Kłamstwo powtórzone tysiąc razy, czyli dlaczego w świecie Lempart Ordo Iuris MUSI być finansowane przez Kreml

Od jakiegoś czasu modne jest i promowane, by pisać w każdym możliwym miejscu o tym, że „Ordo Iuris jest grupą fundamentalistów sponsorowanych przez Kreml” (lub inaczej z podkreśleniem, że NIE JEST, oczywiście na zasadzie ironii). Jest to echo sprawy, jaką Marcie Lempart, proaborcyjnej działaczce wytoczył Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris (@ordoiuris) po jej wypowiedziach.

Skoro trwa postępowanie dotyczące pomówienia, to logicznym jest, że sąd nakazuje wstrzymanie się pozwanemu od powtarzania w przestrzeni publicznej stwierdzeń, które mogą uderzyć w wizerunek i zaufanie powoda. A powiedzmy sobie szczerze, informacja, że kogoś finansuje Kreml raczej uderza w jego wizerunek i budzi nieufność. Gdy sprawa się zakończy, Lempart albo będzie musiała zamknąć usta z powodu wyroku sądu albo będzie mogła swobodnie powtarzać swoje zdanie z błogosławieństwem wymiaru sprawiedliwości.

Mamy tu starcie na pewność siebie. Powód musi wiedzieć, że nie otrzymywał pieniędzy z Kremla, by bronić się pozwem, a pozwana jako osoba publiczna musi wiedzieć, że ma dowody na to, o co w przestrzeni publicznej oskarżyła Ordo Iuris.

Tak samo jak w wypadku procesu Nowicka-Najfeld, gdzie Nowicka najpierw wytoczyła proces, a gdy go przegrała, bo potwierdziło się, że utrzymywała się z pieniędzy wypłacanych przez dostawców środków poronnych oraz narzędzi do aborcji – wtedy powódka zażądała utajnienia uzasadnienia wyroku, które było dla niej druzgoczące.

Nacisk, by jednak te słowa powtarzać i pomijać cały kontekst i przekazywać dalej informacje w tonie „zabierają nam wolność słowa” wskazuje na jedno – Lempart i związane z nią środowiska wiedzą, że tekst „finansuje was Kreml” jest z odbytnicy a tym samym wiedzą już, jak sprawa się zakończy, ale kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą (w oczach opinii publicznej).

Pokazuje to też szacunek do prawa. Nie oczekujmy go po ludziach, którzy wołają co pięć minut „Konstytucja” i chcą wprowadzenia sprzecznych z nią małżeństw homoseksualnych. Jednak historia motywu „Ordo Iuris jest grupą fundamentalistów sponsorowanych przez Kreml” wskazuje wręcz na złośliwość, gdzie drugi człowiek jest celem, potworkiem, którego trzeba zniszczyć za wszelką cenę.

Dlatego trzeba go odczłowieczyć, jak w spotach wyemitowanych przez liberalne kręgi, gdzie wyborca konserwatywny to krętacz, dwulicowy dewot (z brzydkimi zębami) do tego chcący wprowadzić totalitaryzm. Zresztą, jak pokazują badania o ile dla nowych poglądów z własnego kręgu filozoficznego (nazwijmy go Obozem Galopującego Postępu) liberalni wyborcy są bardzo tolerancyjni, wobec ludzi inaczej myślących są częściej nietolerancyjni, wrogo nastawieni i zamknięci na dialog.

Dlatego też łatwiej przychodzi takiej Marcie Lempart powtarzać swoje tezy – w końcu Ordo Iuris jest jej przeciwnikiem ideologicznym, a więc jest podstępne i złe, a wszystko co podstępne złe (i faszystowskie) jest wspierane z Kremla. Jest to oczywiste i nie wymaga dowodzenia.

Czy Polacy nienawidzą kobiet? O przemocy i sztuce jej kwalifikowania

Trafiłem w odmętach internetu na artykuł z wirtualnych parówek głoszący, że 90% Polek doświadczyło molestowania. Link podesłała mi rozmówczyni, twierdząca, że dowodzi to nienawiści Polaków do kobiet. Poprawka: nienawiści Polaków i Kościoła. Czy jednak z badań, które były źródłem tych sensacji wynika tak czarny obraz?

Portal wp.pl podał jedynie ogólne wnioski i fragment pracy, jednak dalsze dotarcie do oryginału nie było trudne. I tak się okazuje, że niektóre punkty określone w rozumieniu autorek jako „molestowanie” czy „gwałt” nimi nie są w normalnym rozumieniu tych słów. To ideologiczne zaangażowanie dało początek badaniom wynikającym z chęci udowodnienia, że Polacy wcale nie są tak dobrzy dla kobiet, jak wynika to ze statystyk podawanych przez Agencję Praw Podstawowych (FRA), według której zaledwie 19% Polek doświadczyło przemocy, podczas gdy stosowny wskaźnik dla Szwecji wynosi 42%. Powołując się też na badania statystyczne autorki piszą:

W badaniach tych kwestie związane z przemocą seksualną często uznawane są za część zdarzeń mających miejsce, kiedy dojdzie do użycia siły. Nie biorą one zatem pod uwagę tych przypadków gwałtu, kiedy wobec ofiary użyta została innego rodzaju presja, lub tych, które nie wiązały się z siłowym atakiem na ofiarę (na przykład gwałt małżeński czy gwałt «na randce»).”

Problem w tym, że definicja gwałtu małżeńskiego obejmuje gwałt, jakiego dopuszcza się mąż na żonie powołując się na obowiązek współżycia zawarty w przysiędze małżeńskiej. W ankiecie nie padło pytanie pozwalające to jasno określić i odróżnić od na przykład wymuszenia stosunku przez natarczywe upominanie się o rozpoczęcie współżycia w związku pozamałżeńskim. Stosowna pozycja w wykazie pytań zadawanych ankietowanym o doświadczenia gwałtu brzmiało (s. 19):

[Czy – RG] Odbyła Pani stosunek seksualny, którego Pani nie chciała, ponieważ była Pani przytłoczona ciągłym naciskiem i presją ze strony mężczyzny”.

Gdyby twardo się tego trzymać, dziewczyna decydująca się na współżycie bo chłopak naciskał i wywierał presję, bo „wszyscy już to robią”, „tak da dowód miłości” powinna zostać określona jako zgwałcona. Można pod to podciągnąć i przymus wynikający z małżeństwa, jednak nie jest to precyzyjne, tym bardziej, że autorki przytaczają na przykład taką wypowiedź (s. 66):

Moja sytuacja polegała na tym, że zupełnie mimowolnie odbyłam stosunek analny, na który nie byłam gotowa i który okazał się bardzo bolesny. Chłopak zrobił to szybko, głupio mi było się sprzeciwić, fatalnie czułam się po wszystkim”.

Na ile mowa tu o gwałcie, a na ile o niedograniu? Treść wypowiedzi jest nie dość precyzyjna. Jednak wypowiedź ta jest w pracy zakwalifikowana właśnie jako gwałt. Spójrzmy jak rozkładają się procentowo te czynniki (s. 53):

str. 54 raportu przełamać tabu
str. 54 raportu przełamać tabu

79% należy właśnie do tej kategorii, gdy przypadek nie jest łatwo jasno zapisać do kategorii gwałtu czy zwykłego molestowania. Autorki wskazują, że stosują inny niż stereotypowy słownik (przy czym stereotyp gwałtu ma być zmuszeniem przemocą do stosunku przez obcego mężczyznę w obcym miejscu); nie wiem jednak, na ile tak przyjęta metodologia nie rzutuje na możliwość stawiania krzykliwych tez, a to one zagwarantowały projektowi „Przełamać tabu” miejsce w mediach.

Podobnie i definicja „molestowania” jest na tyle szeroka, że same ankietowane przyznają, że nie pomyślałyby, że opowiadanie dowcipów o seksie może być traktowane jako coś ponad przejaw chamstwa (s. 71). Stąd też niski procent zgłoszonych przypadków „molestowania” – w wielu wypadkach kobiety zaznaczały, że poradziły sobie same. Inaczej policja nie miałaby szans na zajęcie się czym innym niż zgłoszeniami o molestowaniu w jakiejś remizie czy na spotkaniu przy piwie. Wnioski podawane dalej między innymi przez wp.pl nie są więc tak szokujące jak powinny być według zamierzenia autorek.

Raport we wnioskach zupełnie pomija rolę „organizacji przykościelnych/parafii” jako miejsca pomocy dla ofiar molestowania. W niektórych kategoriach (molestowanie i gwałt) to własnie organizacje religijne były miejscem, gdzie kobiety szukały pomocy częściej niż  organizacje kobiece. Mimo wszystko nie należy pracy odrzucać w całości, gdyż zwraca ona uwagę na ważny problem. Każda zgwałcona kobieta to o jedną za dużo, a raport pokazuje składowe tego, co można i należy nazywać „kulturą gwałtu”.

przelamac tabu 34

Po pierwsze, niemal każda z ankietowanych doświadczyła ze strony mężczyzn zachowania wulgarnego, ale jednak tolerowanego przez otoczenie. Ponadto pojawia się motyw nacisku na współżycie (czy to małżeńskie czy nie), czy jakieś szczególne jego formy jako obowiązek kobiety, na który musi ona wyrazić zgodę, jeśli mężczyzna ma taką potrzebę – co wynika poniekąd z przeświadczenia, że kobiety lubią przygodny seks z nieznajomym (motyw przewodni 90% filmów pornograficznych), a jeśli na początku stawiają opór, to zaraz potem im się spodoba. Z tym, że nie są to wątki wynikające z tradycyjnego pojmowania rodziny czy ról kobiecych i żeńskich, jak chciałyby często powołujące się na ideologię gender autorki. Jeśli już, to z chorego rozumienia przysięgi małżeńskiej.

Gwałt małżeński ma miejsce, gdy jeden z małżonków domaga się zaspokojenia swoich potrzeb, nie bacząc na to, że przysięga obejmuje przede wszystkim miłość i uczciwość, a zatem szacunek. Jakkolwiek małżonek może okazywać miłość fizyczną wtedy, gdy nie czuje potrzeby ani ochoty, a nawet wie, że byłoby to dla niego nieprzyjemne, zawsze jednak musi to być jego wolna wola. Podobnie jak z podawaniem posiłku, pracą zarobkową na rzecz rodziny czy spędzaniem wolnego czasu – jeśli wynika to z wymuszenia, nie mówimy tu o miłości a o niewolnictwie. Jeśli ktoś powołuje się na sakrament jako przyczynę zmuszenia żony do współżycia, popełnia herezję, gdyż herezja oznacza z greckiego „wolny wybór”, a taki człowiek dość swobodnie wybiera prawa, a odrzuca obowiązki.

W przypadku każdego molestowania, czy gwałtu mamy do czynienia z założeniem, że moja potrzeba jest ważniejsza niż godność drugiego człowieka. Jest to skrajny egoizm, dotyczący jednej z najniższych sfer potrzeb. Współczesna kultura nakazuje nam jak najszybciej zaspokajać tworzone przez reklamy potrzeby. Reklamy zaś bazują właśnie na wciskaniu ludziom, że zwykły odkurzacz z brudnej, ciemnej klitki uczyni obszerny, rozświetlony i pięknie urządzony pałac. Reklamy ubrań, kosmetyków czy nawet samochodów chętnie korzystają z ciała kobiety jako przykuwacza uwagi, część świata luksusu każącego otaczać się pożądanym pięknem i samemu być pożądanym i pięknym. Kobieta w mediach silniej niż mężczyzna ulega seksualizacji, sprowadzenia do elementu świata zaspokojonych potrzeb przedstawiciela płci przeciwnej, narzędzie ku szczęściu.

Taki obraz w filmach, reklamach czy teledyskach rzutuje na to, jak do kobiety podchodzi zwykły, wychowany na nich nastolatek. Do tego dochodzi zwykłe, „męskie podejście”, czyli po prostu prostactwo czy brak dobrego wychowania podniesione do rangi wolności, akceptowalnej swobody obyczajowej i radości życia i święte przekonanie o tym, że zna się pragnienia kobiet – w końcu obejrzało się tyle filmów „przyrodniczych”.

I taki obraz świata, gdzie kobiety służą głównie spełnianiu marzeń mężczyzn zwalczają feministki, dochodząc do przesady, jakiej przejawem są właśnie wnioski z projektu „Przełamać tabu”. Czasem panie z Feminoteki zapominają walczyć z pornografią, czasem wychwalają to co pomaga kobietę przedmiotowo traktować (aborcja). Jednak nigdy nie zapominają wspomnieć o tym, że to wina stereotypów i konserwatyzmu, nawet jeśli w tym momencie z konserwatyzmem (zdrowo pojmowanym) grają do jednej bramki.

Niszczycielska przyjemność

Pozwólcie, że dziś wpis będzie filmowy. Film ten został udostępniony przez Deon.pl na facebooku. To świadectwo kobiety porwanej w wieku 14 lat przez człowieka, który inspiracje do kolejnych gwałtów czerpał z pornografii. Dlaczego? Bo nie mógł robić swojej żonie tego, co widział w tych gazetach. Nie zgodziłaby się na to. Podobnie wiele aktorek porno nie zgodziłoby się na te sceny w normalnym życiu. Ale pornografia wyrabia w oglądających je mężczyznach pragnienie realizacji tego w normalnym życiu. Więc niemieckie burdele organizują promocje, pozwalając zaspokajać te pragnienia. Problem w tym, że chętnych na odgrywanie roli dmuchanych lalek kobiet brakuje. Więc są porwania, wykorzystuje się kobiety uzależnione lub w ciężkiej sytuacji. Kiedy ostatnio Unia zajmowała się tym, że wg Coalition Against Trafficking in Women (CATW, Koalicji Przeciwko Handlowi Kobietami) 90% kobiet pracujących w niemieckich burdelach nie mówi dość dobrze po niemiecku i w wyniku podpisanych umów są właściwie niewolnicami alfonsów? Unia zajmowała się tym, żeby kobiety w Polsce mogły zabijać swoje dzieci.

To świadectwo kobiety skrzywdzonej, upokorzonej. Nie przez zacofanie, a przez postęp. Ten postęp, który każe patrzeć z przymrużeniem oka na pornograficzne pisemka sprzedawane mniej lub bardziej spod lady w kioskach, na semipornograficzne teledyski gwiazdek i wulgarne zachowania celebrytów.

Ile widzieliście czarnych protestów przed redakcją Playboya? Nie, Playboy nie jest dla Szczuk i Śród zły – całą pornografia jest wręcz wspaniała, bo przecież zrywa z pruderią tradsów, nie rozumiejących, że jak kobieta chce się pokazać goła każdemu, kto da 10 zł to ma do tego święte prawo. Ba! Wręcz ma obowiązek, jeśli chce przejść dalej w TapMadyl… Przed night clubami prędzej zastaniecie kółko różańcowe niż feministki narzekające na przedmiotowe traktowanie kobiet.

To, co dziś jest „miękką pornografią” nie tak dawno budziło obrzydzenie jako „twarda”. Im bardziej wyuzdana była pornografia „miękka”, tym „miększa” stawała się „twarda”. Playboy wycofał się z nagich zdjęć, gdyż to między innymi jego kultowy status przyczynił się do akceptacji społecznej pornografii w Internecie.

Wszak seks w pornosach to czysta przyjemność, więc nie warto zagłębiać się w szczegóły, co trzeba robi, by aktorzy byli stale gotowi, a aktorki wytrzymywały kilkanaście powtórzeń ujęć. To nie jest piekło kobiet. Piekłem kobiet jest niemożność zabicia dziecka, jeśli nie odpowiada nam jego płeć*. Film i grafomański fanfick „Zmierzchu” o kobiecie decydującej się zostać niewolnicą bogatego faceta? Nic strasznego, bezpłatne wydanie GW wręcz pozwoliło sobie zarobić na reklamie tego typu twórczości.

A wszystko to pod cichą egidą feministek, które milczały, gdy pornografia reklamowała się, promując filmy, na których nie występowały kobiety, tylko „zdziry” i „worki na spermę”. Milczały, bo trzeba było głośno krzyczeć, że patriarchalne zasady robią z kobiet kury domowe. Wyszukiwaniem i piętnowaniem obrażających kobiety reklam zajmuje się nie feminoteka, a Stowarzyszenie Twoja Sprawa.

I dlatego feministki lewicowe są polskim kobietom zbędne. One są tylko od bycia na liście płac przemysłu aborcyjnego i załatwiania parytetów. One budują piekło kobiet, chodząc na sznurku swojej własnej lewackiej postępowości. 

https://www.youtube.com/watch?v=It2T3eCyaKE

* Dorota Wellman: „Nie wyobrażam sobie, żeby jakakolwiek Izba decydowała o tym, ile chcę mieć dzieci. I jakiej płci.”