się tam udać? Co z dziesiątkami przykazań dotyczących jakie zwierzęta i jak ofiarować?
Jeszcze więcej istotnych przypadków znajdziemy w kwestiach rodzinnych. Co w przypadku konwertyty, neofity? Czy może się on tak, po prostu ożenić z żydówką z dziada-pradziada? No, nie. Dopiero w trzecim pokoleniu nie wolno było z powodu ich pochodzenia odmawiać wydania córki za mąż Egipcjaninowi ani Edomicie (potomkom Izmaela i Ezawa), za to potomków Amorytów i Moabitów nie pozwalano na to nigdy.
Ale teraz nie wiadomo, kto jest potomkiem Amoryty czy Moabity, więc praktyka jest taka, że nikomu nie można z tego powodu odmówić córki.
Komu za to można? Mamzerowi. Kim jest mamzer? Jest to według micwy 559. (Pwt 23,3) bękart, osoba zrodzona poza legalnym związkiem. Dotyczy to nie tylko jawnego cudzołóstwa, ale też dziecka zrodzonego ze związku aguny, kobiety, której mąż zaginął – nie mógł jej więc dać legalnego rozwodu, getu – z innym mężczyzną. Na taki ślub musi wydać zgodę sąd rabiniczny, ale on nie jest nieomylny.
Dziecko urodzone w takiej sytuacji, gdy wraca pierwszy mąż kobiety jest gorsze od dzieci „pewnych poległych” pod każdym względem. Może ono poślubić jedynie innego bękarta lub konwertytę z pogaństwa.
Jest to o tyle bolesne, że to odrzucenie wynika nie z win danego człowieka, czy nawet grzechu rodziców, ale logiki życia, bo ileż kobieta może czekać na męża, który mógł skończyć w bezimiennym, masowym grobie?
Ciekawą kwestią jest rok szabasowy, a także jubileuszowy, gdy nie tylko ziemia powinna leżeć odłogiem, ten rok miał być dla niej odpoczynkiem, ale dochodziły dodatkowe obostrzenia. Fakt, były to przykazania zabraniające i bogatemu gromadzić wielkich zapasów, a także żąć swego zboża, by zostawić je biednym, ale też regulujące jak biedni powinni z tego korzystać.
Wyobraźcie sobie, co by było, gdyby grupki ubogich oczyściły w tym roku pola bogatych lub co gorsza je zadeptały lub poniszczył winnice. Dlatego należy rwać kłosy ręcznie, nie zaś żąć kosą lub sierpem.
Jak żyć z tyloma przepisami? To oczywiście skomplikowane. Wyobraźcie sobie, że w niedzielę nie możecie rozłożyć parasola, bo to jak rozbicie namiotu. Namiotu też nie rozbijecie. Nawet nie rozpalicie ognia jak będzie zimno, albo nie zapalicie światła. A co powiecie o sterowaniu systemem wodociągów?
Pomocą byli tu szabasgoje, znani też jako goje szabasowi, czyli nie-Żydzi zatrudniani do prac koniecznych w szabat. Oczywiście, nie można zatrudnić nikogo ściśle do pracy w sobotę, więc ktoś taki był zatrudniany na cały miesiąc lub tydzień, ale pracował tylko raz w tygodniu. Płacono mu na przykład za gaszenie świec w synagodze po nabożeństwach szabasowych. Widać bardziej się to opłacało niż pozwolenie im wypalać się do kolejnego ranka. Jako, że płacono także za cały miesiąc, to była świetna fucha.
Także w prywatnych domach szabesgoj był przydatny. Izrael Szahak wspomina swojego krewnego, który w tym charakterze zatrudniał Polkę. Ale był problem. Nie można nakazać gojowi wykonania konkretnej pracy lub otwarcie poprosić go o to czy tamto.
Dlatego tenże krewny, nie mogąc w samowarze zaparzyć sobie herbaty, w sobotni ranek budził się i nad wyraz głośno wyrażał jak to by było miło, gdyby Marysia teraz zaparzyła herbaty. Oczywiście wtedy Marysia wiedziała, że należy zaparzyć odpowiedni trunek. Taki sam system aluzji działał w sytuacji, gdy „przydałoby się, żeby w gościnnym było cieplej” albo gdy „kurz w bibliotece nie pozwalał tam przebywać”.
Nic dziwnego, że tenże Izrael Szahak wspomina w przypisie sytuację, gdy po śmierci nadzorującego sieć wodociągową goja szabasowego w Bney Braq koło Tel Awiwu powstało zgorszenie, bo okazało się, że był on Żydem. Od tej pory wymaga się tam od gojów szabasowych odpowiedniego zaświadczenia od rabina, że na pewno, absolutnie i pod żadnym względem nie zatrudnia się Żyda, a goja syna goja.
Sporo takich metod zachowania micwy i jednocześnie obejścia jej Szahak wyniósł z pracy w kibucu, czyli takim wspólnotowym gospodarstwie rolnym.
I tak na przykład zawarty w micwie 245. (Kpł 19,19) zakaz obsiewania pola dwoma rodzajami zboża był obchodzony na dwa sposoby. W pierwszym kibucnik A siał zboże typu pierwszego wzdłuż pola, po czym po jakimś czasie nieświadom tego (oczywiście) kibucnik B siał zboże typu drugiego w poprzek pola. Drugi polegał na jeszcze większym podstępie, wymagającym trzech uczestników.
Kibucnik A sypał zboże pierwszego typu i nakrywał je deską. Kibucnik B sypał na deskę zboże drugiego typu. Po czym proszono trzecią osobę, oczywiście nieświadomą całej sytuacji (często dziecko), by podało deskę. Unosząc deskę kibucnik C dokonywał zmieszania ziaren czego oczywiście NIKT nie był świadomy i dzięki temu nie było grzechu.
Metodą na uniknięcie zastoju w dostawach mleka był zaś system humanitarny. Otóż nie wolno w szabas doić krowy. Chyba, że dla ulżenia jej, w czym jednak nie pomoże Maciejowa z piosenki o radarowcach, ale trzeba to zrobić samemu, ale wtedy mleko ma spaść na ziemię, nie wolno mleka zabrać. Nikt też nigdy nie zakazał podstawiania pod krowę cebrzyka.
Tak, tu znowu nagle zachodzi w kibucu totalna dezorganizacja i nikt nic nie wie o tym, co robią inni. Kibucnik A podstawia rano ceberki pod krowy, (bo na to Talmud pozwala) po czym po jakimś czasie przychodzi kibucnik B i stwierdza, że zwierzęta ciepią, bo już pełne mleka. Maciejowa nie doleci, ją zgarnęła dyskoteka. Więc Kibucnik B je doi, spełniając dobry uczynek, pozwalając spłynąć mleku w dół, do ceberków i sobie idzie, bo nie wolno mu mleka zabrać. Potem przychodzi kibucnik C i widzi -aj! waj! – tyle mleka się marnuje w ceberkach. Więc z szacunku do Bożych darów je zabiera, by się nie zmarnowały.
Wspomniałem też nakazany w przykazaniach rabinicznych system eruwim, czyli granic. Eruw ma formę słupów z rozciągniętym drutem u góry. Rozszerza on obszar prywatny, pozwalając wykonywać czynności domowe także poza obszarem mieszkania czy domu, czyli na przykład przenoszenie choćby parasola. Na granicy eruwu umieszcza się żywność, na przykład chleb, i jeśli tylko nadawał się on do spożycia w poranek szabatu cały teren eruwu był jednym wielkim terenem prywatnym.
Co ciekawe, eruw może być wielki. Możecie na terenie takiego mieszkać i o nim nie wiedzieć. Tak, bo eruwy istnieją także poza Izraelem. Na przykład połowa Manhattanu to jeden wielki eruw, a podobne systemy ma kilka innych miast. Nad tym, by nowojorski drut okalający teren nie został przerwany czuwa gmina żydowska, wydająca na to 100 000 amerykańskich dolarów rocznie. Więcej macie w linku w opisie (https://www.littletownshoes.com/2017/02/27/tajemnice-nowego-jorku-eruv/).
Eruwy mogą być też trzy. Pierwszy to wspomniany eruw chacerot, pozwalający przenosić przedmioty. Drugi to eruw tawszlin, czyli granica miejsca w którym można gotować w święto wypadające w piątek, by mieć gotowe danie na szabas. Trzeci to eruw techumim, czyli granica działki od której liczony był dystans, jaki można było pokonać w szabat. Można było przejść dwa tysiące amot (micwa 24.. Wj 16,29) Więc na linii dwutysięcznej amy umieszczano chleb, i od tego miejsca można było przejść kolejne dwa tysiące amot.
A to tylko niektóre z detali życia wspólnoty żydowskiej. Ale czym się one różnią od naszego piątkowego ogona bobra, czułości na dyspensy czy niby-soborowego ograniczania dni postnych? Judaiści nie są grupą ludzi-archetypów, ale żywa i czującą wspólnota, która szuka miejsca na ziemi, gdzie mogłaby żyć po swojemu. A jak mogą żyć i gdzie – OoooooooOoOoO to długa historia.