Zacznijmy od tego, za co zatrzymano Michała Sz. Jest to napaść na drugiego człowieka, zniszczenie mienia, ponadto dojdzie zapewne też znieważenie funkcjonariuszy Policji w czasie zatrzymania. Usprawiedliwia się go tym, że nie dało się zlikwidować legalnie działalności Fundacji Pro-prawo do życia w postaci samochodu, oblepionego materiałami atakującymi LGBT, z dość mocnymi głośnikami.
Sam czyn miał miejsce na ul. Wilczej, obok nielegalnie zajmowanej przez lewacką komunę posesji (squatu). Doszło do przebicia opon, zniszczenia lusterka, zniszczenia plandeki, a potem do napaści na kierowcę, który nagrywał napastników. Michał Sz. Włączył się do ataku w jego trakcie. Potem w czasie konferencji np. z Renatą Kim chwalił się atakiem, a w internecie na jego stronie Stop Bzdurom nadal wiszą instrukcje, jak atakować ludzi promujących poglądy sprzeczne z poglądami pana Sz.
Wyroki przeciwko Fundacji Pro z powodu kampanii furgonetkowej zapadały w Gdańsku i Warszawie. Nie były to ścisłe zakazy działalności, ale dotyczyły ograniczenia co do treści (sądy potwierdzały np. zgodność treści prezentowanych na plandekach z wytycznymi WHO dot. edukacji seksualnej). Więc się da, choć trzeba się pogodzić z tym, ze wolność słowa działa w obie strony.
W sytuacji, gdy mamy spór ideologiczny, a tego dotyczy ta sytuacja sięgnięcie po atak fizyczny to oddanie meczu walkowerem, bo to informacja „nie mam już argumentów prawnych/logicznych, chwytam za pięści”. Ludzie, którzy bronią biednego, zdesperowanego działacza-wandala nie wesprą narodowca, który oberwał armatką wodną, gdy trzymał transparent blokujący drogę parady równości – bo temu to się akurat należało, jego poglądy są gorsze od ich.
Strona promująca tolerancję lubi odmawiać innym miejsca w przestrzeni publicznej, zakładając, że jest ona jedyną możliwą przyszłością ludzkości, a tym samym wszelki opór wobec nich jest nie tylko daremny, ale jest też zbrodnią. Myśleć inaczej niż aktywiści ogłaszający światu nadejście nowej ery wszechwolności to zbrodnia. Sprawić, by ktoś źle myślał o idei głoszonej przez naszych kaznodziejów – to herezja. Protestować przeciw zawłaszczaniu przestrzeni publicznej przez LGBT – to jawny atak na ich prawa.
Paradoksalnie mamy tu do czynienia z sytuacją podobną do średniowiecznego społeczeństwa chrześcijańskiego, zwłaszcza gdy chodzi o Hiszpanię pod rządami Królów Katolickich, tuż po podboju ostatnich ziem muzułmańskich. Był to element euforii, gdy z jednej strony uważano, że wobec nieuchronnych wichrów historii żydzi i muzułmanie muszą przyjąć chrześcijaństwo lub wynieść się z kraju, z drugiej widziano ryzyko współistnienia choćby niewielkich gmin innowierców. Stąd działania Hiszpańskiej Inkwizycji, które miały nadać krajowi charakter religijnego monolitu. W czasach komunistycznych bezpieka dbała, by nikt nie ważył się otwarcie negować jedynej słusznej linii światopoglądowej.
To typowe działanie totalitarne. Wszelki opór musi być stłumiony, wrogie pomniki – obalone, a pisma – usunięte. Nawet biednemu „Przeminęło z wiatrem” się oberwało, bo przecież Murzyn-niewolnik tylko płakał, a na pewno nie śpiewał (w efekcie nie powstały working-song oparte na rytmie, nie powstał blues i tak dalej). To chyba oczywiste, że jeśli świat nie chce przyjąć nowomowy, to trzeba mu ją wepchnąć do gardła. Tak było z Piotrem Jedlińskim, który wyleciał z Radia Nowy Świat za używanie męskich zaimków osobowych wobec Michała Sz. (przy jednoczesnym potępieniu całej sprawy zarzutów i umieszczenia go w męskim areszcie). Dodajmy, że radio to promuje wolność słowa.
I teraz strona lewicowa jest zszokowana, bo ich inkwizytor, egzekwujący wyrok historii, zostaje zatrzymany za złamanie prawa niedojrzałego do nowej rzeczywistości państwa. Co więcej, aresztowani zostali ludzie broniący go. Jak można aresztować za skakanie po radiowozie, czy chodzenie za policjantem i nazywanie go na przemian „kurwą” i „faszystą”?
Akcja zniszczenia mienia miała sens tylko w oczach jej autorów i ludzi, którzy nie rozumieją, że tworzą właśnie retoryczne podstawy pod odrodzenie idei zajazdów. Sąd jest nieskuteczny, a ty mocno wierzysz w swoje ideały? Łap za arsenał demokracji: pięści, kastety i pały. Policja egzekwuje prawo wbrew twojej ocenie prawnej? Wyzwij ich od pań lekkich obyczajów i faszystów. Pobij, rzuć się na nich i potem ciesz się ze sławy niewinnego dziewczęcia płci dowolnej, przygniecionej kolanem przez złego policjanta i aresztowanej za poglądy.
Czy potem, gdy pojawi się na ulicach Warszawy parada równości narodowcy będą mogli się powołać na słowa Trzaskowskiego, że akty rozpaczy wobec prawa, które nie staje po naszej stronie mogą przyjmować formę napaści („twardego sprzeciwu”)? Przecież też pewnie złożą najpierw wniosek o jej zablokowanie, który nie przejdzie, więc warunki będą spełnione:
– czyn będzie godził w nasze uczucia,
– środki prawne będą nieskuteczne,
– będzie miał wymiar publiczny.
Czy wtedy europejscy dostojnicy pochylą się nad losem zatrzymanych? Nie, bo to zła opcja sceny politycznej. To nakręci spiralę nienawiści wywołaną nierównym traktowaniem.
Ale o to chodzi, by eskalować emocje. By i zwolennicy LGBT dopuszczali się coraz mocniejszych akcji i coraz mocniejsza była reakcja przeciwników. Po media pokroju TVN nie pokażą jak Michał Sz. rzuca się na wolontariusza Fundacji Pro. Nie pokażą jak „Julia” idzie za policjantami krzycząc „k*rwy, faszyści” ani jak skacze na maskę radiowozu. Pokażą ich skutych, w kajdankach, na ziemi. Ci zadymiarze za cenę kilku otarć stają się męczennikami, których ruchowi LGBT w Polsce brakowało. Trzeba tylko odpowiednio wyciąć nagrania, gdzie zachowują się jak kibole.
Oczywiście, zaangażowali się już posłowie pozycji, z całej sprawy robiąc walkę na miarę starcia Rebelii z Imperium Sithów. Obecnie trwają wiece poparcia, gdzie np. na ul. Półwiejskiej w Poznaniu przez minutę skandowano „J*bać PiS”. Michał Sz. podchodził do policjantów i pytał „czy jest tu jakaś kompetentny polityczny pies?”. I w tym kierunku wszystko pójdzie – w stronę politycznej walki, próby stworzenia wizji straszliwej dyktatury, która odbiera podstawowe prawa obywatelskie.
Smutne jest to, że ci wszyscy ludzie są w niej wykorzystywani, a za kilka tygodni nikt o nich nie będzie pamiętał. Poza prokuratorem.