Opowieść o zatwardziałym proroku, czyli Jonasz kontra El-Hannun

Bohaterem tego wpisu będzie język hebrajski. A raczej kilka słów. W pierwszej kolejności QWM, czyli „wstać”, potem HLK, czyli „iśc”, a wreszcie QR’, czyli „wołać, krzyczeć”. Okazjonalnie wystąpi też JSzB, czyli „siedzieć, mieszkać”. Dlaczego? Ponieważ w pierwszym czytaniu Jonasz po raz kolejny słyszy wezwanie, by wstać – nie wiadomo czy z kanapy, czy też z jakiegoś innego wygodnego siedziska. Od tego wezwania zaczyna się Księga Jonasza, a właściwie: Jony, bo tak brzmi w oryginale imię tego proroka. Zobaczmy, kiedy słyszał on wezwanie „Qum”, czyli właśnie „wstań”.

Najpierw Bóg mówi w Jon 1,2: „Wstań, idź do Niniwy – wielkiego miasta – i upomnij ją, albowiem nieprawość jej dotarła przed moje oblicze”.

Teoretycznie wszystko się zgadzało. Niniwa była siedliskiem zła, więc skargi na nią dotarły do Boga, a ten nie pozostał obojętny. Prorok więc wstaje i idzie… do Jafy, aby udać się do Tarszisz. Poniżej mapka poglądowa pokazująca lokalizacje Niniwy i Jafy.

Jonmapa

Biorąc pod uwagę, że aby dopłynąć statkiem do Niniwy Jona musiałby opłynąć całą Afrykę był to niezbyt fortunny wybór środka podróży – pod warunkiem, że zakładamy, że prorok szedł tam, gdzie wskazał Bóg. On jednak chce od Boga uciec. Tarszisz w Rdz 10,4 jest jednym z potomków ludności popotopowej, jednym z kuzynów Kittim, jak język hebrajski określa Greków. Ogólnie chodzi o lud na dalekim zachodzie, a wielu homiletów i komentatorów Pisma łączy Tarszisz z Hiszpanią, która była wtedy najdalszym zachodnim krańcem świata.

Ogólnie, Jonasz uznał, że do Niniwy nie pójdzie. Dlaczego? Bo przecież Bóg nie kazał mu iść i tryumfalnie ogłosić: „a teraz patrzcie na ten deszcz ognia i siarki, który was zniszczy!”, ale głosić nawrócenie. Bóg kazał: „qum, leka u-qera aleha” – „wstań, idź i wołaj do niej”. Tak więc Jonasz już wie, co będzie dalej: grzesznicy nawrócą się i zamiast kary otrzymają jedynie pokutę. Tak być nie może! Więc Jonasz ucieka na morze, wychodząc z założenia, że tam go Pan, Bóg ludu żyjącego na pustyni, niezwiązanego z morzem, nie dorwie.

Pomylił się mocno. Nawet jeśli Bóg siedzi dalej w Jeruzalem, to ma możliwość rzucenia wielkiego wiatru na morze, a także posłania wielkiej ryby. Podobnie omylił się Ben-Hadad, król Aramu, gdy po porażce w górach, uznał że wyda Achabowi bitwę na równinie, na co Bóg zapowiedział przez proroka: «Tak mówi Pan: Ponieważ Aramejczycy powiedzieli: „Pan, Bóg Izraela, jest Bogiem gór, a nie jest On Bogiem równin”, dam całe to wielkie mnóstwo w twoje ręce, abyście wiedzieli, że Ja jestem Panem». (1 Krl 20, 28).

Na morzu, Jonasz wszedł do najdalszej część statku i zasnął. Gdy żeglarze uznali, że nic nie mogą już uczynić, zaczęli się modlić, każdy do swojego boga, ale nie pomagało. I wtedy dowódca żeglarzy przychodzi do niego, budzi i mówi: „Qum, qera!”, „Wstań, wołaj do swojego Boga!” Znowu Jonasz musi się wstawiać za poganami. Ci jednak szybko ustalają winnego. Losy wskazują na sennego pasażera. Ten przyznaje się, że jest Hebrajczykiem, a czci JHWH, „który stworzył morze i ziemię”. Nie w porę przypomniał sobie ten fakt. Po kolejnych próbach dotarcia do brzegu żeglarze wrzucają Jonasza do wody… wołając do JHWH (tak, cytat z żeglarzy zawiera tetragram). To jeden z pierwszych akcentów pokazujących uniwersalizm Boga Izraela, wykraczający poza ramy narodu, a przecież obecny już wcześniej.

Wielka ryba połyka Jonasza i wyrzuca go na brzeg, a tam znowu pada polecenie: „qum, leka, u-qera”. Więcej, tym razem Bóg precyzuje, w jakim celu: Jonasz ma głosić haqqeriję, czyli poselstwo, orędzie: czterdzieści dni zostało do zagłady Niniwy. Gdzie to polecenie padło? Gdziekolwiek wielka ryba wyrzuciła proroka – wciąż był to szmat drogi. Jonasz wstał (jaqam), i poszedł (wajjelek) i doszedł do Niniwy, gdzie wołał (wajjiqra).

Wystarczyło przejście jednej trzeciej długości miasta, by wieści o rychłej zagładzie poruszyły mieszkańców miasta, i by ci uwierzyli w… Kogo? Żeglarze wołali do JHWH, a Niniwici uwierzyli w Elohim, czyli dosłownie w bogów (por. TNM 2). Ogłosili, a dosłownie  „obwołali” post (wajjiqreu-com). Wieści dotarły do króla, który wstał (wajjaqam) ze swego tronu i zarządził wielką pokutę. Post dotyczy nie tylko ludzi, ale też zwierząt. Rozkaz jest jasny: mają ubrać się w wory i wołać do Boga (wajjiqreu el-Elohim), ale przede wszystkim odwrócić się od swoich grzechów. I Bóg (Elohim) wysłuchał – odwrócił się od zamiaru zniszczenia Niniwy.

Jonaszowi nie podobało się to, więc zaczął modlić się do Boga (JHWH), wyrzucając mu miłosierdzie. W brzuchu ryby chwalił ocalenie, jakie sprawił mu miłosierny Bóg (El-Hannun), teraz o to miłosierdzie Boga oskarża. Uważa wręcz, że śmierć jest lepsza dla niego niż życie. Bóg pyta, czy prorok uważa swój gniew za słuszny. Nie ma odpowiedzi – Jonasz idzie na wschód od miasta, tam się zatrzymuje (jeszew), robi sobie szałas i siada (jeszew), by oglądać, co się stanie w mieście. Może miał nadzieję, że to, że szedł tyko jeden dzień, a nie trzy sprawi, by zło wyrządzane przez nienawróconych Niniwitów wystarczyło do zagłady miasta. Bóg (JHWH-Elohim) sprawia, że wyrasta krzew, co Jonasz mógł uznać za znak akceptacji. Potem jednak ten Bóg (haElohim) sprowadza także robaczka, którego celem jest zniszczenie krzewu. Bóg (Elohim) sprowadza gorący wiatr, który wraz z palącym słońcem doprowadza Jonasza niemalże do udaru. Znów pojawia się postawienie śmierci nad życiem, znowu pytanie: „Czy słusznie się gniewasz?” i znowu odpowiedź „tak”. I tu się kończy cierpliwość Boga, bo prorok nie rozumie symbolu, trzeba go więc wytłumaczyć: Jonasz ma problem z powodu uschnięcia jednego krzaczka, a nie rozumie starań Boga o ocalenie wielkiego miasta pełnego ludzi i zwierząt.

Niektórzy preferują inny układ księgi, gdy Jonasz idzie do miasta, ale nie wchodzi do niego i nie głosi, ale siada pod miastem i czeka na zagładę i dopiero historia z krzakiem zmusza go do realizacji swej misji. W tej wersji, w której bohaterem pozytywnym jest ludność Niniwy, kończy się happy endem w wersecie Jon 3,10.

Wersja kanoniczna nie jest opowieścią o nawracających się poganach, ale o zatwardziałym proroku. Jonasz reprezentuje te postawy, których spodziewa się po Niniwie: nieposłuszeństwo Bogu, symulowane nawrócenie, radość z cudzej krzywdy. Okazuje się, że poganie, którzy nie znają prawa, nie odróżniają swojej lewej ręki od prawej są bardziej podatni na orędzie Boga niż człowiek, do którego Pan przemawia bezpośrednio. To właśnie Jonasz, którego imię niewinnie oznacza dosłownie „gołębicę” okazuje się negatywnym bohaterem księgi, nawet pomimo pięknej pieśni ułożonej w brzuchu wielkiej ryby.

Podobnie jest z wieloma katolikami, którzy obrażają się na Pana Boga, jeżeli nie chce On być ich plemiennym bóstwem, jeżeli miłosierdzie ma ogarniać także pogan czy grzeszników. Zawsze znajdą dowód na to, że Jezus głosowałby na tę samą partię polityczną, co oni i miałby te same poglądy na temat przemocy czy kary śmierci. Prawi Polacy-katolicy potrafią rozpaczać, gdy biskupi widzą możliwość przyjmowania choćby pojedynczych muzułmanów, czy nawet chrześcijan z Bliskiego Wschodu, którego mieszkańcy przecież (jeśli wierzyć prawicowym portalom) są bandą złowrogich pół-ludzi, pół-diabłów, genetycznie wręcz skłonnych do przemocy, nienawidzących wszystkiego co nieislamskie i niearabskie. Wizja, że Bóg jest Bogiem wszystkich ludzi i nie chce śmierci nawet najgorszego z nich jest dla nich ohydna, gdyż kłóci się z ich pragnieniem wymierzenia sprawiedliwości zbrodniarzom.

Nie dziwmy się, że wokół nas Niniwa, skoro wokół mamy tylu Jonaszy. Jak ma ona się nawrócić, skoro życzymy jej zagłady?

Jedna myśl na temat “Opowieść o zatwardziałym proroku, czyli Jonasz kontra El-Hannun

Dodaj komentarz