Żona dla Izaaka (Rdz 24). Komentarz do Księgi Rodzaju, cz. 36.

5. Żona dla Izaaka

Cały rozdział 24. Księgi Rodzaju i początek rozdziału 25. stanowią niejako podsumowanie spinające dwie biografie: Abrahama i Izaaka. Tu kończy się dzieciństwo syna, gdy sam zakłada rodzinę i… szybko schodzi na bok, by stać się niejako drugoplanową postacią w historii Jakuba. Sam Abraham też staje się mniej aktywny. Wysyła sługę, by ten znalazł żonę dla Izaaka, po czym umiera. Sam też opis poszukiwań żony, ubrany w historię pełną powtórzeń wskazuje na jakiś istotny element w zbiorowej pamięci narodu izraelskiego, być może wykorzystywany w czasie uroczystości zaręczynowych czy weselnych. Pamiętajmy, że Izaak jest dzieckiem obiecanym, wyczekiwanym, ale ojcem narodu jest syn jego i Rebeki, Jakub-Izrael.

Zaznaczmy: cała opowieść o Akedzie od wezwania Abrahama po powrót do Beer-Szeby ma dziewiętnaście wersów, zaś historia od wysłania sługi do ślubu Izaaka z Rebeką to sześćdziesiąt siedem wersów. Jest ona pełna symboli i poczynań, które nam się mogą wydać dziwne, ale przedstawiają zapewne tradycje związane ze służbą, życiem rodzinnym, relacjami rodzinnymi znane autorowi.

5.1. Wysłanie sługi

Abraham zestarzał się i doszedł do podeszłego wieku, a Bóg mu we wszystkim błogosławił. I rzekł Abraham do swego sługi, który piastował w jego rodzinie godność zarządcy całej posiadłości: «Połóż mi twą rękę pod biodro, bo chcę, żebyś mi przysiągł na Pana, Boga nieba i ziemi, że nie weźmiesz dla mego syna Izaaka żony spośród kobiet Kanaanu, w którym mieszkam, ale że pójdziesz do mego rodzinnego kraju i wybierzesz żonę dla mego syna Izaaka».
Rdz 24, 1-4

Widzimy tu już patriarchę u schyłku życia, starca, który doznał wszelkich możliwych błogosławieństw. A mimo tej jasnej przychylności Boga, nie ryzykuje on wyprawy do krewnych osobiście, jakby pomny na to, co spotkało Sarę, lecz posyła sługę. Ten nienazwany przełożony, zarządzający całym dobytkiem musiał być człowiekiem zaufanym, ale i doświadczonym na tyle, by zastępować swego pana w zarządzaniu całym bogactwem. Sam nazwany zostaje זְקַן בֵּיתוֹ, zᵉqan bêtȏ, zeqan bejto, czyli najstarszym w domu. Być może to Eliezer, wspomniany w Rdz 15,2-3, służący Abrahamowi już od początku, gdyż urodził się zapewne jako syn sługi.

Abraham nakazuje mu dokonać specyficznego gestu związanego z przysięgą: שִׂים־נָא יָדְךָ תַּחַת יְרֵכִי, śȋm-nā᾽ jādᵉḵā taḥaṯ jᵉrēḵȋ, sim-na jadecha tachat jerechi, czyli „połóżże rękę swoją pod biodro moje”. יָרֵךְ, jārēḵ, jarech oznacza dosłownie „biodro, bok, udo”, więc albo mamy symboliczne położenie ręki poniżej biodra, w okolicy krocza albo uda lub poniżej uda, czyli na kolanie. Okolice lędźwi miałyby ten sens, że sprawa dotyczy losu potomstwa, a więc tego, co z lędźwi wyszło. Sama zaś pozycja ma sens, jeśli Abraham siedzi lub leży, a sługa w pierwszym wypadku klęczy, a w drugim – pochyla się nad nim. Podobną formę przysięgi znajdziemy w Rdz 47, 29, gdzie Józef obiecuje Jakubowi, że pochowa go w Ziemi Obiecanej. Nie znamy podobnych przypadków poza Pismem, więc wydaje się, że był raczej zwyczaj typowo rodzinny, zapoczątkowany przez Abrahama i związany właśnie z rolą potomstwa.

Celem przysięgi jest upewnienie się, że Izaak nie poślubi jednej „z córek Kananejczyków” (מִבְּנוֹת הַכְּנַעֲנִי, mibbᵉnȏṯ hakkᵉna‘ǎnȋ, mib-benot hak-Kenaani). Dlaczego Abraham wymógł taką przysięgę na słudze? Pamiętajmy, że nadal obracamy się w kręgu kulturowym, dla którego ważne były dzieje praprzodków, w tym Chama, syna Noego i ojca Kanaana (por. Rdz 9,18-27). Może jest to też kwestia zachowania treści przymierza, według której Ziemia Obiecana ma być odebrana obecnym jej mieszkańcom, więc i wprowadzenie ich do rodziny byłoby niepełnym wypełnieniem, bo sami potomkowie Abrahama byliby półkrwi Kananejczykami. Kolejne ryzyko to możliwość zostania Izaaka wśród krewnych, choćby na jakiś czas, by przekonać się o charakterze przyszłego męża.

Ponadto od co najmniej czasów Teracha akceptowane i pochwalane były małżeństwa w obrębie rodziny, takie jak małżeństwo Sary i Abrahama (przyrodniego rodzeństwa) czy Milki i Nachora (wuja i bratanicy, por. Rdz 11, 29).

Żona dla Izaaka ma pochodzić z kraju i spośród rodziny jego ojca, które ten porzucił by iść za wezwaniem Boga. Dlaczego? Zapewne dla zachowania czystości krwi i wiary, która przecież była rodzinnym kultem (to Terach pierwszy wyruszył z Ur Chaldejskiego do Kanaanu). Normalnie powinien zadbać o to ojciec, jako głowa rodziny lub matka. Jako, że z racji wieku Abraham nie może tego zrobić, obowiązek spada na sługę. Czy Izaak nie mógł sobie sam wybrać żony, tylko musiał być wyswatany i to z kobietą, której praktycznie nie znał? Pamiętajmy, gdy się żenił z Rebeką miał czterdzieści lat. Nie był to byle chłopaczek z burzą hormonów, ale raczej dojrzały, odpowiedzialny facet. Dlaczego więc miał uznać wybór kogoś innego?

Po pierwsze, małżeństwa kojarzone były raczej powszechnością w czasach nawet nie tak dawnych. Nie dotyczyło to tylko elit, chcących zyskać nowe tytuły i lepsze miejsce w kolejce do tronu, ale też średniej klasy i nawet najbiedniejszych rodzin, gdzie posag i wiano miały istotny wpływ na wybór partnera życiowego1. Poza majątkiem dochodziły względy charakteru, rodzice doceniali raczej partnerów nudnych, ale statecznych niż romantycznych ryzykantów. Wychodzono z założenia, że młodzi nie muszą (choć byłoby to przydatne) być w sobie zakochani by wziąć ślub, ale kochać się dopiero się nauczą.

Po drugie, miał już czterdzieści lat i nie znalazł sobie żony, może dlatego, że miał za dużo pracy na takie „drobnostki”. Nie miał też kontaktu z rodziną, która najwyraźniej została w okolicach Charanu. Istniało więc ryzyko, że w porywie emocji zwiąże się z jakąś kobietą kananejską. Temu należało zapobiec, właśnie znajdując mu bardziej stosowną małżonkę.

Odpowiedział mu sługa: «A gdyby taka kobieta nie zechciała przyjść ze mną do tego kraju, czy mogę wtedy zaprowadzić twego syna do kraju, z którego pochodzisz?» Rzekł do niego Abraham: «Nie czyń tego nigdy, abyś miał tam wracać z moim synem! Pan, Bóg niebios, który mnie wywiódł z domu mego ojca i z mego kraju rodzinnego, który mi uroczyście obiecał: Potomstwu twemu dam ten kraj, On pośle swego anioła przed tobą; znajdziesz tam żonę dla mego syna. A gdyby owa kobieta nie chciała przyjść z tobą, wtedy jesteś zwolniony z przysięgi; byleś tylko z synem moim tam nie wracał». Wtedy sługa położył rękę pod biodro Abrahama, pana swego, i przysiągł, że spełni, jak mu powiedziano.
Rdz 24, 5-9

Rzeczywiście, musiał to być doświadczony i mądry życiowo sługa. Zakładał, że kobieta nie skusi się tak łatwo na historie o wspaniałej ofercie małżeńskiej lub jej rodzice mogą nie uwierzyć na słowo, że oddają córkę w dobre ręce. Wtedy należałoby choćby pokazać im rzeczonego przyszłego męża i pozwolić podjąć taką decyzję, lub by Izaak sam znalazł sobie inną partnerkę. Abraham protestuje ostro i stanowczo. Izaakowi i reszcie potomstwa obiecano ziemię Kanaanu i udanie się z powrotem byłoby w oczach patriarchy jakimś złamaniem swojej strony umowy. Abraham zapewnia, że przed sługą pójdzie anioł JHWH, który zagwarantuje sukces tej misji. Jakby nie chciała iść mimo tego, że sługa jest na misji od Pana Boga, to można o całej sprawie zapomnieć.

Widać tu silne przekonanie Abrahama, że wymóg wzięcia żony spośród konkretnej rodziny jest elementem Bożej zapowiedzi i że sam Bóg zatroszczy się, by został on spełniony.

Istotnym drobiazgiem jest uznanie, że decyzja należy do kobiety. To ona ma podjąć decyzję, a nie jej opiekun, czy ojciec. Najwyraźniej przynajmniej w rodzinie Teracha był to istotny czynnik. Nie wiemy, co było powodem, dla którego Abraham związał się z Sara, czy była to ich decyzja, czy raczej małżeństwo było pomysłem rodziców, jednak niezależnie od tego ojciec mógł nie chcieć dla Izaaka aranżowanego ożenku, gdy panna młoda jest niechętna samemu pomysłowi.

5.2 U studni

Sługa ów zabrał z sobą dziesięć wielbłądów oraz kosztowności swego pana i wyruszył do Aram-Naharaim, do miasta, w którym mieszkał Nachor. Tam rozsiodłał wielbłądy przy studni poza miastem w porze wieczornej, wtedy właśnie, kiedy kobiety wychodziły czerpać wodę. I modlił się: Panie, Boże «Pana mego Abrahama, spraw, abym spotkał ją dzisiaj; bądź łaskaw dla mego pana Abrahama! Gdy teraz stoję przy źródle i gdy córki mieszkańców tego miasta wychodzą, aby czerpać wodę, niechaj dziewczyna, której powiem: „Nachyl mi dzban twój, abym się mógł napić”, a ona mi odpowie: „Pij, a i wielbłądy twoje napoję”, będzie tą, którą przeznaczyłeś dla sługi swego Izaaka; wtedy poznam, że jesteś łaskaw dla mego pana».
Rdz 25, 10-14

Sługa mógł nie podróżować sam, a nawet pewnym jest, że nie mógł tego robić. Przecież sam nie zajmował się dziesięcioma zwierzętami, ani nie ryzykowałby podróży z wielkim bogactwem samotnie. A może właśnie to był element zaufania w Bożą opiekę, że żadne zwierzę się nie spłoszyło, nikt nie zainteresował się zawartością juków, nikt nie napadł starca choćby dla rozrywki. Wprawdzie w wersie 32. mowa jest o tym, że miał ze sobą ludzi, ale może to być jakieś wtrącenie.

Celem podróży jest אֲרַם נַהֲרַיִם, ᾽Ǎram Nahǎrajim, czyli Aram Dwóch Rzek, co Septuaginta tłumaczy na Μεσοποταμία, Mesopotamia. Mowa tu raczej o tak zwanej „Górnej Mezopotamii”, czyli północno-zachodnim regionie między Eufratem a Tygrysem, gdzie leżał na przykład Charan, gdzie zakończył wędrówkę, której celem był Kanaan Terach, a skąd wyruszył Abram, ale przecież Nachor z Milką nie towarzyszyli im w tej podróży, zapewne zostali w Ur Chaldejskim, w Dolnej Mezopotamii. Nadal jednak mogli wędrować po całym regionie i jeszcze dalej. Wprawdzie Abrahamowi doniesiono o losach rodziny, ale nie jest powiedziane, gdzie się znajdowali i dokąd ewentualnie idą (choć zapewne rozmowa o krewnych i znajomych mogła zająć i cały dzień).

Sługa mógł iść w ciemno, zwłaszcza że jako cel jest podany region, nie zaś konkretne miasto. Mimo to trafia do miasta, gdzie mieszkał Nachor, ojciec dwunastu synów (z dwóch matek). Biorąc pod uwagę upływ czasu i brak wyliczenia córek, sami wnukowie starczyliby na małą wioskę. Mimo to, sługa nie wchodzi do miasta i nie szuka krewnych swego pana, a jedynie siada poza jego murami2 i czeka, aż kobiety przyjdą po wodę.

Mamy tu ciekawą modlitwę. Jest to właściwie prośba o znak, że ta konkretna dziewczyna powinna być żoną Izaaka. Spójrzmy na to od jej strony. Po całym dniu pełnym pracy trzeba jeszcze nabrać wody. Trzeba udać się za bramy miasta, zaczerpnąć wody do dzbana, albo i dwóch, zanieść to do domu. Przy studni siedzi obcy starzec z dziesięcioma wielbłądami. Ciekawostka – wielbłąd potrafi wypić 200 litrów wody w trzy minuty, a średnio jest to ok. 75 litrów na raz. Dziesięć wielbłądów więc wypije bagatela 750 litrów wody. Może trzeba było więcej, tym bardziej, że skoro starzec nie zaczerpnął sam wody, musiał być zbyt zmęczony, by napoić zwierzęta. To sporo roboty, nawet jeśli studnia była wyposażona w jakiś mechanizm pozwalający szybko napełnić koryto dla zwierząt, jednak wygląda na to, że trzeba było napełniać je ręcznie, dzbanem. Co więcej, to nie było tak, że koryto było przy studni, o nie. Studnie były często ryte w skale, prowadziły do nich schody lub strome zejścia i raczej nie prowadzono nimi zwierząt. Zakładając, że dzban miał pojemność 50 l, mamy dziesięć-piętnaście kursów po schodach w dół i z powrotem, pod górę i z obciążeniem.

Decydujące jest, że na prośbę obcego człowieka o wodę, dziewczyna powinna wykazać inicjatywę, by napoić także jego wielbłądy. Taka gościnność byłaby czymś wyjątkowym i wyróżniającym się. Tym bardziej, że starcowi jacyś ludzie towarzyszyli. Kandydatka na żonę musiałaby jednak założyć, że nie są oni w stanie napełnić koryta. Powód mógł być prozaiczny – brak naczyń, w końcu nie koniecznie muszą się takowe znajdować przy samej studni.

Sługa zakłada, że Bóg wybrał już dla Izaaka odpowiednią żonę, która wykaże się odpowiednimi przymiotami. Takie jest znaczenie użytego przez niego słowa יָכַח, jāḵaḥ, jachach, czyli „zadecydować, uznać za”, więc jest to niejako arbitralna decyzja Boga. Nie jest wskazane, co było pierwsze, jajko czy kura. Czy to Bóg ma natchnąć dziewczynę do aktu miłosierdzia wobec gościa i jego wielbłądów, czy raczej ta decyzja ma wypłynąć od niej, a zgodność jej słów ze słowami sługi ma stanowić potwierdzenie.

Zanim przestał się modlić, nadeszła Rebeka córka Betuela, syna Milki, żony Nachora, brata Abrahama; wyszła z dzbanem na ramieniu. Panna to była bardzo piękna, dziewica, która nie obcowała jeszcze z mężem. Ona to zeszła do źródła i napełniwszy swój dzban, wracała. Wtedy sługa ów szybko zabiegł jej drogę i rzekł: «Daj mi się napić trochę wody z twego dzbana!» A ona powiedziała: «Pij, panie mój» – i szybko pochyliła swój dzban, i dała mu pić. A gdy go napoiła, rzekła: «Także dla twych wielbłądów naczerpię wody, aby mogły pić do woli». Po czym szybko wylała ze swego dzbana wodę do koryta i pobiegła znów do studni czerpać wodę, aż nanosiła dla wszystkich wielbłądów. On zaś zdziwiony czekał w milczeniu, aby się przekonać, czy Pan pozwoli mu dopiąć celu podróży, czy nie.
Rdz 24, 15-21

Najwyraźniej sługa zaczął modlitwę w porę, bo oto już pojawia się Rebeka (רִבְקָה, Riḇqa, Riwqa), córka Betuela, wnuczka Nachora. Na razie jednak tego nie wiemy, ale to co musiał zauważyć sługa to fakt, że jest młoda (הַנַּעֲרָ, hanna’ǎrā, han-na’ara) i bardzo piękna z wyglądu. Albo autor zakładał, że była na tyle młoda, by nie mieć jeszcze męża, albo jest to, podobnie jak jej pochodzenie, wtrącenie informacji, która pojawiła się potem. Oczywiście, gdyby była to standardowa, od początku spisana opowieść można by sobie pozwolić na wprowadzenie suspensu: najpierw opisać dziewczynę, potem jej gościnność, decyzję sługi, że to ona powinna być żoną Izaaka, a na końcu zaskoczyć czytelnika informacją, że jednak także wymóg bycia z jedynej słusznej rodziny jest spełniony. Mamy jednak do czynienia z opowieścią rodową, powtarzaną przez pokolenia ustnie, stąd zabiegi mnemotechniczne, takie jak kilkukrotne powtarzanie tej samej frazy, w tym wypadku podkreślenie konkretnego rodowodu.

Sługa czeka, aż Rebeka napełni dzban, po czym biegnie do niej. Musiał sprawiać wrażenie bardzo spragnionego, skoro tak spieszył się by upić choć trochę wody. Dzban był na ramieniu, więc trzeba go jeszcze zniżyć do ręki. Czeka aż sługa skończy pić, nie odrywa mu naczynia od ust, stwierdzając, że „miało być tylko trochę”. Tu już inicjatywę przejmuje gospodyni, nawet czynność picia sługi jest opisana z jej strony, to ona go poi. Potem podejmuje ona decyzję, by napoić wielbłądy, i to nie „trochę”, ale „aż nie skończą pić” (עַד אִם־כִּלּוּ לִשְׁתׂת, ‘aḏ ᾽im-killȗ lišṯōṯ, ad im killu lisztot). Działa ergonomicznie – najpierw wylewa to, co ma jeszcze w dzbanie do koryta, potem pospiesznie zbiega po schodach i dalej nosi wodę. Towarzysze sługi pozostają bierni i nie są nazbyt widoczni w tym momencie.

Sługa siedzi, patrzy3 i milczy, podczas gdy Rebeka uprawia wyczynowe noszenie ciężarów. Jest skupiony, bo podejrzewa, że znalazł odpowiednią wybrankę dla Izaaka, ale może ona nie spełniać wszystkich wymagań. Ponadto wszystko zależało od jej decyzji, mogła po prostu nie chcieć iść do Kanaanu.

Ale gdy się wielbłądy napiły, wyjął kolczyk złoty wagi pół sykla oraz włożył na jej ręce dwie bransolety złote ważące dziesięć syklów i zapytał: «Czyją jesteś córką, powiedzże mi; czy w domu twego ojca jest miejsce dla nas na nocleg?» A ona rzekła: «Jestem córką Betuela, syna Milki, którego ona urodziła Nachorowi». Po czym dodała: «Dość u nas słomy i paszy oraz miejsca do przenocowania». Wtedy człowiek ów padł na kolana i, oddawszy pokłon Panu, rzekł: «Niech będzie błogosławiony Pan, Bóg mego pana Abrahama, który nie omieszkał okazać łaskawości swej i wierność memu panu, ponieważ prowadził mnie w drodze do domu krewnych mojego pana!»
Rdz 24, 22-27

Gdy praca została wykonana, wypadałoby oczekiwać podziękowania. Rebeka tymczasem najpierw otrzymuje podarki – pierścień lub kolczyk do nosa (נֶזֶם, nezem), i bransolety (צְמִידִים, ṣᵉmȋḏȋm, cemidim). Łączna ich waga to 10,5 szekla (pierścień ma jeden בֶּקַע, beqa’, czyli zgodnie z Wj 28, 26 pół szekla/sykla). Szekiel zaś to od jedenastu do siedemnastu gramów. Według Kodeksu Hammurabiego (a więc czasowo w okolicach dziejów Abrahama) 10 szekli to rok pracy niewykwalifikowanego robotnika. Nie była więc to drobnostka, ale i trudno było ugiąć się pod takim ciężarem.

Rebeka mogła jednak potraktować to nie jako podarki, ale zapłatę za pracę, a także zapewnienie, że w razie przyjęcia propozycji noclegu będą mieli jak zrekompensować gospodarzom fatygę. Tak samo pytanie o rodzinę mogło stanowić sprawdzenie, czy dziewczyna nie jest czasem sierotą, albo służącą (wtedy nie miałaby za wiele do gadania). Całe wyliczenie ojca, babki i dziadka może być objawem rodowej dumy, albo też swoistym poręczeniem („jeśli coś mi się stanie, będzie cię szukała rodzina TEGO Nachora”). Co ciekawe, pytanie sługi o możliwość przenocowania nie wskazuje wprost na to, czy miejsce ma być dla ludzi czy także wielbłądów. Oczywiście nie zostawiliby takiego stada samopas, ale sługa tego nie akcentuje. Rebeka zaś zaczyna od rzeczy potrzebnych dla zwierząt: słomy i paszy, po czym wspomina o miejscu na nocleg. Bardziej niż z miłości do fauny jest to przejaw praktycznego myślenia. Łatwiej przechować na noc kilku ludzi niż dziesięć wielbłądów.

Dopiero wtedy sługa kłania się nisko i wygłasza pochwałę JHWH, Boga Abrahama, tym samym niejako się przedstawiając. Sługa wie, że powodzenie jego misji ma na celu tylko i wyłącznie dobro jego pana, stąd to jemu okazywane są Boże łaska i wierność. Ten wybuch religijnej żarliwości mógł zdziwić Rebekę, ale też mógł wzbudzić zaufanie. Sługa wprost ogłasza, że jest na misji nie tylko matrymonialnej, ale bierze udział w spełnieniu wielkiej obietnicy, zapewne znanej także Nachorowi i jego rodzinie choćby w wersji „wujek Abraham oszalał i uparł się iść do Kanaanu”. Dzięki temu, że działał z woli niebios sługa dotarł do domu brata Abrahama (dosł. אֲחֵי, ᾽ǎḥê, achej, czyli „braci”, więc tłumaczenie „krewni” jest jak najbardziej poprawne).

Tymczasem dziewczyna pobiegła do domu i opowiedziała swej matce o tym, co zaszło. A miała Rebeka brata imieniem Laban. Ten to Laban udał się śpiesznie do owego człowieka, za miasto do źródła. Zobaczył bowiem kolczyk i bransolety na rękach swej siostry i usłyszał, jak Rebeka mówiła, co jej ów człowiek powiedział4. Podszedłszy więc do tego człowieka, stojącego z wielbłądami u źródła, rzekł do niego: «Pójdź, błogosławiony przez Pana, czemu stoisz tu na dworze! Przygotowałem dom dla ciebie i miejsce dla twych wielbłądów». Udał się więc ów człowiek do domu. Rozkiełznano wielbłądy, dano słomę i paszę wielbłądom oraz wodę do obmycia jego nóg i nóg ludzi, którzy z nim byli.
Rdz 24, 28-32

Matka Rebeki pozostaje nienazwana. Betuel żyje jeszcze, ale inicjatywę szybko przejmuje jego syn, Laban (לָבָן, Lāḇān, Lawan), który wróci potem przy małżeńskich przygodach Jakuba. Sama wzmianka o tym, że pobiegł do gościa po ujrzeniu bransolety i kolczyka wiele mówi o jego motywacji, zresztą aż do końca jego obecności na kartach Pisma będziemy widzieć jaki z niego przechera. Teraz widzimy go, jak biegnie do sługi Abrahama, zapewnia go, że przygotował miejsca dla gości i ich wielbłądów, choć sam tekst (poza jego własnymi słowami, podkreślającymi zaangażowanie) nie wskazuje, by brał w tym udział.

Rebeka przyszła, opowiedziała co się stało, a Laban już zasuwa nad studnię. Niekoniecznie źle to o nim świadczy. Mógł nie chcieć, by znudzony oczekiwaniem gość odjechał lub by ktoś inny go zaprosił. Lepiej więc było jak najszybciej ściągnąć go pod dach Nachora. W przekładzie gubi się tu nieco szyk zdania, gdyż i przybycie, i rozkulbaczenie wielbłądów, i dostarczenie dla nich paszy i wody dla gości wyrażone są w jednej formie – to trzecia osoba rodzaju męskiego. Nie ma wprowadzonego żadnego nowego podmiotu. Możliwe, że nawet jeśli Laban nie uczestniczył w przygotowaniu noclegu, to zaangażował się w prace, gdy gość był już na miejscu.

Tam dostarczono strawę dla zwierząt i dopełniono wstępnych rytuałów nie tylko gościnności ze strony pana domu, ale też uprzejmości ze strony goszczonych (tu dopiero tekst wspomina o tym, że słudze towarzyszyli inni ludzie) poprzez obmycie stóp. Pamiętajmy, że zapewne byli oni bosi albo sandałach, a nawet do butów mogło się nacisnąć sporo piachu. Dlatego obmycie nóg było niejako wskazaniem „tu się zatrzymuję, to jest kres podróży (choćby na dziś)”. Z racji tego, że piach był najlepszym, w co można było wdepnąć, myciem nóg w czasach hellenistycznych i greckich zajmowali się słudzy i niewolnicy. Wątpliwe więc, by Laban robił to osobiście, po prostu zaniósł wodę a goście się obmyli sami, a może nadzorował pracę. Choć, z drugiej strony biorąc pod uwagę znacznie większą rolę gościnności w narracji biblijnej, możliwe że autor natchniony wyobrażał sobie Betuela, Labana albo Riwkę obmywających nogi sług.

Gdy zaś podano owemu człowiekowi posiłek, rzekł: «Nie będę jadł, dopóki nie przedstawię mej prośby». Rzekł Laban: «Mów». I zaczął mówić: «Jestem sługą Abrahama. Pan w szczególny sposób błogosławił memu panu, toteż stał się on zamożny: dał mu owce, woły, srebro, złoto, niewolników, niewolnice, wielbłądy i osły. Żona zaś pana mego, Sara, urodziła panu memu w podeszłym swym wieku syna. Jemu to oddał on całą swą majętność. Pan mój kazał mi przysiąc, że spełnię takie polecenie: Nie wolno ci wziąć żony dla mego syna spośród kobiet Kanaanu – kraju, w którym przebywam, lecz masz udać się do rodziny mego ojca, do moich krewnych, i stamtąd wziąć żonę dla mego syna. Gdy zaś rzekłem memu panu: A jeśli taka kobieta nie zechce pójść ze mną – odpowiedział mi: Pan, któremu służę, pośle z tobą swego anioła i sprawi, że zamiar twój ci się powiedzie, że weźmiesz żonę dla mego syna z rodziny mojej, z rodu mojego ojca. Będziesz zaś zwolniony z przysięgi, jeśli przyjdziesz do mych krewnych, a oni ci jej nie dadzą; tylko wtedy będziesz zwolniony z przysięgi. Gdy więc dziś przyszedłem do źródła, modliłem się: Panie, Boże pana mego Abrahama, jeśli taka wola Twoja, spraw, abym dopiął celu podróży, którą odbywam. Oto jestem u źródła. Niech więc stanie się tak, żeby ta dziewczyna wyszła czerpać wodę, A gdy jej powiem: Daj mi się napić trochę wody z twego dzbana, niechaj mi powie: Pij ty, a i wielbłądy twe napoję; będzie to ta kobieta, którą Pan wybrał dla syna pana mojego. Zaledwie przestałem tak w duchu się modlić, ukazała się Rebeka z dzbanem na ramieniu i zeszła do źródła, aby czerpać wodę. Wtedy powiedziałem do niej: Daj mi pić. Ona zaś szybko nachyliła swój dzban i powiedziała: Pij, a potem napoję także twe wielbłądy. I napiłem się i wielbłądy moje napoiła. A gdym ją zapytał: Czyją jesteś córką, odpowiedziała: Jestem córką Betuela, syna Nachora, którego urodziła Milka. Włożyłem więc kolczyk w jej nozdrza i bransolety na jej ręce. A potem padłem na kolana i oddałem pokłon Panu; i dziękowałem Panu, Bogu pana mego Abrahama, że poprowadził mnie drogą właściwą, abym wziął bratanicę pana mego za żonę dla jego syna.
Rdz 24,33-48

Sługa, mając już postawiony przed twarzą posiłek, przedstawia swoją sprawę. Zajmuje mu to zaledwie piętnaście wersów, z czego większość jest po prostu powtórzeniem tego, co znamy z wersów 1-27. Najpierw mamy opis sytuacji Abrahama, rozbudowany o wyliczenie wszelkich form własności. Zapewne miało to przekonać rodzinę Betuela, z jakim bogactwem mają do czynienia. Nie są to pola i sady, nie są to pałace, ale wszelkie ruchomości, jakie człowiek ówczesny mógł posiadać. Potem następuje opis misji, z jaką sługa został wysłany, stanowiący niejako wytłumaczenie przed gospodarzami, dlaczego tak zależy mu na żonie dla Izaaka z konkretnego domu. Powtarza się też opis spotkania u studni (wzbogacony o detale, jak wskazanie, że kolczyk był kolczykiem do nosa) i błogosławieństwo.

Rzecz w tym, że to nie są te same opisy. Nawet polski przekład pozwala zauważyć różnicę. Opis w narracji używa na określenie Rebeki słów הַנַּעֲרַ, han-na’ara i בְּתוּלָה, bᵉṯȗlāh, betula, podczas gdy sługa nazywa ją הָעַלְמָה, ha’almāh, ha-alma. Tak samo wypowiedziane słowa prośby o wodę wyrażone są innym czasownikiem (גָּמָא, gāma᾽, gama w narracji i שָׁקָה, šāqāh, szaqa w opowieści sługi). Także odpowiedź Rebeki na prośbę o wodę rozbita w narracji na dwa zdania („Pij, panie mój” i „Także dla twych wielbłądów naczerpię wody, aby mogły pić do woli”), w opowieści jest jednym zdaniem, zgodnym z modlitwą sługi („Pij ty, a i wielbłądy twe napoję”). Inny jest układ krewnych, jakich wymienia dziewczyna.

Powtórzenie nie jest tu więc zabiegiem mnemotechnicznym, ale wydaje się pochodzić z dwóch różnych źródeł, tak jakby zachowały się dwie wersje tej samej opowieści i redaktor, nie chcąc porzucić żadnej z nich, stworzył wypowiedź sługi. Niezależnie od ich pochodzenia, cała rozmowa stała się też bardziej naturalna. Nikt nie jest w stanie tak naprawdę, słowo w słowo odtworzyć przebiegu rozmowy, która odbyła się jakiś czas temu, a nawet na świeżo łatwiej nam coś pomylić, niż wspominając wydarzenie sprzed dnia czy dwóch. A teraz powiedzcie mi, czy chcecie okazać panu mojemu prawdziwą życzliwość; a jeśli nie – powiedzcie, a wtedy udam się gdzie indziej».

 

Wtedy Laban i Betuel tak odpowiedzieli: «Ponieważ Pan tak zamierzył, nie możemy ci powiedzieć nie lub tak. Masz przed sobą Rebekę, weź ją z sobą i idź. Niechaj będzie ona żoną syna pana twego, jak postanowił Pan». Gdy sługa Abrahama usłyszał te ich słowa, oddał pokłon Panu. Po czym wyjąwszy srebrne i złote klejnoty oraz szaty, dał je Rebece; a bratu i matce jej ofiarował kosztowności. Potem on i ci, którzy z nim przybyli, najadłszy się i napiwszy, udali się na spoczynek. A gdy wstali rano, rzekł sługa Abrahama: «Pozwólcie mi wrócić do mego pana». Odpowiedzieli brat i matka dziewczyny: «Niechaj pozostanie ona z dziesięć dni, zanim odejdzie». Ale on przynaglał mówiąc: «Nie zatrzymujcie mnie wy, skoro Pan pozwolił mi dopiąć celu mojej podróży. Pozwólcie mi odejść i wrócić do mego pana». Wtedy oni rzekli: «Zawołajmy dziewczynę i zapytajmy ją samą». Zawołali zatem Rebekę i spytali: «Czy chcesz iść z tym człowiekiem?» A ona odpowiedziała: «Chcę iść».
Rdz 24, 48-58

Sługa prosi o jasną odpowiedź „tak lub nie”, czy osoby odpowiedzialne za Rebekę udzielą Abrahamowi dwóch rzeczy: łaski (חֶסֶד, ḥeseḏ, chesed) i uczciwości (אֶמֶת, ᾽emeṯ, emet). Tesli nie, to on pójdzie sobie po prostu gdziekolwiek, szukać dalej (dosłownie skręci ku prawej ręce lub lewej5). Tak naprawdę Betuel i Laban są postawieni pod ścianą. Nie mogą się sprzeciwić woli Bożej, nie mają wyboru, czy wyrazić zgodę, czy też nie, mogą jedynie odpowiedzieć „tak”. Jeszcze mniej do gadania ma Rebeka, choć ona zapewne była przygotowana na to, że gdy pojawi się chętny do poślubienia jej jej wola może będzie brana pod uwagę, ale wszystko będzie zależało od woli mężczyzn-głów rodziny. Okoliczności jednak są nadzwyczajne. Gest miłosierdzia wobec strudzonego przybysza skutkował niemal natychmiastową zmianą stanu cywilnego. Możliwe też, że sama nie chciała kwestionować wyroków Boga.

Sługa dopełnia formalności. Panna młoda otrzymuje podarki ślubne, tak samo jej rodzina. Co ciekawe, swoiste wiano trafia do Labana i matki Rebeki. Wydaje się więc, że sam Betuel albo był już zbyt stary, albo w jakiś sposób to brat czuwał nad siostrą i odpowiadał za jej majątek. Może też czynność przekazania dotyczyła tylko fizycznego przekazania przedmiotów.

Oczywiście, nasze ucho drażni zwrot „srebrne i złote klejnoty”. Klejnoty to kamienie szlachetne, ze szlachetnego metalu może być ich oprawa. Problem wynika zapewne z tłumaczenia. Hebrajskie słowo כְּלִי, kᵉlȋ, keli oznacza bardzo szeroką gamę przedmiotów od worków po instrumenty i broń. Oznacza to po prostu „dobra użytkowe”, więc mogły to być złote i srebrne misy, dzbany, szkatułki, skrzynie… Skąd „klejnoty”? Ks. Wujek oddaje wers 53. jako: „I dobywszy naczynia śrebrnego i złotego, i szat, dał je Rebece za dar: braciéj także jéj, i matce dał upominki”. Biblia Gdańska tez podaje „naczynia srebrne, i naczynia złote”. Nie jest to tylko kwestia polskiej tradycji – w Biblii Króla Jakuba (King James Version) czytamy: „And the servant brought forth jewels of silver, and jewels of gold”. Także Wulgata daje to „vasis”, liczbę mnoga od „vas”, a więc „pojemnik, waza, przedmiot użytkowy”. Nawet Septuaginta daje tu σκεύη, czyli „przedmiot”. Starsze przekłady wskazują więc bardziej użytkowy charakter przedmiotów (choć z racji materiału, z jakiego je wykonano, nie był to zapewne użytek codzienny), nowsze zaś wskazują na klejnot jakby na coś, co bardziej się ogląda.

Skoro obowiązek został wypełniony (przynajmniej po części) sługa i towarzyszący mu ludzie mogą spokojnie zjeść, by po przespanej nocy ruszyć w drogę powrotną. Co ciekawe, sługa przedstawia wole wyruszenia tak, jakby uznawał autorytet gospodarzy do podjęcia decyzji, czy ruszy, czy też nie. Może to wynikać z czystego zaakceptowania prawa gościnności, gdy nie wypadało udać się w drogę bez pozwolenia pana domu, albo z samej relacji sługa-wolny człowiek. Jednak zarówno brat jak i matka naciskają na dłuższy pobyt Rebeki, a zatem i sługi Abrahama w ich domu. Dlaczego? Na pewno był to czas na pożegnanie z członkiem rodziny, którego można już było nigdy nie zobaczyć. Po drugie, ożenek spadł tak naglę, że mogli chcieć nadrobić stracony czas i pouczyć Rebekę co do zasad bycia panią domu.

Dlatego sługa nie chce dać im tego czasu? Spieszył się, jego pan był już stary i tak po prawdzie, ryzyko, że sługa nie zastanie go po powrocie żywego było spore. Przypomnijmy, mówimy o odległości około 800 km. Wielbłąd idzie z prędkością 5 km/h, podróż zaś odbywała się zwykle za dnia. Odliczając czas na postoje zostaje 10 godzin dziennie. W zależności od pogody, okoliczności losu czy dostępu do wody, mówimy w najlepszym wypadku o dwóch tygodniach w trasie, a przecież te dwa tygodnie musiały upłynąć, nim sługa dotarł do domu Betuela. I tak jest to optymistyczny scenariusz, bo przecież można było jeszcze pobłądzić, musieć ominąć jakiś niebezpieczny region, albo przeczekać złą pogodę. Nie dziwmy się, że słudze Abrahama było spieszno, choć sam pewnie zostałby jeszcze ten tydzień czy dwa u miłych gospodarzy.

Ponownie jednak powołuje się na świętość sprawy – skoro JHWH pozwolił w tak cudowny sposób znaleźć dla Izaaka zonę, to nie ma czasu do stracenia, trzeba iść za ciosem. Decyzja (drugorzędna, bo drugorzędna, ale jednak) należy do Rebeki. Decyduje się ona wyruszyć już teraz, w prostym, żołnierskim niemalże: אֵלֵךְ, ᾽ēlēḵ, elech, czyli „Pójdę”.

Wyprawili więc Rebekę, siostrę swoją, i jej piastunkę ze sługą Abrahama i jego ludźmi. Pobłogosławili Rebekę i tak rzekli:
«Siostro nasza, wzrastaj
w tysiące nieprzeliczone:
i niech potomstwo twoje zdobędzie
bramy swych nieprzyjaciół!»
Po czym Rebeka i jej niewolnice wsiadły na wielbłądy i ruszyły w drogę za owym człowiekiem. Sługa Abrahama zabrał więc Rebekę i odjechał.

Rdz 24, 59-61

To błogosławieństwo to wszystko, co zostało rodzinie Rebeki z ceremonii zaślubin. Zapewne, gdyby rodziny mieszkały bliżej siebie, byłby to element całego ceremoniału związanego z przeżywaniem nie tylko przez krewnych, ale i całą okolicę małżeństwa. Teraz jednak brat i matka powtarzają niemalże obietnicę, jaką Abraham usłyszał od Boga po ofiarowaniu Izaaka. Różne są słowa obu członów jakkolwiek idea jest zachowana. Np. na Mori padły słowa o zdobyciu bram אׂיְבָיו, ᾽ōjᵉḇȃw, ojewajw, czyli „ ich wrogów”, zaś 24, 60 mówi o שׂנְאָיו, śōnᵉ᾽ȃw, soneajw, a więc „nienawidzących ich”.

Skąd pomysł, by w ten sposób pobłogosławić siostrę? Jest kilka opcji. Pierwsza: sługa przedstawił wydarzenia z Morii według relacji Abrahama podczas wieczornego posiłku, a teraz w nieco innej wersji, wykorzystali to Laban i matka Rebeki. Druga: było to rodzinne, istniejące już od dawna błogosławieństwo, które zostało wykorzystane przez Boga do wyrażenia przyszłych zwycięstw i podbojów. Trzecia: tradycja jest szersza niż potomkowie Teracha, a słowa w tej czy innej formie wyrażające nadzieję licznego potomstwa i wielkiej przyszłości wykorzystywane były w podniosłych chwilach.

Rebece towarzyszy מֵינֶקֶת, mêneqeṯ, mejneqet, czyli mamka, zapewne służąca, która brała udział w jej wychowaniu i z którą sama dziewczyna nie chciała się rozstawać. Dopiero potem, z opowieści o jej pogrzebie, dowiadujemy się, że nazywała się ona Debora. Ponadto towarzyszy jej nieokreślona liczba6 służących (נַעֲרׂתֶיהָ, na’ǎrōtệhā, na’arotejha, dosł. „dziewcząt jej”). Rozstanie z domem rodzinnym nie było więc całkowite, a poprzez piastunkę nadal był przy pannie młodej ktoś, kto był w stanie jej doradzić i nie był związany tylko z domem Abrahama.

A Izaak, który naówczas mieszkał w Negebie, właśnie wracał od studni Lachaj-Roj; wyszedł bowiem pogrążony w smutku na pole przed wieczorem. Podniósłszy oczy ujrzał zbliżające się wielbłądy. Gdy zaś Rebeka podniosła oczy, spostrzegła Izaaka, szybko zsiadła z wielbłąda i spytała sługi: «Kto to jest ten mężczyzna, który idzie ku nam przez pole?» Sługa odpowiedział: «To mój pan». Wtedy Rebeka wzięła zasłonę i zakryła twarz.
Rdz 24, 62-65

Najwyraźniej, prosto z Aramu sługa kieruje się tam, gdzie spodziewał się zastać Izaaka, czyli do Negebu, w okolice studni, gdzie po raz pierwszy Anioł ocalił Hagar. Dlaczego udał się właśnie tam na wieczorną przechadzkę? Tekst hebrajski mówi, że wyszedł לְשׂוּחַ, lᵉśȗaḥ, le-suach. Czyli po coś, ale nie wiadomo po co, bo czasownik שׂוּחַ pojawia się w Piśmie Świętym raz, w tym jednym miejscu. Może oznaczać „zamyślenie, skutek”… Cokolwiek. Może była to zaduma nad swoim losem, w końcu zapewne przeczuwał, że Abraham nie będzie żył już długo (choć narodzić Ezawa i Jakuba dwadzieścia lat po ślubie doczekał), matka umarła stosunkowo niedawno (wiemy z Rdz 25, 20, że miał w dniu ślubu 40 lat, więc upłynęły trzy lata od śmierci Sary). Może rzeczywiście, po całym dniu pracy miał wątpliwości, czy ten trud jest opłacalny, skoro może być i tak, że nie będzie komu zostawić bogactwa.

W takiej chwili, niczym kawaleria w amerykańskich filmach, albo niczym Gandalf w wylotu Helmowego Jaru, na horyzoncie pojawiają się wielbłądy. Jak przystało na dobrego gospodarza, Izaak rusza im na spotkanie, choćby po to, by sprawdzić zamiary wędrowców. Nie wiadomo, czy był sam, czy towarzyszył mu jakiś sługa. Możliwe, że czuł się na tyle bezpiecznie w okolicy, że mógł przechadzać się bez ochrony. W każdym razie zwrócił uwagę Rebeki na tyle, że ta wylądowała na ziemi. Smaczku scenie dodaje fakt, że użyto tu czasownika נָפַל, nāṗal, nafal, czyli upaść, spaść. Jest to jedyne miejsce w całej Biblii, gdzie וַתִּפּׂל, wattippōl, wat-tippol jest tłumaczone inaczej niż „upadła”. O ile rodzina Betuela nie opanowała wyjątkowo akrobatycznego sposób schodzenia z grzbietu wierzchowca, Rebeka dosłownie spadła z wielbłąda.

Najwyraźniej upadek nie był zbyt druzgocący, skoro miała po nim siłę pytać, kim jest mężczyzna o tak piorunującym wyglądzie. A może po prostu przysnęła pod koniec dnia, zmęczona siedzeniem w siodle i wystraszyła się, widząc nadciągającego obcego mężczyznę? W każdym razie, dowiedziawszy się kim on jest, zakrywa twarz zasłoną. Użyty tu wyraz צָעִיף, ṣā’ȋṗ, ca’if pojawia się tylko tu i… w opisie przebrania Tamar, która udając nierządnicę sakralną współżyła z Judą, swoim teściem (por. Rdz 38, 14). Nie wydaje się, by Hebrajki w miejscach publicznych zakrywały twarz, więc ten gest był dziwny. Mógł był elementem szoku wywołanego sytuacją, choćby próbą ukrycia zażenowania wywołanego upadkiem z wielbłąda. Albo próbą wywołania zainteresowania ze strony przyszłego męża. W końcu, raczej nie chciała być doprowadzona jak nabyty za granicą cenny rumak, ale miała z tym człowiekiem żyć i mieć dzieci.

Kiedy sługa opowiedział Izaakowi o wszystkim, czego dokonał, Izaak wprowadził Rebekę do namiotu Sary, swej matki. Wziąwszy Rebekę za żonę, Izaak miłował ją, bo była mu pociechą po matce.
Rdz 24, 66-67

Reakcja Izaaka jest nieco dziwna. Wprowadza przyszłą żonę do namiotu swojej matki. Być może był to namiot dostosowany do kobiecych potrzeb, odpowiednio urządzony. Pytanie, po co go ze sobą woził? Jednak kolejny wers sugeruje, że ślub był pociechą po stracie matki. Sprawa dla Freuda. Z drugiej strony, może właśnie tej kobiecej towarzyszki mu brakowało, a sam też niespecjalnie miał kiedy i jak szukać żony, bądź też nie znajdował właściwej.

Nie wiemy, czy ślub rzeczywiście był tak nagły, czy też Rebeka pomieszkiwała w namiocie Sary przez pewien czas jako narzeczona i dopiero po pewnym czasie nastąpiły już pełne zaślubiny. Możliwe jest, że skoro Sara umarła1 w 1983 r. AM, a 40 rok życia Izaaka przypadał na 2086 AM, dając czas na żałobę po matce, a także fakt, że sam okres zaręczyn trwał kilka miesięcy wydarzenia wymienione w tym jednym wersie są rozłożone na lata i opisują znacznie bardziej skomplikowany proces zapoznawania się młodych.

 

poprzedni wpis

spis treści

następny wpis

1Licząc według datacji Anno Mundi, „od stworzenia świata”, zakładając, że Abraham urodził się w 1946 AM.

1Miało to oczywiście swoje skutki, bo genetyka nie patrzyła na tytuły. Paradoksalnie, te same choroby wywołane bliskim pokrewieństwem rodziców dotykały i rody królewskie, koligacących się w zamkniętym kręgu dynastii i górali, żeniących się z kuzynkami, dla utrzymania w rodzinie niewielkiego skrawka pola.

2Nie ma w tekście oryginalnym mowy o rozsiodłaniu wielbłądów, co zapewne wynika z innego charakteru tych zwierząt. Tekst hebrajski mówi, że וַיַּבְרֵךְ הַגְּמַלִּים, wajjaḇrēḵ haggᵉmallȋm, waj-jawrek hag-gemallim, czyli „sprawił, że wielbłądy kleknęły” (jaka jest forma czasu przeszłego dokonanego 3 os. lp. trybu rozkazującego dla klękać?). Zsiada się i wsiada na stojącego konia, jednak dosiada się wielbłąda lezącego lub pochylonego do przodu. Nadal może to jednak oznaczać szerszy zakres czynności, w tym na przykład zdjęcie siodeł i bagaży.

3Zawarta jest tu pewna gra słów, bo nabieranie wody wyraża czasownik שָׁאַב, šā᾽aḇ, sza’aw, to gapienie się sługi wyraża czasownik, który pojawia się w piśmie jeden, jedyny raz, właśnie tutaj: שָׁאָה, šā᾽āh, sza’a.

4Dosłownie zdanie to ma szyk nieczytelny dla nas: „I stało się to, gdy zobaczył pierścień i bransolety na rękach siostry swojej i kiedy usłyszał słowa Rebeki, siostry jego mówiącej: «To powiedział do mnie ten człowiek»”.

5Ciekawostka, w hebrajskim prawa ręka to יָמִין, jāmȋn, jamin, lewa zaś to שְׂמׂאול, śᵉmō᾽wl, semol.

6Nie mamy też podanej liczby towarzyszy sługi Abrahama. Nie wiemy więc, jaki rozmiar miała grupa podróżująca na południe, czy wszyscy jechali na grzbietach zwierząt, czy może część szła pieszo. Na pewno był to sługa Abrahama, twój ludzi wędrujących z nimi, Rebeka i co najmniej dwie jej towarzyszki (słowo „dziewczęta” może tez odnosić się do niewolnic dowolnego wieku), czyli sześć osób.

4 myśli na temat “Żona dla Izaaka (Rdz 24). Komentarz do Księgi Rodzaju, cz. 36.

Dodaj komentarz