Mit żydowski. Komentarz do Księgi Rodzaju, cz. 2.

Poprzednia część.

2. Stworzenia

Początek Księgi Rodzaju zawiera akt stworzenia świata w dwóch opisach. Pierwszy, używający na określenia Boga słowa „Elohim”, wpisany w cykl siedmiodniowy, znacznie obszerniejszy, skupia się na uczynieniu przez Boga świata. Drugi, używający tetragramu JHWH, jest bardziej antropocentryczny, skupia się na człowieku, szerzej opisując i sam sposób, w jaki powstał i mocniej łączy się z późniejszym opisem ogrodu Eden i upadku człowieka. Krytyka tekstu zakłada, że mowa tu o kompilacji dwóch dzieł, odległych od siebie w czasie, a może i przestrzeni, tworzonych przez członków dwóch różnych wspólnot. Pierwsza, uznająca Imię Boże za niewymawialne, zastąpiła je słowem „Elohim”, będącym liczbą mnogą od „Eloh” – „Bóg”, a więc: „Bogowie”1.

Można zauważyć pewną granicę między dwoma opisami w Rdz 1,4: „Oto są dzieje początków po stworzeniu nieba i ziemi”. Możliwe, że był to swoisty tytuł wcześniejszego tworu, opisującego początek ludzkości według starszej tradycji, która jeszcze nie znała tabu związanego z wypowiadaniem Imienia Bożego, lub istniała równolegle do tej uznającej nadzwyczajne środki ochrony czytającego przed profanacją, skoro w Rdz 2,5 pojawia się tetragram2. Jednocześnie tradycja ta nosi jeszcze silniejsze niż pierwsza piętno kontaktu z kulturą babilońską, a właściwie już perską – o czym szerzej przy opisie ogrodu Eden.

Celem stworzenia obu tych tworów było przede wszystkim wyjaśnienie początków świata, a także człowieka a także ustanowienie hierarchii wartości. Celem mitu żydowskiego nie było zabawienie czytelnika czy słuchacza, ale przede wszystkim pożytek moralny. Po lekturze wiara w JHWH powinna być silniejsza, a pogarda do bogów pogańskich i ich świątyń – większa.

2.1. Biblia a Bliski Wschód

Także pierwszy opis stworzenia świata nosi ślady próby odróżnienia żydowskiego światopoglądu od mitów babilońskich, choć nie jest to tak widoczne. W każdym z wypadków wymaga to jednak poznania wersji początków według najważniejszych w czasie powstawania Genesis kultur basenu Morza Śródziemnego i Żyznego Półksiężyca, czyli Egiptu, Mezopotamii i (tylko pobocznie) Grecji. Dlaczego? Gdyż autorzy ludzcy Biblii nie istnieli w zawieszeniu i gdy tworzyli swoje dzieła, czy to jako autorzy oryginalni, czy też zbierający wcześniejszy materiał redaktorzy, musieli brać pod uwagę to, co napisano, czy też głoszono o początkach świata i człowieka w krajach ościennych. Izraelscy autorzy podań o początku świata i człowieka wiedzieli dobrze, że ich twór trafi do uszu ludzi znających choćby pobocznie opowieści babilońskie czy egipskie, więc musieli się do nich ustosunkować, albo przez zupełne zignorowanie albo poprzez zaczerpnięcie motywów. Można powiedzieć, że mitologia początków świata zawarta w pierwszych rozdziałach Genesis to przykład bardzo twórczego plagiatu, stanowiącego korektę wierzeń ludów Żyznego Półksiężyca i dostosowanie jej do wiary w JHWH.

Przez długie wieki nie widzieliśmy tych podobieństw, gdyż nawet o mitologii tak ważnego ośrodka jak Egipt nie wiedzieliśmy zbyt wiele, głównie z powodu skupienia na północnych wybrzeżach Morza Śródziemnego (Grecja, Rzym), ale także skutkiem bariery językowej: języki tak zwane „klasyczne” przetrwały za sprawą prób zachowania ciągłości po Imperium Romanum, a także za sprawą chrześcijaństwa, które kultywowało grekę z powodu zapisania w niej Nowego Testamentu i dzieł wielkich teologów wschodnich, a nawet hebrajski z powodu czci do Starego Testamentu był lepiej znany niż egipski czy sumeryjski. Stąd, o ile znane były pewne zniekształcone przez hellenizację czy romanizację imiona władców, bogów, czy na przykład lokalizacje, to jednak wiedza nasza pochodziła od Żydów, Greków i Rzymian, a co za tym idzie nie oddawała dobrze ducha ani nawet literalnego tekstu wierzeń.

Ten brak wiedzy chrześcijan z jednej strony chronił Biblię przed zarzutami, jakie pojawiły się później, a z drugiej: sprawiał, że była ona niejako zawieszona w próżni, a jej prawdomówność oparta była głównie na autorytecie Boga. Gdy XIX w. przyniósł odświeżenie w dziedzinie badań nad kulturą i tekstami sumeryjskimi, babilońskimi czy egipskimi, z jednej strony zauważano podobieństwa między wierzeniami mezopotamskimi (choćby mit o potopie), z drugiej zaś drastyczne różnice między wizją dziejów ich a choćby Tory.

Nie znaczy to bynajmniej, że przed tym okresem starożytność nie znała alternatywnych opisów wydarzeń znanych z Pisma. Znała też zwyczaj dorabiania przeciwnikom politycznym czy ideowym możliwie najgorszej możliwej wersji historii powstałej poprzez wypaczenie tego, co adwersarze sami o sobie twierdzili. Tak, jak w starym dowcipie:

– Czy to prawda, że w Moskwie na Placu Czerwonym rozdają samochody?
– No, prawie. Nie w Moskwie, tylko w Leningradzie, nie na Placu Czerwonym, tylko targowym, nie samochody a rowery i nie rozdają, a kradną.

Na przykład w wersji Exodusu według Tacyta zawartej w V księdze jego „Historii”, Żydzi wypędzeni z Egiptu tułali się po pustyni, a ocaleni przez stado dzikich osłów odtąd czcili złotą głowę tego zwierzęcia w swym najświętszym sanktuarium w Jerozolimie. Jednak w Europie czy w Stanach XIX w. nikt nie widział w tych wersjach czegoś poza złośliwą propagandą, tak jak nie uznawano za prawdziwą antyewangelii przekazanej choćby w dziełach z serii Toledoth Jeszu. Ponowne odkrycie świata epoki nie tyle klasycznej (jeśli ograniczyć jej geograficzny zasięg do świata hellenistycznego i Imperium Romanum), co epoki brązu czy wczesnego żelaza i zapoznanie się z Babilonią, Egiptem czy Filistynami u źródła, nakazało spojrzeć inaczej na dzieje świata. O ile świat rzymski zaczynał się legendarnie w roku 753 przed Chr., o tyle tabliczki gliniane kazały spojrzeć na tysiące lat przed Chrystusem, ukazując nam lepiej świat, w jakim przyszło żyć choćby Mojżeszowi, czy pierwszym zamieszkującym podbity Kanaan Izraelitom.

Nie brakło przy tym prób manipulacji – jedną z nich była, na przykład, teoria, że cały żywot Jezusa był kalką z życia Horusa, rozpropagowana przez niespełnionego poetę, a potem egiptologa-amatora, Gerarda Masseya, który jako źródło swoich rewelacji obwieścił „napis w świątyni w Elefantynie”, jednak ani nie raczył przekazać innym do zbadania owego przełomowego reliefu, ani choćby ponownie go zlokalizować. Jednocześnie ludy, które w pierwszych wiekach orientalistycznego szału zdawały się wymysłem samej Biblii okazały się nie tylko istnieć, ale też być w swojej epoce potęgami. O ile najpierw Uriasz Hetyta uznawany był za legendę, gdyż nikt nie widział nigdy takiego ludu jak „synowie Heta” („benej Het” – por. Rdz 23,3) o tyle teraz lud Hetytów sławny jest z powodu zaawansowanych jak na swój czas metod obróbki żelaza.

Jak więc widzieli powstanie świata ci, których Izraelici uznawali za pogan? W każdej mitologii początek wszelkiego istnienia było dziełem siły wyższej. Sumerowie, których poglądy na temat początków świata znamy z odczytanych nie tak dawno tabliczek uważali, że bogowie ulepili człowieka z gliny, a także stworzyli idealne miejsce do wzrostu i rozmnażania dla zwierząt, „wzgórze nieba i ziemi”, gdzie pierwotnie mieszkali ludzie. Nazywa się czasem ten raj „Wzgórzem Eden”, ale biorąc pod uwagę pochodzenie słowa „Eden”, tworzy się wtedy oksymoron: „Wzgórze Równina”. Babilończycy w eposie Enuma Elisz przekazywali sobie dzieje walki boga Marduka z praboginią Tiamat i jej potworami: z ciała zabitej Tiamat powstaje niebo, a z krwi jej tworu i jednocześnie męża, Kingu, powstają mający służyć bogom ludzie.

Ciekawie się robi przy Egipcie. Pomimo podstawowych założeń wspólnych, można zauważyć że każdy większy ośrodek kultyczny: Teby, Hermopolis, Heliopolis czy Memfis miał swoją wersję początków świata. I tak widzimy olbrzymi rozstrzał idei od Atum (tworzącego kolejne bóstwa przez podział samego siebie), przez Ptaha (tworzącego Atuma i resztę bogów w swoim umyśle i realizującego dzieło wypowiedzianym słowem) po Amona (boga pozostającego poza światem, stwórcę innych stwórców). Co ciekawe, mitologia zrodzona nad Nilem jest bardzo skupiona na bogach, o ludziach wspominając nieco pobocznie, że zrodzili się oni z łez Atuma, który po rozstaniu ze swoimi dziećmi posłał swoje oko na ich poszukiwania. Gdy sprowadziło ono z powrotem Szu i Tefnut, prabóg zapłakał z radości.

Gdy spojrzymy na ten dość prosty zarys wierzeń kosmogonicznych Bliskiego Wschodu, zobaczymy w jakim kierunku szła myśl redaktorów Genesis. Chodziło im o ukazanie potęgi i chwały Stwórcy, który nie musi walczyć z żadnym przeciwnikiem, nie ma wyznaczonej sobie dziedziny, stworzył wszystko i wszystkich, a poza nim nie ma żadnych bytów duchowych, które by w ten czy inny sposób zasługiwały na kult z powodu własnej władzy nad światem. Człowiek zaś nie powstał przypadkiem, ale stanowi dzieło Boże, stworzone w konkretnym celu.

Kolejna część

1Tropicielom pierwotnego politeizmu żydowskiego chciałbym tylko przypomnieć, że nie ma mowy, by „Elohim” coś „stworzyli”. Księga Rodzaju jasno mówi o czynności jednej osoby: „Bereszit Elohim bara” – „Na początku Elohim stworzył”. W grę wchodzi więc  tzw. pluralis maiestatis, a więc zwyczaj używania wobec osób o najwyższej władzy, czy nawet otoczonych zwykłym, rodzinnym szacunkiem liczby mnogiej. I tak, w Rdz 24,10 sługa Abrahama zabiera ze sobą na poszukiwanie żony dla Izaaka wielbłądy i kosztowności „adonaw”, a więc „swoich panów”. Jeżeli określono liczbą mnogą jednego Abrahama, to czemu nie jedynego Boga? W hebrajskim zaimek dzierżawczy łączy się z końcówką wyrazu. I tak „adon” to „pan”, „adonai” lub „adoni” – „pan mój”, „adono” – „pan jego” a „adonaw” – właśnie „panowie jego”. Tu może pojawić się jeszcze możliwość, że liczba mnoga odnosi się do „kosztowności”, albo że „panowie” to Abraham i Izaak.

2To kolejny problem z czytaniem Biblii w przekładzie. Żydzi zapisywali imię Boże JHWH, jednak po latach zakazu sami nie wiedzą dokładnie, jak brzmiałaby prawidłowa wymowa, a także jakie byłoby znaczenie. W wielu współczesnych tłumaczeniach litery jod-he-waw-he przekłada się tak, jak zastępowali je przestrzegający zakazu Żydzi, czyli słowem „Adonai”, „Pan”, stąd nie zauważamy tej różnicy w czasie czytania na przykład surowego tekstu Biblii Tysiąclecia, potrzebny jest więc przypis. Z jednej strony nieco zaburza to czytanie Pisma, z drugiej – tak naprawdę, nie mamy stuprocentowej pewności, jak tetragram wymawiać, choć najbardziej prawdopodobna jest wymowa „Jahwe”.

4 myśli na temat “Mit żydowski. Komentarz do Księgi Rodzaju, cz. 2.

Dodaj komentarz