Drabina Jakubowa. Komentarz do Księgi Rodzaju (Rdz 28,10-22).

2.2. Drabina Jakubowa

poprzedni wpis

Kiedy Jakub wyszedłszy z Beer-Szeby wędrował do Charanu, trafił na jakieś miejsce i tam się zatrzymał na nocleg, gdy słońce już zaszło. Wziął więc z tego miejsca kamień i podłożył go sobie pod głowę, układając się do snu na tym właśnie miejscu.
Rdz 28,10-11

Opis tej wędrówki wyraźnie wskazuje na pojedynczego, pieszego wędrowca, który nie posiada namiotu, a nawet zapasowego płaszcza, by podłożyć go pod głowę i musi skorzystać z kamienia. Ponadto najprawdopodobniej nie jest to planowany postój, po prostu było to miejsce w którym zastał go zachód słońca i dalsza podroż była niemożliwa. Zdarza się, nawet przy dobrze zaplanowanej wędrówce. Ot, raz źle skręcić, pomylić szczyty, zostać źle pokierowanym (nawet w dobrej wierze kierującego). Mogło to być więc stosunkowo odludne miejsce i nie było szans, by dotrzeć do jakiegoś miasteczka czy wioski.

Użycie kamienia jako podgłówka nie było też bardzo niewygodne, zwłaszcza że dodatkową poduszką mógł być płaszcz. Może ciepła noc pozwalała zrezygnować z okrycia się, by otulić nim kamień i wygodniej ułożyć głowę? Kamień płaski i owalny świetnie by zrekompensował problemy z niewygodnym podłożem. A i w innym zastosowaniu taki kształt byłby przydatny – łatwiej owinąć kocem podłużny kamień.

Z drugiej strony, wnuk człowieka, który mógł posłać na poszukiwania żony dla syna sługę z wielbłądami, mógłby liczyć choćby na kilka koców i jednego osła na własnej wyprawie. Chyba, że to Ezaw zarządzał wszystkim i całe to błogosławieństwo odbyło się bez jego wiedzy lub zgody. W efekcie Jakub mógł skorzystać jedynie z minimalnych środków na sfinansowanie całkiem ambitnej podróży. Wędrował zapewne środkowym pasmem górskim z Beer-Szeby do Hebronu, dalej do Luz (nazwanego potem Betel), Sychem i Bet-Szean (późniejszego Scytopolis), by tam wkroczyć na tak zwany Wielki Pień, główny szlak komunikacyjny, wiodący na północ jako odnoga Via Maris1 (drogi łączącej północną Afrykę, w tym Egipt, z krajami północnymi, w tym z Aramem Dwurzecza). Via Maris, znana też jako דֶּרֶך הָיָּם, dērēḵ hājjām, derech haj-jam, czyli „Droga morska” była znana od wieków i troszczono się o nią – była ubita i oznaczona. A więc i ceny w miastach przy niej były zapewne wyższe.

Nie, żeby Jakub z założenia był biedny. Załóżmy, że w (porównaniu z wyprawą Eliezera) czasy stały się niebezpieczne, więc wędrował po cichutku, bez wielbłąda, osła czy sług, miał jednak przy sobie przynajmniej standardowe wiano. Mówimy tu o niebagatelnej kwocie przewyższającej kilkukrotnie roczny zarobek robotnika w źródłach z epoki, gdyż za oblubienicę płaciło się 30-40 syklów srebra, podczas gdy roczny zarobek robotnika wynosił 10 sykli2. Sykl ważył około 11,40 g. 35-45 g, co przy gęstości 10,49 g/cm3 dawałoby niewielką, wygodną sakiewkę. Gdyby ścisnąć to w kostkę, miałaby ona bok około 1,5 cm3.

Nie powinno więc dziwić, że jeśli Jakub podróżował samotnie i lekko z własnego wyboru, nie obnosił się z bogactwem, jakie miał przy sobie. Dodajmy do tego środki zabezpieczające podróż na trasie 850 kilometrów. Wielu za możliwość przejęcia takiego bogactwa zabiłoby przypadkowo napotkanego wędrowca. Przydałaby mu się ochrona, choćby jednoosobowa, albo chociaż wielbłąd, aby przyspieszyć podróż.

Czemu potem nie widzimy po nich śladu i Jakub musiał pracować dla Labana? Czemu nie miał choćby zaufanego sługi? Do tego dojdzie potem przysięga Jakuba przy namaszczaniu steli. Wszystko to wskazuje na ucieczkę w pośpiechu, że Ezaw jest wybrańcem, a Jakub zwykłym oszustem, który nie miał szans w sytuacji bezpośredniej konfrontacji, gdy przeciwnik używał innych metod niż podstępu.

Co ciekawe, właśnie wrogością brata legenda tłumaczy brak funduszy na wiano. Ezaw miał posłać w pościg swojego syna, Elifaza (znanego łucznika) wraz z wujami. Ubłagany przez Jakuba, w końcu stryja, ścigający ograniczył się tylko do obrabowania go do naga. A więc pozostawiony nagi i bez grosza przy duszy uciekinier nie miał nawet co szukać w Luz, a do tego musiał zboczyć ze szlaku, by uniknąć ewentualnego pościgu samego Ezawa, niezadowolonego z miłosierdzia syna4.

Więc tradycja idzie tu za linią, że nie jest to typowa wyprawa matrymonialna, ale właśnie ucieczka przed zagrożeniem. Jakub nie był do niej przygotowany, zaś po przybyciu na miejsce nie miał szans na zaskarbienie sobie łask rodziny potencjalnej żony. Byłby drugim synem, przybywającym w dziczy, wydanym na pastwę bandytów i zwierzyny mając do obrony tylko skórę. Wcale nie wyglądał na dobrego kandydata na męża.

To pozwoli nam zrozumieć, jak ważna była wizja, którą ujrzał Jakub we śnie. To było potwierdzenie wybraństwa, dotąd opierającego się jedynie na przepowiedni uzyskanej przez matkę i udanych próbach oszustwach reszty członków rodziny. Więc co takiego ujrzał Jakub, że do dziś Ezaw jest uważany za idiotę, który oddał najcenniejszy dar ojcowski – pierworództwo, za miskę soczewicy?

We śnie ujrzał drabinę opartą na ziemi, sięgającą swym wierzchołkiem nieba, oraz aniołów Bożych, którzy wchodzili w górę i schodzili na dół.
Rdz 28,12

Hebrajski oryginał wskazuje, że czynność śnienia jest elementem ciągu czynności. Jakub przybył – i został, i wziął kamień, i podłożył go pod swoją głowę, i śnił. Ten ciąg przerywa zwrot וּהִנֵּה, ȗhȋnnēh, u-hinne, poprzedzający opis drabiny. Wprowadza on nową rzecz, nowy czynnik. Znaczy tyle co „i oto” albo „a oto”. Po – być może, jeśli była to podroż piesza – kilkudniowej intensywnej podroży, dodatkowo obardzonej troską o swe przyszłe losy i to, co go czekać będzie w domu po powrocie, Jakub dotarł na miejsce. Jakieś miejsce, leżące w pobliżu średniej rangą osady Luz i nie mogąc liczyć nawet na bezpieczny nocleg na placu (na co powoływali się Aniołowie wysłani do Sodomy, gdy Lot zaprosił ich do siebie) musiał wybrać miejsce odludne. Po takim wysiłku, nawet w warunkach niewygody, łatwo zapaść w ciężki i obfity w widzenia sen. W tej sytuacji mogło się przyśnić wiele rzeczy.

Co się przyśniło? סֻלָּם, sullām, sullam, czyli słowo pochodne od czasownika סָלַל, sālal, salal. Pojawia się on w Biblii tylko jeden raz, właśnie we śnie Jakuba. Salal oznacza „narzucić, wyrównać, wybudować lub usypać drogę, zrzucić coś w jedno miejsce”. Sullam więc wskazuje na pewną konstrukcję, która zbierała materiał w jedno miejsce i tworzyła drogę z dołu na górę i na odwrót. Było to ułatwienie dostępu tworzone przez kogoś zdolnego to zrobić.

A trzeba było nie lada zasobów, by zbudować starożytną autostradę do nieba. Czasowniki użyte w jej opisie wskazują na jakąś konstrukcję opartą na ziemi i sięgającą niebios. Stąd przez wyznaczenie dwóch końców, bez opisu reszty szczegółów, przyjęła się drabina. Aniołowie pewnie żałowali, że Jakub nie wyśnił schodów ruchomych. W każdym razie, gdy w Mezopotamii władcy chcieli odtworzyć ten koncept „schodów do nieba”, potrzebowali solidnego nasypu. Tak samo po drugiej stronie oceanu – Aztecy w celach kultycznych składali ofiary na naturalnych lub sztucznych wzgórzach.

A co jeśli to, co ujrzał Jakub to jednak droga, wyznaczony i zabezpieczony szlak komunikacyjny? Drogę przez łatwy teren może wydeptać tłum zachęconych zyskiem kupców czy uciekinierów, szukających bezpiecznej strefy. Drogę przez teren trudny, niedostępny musi ktoś wyznaczyć, dostosować projekt do możliwości technologicznych, zbudować, utrzymywać i w ramach możliwości unowocześniać ktoś z pieniędzmi, a więc i z władzą. Drogę taką budował król, by usprawnić poruszanie się gońców, wojsk, kupców, towarów (te dwa ostatnie, by mieli po co się poruszać poborcy podatkowi) po szlakach, na których mu zależało i które naturalnie nie sprzyjały przemieszczaniu się.

O ile można zrozumieć połączenie drogowe między miastami za mniej lub bardziej ciekawe wyzwanie technologiczne, to połączenie ziemi i nieba wymagało gigantycznych zasobów i sporej ilości naiwności lub symboliki. Nic dziwnego, że ta idea zrodziła skojarzenie, że drabina Jakubowa była ucieleśnieniem zigguratu5.

Według rozumienia babilońskiego to ziggurat był bramą bogów (to oznacza słowo Bab-ilani, zgrecczane na Babilon, po hebrajsku zaś בָּבֶל, Bāḇel, Bawel) – mostem między niebem a ziemią. Było miejscem, gdzie kapłani i kapłanki, królowie i królowe wstępowali do nieba i wracali z powrotem. Paradoksalnie była to realizacja nieudanego projektu z rozdziału 11. Księgi Rodzaju, gdy to ludzie chcieli z cegieł zbudować drogę do nieba.

Kto po tej drodze się poruszał? Byli to מַלְאֲכֵי אֱלׂהִם, malǎḵê ᾽êlōhim, malachej elohim, Aniołowie (a więc posłańcy) Boży. Była to więc droga komunikacji między niebem a ziemią. Co więcej, jako że miasta (a tym bardziej ostatnie punkty obrony – twierdze i pałace) wznoszono w nieraz w miejscach obronnych, położonych wyżej i raczej dobrze skomunikowanych, drogi tam prowadzące wznosiły się. Okej, w Babilonie najpierw trzeba było zejść w niżej położone, żyzne tereny, ale w realiach żydowskich? Także tam raczej rozproszeni posłańcy byli znacznie częściej widywani tam, gdzie przebywał władca niż z dala od stolicy. Tak więc działający po całym świecie Aniołowie wychodzi z nieba i wracali do niego właśnie przez bramy nieba, których szczytem było o miejsce.

A oto Pan stał na jej szczycie i mówił: «Ja jestem Pan, Bóg Abrahama i Bóg Izaaka. Ziemię, na której leżysz, oddaję tobie i twemu potomstwu. A potomstwo twe będzie tak liczne jak proch ziemi, ty zaś rozprzestrzenisz się na zachód i na wschód, na północ i na południe; wszystkie plemiona ziemi otrzymają błogosławieństwo przez ciebie i przez twych potomków. Ja jestem z tobą i będę cię strzegł, gdziekolwiek się udasz; a potem sprowadzę cię do tego kraju. Bo nie opuszczę cię, dopóki nie spełnię tego, co ci obiecuję».
Rdz 28, 13-15

Jakub nie przekazał nam jak wyglądał Pan (יהוה), jednak na pewno wiedział, kto do niego przemawia sponad szczytu drabiny. Przedstawia się On jako יְהוָה אֱלׂהֵי, Jᵉhwāh Êlōhê, Jehwa Elohej, Pan Bóg i wskazuje na powiązanie z Abrahamem i Izaakiem, nazywając się Bogiem Abrahama i Izaaka. Nie ma mowy o Ezawie ani Rebece, więc błogosławieństwo jasno i klarownie jest przekazywane w konkretnej linii. Skoro Izaak pobłogosławił Jakuba, nawet w efekcie oszustwa, to układ pozostawał w mocy.

Jest to błogosławieństwo bardzo podobne do tego, jakie otrzymywał Abraham, jednak pojawia się tu nowy czynnik – zajęcie czterech stron świata. Jest też nowy czasownik, opisujący to jak to rozprzestrzenienie się dokona. פָּרַץ, pāraṣ, parac oznacza „przedrzeć się, wedrzeć się, zrobić wyłom, rozprzestrzeniać się, rozchodzić się, rozrastać”. Od tego czasownika pochodzi imię Peresa – syno-wnuka Judy, który to wnuk przedarł się na świat przed swym bratem, Zarą (por. Rdz 38,29). Skojarzenie jest więc w pierwszej kolejności związane z raczej agresywnymi działaniami. Pamiętajmy, że w tym momencie to Jakub był ofiarą (mniej lub bardziej uzasadnionej) agresji swojego brata.

Powtarza się tu motyw swoistego promieniowania skutków błogosławieństwa na wszystkie ludy ziemi znany z Rdz 12,3, nie ma jednak charakterystycznego zwrotu zakładającego przekleństwo wobec nienawidzących Jakuba i błogosławieństwa dla tych, którzy mu sprzyjają. Wydaje się on zastąpiony właśnie obietnicą ekspansji terytorialnej. W sumie, byłoby to logiczne, skoro Ezaw zawarł przymierze matrymonialne i z Izmaelitami i z Kananejczykami. Jakub zaś szedł sprzymierzyć się z własną rodziną, bardzo odległą geograficznie i niekoniecznie liczną. Rodzina Betuale mogła zostać zdziesiątkowana w ciągu kilkunastu lat zwykłą zarazą. Jakub był bezżenny i samotny w morzu (co najmniej neutralnych) ludzi. Jednak, w odróżnieniu od Abrahama, był młody i silny.

Co jednak z resztą? Bóg nie mógł (rabini, brońcie!) przekląć potomstwa ani Izmaela, ani Ezawa (zwanego Edomem). Było to dopuszczalne wobec Ammonitów i Moabitów, potomków Lota – bratanka Abrahama. Tym bardziej wobec potomków Chama i Kanaana. Potomkom Abrahama, nawet oddzielonym od pierwotnego błogosławieństwa należał się udział w dobrodziejstwach. Więc Żydzi jakoś mogli ścierpieć panowanie edomickiej dynastii herodiańskiej. Tak, tej z której wywodził się Herod Wielki od rzezi niewiniątek (i masy własnych krewnych krewnych, znanych głównie analitykom psychologii postaci historycznych6) i Herod Antypas, ten uczestniczący w procesie Chrystusa.

Obietnica końcowa zawiera sprowadzenie Jakuba do הָאֲדָמָה הַזּׂאת, hā᾽ǎḏāmāh hazz᾽ōṯ,ha-adama hazzzot,a więc „tejże ziemi” w sensie całej zamieszkanej powierzchni ziemi. To nie הָאָרֶץ, hā᾽reṣ, ha-arec „Ziemia Izraela” w rozumieniu tradycjonalistów. Ha-adama to cała zamieszkała przez rodzaj ludzki powierzchnia ziemi. Albo po prostu ziemia. W sumie, ostatecznie Jakub-Izrael został pochowany w ziemi kanaanejskiej, choć zmarł w Egipcie, gdzie można było skończyć pod ziemią, jednak nadal w oddzielającej od niej sarkofagu.

A gdy Jakub zbudził się ze snu, pomyślał: «Prawdziwie Pan jest na tym miejscu, a ja nie wiedziałem». I zdjęty trwogą rzekł: «O, jakże miejsce to przejmuje grozą! Prawdziwie jest to dom Boga i brama nieba!»
Rdz 28, 16-17

Zbudzenie ze snu nie jest przerwaniem wizji sennej, ale po prostu przebudzeniem się. Śnienie jako doznawanie pewnej wizji określa czasownik חָלַם, ḥālam, chalam, wizję senną zaś rzeczownik חֲלוֹם, ḥǎlȏm, chalom. W tym wersie na sen jako spoczynek użyto rzeczownika שֵׁנָה, šēnāh, szenah. Rdzeń שׁנה, š-n-h, sz-n-h* jest dość wieloznaczny. W podstawowym znaczeniu oznacza zmienić się, inaczej się zachowywać, być odmiennym, innym, drugim i jest powiązany z liczebnikiem „drugi”. Wyraża powtarzanie się, ale też zmianę, zniekształcenie.

Sny nieraz odnoszą się do naszej rzeczywistości, ale niedoskonale – niczym krzywe zwierciadło. Jakub wychował się zapewne w duchu przepowiedni uzyskanej przez matkę (por. Rdz 25,25-26), czyli to on miał być wybrańcem, spadkobiercą Abrahama. Zawsze jednak ważniejszy był Ezaw. Trzeba było dwóch oszustw, by uzyskać błogosławieństwa, a jednak teraz był sam, w drodze na wygnanie, bez szans na szybkie zdobycie żony, z mizerną nadzieją na bezpieczny powrót. Nawet gdyby powrócił po śmierci brata, na razie był bezdzietnym kawalerem, podczas gdy jego brat miał już trzy żony.

Sen o Bogu, który zapewnia Jakuba o wybraństwie mógł ukoić nerwy, skołatane ucieczką i wędrówką przez dzikie tereny. W sensie psychologicznym jest zrozumiały. W sensie teologicznym także. Było to potwierdzenie, że nawet w niezbyt sprzyjającej sytuacji, gdy wszystko co miał – pierworództwo i błogosławieństwo ojcowskie – było kradzione, to złodziej został spadkobiercą Abrahama. Bóg autoryzował niejako oszustwa dokonane przez Jakuba i Rebekę i potwierdzał ważność przepowiedni.

Mimo tego Jakub nie jest spokojny. Dobrze, jego pierwszą wypowiedź można uznać za myśl budzącego się człowieka, który rozpędzającym się z wolna po przebudzeniu umysłem, powoli ogarnia po której stronie granicy snu i jawy się znajduje. Jego słowa, że „prawdziwie Bóg jest/bytuje na tym miejscu” (אָכֵן יֵשׁ יְהוָה בָּמָּקוֹם, ᾽āḵēn jēš JHWH bāmmāqȏm, achen JHWH jesz bam-maqom) to stwierdzenie faktu. Potem zaczyna rozumieć konsekwencje.

Kolejne zdanie jest wprowadzone słowami וַיִּירָא וַיּאׁמַר, wajjȋrā wajjōmar, waj-jira waj-jomar – „przeraził się i powiedział”. Dopiero teraz następuje przestrach, bo skoro tu jest Bóg, to miejsce jest נוֹרָא, nȏrā᾽, nora, czyli przerażające. Nora to imiesłów od jara, więc w tekście Tysiąclatki mamy upiększenie stylistyczne.

Dalej Jakub nazywa to miejsce dwoma terminami „domem Bożym” (בֵּית אֱלׂהִים, bêṯ ᾽Ĕlōhȋm, bejt Elohim) i „bramą niebios” (שַׁעַר הַשָּׁמָיִם, ša’ar haššāmājim, szar hasz-szamajim). Pewnie nikogo nie zaskoczy to, że uciekają tu wieloznaczności słowa „dom”, które może oznaczać też pałac. Jeśli czytacie od początku ten komentarz wiecie też pewnie, że końcówka -im w hebrajskim wskazuje liczbę mnogą. Może też wiecie, że to, kto pisał dany tekst biblijny rozpoznaje po tym, czy używał imienia Bożego (JHWH – tradycja jahwistyczna) czy tytułu (Elohim – tradycja elohistyczna).

Tu we śnie Jakub widzi JHWH, nazywa go tak w pierwszym zdaniu wypowiedzianym po przebudzeniu, po czym przemiennie używa tych zwrotów. Ale sens doskonale pokazuje jego przysięga. Najpierw jednak przejdźmy do kamienia, który Jakub podłożył sobie pod głowę.

Wstawszy więc rano, wziął ów kamień, który podłożył sobie pod głowę, postawił go jako stelę i rozlał na jego wierzchu oliwę. I dał temu miejscu nazwę Betel. – Natomiast pierwotna nazwa tego miejsca była Luz.
Rdz 28,18-19

Bohaterem tych dwóch wersów ewidentnie jest kamień, służący Jakubowi za poduszkę. Jakub ustawia go jako מַצֵּבָה, maṣṣēḇah, maccewa*. Ktoś powie, że macewa to żydowski nagrobek, czasem z całym życiorysem wyrytym w słowach i symbolach. Jak na ironię, tu oznacza miejsce święte, podczas gdy nagrobek w tradycji żydowskiej miał oznaczać miejsce, które kapłan powinien omijać, by nie zarazić się nieczystością7. Rdzeń מצב, m-ṣ-ḇ, m-c-w wskazuje jednak przede wszystkim na coś osadzonego.

Jeśli Jakub chciał na szybko oznaczyć miejsce, mógł wykopać dziurę w ziemi i postawić na sztorc kamień, po czym może podeprzeć go innymi dla pewności, że się nie przewróci. Nie musiał ryć w nim, by opisać zdarzenie, które tu nastąpiło. Może nawet nie myślał o tym w chwili, gdy ustawiał tę stelę. Stela była właśnie płytą kamienia, znaną powszechnie w kultach Bliskiego Wschodu od dawna w czasach Jakuba. Od jak dawna? Jakub urodził się w XX wieku przed Chr. Stelle znane były od od 4 000 lat przed Chr., czyli od CL wieku przed Chr. Były standardowym elementem kananejskich budowli kultowych. Znajdowane przy nich baseny wskazują, że służyły do libacji, czyli wylewania płynnej ofiary8. Stella jest namaszczona od góry tłuszczem czy też oliwą (שֶׁמֶן, šemen, szemen*), zapewne jako akt poświęcenia.

Jakub nie był więc nowatorem. Ważne jest jednak to, jak nazywa to miejsce, zwane do tej pory uporczywie „tym miejscem”. Od teraz to בֵּית־אֵל, Bêṯ-᾽Ēl, Bejt-El, Dom Boga. Wcześniej ta okolica była znana jako Luz (לוּז, Lȗz, Luz). Prawdopodobnie Luz było miastem istniejącym niedaleko Betel lub Betel było jego dzielnicą, czymś jak Jasna Góra dla Częstochowy: ośrodkiem religijnym niebędącym tożsamym z miastem. Całkiem jednak możliwe, że osiedle czerpało zyski z pielgrzymek i pielgrzymów, a granica między miejscowościami była co najwyżej umowna. W toku historii miasto-matka tak bardzo zaczęło kojarzyć się z pielgrzymkową miastem-córką albo z dzielnicą, że zaczęto je pomijać. Albo, co gorsza, gdy Izraelici zajęli Kanaan biedne Luz odeszło w zapomnienie, bo nie kojarzyli go ze swoim patriarchą. Zostawili jedynie krótką notkę o tym, jak dawniej nazywało się Betel.

Luz pojawia się w Księdze Jozuego w opisie granic. Zachodzi ciekawa zmiana między rozdziałem 16. i 18. W 16, 2 autor podaje, że granica pokolenia Efraima „po czym prowadziła od Betel do Luz i skręcała ku posiadłościom Arkijczyków w Atarot”. W 18,13 czytamy w opisie granic ziem Beniaminitów „Stąd biegła granica do Luz, na południe przełęczy górskiej Luz, czyli Betel”. Wydaje się więc, że Betel było rzeczywiście miejscem powiązanym z Luz, miejscem na przełęczy, ale było „Betel koło Luz”.

Oczywiście, mogło być tak, że pozbawiony dobytku w tej czy inny sposób wędrowiec zaszedł w okolice Luz, w pewnym miejscu miał wizję i nazwał je Betel. Była to nazwa znana jego rodzinie i gdy ta wróciła (znacznie liczniejsza) kamień dalej tam stał, czego po chwili nie można było powiedzieć o ludności najbliższego miasta.

Inną wersję przedstawia Księga Sędziów:

Z kolei i pokolenie Józefa udało się ku Betel, a Pan był z nim. Pokolenie Józefa posłało najpierw wywiadowców do Betel – a nazwa tego miasta brzmiała niegdyś Luz. I spotkali wywiadowcy człowieka wychodzącego z miasta. «Wskaż nam wejście do miasta – powiedzieli do niego – a okażemy ci łaskę». Ten wskazał im wejście do miasta, a oni wycięli ostrzem miecza miasto, tego zaś człowieka wraz z całą jego rodziną wypuścili na wolność. Udał się więc ten człowiek do ziemi Chetytów, gdzie zbudował miasto, któremu dał nazwę Luz, i nazwa ta istnieje aż do dnia dzisiejszego9.

Nie wnikając w szczegóły, mamy tu historię, gdy miasto nazywało się Luz, zostało przemianowane na Betel, ale człowiek, który znał je jako Luz, nazwijmy go „luzytą” , uciekł w czasie podboju przez trzecią siłę – Izraelitów, wcześniej wydając „betelczyków” na rzeź i założył miasto, nazywając je Luz. Może był ofiarą opresji z rąk Kananejczyków, którzy zajęli miasto wiele lat temu i uparli się nazywać je „Betel”? Nie jest to dziwna metoda nazywania miast. Europejczycy nazwali wiele miejsc w Ameryce mianami swoich ukochanych miast, z dodatkiem „Nowy”. Gdyby nasz „luzyta” był Holendrem, nazwałby to nowe osiedle Nowy Amsterdam i pozwoliłby Anglikom przemianować je na Nowy York.

Wróćmy do Jakuba.

Po czym złożył taki ślub: «Jeżeli Pan Bóg będzie ze mną, strzegąc mnie w drodze, w którą wyruszyłem, jeżeli da mi chleb do jedzenia i ubranie do okrycia się i jeżeli wrócę szczęśliwie do domu ojca mojego, Pan będzie moim Bogiem. Ten zaś kamień, który postawiłem jako stelę, będzie domem Boga. Z wszystkiego, co mi dasz, będę Ci składał w ofierze dziesięcinę»
Rdz 28,20-22

Namaszczeniu betylu, czy też steli towarzyszy נֶדֶר, neḏer, neder – ślub, przysięga. Nawet jeśli w tym momencie Jakub był samotny, to zapewne jej wypełnienie odbywało się potem publicznie, niejako nadając rangę sanktuarium. Czymże byłaby Jasna Góra bez ślubów jasnogórskich? Jakub nie jest tu najwspanialszym przykładem bezinteresowności. Fakt, może stawia Bogu drobne wymagania.

Rozbijmy je sobie na warunki teologiczny, socjalny i psychologiczny. Warunek teologiczny jest ciekawy w kontekście końcówki. Brzmi on, w streszczeniu, „jeśli będzie Bóg ze mną i będzie strzegł mnie” (אִם–יִהְיֶה אֱלׂהִים עִמָּדִי וּשְׁמָרַנִי, ᾽im-jihjeh ᾽ĕlōhȋm ‘immāḏȋ ȗšᵉmāranȋ,im-jihje Elohim immadi u-szemarani).Nie jest to nic wielkiego, zwykłe uznanie, że to ten byt nadprzyrodzony ma chronić wędrowca i być niejako koło niego. Ciekawostką jest to, że wcześniej w tym rozdziale, w wersie 13., Bóg przedstawił się jako יְהוָה אֱלׂהֵי, Jᵉhwāh Êlōhê, Jehwa Elohej. Gdy porównacie to z zapisem z poprzedniego wersu w samogłoskach doprowadzimy do przeciągnięcia kreski w drugim jod, by drastycznie zmienić znaczenie (z יהיה, jhjh do יהוה, JHWH). Jednak zastępy zmieniły też swoją formę gramatyczną, więc może to element mnemotechniki – metody używania pamięci, w tym wypadku podobnych w zapisie i fonetycznie, ale wciąż odrębnych od siebie zwrotów.

Drugi, socjalny warunek jest niejako zbiorczy – to chleb do jedzenia (לֶחֶם לֶאֶכׂל, leḥem le᾽eḵōl, lechem le-echol) i odzienie do noszenia (וּבֶגֶד לִלְבּׂשׁ, ȗḇeḡeḏ lilbōš, u-weged lilbosz). To są rzeczy, o które mógł prosić jedynie ktoś w naprawdę skrajnej biedzie, nastawiony na realizację celu minimum utylitarysta albo prawdziwie miłujący prostotę filozof. W sumie to zabawne, że człowiek, który oszukał brata potrawą, a ojca – przebraniem teraz nie ma najwyraźniej ani co jeść, ani czym się okryć.

Może więc to dla Jakuba moment przełomowy w jego historii? Zrozumiał swe błędy, był odtąd szczery i brzydził się kłamstwem? Jeśli tak myślicie, weźcie głęboki wdech. Zróbcie powolny wydech. Głęboki wdech, powolny wydech. Głęboki wdech, powolny wydech. Uspokójcie się, moralizatorzy biblijni. Daleko do tego, by Jakub przestał widzieć drogę do spełnienia Bożej wizji.

Warunkiem psychologicznym, czy może socjologicznym jest to, że Jakub wróci do domu swojego ojca „w pokoju” (בְּשָׁלוֹם, bᵉšālōm, be-szalom). Niezależnie od tego, czy zakładał po prostu, że Ezawowi przejdzie gniew i wróci po jakimś czasie do Beer-Szeby jakby nic się nie stało, czy może liczył na powrót z armią lub wielkim majątkiem – liczył na święty spokój, że będzie bezpieczny i że nadal będzie to dom jego ojca. Ten drugi warunek jest logiczny, gdy weźmiemy pod uwagę, że jego brat był silny i już może miał dzieci w drodze, ich ojciec był stary, a matka podpadła spadkobiercy. Po powrocie Jakub mógł wrócić do domu swojego brata i mieć w nim tyle do powiedzenia, co Stańczyk – może cwany i wygadany, ale jednak bez szans na przewodzenie na arenie międzynarodowej.

Co ciekawe, Jakub nie prosi o znalezienie szybko żony i zdobycie licznego potomstwa. Może to wynikać z dwóch czynników. Głodny i nagi człowiek nie snuje planów matrymonialnych. Chce dożyć jutra. Ponadto Bóg obiecał potomstwo w ramach błogosławieństwa danego Abrahamowi i Izaakowi, przechodzącemu na ich potomka, więc błagalnik mógł uznać to za zagwarantowane. Nie ulega jednak wątpliwości, że opieka bóstwa bardzo się w tym temacie przyda.

Warunki są godne żebraka, uciekiniera. Nie chce umrzeć z głodu, czy z zimna i chce wrócić do domu. Skromnie, ale też nieco bezczelnie. Bóg przedstawił się ze szczytu niebiańskiej drabiny jako Bóg Abrahama i Izaaka, zapewne w ten sposób wskazując na ich sukces jako na swoje dzieło. I teraz Jakub mówi, że jeśli dożyje bezpiecznego powrotu do domu, to Jahwe będzie jego bogiem i dostanie dziesięcinę ze wszystkiego co dostanie. Jedna dziesiąta z majątku czy zysku to wygodny w naszych realiach system podatkowy – nie wiem jak jest z Anglosasami i ich galonami. Często był też stosowany właśnie jako wyznacznik podatku na rzecz króla albo świątyni. Skoro na razie nie ma w Betel żadnego sanktuarium, gdzie można by złożyć tę daninę u kapłana, zapewne chodziło o ofiarę ze zwierząt w tym konkretnym miejscu10.

Nie wiemy czy i jak Bóg zgodził się na te warunki. Może były to warunki minimum, powszechnie uznawane, rodzaj zwyczajowego kontraktu z bóstwem w chwili niedoli. Wiemy, co stało się dalej. Przejdźmy więc z Jakubem, najwyraźniej bez przygód i wartych wzmianki postojów do spotkania z jego ukochaną, a na razie „nie-tak-przyszłą żoną”.

Następny wpis: Oszust oszukany. Komentarz do Księgi Rodzaju. Cz. 45 (Rdz 29,1-30).

1Por. Komentarz do Starego Testamentu. Księgi Protokanoniczne, John. H. Walton, Victor H. Matthews, Mark W. Chavalas, VOCATIO 2019, s. 44.

2Jakub pracował siedem lat za Rebekę i siedem lat za Leę, jego praca miała więc wartość 140 sykli srebra, więc w obu wypadkach sporo przepłacił.

3Dokładnie 1,48 cm dla 30 sykli i 1,68 cm dla 40 sykli. Choć pewnie metal miał nieco inną konsystencję, zależna od czystości rudy, jednak nadal wiano dało się w miarę łatwo upchnąć w kieszeni.

4Za: R. Graves, R. Patai, Mity hebrajskie. Księga Rodzaju, Kraków 2020, str. 206. Oczywiście tradycja pomija tu postanowienie Ezawa, by poczekać z zabiciem Jakuba do śmierci ojca.

5I będzie miała wpływ na popkulturę przez to, że jedna kapela nagra piosenkę ”Schody do Nieba”, a inna ”Autostrada do piekła”.

6Choć, jak się pomyśli i ograniczy masakrę do konkretnej daty urodzin Mesjasza w konkretnej okolicy (niezbyt bogatej), do której sam Herod wysłał Mędrców ze Wschodu – wizja wysłania specjalnej ekipy dzieciobójców zbierających dane i pozorujących wypadki… nie byłaby wyobrzymiona.

7Nagrobek [w:] A. Unterman, Encyklopedia tradycji i legend żydowskich, tłum. O. Zienkiewicz, Warszawa 2000, s. s.196.

8Por. J.H. Walton, V.H. Matthews, M.W. Chavalas, Komentarz historyczno-kulturowy do Starego Testamentu. Księgi Protokanoniczne, Warszawa 2019.

9Sdz 1,22-26.

10Por. Komentarz historyczno-kulturowy do Starego Testamentu. Księgi protokanoniczne, J.H. Walton V.H. Matthews, M.W. Cavalas, Warszawa 2019, s. 17.

2 myśli na temat “Drabina Jakubowa. Komentarz do Księgi Rodzaju (Rdz 28,10-22).

Dodaj komentarz